Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Strażniczka Strefy Liminalnej

Rozdział 5

Autor:Kh2083
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2017-01-19 20:19:23
Aktualizowany:2017-01-19 20:19:23


Poprzedni rozdział

Demon pod postacią dziecka siedział przy dużym drewnianym stoliku wpatrując się w punkt na przeciwległej ścianie. Był zamyślony i zaniepokojony czymś, co poczuł przed kilkoma minutami. Jego matka odpoczywała w milczeniu na krześle przy ścianie, a przed biurkiem stali jego słudzy, czekając na słowo od swego mistrza. Amadee, Zhoron i Gukos nie byli pewni swojej najbliższej przyszłości, Zabbas mógł w ataku wściekłości zgnieść ich przypadkowo wytworzonym zawirowaniem czasoprzestrzennym. Mały demon otworzył oczy. Spojrzał na zgromadzonych ze złością.

- Nastąpiła przemiana... - powiedział zaciskając pięści.

- Nastąpiła przemiana Strażniczki. - dodał.

- Cała kraina zatrzęsła się od magii jednego z Książąt Piekielnych. Jego moc została przelana w ciało Strażniczki. - dokończył.

- Czy to oznacza, że ona żyje? Po tym wszystkim co ją spotkało z naszej ręki? - Mężczyzna w ciemnych okularach zapytał ostrożnie.

- Po tym co ją spotkało z mojej ręki! - Zabbas sprostował wypowiedź swojego podwładnego.

- Ona nie tylko przeżyła, ale jest silniejsza niż przedtem. Silniejsza i zapewne oczekująca na konfrontację z nami.

- Czy będzie potrafiła nas odnaleźć? - spytała Amadee.

- Elenaril, ta wiedźma zdradziła nas i na pewno wskaże Strażniczce drogę do tego miejsca. Musimy się rozdzielić, zniknąć i zbadać jak silna się stała. I gdy znajdziemy jej słabe punkty, zaatakujemy znów i wygramy. Sallos nie pomoże jej po raz drugi. - Zabbas oznajmił śliniąc się.

Owena stała na balkonie rezydencji w sercu mrocznego lasu Fearie rozmyślając nad swoją przemianą i ceną jaką przyszło jej zapłacić za odzyskanie sprawności fizycznej. Ponury nastrój świata myśli dziewczyny był potęgowany przez krajobraz widoczny dookoła: martwe, białe i odarte z kory i liści drzewa i czarną trawę łąk zniszczonych przez zaklęcie przeklętej czarownicy. Miecz, również odmieniony przez potęgę demona, stał oparty o zdobioną barierkę balkonu. Dziewczyna przesuwała dłoń w jego kierunku, chcąc go dotknąć, a jednocześnie obawiając się tego co miało się stać. Kiedy jej palce przesunęły się po zimnej powierzchni stali, na mieczu i jednocześnie ciele Oweny zalśniły czerwone symbole niosące w sobie imię księcia piekielnego. Blondynka odwróciła się, zauważając Marcona stojącego za nią.

- Owena, nie powinnaś tak długo stać w tym miejscu. Jeden krok za daleko i dosięgnie cię czar wiedźmy. - mężczyzna oznajmił. Dziewczyna odwróciła się.

- Może chcę zaryzykować? - odparła.

- Wracajmy do środka. Za chwilę znajdziemy się na Ziemi. - Marcon powiedział bardzo stanowczo.

- Jesteś pewien, że powinnam tam wracać? - Owena dotknęła miecza obiema dłońmi. Symbol zalśniły intensywniejszym światłem. Pojawiły się na twarzy dziewczyny, prześwitywały także przez jej koszulę i spodnie.

- Mogę okazać się bardziej niebezpieczna dla otoczenia niż Zmiennicy. - dodała.

- Jestem i będę przy tobie cały czas. Kiedyś przechodziłem przez coś podobnego. Wiesz o tym. Nigdy nie mówiłem ci szczegółów, ale zawsze wiedziałaś, że przyjąłem moc demona, by lepiej wypełniać swoje obowiązki. I jak widzisz, nadal stoję przy tobie i nie jestem dla ciebie żadnym zagrożeniem. Kiedyś, tak samo jak ty teraz, przeklinałem swoją decyzję i nienawidziłem siebie za posługiwanie się siłą daną mi przez księcia piekielnego. Ale teraz po latach widzę, że dzięki niej zrobiłem wiele dobrego. Dzięki niej wygrałem walki, które w innym przypadku na pewno zakończyły by się przegraną. Dzięki niej mogłem również chronić was gdy byliście dziećmi.

