Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Nie chcę być sama

24

Autor:V-chan
Serie:Piłka w grze
Gatunki:Obyczajowy, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2009-09-21 09:26:14
Aktualizowany:2009-09-21 09:26:14


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Yoshiharu szlag trafiał. Tanaka wciąż kiepsko radził sobie ze swoją lewą, a nie chciał się zbłaźnić przed Kanou, którego podziwiał. Chciałby umieć grać, tak jak on. Z jego wytrzymałością i sztuczkami był nie do przejścia. Kapitan Fujity East spóźnił się ponad godzinę. Nie na darmo w klubach piłkarskich naśmiewano się z jego kiepskiej pamięci. Zamyślił się i zrobiło mu się ciężko na sercu. Poczuł, że łzy napływają mu do oczu, ale powstrzymał się przed płaczem. Kamiya stracił zapał i wszystko robił byle jak. On sam musiał się zmuszać do gry. Za bardzo bolały wspomnienia. Dopiero pytanie Kanou wyrwało go z zamyślenia.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Coś mówiłeś.

- Pytałem, czy wszystko w porządku?

- Niezbyt- nie był pewien czy jest to coś, co powinien mówić osobie postronnej, ale nie chciał wyjść na gbura, który zaprasza, a potem wędruje myślami- Słyszałeś o tej katastrofie lotniczej? Straciłem w niej przybrane wujostwo i najlepszą przyjaciółkę.

Jakiś dziwny cień przemknął po twarzy Kanou, a Kiyomasa zapatrzyła się w swoje stopy.

- Rozumiem. Przykro mi.

- Naprawdę rozumiesz?

- Znam dobrze kogoś, kto stracił całą rodzinę w tym dniu.

- Dla mnie Chloe była nawet bliżej niż siostra. Coś w rodzaju drugiej połówki, ale nie w sensie romantycznym.

Łzy mu pociekły, Kamiyi również. Za to Kanou wytrzeszczył oczy i patrzył na nich dziwnym wzrokiem. Jakby był… rozbawiony? To on rozpacza, płacze, a ten się nabija!

- Jak mówisz nazywała się ta dziewczyna?

- Ichigamoto Chloe.

Chłopak parsknął śmiechem, a on już zupełnie się zdenerwował. Kamiya również, bo złapał o wiele wyższego od siebie Kanou za poły marynarki.

- Śmieszy cię to?! Chcesz się bić?

- Nie zamierzałem się śmiać. Przepraszam, jeśli tak to odebraliście. Po prostu coś… mi się przypomniało. Chciałbym, byście teraz poszli ze mną. Mamy nowego trenera i bardzo chciałby cię spotkać, Kubo.

- Nie mam nastroju na wizyty. Zwłaszcza, jeśli wasz trener jest równie uprzejmy, co ty.

- Śmiem twierdzić, że jest jeszcze gorszy niż ja, ale to naprawdę ważne. Dwie godziny cię nie zbawią, prawda? Weź z sobą Kamiyę, chyba, że on będzie chciał całą drogę mnie tak trzymać.

- Dobrze. Ale zabieram też Kazumi. Menadżer musi wiedzieć o wszystkim.

- Nie ma problemu. Czekamy na was przed wyjściem.

Całą drogę przebyli w milczeniu, choć ze strony kapitana Fujity było czuć jakieś dziwne napięcie. Za to Kamiya aż się palił do zdzielenia go przez głowę. Oboje załamali się, gdy przeczytali gazetę. Kamiya znał Chloe znacznie krócej, ale polubił ją, mimo jej jędzowatego charakteru. Dla niego jednak było to tak, jakby stracił znaczną część siebie. Płakał długo, rozpaczał tak bardzo, że jego serce nie wytrzymało i wylądował w szpitalu. Lekarze kazali mu się pozbierać, był u psychologa. Jednak dalej po nocach śniła mu się jego przyjaciółka- umorusany brzdąc kiwający się na gałęzi drzewa, młoda dziewczyna w gorących źródłach i później machająca ze łzami w oczach na lotnisku tuż przed odprawą celną. Czuł się pusty, nawet Minako nie potrafiła załatać tej dziury w jego sercu i była zazdrosna o samo wspomnienie Chloe. Kazumi paplała w najlepsze, ale on całkowicie pogrążył się we wspomnieniach. Przypomniały mu się treningi i jej wrzaski. Wtedy bolała go od tego głowa, teraz jednak zniósłby każdy ból głowy by ją usłyszeć. Nawet nie zauważył, kiedy wchodzili na boisko Fujity. Kamiya obok przystanął i wpatrywał się gdzieś przed siebie. A on zaczął mieć halucynacje, takie same, jak w dzień po informacji o jej śmierci- słyszał jej głos.

