Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Bez tytułu

Blogaskowy riserdż

Autor:O. G. Readmore
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Parodia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Wulgaryzmy
Dodany:2014-12-12 08:00:50
Aktualizowany:2015-11-22 12:23:50


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Sakura, John, Resu i Puk Puk zeszli z góry Shoutboxowiej kierując się na zachód Fanfiklandii. Wierzyli, że w ten sposób nie natkną się na wojska wroga. Z racji, że nie mieli szansy dotrzeć do pobliskiego miasta przed nocą, zdecydowali się rozbić obóz na polanie. John i Puk Puk rozstawili namiot, Sakura przygotowała posiłek, a Resu udał się do pobliskiego lasku po chrust na ognisko. Tu trzeba wspomnieć, że chłopiec bardzo poważnie potraktował przydzielone mu zadanie. Zbierał chrust z wielką starannością, selekcjonując tylko najlepsze gałęzie. Pochłonięty pracą nawet nie zauważył, kiedy oddalił się od obozu. Niespodziewanie z kniei wyskoczyła Mary Sue!

- Ty jesteś tym złym potworem? - zapytał wprost.

- Chyba ty - odpowiedziała ciętą ripostą na poziomie gimnazjum.

Resu nie drążył tematu. Dziewczynka wydawała mu się miła (na swój sposób).

- Tam są moi przyjaciele - wskazał bliżej nieokreślony kierunek. - Musimy oddać królowi księgę bez tytułu - wyjaśnił dziewczynce. - Mówię ci to w sekrecie - dodał prędko. - Nie możemy dopuścić, aby potwór doktora Szaleństwo o tym się dowiedział.

Mary Sue obiecała dotrzymać tajemnicy. I chociaż dobrze znała doktora Szaleństwo to nie przypominała sobie, aby był on w posiadaniu jakiegoś potwora. Zresztą co ona tam wiedziała? Na głowie miała wystarczająco dużo własnych problemów.

- Mogę iść z wami? - wystrzeliła niespodziewanie.

Resu zgodził się niemal natychmiast. Był przyzwyczajony, że gdziekolwiek się ruszają, tam ktoś doczepia się do ich duetu. Miał tylko nadzieję, że rosnącą liczba uczestników ekspedycji nie będzie miała wpływu na podział nagrody, bo nie chciał stracić obiecanych trzech wędek i przynęty na spam.

- Nazywam się Resu - przedstawił się, tym razem szybciej, niż w przypadku rozmowy z Sakurą. - A ty? Jak masz na imię?

- Jestem Mar... - zacięła się, przypominając sobie słowa naukowca, który kazał jej nie zdradzać swoich danych osobowych. - To znaczy jestem Ashley - wymyśliła dla niepoznaki.

Wrócili do obozu, gdzie czekali już pozostali. Mary Sue była bardzo podekscytowana. Czuła, że przyjaciele Resu polubią ją za przyjazne usposobienie i głębię charakteru.

- Nie ma mowy - ucięła dyskusję Sakura. - Ona nie może iść z nami.

Ich grupa już liczyła sobie cztery osoby i kolejna była im zbędna niczym piąte koło u roweru.

- Już się zgodziłem.

- Sakura ma rację - poparł ją chochlik drukarski. - Pewnie rodzice będą się o nią martwić.

Oczy Ashley zaszkliły się. Za wszelką cenę chciała powstrzymać łzy, ale nie potrafiła. Nie minęła chwila, a po jej policzkach popłynęła substancja składająca się z wody, chlorku sodu oraz białek, którą wiele osób potocznie nazywała "łzami". Wspomnienie o rodzicach było dla niej, jak z resztą dla każdej merysujki, niezwykle bolesnym.

- Moi... - podciągała nosem. - Moi rodzice... Oni zginęli w wypadku samochodowym.

Na wieść o tej tragedii pozostałym zrobiło się strasznie głupio. Zapłakana twarz dziewczynki przypominała pyszczek niechcianego kundla ze schroniska. Niechętnie, ale pozwolili jej przyłączyć się do ekspedycji, co mogło mieć jakiś związek z umiejętnością dziewczynki do tworzenia "imperatywu merysuistycznego".

Nazajutrz Ashley wybudziła się z objęć Morfeusza jako ostatnia. To była jej pierwsza noc spędzona poza laboratorium. W dziwnym miejscu nie było, ani jej skromnego pokoju, ani łazienki, w której odbębniłaby codzienne czynności, ani nawet schodów, po których mogłaby zejść na śniadanie! Nieco zagubiona wspięła się na drzewo, aby po chwili zejść z niego na śniadanie.

- Mówiłem... - skomentował jej dziwne zachowanie John. - Uderzyła się w łeb i coś jej się poprzestawiało.

