Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Love My Enemy

Co o tym myśli „kochany braciszek” i jego znajomy?

Autor:Donia
Serie:W.I.T.C.H.
Gatunki:Komedia, Kryminał, Romans
Uwagi:Utwór niedokończony
Dodany:2018-06-03 10:36:33
Aktualizowany:2018-06-03 10:36:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Opowiadanie zostało opublikowane również na fanfiction.net.


Następnego dnia około południa Caleb i Raythor spotkali się podczas warty w więzieniu. Było to dość nudne i nie za bardzo przyjemne zajęcie ponieważ zwykle oznaczało stanie na straży przez parę godzin w ciemnym i zimnym lochu (I to w środku lata! Szok temperaturowy murowany). Poza tym więzienie zostało tak zaprojektowane, że kiedy ktoś wszedł do środka znajdował się w bardzo dużym, okrągłym pomieszczeniu wysokim na chyba z 50 metrów, gdzie we wszystkich ścianach znajdowały się cele, a to oznaczało, że dosłownie z każdej strony patrzyły budzące przerażenie twarze przestępców (dla Raythora, Tynara i Vatheka zwykle dodatkowym stresem było to, że niektórzy z przestępców byli ich starymi znajomymi). Na dodatek większość rozmów strażnicy musieli prowadzić po cichutku, tak by to groźne towarzystwo nic nie dosłyszało, a o dyskusjach na ważne tematy jak np. stosunki Meridianu z sąsiednimi planetami można było od razu zapomnieć. Na szczęście wieści o romansie królowej rozeszły się tak szybko, że nie trzeba było tego ukrywać, bo nawet więźniowie już o tym wiedzieli. Dzięki temu Caleb i Raythor nie musieli zbytnio ściszać głosu.

- Wiesz, z Ziemiankami to zawsze jest jakoś inaczej niż z dziewczynami z naszej planety. Nigdy nie zrozumiem dlaczego Cornelia tak się interesuje tym całym makijażem i ciuchami. Ty też tak masz?

- Nie, nigdy. I przypominam ci, że Elyon nie jest Ziemianką.

- Aha, faktycznie… Ale nie zaprzeczysz, że przez 13 lat wychowywała się na Ziemi.

- Tak wiem, ale ona po prostu nie gada ciągle o wyglądzie. Życie na ziemi tak na nią nie wpłynęło. Może to dlatego, że ma w sobie błękitną krew. Ale zwykle jak gawędzimy to rozmawiamy raczej o sprawach Meridianu. Często zwierza mi się z problemów jakie ma z poddanymi i tym podobnych.

- A twoja eks? Ona jest Ziemianką czystej krwi i mieszka tam od urodzenia. Nie powiesz mi, że nigdy nie zaprzątała ci głowy sprawami typu „Och Raythor! Czy dobrze w tym wyglądam", „Czy moje włosy się nie poczochrały?", „Czy moje szpilki nie powinny być ciut wyższe, kochanie?"

Raythor zastanowił się chwilę. W rzeczywistości jego eks dziewczyna chyba tylko raz wybrała się z nim na zakupy, a jeśli chodzi o wygląd to było jej wszystko jedno, czy wygląda modnie, czy nie. Ale była tego przyczyna. Miała bardzo ważną pracę i w czasie randek wolała dyskutować o problemach natury zawodowej niż o trendach, które „i tak za parę miesięcy się zmienią".

- Wiesz - powiedział po chwili namysłu Raythor, ściszając głos. - Ona lubiła raczej rozmawiać o sprawach życia i śmierci…

- Co mówisz? - zdziwił się Caleb. - Moda to była dla niej sprawa życia i śmierci?

- Nie! Czekaj powiem ci na ucho…

Przysunął się do jego głowy i szepnął mu do ucha:

- Jak ktoś jest jasnowidzem ratującym życie, to chyba są dla niego ważniejsze sprawy niż make up, nie?! Zwykle mówiła mi o rozterkach życiowych typu: „Jak uratować życie tym niewinnym ludziom", albo „Co tu zrobić, musimy jakoś ocalić ten świat".

- Masz rację, nie pomyślałem o tym… Ale… Czy nie możemy rozmawiać o niej normalnie?

- Przypominam ci, że moja eks ma zasadę, że czarne charaktery nie mogą wiedzieć czym ona się zajmuje, bo to daje przewagę!

- Aha… Faktycznie… Zapomniałem…

W końcu odsunęli się od siebie.

- Wiesz - odezwał się Caleb już normalnym głosem. - W ogóle to Ziemskie dziewczyny są jakieś inne niż Meridianki. Jakoś trudniej je rozgryźć. Matt mówi, że książki o tym pisali. Ale z facetami też jest inaczej. My umawiamy się tylko z takimi kobietami, które naprawdę lubimy. Nam wystarczy jedna dziewczyna, która będzie „Damą Naszego Serca", a wiesz jak czasami zachowują się Ziemscy faceci?

- Słyszałem kiedyś, że zdarzają się tacy, którzy mają po kilka kobiet naraz! To się chyba nazywa… Poligamia?

- Ale poligamia jest wtedy jak wszystkie panienki są żonami. A zdarza się też, że facet ma parę dziewczyn, takich z którymi chodzi na randki i nie uwierzysz, one nie mają pojęcia, że on ma jeszcze jakieś inne! Każda myśli, że to ona jest tą jedyną! A on ot tak okłamuje je i wykorzystuje!

