Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Preludium do...

Sharkie Gogan

Autor:Alira14
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Komedia, Mroczne
Uwagi:Fusion
Dodany:2009-08-14 13:09:17
Aktualizowany:2011-08-23 09:52:17


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

***

Coś się nie udało. Autorka doskonale o tym wiedziała.NIE WIEDZIAŁA.To było pewne, że jakaś obca siła pozazdrościła jej mocy NIE POZAZDROŚCIŁA. i chce jej przeszkodzić w tworzeniu TO NIE JEST TWORZENIE rzeczy pięknych i wzniosłych. ZDECYDOWANIE NIE WZNIOSŁYCH. Zdawała sobie sprawę, że jej bohaterka cierpi, ale tylko przez zadanie jej bólu mogła zmienić ją we wspaniałą postać. Nie było innego sposobu. POSZŁA NA ŁATWIZNĘ, BO PRAWDZIWA MIŁOŚĆ TO CIĘŻKA PRACA.


***


Anita była bliska dokończenia wyciskania słów na materacu. Obcięli jej paznokcie, ręce związali z tyłu, ale stopą już od dwóch miesięcy, 12 godzin dziennie, gdy nie miała narkotycznego snu, pisała te same pięć zdań. Na początku nic się nie działo, ale z czasem coraz bardziej odciskały się na powierzchni. Zachichotała pod nosem. Dwoje może grać w tę grę... Ktoś zakaszlał. Nie tak jak ktoś chory, raczej jak ktoś kto bardzo pragnie być zauważony i jednocześnie być uznanym za elegancką osobę. Podniosła głowę, po czym niemalże natychmiast nerwowo uderzyła w ścianę próbując się cofnąć.

- To ty! - Sharkie Gogan uśmiechnęła się wyjątkowo szeroko. Dziewczynę znowu ogarnęło dziwne uczucie, że zaraz odpadnie jej górna połowa głowy... Kobieta-rekin popchnęła coś w jej kierunku, przerażona Anita próbowała się zasłonić. Otworzyła jedno oko. Budyń?

- Poczęstuj się.- Anitę zaczynała ogarniać złość.

- Nie traktuj mnie jak idiotkę! Przyszłaś się ze mnie ponaigrywać tak?!?

- „Ponaigrywać”? Z takim neologizmem w scrabble byś nie wygrała...

- Czego chcesz?!? Czy już nie dość?! - poczuła, że z jej oczu płyną łzy. Tym razem naprawdę była bliska szaleństwa. Sharkie przewróciła oczami. Z wielką radością obydwu odgryzłaby kończyny i przywalała w tył głowy tak długo, aż idiotki się zresetują, ale matka nie byłaby zadowolona z takiego zakończenia. Trzeba naprawić ten węzeł zanim się przerzuci na inne. Dlatego wolała Firalę z niespisanego Draminionu. Istniała tylko jedna, nie miała tendencji do histerii i nie pisała opowiadań. Westchnęła.

- Po pierwsze wyjaśnijmy sobie pewną sprawę - nie jesteśmy siostrami. Już prędzej jesteś dla mnie siostrzenicą. - Dziewczyna przybrała minę, którą Sharkie bardzo nie lubiła. Minę z serii „a teraz wszystko mi wyjaśnij, zaczynając od sensu życia i instrukcji tamponu”. Z trudem powstrzymała się od zgrzytania zębami.

- Okej, inaczej... Jeżeli matka to autorka opowiadania, kim JA, teoretycznie powinnam dla ciebie być?- Zero inteligentnej reakcji.

- S-i-o-s-t-r-ą. T-a-k j-a-k i-n-n-a A-n-i-ta W-i-k-i-n-o. Jeżeli więc nie jestem twoją siostrą tylko ciotką, to co to znaczy?- Nie mogła się powstrzymać od powolnego mówienia. I tak odnosiła wrażenie, że drugie zdanie też powinna przeliterować. W pokoju jednak było za mało miejsca na jej gestykulację, a chciała już przenieść się gdzie indziej. Ten pokój był nieziemsko nudny!

