Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Opowieść Kruka - Special II

Opowieść Kruka - Special II

Autor:Saerie
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Fikcja, Komedia, Parodia
Uwagi:Self Insertion
Dodany:2005-07-11 21:01:18
Aktualizowany:2005-07-11 21:01:18



Kolejny odcinek specjalny!

Występują:

- A„eri -zawodowa bajarka, porywcza w gniewie, lubująca się w rozwiązaniach siłowych

- Xemedi-san -ponownie gościnnie, Poszukiwaczka Tajemnic

- Sailor Team - kto ich nie zna, zostanie ukarany w imieniu Księżyca

- Taxido- kto jego nie zna, oberwie zaraz różą

- Filary Sprawiedliwości -tajemniczy osobnicy z innego wymiaru

- inni, których można nie znać

***

Otwarta przestrzeń, szerokie pola. Dlaczego tu zawsze są takie przeciągi?! Zimno mi. Już wole lasy, chociaż tam zawsze roi się od bandytów, ale tak nie wieje!

- Hej ty! Stój!

- ...... - mam omamy słuchowe? Wołają mnie pola?!

- Mówię, żebyś się zatrzymała! - po chwili z trzcin, czy jakie to zielsko porasta ta ziemię wyłania się gość o wyglądzie maszyny oblężniczej. Jak się tam zdołał ukryć?

- Czego chcesz?

- Oddawaj złoto, biżuterię i wszystko co posiadasz drogocennego!

Znowu....Nie no ja chyba napiszę jakiś protest w tej sprawie. Kiedyś załatwiłabym to po mojemu, ale po ostatniej przygodzie z tą fioletową Xemedi-san, stałam się trochę ostrożniejsza. Nie chcę znowu wylądować w innym świecie...

-Ja....

-Stój pomiocie zła! Twoje panowanie właśnie się zakończyło! Nastała era Dobra i Miłości! Poznaj co to miażdżąca ręka Sprawiedliwości!

Amelia?! Nie ten głos, ale tekst zupełnie jak ona...Po chwili z zarośli wyszły młode dziewczyny, żeby nie powiedzieć siksy w strojach, które chyba miały więcej odsłonić niż zasłonić. Przez moment pomyślałam, że to może jakaś zagubiona drużyna gimnastyczek albo tancerek, bo jak zaczęły wykonywać z pasją piruety, szpagaty i inne figury których nawet nie umiem nazwać, to nawet owej machinie oblężniczej opadła szczęka.

- My wojowniczki o Przedwieczny Ład nie pozwolimy na takie bezeceństwa! Odstąp z drogi plugawego zła, albo zaraz poznasz gorzki smak nawrócenia!! - cała przemowa zakończona efektownym wyrzucanym saltem do tyłu i synchronicznym przytupnięciem. Muszę przyznać, to robi wrażenie!

- Ale fajowe! Zróbcie to jeszcze raz!!! - machinie chyba się spodobało.

- Pod warunkiem, ze zstąpisz z drogi występku!

- Ależ oczywiście!

No i pokaz zaczął się od nowa.... W sumie machina nie kłamała. Po pokazie odszedł razem z tymi siksami a ja zostałam tam w środku szczerego pola i nie do końca wiedziałam, co to właściwie było?!

- Piękny pokaz, prawda?

Znam ten głos!

- Xemedi-san? Co ty tu robisz?

- Nie cieszysz się, że znów się spotykamy.

- Wybacz, ale pierwsze spotkanie pozostawiło pewne niemiłe wspomnienia.

- Doprawdy? Ciekawe, wtedy gdy ten książę miał Cię pocałować czy wcześniej?

- ...............

- Mniejsza z tym. Powiedz, jak ci się podobał popis tych młodych dzierlatek?

- Coś równie dziwnego widziałam tylko w wykonaniu Amelii, ale one biją na głowę. Skąd ludzie biorą takie gadki? Przecież to idiotyczne! - nie podobał mi się uśmiech na twarzy mojej tajemniczej znajomej.

- Tak myślisz? Znam pewne miejsce, gdzie takie grupki mają się całkiem dobrze.

- Nie Xemedi-san, nawet o tym nie myśl! Nie dam się nigdzie zesłać!

- Nie masz wyboru moja droga. Inaczej ukarzę cię w imieniu Księżyca - mrugnęła do mnie.

- Co? - i standardowo ziemia się rozstąpiła, i poleciałam w otchłań.