- Jest po prostu zagubiona po stracie rodziców - próbował jej bronić naiwny Resu.

Doskonale rozumiał, co Ashley mogła teraz przeżywać. Sam stracił ukochaną wędkę przed kilkoma stronami i do tej pory nie mógł pogodzić się z jej stratą.

- Ta... - syknęła Sakura, a gdy Ashley usiadła obok dodała: - Żeby była jasność! Nie ufam ci i nie podoba mi się, żeś się nas uczepiłaś.

Brak sympatii i zaufania był widoczny, ale niezrozumiały dla merysujki. Sakura była jedyną kobietą w grupie i tym samym powinny automatycznie stać się najlepszymi przyjaciółkami. Szybko pojęła, że dziewczyna o oryginalnym imieniu niczym produkcja taśmowa proszków na ból głowy musi być jakąś odmianą "plastiku", który jak wiadomo jest naturalnym wrogiem typowych nastolatek. Wiedziała jak należy się zachowywać w takiej sytuacji: pokornie wysłuchiwać obelg i ripostować je w myślach. Ze strony Johna i Puk Puka wyczuwała zdystansowanie, ale brak wrogości. Jedynie Resu był do niej nastawiony przyjacielsko. Chociaż wydawało się, że on nie do końca rozumie jej uczucia. W zasadzie... Sprawiał wrażenie, jakby mało co rozumiał, ale był głównym bohaterem opowiadania, a więc mógł sobie pozwolić na drobny ekscentryzm.

- Co zjesz? - zapytał Puk Puk.

Ashley rozejrzała się zakłopotana. Nigdzie nie widziała kredensu, w którym trzymała płatki kukurydziane i mleko.

- Chciałabym płatki z mlekiem.

- Z takich rzeczy to mamy tylko zupki w proszku, młoda.

- Tylko nie młoda - prychnęła, uaktywniając swoje merysuistyczne poczucie dorosłości. - Mam trzynaście lat.

Nie mogąc zjeść płatków zdecydowała zastąpić je szyszkami z wodą, które wyglądały bardzo podobnie i też chrupały.

Zaraz po śniadaniu bohaterowie ruszyli w dalszą drogę. Podróż z nimi była dla Ashley dziwnym doświadczeniem. Od zawsze znajdowała się na pierwszym planie, a tutaj było inaczej. Nikt nie zajmował się jej potrzebami. Nie pytano jej o ubiór ani o samopoczucie. Nawet narrator chętniej mówił o Johnie dłubiącym w nosie niż o tym jak czesała sobie włosy. Powoli zaczynała irytować się i już, gdy miała wybuchnąć płaczem odezwał się John:

- W prawo, czy w lewo?

- Nie wiem - odparł Resu drapiąc się przy tym po głowie. - Nie interesuję się polityką.

Mężczyzna spojrzał na pozostałych (wydawało się bardziej rozgarniętych) towarzyszy, a potem na rozwidlającą się drogę.

- W którą stronę do Oftopik? - ponowił pytanie.

- Prawo!

- Lewo!

Puk Puk i Sakura zawołali jednocześnie, jednak w różnych kierunkach.

- Resu, zdecyduj - poprosił John.

Chłopiec westchnął głośno. Nie interesował się polityką, a co dopiero geografią.

Ashley przyglądała się grupie w milczeniu. Była świadoma tego, że każda droga, którą wybierze zaprowadzi ją tam, gdzie chce. Wszakże była Mary Sue. Dobrze wiedziała, że ścieżka w prawo prowadzi do miasta Oftopik. Postanowiła wykorzystać szansę daną przez los i opóźnić marsz bohaterów.

- Lewo - wybrała zły kierunek.

- Lewo? Jesteś pewna? - spytał bez przekonania John.

Trzynastolatka przytaknęła.

Nie było sensu dłużej zwlekać. Musieli zdać się na Ashley, która jak się domyślali, mieszkała gdzieś w okolicy i znała drogę. Ruszyli w lewo. Nie minęły nawet trzy zdania, a oczom podróżnych ukazały się bramy miasta Oftopik.

- Dobrze, że cię mamy - stwierdził Resu. - Prawda, Sakura?

Ta nic nie odpowiedziała, bo nie chciała przyznawać Ashley racji.

Merysujką targały sprzeczne emocje. Zawiodła Imperatora. Nie udało jej się pokrzyżować planów grupy. Jednak z drugiej strony czuła radość. Była bohaterką dnia i to pisaną przez "h". Gdyby nie jej poświęcenie i inteligencja grupa błądziłaby po żmudnych opisach wertepów i błędnie pisanych liniach dialogowych.