- No nie! - prychnął Raythor. - Ja bym prędzej spalił się ze wstydu niż chodził z kilkoma dziewczynami na raz i traktował je jak jakieś zabawki! Przecież to się może skończyć tylko złamanym sercem! Jak można w ogóle być takim… Takim… Caleb, jak się właściwie mówi na takich facetów?

- Czekaj, czekaj jak to było… - zastanowił się chwilę Caleb. - To było jakoś tak po angielsku… Od jakiegoś popularnego angielskiego czasownika… Start, go, do, be, play… Chyba playman! Właśnie.

- Playman? Jakoś dziwnie to brzmi. Ziemianie to mają pomysły…

- Ale wiesz, takie mnogie związki to jeszcze nic. Wiesz jakich par zakochanych jest na Ziemi coraz więcej? Nigdy byś nie uwierzył! Takich, które się składają wyłącznie z dwóch facetów albo wyłącznie z dwóch kobiet.

Raythor zrobił wielkie oczy.

- Żartujesz?! Ale jak to… A taka para złożona z dwóch osób tej samej płci… To chyba nie może mieć dzieci prawda?! No bo jak?

- Nie, oczywiście że nie! Oni mogą mieć dzieci tylko z adopcji! A jak oni się nazywają… Jak jest dwóch mężczyzn to było jakoś tak… Meje, paleje, seje… To się jakoś na „eje" kończyło… Fleje, oleje… Wiem! Kleje!

- Kleje? - zdziwił się Raythor. - A skąd ta nazwa? Bo się kleją do siebie? A jak się mówi na dwie zakochane w sobie kobiety?

- To było coś takiego… Zaczynało się na „l"… A dalej… Jakoś tak… „ijki"? Lemijki, leginijki… Nie… Lerijki...

- Linijki? - podsunął mu Raythor.

- O, tak właśnie! Linijki!

- Czyli na Ziemi na dwóch zakochanych w sobie facetów mówi się „kleje", a na dwie zakochane w sobie kobiety „linijki"? A co związki partnerskie mają w ogóle wspólnego z przyborami szkolnymi? Caleb, czy ty aby przypadkiem czegoś nie przekręciłeś?

- Nie wiem. Może takie zainteresowanie tą samą płcią zaczyna się u artystów, którzy często używają tych przyborów? Sorry, może coś mi się poplątało… Nie mam głowy do zapamiętywania Ziemskich nazw… Na dwóch zakochanych w sobie facetów mówi się jeszcze… Jak to było… Jakaś część roweru… Przerzutki?

W tym momencie ich rozmowa została przerwana gdyż w więzieniu pojawił się niespodziewany gość: Irma Lair w postaci Strażniczki. Obu panów mile zaskoczyła jej wizyta ponieważ istniała szansa, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów podczas warty wydarzy się coś ciekawego.

- Witaj Irma!

- Co za niespodzianka! Co Cię tu sprowadza?

Strażniczka Wody nic nie odpowiedziała tylko położyła sobie palec na ustach dając tym znać, że powinni zachować ciszę, po czym podsunęła im swoją dłoń, na której było coś napisane czarnym, lekko rozmazanym flamastrem. Obaj panowie pochylili się nad jej ręką i aż zaniemówili. Raythor zrobił zdziwioną minę, a Caleb wyglądał tak jakby właśnie przeczytał coś wyjątkowo obraźliwego na swój temat. Na Irmowej dłoni widniał napis:

„Macie pluskwy podsłuchujące przyczepione do mieczy."

Obaj panowie natychmiast po cichutku wyjęli z pochew swoją broń i przyjrzeli się jej uważnie. Faktycznie na klingach przyczepione były małe, srebrne punkciki. Caleb zrobił ręką gest pokazujący żeby Raythor podał mu swoją pluskwę. Po chwili młodszy strażnik wziął do ręki obydwa małe metalowe ustrojstwa i przysunął je bardzo blisko ust. Irma w milczeniu przyglądała się temu i zastanawiała, co on właściwie zamierza zrobić. Chyba nie będzie ich połykał? Odpowiedz przyszła w mgnieniu oka. Caleb wziął głęboki oddech i krzyknął na całe gardło tak głośno, że Raythor i panna Lair odskoczyli na bok, a w znajdującej się tuż obok celi grupa śpiących lurdenów zerwała się na równe nogi.

- BLUNK! JA CIĘ NORMALNIE ZAMORDUJĘ! PRZECIEŻ MÓWIŁEM, ŻE WSZYSTKO CI POWTÓRZĘ!

Odchrząknął i mówił dalej już normalnym głosem.

- Matko, z tym passlingiem to ciągłe problemy. Przykro mi Irma, chętnie byśmy sobie z Tobą porozmawiali, ale coś mi się wydaje, że jesteś potrzebna tam na górze. Założę się o stówę, że pewien Przechodzący wymaga natychmiastowej wizyty glamyrogicznej.

Irma spojrzała na niego z uśmiechem.

- No to właśnie zbiedniałeś o stówę, bo z uszami Blunka jest wszystko OK. To NIE on was podsłuchiwał! Czy on by zrobił wam coś takiego?! A tak w ogóle - mówi się „laryngologicznej"!

Obu rycerzy zamurowało.

- Ale jak nie on, to kto?! To by było w jego stylu!