- Ale ilu zniszczyłeś na polecenie Sallosa?! - Owena podniosła głos. Symbole na mieczu i jej skórze zalśniły jaskrawiej.

- Owena, przysięgam, że jeśli on kiedykolwiek wyznaczy dla ciebie zadanie, którego nie będziesz chciała wykonać, wezmę całą odpowiedzialność na siebie i zrobię wszystko co mi każe, aby nie musiałaś przekraczać wyznaczonych przez siebie granic. - Marcon oznajmił chwytając dłoń dziewczyny.

- Owena, przypomniał mi się dzień, kiedy przyszedłem po ciebie do domu dziecka. Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Dziękuję ci za każdy dzień. Dziękuję ci, że podjęłaś taką decyzję. Dziękuję, że nie musiałem cię przedwcześnie pożegnać. - Siwy mężczyzna zbliżył się do blondynki i mocno ją przytulił. Owena upuściła miecz. Wszystkie runiczne znaki na jej ciele zniknęły. Dziewczyna zaczęła płakać. Marcon spojrzał w jej oczy.

- Chodźmy już. Musimy wracać na Ziemię.

- Dobrze. - Blondynka wyszeptała ocierając oczy z łez.

W tym samym momencie, Loranir spacerował po mrocznych korytarzach pałacu księcia Sallosa. Ostatecznie dotarł do ciemnego, dusznego pomieszczenia w którym stało kilka beczek z winem. Przy drewnianym stoliku siedziało dwóch czarnych Abiszajów pijących trunki ze zdobionych pucharów. Elf, widząc dwa diabły, próbował się wycofać. Jeden z demonów wskazał na niego swym palcem zakończonym pazurem.

- Nie odchodź! Chcemy z tobą porozmawiać, Tylwyth Teg! - krzyknął donośnym głosem. Loranir zatrzymał się.

- Dlaczego miałbym wdawać się w pogawędki z demonami? - odpowiedział niechętnie.

- Bo wiemy, że poszukujesz swojej siostry. - poinformował Abiszaj.

- I wiemy, że być może nie mylisz się, twierdząc że ona nadal jest w świecie żyjących. - dodał drugi demon.

- Co takiego? - Loranir zareagował gwałtownie. Szybko podszedł do stolika Abiszajów.

- Mówcie co wiecie! - Rozkazał.

- Nie tym tonem. Nie jesteśmy demonami najwyższego urodzenia, ale ty nie masz już nawet własnego rodu. - Abiszaj zasyczał patrząc w oczy długowłosemu mężczyźnie.

- Proszę, powiedzcie mi wszystko co wiecie. - Loranir poprawił się.

- Dobrze. Naszym zadaniem jest patrolowanie martwego lasu. Widzieliśmy dziwne rzeczy. Widzieliśmy wiedźmę, elficką wiedźmę, która żyła w nim pomimo czaru śmierci. Jeśli ona potrafiła tam przeżyć, to może twoja siostra również gdzieś tam jest? Może nadal czeka na ratunek? - Demon bawił się z elfem zadając pytania bez odpowiedzi.

- Przybądź tutaj i wejdź do lasu. Będziesz mógł to zrobić, jeśli zdobędziesz dodatkową ochronę. - dodał drugi Abiszaj.

- Jaką ochronę? Jak mam ją zdobyć? - Loranir pytał.

- Tego nie wiemy. Jesteśmy tylko czarnymi Abiszajami. Naszym zadaniem jest praca i walka jako szeregowi żołnierze. Ale tobie na pewno uda się zdobyć sekret i odnaleźć siostrę, żywą lub martwą.

Elf wiedział, że dłuższa rozmowa z pijanymi demonami nie miała większego sensu, więc postanowił opuścić pomieszczenie i wrócić do swoich przyjaciół.

Książę Sallos siedział w swoim gabinecie czekając na powrót strażniczki i jej pomocników.

W pewnym momencie, jego spokój został zakłócony przez wejście Merlary, elfiej czarodziejki i jedynej osoby, której udało się przeżyć masakrę mrocznych elfów przez wiedźmę Matyldę i jej zaklęcie śmierci.

- Czego sobie życzysz, kobieto? - Zapytał patrząc na starszą elfią kobietę stojącą w drzwiach.

- Książę, wybacz, że ci przeszkadzam, ale chciałam zapytać czy przyjmiesz u siebie jednego z naszych gości. Ona twierdzi, że ma dla ciebie bardzo ważną wiadomość.