- I gdzie biegniesz?! W lewo, durniu! W lewo! No przecież mówię ci, żebyś biegł w lewo!

Zaśmiał się gorzko. Jak mu tego brakowało. Nagle Kamiya uderzył go w głowę.

- Co ty robisz?!

Ten jednak uśmiechał się głupio, płakał i wskazywał na coś palcem. Yoshiharu obrócił się i przez chwilę był pewien, że zwariował. To była Chloe. Biegała i śmiała się, krzyczała na zawodników. Spojrzał jeszcze raz na Kamiyę.

- Mamy te same halucynacje?

- To nie halucynacje- Kanou zaśmiał się za jego plecami- Ej! Trenerko, rusz się tutaj!

- Trenerko? Awansowałam z egoistki i wiedźmy na trenerkę?

- Muszę cię przedstawić oficjalnie kapitanowi Kakegawy.

- Jasne, jasne.

Trenerko? Obrócił się i spojrzał prosto w oczy, które prześladowały go w snach. Wyglądała wspaniale- zaróżowiona, uśmiechnięta, z diabelskimi ognikami w oczach. Sam zaczął płakać.

- Yoshiharu? Atsushi?

Uśmiechnęła się radośnie i rzuciła im na szyje. Obaj od razu zaczęli dotykać jej twarzy, włosów i rąk. Ona tu była, naprawdę. Żyła, uśmiechała się i patrzyła z politowaniem.

- Wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale to chyba lekka przesada, co?

Nabrał powietrza.

- Ty idiotko! Ja od miesiąca żyję w przeświadczeniu, że nie żyjesz! A ty sobie spokojnie trenujesz!

Rozpłakał się i powitał ją tak, jak zawsze- pocałował ją w usta. Oddała pocałunek, a potem przytuliła się. To był jej smak, jej zapach. Była tu! Naprawdę! Z radości usiadł na ziemi i dosłownie rozryczał się. Choć jego uwagi nie uszedł grymas wściekłości na twarzy Kanou. Czyżby…? Ale to nie było ważne. Chloe żyła. W tej chwili całowała na powitanie Kamiyę, który zareagował podobnie jak on. Więc obaj siedzieli na ziemi i ryczeli. Uklękła przed nimi i przytuliła ich do siebie. Obróciła głowę i coś zaczęła mówić.

-… niech idą do domu. Na dziś koniec treningu. Nie chcę, by widzieli ich w takim stanie. Mogę na ciebie liczyć? Przepraszam, że się tak tobą wysługuję, ale sam rozumiesz…

- Rozumiem. Nie ma problemu.

Kanou zabrał Yuiko oraz Kazumi i gdzieś poszli. Tulili się do siebie dość długo, aż w końcu Chloe przyłożyła każdemu z nich w głowę.

- Dobra, popłakaliście, a teraz podnieście się i chodźcie ze mną. Wyglądacie, jak nieboskie stworzenia.

Pomogła im wstać i zaciągnęła ich do pustej już szatni. Złapała jakiś ręcznik i poszła pod prysznice go zmoczyć. Wróciła i obmyła im zimną wodą twarze. Wciąż miała bardzo delikatny dotyk, choć wiedział, jak mocno potrafi tymi delikatnymi rączkami komuś przyłożyć.

- Mamy godzinę na rozmowę, bo muszę być w cukierni. Skąd ten pomysł, że umarłam?

Wyciągnął portfel, gdzie obok zdjęcia Minako było zdjęcie Chloe, a obok wycinek z gazety.

- Wśród ofiar był pracownik firmy telekomunikacyjnej Ichigamoto Shiro wraz z żoną i córkami- głos jej się lekko zatrząsł, ale zaraz później się uśmiechnęła. On jednak wiedział, że był to uśmiech fałszywy- Cóż i tyle warta jest informacja. Jak widzicie czuję się dobrze i na razie nie wybieram się na tamten świat. Yoshiharu, myślałam, że jesteś w Niemczech.