- Zastanówmy się - powiedziała spokojnie Irma. - Tobie Blunk zawdzięcza życie - wskazała na Raythora. - A ty jesteś jego najlepszym przyjacielem - zwróciła się do Caleba. - Zapytam jeszcze raz: Czy on zrobiłby wam coś takiego?

Na twarzach obu panów pojawił się lekki wstyd. Żaden z nich nie pomyślał w ten sposób o Blunku, a przecież to, co powiedziała Irma było najszczerszą prawdą. W każdym calu. Przynajmniej Raythor tak uważał…

- On nie jest moim najlepszym przyjacielem - odparł po chwili namysłu Caleb. - To… Tylko taki mój towarzysz… Moim najlepszym przyjacielem zawsze był, jest i będzie Aldarn!

- Ale wiesz, że Blunk uważa, że Ty jesteś jego najlepszym kumplem! Życie by za ciebie oddał! A Ty się zaklinasz, że go nie lubisz?

- Z tym życiem to przesada! - bronił się Caleb. - Nie wiem czy jemu aż tak bardzo na mnie zależy…

- Tak jaaaaasne, jemu na Tobie w ogóle nie zależy. - powiedział Raythor z sarkazmem i uśmiechem jednocześnie. - Ciekawe tylko, kto mnie przewrócił by Cię ratować kiedy razem z innymi Rycerzami Zemsty napadliśmy na pałac Elyon. Albo kto podczas ataku na Nieskończone Miasto rzucił się na mnie z gołymi rękami w Twojej obronie?

- Albo kto nadstawiając karku poszedł za Tobą na górę Thanos? Kto podobno wybuchnął histerycznym płaczem kiedy myślał, że jesteś martwy? - dodała Irma.

Caleb zrobił kwaśną minę.

- No dobrze, niech Wam będzie… - powiedział niezadowolonym głosem. - Blunk mnie lubi i uważa mnie za kumpla - temu się nie da zaprzeczyć… Ale ja nie czuję do niego niczego, a już na pewno nie jest to przyjaźń! To, że go lubię, to też za mocne słowo…

- Dobra, skoro tak uważasz… - powiedziała spokojnie Irma, po czym zwróciła się do Raythora. - A, Raythor… Słuchaj nie pamiętasz przypadkiem jak nazywał się ten chłopak, który kiedyś skoczył by osłonić Blunka przed włócznią Cedrica? Chyba miał imię na literę „c"…

- I chyba jego imię kończyło się na „b" - dodał Raythor. - A czy to przypadkiem nie był ten sam chłopak, który kiedyś walczył ze mną i był przerażony, że jego mały, zielony przyjaciel jest w niebezpieczeństwie i może zostać ugotowany na parze przez erupcję gejzera?

- Tak, masz rację to był ten sam chłopak - mówiła dalej Irma. - Taki młodzieniec, wysoki tak jak Caleb, wyglądający tak jak Caleb, ubrany tak jak Caleb… I to był chyba ten sam chłopak, który dawno temu przybiegł do nas przerażony i oświadczył, że Blunk prawdopodobnie został schwytany przez żołnierzy Phobosa. A potem ten sam chłopak rzucił się na jednego z nich, złapał go za ubranie, zaczął nim potrząsać i krzyczeć: „Co się stało z moim najlepszym kumplem? Jeśli spadnie mu chociaż włos z głowy, to ja utnę głowę tobie, szubrawcze!"

- Dobrze! Dobrze! Wystarczy, niech wam będzie! - przerwał im czerwony na twarzy Caleb. - OK, trochę go lubię! Ale tylko ociupinę! Ale tak na marginesie, to nie nazwałem go wtedy „najlepszym kumplem", po prostu zwykłym „kumplem"! (Niech to szlag! Że też musiało mi się to wtedy wyrwać!) Ale na pewno nie wspomniałem nic o tych głowach! Słowo! Raythor, nie patrz tak na mnie! Możesz się zapytać Tynara, bo to on był tym żołnierzem na którego się rzu… Którego spokojnie spytałem gdzie jest Blunk…

- Faktycznie, troszeczkę podkolorowałam twoją wypowiedź żeby było ciekawiej - powiedziała z uśmiechem Irma. - Nie rozumiem tylko dlaczego tak się bronisz przed tym, że go lubisz. Wy tyle razem przeszliście! Razem siedzieliście w więzieniu, razem z niego uciekliście i walczyliście ramię w ramię tyle razy. Wspólnie zrobiliście prezent urodzinowy dla Will i pilnowaliście mojego braciszka. Razem chodziliście na tak wiele misji zwiadowczych i tropiliście Rycerzy Zemsty i wybraliście się na plażę Kormoran, żeby nas ratować. Razem pilnowaliście babci Hay Lin. I wspólnie pokonaliście Mirandę… No może z małą pomocą Sandpita. Prawie zawsze przenosicie się razem do innych światów.

- Nawet Phobos powiedział kiedyś o was: „Przywódca buntu i JEGO passling"- dodał Raythor.

- Dooobrrraa… - mruknął Caleb. - Lubię go… Troszeczkę! Trzymamy się blisko siebie tylko dlatego, że on lubi mi pomagać! I jest dość przydatny! No wiecie, ten jego węch i to, że potrafi otwierać przejścia… Trochę się do niego przywiązałem, przyznaję… Ale tylko trochę! Wspólny cel to jedyne co nas łączy! Nie ma między nami żadnych innych relacji! Lubię go… Zaledwie ociupinę!