- Stworzyła mnie inna Anita Wikino?!? - Gdyby nie nakaz z góry o delikatności, kobieta-rekin zaczęłaby w tej chwili klaskać i wrzasnęła „gratuluję bystrości umysłu!”. Po minie dziewczyny widziała, że jej radość jest przedwczesna.

- Nie wierzę ci. - Złapała się za rękę. Musiała... powstrzymać... pięść...śmierci...

- Znasz te historie dzieci, nie wiem, np. synka, który widząc jak tata pracował w straży pożarnej, też postanowił zostać strażakiem? Wy oczywiście robicie to nieświadomie... Problem w tym, że nie potraficie szanować tego co stworzyłyście... Albo z góry stwierdzacie, że macie prawo robić co chcecie ze swoimi „marionetkami”, albo tworzycie histeryczki przekonane, że jeżeli czegoś nie zrobią bardzo głupiego, to autorka zje je w sosie własnym.

- Czy to aluzja do mnie?

- Nie...skąąąądże... Twoja sprawa jest typowym przypadkiem. Tylko raz się zdarzyło, że twór jednej z Anit Wikino był na tyle cwany, że przedostał się do jej świata i przestraszył w taki sposób, że tamta bała się napisać cokolwiek złego dla swoich postaci. Dziewczyna nazywała się Black Spider czy jakoś tak... Jedyne co tutaj jest dziwnego, to fakt, że obydwie wpadłyście na pomysł, by zabić tę drugą. Autorka nie toleruje takich idiotyzmów, więc załatwimy to tu i teraz.

- Cz...czemu mi to mówisz?- Oczy Sharkie rozbłysły w ciemnościach.

- Łowiłaś kiedyś ryby? Na każdą, nawet najbardziej tępą rybę, zawsze potrzebna jest...przynęta. Idziemy łowić skarbie!


***


Postępowała słusznie. Nie mogła się mylić. A MYLIŁA. Była przecież najpotężniejszą istotą jaką może być- Autorką! Posiadała zdolność do tego by móc stworzyć świat jak jej się żywnie podobało i zniszczyć go, gdy jej się znudził. MASOWE MORDERSTWO BO ZUPA BYŁA ZA SŁONA? Nikt nie miał prawa jej nic zarzucić. To co urzeczywistniła, miała prawo zniszczyć. NIE MIAŁA. AUTOR NIE NISZCZY. Wielu tak robiło! NIE ZABIJALI POSTACI WE WŁASNYCH UMYSŁACH. Była przecież władczynią tych rzeczywistości! AUTOR NIE WŁADA. AUTOR TWORZY. Pokręciła głową. ZACZYNAŁA MÓWIĆ DO SIEBIE. Zaczynała mówić do siebie. CZUŁA JAK OGARNIA JĄ SZALEŃSTWO. Czuła jak....ogarnia ją...szaleństwo. MUSIAŁA SIĘ GDZIEŚ UKRYĆ. Musiała się gdzieś ukryć.


***


-O mój Boże, O mój Boże, Boże, Boże! - niedoszła pacjentka szpitala psychiatrycznego trzymała się za głowę i wyglądała jakby była świadkiem próby kankana w klubie radosnej emerytki. Sharkie Gogan dłubała nicią dentystyczną między zębami.

- Cholera, kawałki tego notesu utknęły mi... Młoda, znalazłaś kolejne przejście? Jak zostaniemy tutaj dłużej to jeszcze zostaniemy oskarżone o plagiat.

- O mój Boże, Boże, Boże...

- Możesz przestać?! To była tylko jedna ręka!

- Ale próbując ci ją odebrać wypadł przez okno!

- Sam sobie był winien, po kiego grzyba było mu moje imię i nazwisko? I jeszcze ciągle machał tym długopisem wokół mojej twarzy...Cholerny japoński Raskolnikow... - kaszlnęła, duży kawałek kartki wypadł jej z ust - Ile to diabelstwo miało stron?!?