Tym razem mój upadek zamortyzowały gałęzie drzewa. Spróbowałam zejść na trochę niższy pułap. Zanim całkiem opuszczę moja bezpieczną kryjówkę, chciałam się zorientować, gdzie ja właściwie jestem?! Miejsce wyglądało na park - ławeczki, fontanny i spacerujące pary. Stwierdziłam, że niebezpieczeństwa żadnego nie ma, zatem spokojnie zlazłam z drzewa (nie licząc tylko zawiśnięcia na gałęzi, ale szybko dałam sobie z tym radę...). Raz jeszcze się rozejrzałam. Spokój i cisza. To już chyba zboczenie zawodowe, ale ten spokój mnie przerażał. W pewnym momencie podeszła do mnie ognisto ruda kobieta w okularach na pół twarzy. Przyglądała mi się jakiś czas.

- Słucham? W czymś pomóc? -spytałam.

- Tssak. Oddaj mi swoją energię! -wysyczała.

Co!? No nareszcie coś się dzieje! Instynktownie dokonałam metamorfozy i stałam z wysuniętymi szponami. Sycząca spojrzała na mnie jak na dziwoląga.

- Jak chcesz mojej energii to... - moją uwagę odwróciła feerie barw zza okolicznych drzew. Fajerwerki czy jak? Popatrzyłam na syczącą - wnioskując z jej miny, też nie wiedziała co się dzieje.

- Stój! -rozejrzałam się, czyj to głos?

- Walczę by na świecie panowała miłość. Urok osobisty i czar to moja podstawowa broń. Jestem Sailor Venus!!! - w tym momencie efektowny pół obrót z odsunięciem włosów z twarzy. Przede mną stała blond siksa w pomarańczowo-białej... sukience? szmatce? Co to za strój??

- Nie pozwolę krzywdzić słabszych! Moją siłę wykorzystuje tylko w słusznej sprawie! Poznaj potęgę Sailor Jupiter!! - zeskok z drzewa i bardzo teatralne podniesienie ciała. O rety jaka wielka!!!

- Niegodziwców spalam w ogniu. Nie cierpię zła i występków! Jestem Sailor Mars!!! - podeszła powoli niczym gwiazda filmowa a następnie wykonała gest rękoma. Odganiała muchę??

Popatrzyłam na syczącą, ona na mnie. Chyba też czuła, że to jeszcze nie koniec....

- Mój żywioł to woda, siłą - mój umysł. Jestem Sailor Mercury!! - teraz do kolekcji niebieska.

- Nie pozwolę, krzywdzić słabszych. Moje czyste serce buntuje się przeciw takim bezeceństwom. Ukażę cię za to w imieniu Księżyca! - efektowny skok dwóch blond kitek. Czy to już koniec??

- Także i ja nie mogę pozwolić na coś tak okropnego! -nie no, bez przesady, dziecko?!!?

Zebrały się w jednym miejscu, na przedzie ta dwie kitki dzieciak. Z tyłu ta wielka Jupiter, przykucnęła, Mars zrobiła minę jak gwiazda filmowa a reszta próbowała się dostosować.

- Za to ukażemy cię w imieniu Księżyca!!!! - co za wejście.

- No to bardzo fajnie, już się bałam, że sama będę musiała się nią zająć. - jeśli ich sprawność bojowa jest porównywalna z autoprezentacją, to się nie mam czego obawiać.

- Ale to my się chcemy tobą zająć, pieklenia istoto! - ta czerwona to jakaś bojowa sztuka.

- Mną!? Ona mnie chciała zaatakować! Chciała mojej energii! - popatrzyłam na syczącą, ta uśmiechnęła się niewinnie i uciekła. No fajnie....

- Ona? To niewinna kobieta. Ty jesteś zła! To widać na pierwszy rzut oka! - taka mała i taka pyskata.

- Widać!? Mam to na czole wypisane, czy jak?!

- A twoje skrzydła? Kto dobry ma czarne skrzydła? Albo te noże?!

- ........... - zatkało mnie

- Sama widzisz! - mała parła dalej.

- No dobra, a co powiesz na to! - na ich oczach dokonałam następnej transformacji - tym razem w biel. - Teraz lepiej?!

- Oszukujesz, to iluzja! Jesteś zła! I tyle! - ta mała zaraz doprowadzi mnie do szewskiej pasji.

- Słuchaj no dziecko, bo zaraz się doigrasz! - zrobiłam krok do przodu i o mały włos oberwałabym... różą.