- Podobno w mowie Calebowej to oznacza: „Naprawdę bardzo go lubię! Nie mogę bez niego żyć!"- mruknęła pod nosem Irma puszczając oczko do Raythora.

- No dobrze, ale wróćmy do sedna sprawy… Powiesz nam w końcu kto podłożył te pluskwy? Kto inny w Meridianie mógł wejść w posiadanie sprzętu szpiegowskiego…

- Mały siedmiolatek Severen, który zrobił dzisiaj interes z Blunkiem i wymienił starego, pluszowego passlinga z naderwanym uchem na komplet mechanicznych pluskiew i urządzenie podsłuchujące. Ale opowiem od początku… Jakiś czas temu na komendę mojego taty przysłano nowy sprzęt, najnowszej generacji. Z tego powodu stare wyposażenie posterunku miało pójść na złom, ale naszemu Przechodzącemu udało się przechwycić sporo urządzeń policyjnych (A właściwie cały kontener, który miał to wszystko wywieść. Ale na szczęście potem go odprowadził!). Pluskwy szpiegowskie, wykrywacze kłamstw, popękane lustra weneckie, radary, krótkofalówki, alkomaty, dyktafony, minikamery, projektor, broń palną… Żartuję, przecież splów nie wyrzuca się ot tak do „zwykłych" śmieci! No chyba… - oddała widząc ich przerażone miny. - Paralizatory elektryczne… Żartuję! Spoko, razem z dziewczynami skonfiskowałyśmy to, co było niebezpieczne! No i ja uznałam, że nic z tych rzeczy nie uda mu się sprzedać! Poza krótkofalówkami, bo wiem, że używacie ich na zamku do komunikacji. Ale co do reszty… Nie wyobrażam sobie Meridiańczyków ścigających przestępców w zaprzężonej w konie bryczce-radiowozie na sygnale. Więc założyłam się z Blukiem, że w ciągu miesiąca nie uda mu się sprzedać, nawet 3 rzeczy z tego policyjnego wyposażenia. Dzisiaj on wezwał mnie żebym zobaczyła na własne oczy, jak dokonuje transakcji. Zaciekawiło mnie co ten szkrab zamierza zrobić z tymi pluskwami, więc zaczęłam go śledzić. Ojciec tego dzieciaka pracuje na zamku i małego bez trudu wpuścili do pałacu, a potem z ukrycia zobaczyłam jak Severen zakrada się do zbrojowni i złośliwie chichocząc przyczepia pluskwy do mieczy, które zgodnie z tabliczkami przy wieszakach powinny należeć do was. I to już cała historia.

Obaj panowie stali przez chwilę z mocno zdziwionymi minami, po czym Caleb ponownie zabrał głos.

- Czyli to oznacza, że… - zerknął na pluskwy, które ciągle trzymał w dłoni. - Że właśnie przeze mnie małe, niewinne, siedmioletnie dziecko zostało pozbawione słuchu?!

- Nie… Spokojnie, wiesz ile decybeli musiałby mieć twój krzyk, żeby trwale uszkodzić bębenki słuchowe? - pocieszyła go Irma. - Po za tym ja nie nazwałabym tego dziecka „niewinnym". Rozumiem, że teraz Ty Raythor i Twoja Elyon jesteście w całej galaktyce niemal tak popularni jak Polacy w czasie EURO 2012, ale…

- WRRRRGGGGGRRRR! - rozległ się niespodziewanie ryk wściekłości w jednej z cel.

Wszyscy troje aż podskoczyli. Irma ze strachem odwróciła głowę w stronę celi z której dobiegł ów warkot, spodziewając się, że zobaczy rozszalałego tygrysa, ale zamiast pręgowanej bestii ujrzała zaciskającego pięści Księcia Phobosa.

- Sorry, powinniśmy cię ostrzec - powiedział spokojnie Caleb takim tonem jakby nieoczekiwany atak szału u więźnia to była najzwyklejsza rzecz pod Słońcem. - Księciunio zawsze tak reaguje jak ktoś powie cokolwiek miłego na temat jego siostry. To już 11 raz w tym tygodniu na mojej warcie.

- A na mojej to będzie koło 17 - dodał równie spokojnie Raythor. - A jeszcze częściej od Phobosa szału dostaje on - wskazał na znajdującą się poniżej miejsca odosobnienia księcia celę, z której łypał na nich groźnie Frost (równie wściekły jak jego pan).

Irma przyjrzała się dobrze obu więźniom, po czym podfrunęła do cel na odległość około dwóch metrów z taka miną jakby właśnie ułożyła sobie w głowie jakiś genialny plan i powiedziała:

- Caleb, Raythor słuchajcie… Co się stało z tym psem Trackera jak jego pan zginął? Trafił tutaj czy do Meridiańskiego schroniska?

Obu rycerzy zaskoczyło to pytanie.

- Jest trzymany w celi przeznaczonej dla zwierząt, parę pięter wyżej. Nosorożec Frosta też tam jest. Taki przepis. Przestępcy i ich pupile nie mogą być razem w jednej celi bo to jest niehigieniczne.

- A nie prościej było go oddać do ogrodu zoologicznego? Czyli żadne z nich nie było nigdy trzymane w jednej celi z Phobosem?

- Nie. A dlaczego pytasz?