- Wróciłem w zeszłym roku. Nie dostałaś moich listów?

- Pisałeś listy? Myślałam, że tylko paczki.

- Napisałem jeden. Musiałem się z czegoś zwierzyć. Ale to później. Powiedz mi, jak to się stało, że trafiłaś do Fujity?

- Długa historia, ale mocno ją uproszczę. Nie leciałam z rodzicami, bo musiałam odebrać swoje świadectwo szkolne. Więc leciałam w dwie godziny po… no wiecie- głos jej się lekko załamał- Na miejscu dowiedziałam się, że nie żyją. Z tego dnia niewiele pamiętam, ale powiedziano mi, że byłam w takim stanie, że każdy mógł mnie stamtąd zabrać. Na szczęście Ryuuji, to znaczy… Kanou omal nie zabił się o moją walizkę i w ten sposób mnie zauważył. Zabrał mnie do swojego domu, gdzie jego mama i siostry się mną zajęły. W miarę szybko otrzeźwiałam i zaczęłam szukać pracy. Spotkałam trenera Nishigaki, on rozglądnął się za pracą dla mnie. I tak trafiłam tutaj. Uśmiałam się nieźle, jak się dowiedziałam, że do tej szkoły chodzi Kanou. Od miesiąca tutaj pracuję.

- A gdzie mieszkasz? Dalej u niego? Bo jeśli nie masz innego miejsca, to moi rodzice z chęcią cię przyjmą. Zawsze byłaś dla nich, jak córka.

- U mnie też się znajdzie miejsce- Atsushi pierwszy raz się odezwał. Głos cały czas miał mokry.

- Znalazłam odpowiedni dom, z polisy ubezpieczeniowej go kupiłam i dziś otworzyłam cukiernię z herbaciarnią „North Platte”. To jakieś czterdzieści minut spacerkiem od twojego domu, Yoshiharu. A teraz mówcie, co u was?

- Nic konkretnego. Uczymy się, gramy w piłkę.

- A jak…?- wiedział o co chce zapytać, ale przesłał jej ostrzegawcze spojrzenie. Niektórych rzeczy Kamiya wiedzieć nie powinien- Jak się czuł Willy, gdy wyjeżdżałeś?

- Wciąż playboy, ale wszystkim naokoło rozpowiada, że ty byłaś jego jedyną miłością i nie zrezygnuje z ciebie.

- On jest beznadziejnym przypadkiem.

Patrzył na nią, gdy wstała i zaczęła porządkować brudne ubrania, porozrzucane po całej szatni. Wypiękniała. Zawsze była ładna, ale teraz była kobietą. Nie mógł nie zwrócić uwagi na jej kształty, bo były widoczne. Włosy jej bardzo urosły, sięgały kolan.

- Zrobiłaś się śliczna. Prawda, Kamiya?

Ten, jak należało się spodziewać, zaczerwienił się i uciekł wzrokiem na bok. Nie umiał dawać sobie rady z dziewczynami.

- Ta… Tak. Bardzo.

- Atsushi, wciąż jestem tym samym łobuzem, co kiedyś, więc nie traktuj mnie, jako kobiety, ale jak kumpla. Inaczej pokażę ci kolejny raz, jak łamie się czyjąś dumę.

- NIE! Nigdy więcej. Współczuję chłopcom z Fujity, że muszą cię znosić.

- Dają radę. Są naprawdę nieźli. Choć w mojej skali mają ledwie piątkę.

- To i tak nieźle. Nam, w klubie młodzików dawałaś piątkę.

- Co tam u Saikiego?

- Jest kapitanem w Kakekicie.

- Ładnie zaszedł, ładnie. Ale mając taką wspaniałą trenerkę, jak ja, trudno byłoby o coś gorszego, nie?

- Skromna, jak zawsze.

Uśmiechnęła się czarująco i już wiedział, dlaczego Willy wpatrywał się w nią niczym w obrazek. On umiał wyczuć piękność na kilometr. A ona zdominowała jego serce, choć jego umysł tego nie pojął.

- Willy czasem do mnie pisze.

- Pewnie nadęte listy w stylu: „pokonam cię, tylko patrz!”?