Oftopik było niezwykle różnorodną i barwną metropolią. Mieszały się tutaj kultury, tematy i style, które pomimo sporych różnic tworzyły wspólnotę. Przyjezdnych na każdym kroku witały kolorowe szyldy zapraszające do klubów, moteli i sklepów.

Resu pierwszy raz w życiu trafił do tak ruchliwego miasta i w przeciwieństwie do swoich towarzyszy czuł lekki niepokój. Nie zwierzał się z tego nikomu poza narratorem, ale coraz bardziej doskwierał mu brak domu nad rzeczką i łowienia spamu. Nagle jego wzrok zatrzymał się na ogromnym plakacie przedstawiającym chłopca uderzającego wielkim młotem królika. Pod ilustracją ogromnymi literami napisano: "WIELKI TURNIEJ W NABIJANIU POSTÓW".

Plakat wydał mu się dość zabawny, a sam konkurs bardzo podobny do łowienia spamu.

- Proponuję pięcio, albo nie... Sześciogwiazdkowy hotel - rzucił John.

Resu przerzucił spojrzenie z plakatu na towarzyszy.

- Hotele tutaj muszą być bardzo drogie - odparła Ashley przyzwyczajona do spartańskich warunków: małego pokoju, łazienki i schodów.

- Nie mamy pieniędzy - wymamrotała pod nosem Sakura.

Jej stwierdzenie nie umknęło jednak chochlikowi:

- Jak to?! Już wszystko straciliśmy?

- Po drodze kupiłam kilka rzeczy...

- Jakich rzeczy?!

- Trochę azjatyckich akcesoriów na konwenty, nowe ubranie... - zaczęła wymieniać, widząc niezadowolenie na twarzach męskiej części i tępy wyraz merysuistycznej części grupy dodała na własną obronę: - Nie mogę całe opowiadanie chodzić w jednych szpilkach!

- Ale jak to możliwe, że wydałaś na to całą forsę od króla?! - warczał Puk Puk.

- Tak się składa, że oryginalne podróbki chińskich kopii japońskich produktów trochę kosztują!

- Nie możecie zadzwonić do króla i poprosić go o kasiorkę? - zaproponował John.

- Już dzwoniłam.

- I co?

- Nie wierzy, że wciąż żyjemy - odparła z rezygnacją w głosie.

- Myśli, że jakiś naciągacz dzwoni - dodał uśmiechnięty Resu.

To prawda. Dowiedziawszy się o przerażającym potworze Imperatora (dla tych, którzy nie wiedzą, tym monstrum jest Mary Sue działająca pod fałszywym imieniem Ashley) postawił krzyżyk na Sakurze i Resu.

- Całe szczęście, że jesteśmy w Oftopik - mruknął Puk Puk. - Tutaj można łatwo zarobić.

- Masz rację, przyjacielu - uśmiechnął się chytrze John. - I ty dla nas zarobisz.

- Ja?

- Sakura powiedziała, że umiesz opowiadać dowcipy - wyjaśnił. - I z tym właśnie wiąże się mój genialny plan.

Chochlik spojrzał na kobietę złowieszczo. Nie dość, że nie kontrolowała wydatków to nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

- I to jest twój genialny plan?

- Puk Puk, opowie dowcip, a Resu będzie zbierał datki do kapelusza - wyjaśnił istotę genialnego planu.

- Ale.. - zaczął Resu, ale jak zwykle nikt go już nie słuchał.

Puk Puk stanął w widocznym miejscu. Odchrząknął i zaczął nieco stremowany w obawie, że pośród publiki znajdzie się jakiś Moderator:

- A więc... Mam taki żarcik na rozluźnienie... Przystojniak pyta kumpla brzydala...

- O, matko... - zadrżała Sakura. - Chyba wiem jak zakończy się ten kawał.

- "Jak to jest, że wszystkie kobiety chcą się z tobą przespać?" - kontynuował dowcip. - "Nie mam pojęcia", odparł brzydal oblizując językiem brwi.

Resu nie zrozumiał dowcipu, ale to nie miało znaczenia. Ważne było, że chochlik przekuł uwagę kilku osób, co trochę ośmieliło żartownisia:

- Jakie zwierzęta lubi Sakura?

- Jaguara w garażu, norki w szafie i osła, co na to będzie tyrał!

W tym momencie cierpliwość dziewczyny skończyła się. Rozwścieczona niewybrednym żartem Puk Puka, zdzieliła go w głowę. Ludzie jeszcze przez chwilę oglądali ten kabaret, a potem rozeszli się. Obolały chochlik drukarski podniósł się z ziemi i zapytał:

- Starczy nam chociaż na kanapki?