- Bo księciunio złapał wściekliznę! Patrzcie, on ma pianę na ustach!

Strażnicy natychmiast wytężyli wzrok. Faktycznie po ustach Phobosa spływała piana, ale od razu było widać, że przyczyną tego stanu był gniew. Ekswładca Meridianu miał zaciśnięte zęby i pięści, całą twarz zlaną potem i czerwoną jak końce rękawów jego szaty, brwi zmarszczone jak skóra po kilkugodzinnej kąpieli, a oczy przekrwione tak, że zdawały się ciskać pioruny, na czole zaś pulsowały cztery nabrzmiałe do granic możliwości żyły. Uwięziony poniżej Frost też znajdował się w podobnym stanie, tyle że jemu dodatkowo buchała z nozdrzy para, a ręce trzęsły się tak jakby zamierzał rozerwać nimi elektryczne kraty znajdujące w wejściu do celi.

- Irma… To nie jest wścieklizna. To ze złości. - wytłumaczył jej pośpiesznie Raythor, chociaż sądził, że Strażniczka Wody doskonale zna przyczynę takiego stanu księcia i tylko udaje, że nie wie skąd się wzięła ta piana.

- Ahaaa… - powiedziała Irma udając zdziwienie. - Ale dlaczego nasz drogi wróg spienił się jak fale podczas tsunami? Czyżby to była reakcja alergiczna na wiadomość, że jego „ukochana siostrzyczka" żyje sobie szczęśliwie i wspaniale rządzi jego królestwem, podczas gdy on sterczy tutaj i…

- Zamknij się! - warknął na nią zza krat Phobos. - To ja powinienem władać teraz tym królestwem! I nie tylko nim, ale też Zamballą, Kondrakarem, Ziemią i całym Wszechświatem! A moja siostra powinna być teraz jedną z czarnych róż w pałacowym ogrodzie, albo siedzieć cicho w moim berle! A wy wszyscy powinniście już nie żyć! - urwał i spojrzał na Raythora. - Jak ja mogłem być tak głupi?! A przecież Cedric coś podejrzewał, że nas zdradziłeś! Przeklinam cię! Jak mogłeś mnie zostawić i przyłączyć się do tych wstrętnych wiedźm i do mojej obrzydliwiej siostry…

- Licz się ze słowami mój były panie! - przerwał mu zdenerwowany Raythor. - Królowa Elyon jest o niebo lepszą władczynią od ciebie! Jest uczciwa, potrafi współczuć, zawsze myśli o innych… Dobro poddanych jest dla niej najważniejsze! Nawet przestępców i zdrajców traktuje lepiej! Wprowadziła absolutny zakaz tortur, wycofała kary śmierci i strącenia do Odchłani Cienia. Ona ma serce na właściwym miejscu! A jeśli zależało ci na mnie, to trzeba było o tym myśleć zanim „gwizdnąłeś" W.I.T.C.H. Pieczęć Nerissy!

- I tak to ja zawsze byłem lepszym władcą niż ona! - warknął Phobos ignorując ostatnie zdanie Raythora. - Kiedy ja tu rządziłem to każdego wroga prędzej czy później…

- Wystarczy! - wtrąciła Irma. - Zaraz się przekonamy, kto jest lepszym władcą. Phobos, powiedź szczerze, co ty byś zrobił w takiej sytuacji. Jakiś czas temu pękł most na rzece. Setki ludzi nie mają jak przedostać się na drugą stronę. Ale Ty nie masz wystarczającej sumy pieniędzy by odbudować konstrukcję, bo koszty budowy wynosić będą fortunę. Co byś z tym zrobił, gdybyś był władcą?

- Phi! Dałbym sobie z tym spokój. - odparł bez namysłu brat Królowej. - Jak poddani mają problem, to niech sobie zbudują tratwę!

- Świetnie… - mruknęła pod nosem Irma. - Czyli taki z Ciebie władca jak z Mirandy wegetarianka. Żaden!

Książę zrobił obrażoną minę. Caleb i Raythor przysłuchiwali się w milczeniu temu dziwnemu dialogowi. Domyślili się już, że Irma próbuje dla żartu doprowadzić wroga do szału.

- Psst! Może powinniśmy jej zwrócić uwagę, że tu jest zakaz dręczenia więźniów?

- Ciii! Spokojnie Caleb! Przecież w regulaminie jest wyraźnie napisane: „Strażnikom więziennym nie wolno dręczyć więźniów". Irma przecież jest gościem, a o dręczeniu przez gości nie ma ani słowa.

- A wiesz jak twoja siostra rozwiązała ten problem? - mówiła dalej Strażniczka Wody do księcia. - Pozwoliła nam urządzić na zamku filmowy pokaz charytatywny! Pieniądze z biletów zostały przekazane na odbudowę mostu. Wiesz co to jest „film" prawda?

- Tak, widziałem u Matta jak nocowałem na Ziemi. I ktoś przyszedł na ten wasz denny pokaz? Filmy… A kogo to interesuje? I ciekawe jak udało wam się wyświetlić cokolwiek na naszej planecie bez prądu? - prychnął pod nosem więzień.

- Jeśli chcesz wiedzieć to zebrałyśmy ponad 20 milionów. Klienci pchali się drzwiami i oknami, przychodzili po kilka razy… Nie potrzebowałyśmy instalacji elektrycznej, kwintesencja Will w zupełności wystarczyła… Na marginesie dodam, że bardzo pomogli nam też wasi dawni kumple: Gargoyle i Sandpit. Przydali się przy rozwieszaniu ekranu.