Anita zamknęła oczy. Wcale, a wcale nie dostały się do pokoju jakiegoś japońskiego nastolatka. Wcale, a wcale na ich widok nie wrzasnął „Co, kolejny shinigami?! Zresztą nieważne, nikomu nie zdradzicie mojej tajemnicy!” Wcale, a wcale jej towarzyszka nie odgryzła mu ręki tylko dlatego bo powiedział, że Sharkie jest idiotycznym imieniem. Wcale, a wcale, jasne? Już lepiej? Lepiej. Zaczęła się rozglądać po pokoju. Już miała poinformować kobietę rekin, że znalazła przejście, gdy...

- AAAAAAAA!!!!!! To coś je jabłko i się na mnie gapi! - dziwna istota wyglądająca jak próba zrobienia przytulanki naturalnych rozmiarów ze śledzia i czarnego lateksu, też zaczęła wrzeszczeć. Normalnie Anita takie zjawisko by zignorowała, ale była już wykończona psychicznie. Można rzec, że dziewczyna wspięła się na wyżyny w dziedzinie irytującego krzyku. Sharkie melancholijnie zauważyła, że nie ma już tabletek na migrenę.

- Młoda zamknij się! Ten karp z irokezem to shinigami! Bóg śmierci! - Te trzy zdania nie zadziałały tak, jakby Sharkie Gogan sobie życzyła. O ile brzydactwo teraz gapiło się na nią z wytrzeszczem, to dzieciak zaczął głośniej wrzeszczeć. Westchnęła.

- Pożyczam - zabrała dziwactwu jabłko i z zaskoczenia wepchnęła Anicie w usta. - Cisza! - dziewczyna miała problemy z wyjęciem owocu z ust, zaczęła się krztusić. Sharkie pokazała palcem na pięknego inaczej. - Ty! Jak daleko ten fanfik się znajduje od ośrodka braku weny?

- Źle skręciłyście, powinnyście przejść przez romansidło znajdujące się po lewej. Skąd wiedziałaś, że to fanfik?

- Tylko w fanfikach główne postacie są na tyle durne, żeby wrzeszczeć „Hahaha to ja jestem Kira i to ja zabiłem tych ludzi, ale nikomu o tym nie powiecie, bo ja mam Notes Śmierci, a wy nie! Hahahaha!” Młoda, przestań bawić się tym jabłkiem, idziemy!


***


- CZEMU MNIE ZWIĄZAŁAŚ?!?- krzyczała Anita, próbując się wyswobodzić. Jak tylko dostały się do ośrodka braku weny, Sharkie rzuciła się na nią ze sznurem.

- Pamiętasz jak mówiłam o łowieniu ryb? To z przynętą nie było metaforą.

- Może jeszcze przywiążesz mnie do drzewa?!? Nikt nie jest aż tak głupi by się nabrać na... Skąd wytrzasnęłaś sznur?! Tutaj nic nie ma! - powiedzenie, że w wokół nich znajdowała się pustka, było błędem. Teoretycznie ośrodek braku weny nie istnieje. Pojawia się tylko wtedy gdy człowiek lub inna istota tworząca nie ma pomysłu co dalej. W praktyce zaś, ośrodek braku weny u niektórych istot nosił nazwę mózgu.

- Kochanie, to miejsce wręcz błaga o inwencje twórczą. Gdybym powiedziała, bo ja wiem... „Niech się stanie paella z trzygwiazdkowej restauracji”... - przed Sharkie pojawił się stolik z hiszpańskim daniem na srebrnym talerzu. Cały wygląd dania sugerował luksus i cenę przyprawiającą o płacz i zgrzytanie zębów. - No proszę, nastała paella! - kobieta rekin usiadła, wzięła odpowiednie sztućce do rąk...i zjadła je po czym rzuciła się na jedzenie,zastawę i stół. Po posiłku wytarła sobie usta chusteczką.

- Bądź teraz grzecznym robakiem na haczyku i postaraj się wyglądać jak dziewica w opałach.