Na co Resu odpowiedział nieporadnie:

- Nie mam kapelusza, aby do niego zbierać.

W tym momencie nawet merysujka usiadła z wrażenia. "Uliczny kabaret" okazał się jednym wielkim niewypałem.

- "Konkurs pięknej duszy" - Sakura przeczytała z tablicy ogłoszeń, gdy pozostali zwrócili na nią uwagę kontynuowała: - "Zapraszamy wszystkie piękne panie na konkurs! Dla zwyciężczyni nagroda pieniężna, a także pozłacany medal wykonany z plastiku".

- Dasz radę wygrać? - zapytał Resu, który aż wstyd było się przyznać, ale zawsze marzył o pozłacanym medalu z plastiku.

- Pewnie!

- A ty, Ashley? Też wystąpisz? - zapytał John.

Dziewczynka uaktywniła swój moduł skromności i odpowiedziała najzwyczajniej w świecie:

- Nie... Ja jestem zbyt przeciętna. Nie wygrałabym z ładnymi dziewczynami.

Po tych słowach czekała na odpowiedź: "Bzdura! Masz duże szanse". Niestety nie doczekała się. Mężczyzna skupił uwagę na Sakurze:

- Tylko pamiętaj... Oczaruj ich wdziękiem i delikatnością.

Niestety była to ostatnia rzecz jaką mogła oczarować jurorów Sakura. Mimo wszystko prezentowała się bardzo dobrze wśród grona uczestniczek. Po chwili na scenę wyszedł gospodarz zawodów i zabrał głos:

- Drogie panie! Rozpoczynamy konkurs poetycki, w którym macie pokazać nam piękno duszy! Macie godzinę na stworzenie majstersztyku współczesnej poezji!

W jednej chwili Sakura zbledła. Niechętnie zajęła miejsce w ławce i spojrzała na pustą kartkę przed sobą. Od dłuższego czasu była w separacji ze swoim Wenem, z którym planowała wkrótce się rozwieść. To był powód, dla którego wprowadziła się do Fanfiklandii. Liczyła, że zacznie tu od nowa. Pozna jakiegoś przystojniaka, na nowo zacznie pisać wiersze i fanfiki do "Naruto". Po części liczyła, że podróż w poszukiwaniu księgi bez tytułu pozwoli jej odkryć nowe możliwości. Nie spodziewała się jednak, że będzie zmuszona do wzięcia udziału w konkursie pisarskim.

- Nie mogę się poddać - stwierdziła i rozpoczęła batalię z ołówkiem i kartką.

Pisała, a przez głowę przechodziły jej setki myśli. Zmęczona nierówną walką z epitetami spojrzała na siedzących na widowni przyjaciół.

- Ile... - wymamrotała zmęczona. - Ile już piszę?!

Resu spojrzał ze spokojem na zegarek i odparł:

- Trzy minuty.

Sakura była bliska płaczu. Na kartce nie było ani jednego sensownego słowa. Postanowiła na nowo zebrać myśli, ale złośliwa kartka nie zapełniła się. Miała godzinę. Musiała podejść do tego ze spokojem.

- Do końca zostało czterdzieści sekund! - ogłosił sędzia.

- Co?! Dwa zdania temu mieliśmy początek konkursu! - wrzasnęła przerażona. - Em... - zaczęła pisać na szybko: - "Na górze róże na dole fiołki, a my się kolebiemy jak dwa ciołki" - napisała i z dumą oddała pracę do oceny.

Jak można było się spodziewać naturalizm i piękno wyrażone poprzez kategorię mimesis nie przypadły do gustu srogim jurorom. Ostatecznie Sakura uplasowała się na przed ostatnim miejscu wyprzedzając autorkę poematu o haluksach Naomi Campbell.

Zrezygnowani Sakura, John oraz Puk Puk opuścili halę konkursową, Resu gdzieś się zawieruszył, a Ashley jeszcze przez moment kręciła się pod sceną w nadziei, że zostanie zauważona i zmuszona do wzięcia udziału w konkursie przez któregoś z organizatorów. Gdy jednak żaden z sędziów nie zwrócił uwagi na jej niecodzienna urodę zdecydowała się dołączyć do obmyślającej nowy plan grupy.

- Może... - zaczął Puk Puk. - Może księga bez tytułu udzieli nam jakiejś wskazówki? - zaproponował nieśmiało.

- Resu ją miał - mruknęła Ashley.

Sakura dopiero teraz zauważyła, że mały Resu gdzieś się zgubił.

- Gdzie jest Resu?

- Nie widziałem go od momentu rozpoczęcia konkursu - stwierdził John.