- Ona? Czyżby zmieniła zdanie? Mówiłem, że cofnięcie rytuału nie jest możliwe.

- Nie mówiłam o strażniczce. Jedna z jej towarzyszek chce z tobą porozmawiać.

Sallos wstał z krzesła. Spojrzał na Merlarę ze złością.

- Nie chcę w moich progach Zmienniczki Mab, wyraziłem się jasno!

- Elenaril chciała przekazać ci wiadomość odnoszącą się do Królowej Annwn. Myślę, że powinieneś pozwolić jej wejść.

Przez chwilę panowała cisza. Sallos usiadł na fotelu.

- Dobrze. Niech wejdzie. Ale nie gwarantuję jej, że opuści to pomieszczenie. - Merlara westchnęła. Wyszła z pokoju, a wkrótce jej miejsce zajęła młoda, niebieskowłosa elfia dziewczyna.

- Panie. - wyszeptała, kłaniając się.

- Mów co masz do powiedzenia i wynoś się stąd. Nie chcę gościć tutaj osób służących Mab. - Sallos rozkazał ze złością.

- Panie, nie służę już ani Zabbasowi, ani Królowej. Wybrałam inną drogę i nie ma dla mnie powrotu na dwór Annwn. Ale ona nadal uważa, że jestem jej własnością. Mab chce mnie zdobyć i wysłała swojego posłańca nawet tutaj. To był jakiś dziwny skrzat. Próbował porwać mnie z twojego terenu, kiedy siedziałam przy jeziorze przy twoim pałacu, Panie.

- Posłaniec Mab dostał się tak blisko mojej siedziby? - Sallos bardzo się zdenerwował. Wstał, jednocześnie kierując się do drzwi.

- Gdzie on jest? - spytał.

- Nie wiem. Zaatakowałam go magią wody i zniknął. Może wrócił na dwór Mab.

- Albo nadal tu jest i szpieguje nas wszystkich. Idę powiedzieć Abiszajom, aby przeszukały całą okolicę. - Sallos zatrzymał się po raz ostatni w drodze na korytarz.

- Możesz tutaj zostać. - powiedział do dziewczyny.

Sallos wysłał Abiszaje, aby odnalazły ślady szpiega Mab w okolicy swojej rezydencji. Tymczasem w głównym holu pałacu zgromadzili się wszyscy oczekujący powrotu do krainy ludzi: Owena, ze swoim odnowionym miecze i Marcon, Loranir, wciąż myślący o budzącej nadzieję rozmowie z dwoma diabłami, a także Elenaril przyprowadzona przez starą Merlarę. Książę piekła utworzył bramę łączącą Annwn ze światem ludzi i przygotował się do pożegnania Strażniczki i jej towarzyszy.

- Wykorzystaj daną ci przeze mnie moc bardzo rozsądnie Strażniczko. Drugi raz nie wyleczę twojego ciała. Odnajdź wszystkich Zmienników i odeślij ich z powrotem do tej krainy. Jeśli to co mówicie jest prawdą i wśród nich jest demon, zostanie zapieczętowany w moim więzieniu. Nie dbam o to co stanie się z pozostałymi sługami Mab. Jeśli będziesz zwycięska, będziesz kontynuowała misję odnalezienia króla Annwn. Spotkasz się z jednym z Prezydentów piekielnej krainy, który poprowadzi cię w poszukiwaniach. Znajdziesz go w miejscu w którym zwykle zaopatrywałaś się w księgi na temat magii. Wracajcie do siebie. - demon uaktywnił wrota.

- Idziemy. - Marcon powiedział do swojej córki. Owena przeszła przez bramę jako pierwsza. Marcon spojrzał na Elenaril. Dziewczyna przeniosła się do świata ludzi razem z siwym mężczyzną. Loranir przez chwilę wahał się co robić dalej. Patrzył na Merlarę i stojącego w ciemności księcia Piekła. Ostatecznie zdecydował się podążyć za swoimi przyjaciółmi. Ochrona o której mówiły dwa Abiszaje musiała poczekać na inny czas. Kiedy elf przekroczył bramę, Sallos zamknął przejście.

- Czy ona poradzi sobie z tym czym ją obdarowałeś? - Merlara zapytała.

- Chęć schwytania Zmienników wzbudzi w niej pragnienie zemsty, a to pragnienie obudzi w niej moc i możliwości jej kontrolowania. Ludzie potrafią być dużo skuteczniejsi w używaniu takiej potęgi od mojej rasy.