- Ja jestem w opałach!

- Dziwne, nie zaakcentowałaś sprawy z dziewicą.

Czerwona jak burak Anita coś jeszcze krzyczała, ale Sharkie założyła na uszy słuchawki i włączyła odtwarzacz mp3. Zamknęła oczy i zaczęła pstrykać palcami w rytm muzyki. Wreszcie znośne warunki pracy.


***


Alira 14, jedyna i prawdziwa Autorka WYCZUWAM TUTAJ PROBLEMY Z OSOBOWOŚCIĄ... przemierzała wymiary, starając się znaleźć wariatkę odpowiedzialną za naruszenie równowagi w światach fikcji. NIE DOŚĆ, ŻE DZIECIAK KRADNIE MI PSEUDONIM ARTYSTYCZNY TO JESZCZE MNIE PLAGIATUJE. MOŻNA ZA COŚ TAKIEGO PODAĆ DO SĄDU? Głos zwątpienia w słuszność misji znowu wdarł się w jej myśli. Wiedziała, że jako Autorka powinna tworzyć, a nie zabijać, jednakże od tego zależały losy... JAK NAPISZE, ŻE UNIWERSUM TO WYDZIEDZICZAM. ... uniwersum. DOBRA, DOSYĆ TEGO, SKŁADAM PAPIERY O WYDZIEDZICZENIE. Czuła się dziwnie. Odnosiła wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Co chwilę odwracała się nerwowo, myśląc, że ktoś stoi jej za plecami. Wręcz słyszała jak ktoś się z niej śmieje. JEDNEGO BYŁA PEWNA - MUSI SIĘ CHWILOWO UKRYĆ W OŚRODKU BRAKU WENY, BY PRZEMYŚLEĆ CO DALEJ. Jednego była pewna - musi się chwilowo ukryć w ośrodku braku weny, by przemyśleć co dalej.

***

- Jesteś taki sam jak ojciec... Tylko chcesz, chcesz i chcesz...

- Matko, proszę...

- Jednak nie jesteś taki jak ojciec, on nie prosił, on żądał. Nigdy mnie naprawdę nie kochał! - Kuchisake-onna chwyciła za chusteczkę i zaczęła wycierać nią łzy.

- Nigdy...Przenigdy... Ale ty mnie kochasz, prawda słoneczko, że kochasz mamusię - zaszczebiotała, po czym złapała syna za policzki i wytarmosiła. Westchnął. Kiedy matka była pijana, miała huśtawkę nastrojów.

- A teraz moja ty brzoskwinko, nalej mamusi następną szklaneczkę tego dziwnego sake! - Kuchi, przerażony określeniem „brzoskwinka” wzdrygnął się lekko. Po matce miał bardzo bladą cerę, niemalże białą. Trzeba by naprawdę wielkiej wyobraźni by oskarżyć go o rumieniec. Bez słowa nalał matce piwo. O ile on dobrze przystosował się do nowych warunków, matka ciągle marudziła co to za małe widły i gdzie jest jej ryż. Cały czas opowiadała jak to 1200 lat temu było lepiej. Ale i tak robiła pewne postępy. Gdy Kuchi włączał telewizor nie próbowała już go przeciąć na pół, krzycząc „Oni”!.

- Mamo, proszę cię. - Kuchisake zmrużyła oczy. Jej syn nie lubił pieszczotliwych określeń. Nazywał ją per „mama” tylko wtedy, gdy bardzo mu na czymś zależało.

- Jest aż tak ważna dla ciebie?

- ...tak

- Zdajesz sobie sprawę, że muszę działać według zasad? - Kuchi zagryzł wargę i popatrzył tępo na podłogę.

- Wierzę, że ten los uznałaby za lepszy od śmierci. - szepnął. Kuchisake przyjrzała się przenikliwie swojemu synowi i westchnęła. Co ta miłość robi z młodymi... Zerknęła na ścianę. Pomasowała skroń. Dwa głosy przeciwko jej... Heh, tak musi być. Wstała.