Na wspomnienie Gargoyle'a i Sandpita uwięziony niżej Frost aż się wzdrygnął. I warknął przez zaciśnięte zęby. Irma to zauważyła.

- Co ci jest Frost? - zagadała do niego. - Coś ci leży na wątrobie?

- Tak! Woreczek żółciowy, jelito cienkie, żołądek, lewe płuco i krtań! - wyrzucił z siebie wściekły łowca.

- Krtań leży na wątrobie… Świetny z ciebie biolog nie ma co! Taki jak z Phobosa władca! A tak serio… Nie mów, że Ciebie też drażni opowiadanie o starych znajomych, którzy zmienili front i teraz są szczęśliwi!

- Oczywiście, że tak! Raythor, Gargoyle, Sandpit, Vathek, Tynar… Wredni zdrajcy, ot co! Powinniście wszyscy już dawno zginąć! Że też nie udało mi się dorwać wam do skóry! Gdybym to ja był przywódcą Rycerzy Zemsty to - nie miałbym żadnej litości…

- Wiesz Frost - przerwała mu Irma. - Właściwie to szkoda, że to nie Ty byłeś przywódcą Rycerzy Zemsty.

Phobos, Caleb i Raythor spojrzeli na nią z szeroko otwartymi ustami. Frost natomiast zrobił tak dumną minę jakby właśnie odznaczono go orderem.

- Ha! Widzisz Raythor? Nawet Twoja przyjaciółka uważa, że ja byłbym lepszym przywódcą od Cie…

- Czekaj, nie dałeś mi skończyć! - mówiła dalej Irma. - Szkoda, bo wydaje mi się, że gdybyś to Ty był ich przywódcą to… Zgarnęlibyśmy was nie po kilku miesiącach, ale po kilku godzinach! Z których jedną spędzilibyście na zastanawianiu się czy nazwa brzmi ładnie i przez jakie „rz" to się pisze, drugą na szukaniu w słowniku znaczeniu słowa „zemsta", a trzecią przypuszczając atak podczas którego zorientowalibyście się, że zapomnieliście ułożyć plan i zabrać ze sobą jakąkolwiek broń! A potem już tylko siedzielibyście w celach przeklinając samych siebie: „Dlaczego to Frost był naszym przywódcą?!"

To już przeszło granice wytrzymałości zarówno więźniów jak i strażników. Raythor i Caleb zaczęli niemal zwijać się ze śmiechu, Phobos tak uderzył się ręką w czoło, że aż jęknął, natomiast Frost wyglądał tak, jakby miał wielką ochotę skoczyć Irmie do gardła i je przegryźć.

- Zamknij się Strażniczko! - ryknął. - Bez względu na to co mówisz, każdy wie, że to ja, Frost Łowca byłem najlepszym, najsilniejszym i najmocniejszym filarem Rycerzy Zemsty!

- Uuu… no to bardzo kruche musiały być pozostałe filary… Skoro najmocniejszy byłeś Ty, który nie potrafiłeś nawet zastawić porządnej pułapki na Strażniczki…

- I tak byłem silniejszy od Ray…

- ZAMKNIJ GĘBĘ TY NIEUDOLNY KRETYNIE! GŁOWA MI PRZEZ CIEBIE PĘKA! - warknął z górnej celi Phobos. - I przestań w kółko powtarzać, że jesteś lepszy od Raythora! To co Raythor potrafi zrobić w 6 minut tobie zajmuje 60! On ma chociaż olej w głowie, potrafi myśleć i umie osiągnąć cel! A Tobie nie udało się nawet wypełnić misji kiedy zleciłem Ci złapać cztery bezbronne dziewczynki i malarza uzbrojonych jedynie w pędzelki i trochę farby!

Frost zamilkł i aż się skulił ze wstydu, że jego władca wrzeszczy na niego i uważa, że Raythor wypełnia swoje obowiązki lepiej niż on.

- Panie… - odezwał się niepewnie starając się nie patrzeć na strażników i Strażniczkę, którym po policzkach spływały łzy śmiechu. - Ja… W przeciwieństwie do Raythora… Nigdy bym was nie zdradził! Słowo honoru! Przysięgam na…

- Nie składaj przysięgi… Cha cha cha! Bo jeszcze Ci się coś stanie jak ją złamiesz! - wyrzucił z siebie Caleb dusząc się ze śmiechu. - Ty i dotrzymywanie słowa… Bua-cha-cha! Jak Cedric połknął Phobosa i zapytał kto będzie mu posłuszny Ty pierwszy mu się pokłoniłeś! Cha Cha cha!

- Wasza Wysokość… chyba… wy to nie wie…

- CICHO BĄDŹ TY ŁOWCO ZA DYCHĘ! - warknął znajdujący się na skraju załamania nerwowego Phobos. - Mam was wszystkich po dziurki w nosie! Powinienem był dawno temu was wszystkich zlikwidować! Gdyby nie wy to…

- To Ciebie już by wśród nas nie było, bo zostałbyś strawiony w żołądku pewnego podstępnego jaszczura. Świetnie nam dziękujesz za uratowanie życia nie ma co! - dokończyła Irma, po czym spojrzała na obu więźniów z politowaniem. - Czyli Wy dwaj uważacie, że powinniście dawno temu z nami skończyć, a na dodatek Ty powinieneś być teraz władcą, a Ty szefem Rycerzy. I jesteście święcie przekonani o swojej wyższości. I strasznie zazdrościcie Raythorowi i Elyon praktycznie wszystkiego co mają? Tak?