- Marcon to wielokrotnie udowodnił. - Kobieta wtrąciła.

- Tak, udowodnił to w chwili gdy znalazł sposób, aby pozbyć się mojej mocy i mojego wpływu. - Sallos zakończył rozmowę. Zniknął w ciemnościach korytarzy swojego pałacu.

Owena i jej towarzysze pojawili się na dachu szpitala w którym uratowano życie blondynki. Nie wiadomo ile czasu minęło gdy przebywali w Fearie, być może dni, a może tygodnie. Miasto było pogrążone w mroku nocy, ale nie padał już deszcz. Niebo było pogodne, pełne migoczących gwiazd i z wielkim Księżycem królującym nad śpiącym miastem. Było zimno i wiał wiatr. Kiedy Strażniczka doszła do siebie po teleportacji, natychmiast zauważyła, że wśród jej towarzyszy nadal była Elenaril. Spojrzała na nią ze złością.

- Nie jesteśmy już w krainie Wiecznego Zmierzchu i nie muszę już przestrzegać etykiety pałacu książęcego. Wiem, że w ostatniej chwili mi pomogłaś, ale byłaś też częścią pułapki zastawionej na mnie.

Zbliżyła się do niebieskowłosej elfki. Loranir próbował zareagować, ale Marcon powstrzymał go.

- Zostaw ją. Ona na pewno zachowa się rozsądnie.

- Nie będę cię ścigała, ale nie chcę abyś więcej wchodziła mi w drogę. Odejdź stąd. - Blondynka rozkazała stanowczo.

- Nie mam dokąd pójść. Dopóki Zabbas i reszta Zmienników, których zdradziłam chodzą po tej planecie, nie zaznam spokoju. Pozwól mi dołączyć do ciebie i wspomóc cię w walce z nimi.

- Dlaczego miałabym się na to zgodzić? - Owena podeszła jeszcze bliżej dziewczyny.

- Bo wiem o nich dużo więcej niż ty i obiecuję podzielić się z tobą swoją wiedzą. Tak, byłam razem z nimi gdy zabijali poprzednią strażniczkę, ale ja nie zadałam jej ostatecznego ciosu. Marcon, twój nauczyciel, tam był i może to potwierdzić. Wiem też, że Zabbas robił dużo gorsze rzeczy ludziom nie mającym nic wspólnego z naszą misją, ani z krainą skąd czerpiemy moc. Chcę, aby spotkała go za to kara tak samo jak ty. Poza tym wiem gdzie jest albo przynajmniej była do niedawna jego kryjówka. Znam miejsce w którym zebrał nas ponownie i zlecił zadanie zabicia ciebie. - Elenaril odpowiedziała stanowczo. Owena popatrzyła za siebie. Spojrzała na milczących mężczyzn, a sekundę później na swoją rozmówczynię.

- A gdy uda nam się ich ukarać i odesłać... odejdziesz? - Zapytała.

- Tak, jeśli nadal będziesz tego sobie życzyć. Proszę jeszcze raz, pozwól mi zostać z wami przez ten krótki czas.

- Dobrze. Niech tak będzie. - Blondynka odpowiedziała z trudem. Marcon uśmiechnął się.

- Pamiętaj, że gdy nas zdradzisz nie będę miała dla ciebie litości.

- Nie zdradzę i nie zawiodę cię. Mam jeszcze jedną prośbę ...

- Tak?

- Amadee... może jest szansa, aby ją uratować. Wychowywałam się razem z nią i nadal jest mi bliska. Jeśli nadarzy się ku temu okazja, pozwól mi z nią porozmawiać i nakłonić ją do porzucenia Zabbasa.

- Dobrze. Ale tylko gdy ona nie będzie zagrożeniem dla żadnego z nas. W przeciwieństwie do ciebie, ona przyczyniła się do śmierci starej Strażniczki bezpośrednio.

Cała grupa została zaprowadzona przez Elenaril do klubu nocnego w którym Zabbas miał swoją siedzibę. Okazało się, że lokal był zamknięty. Światła były zgaszone we wszystkich oknach, a drzwi były zamknięte na kłódkę. W okolicy nie było żywej duszy.

- Uciekł. Zbyt długo byliśmy w Fearie. - Elfka o niebieskich włosach powiedziała patrząc na opuszczony budynek.

- Nie sądzę. Może przygotował dla nas pułapkę. - oznajmiła Owena.