- Niegodziwe jest atakowanie ludzi i kłamstwo, by chronić swą skórę. Nie mogę ci czegoś takiego darować! - na drzewie zauważyłam jakaś postać - w smokingu? Urwał się z balu czy jak?? Xemedi-san, gdzieś ty mnie tym razem wrzuciła?!!?

- Ty, zamaskowany w cylindrze, nie wiesz, że kobiety nawet kwiatem się nie krzywdzi?

- Kobiety tak, nie potwora.

- .............

- Kończmy tę zabawę. Fireball!!

No wreszcie, cos konkretnego walka! Zaraz co to za płomyk tu leci?? Odbiłam bez trudu.

- Ty, czerwona to ma być fireball? Powinnaś iść na kurs do pewnej mojej znajomej. Istna mistrzyni ognistych kul!

Szum wody?? Aaa, tsunami!!!! Potężna fala nadeszła zza moich pleców. Uff mocne to było. Ale do zniesienia.

- Neptun! Uran! Pluton! To wy?

?? Kolejne? Czy to cała armia ? Przeciw mnie jednej!?

- Sailor Moon, ona mówi prawdę. Znaleźliśmy tę, która chciała wyssać jej energię. Została już unieszkodliwiona. - rety, głos jak u faceta...

- No nareszcie ktoś tu mówi z sensem! Mówiłam, że jestem niewinna! I dlaczego mnie zaatakowano?!

- Jaką możemy mieć pewność, że nic nie miałaś z tamtą wspólnego? Nie wyglądasz jak zwyczajny człowiek. - ta z lustrem chyba rzuciła na mnie tę falę...

- Czemu się tak mnie czepiacie. Co? Ty - pokazałam na tę z męskim głosem - masz jakiś miecz u boku i jest w porządku. Ty - pokazałam na najwyższą z tej trójki, masz jakiś kijaszek i też jest OK. A ja mam czarne skrzydła i zaraz jestem podejrzana? Do dupy z czymś takim!

- Nie wyrażaj się! -przebieraniec się obruszył.

- A właśnie ,że się będę wyrażać i wiesz co? Gówno mi zrobisz, bo jesteście dla mnie za słabi! Chcecie koniecznie komuś dokopać? Znajdźcie inny cel, bo to zaraz ja dokopię wam!

- To się jeszcze okaże!- ta z męskim głosem uniosła kindżał w powietrze. Doskoczyłam błyskawicznie do niej. Postanowiłam pójść na całość i nie patyczkować się. Szponem zraniłam jej dłoń. Gdy upuściła miecz, skumulowana mocą rzuciłam ją na drzewo. Nie wstała, pewnie straciła przytomność.

- Uraaaan!- ta z lustrem zamachnęła się jakby chciała to zwierciadełko rozbić na mojej głowie. Wierzchem dłoni (pamiętacie moje "wzmocnione" ochraniacze?) przywaliłam jej tak, że z pewnością zobaczyła całą plejadę gwiazd. Najwyższa nie zdążyła nawet zareagować. Kopniak pod kolana i wyrwanie kijka z jej dłoni. I na wszelki wypadek, żeby mi nie przeszkadzała, owym kijkiem po głowie. Wykonałam młynka tym kijaszkiem (gdzie ja się tego nauczyłam??). Uśmiechnęłam się wrednie.

- Kto teraz? Ty - wskazałam na dzieciaka - Tobie przydałaby się lekcja manier!

- Nie pozwolimy na to!

I naraz na moja biedną głowę posypał się grad pocisków - ogniste, elektryczne... zaraz a co to za mgła? Nie podoba mi się to! Przywołałam wiatry, które przewiały tę mgłę w cholerę. Teraz moja kolej na kontratak! Duuża dawka energii i eksplozja - podmuch wszystkich wrzucił na drzewa. Podeszłam do małej.

- I co teraz pyskaczu? Nie jest ci za wesoło, co?

- Nie rób jej krzywdy! Jeśli musisz kogoś zabić zabij mnie! Oszczędź ją proszę! - dwie kitki popatrzyły błagalnie w moja stronę.

- Sailor Moon nie!- jęk z obitych gardełek dziewczyn.

- Proszę, okaż ten jeden, jedyny raz łaskę. Zabij mnie, oszczędź ją!

- Nie! To lepiej już mnie zabij! Sailor Moon, ty musisz życ! Ja odejdę. Mnie zabij! - zamaskowany wygłosił płomienna mowę.