Na próżno było im czytać powyższy tekst w jego poszukiwaniu, gdyż Resu zniknął i nawet narrator nie raczył ich o tym uprzedzić odpowiednio wcześniej. Nie zastanawiali się jednak nad zniknięciem swojego towarzysza długo, gdyż tym razem John zauważył interesujący konkurs o nagrodę pieniężną:

- "Turniej walk. Nagroda główna: bardzo wysoka i niezwykle główna" - po przeczytaniu tych słów John zadeklarował: - Wygram.

- John-chan! - zawyła z radości Sakura. - Jesteś naszym wybawcą.

- Ale nadal nie mamy pojęcia, gdzie jest Resu - przerwał ich entuzjazm Puk Puk.

- Nie pękajcie - machnął ręką John. - Poszukajcie go, a ja w tym czasie zapiszę się na walkę.

W międzyczasie Resu szykował się do udziału w konkursie w nabijaniu postów. Zasady były proste: każdy z uczestników (w dalszej części tekstu zwany nabijaczem) dostawał ogromny młotek, którym miał nabić jak najwięcej postów. W praktyce zadanie było rzeczywiście prostym, ale w praktyce okazywało się zadaniem wielce trudnym. Posty wyglądały uroczo niczym karmiony troll: miały długie uszy, kosmate pyszczki i puszyste futerka. Resu czuł, że zadanie do łatwych nie będzie należało, ale jako wytrawny łowca spamu doskonale wiedział jak postępować ze zwierzyną. Chwycił młot i nabił pierwszy post do tematu. Pierwszy cios sprawił, że posty zaczęły gwałtownie poruszać się, niektóre z nich, te bardziej agresywne, atakowały nabijaczy. Mimo to bohater zachował zimną krew uderzając kolejne posty. Kilku minutach na na polu nie było już ani jednego posta. Resu odsapną wyczerpany batalią.

- Zwycięzcą zawodów zostaje nabijać Resu! - ogłosił pan sędzia zapraszając zwycięzcę na podium: - Który ustalił nowy rekord Oftopik i nabił trzydzieści postów w niecałe pięć minut!

I wtem Resu usłyszał głos Puk Puka:

- Wreszcie cię znalazłem! John ma pomysł jak zdobyć forsę! Chodź!

Chłopiec ochoczo zeskoczył ze sceny i nim sędziowie zdążyli wręczyć mu nagrodę pieniężną oraz puchar zwycięzcy ruszył za chochlikiem. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie będzie musiał zbierać pieniędzy do kapelusza.

Puk Puk i Resu zajęli miejsca na widowni obok dziewczyn, w momencie, w którym zaczynała się walka o bardzo wysoką i bardzo główną nagrodę główną. Ashley płakała, zaś Sakura z przejęcia obgryzała paznokcie, a gdy te jej się skończyły zaczęła obgryzać fleczki od pantofli pana Alberto Gozziego.

- To takie smutne - łkała cicho Mary Sue. - John poświęca się dla nas!

Sam John nie wydawał się tak przejęty jak damska część jego kibiców. Buntowniczy charakter mężczyzny sprawiał, że zawsze stawał do walki. Zawsze stawał do walki w obronie własnego zdania i nie bał się przeciwnika - kimkolwiek on był - moderator, nub, czy pospolity hejter. Z czasem jednak zaczął wątpić w słuszność swojej postawy. Bronił własnego zdania, czy wyłącznie chciał postępować na przekór władzy? Dlatego właśnie zawędrował w Góry Shoutboxowe, gdzie zajął się archeologią. Tam właśnie pojął, że życie spokojnego naukowca nie jest dla niego. On potrzebował przygód, konfrontacji, sporów.

Na ring wyszedł przeciwnik Johna: tęgi osiłek o ksywie Nadwaga. Skąd wziął się jego przydomek? Antagonista naszego protagonisty poza własną, i tak ciężką wagą, miał jeszcze dodatkową "nad" wagę. Plotki głosiły, że będąc jeszcze chudym dziecięciem zjadł wagę, na której był ważony i w ten sposób dostał nadwagi.

- Tylko uważaj na siebie... - poprosiła Sakura.

- Spoko - odparł, posyłając jej uwodzicielsko-erotyczny uśmiech. - Nie boję się walki z Nadwagą.

Oponent był silny. Jednak John miał coś czego przeciwnik nie posiadał i nie była to arogancja i zabójczy urok osobisty, a szybkość. Bez problemu unikał kolejnych ciosów Nadwagi, ale sam nie starał się uderzyć przeciwnika. Nadwaga z każdą chwilą wydawał się być bardziej wycieńczony. To był moment, na który czekał jego oponent. John zacisnął pięść i uderzył Nadwagę z całej siły. Ten z hukiem uderzył o podłogę. Na widowni rozbrzmiały okrzyki radości.