- Odsuńcie się. - dodała. Wyciągnęła rękę przed siebie i zaczęła recytować słowa jakiegoś zaklęcia. Jej usta poruszały się bez udziału świadomości, tak jakby magia demona płynąca w jej żyłach przejęła nad nią kontrolę. Kłódka rozgrzała się do czerwoności i rozsypała w drobne strzępy. Dziewczyna otworzyła drzwi. Weszła do środka.

- Idziecie ze mną? - Zapytała, widząc że jej przyjaciele nie wiedzieli jak zareagować na pokaz jej nowych sił.

- Owena, jesteś pewna? Sama powiedziałaś, że to może być pułapka. - Loranir był zaniepokojony.

- Nie za wcześnie na konfrontację? Przecież nie jesteś jeszcze w pełni świadoma tego co zyskałaś łącząc się z magią Sallosa. - Marcon dodał.

- Nie wiem czym się stałam. Masz rację. Ale każda sekunda, którą tracimy rozmawiając daje Zabbasowi czas na przygotowanie się na nas. Tylko teraz możemy działać z zaskoczenia i pokonać go. Jeśli pozwolimy mu nabrać sił, historia się powtórzy. - Blondynka odpowiedziała, po czym zniknęła za drzwiami. Znalazła się w ciemnym pomieszczeniu w którym jeszcze nie tak dawno temu znajdowała się kasyno gier hazardowych. Jednoręcy bandyci, maszyny stojące przy ścianach były nieczynne, stoły do gier karcianych obrastały kurzem, a po podłodze gdzieniegdzie walały się karty. Owena podeszła do ruletki, zakręciła nią i poszła dalej, w kierunku następnego pomieszczenia. Marcon przyśpieszył kroku, aby znaleźć się bliżej dziewczyny.

- Nie zaczekasz, aby sprawdzić co wypadnie? - zapytał.

- Nie wierzę w przeznaczenie. Sama wypracuję sobie przyszłość. - oznajmiła blondynka. Kolejna sala była równie duża jak poprzednia, ale jej wystrój był całkowicie odmienny. Wszędzie stały stoliki i krzesła. Wiele z nich było przewróconych. W centralnej części znajdowało się podwyższenie do tańca na rurze i striptizu. W jednym z jej narożników leżały czyjeś zielone majtki.

- Wybrał sobie idealne miejsce. - Owena pomyślała na głos o Zabbasie.

- Droga do jego gabinetu prowadzi przez piętro. Tam dopiero się napatrzysz. Nawet teraz, gdy nie ma już tutaj klientów. - Elenaril dodała.

- No to chodźmy. Nie zostawiajmy nic wyobraźni tych dwóch panów. - Strażniczka podsumowała patrząc na Loranira i Marcona. Wkrótce razem z pozostałymi weszła na klatkę schodową, której ściany zdobiły różnej wielkości kiczowate serca i neony stylizowane na kształty falliczne. Wchodząc na piętro Owena potknęła się o podwójny wibrator. Korytarz prowadzący do gabinetu zajmowanego kiedyś przez małego demona był pełen drzwi, z których większość była uchylona. Strażniczka i jej towarzysze zaglądali do wnętrza, trochę mimowolnie, trochę z ciekawości. Mogli zobaczyć rekwizyty świadczące o upodobaniach klientów lokalu, z których część była zapewne ludźmi znanymi z różnych funkcji publicznych. W kolejnych mijanych pokojach widzieli maski gazowe i czarną, skórzaną bieliznę walającą się po podłodze, łóżka nad którymi wisiały drewniane konstrukcji przypominające średniowieczne narzędzia tortur, dziwaczne, różnokolorowe stroje wykonane z lateksu, a właściwie ich potargane strzępy, gorsety i aparaty ortopedyczne które zostało już dawno wycofane z sal szpitalnych lub nigdy tam nie były, a zamiast tego pochodziły wprost z wyobraźni fetyszystów, naturalnej wielkości modele koni i świń wykonane ze sztucznej skóry i mnóstwo łóżek: zwykłych, obrotowych, wiszących, wodnych i błotnych.

- Nie chcę sobie nawet wyobrażać co się tutaj działo. - Owena oznajmiła.

- Ja widziałam. Nie chcesz wiedzieć, uwierz mi na słowo. - Elenaril wtrąciła.

- Kolejny powód, aby odesłać Zabbasa na samo dno ostatniego kręgu piekielnego. - dodała.

- Skoncentrujmy się na zadaniu. - zaproponował Loranir.