- Wreszcie gadasz do rzeczy, damski bokserze. Tobie to przyłożę z przyjemnością!

- Nie!!! - Aaa! Moje uszy! Kto wydziera się na takich częstotliwościach?! Po chwili poczułam coś jakby ukłucie? Pieczenie? Hej?! Co jest?! Odwróciłam i ku mojemu wielkiemu zdumieniu zobaczyłam tego pyskacza z wściekle różową pałką. Czy ona mnie właśnie zaatakowała?!

- Dość tego, przebrała się miarka! - bardziej wrzasnęłam niż powiedziałam. Doskoczyłam do małej i zdzieliłam ją.

- Uderzyła ją! - tia...wiem, że to dziecko, ale przecież...ona mnie zaatakowała.

- Jak mogłaś? To jeszcze dziecko!- cylindrzasty znowu zaczyna. - Ty potworze, jesteś okropna!

- O przepraszam pana bardzo, myślałam, że to wojowniczka? A wojowniczki w walce czasem obrywają!

- Jest wojowniczką, ale i dzieckiem!

- Słuchaj no, nie wiem czy to twój bachor czy nie i mało mnie to. Jeśli nie chcesz by obrywała to nie posyłaj dziecka do walki, tylko do piaskownicy! I naucz ją dobrych manier! Teraz to wielki kwik, ale jak nazywała mnie potworem to wam nawet powieka nie drgnęła! Hipokryci!

- Dość tego! Nie zniosę tych oszczerstw dłużej! - podniosła się kaśka-kariatyda Jupiter. Zaraz za nią wstała ta blond siksa.

- Venus chains! - z rąk blondyny wyleciały w moim kierunku...serduszkowe łańcuchy? O bogowie...Nawinęłam je na szpony, nie tak łatwo mnie złapać. W tym samym czasie kariatyda wykonała jakieś taneczne ruchy i na jej diademie wyrosła... antenka?! Co to za błyskawice? Aaaaa! Żebym tak dała się podejść?! Gdy mi już przeszło, zakręciłam łańcuchem i rzuciłam na nie dwie. Udało mi się je złapać (czasami moje zdolności mnie zdumiewają...).

- Chcecie piorunów! To macie!!!!

Padły wreszcie nieprzytomne. Rozejrzałam się o polu bitwy - chyba trochę narozrabiałam. W sumie zrobiło mi się głupio, bo przecież jesteśmy w tym samym obozie, a ja im taki łomot spuściłam. Zmiana "upierzenia wojennego" i wielka mleczna kula pojawiła się w moich dłoniach.

- Potraktujcie to jako symbol mojej dobrej woli. - co ja gadam!? Chyba udzieliło mi się od nich...

Zanim się wszyscy podnieśli ja zdążyłam wyparować. Zastanawiałam się nad dwoma rzeczami - kim była owa ognisto ruda i czy jest ich więcej, a także nad tym, jak ta planeta zdołała przetrwać mając takich obrońców... To musiał być jeden wielki fart... A jeszcze jedna sprawa nad którą się zastanawiałam - gdzie ja tu do cholery zatrzymam się na noc?! Pieniędzy nie miałam, co robić? Szłam przed siebie, aż trafiłam na coś co wyglądało jak świątynia. Może gościnność nie wyszła z mody? Weszłam na plac przed głównym budynkiem. Były tam dwa kruki, gdy weszłam spojrzały na mnie swoimi czarnymi, błyszczącymi oczami i zakrakały głośno. Zupełnie jakby na powitanie.

- Fobos, Daimos, wynoście się na drzewa! - na plac wyleciała... ta ognista Mars!!! Wietrze kłopoty...

- Witaj przybyszko. Mam nadzieję, że ptaki nie wystraszyły cię.

?? Nie poznała mnie? Nie wierzę....

- Nie, nie wystraszyły. Nie tak łatwo mnie wystraszyć.

- Naprawdę? -uśmiechnęła się miło.

Ona naprawdę mnie nie poznaje!

- Słuchaj, nie poznajesz mnie? -postanowiłam zapytać

- Nie a powinnam?

- .......... - zamiast odpowiedzieć wysunęłam ostrza. - A teraz?

- To ty! - naraz jej wzrok spochmurniał. - Chcesz walczyć!

- Nie chcę. - schowałam ostrza. - Przecież to wszystko dziś to było jedno wielkie nieporozumienie. Chcę wam pomóc.

- A to niby dlaczego?