- Mniej więcej. Co jakiś czas pyta o ciebie.

Zaczęła się śmiać. Był to ten sam śmiech, który zapamiętał. Nie było między nimi żadnego dystansu. Czytał w niej, jak w otwartej księdze i ona w nim tak samo. Kamiya był nieco na uboczu i raczej się przyglądał. Musiał się przyzwyczaić do jej nowego wyglądu. Dopiero za jakiś czas będzie w stanie się odezwać.

- Miałaś kogoś w Ameryce? Dostawałem różne zdjęcia, nawet z jakichś gazet, ale na żadnym nie byłaś z chłopakiem.

- Nie miałam. Willy był moim pierwszym i ostatnim. Chłopacy mnie denerwują. Widzą we mnie tylko ładną buźkę i zgrabne nogi. Gdy tylko zaczynam być sobą, to uciekają. Dlatego nawet nie umawiam się na randki. Zostanę starą panną, która z braku zajęcia będzie trenować świnki morskie gry w piłkę nożną. A jak tam twoja dziewczyna?

- Skąd wiesz?

- Daj spokój! Ile się znamy?- pogłaskała go po twarzy- Widzę ten rozmarzony uśmiech, perfumy i całkowicie umyte włosy. Jeśli to nie kobieta doprowadziła cię do takiego stanu czystości, to nie wiem co mogłoby to spowodować.

Zaczęli się śmiać. Oboje byli brudasami- tarzali się na boisku, a potem mogli chodzić tak przez kilka godzin.

- Zacząłem o siebie dbać. Ale faktycznie, mam dziewczynę. Chciałbym cię kiedyś jej przedstawić. Albo ją tobie, bo ty byłaś pierwsza.

- Ja też o siebie dbam, ale nie ma to nic wspólnego z chłopakami- złośliwie się uśmiechnęła- To wpadnijcie do mnie, do herbaciarni. Wesprzecie mnie finansowo i od razu się spotkamy. Możesz też moją cukiernię polecać innym.

- Dalej pieczesz murzynki?

- Oczywiście. Atsushi- zwróciła się do Kamiyi, który siedział wciśnięty w kąt- to jakaś nowa moda, te długie włosy?

Podeszła i pogłaskała go po włosach, sprawdzając ich długość. Przyglądała mu się przez chwilę i odeszła kilka kroków do tyłu.

- W dłuższych ci lepiej. I mógłbyś przestać trząść się, gdy podchodzę? Przecież cię nie zjem.

- Muszę się do ciebie przyzwyczaić…

Pokręciła głową, ale nic nie powiedziała. On jednak wiedział- nie lubiła swojego wyglądu. Czuła, że ludzi bardziej interesuje jej twarz, niż wnętrze. A tego nigdy nie lubiła. Fakt, że jej przyjaciel traktował ją inaczej był bolesny. Zresztą, im dłużej jej się przyglądał, tym więcej widział oznak smutku. Przekrwione gałki i czerwone obwódki wokół oczu wyraźnie wskazywały na częsty płacz i niewyspanie. Ręce jej drżały, schudła i przestało ją interesować, co nosi. Co nie oznacza, że kiedykolwiek ją interesowało. Zwykle jednak pilnowała, by te rzeczy były czyste i bez dziur. Tymczasem jej koszulka była poplamiona w kilku miejscach, a spodnie miały dziurę na kolanie. W dodatku wydawała się chaotyczna, roztrzepana i na siłę wesoła. Za to jej uśmiech na ich widok był zupełnie szczery. Ucieszyła się, była wręcz nieziemsko radosna. Jakby nagle wszystkie jej troski odeszły.

- Właśnie. Jak właściwie się tu znaleźliście? I to w dodatku z osobą, która na tydzień zostanie zawieszona w drużynie?

- Hę? Kto i dlaczego będzie zawieszony?

- Kanou. Za spóźnienie, a raczej opuszczenie treningu. Znacie mój system kar, prawda?

- Aż za dobrze- Kamiya wreszcie zaczął się śmiać- Tak po prawdzie to on od jakiegoś czasu był zaproszony na wizytę w naszym klubie. Ale jak pewnie wiesz, jego pamięć jest dość kiepska. Więc wyznaczyliśmy mu ostateczny termin na dzisiaj, a i tak zapomniał i w efekcie przyszedł godzinę później. Spytał się, co z nami nie tak i Kubo mu powiedział o twojej śmierci. Zaczął się głupio uśmiechać i parsknął, więc chciałem mu przylać. Ale on powiedział, że mamy z nim iść. No i zaprowadził nas do ciebie.