- Tam. - Niebieskowłosa elfka wskazała duże drzwi położone na końcu korytarza.

- Za tymi drzwiami siedział Zabbas. Przynamniej wtedy, gdy nas zebrał.

- Dobrze. Sprawdźmy czy nie zostawił jakichś śladów. - Owena odpowiedziała uśmiechając się.

- Jesteś pewna, że chcesz tam tak po prostu wejść? Może to pułapka. - Marcon zatrzymał córkę.

- Dlatego się przygotuję. - Dziewczyna wyjęła z pochwy miecz zmieniony przez magię Sallosa. Runiczne symbole na jego ostrzu zalśniły na czerwono. Jednocześnie na twarzy i czole dziewczyny pojawiły się dwa inne, fosforyzujące znaki. Owena przyśpieszyła, podeszła do drzwi i otworzyła je kopnięciem. Zdziwiła się, że nie były zamknięte na klucz. Weszła do środka. Pokój był skąpany w ciemności. Było w nim nienaturalnie cicho. Żaden dźwięk nie dochodził do uszu dziewczyny, nawet odgłosy kroków jej przyjaciół. W pewnej chwili Strażniczka poczuła obecność potężnej magii. Gwałtownie się odwróciła.

- Kurwa... - powiedziała przez zaciśnięte zęby. W tym samym momencie całym pomieszczeniem wstrząsnęła potężna eksplozja. Ogień i kawałki mebli, okien i ścian wyleciały przez otwarte drzwi, prosto na korytarz. Tylko szybkość reakcji Marcona i wytworzenie magicznej bariery uchroniło jego i dwóch Tylwyth Teg przed obrażeniami.

- Owena! - Siwy mężczyzna krzyknął spodziewając się najgorszego.

- Zgaście te płomienie! Byle szybko. - zwrócił się do Elenaril i Loranira. Czarnowłosy elf wytworzył nawałnicę śniegu, a niebieskowłosa dziewczyna posłała w kierunku szalejącego żywiołu strumienie krystalicznej wody. Marcon wbiegł do wciąż palącego się biura, nie zważając na własne życie. Rozglądał się, nerwowo poszukując swojej córki. Znalazł ją. Stojącą na środku pokoju i kurczowo ściskającą miecz. Jej sweter i spodnie były w strzępach, a w wielu miejscach odsłoniętego ciała świeciły symbole runiczne. Ciało dziewczyny nie było zranione, nawet włosy nie uległy spaleniu bo spowijała je bariera ochronna.

- Owena! - Loranir ucieszył się widząc, że blondynka była cała.

- Nie mogę w to uwierzyć... moc księcia Sallosa jest naprawdę potężna. - Elenaril wyszeptała. Czarnowłosy mężczyzna spojrzał na nią ze złością.

- Zdradziłaś nas! Wpędziłaś nas w pułapkę! - krzyknął.

- Nie! - Owena uspokoiła go.

- To nie ona! Ktoś tu był. Ktoś nadal tu jest i nas obserwuje. - dodała podchodząc do dziury w ścianie w której jeszcze przed paroma minutami było wielkie okno.

- Tam! - Wskazała na postać stojącą na dachu sąsiedniego, niższego domu. Zamknęła oczy, a w jej dłoniach uformowała się ognista kula. Cisnęła nią w przeciwnika, przewracając go na plecy. Blask rozpalonego płomienia zdradził, że napastnikiem był Zhoron. Mężczyzna podniósł się, gasząc płomienie na swoim prochowcu. Zdjął okulary i skierował swoją płonące energią spojrzenie na Owenę. Strumień światła wyemitowany przez źrenice Zmiennika przeszył na wylot ramię dziewczyny. Blondynka upadła na kolana. Chwyciła się za ranę z której płynęła krew.

- Owena! - Loranir bardzo szybko znalazł się przy przyjaciółce. Strażniczka odepchnęła jego dłoń.

- Zostaw to! Już się goi. Już działa moc Sallosa. - oznajmiła pokazując ranę, która zamykała się pod wpływem magii przepełniającej ciało dziewczyny.

- Co robimy? Jak go pokonamy? - Elenaril zapytała. Owena uśmiechnęła się.

- On jest mój. Wy zostaniecie tutaj i będziecie pilnować, aby nikt mu nie pomógł. - powiedziała, jednocześnie skacząc na sąsiedni dach, tam gdzie był jej przeciwnik.

- Tego się obawiałem. - Marcon odparł smutno obserwując zachowanie córki.

