Komentarze
„Polska język ładna język” i inne kwiatki w tłumaczeniach
- ... : Grisznak : 2008-06-30 12:03:34
- lost in translation : Jola : 2008-07-02 13:48:42
- Tłumaczenia : Silvera : 2008-07-04 13:00:02
- Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej : Tassadar : 2008-07-10 15:30:08
- ... : Yaci : 2008-07-12 13:48:10
- . : Ataru : 2008-07-12 15:52:07
- [bez tytułu] : tłumaczę : 2008-08-22 21:45:26
- [bez tytułu] : Rinsey : 2010-01-07 19:29:28
...
Egmont, który lwią część swoich mang tłumaczy "z tłumaczeń" (o ile mi wiadomo) generalnie odwala kaszankę wydawniczą, idąc z założenia, że "ciemny lud to kupi". Warstwa językowa jest u nich tylko jednym z wielu błędów (kto widział rastry w "Gunsmith Cats" ten wie, o czym mówię). A kwiatki typu "Kombinezon Bojowy Gundam"?
Waneko i JPF tłumaczą z japońskiego a ich tłumacze to raczej fachowcy. Nie, żeby wpadek nie było - moje wydanie pierwszego tomiku "Uteny" jest gęsto popodkreślane znalezionymi przeze mnie cudami typu pięć razy pod rząd użycie przymiotnika dziwny, czy też "problematyczny mundurek" w rozmowie dwójki nastolatków.
Co się tyczy wierności - to śliska i niepewna ścieżka. Przekonał się o tym bie tak znowu Jetix puszczając Naruto. Fani gotowi byli ukrzyżować twórców za "wioskę ukrytą w liściach" (choć nazwa ta brzmi, moim zdaniem, sensowniej niż "wioska ukrytego liścia" na którą uparli się fani).
lost in translation
Niestety, grzechem polskich tłumaczeń jest dosłowność, niedbałośc o styl itepe itede, to samo dotyczy tekstow pragmatycznych. Tlumaczenie w slowo w slowo jest mocno chybione
Tłumaczenia
Jako osoba, która uczy się japońskiego od roku, dobrze wiem jak rażące są różne błędy w tłumaczeniach. Największym grzechem jest robienie tłumaczenia z tłumaczeń - mang Egmontu nie kupuję, tak samo jak anime wydawane w Polsce, które (no, może poza Anime Gate, choć nie mam 100% pewności) właśnie w ten sposób idą na łatwiznę. Nie mogę zdzierżyć anime od Monolith, które mimo tego, że dają dubbing japoński, to napisy robią na podstawie dubbingu angielskiego. Anime-Virtual: dokładnie to samo, Ouran był dla mnie ogromnym rozczarowaniem i natychmiast tego się pozbyłam.
Mamy dobrych tłumaczy, jeśli chodzi o osoby z wydawnictwa JPF czy Waneko, ale... No właśnie, ale. JPF mi niczym nie podpadł, a tłumaczenie w Angel Sanctuary uważam za genialne (zmiania Mika-chan na Misiek, czy "Kato-wicek, głupi cycek!"). Natomiast jeśli chodzi o Waneko, to często można dostrzec w mangach od nich sztuczność w wypowiedziach, mimo faktu, że tłumaczą z japońskiego i mam najwięcej mang od nich na półce. O ile bardzo podobały mi się wypowiedzi bohaterów w Paradise Kiss ("jestem biseksem, bracie!"), o tyle w Yami czy Saiyuki często muszę przymykać oko na kilka dziwolągów, żeby rozkoszować się lekturą. Albo mi się wydaje, albo tłumaczenia ich "starszych" tytułów wyszły im lepiej?
Nie mniej podzielam opinię - polski jest bogatym językiem i, można się z tym nie zgodzić, uważam że lepiej oddaje charakter japońskiego niż angielski. Oczywiście, istnieje ułatwienie w angielskim, że tam np. też bohaterowie nie muszą wypowiadać się o sobie, używając rodzaju męskiego czy żeńskiego (a zatajenie tego często bywa bardzo potrzebne, co w języku polskim jest bardzo trudną sztuką), nie mniej wszelkie zwroty, zdrobnienia czy powiedzonka znacznie zabawniej brzmią po polsku.
Jest dobrze a będzie jeszcze lepiej
Nie wydaje mi się aby tłumaczenie stanowiło aż tak przerażający problem. W JPF i Waneko jest solidny, profesjonalny poziom, czasami wręcz ocierający się o geniusz (GTO, Love Hina, FMA). Nawet serie z problemami, takie jak "Saiyuki" z czasem dojrzewają i wyraźnie widać, że tłumacze uczą się na własnych błędach i starają się uwzględniać sugestie czytelników.
Kwestia wydawnictw takich jak Egmont jest bardziej skomplikowana, ale oni zawsze mieli olewacki stosunek do klienta (wystarczy spojrzeć na jakość ich pozycji, gdzie często poszczególne tomiki znacznie różnią się wysokością, albo też mają obrzydliwe kolorystycznie okładki). Jednak na przykładnie Usagiego (który co prawda tłumaczony był z raczej angielskiego już jako języka wyjściowego)widać, ze nawet im zdarza się coraz częściej trzymać poziom.
Zresztą krytykom polecam zauważyć, że po otwarciu rynku w latach 90-tych nie było kadr, które mogły się tym zajmować, dopiero teraz następuje odpowiednia regulacji ilości osób z potrzebnym wykształceniem, które swoją droga tez muszą nabrać wprawy. Jak ktoś uważa, że mu się nie podoba zawsze może przecież zamówić oryginał z Japonii.
Co do anime, to nie zgadzam się z zarzutami Silvery. tłumaczenie AV jest profesjonalne, co widać doskonale choćby po dialogach z Black Lagoon, El Cazador, czy choćby Haruhi. Ouran może i jest nieco poniżej tego poziomu, ale zauważ, ze specyfika tamtejszego dowcipu jest nie zawsze łatwa do przetłumaczenia na nasz język. Inne wydawnictwa tez rażą sobie nieźle, choć w przypadku takich tytułów jak Ergo Proxy brakuje mi nieco notek wyjaśniających niektóre nawiązania filozoficzne. Zresztą ciekawy pomysł miało swego czasu IDG, by dać 2 tłumaczenia z czego jedno fansuberskie.
Kwiatki się zdarzają i będą ciągle. Takie już życie i nie ma co narzekać za bardzo, bo i tak powinniśmy się cieszyć z wydawania coraz to lepszych mang i anime na naszym rynku. Wszystkich i tak się zresztą nie uszczęśliwi, bo takie choćby GTO wywołuje skrajne reakcje, mimo iż np. IMHO jest to jedna z najlepiej przetłumaczonych mang w historii.
...
Jakkolwiek zgadzam się z pierwszą częścią artykułu (niektóre tłumaczenia rzeczywiście powalają) to z końcówką już niestety nie.
Z tym stwierdzeniem nie do końca się zgadzam. Dlaczego niby mielibyśmy polonizować coś na siłę? To że postacie często mówią coś w trzeciej osobie to nie jest tylko kwestia języka i jego gramatyki. To jest przecież kwestia kultury i obyczajów panujących w Japonii! Odniesienia do obyczajów Kraju Kwitnącej Wiśni są moim zdaniem kluczowe dla zrozumienia klimatu Suppli, więc nie możemy sobie pozwolić na ich utratę w tłumaczeniu.
Widzisz, to jest moim zdaniem trochę dyskusyjne. To w jaki sposób wypowiadają się Edzio czy Naruto nie ma większego znaczenia. Te postacie umieszczone są w swoim własnym świecie, który może rządzić się dowolnymi prawami, zarówno polskimi jak i japońskimi, tak więc język nie ma tu aż tak wielkiego znaczenia. Jednakże "Górniakowa" w GTO drażni mnie niemiłosiernie. GTO to manga, w której Japonia spogląda na nas niemalże z każdej strony. Co chwila stykamy się w niej z japońską architekturą, kulturą, zachowaniami. I nagle ktoś wyskakuje mi z Empikiem lub Górniakową. W takim momencie czuję się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Cały klimat i nastrój od razu się rozwiewają. Innymi słowy wolność tłumaczeń tak, ale bez przesady.
Myślę, że to kwestia gustu. Pamiętam jak na ostatnim Pyrkonie Radek Bolałek z Hanami narzekał na tłumaczenie "Samotnego Wilka" gdzie jak wiadomo tłumacz sporo rzeczy zostawił w oryginale i na końcu dał słowniczek. Dla mnie z kolei "Samotny Wilk" to najlepiej przetłumaczona manga w Polsce. :) Tak więc jak już powiedziałem - kwestia gustu. Osobiście lubię bardzo dosłowne tłumaczenia, ale to zależy od tytułu. Co innego "Dr Slump" czy "GTO", a co innego "Kenshin" lub wspomniany już "Samotny Wilk".
.
Cokolwiek by nie mowic to Waneko i JPF dzialaja na rynku znacznie dluzej niz te 2 krytykowane wydawnictwa i to jedyne, marne zreszta, usprawiedliwienie tychze wydawnictw.
Pierwsza manga, ktora w Polsce wydalo Waneko byl Michael, i co? I to bylo naprawde fantastyczne, zabawne tlumaczenie, swietne dialogi, swietne zarty i czytajac mozna naprawde bylo poczuc ten klimat, byl Dr. Slump przy ktorym wrecz rechotalem, a poczatki tych mang to lata 1999/2000, minelo kilka dlugich lat i dostaje dretwa Ranme.
Ale tez nie wina wydawnictwa jest taki tlumacz jaki sie trafil a wina samego tlumacza jest to jaki jest ;-)
A autorce gratuluje naprawde swietnego tekstu i poza szczegolami (ot chocby korekta, koekty wina jest jedynie przepuszczenie zle postawionego przecinka, literowki czy bledu masci wszelakiej, bazuje jednak w pelni na tym co dostaje od tlumacza) w pelni sie z nim zgadzam. Naprawde swietny artykul.
U nas problem jest taki, że na dobre tłumaczenie nikt nie chce wyłożyć kasy. Mangi to i tak jeszcze pół biedy, bo przynajmniej tłumaczy się je z oryginału, ale wystarczy spojrzeć na wydane u nas jjaponskie powieści- chociażby "Out" Natso Kirino, które sa tłumaczone z angielskiego tłumacznia. Żenujące! Zdarza się to także w telewizji. Znacznie łatiwje jest zatrudnić tłumacza z angielskiego, bo weźnmie za wykonanie tłumacza połowę mniej, niż specjaliści z "rzadkich" języków, jak japoński. Nawet przy szukaniu pracy zdażyło mi się usłyszeć, że mam za wysokie kwalifikacje [czytaj, spodziewam się zbyt wysokiego wynagrodzenia] i wolą średnio wprawionego studenta.
Ostatnią kwestia jest czas- na dobre tłumaczenia sytuacyjne/dowcipów/odniesień do popkultury, wpada się przypadkiem, jadąc tramwajem, na imprezie ze znajomymi. to przychodzi nagle. Jeśli ma się krótki termin, nie czeka się na natchnienie, tylko pisze dosłownie [wszak top dobre bo wierne -_-"] i przechodzi dalej. Zwłaszcza, jeśli płaca słabo, i nie ma szans, żeby spędzić nad jednym tomikiem kilku tygodni, bo robi się tez inne zlecenia równolegle- rata za mieszkanie sama się nie spłaci.
Oj zgadzam się z z przedmówcami. Przypomniało mi się tłumaczenie Kamikaze Kaito Jeanne. Z jednej strony się cieszyłam, bo interesujący mnie tytuł pojawił się na polskim rynku, a z drugiej załamywałam ręce nad jakością tłumaczenia. Nie dość, że czasowniki wypowiadane przez kobiety kończyły notorycznie na "łem" (te wypowiadane przez mężczyzn oczywiście na "łam"), to znajdywałam tam całe góry zdań bezsensownych w stylu cytatów z pierwszej części artykułu. Ale pomimo załamania nerwowego i tak kupowałam mój tytuł dalej, bo mimo wszystko tomiki same wchodziły mi do koszyka.
To samo występowało przy pierwszych tomach Inuyashy. Najbardziej powalił mnie tekst : "Pozwól nam iść". Hm.. czyżby było to "Let's go"? Nieprzetłumaczenie tego na głupie chodźmy, to chyba ominięcie pierwszego roku w uczeniu się języka obcego.
Załamałam się też, gdy końcówka -sama, została odmieniona w wołaczu. Kagome-samo! -_-' Mnie to osobiście zabolało. Do dzisiaj się wzdrygam jak czytam ten tomik. Ale na szczęście później tłumacz się nawrócił i nie popełniał już tego błędu.
Też jest z tymi tłumaczeniami tak, że nawet najlepszy tłumacz nie poradzi sobie z przekładem, jeżeli nie orientuje się w temacie. Żeby dobrze przełożyć niektóre zwroty, to trzeba jednak mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, co się tłumaczy. Na pewno pamiętacie Vegetę, który przez całą serią Dragon Ball GT wołał do Goku "Pajacu!". A gdyby tłumacz chociażby przeczytał jeden tomik mangi ze zrozumieniem, to by się domyślił, że Kakarotto, to zwyczajne imię, a nie żaden pajac.
Dobra to już koniec mojego trucia :D. Po prostu artykuł został tak świetnie napisany i uderzył w tony naszego mangowego światka, które i mnie bolą, że nie mogłam się opanować^^.