Synuś, nie stój tak. Podaj mi kimono. Nie mogę pójść w takim stanie! Dziewczyna pomyśli, że jej przyszła teściowa to jakiś brudas!

„Synuś” w myślach liczył do dziesięciu, patrząc jak matka szuka nożyczek, które miała wetknięte za pasek. Wiedział, że jak zwróci jej na to uwagę, matka go ofuknie. Ludzie nieznający Kuchisake, gdy widzieli ją z oddali, brali ją za bardzo radosną osóbkę. W końcu ten wielki uśmiech od ucha do ucha... Tak naprawdę Kuchi miał skaranie boskie ze swoją matką. Gdyby chaotyczność, nerwowość i brak zdecydowania były uznawane za plagi, Kobieta Z Pociętymi Ustami mogłaby zmienić imię na „Pandora”. Musiał pilnować by jadła normalnie, wyciągać spod lawiny ubrań (nie rozumiała idei sprzątania - każdy ciuch wrzucała do szafy i szybko zamykała zanim zaczęło się wysypywać), każdego ranka pomagać jej zaszywać usta, inaczej by pewnie wróciła na ulice straszyć dzieci. Gdy był mały, matka by ich utrzymać pracowała jako jeden z Duchów Zemsty. Zostawiała go z opiekunkami, a sama szła do pracy, prześladowała sadystycznych mężów, kochanków, chłopaków itd. Dodatkowo straszyła dzieci w ramach drugiej pracy - „Miejskie Legendy i spółka”. Bardzo trudno być infantylnym, rozpieszczonym bachorem, gdy ma się takie opiekunki jak Świtezianka lub bawi się razem z Krasue w „zgadnij gdzie latająca głowa z wnętrznościami schowała swoje ciało”. Pamiętał jak matka dosłownie padała twarzą na podłogę i zasypiała, nie mając siły by doczołgać się do łóżka. Jak udawała, że nie lubi truskawek, czekolady ani niczego co zawierało smak, by on mógł zjeść więcej. Dlatego gdy skończył 13 lat, nauczył się sprzątać i gotować, poduczył się z prawa Drugiego Świata, załatwił matce emeryturę ( gdyby ludzie wiedzieli, ile duchy zemsty dostają miesięcznie emerytury po przepracowaniu jednego tysiąclecia, sami by chcieli by jakiś psychopata ich zabił), zaopiekował się nią i starał się ją rozumieć. Było to trudne zadanie, ale jakoś mu wychodziło. Nie rozumiał tylko jakim cudem miał 18 lat, skoro został poczęty jakieś dziesięć wieków temu. Matka tłumaczyła mu, że po śmierci jako yurei mogła odłożyć ciążę na później, a w tym stuleciu zaczęła czuć się samotna. Wydało mu się to dosyć nielogiczne, ale starał się o tym nie myśleć. Na wpół ubrana, z szaleństwem w oczach, matka biegała po mieszkaniu. Wciąż nie mogła znaleźć nożyczek. Kuchi zaczął się zastanawiać czy nie powinien „przypadkowo” potknąć się o jej podomkę leżącą na podłodze, ale Kuchisake sama nadepnęła na ostre narzędzie. Podskakując i przeklinając w starojapońskim, dumnie podniosła nożyczki do góry. Podeszła do synka i złapała go za sznurówkę zwisającą z policzka.

-Brzoskwinko, twarz ci się rozwiązuje, popraw. - powiedziała do Kuchi'ego matka. Naprawdę ją kochał i to bardzo, ale cholera jasna, mogłaby przestać nazywać go brzoskwinką!


***


Gdy naburmuszony Kuchi poszedł do kuchni wymyć naczynia, wiadomość napisana na ścianie zaświeciła się leciutko i znikła.