Zhoron był zaskoczony przemianą Strażniczki i zaczął się jej obawiać, ale nie pokazywał tego po sobie. Ponownie użył na niej swoich zdolności. Tym razem wytworzył niezwykle intensywny blask i skierował go wprost na twarz Oweny. Był przekonany, że wypalił jej oczy, albo przynajmniej trwale pozbawił wzroku. Okazało się, że znów nie docenił przemienionej Strażniczki. Blondynka odsłoniła zakrywane przez dłoń oczy, ukazując gadzie źrenice. Efekt czaru leczącego był krótkotrwały i oczy dziewczyny bardzo szybko odzyskały naturalny wygląd, ale wystarczył aby przestraszyć mężczyznę.

- Czym ty się stałaś... pierdolę to! - pomyślał na głos i rzucił się do ucieczki.

- Nie. Zostaniesz tutaj. - Owena skierowała na Zhorona miecz i zaczęła recytować jakieś zaklęcia. Znów tajemnica moc podarowana przez księcia demonów przejęła nad nią kontrolę. Strumień ognia wydobył się z ostrza broni i skutecznie raził Zmiennika, przebijając się przez jego barierę ochronną i rzucając nim wprost w szybę balkonową czyjegoś mieszkania w sąsiadującym budynku. Mężczyzna wpadł prosto do salonu, wciąż się paląc i przerażając straszliwie parę ludzi siedzącą na kanapie.

- Co tu się dzieje! Kim on jest! - krzyczała kobieta.

- Uciekajmy stąd! - dodał mężczyzna.

- Stójcie! - Zhoron powiedział wstając z podłogi. Jego ciało było poparzone, a ubranie zrujnowane. Pomimo tego, że udało mu się zgasić magicznie płomienie miecza Strażniczki. Owena szybko znalazła się w pomieszczeniu.

- Następna!? Co tu się dzieje! - kobieta na kanapie znów zapytała w przerażeniu.

- Wynoście się stąd! Zostawcie nas w spokoju! - mężczyzna mówił wpatrując się w czerwone symbole na ciele blondynki.

- Strażniczko! Jeśli nie pozwolisz mi uciec oni stracą wzrok! - Zhoron oznajmił przygotowując w dłoniach następny błysk.

- Nie. - Owena oznajmiła chłodno. Znów znalazła w głowie zaklęcie, o którym jeszcze przed kilkoma sekundami nie miała pojęcia. Wyszeptała je, a w tym samym momencie na nadgarstkach Zmiennika pojawiły się kajdany z wygrawerowanymi symbolami księcia Sallosa. Siła magii Strażniczki rzuciła Zhorona w stronę drugiego pokoju i wyrzuciła go przez okno niszcząc je doszczętnie, wraz z kawałkiem ściany. Mężczyzna spadł z wysokości drugiego piętra na mur oddzielający budynek od ulicy. Został do niego przykuty kajdanami.

Owena popatrzyła na właścicieli mieszkania nie mogących wymówić nawet kilku słów przez paraliżujący ich strach.

- Jesteście już bezpieczni. On już wam nie zagrozi. - powiedziała chłodno. Wolnym krokiem poszła w stronę drzwi wyjściowych, aby jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz, przy schwytanym w magiczne okowy przeciwniku.

Kiedy Marcon, Loranir i Elenaril odnaleźli Owenę, zastali ją stojącą przy wiszącym na murze Zhoronie. Mężczyzna patrzył na nią nienawistnym wzrokiem. Z jego rany na czole płynęła krew. Marcon zatrzymał swoich towarzyszy i kazał im obserwować rozwój sytuacji.

- Zaraz wytworzę portal do Annwn i odeślę cię prosto do pałacu księcia Sallosa. Możesz uniknąć tego losu jeśli przysięgniesz, że odejdziesz stąd i zdradzisz mi gdzie ukrywa się Zabbas i reszta jego sługusów. - Owena oznajmiła spokojnie.

- Nigdy! Nie zdradzę mojej rodziny tak jak to zrobiła ta suka. - Zhoron odpowiadając popatrzył na Elenaril.

- Mam nadzieję, że Zabbas będzie cię zabijał bardzo powoli i bardzo, bardzo boleśnie. - dodał.

- Dobrze. Kończymy to. - Owena przerwała jego wypowiedź. Po chwili, za plecami przybitego do ściany Zmiennika pojawił się wielki ognisty okrąg stanowiący kwintesencję mocy Sallosa i jednocześnie będący wrotami prowadzącymi do krainy Annwn. Zhoron zacisnął ze złości zęby.

- Czujesz się od nas lepsza? Naprawdę uważasz, że wyrządzasz światu przysługę pozbywając się nas? Naprawdę myślisz, że chronisz ludzi? A kto ochroni ludzi przed tobą? - Mężczyzna uśmiechnął się.

- Żeby się na nas zemścić przyjęłaś moc od diabła. Ile czasu upłynie zanim ta moc skorumpuje cię i staniesz się narzędziem w rękach demona?

Owena zacisnęła pięści. Okrąg wirujących płomieni stał się bardziej intensywny i gorący. Zhoron poczuł na plecach jego żar.

- A może już to się stało Strażniczko. Kiedy walczyłaś ze mną, czy zwracałaś uwagę na to co działo się wokół ciebie? Czy dbałaś o bezpieczeństwo ludzi? A może zrobiłabyś wszystko, aby mnie pokonać, nie zważając na cały świat dookoła. Tak jak nie obchodziło cię, że zdemolowałaś mieszkanie tamtej dwójki.

Dziewczyna spojrzała na zniszczone okno, z którego przed paroma minutami wyrzuciła rannego Zmiennika. Marcon i jego dwaj elficcy towarzysze patrzyli na nią z niepokojem.

- Idź do diabła. - Owena wyszeptała. Ognisty okrąg pochłonął Zhorona zabierając go do Świata Wiecznego Zmierzchu. Płomienie rozpłynęły się w powietrzu. Owena upuściła miecz, który upadł z brzękiem na chodnik. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie w stronę swoich przyjaciół.

- Sallos nie ma nade mną władzy! Tylko ja decyduje o sobie! Moje myśli są moimi myślami, prawda? - zapytała ze łzami w oczach. Patrzyła na milczące i pełne obaw oblicza swoich przyjaciół. Zachwiała się.

- Co się dzieje... wszystko dookoła wiruje... - powiedziała, chwytając się za twarz. Z obu dziurek jej nosa polała się krew. Marcon i Loranir podeszli bliżej, widząc że Owena traciła przytomność. Długowłosy mężczyzna chwycił ją, chroniąc ją przed upadkiem na twardy chodnik. Marcon wziął od Loranira bezwładne ciało dziewczyny.

- Elenaril, zabierz jej miecz. Loranir, musisz przenieść nas do naszego mieszkania. Jak najszybciej. Musisz wykorzystać do tego nexus.

- Dobrze. - para elfów odpowiedziała w tej samej chwili.

Loranir przyzwał czar przenoszenia i wkrótce cała czwórka teleportowała się daleko poza miejsce walki z Zhoronem.

W tym samym czasie, książę Sallos szedł po kamiennych schodach prowadzących do katakumb swojego pałacu. Niebieskie światło magicznych świec oświetlało mu drogę, kiedy stąpał do stopniach pełnych pajęczyn i fosforyzujących grzybów. Demon dotarł do korytarza pełnego pustych cel więziennych. Więź jaką miał ze swoją siedziba sprawiła, że natychmiast wyczuł, gdy jedna z cel zapełniła się nowym mieszkańcem. Podszedł do krat za którymi siedział Zhoron. Spojrzał na niego ze złością.

- Jesteś moim więźniem. Zostajesz skazany za morderstwo poprzedniej Strażniczki, czyli próbę naruszenia porządku, którego ja muszę na wieki pilnować. Kiedy ten świat odzyska prawowitego władcę, będziesz również skazany za pomoc uzurpatorce.

Zhoron zacisnął pięści na kratach. Patrzył na stojącego na nim księcia, czując gniew, ale nie mogąc w żaden sposób wyswobodzić się z jego więzienia.

- Jest jeszcze ostatnia rzecz, którą muszę zrobić zanim cię opuszczę. - Sallos wyciągnął dłoń w kierunku twarzy mężczyzny, recytując słowa zaklęcia. Po chwili Zhoron poczuł ogromny ból w klatce piersiowej. Męczarnia trwała sekundy, ale dla zmiennika wydawała się ciągnąc przez długie miesiące. W pewnym momencie z ciała mężczyzny wyleciał biały, świecący kryształ. Książę piekielny złapał go i przez chwilę mu się przypatrywał.

- Magia światła. Wykorzystana w tak perwersyjny sposób. Dobrze, że została uwolniona. - powiedział. Schował kamień do kieszeni i poszedł w kierunku schodów, pozostawiając Zhorona samego w celi pogrążonej w całkowitej ciemności.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.