Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Naruto: Tajemna historia Sakury – Miłość niesiona wiosennym wiatrem - recenzja książki

Autor:moshi_moshi
Redakcja:Avellana
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2017-04-19 19:09:04
Aktualizowany:2017-04-19 19:10:04

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu



Tytuł: Naruto: Tajemna historia Sakury - Miłość niesiona wiosennym wiatrem

Autor: Masashi Kishimoto, Tomohito Ohsaki

Tłumaczenie: Anna Piechowiak

Redakcja: Krzysztof „Orzeł” Orłowski, Anna Ćwik, Andrzej „Endriu” Kownacki

Korekta: Bartłomiej Słowik, Anna Ćwik

Skład komputerowy: Beata Bamber

Liczba stron: 170

Rok wydania: 2017

Wydawca: J.P.Fantastica





Wydawnictwo J.P.Fantastica nie ustaje w próbach zadowolenia fanów cyklu Naruto, o czym świadczy już trzecia light novel z tego uniwersum, dostępna na polskim rynku. Tym razem opowieść skupia się na Sakurze Haruno, czyli jedynej dziewczynie w drużynie dowodzonej kiedyś przez Kakashiego, oryginalnie składającej się właśnie z niej, a także dwóch mangowych protagonistów, Naruto i Sasuke. Sakura długo szukała własnej drogi shinobi, ostatecznie została uczennicą Tsunade i skupiła się na rozwijaniu umiejętności lekarskich. Po Czwartej Wielkiej Wojnie Sakura otwiera Zakład Psychoterapii Dziecięcej, gdzie niesie pomoc najmłodszym ofiarom konfliktu. Dziewczyna całkowicie poświęca się pracy, tym bardziej, że chciałaby, aby podobne placówki powstały w innych osadach. Inna sprawa, że dzięki górze obowiązków nie ma czasu myśleć o Sasuke, który wyruszył w podróż po świecie, by odpokutować grzechy młodości. Jego nieobecność boli ją tym bardziej, że mimo ponownego spotkania nie udało im się dojść do żadnych sensownych wniosków względem ich wspólnej przyszłości.

Jednak nad głową naszej dzielnej mrówki zbierają się czarne chmury - po niespodziewanych atakach na wysokich rangą włodarzy pieniądze z budżetu wioski zamiast pójść do Zakładu Psychoterapii, trafiają do oddziału skrytobójców. Sprawa jest tym bardziej tajemnicza, że wspomniane ważne persony były doskonale chronione, a sprawcy lub sprawcach ślad zaginął. Jakby tego było mało, do Kakashiego docierają informacje, że osoba wyglądająca dokładnie jak Sasuke kilkakrotnie próbowała nawiązać kontakt z różnej maści przestępcami i namawiała ich do ataku na Konohę, a gdy odmawiali, mordowała ich bez litości. Sytuacja jest o tyle poważna, że z młodym Uchihą nie sposób się skontaktować, a świadkiem podobnych negocjacji był sam Gaara. Ostatecznie Hokage zleca śledztwo w tej sprawie Saiowi, który szybko odkrywa, że nie tylko fałszywy Sasuke jest zagrożeniem - wkrótce spotyka skrytobójców mających taką samą czakrę jak ogoniaści...

W tym momencie poważnie zastanawiam się czy zdradzać Wam tożsamość antagonistów, chociaż autorzy nie ukrywają tej informacji zbyt długo. Dość powiedzieć, że wspomniany kryzys okazuje się wewnętrzną sprawą Konohy, a głównego złego da się rozpoznać po jego pierwszej wypowiedzi. Cóż, intryga nie jest najmocniejszą stroną Tajemnej historii Sakury, ale to akurat żadna nowość w przypadku tego cyklu. Po zapoznaniu się z trzecią powieścią wyraźnie widzę schemat, z którego korzystają autorzy: bierzemy popularną postać drugoplanową, wymyślamy jej przeciwnika, który jest okrutny i zły, bo gdzieś, kiedyś spotkała go straszna tragedia, a poza tym nikt go nie kocha, nie lubi i nie docenia, dorzucamy z dwóch sprzymierzeńców, doprawiamy niemrawym wątkiem romantycznym, a potem coco jambo i do przodu... Przykro mi, ale wspomniane dzieło to najsłabsza na razie powieść z tego cyklu i nie piszę tego dlatego, że nigdy nie lubiłam Sakury, choć nie ukrywam, że jako protagonistka zdecydowanie książce nie pomaga. Fabuła jest do bólu przewidywalna, a kolejne posunięcia bohaterów oczywiste. Czytanie kolejnych górnolotnych przemyśleń Sakury na temat utraconej, lub jak kto woli, niespełnionej miłości fizycznie boli. Jeszcze gorsze jest pozbawienie do tej pory sensownych bohaterów mózgów - Kakashi działa ospale i po omacku, mimo jasnych raportów Saia do ostatniej chwili zwleka z podjęciem odpowiednich kroków. Sakura błądzi po omacku, głównie dlatego, że zamiast siąść i pomyśleć, traci czas na próżne wzdychania. Natomiast antagonistów najchętniej pominęłabym... Są nudni, karykaturalni i nie wyróżniają się niczym w oceanie nawiedzonych świrów rechoczących szaleńczo z powodu własnego geniuszu. A jak już na końcu ujawniono smutną przeszłość szefa całego bałaganu, wszystko mi opadło z bezsilności.

Od strony „technicznej” powieść nie wypada tak źle, chociaż bliżej jej do słabo napisanej Tajemnej historii Kakashiego niż całkiem znośnej Tajemnej historii Shikamaru. Językowo książka daje radę, dialogi, mimo iż miejscami pompatyczne, wypadają naturalnie. Poza tym Tomohito Ohsaki nie stroni od zdań wielokrotnie złożonych i potrafi konstruować niezgorsze opisy. Natomiast ponownie drażni traktowanie czytelnika jak idioty i zbyt częste przypominanie, kto jest kim, jakie ma moce i jakie były jego losy. Serio, wątpię, by po light novel sięgnął człowiek, który nie miał do czynienia z Naruto, a fanom rzeczone wspominki są po prostu niepotrzebne. Omawiana publikacja podzielona jest na krótkie rozdziały i podrozdziały, dzięki czemu łatwo przerwać lekturę w dogodnym momencie. Niby nie jest to dzieło długie, ale jak już wspomniałam, fabuła nie należy do najbardziej wciągających, co sprawia, że trudno „połknąć” Tajemną historię Sakury na raz.

Polskie wydanie prezentuje się dobrze - książka ponownie ma obwolutę, tym razem w odcieniach różu i pomarańczu. Oczywiście na rysunku ją zdobiącym widać Sakurę w wersji bardziej dojrzałej. Nie do końca podoba mi się układ literniczy, jest zbyt chaotyczny i przypadkowy, ale przynajmniej nawiązuje stylem do tego w poprzednich częściach. Z tyłu obwoluty tradycyjnie już umieszczono informacje techniczne dotyczące tomu oraz opis fabuły. Okładka jest czarno-szaro-biała i wypada znacznie ciekawiej niż obwoluta - na środku przedstawiono kwiat wiśni, w którego płatkach umieszczono rysunki z mangi. Nad nim znajduje się tytuł, a całości dopełniają małe płatki wiśni, opadające z góry na dół okładki - ten sam schemat, tylko z innymi obrazkami, jest z tyłu. Na przednim skrzydełku obwoluty znajdziemy krótkie biogramy autorów. Pierwszą stronę, wydrukowaną na papierze kredowym, ponownie zajmuje utrzymana w pastelowych barwach podobizna Sakury, w bardziej pozytywnym i codziennym wydaniu. Dalej jest strona tytułowa, spis treści i bohaterów, a także krótki prolog. Podobnie jak poprzednie części, tak i ta została wydrukowana na szarym, niezbyt grubym, ale dobrym jakościowo papierze. Kolejne rozdziały oddzielają czarne plansze. Nie mam większych zastrzeżeń do tłumaczenia, jak zwykle jestem pewna, że Anna Piechowiak stawała na rzęsach, żeby wycisnąć z oryginału, ile się da. Nie podobało mi się tylko określenie dziewczyna-medyk, sądzę że można było spokojnie zastosować formę „medyczka” lub zostawić rodzaj męski, zwłaszcza że dalsza część zdania podpowiadała płeć postaci. Także korekta spisała się dobrze - jedynie na stronie 149 trafiła się literówka w wypowiedzi antagonisty, gdzie w słowie „naprawdę” zabrakło litery „d”.

Tajemna historia Sakury - Miłość niesiona wiosennym wiatrem to moim zdaniem najsłabsza fabularnie część cyklu, przeznaczona głównie dla fanów protagonistki. Warto jednak wspomnieć, że wszystkie osoby, które oczekiwałyby rozwinięcia wątku romantycznego między Sakurą a Sasuke srogo się zawiodą. Potomek klanu Uchiha pojawia się tylko w rozmowach osób trzecich. Jeżeli jednak pocieszy to kogoś, gdzieś na trzecim planie leniwie pączkuje uczucie między Ino i Saiem. I to w zasadzie największa zaleta omawianej części, która byłaby znacznie ciekawsza i lepsza, gdyby połowę wewnętrznych monologów Sakury zastąpić słuszną porcją akcji i przygody. To w sumie trochę smutne, że gdy głównym bohaterem powieści twórcy robią mężczyznę, podobne smęcenie pojawia się najwyżej na trzecim planie, podczas gdy w przypadku kobiety staje się ono niemal osią fabuły. Na bogów, panowie, my też lubimy porządne mordobicie! Szkoda, że potencjał na fajną babską jatkę został zmarnowany...


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Annalynne : 2017-10-04 20:45:40
    Korekta

    Jeżeli to ma tylko jedną literówkę i korekta spisała się nieźle, to chyba czytałyśmy inną książkę. Rzuciłam okiem na parę stron i znalazłam kilka błędów i nie mogłam wyjść z podziwu, że dopuszczono tak koślawo przetłumaczona nowelkę do druku. Nie wiem, jak zły dzień miał korektor, ale zdecydowanie nie powinien wtedy pracować.

    Z tego tomu dowiedziałam się, że ludzie mogę utkwić oczy w twarz i są nadspodziewanie spokojni, a także, że spojrzenia nie lubią odwracać wzroku... A to wszystko na jednej stronie :(

    Nie mogę wypowiedzieć się na temat fabuły, jednak mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nowelka jest okropnie, wręcz tragicznie zredagowana. I fakt, że tłumacz przetłumaczył zdanie niepoprawnie, nie znaczy, że korekta ma na to przymknąć oko. W oryginalne było poprawnie.

  • Skomentuj