- Bo inaczej taka jedna fioletowa nie odeśle mnie do domu.

- Zesłano cię tu?

- Coś w te gusta. To jak? Mogę zostać?

- Możesz. Wojowniczek o słuszną sprawę nigdy za wiele. - no fantastycznie, właśnie dołączyłam do grona roztańczonych obrończyń wszelkich cnót... Mam tylko nadzieję, że nie każą mi śpiewać....

Przy kolacji, Rei, bo tak ma na imię moja ognista gospodyni, opowiedziała mi co nieco o nich. Dacie wiarę, że ta dwie kitki to ich księżniczka, bardzo ważna persona, ta pyskata to jej córka z przyszłości, a ten damski bokser to jej przyszły mąż, książę. Mam wprawę jeśli chodzi o opowieści niesamowite, ale na to bym nie wpadła.

- A wy? Macie też jakiś facetów w tej przyszłości? - wtrąciłam.

- Nie. Przysięgałyśmy bronić Księżniczki do końca życia.

- No i bardzo fajnie, ale co ma jedno do drugiego? Ona ma się przechadzać z tym swoim Endymionem, a wy jak te przyzwoitki za nimi? To chyba i tak nawaliłyście, skoro narodziła się ta pyskata.

- Endymion miał świtę, ale zostali opętani i musiałyśmy ich zabić.

- A jego szczęśliwym trafem nie opętało?

- Opętało, owszem.

- To czemu on żyje?

- Bo czar został przerwany. Zresztą, do czego zmierzasz? Sugerujesz spisek? - parsknęła śmiechem.

- Nie, tylko mnie to ciekawi. Przyrzekałyście jej bronić? Dobra, wasza sprawa, ale dlaczego z tego powodu macie być jak te mniszki? -spojrzała na mnie spode łba.- To znaczy, wiesz, żyć w celibacie, bez miłości? Chyba, że wy z tych, co to facetów nie potrzebują? - spojrzałam na nią badawczo.

- Nie, my nie z tych!

- Rei, jak ktoś, kto nie zna miłości ma jej bronić?? To trochę dziwne nie sądzisz?

- Ale tu nie chodzi tylko o ten rodzaj miłości?

- No dobra może nie tylko, ale przede wszystkim. Przemyśl to!

- A ty? - spojrzała na mnie - Masz kogoś?

- To skomplikowana historia..

- Opowiedz.

- Powiem krótko. Mój wybranek należy do rasy tych chaotycznych stworzeń, które lubicie nazywać potworami. Stwarza to pewną trudność.

- Dwa potwory nie mogą być razem?

- ......................

- Nie mogą?

- Jestem człowiekiem, nie Mazoku.

- ......................

Żeby przerwać tę tylko ździebko krępującą cisze poszłam spać.

Następnego dnia nastąpiło tu istne oblężenie - zleciała się cała ekipa - łącznie z pyskatą i tym zaopatrzeniowcem kwiaciarek. Rei poinformowała wszystkich co i jak, i następnie wprowadziła mnie do pokoju. I znowu zapadła taka cisza.....

- Po czym poznałaś Rei? Skąd wiedziałaś, że to ona? - wreszcie ktoś się odezwał. Tylko, że pytanie kariatydy mnie zatkało.

- Słucham? Po czym ją poznałam? Przecież to oczywiste - widziałam jej twarz to ją poznałam!

Cicho.

- Słuchajcie, chyba nie myślałyście, że paradowanie w innych ciuchach czyni was nagle nie do rozpoznania?

- Nigdy nas nikt nie rozpoznał.

- ............................ - Xemedi-san, jeśli znasz co to litość, ratuj mnie!!!!!

Postanowiły dać sobie spokój z tym tematem. Ta niebieska, Ami, z metalowej puszeczki szumnie zwaną komputerem dowiedziała się, gdzie stacjonuje "wróg" - za miastem, w starej fabryce. Wszystko zostało zaplanowane - idziemy tam wraz ze zmierzchem i robimy rozpierduchę. To znaczy, one robią, a ja się ewentualnie przyglądam i służę wsparciem. To przecież ich świat i ich walka, no nie? Popatrzyłam ponownie po twarzach zgromadzonych i zamarłam... Ta z męskim głosem to... facet?

- Co mi się tak przyglądasz?- pewnie trochę za ostro się wlepiałam w nią....

- Haruka, ty jesteś kobieta czy facet?

- Czemu pytasz?