- John zostaje zwycięzcą pojedynku! - ogłosił sędzia. - A oto nagroda wysoka i główna... Drabina! - i z gratulacjami podał zwycięzcy jego nagrodę.

W tym samym momencie radość Johna i jego towarzyszy dobiegła końca. Chociaż trzeba było przyznać, że nagroda rzeczywiście była wysoka i główna. To jednak nie pocieszało Johna, który z wściekłości i frustracji zaczął rwać sobie włosy z głowy i śmieć się szaleńczo. Przez moment nawet rozważał, aby wejść na drabinę i zeskoczyć z niej w jakąś pobliską przepaść.

Sytuacja wydawała się beznadziejna i wydawało się, że nawet intelekt Ashley nie jest wstanie tego naprawić. Na całe szczęście autor oraz narrator w mojej skromnej personie bardzo lubił molierowskie zakończenia i takim też postanowił zakończyć wątek wizyty w mieście Oftopik.

Wnet do grupy pozbawionej nadziei podszedł organizator konkursu w nabijaniu postów. Nieco zdyszany gonieniem za Resu powiedział:

- Młodzieńcze! Wygrałeś konkurs w nabijaniu postów.

- Dziękuję.

- Zapomniałeś odebrać nagrody - dodał, podając chłopcu czek o wartości stu nabitch postów.

- Chwila! - przerwała mu Sakura. - Kiedy wygrałeś tę kasę?!

- Podczas konkursu piękności - wyjaśnił, po chwili dodając z żalem: - Wybacz, że nie oglądałem twojego występu.

- Dla... Dlaczego nie odebrałeś nagrody?

- No, bo jak już miałem ją odbierać to przyszedł Puk Puk i zabrał mnie na walkę Johna - wyjaśnił.

- Oczywiście! - rozjuszyła się Sakura. - Jak zwykle wszystko jest twoją winą, chochliku!

- Moją?! A kto stracił całe oszczędności?!

I w ten oto sposób Resu uratował dzień, Sakura i Puk Puk znowu się pokłócili, John wygrał walkę, a Ashley siedziała i nic nie robiła.


Nieustraszona grupa protagonistów opowiadania, które nie posiada tytułu kontynuowała swoją niebezpieczną podróż. Po opuszczeniu Oftopik mieli zamiar wyminąć wojska Imperatora przechodząc przez Puszczę Yaoistyczną będącą największym zbiorowiskiem drzew w całej krainie.

- Kiedyś słyszałem... - zaczął Puk przerywając ciszę: - Że nazwa tej puszczy wzięła się od tajemniczego plemienia kobiet, które niegdyś ją zamieszkiwało.

- Same kobiety? - zdziwiła się Sakura. - Nie wytrzymałabym bez facetów.

- One też nie mogły.

- Jak to?

- Dokładnie nie pamiętam, ale Yaoistki miały bzika na punkcie mężczyzn.

- W takim razie dlaczego mieszkały w dżungli bez facetów?

- Nie wiem. Zresztą to tylko legenda - uciął po chwili opowieść.

John zatrzymał się przy ogromnym drzewie oparłszy się o nie mruknął:

- Proponuję zrobić postój.

- Jestem za! - zawołała entuzjastycznie Ashley.

Trzynastolatka nikomu się z tego nie zwierzała, ale podróż po Fanfiklandii sprawiała jej ogromną radość. Wędrowała z przyjaciółmi poznając nowe miejsca i tylko czasem roniła łzę wspominając Imperatora, który nakazał zdobyć księgę bez tytułu.

Dlaczego? - pytała samą siebie w myślach. - Dlaczego wszyscy nie mogą zostać przyjaciółmi?

Dlaczego okrutny los kazał jej dokonać wyboru między Imperatorem, a Resu? Czuła, że nadejdzie moment, w którym będzie musiała podjąć decyzję, ale do tego czasu chciała być po prostu typową nastolatką.

- Ty płaczesz, Ashley? - spytał Resu.

- Nie... - odparła teatralnie ukrywając swoje wzruszenie.

- Aha - odpowiedział, nie drążąc tematu.

- Zrobimy tak... - zaczął John. - Panie przypilnują obozu, a ja, Puk i Resu rozejrzymy się po okolicy.

- Chwila! - zaprotestowała Sakura. - Nie chcę zostać tutaj z Ashley!

- Sprawdzimy tylko, czy w pobliżu nie ma jakichś trolli, albo potwora doktora Szaleństwo.

- Też chcę iść! - zawołała bojowo Ashley uaktywniając swoją marysuistyczną odwagę.

- To zbyt niebezpieczne - sprzeciwił się lider grupy. - Pójdą wyłącznie faceci!

W tym samym momencie oczy Ashley zaszkliły się pod wpływem łez. W kilka sekund dziewczynka wybuchła płaczem.

- Skoro tak to idźcie sobie sami! Nie chcę was widzieć! - zawołała obrażona i wskoczyła w krzaki, które prowizorycznie musiały zastąpić jej pokój.

Chochlik drukarski zdecydował się zostać w obozie z Sakurą i Ashley. Ułożył się pod drzewem i już po chwili głośno chrapał, zaś Resu i John ruszyli w głąb Puszczy Yaoistycznej.

Była ona niezwykłym miejscem. Bujna roślinność mieniła się wszystkimi odcieniami zieleni. Korony wysokich drzew przysłaniały niebo, krzewy zdobiły ogromne pąki kwiatów, zaś pnie drzew oraz głazy porastały liany i pnącza. Wędrowali tak jeszcze przez chwilę, aż dotarli do rzeki. Wtedy John przemówił:

- Teraz możemy ich poszukać.

- Kogo?

- Yaoistek. Słyszałeś, co mówił Puk - przypomniał: - Gdzieś tutaj żyją samotne kobiety mające bzika na punkcie facetów.

Resu nie chciał martwić swojego towarzysza, dlatego też nie wspomniał, że istnienie Yaoistek jest tak samo prawdopodobne jak istnienie dobrego fanfika do "Tokyo Mew Mew".

Młodszy z bohaterów przycupnął nad rzeką. W krystalicznie czystej wodzie pływały nie tylko spamy, ale i warny, czyli gatunek słodkowodnej, drapieżnej ryby kąsaczokształtnej. Drugi zaś zaczął rozglądać się na strony w nadziei na wypatrzenie jakiegoś dziewczęcia z plemienia yaoistycznego.

Niespodziewanie zza drzew wyłoniła się Yaoistka. Gdyby nie trudne warunki życia w dżungli można byłoby uznać ją za naprawdę atrakcyjną kobietę. Była wysoka, miała smukłą figurę, gęste kasztanowe włosy oraz orzechowe oczy. Odziana była jedynie w kartki z mangi o tematyce yaoi. Z zarośli zaczęły wyłaniać się kolejne dzikuski. John i Resu zorientowali się, że są otoczeni przez ponad tuzin dziewcząt. Nie wiedzieli jakie mają zamiary i chociaż pierwszy z nich nie martwił się tym szczególnie, tak drugi zaczynał mieć coraz gorsze przeczucia.

- Yaoi! Yaoi! Yaoi! - groźnie pomrukiwały.

- Seme-uke bara bara! - powiedziała jedna z dziewcząt.

- Ya... - przytaknęła jej druga słówkiem, które fonetycznie było podobne do niemieckiego.

- Nie rozumiem - wystraszył się Resu.

W końcu przedstawicielka grupy wystąpiła krok do przodu i przemówiła:

- Pragniemy mężczyzn!

John uśmiechnął się uwodzicielsko pod nosem i przemówił do tubylców:

- Drogie panie... Jestem cały wasz!

Nic bardziej nie mogło uradować Yaoistek od takiego wyznania. Zupełnie jakby bogowie Fanfiklandii wysłuchał ich modlitw. Kilka dziewcząt z wrażenia pomdlało, reszta padła na kolna. Płakały i krzyczały wniebogłosy:

- Seme! Nasz Seme! Mamy Seme!

Po chwili zaczęły wiwatować i ściskać bohaterów. Z wielką radością poprowadziły Resu i Johna do swojej osady znajdującej się nieopodal rzeki. Tam ponownie im dziękowały ze łzami w oczach. Na cześć swoich gości wydały huczną zabawę. Resu czuł się nieswojo w towarzystwie Yaoistek, które traktowały ich jak królów. Odważniejsze z dziewcząt pytały Resu o różne rzeczy:

- Jak to jest być Uke?

- Czy bardzo lubi swojego Seme?

- Czy mieszkają razem?

Chłopak nie rozumiał większości pytań, ale przez grzeczność przytakiwał. John czuł się jak ryba w wodzie. Towarzystwo pięknych kobiet sprawiało mu przyjemność.

- W porządku! - przemówiła przywódczyni plemienia. - Po wielu latach oczekiwania w naszej puszczy wreszcie pojawili się Seme i Uke - mówiła, wskazując na nieświadomych terminologii plemiennej Johna i Resu. - Jak głosi pradawna legenda, gdy dwaj mężczyźni odegrają między sobą erotyczno-pornograficzną scenkę na nasz lud spłynie dobrobyt, od którego poprzewraca nam się w dupach!