To ostatnie stwierdzenie oburzyło obu więźniów.

- Wcale nie jesteśmy zazdrośni!

- Bo to my powinniśmy…

- Wystarczy! Już to słyszałam! - przerwała im Irma. - Przecież to widać na kilometr. Zazdrościcie im wszystkiego zaczynając od pozycji, na umiejętnościach kończąc. Miałam wrażenie, że zaraz zaczniecie krzyczeć, że to wy powinniście chodzić na randki a nie oni! Ale byłaby sensacja! „Książę Phobos i Frost Łowca zakochani!"

Tego było już za wiele. Raythor i Caleb zaczęli tarzać się po podłodze ze śmiechu, a Phobosowi skoczyło ciśnienie i zrobił taką minę jakby marzył o wypatroszeniu Strażniczki Wody gołymi rękami.

- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele! Masz zakaz robienia sobie ze mnie kleju! Jak chcesz to zrób sobie z Mirandy linijkę!

Irma spojrzała na brata królowej jak na wariata.

- Jaki znowu klej?! A Miranda na pewno nie zmieściłaby mi się do piórnika! I jest zbyt krzywa…

- Dobrze wiesz, o czym mówię czarownico jedna! Nie nazywaj mnie przerzutką!

„Matko, chyba trochę przesadziłam z tym wyprowadzaniem ich z równowagi. Od tego ataku szału Phobosowi zupełnie odbiło! Zwariował ze złości! Lepiej będę już kończyć." - pomyślała Irma.

- Dobrze, wystarczy już. Powiem tylko jedno. Wy dwaj nie musieliście wcale siedzieć teraz zapuszkowani! Mogliście mieć wszystko to, co mają teraz Elyon i Raythor. Przyjaciół, szacunek, szczęście, miłość… Gdybyście się tylko zrehabilitowali i zmienili swoje życie. Gdybyście wzięli przykład z Raythora i reszty. Ale trudno. To był wasz wybór.

- Phi! - mruknął Phobos. - Że niby życie po zmianie frontu jest lepsze od poprzedniego? Akurat! W każdym razie na pewno nie w sprawach sercowych. Wszyscy wiedzą, że pierwsza dziewczyna Raythora, ta która zaczęła z nim chodzić kilka lat po jego przejściu na waszą stronę, to istny głąb kapuściany!

Cała strażnicza trójka przestała się śmiać i aż się wzdrygnęła.

- Coś ty powiedział? - warknął Raythor. - Przeproś ją natychmiast!

- Ten „głąb kapuściany" jak go nazywasz cały czas wypruwa sobie żyły dla nas i dla naszych przyjaciół! - fuknęła Irma.

- I co z tego? - powiedział spokojnym, szyderczym głosem Phobos. - To nie wszystko. Powiem nawet więcej. Ona to jeszcze nic, bo to była prosta dziewczyna. Ale mówiąc szczerze… Raythor, chyba nie myślałeś, że Ty i moja siostrzyczka będziecie mogli być razem? Świat nigdy nie zaakceptuje tej miłości. Co powiedzą poddani? Lud nie zgodzi się na to, by Królowa zadawała się kryminalistą! Nikt nie uwierzy, że ty naprawdę coś do niej czujesz! Nie po aferze z Trill i Mage! Zawsze znajdzie się ktoś kto powie, że wcale jej nie kochasz i robisz to tylko dlatego, że to władczyni Meridianu! A może Ty pragniesz ją uwieść i potem się jej pozbyć? Kto wie! Prędzej, czy później i tak będziecie musieli ze sobą zerwać. Dla jej dobra! Moja siostra przecież nie będzie mogła zostać z Tobą na zawsze! Przecież musi znaleźć sobie kogoś odpowiedniego, kto zostanie królem, bo Meridian będzie potrzebował Następcy Tronu. Już widzę ciebie, przywódcę grupy przestępczej w roli…

- Raythor, NIE!!! - krzyknęli jednocześnie Caleb i Irma rzucając się na niego w ostatniej chwili, bo mało brakowało a Raythor (mimo krat) skoczyłby na Phobosa.

Chociaż starali się go przytrzymać, zaczął im się wyrywać. Irma spróbowała przytrzymać go strumyczkiem wody, ale niewiele to pomogło. Strażniczka postanowiła uciec się do innych, bardziej wyszukanych metod. Odszukała w swojej pamięci fragmenty rozmowy z wczorajszego wieczoru. Jak to było…

- Spokojnie Raythor - zaczęła słodkim, uspokajającym tonem. - Nie powinieneś tego robić. Jesteś po rehabilitacji, zmianie charakteru. Nie zmarnuj tego. Jesteś dobrym mężczyzną, nie rób czegoś czego będziesz żałował. Wystarczy już tej agresji. Nie słuchaj go. On chce Cię sprowokować. Przecież to kłamstwo. Na pewno będziecie mogli być razem. Teraz ja i Caleb puścimy cię. Ufamy Ci, że będziesz spokojny.

Puścili go. Raythor wziął głęboki oddech i powoli otrząsnął się z gniewu.