- Jesteś Czarodziejką - zwracam uwagę na rodzaj żeński, a wyglądasz i tulisz się do Michiro jakbyś była facetem.

- Bo teraz jestem nim.

- ..................................

- Wydajesz się tym zaskoczona? -Haruka najwyraźniej miał(a?) frajdę z oglądania mojej zdębiałej miny.

- To jest jakaś niesprawiedliwość. Skoro jesteś facet, to czemu nie jesteś Czarodziejem? Tylko on ma tu patent na noszenie spodni w czasie walki? - wskazałam na Mamoru.

- Jestem reinkarnacja Czarodziejki a nie żadnego Czarodzieja.

- A czemu ta reinkarnacja wylądowała w męskim ciele? Tworzycie iście matriarchalna grupę - żadna nie ma faceta i to bez wyraźnej przyczyny, a jak już się jakiś facet pojawi, to musi potem paradować jako Czarodziejka. Darujcie, ale to trochę pokomplikowane.

I znów zapadła moja ulubiona cisza.

- Nie masz racji, nie wszystkie nie maja facetów. - rozglądałam się nerwowo za właścicielką głosu. Nagle na stół wskoczyła czarna kotka.

- Ja mam "faceta" jak to określasz.

- ................................................

Obok niej pojawił się biały kocur, obowiązkowo oboje z księżycami na łebkach.

- Chyba nie mówicie poważnie. To, że kotka ma kocura obala moja teorię?!

- Tylko grzeczniej, mamy także ludzkie wcielenia.

- To czemu paradujesz jako kot? Czy ty może jesteś jakimś kocim odpowiednikiem Czarodziejek? Walczysz o miłość i możliwość marcowania się o każdej porze roku? - nie no, właśnie sięgnęłam dna - żeby kłócić się z białym kocurem....

- Mamoru, co znaczy "Marcowania się" - pyskata jeszcze za młoda, żeby mieć pojęcie o takich sprawach. Wyszłam stamtąd, bo zaczęłam się poważnie obawiać o swoje zdrowie psychiczne.

Wreszcie nadeszła pora stoczenia naszych ciężkich bojów. Fabryczka, zrujnowana, stała za miastem jak to powiedziała Ami. Weszłyśmy ostrożnie i cicho (o ile taka drużyna, gdzie niektóre noszą szpilki może wejść cicho...). Ami z niebieskim czymś na oczach prowadziła. A my wszyscy za nią. Nagle jedna ze ścian zafalowała. Otworzyło się coś w rodzaju portalu i wyskoczyły z niego trzy postacie. Mały chłopaczek w stroju żywcem prawie ściągniętym z Sailorek, za nim inny, wysoki, o nieśmiałym uśmiechu, w podartym smokingu (dziwne, te dziury wyglądały jakby były zrobione przez moje szpony...) i równie strzępiastej koszuli. Spod owych strzępek wyłaniała się świetna klata, może to był celowy efekt? A trzeci był olbrzymi czarny kocur, który popijał coś dziwnie parującego. Sailorek skoczył do przodu - naprężył się parę razy jakby prezentował muskuły (których niestety nie miał...) i wreszcie przemówił.

- Strzeżcie się czarne moce, oto przychodzi światłość, która was pokona! Drżyjcie przed Ręką Sprawiedliwości! Oto dosięgnie was Zemsta Nieba (dziwne... niektóre te teksty dziwnie znajome... Amelia miała z tym coś wspólnego?)! Drużyna Filarów Sprawiedliwości nadchodzi! Oto ja! Połączenie finezji, elegancji i prawdziwej dobroci! Sailor Raflik! Mój towarzysz o bystrym umyśle i silnym instynkcie przetrwania, Taxido Final! - chłopaczek uśmiechnął się speszony. - A także nasz ekspert od wysadzania zatwardziałego zła z serc - Luna-Zeg, zawsze z nieodstępującym go na krok jamnikiem bojowym Rozpruwaczem, ale biedak się chyba zapodział....

Nie wiedziałam - płakać, śmiać się, czy może od razu palnąć sobie w łeb.

- Pstt, -tan którego nazwano Taxido Finalem szepnął do Sailor Raflika - słuchaj, ten wymiar ma już swoich obrońców. Chyba nie jesteśmy tu potrzebni. Poza tym, ta tutaj - wskazał gestem na moje szpony - przypomina mi kogoś ^^".

