Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Flame

Powrót

Autor:Mai_chan
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-07-04 23:46:59
Aktualizowany:2005-07-04 23:46:59


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Lina nie miała apetytu ku wielkiemu zdumieniu Frances. Zwykle czarodziejka wręcz pochłaniała jedzenie.

- Co się stało Lina?

- Tęsknię za nimi. - padła lakoniczna odpowiedź. Lina wyglądała dość żałośnie.

- Nie martw się Lina... Coś wymyślimy. Wrócisz do domu.

- JAK?!! Jak do cholery?! Żadne znane mi zaklęcie nie działa, nie ma tu żadnych ksiąg magicznych, nikt tu w ogóle nie wie, o co mi chodzi!! Jeśli tak dalej pójdzie, to nigdy nie wrócę do swojego świata!! Mam dość, Frances. W "Tea Room" nie jest źle, ale ja nie potrafię tyle czasu siedzieć w jednym miejscu. Od lat wędruję po świecie. To zawsze było dla mnie najwspanialszą rzeczą! Podróże, zwiększanie swych zdolności, powiększanie sakiewki... Jestem tu miesiąc z kawałkiem, a nie posunęłam się do przodu nawet o krok.

- Rety Lina! Nie tylko ty masz problemy! Myślisz, że ja zawsze wiodę taki szczęśliwy żywot? Nie tylko ty cierpisz!

- P... Przepraszam Frances.

- Nie... To ja przepraszam. Poniosło mnie. Wiesz... Dziś są urodziny mojej córki...

- To ty masz córkę?

- Tak. Jest w twoim wieku. Ale odeszła razem z Alexem. Moim byłym mężem.

- Ja... Przykro mi...

- Nie martw się. To było dawno. Ja... Zdążyłam już pogodzić się z tym. Ale... Przypominasz mi moją córkę. Może dlatego tak cię lubię? Naprawdę chcę ci pomóc.

- Tylko jak? Nadal nic nie wiemy!

- Dobra... Skoro tak, może zróbmy małą powtórkę, z tego co jednak wiemy. Skaleczyłaś się tym czymś wystającym z Tarczy Ognia i wtedy przeniosłaś się do New York. Nie działa żadne znane ci zaklęcie... Czekaj! Ja... Mam pomysł!

- Co? Żartujesz, Frances?

- To coś było zaczarowane, prawda?

- No tak. Na to wygląda.

- Pokaż mi swoją rękę.

Lina wyciągnęła prawą dłoń. Frances przyjrzała się uważnie jej palcom. Uśmiechnęła się.

- To tutaj się skaleczyłaś?

- Tak.

- Rana powinna się zagoić. Nie powinno być po niej śladu. A tu nadal jest wyraźna blizna. To coś... To coś chce krwi. Rozumiesz, Lina?

- Ni w ząb.

- Spakuj się.

- Co? Ale...

- BEZ DYSKUSJI!!! W końcu ja ci tu płacę!

Lina w normalnych warunkach wykłócałaby się, ale w oczach Frances była pewność. Czarodziejka podreptała posłusznie do swojego pokoju i zebrała swój dobytek. Nie zapomniała, oczywiście, o rolkach. Kiedy stanęła przed Frances, ta była wyraźnie zadowolona.

- Teraz możesz wrócić do domu. Normalnie dałabym ci wypłatę, za te dni, ale chyba nie będą ci potrzebne w twoim świecie.

- Frances, skąd ta pewność?

- A, tak wyszło. Zaufaj mi Lina. W twoich żyłach płynie też moja krew. Nie zapominaj o tym.

- T... Tak... Słuchaj... Skoro jesteś taka pewna, to zostawiam ci pieniądze. Mnie nie będą potrzebne. No trochę sobie zostawię, powinny się nieźle sprzedać. - Czarodziejka uśmiechnęła się.

- Tak też można. Dobra. Gotowa?

- Nie. Chcę ci jeszcze coś dać. Na pamiątkę. Tylko co, cholera... Mam pomysł. Ja wzięłam pieniądze, więc tobie też dam pieniądz. - Lina pogrzebała chwilę w torbie, wyciągnęła sakiewkę i wyjęła stamtąd dwie monety. - Trzymaj. Szczere złoto. Więcej nie dostaniesz, bo jestem skąpa.

- Szczerość do bólu, co?

- Aha. Dobra, teraz jestem gotowa.

- Podaj mi dłoń. Zamknij oczy. Myśl o tym, że chcesz wrócić. Skup się na tym i tylko na tym.

Frances chwyciła mocno rękę Liny. Czarodziejka poczuła nagle bolesne ukłucie w palec. Usłyszała głos Frances.

- Chciałeś krwi? Daję ci krew.

Lina poczuła dziwne ciepło. Otworzyła oczy. Frances uśmiechała się radośnie. Lina spojrzała na swoją dłoń. Spływały po niej strużki krwi.

- Żegnaj Lina. - szepnęła Frances.

- Nie. Nie żegnaj. Nigdy nic nie wiadomo. Do widzenia, Frances.

Na chodniku przed herbaciarnią "Tea Room" stała czarnowłosa kobieta. Śmiała się głośno, wyraźnie czymś uradowana. W zaciśniętej dłoni trzymała dwie monety ze szczerego złota, na których wybity był symbol nieznanego jej kraju: Seyruun. Kobieta zastanawiała się właśnie, czy nie zmienić nazwy swojej herbaciarni. Na "Pod Złotą Monetą". Nie zważając na to, że mijający ją ludzie dziwnie na nią patrzą, krzyknęła:

- Trzymaj się Lina! Nigdy cię nie zapomnę! Do widzenia!

Lina leżała na trawie. Wpatrywała się w błękitne niebo, którego nie kaziła nawet jedna chmurka. Było piękne. I takie swojskie. Czarodziejka oddychała głęboko. Powietrze było czyste. Bolał ją palec. Ale to nie było najważniejsze. Najważniejsze było to, że była u siebie. Nareszcie u siebie. Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać.

- Dziękuję Frances!! DZIĘKUJĘ!!!!

Lina szła ulicą małego miasteczka. Patrzyła na ceglane budynki z balkonami, małe drewniane chatki, na mijających ją ludzi. Ile czasu nie było jej w żadnym takim miasteczku? Miesiąc? Półtora? Ale nareszcie wróciła do swojego świata. To było wspaniałe. Wszystko dzięki Frances. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nigdy nie wróciłaby do siebie. Ona nigdy by nie wpadła na to, że wystarczy tylko otworzyć ranę od "tego czegoś", by wrócić. Kto by pomyślał? Nagle zaczepiła ją jakaś dziewczyna.

- Ej, ty! Skąd wytrzasnęłaś taką bajerską koszulę? No nie bądź żyła!! Powiedz?! Gdzie i za ile?!

Lina spojrzała na swoją koszulę flanelową. Zaśmiała się.

- Ej, no co? Powiesz czy nie?

- Przykro mi, ale nigdzie takiej nie dostaniesz. Ona pochodzi z bardzo daleka.

- A co, stać mnie! Sprowadzę sobie!

- Ale to naprawdę za daleko.

- No powiedz gdzie!

- W innym wymiarze.

Lina minęła zdumioną dziewczynę. Wszystko układało się w najlepszym porządku. Jedynym problemem pozostawało odnalezienie Gourry'ego i reszty.

CDN.

Nie chcę mi się wymyślać posłowia.

Mai-chan.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.