***


„HISTORIA MUSI TRWAĆ”


***


POWIEDZ... CZY KOCHASZ? CZY NAPRAWDĘ KOCHASZ? Czemu mam kochać? To tylko papier i czcionka! Beze mnie są niczym! A TY NICZYM BEZ NICH. PISZ JEŚLI KOCHASZ, SPAL JEŚLI NIENAWIDZISZ. Nie pokocham i nie spalę! Czemu mam się troszczyć o coś martwego?! Strona Worda nic nie czuje! CZUJE WSZYSTKO TO CO TY. I TO SPRAWI, ŻE NIE WSZYSTEK PRZETRWASZ. POWIEDZ... CZY KOCHASZ? CZY NAPRAWDĘ KOCHASZ? OPOWIADANIA ZAWSZE KRADNĄ POCAŁUNKI...


***


Opowiadania zawsze kradną pocałunki. Problem w tym, że człowiek nigdy nie wiedział kiedy i czy na pewno poprzestaną tylko na przyjacielskim buziaku. Sharkie tęsknie popatrzyła na swój nowiusieńki, prześliczny zegarek. Pokrywała go taka ilość sztucznych diamencików, że wyciąganie go na słońce mogło skończyć się trwałą ślepotą właściciela. Przyłożyła go do ust, po czym z westchnieniem znowu założyła na rękę. Była głodna, ale ten zegarek zbyt dużo kosztował by go tak marnować.

Wypuść mnie ty świiiiinio!!!

No tak. Zapomniała załadować odtwarzacz i teraz zamiast przebojów Guano Apes, „rozkoszowała się” najnowszymi utworami Charkotliwej Smarkatej. Żałowała, że nie może jej zjeść.

- Dobrze wiem, że mnie słyszysz! Masz uszy...zaraz, jesteś rekinem! Rekiny mają rurki wewnątrz ciała, nie uszy! I oczy masz źle ustawione! Powinny być wyżej i po bokach! W ogóle szczękę masz zbyt ludzką! I nie masz ogona?!? Jak możesz pływać bez ogona?!?

- Przymknij się! Pływam normalnie! Nie widzisz skrzeli idiotko?!?

Można było odnieść wrażenie, że Anita dokładnie przygląda się Sharkie. Miała minę jakby patrzyła na przeterminowany budyń, gdzie obce formy życia właśnie rozpoczęły Renesans.

- ...po kiego grzyba masz je na twarzy, nadgarstkach i nogach? Jedna para nie wystarczy? To wygląda tak, jakby jakiś dzieciak stwierdził „narysuję postać z dużą ilością kresek na ciele, wszyscy kochają kreski!”. Raaany, jedyne co masz wspólnego z prawdziwym rekinem to chyba tylko tę płetwę. I jestem prawie pewna, że nie powinna się odginać w momencie gdy się o coś opierasz.

Sharkie potarła palcami skroń. Świetnie. Kolejny pseudonaukowiec. Chyba nigdy nie zapomni tamtego biologa, który zamiast się przerazić, że coś zżera mu eksponaty, zaczął dywagować na temat kwestii posiadania przez nią włosów. Rekiny są łyse, czemu ma więc owłosienie i to na dodatek rude?!? Gdyby cały nie śmierdział niesamowitą ilością chloru, straciłby wszystkie kończyny za sugestię, że „biedaczka pewnie sobie dorabia u fetyszystów”. Skończyło się na zrzuceniu ze schodów. Albo jak raz miała do załatwienia sprawę w budynku szkoły podstawowej, a tam jakaś banda świrów zorganizowała sobie konwent. Kilku ją zauważyło i zaczęło robić fotki krzycząc „Ale fajne spiczaste uszy ma ta szara elfka!”. Do dzisiaj policji nie udało się ustalić jakim cudem ci wszyscy ludzie wisieli do góry nogami, zawieszeni na własnych majtkach, na lampach. Ludzie z wyobraźnią... Paskudztwo. Wolała już szaraczków, przynajmniej gdy szła, brali ją za szybki podmuch powietrza. Westchnęła. Bachor właśnie doszedł do analizowania symboliki jej włosów...

- Niech się stanie knebel! - szybko złapała zmaterializowany przyrząd i wepchnęła Anicie w usta. Ta zaczęła się krztusić. Sharkie uśmiechnęła się radośnie. Cisza...