- Fakt, Filary na nic tu! Żegnajcie siostry i bracia w Słusznej Sprawie Walki o Światłość! (w skrócie SSWoŚ). - obrócili się na pięcie i wskoczyli w portal którym przybyli. Ten ostatni, Luna-Zeg zanim wskoczył, stanął na dwie łapy i... ukłonił się. Portal zamknął się a po nim została tylko lekka fioletowa poświata. Czy to aby nie sprawka Xemedi-san?? No nic, idziemy dalej.

Gdzie te hordy potworów? Gdzie te krzyki potępieńcze? Gdzie są wszyscy!? Idę tu z prywatna armia i nikogo na drodze?! Co to do cholery za "wróg"?? Doszliśmy do czegoś co wyglądało na wielka sale produkcyjną - wielkie puste pomieszczenie i horda (wreszcie) małych paskudztw... malująca ściany...

- Co się tu dzieje!? - nie wytrzymałam.

Jeden z "roboli" odwrócił się do nas.

- Ajj za szybko przyszliście, jeszcze nie zdążyliśmy wykończyć sali dla naszej Pani!!

Niech mnie ktoś uszczypnie, bo nie wierze własnym oczom.

- Może jeszcze poprosisz nas, żebyśmy później przyszły?! - zaraz nerwy mi puszczą.

Potworek pokiwał twierdząco głową.

- Aaaaaaaaaaaarrghhhhhhhhhhh - nic więcej nie mogłam z siebie wydobyć.

- Kto mi się tu wydziera?! Zaraz pokażę temu pędrakowi co to znaczy zakłócać mi ciszę! - do pokoju weszła piękna kobieta z kaskadą czarnych włosów, ogonem i parą rogów wyrastających z pięknej główki. Ubrana w coś bardzo powłóczystego.

- O?? To wy? Nie spodziewałam się was tak szybko. Moment, zaraz wrócę.

- Dobrze - dwie kitki rozejrzała się po sali.

Xemedi-san, zabierz mnie stąd!! Ja już wolę tego narwańca Vegete!! Ja tu oszaleję! Po dosłownie chwili wróciła rogata, tym razem w bardziej wizytowym stroju - skórzane stringi (bardzo wycięte), push-up (obowiązkowo czarny i błyszczący), wysokie lakierowane buty, na rękach ćwiekowane bransolety, w ręku... nie, nie szpicruta (a byłam pewna, że ją właśnie będzie trzymać...), bogato zdobiony kij. Do tego przekrzywiony pas opadający jedną stroną na biodro i przezroczysta bardzo krótka koszulka bez rękawów. Nieźle się to wszystko komponowało z tymi rogami i ogonem. Zdawało mi się, że Mamoru jakby z trudem przełknął ślinę i gwizdnął cichutko z podziwu. Jedno trzeba jej oddać - z taką figurą wygrałaby każdy konkurs piękności! Ale my tu przybyliśmy walczyć!

- Kim jesteście, że ośmielacie się wtargnąć do mojej, nieukończonej jeszcze siedziby?

Czekałam na słynna kwestię, "wojowniczki o ..." itd.. a tu cisza. Nie śmiało zerknęłam przez ramię - dziewczyny były właśnie w trakcie tworzenia żywej piramidy. Trochę słabo było widać, gdy nagle spadł na nie strumień świtała - to tylko lampa, którą nakierował na nie ten damski bokser Mamoru. Na samej górze dwie kitki, trzyma pyskatą, one z kolei podpierane są przez Venus i Mercury, niżej Mars, Uran i Neptun próbują nie stracić równowagi a na samym dole Jupiter, Pluton i spóźniony Mamoru, a przed tym wszystkim dwa koty.

- My, piękne wojowniczki... - dwie kitki i pyskata, robią salto do przodu, po wylądowaniu pozostają przez chwilę w kuckach, po czym robią trzy kroki do przodu.

- ...ufff...o miłość i sprawiedliwość... - Venus i Mercury pozbawione ciężaru odetchnęły głośno z ulgą, po czym Venus niczym Jane od Tarzana zjechała po kablach na dół, Ami w tym czasie lekko i z gracją zeskoczyła po głowach towarzyszek na dół, razem synchronicznie na "sprawiedliwość" podeszły dwa kroki do przodu i ustawiły się za matka z córką.

- ...nareszcie, już myślałam ,że nie wytrzymam... walczące z nikczemnością tego świata - cała trójka synchroniczne salto do przodu (ee, jakoś to mało efektowne).