- No, to mam kolejny dług wobec niego. Chyba do końca życia się nie odwdzięczę.

Zaczęła się śmiać, ale wymuszenie. To już nie była ta sama Chloe, co sprzed trzech lat. Wydawała się starsza i pełna smutku. Chciała coś powiedzieć, gdy wszedł Kanou. Spojrzał na nich zdziwiony.

- A jednak tu jesteście. Szukałem was po całej szkole- usiadł na ławce i odetchnął- Zapomnieliście o waszej menadżerce, więc musiałem dotrzymać jej towarzystwa. Czy ona kiedykolwiek milknie?

- Raczej nie.

- A widzisz- gdy żartowała, czy była złośliwa była znów tą samą Chloe. Dopiero kiedy milkła i zaczęła się zastanawiać była jakby kim innym- Nie jestem aż taka straszna. Przynajmniej nie gadam cały czas.

- Albo tak ci się wydaje- riposta była szybka i rzucona znużonym tonem, choć w oczach Kanou było widać drapieżne błyski.

- No wiesz co? A przy okazji, masz iść biegać pięć kółek.

- Za co?

- Teraz dziesięć. Pięć za głupie pytanie- była wyraźnie zadowolona z siebie, gdy kapitan jej drużyny zaczął się denerwować. Cała Chloe- Nie powiadomiłeś mnie, że zwiewasz z treningu. Ciesz się, że cię nie zawiesiłam, bo chciałam, dopóki oni cię nie wytłumaczyli.

- Chciałem wytłumaczyć się później. Zapomniałem o tym spotkaniu, więc nie mogłem ci powiedzieć rano. A jeśli chodzi o zapominanie, to nie powinnaś przypadkiem iść do cukierni?

Spojrzała na zegarek, potem na nich.

- Muszę niestety przerwać naszą rozmowę, ale zapraszam na herbatę. Wiem!- klasnęła w dłonie i stanęła przed nim uśmiechając się wesoło- Wpadnij do mnie na noc. Pogadamy sobie przy herbacie.

Sam widok miny Kanou był warty zgody. Zaczęła szybko zbierać swoje rzeczy przesuwając ich z kąta w kąt. Potem wypchnęła całą trójkę za drzwi i szybko się przebrała. Aż gwizdnął, gdy wyszła. Miała ładną, błękitną koszulkę i czarną, klinową spódniczkę do kolan.

- Co się lampisz?

- Pierwszy raz widzę cię na żywo w spódnicy.

- Prowadzę herbaciarnię, więc muszę dobrze wyglądać. Kanou, pospiesz się.

- Z czym?

- Z kółkami. Zamierzam dopilnować, byś je odbębnił. No, byle szybko.

Yoshiharu przyglądał mu się, gdy biegał- był szybki, choć oszczędzał siły. Ruszał się z gracją i nie było mowy o niepotrzebnych ruchach. Spojrzał na Chloe. Takiego spojrzenia jeszcze u niej nie widział. Półprzymknięte oczy, spokojny uśmiech i w pewien sposób spojrzenie łowcy. Od razu zrozumiał i zaczął się śmiać. To ją otrzeźwiło.

- Co tak wolno?! To drugie kółko, więc następne siedem masz przebiec sprintem!

- Chyba oszalałaś!

- Biegasz, albo jesteś zawieszony!

Zacisnął zęby i pięści, ale wyraźnie przyspieszył.

- Szybki jest.

- I tak się oszczędza- mruknęła- Potrafi biegać dwa razy tak szybko. Mógłby być niezłym sprinterem. Jednak ma za szerokie ramiona, by wyciągać odpowiednie prędkości.

Atsushi poszedł po Kazumi, więc zostali tylko we dwójkę. Mogła więc spytać się o coś, co ją męczyło.

- Jak twoje serce?

- Kiepsko. Lekarze każą mi przestać grać, ale wiesz, że dla mnie to jak narkotyk. Zresztą… Po co mam żyć długo, ale bez przyjemności?