- Wiesz, ta twoja prawie-autorka powinna się z lekka streścić. Zaczynam się nudzić.


***


Było samotne i głodne. Nie pamiętało kiedy ostatnim razem ktoś zwrócił na nie uwagę, pochwalił, przytulił. Autorka? Czy ono miało autorkę lub Autorkę? Nie wiedziało. Gdy próbowało sobie przypomnieć coś z okresu dzieciństwa, słyszało tylko stuk klawiszy. Raz szybki. Raz wolny. Nic więcej. Zero uczucia. Minęło wiele dni od czasu, gdy dopisano do niego nowy fragment. Czuło się niekompletne, nie znało swojego Zakończenia. Dzisiaj miało jednak szczęście. Zwęszyło trop. Istota, która powinna być za niego odpowiedzialna, zbliżała się do jego terenów łownych. Zdobędzie od niej pocałunek, czy tego chce czy nie. Historia musi trwać...


***


Czemu zaczęła pisać? Wydawało się to być takie łatwe... Kilka słów mogło sprawić, że odzyskiwało się kontrolę. A przynajmniej część. Nie posiadała władzy nad życiem, emocjami ani nawet nad łzami, ale potrafiła kilkoma stuknięciami klawiszy zmusić cały świat do uklęknięcia przed nią. Świat, który musiał wierzyć w jej piękno, inteligencję i potęgę jeśli nie chciał przestać istnieć. To jej pasowało. Nie pisała by wzbudzić w czytelniku strach, wzruszenie, śmiech czy smutek. Jedyne czego pragnęła to prawa do okazywania innym pogardy. Czy to naprawdę zbyt wiele? BIEDNE GŁUPIE DZIECKO...TY NIGDY NIE KOCHAŁAŚ...


***


Ośrodek braku weny zaczął się zmieniać. Pustka która go wypełniała zaczęła mienić się różnymi kolorami, w ciszy zaczęły rozbrzmiewać dźwięki. A właściwie coś, czym dźwięki chcą być jak dorosną. Wżynały się w środek głowy, atakowały duszę i nie chciały odejść, dopóki nie przecięły wszystkich nerwów. Bały się dostać w okolice kobiety - rekin, ale w pewnym momencie ich strach minie. Sharkie zaczęła węszyć. Zbliżali się... Zapomniane Pomysły zaczęły powstawać. Od patrzenia na nie zaczynały boleć oczy. Nie było w nich nic strasznego. A przynajmniej żaden szanujący się twórca horrorów nie umieściłby ich w tak wspaniałym dziele jak „Zombie z planety Maarx - łowcy kobiet w bikini”. Było w nich jednak coś, co u normalnego człowieka powodowało chęć do krzyku. Ich niekompletność. Nikt nie zadbał o ich historię, osobowość, a cały wygląd był opisany zdaniem typu „Wysoka brunetka w kapeluszu”. Cechy charakterystyczne się co chwilę zmieniały, nie wiadomo na co się patrzyło. Nos garbaty w ciągu sekundy zmieniał się w rzymski, zaś ten przeistaczał się w złamany... I tak bez końca... Sharkie odwiązała Anitę i pociągnęła ją za sobą. Dziewczyna spoglądała na wszystko z przerażeniem.

- Co się...co się dzieje?!?

- Nie mamy czasu na rozmowy maleńka. Zbliżają się. Problem w tym, że Opowiadanie wyczuło cię szybciej. Wszystko szaleje, bo ten świat naiwnie wierzy, że w końcu zostanie czymś wypełniony. Metaforycznie mówiąc, musimy pobiegać zygzakami. Nie mogę dopuścić by Opowiadanie spotkało tylko ciebie.

Zanim Anita zdążyła zaprotestować, zażądać wyjaśnień, Sharkie przerzuciła ją przez ramię i zaczęła iść w swoim ulubionym tempie. W końcu! Jakiś ruch! Koniec głupiego siedzenia i czekania! Jak coś takiego można wytrzymać dłużej niż sekundę?!


