Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

DRRR!! tom 5 - recenzja książki

Autor:Melmothia
Redakcja:Avellana
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2017-04-10 22:14:01
Aktualizowany:2017-04-10 22:14:01

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu




Tytuł oryginalny: Durarara!!

Tytuł polski: DRRR!!

Autor: Ryohgo Narita

Ilustracje: Suzuhito Yasuda

Tłumaczenie: Tomasz Molski

ISBN: 978-83-65722-08-9

Gatunek: akcja, komedia, dramat

Cena okładkowa: 24,90 zł

Format: 13,0 x 18,2

Liczba stron: 204

Wydawnictwo: Kotori





Niby kolejne tomy DRRR!! są do siebie podobne, a jednak każdy w jakiś sposób się wyróżnia. Tym razem autor zrezygnował z szaleńczego tempa, w jakim fabułą pędziła w poprzedniej części, i wrócił do wcześniejszego rytmu, prezentując tym razem tylko niewielki wycinek z tego, co się dzieje. Przeczytamy tutaj o wydarzeniach raptem z dwóch dni, będących tak naprawdę jedynie preludium do akcji na większą skalę, co potwierdzają słowa Ryohgo Narity w posłowiu. Bohaterowie przedstawieni w poprzednim tomie idą w odstawkę, a na scenę wkraczają Słoń oraz Wrona, którzy uciekli z tej samej organizacji, do której należeli Simon i Denis. Zaaklimatyzowali się już w Ikebukuro, przyjmując różne niebezpieczne zlecenia, jak na przykład zabicie Czarnego Jeźdźca czy poważne ranienie pewnej uczennicy Akademii Raira. Biorąc pod uwagę umiejętności bojowe obu, widać od razu, że ktoś sobie z nich okrutnie zażartował - wszyscy wiemy, kto, ale ostatecznie nietypowa para rosyjskich zabójców też nie daje sobie w kaszę dmuchać. Na szczególną uwagę zasługuje Wrona, bezwzględna, dyssocjalna maszyna do zabijania, która zwykle wykonuje robotę, podczas gdy Słoń czeka gdzieś w samochodzie. Jak duże pole do popisu daje powolne odkrywanie, co siedzi w głowie takiego człowieka - tego nigdy się nie dowiemy, jak zwykle bowiem wszystkie jej zachowania i decyzje zostały dokładnie opisane, przyczyniając się do powstania kolejnej egzotycznej, ale obdartej z wszelkiej tajemnicy postaci. Wracając jednak do fabuły... Poza zleceniami związanymi ze wspomnianymi już dwiema paniami Wrona i Słoń mają za zadanie odnaleźć jeszcze dziesięcioletnią dziewczynkę, Akane Awakusu, ta zaś na scenę wkracza, próbując zamordować Shizuo Heiwajimę. A Izaya stoi nad tym kotłem i zamaszyście merda łychą...

Drugi, równoległy wątek wprowadza postać Chikage Rokujou, przywódcy gangu z Saitamy - Toramaru. Przybył on do Ikebukuro w poszukiwaniu Dolarów, którzy niedawno napadli na jego podwładnych. Dowiedziawszy się o tym, Mikado za wszelką cenę próbuje dotrzeć do jakichś dodatkowych informacji, które pozwoliłyby mu wyjaśnić, co naprawdę zaszło. Pomagają mu w tym ludzie, którzy koniecznie chcą go w różne rzeczy zamieszać, ale w sumie, gdyby nie oni, to marnie widziałabym to jego dochodzenie, nie mówiąc już o byciu w środku całego zamieszania. Co każe się po raz kolejny zastanawiać, co takiego widzą w Mikado Izaya czy Aoba, a czego nie widzi niestety czytelnik. Oba wątki oczywiście się ze sobą splatają, ich bohaterowie się o siebie co i rusz potykają, a nieświadoma większego obrazu Celty miesza się we wszystko po kolei. Co do tej ostatniej, to jest jej tu zdecydowanie mniej (co oczywiście nie oszczędziło nam przedstawiania jej, jakby była nową postacią), zresztą podobnie jak reszty stałej obsady, za to dużo miejsca dostają nowe postaci. Z jednej strony to dobrze, bo wiadomo, że niedługo odegrają większą rolę, a poznanie ich lepiej pozwoli nam śledzić ich poczynania z większym zaangażowaniem (lub nie). Z drugiej źle, ponieważ tak jak wszystkie postaci i wydarzenia w tym tytule, są nam przedstawiani z łopatologiczną drobiazgowością, która nie pozostawia wyobraźni absolutnie żadnego pola do działania. Nawet sceny akcji, każdy ruch bohaterów, każda decyzja, każda konsekwencja tychże są obudowywane dodatkowym tłumaczeniem, co sprawia, że czytelnik nie musi w ogóle myśleć ani interpretować tego, co się dzieje. Niektóre fragmenty czyta się przez to z trudem czy wręcz zażenowaniem, blaknie przy nich nawet serwowany nam od czasu do czasu bełkot Shinry w pierwszej osobie... Ale chyba już o tym kilka razy pisałam, a że jest to już piąty tom, powinniście razem ze mną porzucić nadzieję, że to się kiedykolwiek poprawi.

To najkrótszy z dotychczas wydanych tomów, chyba również najmniej zwarty i ograniczający się do rozgrzebania kilku wątków. Nie znajdziemy to żadnego zakończenia, same początki i kontynuacje i nie patrzcie się tak na okładkę, to nie jest jeszcze ten tom, w którym Mikado używa w niewłaściwy sposób długopisu, musicie poczekać na następny. Poza tym tom nie wyróżnia się na tle poprzednich. Tak jak one ma na początku dwie kolorowe karty (przy czym rysownik miał chyba gorszy dzień, kiedy rysował Izayę...), w tym jedną rozkładaną, i posłowie od autora. Tym razem jednak wkradło się trochę drobnych błędów, jak duża litera w środku wyrazu, brak przyimka czy literówka: "po prosty" zamiast "po prostu". Niby nie ma tego dużo, ale w porównaniu do poprzedniego tomu jest to pewien spadek jakości. Warto też wspomnieć o pomysłowości tłumacza, który niejasne dla nas frazeologizmy zmienia tak, abyśmy mogli je zrozumieć. Zauważyłam to we fragmencie, który niestety kojarzył mi się jednak zbyt mocno, wyrywając bohaterów na chwilę ze świata DRRR!! i przenosząc do kręgu literatury polskiej. To było... dziwne.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.