- Głupi jesteś. Ale ten temat już przerabialiśmy. Przynajmniej zażywaj leki i chodź do lekarza. Twoja Minako wie?

- Nie. I ma nie wiedzieć. Ty też nie chcesz, by inni wiedzieli o katastrofie, prawda?

Skinęła głową. Kanou zaczynał siódme okrążenie. Był naprawdę szybki.

- Chloe…

- Mmm?

- Niecałe pół godziny temu robiłaś wykład na temat tego, jak nie znosisz chłopaków, a teraz wpatrujesz się w niego, jakby był do zjedzenia.

Od razu spojrzała na niego ze złością.

- Wcale się tak nie patrzę!

- Możesz mi wierzyć. Ile się znamy? Sama przed sobą nie chcesz się przyznać, prawda? Chłopcy aż tak cię odrzucają?

- Ja chcę mężczyzny, nie chłopca. Choć- uśmiechnęła się wstydliwie i wyglądała tak niewinnie i słodko, że nawet jemu szybciej zabiło serce- on jest całkiem męski.

- Lepiej nie uśmiechaj się do niego w ten sposób.

- Dlaczego?

- Bo będzie stracony na wieki.

Uderzyła go żartobliwie w żołądek i wrócił jej zwykły uśmieszek. Kanou skończył biegać i właśnie szedł w ich stronę. Nawet się nie spocił.

- Dobra, dopilnowałam twojej kary i mogę iść- spojrzała na zegarek- Szlag by to trafił. Spóźnię się.

Pocałowała go, potem Kamiyę, choć się wzbraniał i już biegła narzekając na tego, kto wymyślił spódnice. Miał niezły ubaw- przy każdym kroku spódnica podwijała się jej coraz wyżej i w pewnym momencie mógł zobaczyć jej bieliznę. Miała niesamowicie zgrabną pupę, a koronkowe majtki powodowały, nawet u niego, dreszcze. Nie wspominając o Kanou, który za nią pobiegł i wcisnął jej marynarkę, zawiązując wokół pasa. Był przy tym tak czerwony, że kolorem przypominał pomidora. W sumie biegł tuż za nią, od momentu kiedy spódniczka przesunęła się na połowę ud, więc miał znacznie lepszy widok. Odwrócił się do Kamiyi, który był równie kolorowy, co kapitan Fujity.

- Nie, no… Ty też?

- Zmieniła się i to bardzo. Nie mogę nic poradzić na to, że patrzę na nią, jak na kobietę.

- Lepiej zachowaj to dla siebie, bo mam wrażenie, że ona jest już stracona.

Nie zwracając uwagi na nic nie rozumiejące spojrzenie przyjaciela podszedł do Kanou.

- Dziękuję.

- Za co?

O, rany. Ale go trafiło. Zaczął się śmiać i nie mógł przestać. Chłopak nie dość, że był cały czerwony, to na siłę starał się ukryć torbą pewien czysto męski problem i w dodatku miał tak ściśnięte gardło, że głos ledwie z niego wychodził.

- Z czego się śmiejesz?

- Z Chloe. Zawsze taka była. A tak na poważnie, to wiem, że wiele ci zawdzięczam. Nie tylko pomogłeś mojej przyjaciółce w ciężkiej chwili, ale jeszcze nas wyciągnąłeś z dołu.

- Nic nie zrobiłem. Sami byście do tego doszli. A teraz wybaczcie, ale muszę iść do domu.

Pożegnał się i z torbą wciąż do przodu szedł raźnym krokiem.

- A teraz powiesz mi co się dzieje?

- A to, że Chloe zakochała się i to z wzajemnością, choć żadne z nich sobie nie zdaje z tego sprawy. Gdzie jest Kazumi, tak w ogóle?

- Z tą całą Yuiko poszły na herbatę. Pomożesz im? To znaczy, czy pomożesz Chloe i Kanou?

- Nie. Niech się sami męczą. Wystarczy mi jedynie to, że on jest dobrym człowiekiem, a ona zasługuje na kogoś takiego.

Po czym usiadł i zaczął płakać z radości, że jego ukochana przyjaciółka żyje.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Kika : 2009-09-28 20:32:38

    Nie mogłabyś szybciej dodawać tych chapterów?? Nie cierpię czekać... xD

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu