Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Legend of Galactic Senshi

Rozdział 2

Autor:Grisznak
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Akcja, Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Przemoc, Erotyka
Dodany:2009-10-05 09:37:49
Aktualizowany:2009-10-05 09:37:49


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Statek jest już gotowy do startu, pani - powiedział adiutant, stając na baczność na widok nadchodzącej księżniczki - Możemy lecieć w każdej chwili.

- Zatem wsiadajmy - w towarzystwie oficerów sztabu władczyni Merkurego w milczeniu weszła na pokład białego promu o trójkątnych skrzydłach, który, wzbijając chmury pyłu, oderwał się od płyty lądowiska i wzniósł się w powietrze, mknąc ku zawieszonej na orbicie księżyca jednostce. Smukły, złocisty krążownik „Caloris”, niedawno oddany do użytku, był dumą floty wojennej morskiej planety. W odróżnieniu od starszych, bardziej masywnych statków, tu oszczędzono na ilości uzbrojenia, stawiając za to na jakość. Przy ciężkich pancernikach i krążownikach liniowych, najeżonych rzędami dział i wyrzutni rakiet, mógł wydawać się wręcz niegroźny. Pozory lubiły jednak mylić, „Caloris” był równie śmiercionośną maszyną co jego więksi kuzyni, a mniejszą siłę ognia nadrabiał precyzją, szybkością i zwrotnością, a zwłaszcza tarczami energetycznymi, które zastąpiły archaiczne już pancerze, będące przyczyną tak licznych ofiar podczas minionej wojny. Merkury naciskała, by jak najszybciej wprowadzić do użycia technologię tarcz. Zbyt wielu ludzi pod jej komendą zginęło w płonących wrakach postrzelanych okrętów, gdzie jedno pechowe trafienie bywało niekiedy przyczyną zagłady całej jednostki i śmierci jej załogi. "Caloris" był pierwszym ze statków, które wkrótce miały stać się podstawą floty merkuriańskiej. Tarcze zaś niebawem miały chronić wszystkie planety królestwa. Budowę generatorów pierwszej właśnie kończono na Merkurym.

Jego pani była jednak myślami gdzie indziej. Wciąż jeszcze pamiętała poranne spotkanie, na które wezwała ją i trzy pozostałe władczynie planet królowa. Zaprosiła je do swoich prywatnych komnat i tam, gdy były już same, wyjawiła powód wezwania.

- Dziękuję wam za przybycie - mówiła, siedząc w stylizowanym na słońce fotelu, z tarczą jako oparciem i dwoma wyciągniętymi promykami w charakterze podpór pod ramiona - i pragnę was powiadomić, że nasze kolejne spotkanie nastąpi już wkrótce, szybciej niż uprzednio planowałyśmy. Za trzy miesiące oficjalnie ogłoszę zaręczyny mojej córki z ziemskim księciem Endymionem. Dzięki temu stosunki między naszymi państwami powrócą, miejmy nadzieję, do normy po tych wszystkich zawirowaniach, które miały miejsce przez minione lata. Miesiąc później odbędzie się ślub.

Merkury wyciągnęła dłoń do tyłu, szukając oparcia, aby tylko się nie przewrócić. Przy ogólnym zaskoczeniu ten niekontrolowany gest umknął chyba jednak uwadze reszty zebranych. Odetchnęła z ulgą, gdyż przez tą jedną sekundę obawiała się, że utraci równowagę.

- Proszę jednak - kontynuowała królowa - abyście zachowały dyskrecję. Wie o tym na razie tylko parę osób, ja, moja córka, wy, narzeczony oraz kilku dyplomatów, którzy byli w cały proces zaangażowani. Do czasu oficjalnych zaręczyn sprawa powinna pozostać poufna. Nie mam ochoty słuchać medialnego zgiełku, a czasem takie sprawy - tu spojrzała wymownie na Wenus - wywołują niepotrzebne zamieszanie.

- Wasza Królewska Mość, ja... my... - jasnowłosa księżniczka speszyła się, szukając przez chwilę odpowiednich słów, a jej policzki pokrył rumieniec - wkrótce również zamierzamy ogłosić zaręczyny.

- A więc jednak - królowa uśmiechnęła się - Cieszy mnie to. Dość już wokół tego było plotek. Mam także nadzieję, że już wkrótce i reszta z was przedstawi mi narzeczonych - powiodła wzrokiem po trzech pozostałych księżniczkach. Mars uśmiechnęła się, Jowisz zachowała popisową minę sfinksa a Merkury, rumieniąc się jak podlotek, pokiwała potakująco głową, starając się ukryć zakłopotanie - Powtarzam natomiast, to, co usłyszałyście, nie powinno opuścić ścian tej komnaty.

- Tak jest, Wasza Wysokość - odpowiedziała cała czwórka, choć głos jednej z nich wydawał się lekko drżeć.

Po oficjalnym pożegnaniu każda z nich uklękła przed tronem, po czym opuściły komnatę. Błękitnowłosa księżniczka kurtuazyjnie pożegnała się z towarzyszkami, żywo dyskutującymi na temat deklaracji królowej i słów Wenus, której związek z pewnym ziemskim arystokratą cieszył się w prasie dużą popularnością. Wykręcając się pilnymi obowiązkami, Merkury ruszyła pośpiesznie na swój statek, chcąc opuścić Księżyc tak szybko jak to tylko było możliwe. Czuła, że im dłużej tu zostaniem, tym bardziej prawdopodobnym jest, że może zrobić coś głupiego, czego w żadnym razie nie powinna robić.

- Czy coś się stało? Źle spałaś? - Merkury, zatrzymując się przy drzwiach, usłyszała znajomy głos. Koło niej stała księżniczka Jowisza, klepiąc ją przyjacielsko po ramieniu. Kasztanowe włosy spływały na jej ramiona, a zielone oczy patrzyły uważnie na rozmówczynię. Ze wszystkich pozostałych trzech wojowniczek, z Jowiszem Merkury dogadywała się chyba najlepiej. Kiedyś często wybierały się razem na przejażdżki konne. Teraz jednak miała ochotę być sama. To, o czym myślała, nie powinno opuścić jej głowy, a nawet przypadkowe słowo mogło dać do myślenia, zwłaszcza osobie, której rolą w królestwie było wiedzieć o wszystkim.

- Nie, nie, wszystko dobrze.

- Akurat… znamy się na tyle długo, że kogo jak kogo, ale mnie nie oszukasz - odziana w długą, jasnozieloną suknię z prostokątnym dekoltem i koronkami minister spraw wewnętrznych Księżycowego Królestwa zastąpiła jej drogę - Czytam z twojej twarzy jak z książki, w których nos zwykle trzymasz. Nie tłamś tego w sobie. Chodź, mamy jeszcze czas, siądziemy gdzieś i pogadamy.

- Daj mi spokój - Merkury odepchnęła ją i ruszyła pewnym krokiem przed siebie. Cały czas dręczyło ją pytanie, dlaczego księżniczka nie powiedziała jej o zaręczynach z Endymionem. Przecież wiedziała o tym, królowa przed chwilą sama to przyznała. To było nie do uniknięcia, więc czemu przez całą noc milczała? Bała się? Wstydziła?

- Nie tak szybko, moja droga - poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię.

- Hej, co ty… - obróciła się. Za nią stała jej przyjaciółka, której dłoń delikatnie, ale stanowczo zaciśnięta była na ramieniu księżniczki z Merkurego. Stosunek sił był oczywisty i przemawiał zdecydowanie na niekorzyść dziewczyny o włosach barwy kobaltu. Jowisz była wyższa od niej o niemal głowę i zdecydowanie silniejsza.

- Powiedziałam, że powinniśmy porozmawiać - rzekła, spokojnie, ale i stanowczo.

- Ale statek czeka na mnie…

- To poczeka. Bez ciebie chyba nie odlecą, co? A teraz chodźmy.

Widząc, że tej akurat bitwy nie wygra, Merkury wzruszyła zrezygnowana ramionami i udała się za Jowiszem. Szły po marmurowej posadzce do komnat, które na czas pobytu w pałacu należały zawsze do przedstawicielki planety burz. Na ścianach wisiała udrapowana materia w kolorze jasnej zieleni, a meble, wykonane z autentycznego, ziemskiego dębu, ozdobione były gdzieniegdzie prawdziwymi szmaragdami. Na jeden ze ścian wisiał gobelin, przedstawiający poprzednią księżniczkę, która umarła młodo, zaraz po urodzeniu córki. Jowisz wyjęła z szafki butelkę wina i dwie kieliszki, do których nalała purpurowego trunku. Jedno z kryształowych naczyń podała stojącej nieruchomo przyjaciółce.

- Spróbuj, naprawdę dobre - zachęciła. Merkury zwilżyła usta w winie, smakując go. Nigdy nie przepadała za alkoholem, ale musiała przyznać, że aromatyczny smak tego napoju przypadł jej do gustu. Wzięła ciut większy łyk. Miłe ciepło powoli rozchodziło się po jej ciele, nieco kojąc gorycz, której wciąż było tam pełno. Podeszła do okna i spojrzała na księżycowy nieboskłon. Nie miała ochoty zaczynać rozmowy, natomiast miała zamiar skończyć ją jak najszybciej.

- I jak, mówiłam że będzie ci smakować?

- Yhm.

- Dobra, znamy się od lat, więc nie będę owijać w bawełnę. Nie zmuszę cię do niczego, nie mam też takiego zamiaru. Ale mam swoje obowiązki, jako ta, której przydzielono odpowiedzialność za sprawy wewnętrzne królestwa. Teraz jednak będę rozmawiać z tobą, jako twoja przyjaciółka. Wiesz, o czym mówię. Ufam w twój rozsądek, zawsze ufałam. Zawsze to ty byłaś tą mądrzejszą, w szachach pokonywałaś mnie w kilka ruchów. Wiem, gdzie byłaś dziś w nocy. To był ostatni raz, prawda?

- Prawda. Dziękuję za wino - Merkury odstawiła kieliszek i skierowała się ku drzwiom, ale nim do nich doszła, Jowisz stanęła przed nią. Złapała przyjaciółkę za ramiona i spojrzała jej głęboko w oczy. Zieleń odbijała się w błękicie.

- Słuchaj - mówiła powoli ale dobitnie - Moim obowiązkiem jest wiedzieć, ale i zapobiegać. Tak jak zresztą i twoim. Proszę, nie zmuszaj mnie, abym musiała podejmować jakieś działania… - te ostatnie słowa ciężko przechodziły jej przez gardło.

- Działania? - niebieskooka dziewczyna zniosła spokojnie jej oskarżycielskie spojrzenie - Znaczy, co konkretnie?

- Nieważne - Jowisz puściła ją, ale nie zeszła z drogi - Do diabła, w co ty grasz za grę? Jak nikt wiesz, że to do niczego dobrego to nie doprowadzi. A co, jeśli jakiś dziennikarz to wywęszy? Znasz to przysłowie, że cztery nieprzyjazne gazety są groźniejsze od stu pancerników? Wytłumaczysz mi w końcu, o co tu chodzi? O tyle chyba mogę cię prosić. A może mam ci przypomnieć, co mi powiedziałaś, kiedy zwierzałam ci się z mojej pierwszej, niespełnionej miłości? Nie pamiętasz już pewnie, co? Powiedziałaś, że miłość to głupota robiona we dwoje. Tak mi powiedziałaś... Zgoda, kiedy byłyśmy młodsze, stać nas było na głupotę. Teraz jest inaczej.

Opuściła ramiona. Znały się od zawsze i były najlepszymi przyjaciółkami. O ile Mars i Wenus trzymały zawsze sztamę i patrzyły na nie z wyższością, tak Jowisz doskonale dogadywała się przez lata z Merkurym. Razem jeździły konno i razem grywały w szachy. W pierwszym ona była zawsze nie do pokonania, ale jej przyjaciółka brała odwet przy szachownicy. Podziwiała zawsze jej chłodny, pełen opanowania dystans i umiejętność rozwiązywania spraw bez nadmiernej ekscytacji. Sama zawsze bardzo mocno angażowała się emocjonalnie, płacąc niekiedy wysoką cenę i przeżywając do głębi nawet drobne miłostki, dopiero od Merkurego nauczyła się dystansować do wielu spraw i ludzi. Toteż, kiedy zaczęły płynąć do niej informacje na temat niezbyt moralnych relacji panujących między następczynią tronu księżycowego królestwa a księżniczką z Merkurego, długo traktowała je z niedowierzaniem. Pierwszego informatora, który jej dostarczył taką wiadomość, potraktowała, delikatnie rzecz ujmując, cokolwiek brutalnie, krzycząc nań, aby nie przynosił jej takich bzdur. Ziarno nieufności zostało jednak zasiane. Gdy dowody okazały się niepodważalne, uznała, że sama musi się tym zająć. Dla dobra tych, którzy byli jej najbliżsi. Choćby nawet dotyczyło to osoby, której Królestwo nie tak dawno jeszcze zawdzięczało swoje ocalenie.

ciąg dalszy nastąpi...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.