- Wybaczcie… Ufff… Przepraszam, poniosło mnie trochę… Ale nie mogłem znieść…

- Już, już dobrze… - Caleb poklepał go po ramieniu. - Też bym tak zareagował gdyby ktoś powiedział takie rzeczy o Cornelii i o mnie.

- To ja powinnam przeprosić - dodała Irma. - Chciałam sobie troszkę pożartować z naszych wrogów, nie przewidziałam, że to się może tak skończyć.

- Nie szkodzi. Dzięki Tobie mieliśmy tu dzisiaj niezły ubaw, a to na warcie rzadko się zdarza. Wpadaj częściej, dobrze?

- Postaram się, jak wrócimy z dziewczynami z wakacji. Ale teraz muszę już lecieć.

Irma chciała wyjść kiedy Phobos zawołał za nią:

- Pozdrów ode mnie moją siostrę! Ona też pewnie nas wkrótce odwiedzi! Przyjdzie wypłakać się bratu w ramię kiedy zrozumie, że będzie musiała poszukać sobie innego księcia z bajki! Cha cha!

- Takiego, który nigdy nie próbował nękać jej poddanych! - dodał Frost.

- Frost! Czy nie kazałem ci milczeć? - warknął na niego Książę. - Weź zrób mi przyjemność i choć raz nie spartacz tego, co ci zleciłem! Rany, ile ja jeszcze będę musiał siedzieć pod kluczem nad tym pozbawionym poczucia humoru, hałaśliwym głąbem?!

- Jeżeli przestaniesz obrażać Raythora i Elyon… to pogadam z twoją siostrą o twoim przeniesieniu do innej części więzienia z dala od Frosta! - wypalił z nadzieją w głosie Caleb widząc, że dłonie Raythora zacisnęły się w pięści i zaczęły trząść się tak jakby ich właściciel z trudem przed czymś się powstrzymywał.

- W takim razie nie będziesz musiał nic jej mówić, bo ta propozycja nie wystarczy, by skrócić jęzor tego tyrana. - skwitowała Irma. - Z tym trzeba inaczej.

Odwróciła się w stronę celi, przymknęła oczy i wysłała do głów wrogów rozkaz:

Będę cicho…

Nie będę ich obrażał przez następną dobę…

Nie będę ich obrażał przez następną dobę…

Nie będę ich obrażał przez następną dobę…

Jestem grzecznym więźniem…

Frost i Phobos uspokoili się jak za dotknięciem różdżki i przestali szyderczo patrzeć na strażników.

- Gotowe! - powiedziała radośnie Irma otwierając oczy. - Nie powiedzą na was złego słowa, aż do jutra. Nie ma lepszego sposobu na wredne łobuzy jak moc umysłu. Na młodszych braci zawsze to działa. A teraz sorry panowie, ale naprawdę muszę już lecieć… A Raythor… Zapomnij o tych wyssanych z palca głupotach na wasz temat. Zobaczysz, jeszcze będziecie z Elyon szczęśliwi! Już ja tego dopilnuję! Słowo Strażniczki!

Pożegnała się z nimi i wyleciała z więzienia. Po drodze jeszcze obejrzała się i po kryjomu pstryknęła palcami obu dłoni chichocząc pod nosem. Ledwie drzwi się za nią zamknęły, skończył się czas warty i pojawili się Tynar i Vathek, którzy wg grafiku mieli teraz pilnować zbirów.

- Wiesz Raythor - powiedział Caleb kiedy wychodzili. - Takiej warty to chyba jeszcze nigdy nie mieliśmy.

- Zgadzam się - odparł Raythor. - A o czym to my mówiliśmy zanim przyszła Irma? Aha, o ziemskich związkach…

- Jak mówiłem... Ziemskie i Meridiańskie dziewczyny to zupełnie różne bajki…

W tym momencie zatrzymał ich Vathek.

- Chłopcy… Możecie być tak mili i łaskawie wytłumaczyć, dlaczego Phobos i Frost mają na sobie całkowicie różowe ubrania?

Caleb i Raythor wymienili znaczące spojrzenia.

- Racja, Caleb. Ziemianki bywają naprawdę… Nie z tej Ziemi!

Ale w głębi duszy Raythor nie myślał wcale o mieszkankach innych planet. W tej właśnie chwili rozważał nad tym, co usłyszał z ust swojego byłego szefa. A jeśli Phobos miał rację? W głowie eskwroga kłębiły się różne pytania, na które nie znał odpowiedzi. A najważniejsze z nich brzmiało: „Czy moje plany co do Elyon powiodą się? A co się stanie jak ktoś przypadkiem dowie się, co zamierzam zrobić i mi przeszkodzi?"

Natomiast brat jego ukochanej w tym momencie ukrył się w głębi swojej celi, tak by nikt nie zauważył, że on, były władca Meridianu aktualnie przypomina lalkę Barbie.

***

Ach, Phobosie… Dobrze robisz, szukaj schronienia póki jeszcze masz czas… Gdybyś tylko wiedział… Że już wkrótce przestaniesz się śmiać, a zaczniesz krzyczeć… Z bólu i strachu…

W następnym odcinku:

Kogo czarodziejki spotkają na lunchu?

Czy znajoma ze szkoły i jej chłopak podsuną pewien pomysł Hay Lin?

Czy Czarodziejka Powietrza powie przyjaciółkom o proroczych snach?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.