- ...przybyłyśmy, by.... - widać wyraźnie zmęczenie na twarzach Jupiter i Plutona - na ich barkach spoczął cały ciężar. A, jeszcze ten przebieraniec... gdzie on znowu się podział??

Teraz nastąpiło przegrupowanie - Mercury i Venus przyklękły, te trzy trzymające się razem stanęły bardziej z boku, Jupiter oparła się o Mars (biedna, tyle się nadźwigała...) matka z córką stanęły na przedzie.

- Ukarać cię w imieniu Księżyca!!!!! - efektowny wymach rękoma i zamarcie dla lepszego efektu..........

Usunęłam się w cień, żeby przypadkiem nie wzięli mnie za część tej grupy....

- Hahaha, jesteście za słabe by mnie pokonać! Moja armia was zniszczy!

- Nie! Pokażmy ci siłę dobra! Ono zawsze zwycięża!

- Akurat! Zaraz przestaniecie żyć złudzeniami! Zginiecie z mojej ręki!

- Być może, ale jesteśmy na to gotowe! Całe życie przygotowujemy się na spotkanie ze śmiercią!

- Ha ha, w takim razie, nie będziecie musiały już dłużej się przygotowywać!

- Czy naprawdę musimy walczyć? Odkryj w sobie pokłady dobra!!!

- Hahaha! Tchórzostwo przez ciebie przemawia!! Pokonam cię!

- Nie!!! Będziemy walczyć do upadłego! Do ostatniej kropli krwi!! By miłość zatriumfowała!!!

- NIEPRZENIKNIONA CIEMNOŚĆ, CZARNIEJSZA OD ŚMIERCI, SZKARŁAT ZALEWAJĄCEJ MNIE KRWI! POGRZEBANA W STRUMIENIU CZASU WIELKA POTĘGA TKWI! NIECH GŁUPCY CO NAMEJ DRODZE STOJĄ, PLOTĄC IŚĆIE NIEWIARYGODNIE GŁUPIE FARMAZONY, ZOSTANĄ PORAŻENI MOCĄ TWOJĄ, KTÓRĄ I JA WŁADAM! DRAGU, KOŃCZĄCY TĘ FARSĘ A NIE WALKĘ, SLAVE!!!!!!!!!! - ogromna, purpurowa kula eksplodowała. Zmiotłam wszystko, bez zbędnego gadania i odstawiania tańców. Musiałam to zrobić. Słuchając tej wymiany zdań robiło mi się po prostu słabo...

- Dlaczego to zrobiłaś? Już prawie przeszła na naszą stronę! - dwie kitki popatrzyła na mnie z wyrzutem.

- NIEEEE !!!!! Xemedi-san błagam ratuj bo zacznę zabijać z zimna krwią!!!!!

- Dobrze, już dobrze, nie wrzeszcz tak!

- Xemedi-san! Zabierz mnie stąd! To istne wariatkowo!!!

- Ech, Bajarko Ty znowu swój, zamiast delikatnie, ty znowu z tą siłą....Może i ciebie trzeba by ukarać w imieniu Księżyca? - mrugnęła do mnie.

- ZABIERZ MNIE STĄD NATYCHMIAST!!!!!!

- Dobrze, tylko żartowałam i po co te nerwy?? Choć... może jednak wyślę cię ,gdzie indziej! - uśmiechnęła się do mnie rozbrajająco.

Nawet nie zdążyłam zaprotestować, kiedy ziemia się otworzyła pod moimi stopami. Ciekawe gdzie tym razem mnie ześle.....


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Saerie : 2007-04-19 20:27:18
    Ech

    Cóż, fakt, straciłam "lekko" kontrolę nad umiejętnościami bohaterki i jest naj.

    Ale nie ma się co martwić, ona już nie wróci.

  • iosellin : 2007-04-13 23:27:26
    hmm

    ja mam mieszane uczucia. Z jednej strony momentami smieszna parodia, ale z drugiej te monologi do Xemedi-san mocno irytujace. No i jakos tak generalnie nie lubie jak autorzy wrzucaja swoje postacie, ktore okazuja sie byc najlepszymi, najmocniejszymi, najmadrzejszymi i w ogole naj-.

  • Saerie : 2007-03-02 13:25:10
    Bez nerwów

    Nie wątpię, że powstało wiele poważnych fików o SM. Ale akurat Speciale były przeze mnie od początku traktowane jako pastisze.

    Mimo wszystko zawsze warto mieć pewien dystans do tego co się lubi;)

  • Skomentuj