***


Kuchisake wstała. Nie mogła przestać kląć pod nosem. Dawniej przemieszczanie się po Historiach było łatwiejsze. Teraz co chwilę trafiała na jakieś idiotyczne opowiadania pisane przez fanów jakiegoś filmu/komiksu/pluszowej maskotki! Przynajmniej ten martwy Japończyk na którego upadła był wygodny... Zauważyła, że chłopaczynie brakowało jednej ręki. Czyli już tu były... Ktoś zakaszlał. Podniosła oczy do góry. Shinigami kiwnął jej głową jak jeden zawodowiec drugiemu.

- Spóźniła się szanowna pani z jakieś pół godziny. Wodny demon i rozhisteryzowana nastolatka przeszły do ośrodka braku weny.

- Dzięki..- coś tknęło Kuchisake. - Zaraz. Ten tutaj truposz to był główny bohater tak? Jeżeli nie żyje, to jakim cudem ten świat wciąż istnieje?

Shinigami westchnął.

- Trzynastolatka, która to pisała, została uświadomiona przez koleżankę, że teraz modne są związki męsko - męskie i wzięła się za romans między dwoma detektywami, którzy polowali na tego tutaj leżącego.

Kuchisake wyglądała jak drzewo, w które piorun trafił nie raz, nie dwa, nie trzy a kilkaset razy.

- Zaraz... Chcesz powiedzieć, że trzynastolatka wzięła się za opisanie tak trudnego tematu jak związek męsko-męski?!? Kto to będzie czytał?!?

- Zdziwiłaby się szanowna pani.... Chociaż jak dla mnie ktoś powinien uświadomić dziewczynę, że mężczyzna nie dostaje orgazmu od stuknięcia palcem w klatkę piersiową...

Wiatr zawiał mocniej. Tło zaczęło się zakrzywiać. Czyżby już się zaczęło? Kobieta z rozprutym uśmiechem zaczęła się śpieszyć. Próba doścignięcia Sharkie Gogan była szaleństwem, ale może chociaż zacznie deptać jej po piętach...


***


Czasami było jej nawet żal tego co stworzyła, ale ganiła siebie za takie myślenie. To jak płakać nad tamagotchi, bo znowu umarło. Niewdzięczna! Chciała z niej uczynić główną bohaterkę, może nawet Jedyną Nadzieją Ludzkości, ale musiała się zbuntować. Nie miała prawa się jej bać. Powinna ją szanować. Szanować albo zginąć. Jak oni wszyscy. Durne tamagotchi... Autorka zatrzymała się. Naprzeciwko niej stała kobieta o szarym kolorze skóry, trzymająca JEJ postać. Nieznajoma uśmiechała się odsłaniając zęby. Autorka odetchnęła z ulgą. No tak, to pewnie jedna z jej bohaterek postanowiła się podlizać swojej pani i przekazać jej Nieposłuszną. Miała coś rzec, gdy poczuła niesamowity ból na ręce. Krzyknęła. Obca kobieta nagle stanęła tuż przy niej i zdarła jej rękaw. Autorka spojrzała na swoje ramię i przypomniała sobie, że...

......wcale nie jest Autorką. To tylko sen, prawda?


***


Podróbka, a właściwie Anita Wikino Autorki, patrzyła na swoje ramię, cały czas mówiąc coś do siebie o pragnieniu snu. Nawet nie zauważyła, że jej postać też złapała się za rękę Dziewczyna, a raczej jak ją nazywała Sharkie, Wkurzająca Nastolatka, popatrzyła najpierw na ramię, później z przerażeniem na Gogan.

- Co to ma znaczyć?!? Co to wszystko ma znaczyć?!?

- To ma znaczyć, że historia musi trwać maleńka. Nie mam nic do ciebie, to nic osobistego, ale historia musi trwać. Zginiemy jeśli nie będzie.

Opowiadanie się zbliżało i pragnęło pocałunku...


***


„WRZUĆ JE TAM”

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.