- Chwila! - przerwał jej zaskoczony John. - Czy ja dobrze zrozumiałem? Wy chcecie, abym ja i Resu...

- Seme-uke bara bara!

- Żądamy yaoi!

- Nie rozumiem... - kręcił głową Resu.

- Macie nam odegrać scenę z yaoi, albo umrzecie!

- Wolę śmierć! - wyrwał się John. - Myślicie, że możecie od tak sobie zmuszać mnie do takich rzeczy? Macie przed sobą stereotypowego maczo i powiem wam jedno - mówił wzniośle gwałcąc przy tym wszelkie postulaty gender. - Zamiast chcieć, abym ja i on... Mogłybyście same mnie "puknąć" - nazwał niegodziwą czynność, której Yaoistki dopraszały się pomiędzy nim, a Resu. Jedna z kobiet biorąc jego słowa zbyt dosłownie zdzieliła go kamieniem w głowę. John stracił przytomność. Następne co pamiętał to to, że on i Resu leżeli skrępowani i przygotowani do rzucenia warnom na pożarcie.

- Dajemy wam ostatnią szansę! - zawołała przywódczyni plemienia. - Okażcie sobie trochę czułości, albo rzucimy was warnom na pożarcie.

- Nigdy! - warknął John.

- Współczuję ci, Uke-Resu, że związałeś się z takim nieczułym palantem! - zwróciła się do drugiego z mężczyzn.

Nagle z krzaków wyskoczyła Ashley. Nieco zdziwiona widokiem związanych Resu i Johna oraz gromadą kobiet ubranych w kartki z mang przemówiła:

- Co tu się dzieje?

- Ashley! Pomóż nam! - zaskomlał John.

Ashley spojrzała na przyjaciół z ogromnym żalem. Nadal czuła się pokrzywdzona tym, że nie chcieli jej zabrać. A teraz? Wpadli w tarapaty i jej potrzebowali. Dziewczynka była pewna, że gdyby od razu jej posłuchali z pewnością uniknęliby niebezpiecznej sytuacji w jakiej się znaleźli.

- Nie! - odburknęła. - Fochusiam się na was! - dodała, odwracając się do nich plecami.

- Ashley, proszę - jęknął Resu.

Merysujka była tak bardzo rozżalona, że siłą woli wytworzyła drzwi do krzaków... Znaczy... drzwi do swojego skromnego pokoju i z całej siły trzasnęła nimi.

- To nazywa się foch - skomentowała jedna z dziewcząt.

Gdy już wydawało, że sytuacja jest beznadziejna na horyzoncie pojawili się Sakura i Puk Puk.

- Zostawcie ich! - krzyknęła Sakura.

Yaoistki ani myślały oszczędzać fałszywych Seme i Uke. Była zbrodnia to i kara musi być! Sakura sięgnęła do swojej torby po egzemplarz yaoistycznej powieści: "Przygody Jiro". Na jej widok dziewczęta z plemienia stanęły jak zahipnotyzowane. Z uwagą śledziły każdy jej ruch. Sakura, nieco drżącym głosem, zaczęła czytać wstęp powieści:

- Jiro płakał już trzecią godzinę, gdyż ekspedientka w sklepie spojrzała na niego nieuprzejmie...

Gdy Sakura odwracała uwagę Yaoistek, Puk Puk oswobodził Johna i Resu. W tym samym momencie z pokoju wyszła Ashley: mimo że po jej polikach płynęły łzy, których nie powstydziłby się sam Jiro nie czuła już gniewu, a wręcz przeciwnie - cieszyła się, że mogła uratować przyjaciół.

- Macie szczęście, że was znalazłam i uratowałam - dodała.

Sakura położyła książkę na ziemi i ostrożnie zaczęła się wycofywać. Yaoistki zajęte pozostawionym przez Sakurę bestsellerem nie myślały już o Johnie i Resu. Grupa mogła kontynuować swoją wyprawę w kierunku stolicy Fanfiklandii.

Kończąc poprzednie zdanie autor poważnie zastanawiał się, czy ktoś w ogóle czyta jego tekst? Czuł się podle, bo wiedział, że nieliczni czytelnicy tracą swój cenny czas na infantylną opowieść przeszytą sarkazmem i absurdalną symboliką internetowego pisarstwa. Dlatego zdecydował, że kolejny tomik przygód Resu zakończy jakąś interesującą informacją, aby czytelnicy przynajmniej czegoś się nauczyli i nie mieli poczucia straconego czasu. Tak więc przypominam, że siedem razy pięć równa się trzydzieści pięć.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Aoi : 2020-07-03 15:28:29

    Coraz lepiej, awans do 8 punktów ;-)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu