Nie umiem wystawić oceny. Opowiadanie... bardziej mi się nie podobało, niż podobało, postaram się uzasadnić dlaczego.
Zacznę od części technicznej.
z budynku wyszła siwowłosa starowinka w drodze do lekarza, na zakupy, czy gdzie tam łażą te wszystkie siwowłose starowinki. --- brak dużej litry.
Zszokowani spojrzeli po sobie,
a potem na profesora Profesora, ale zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, tamten rzekł zimno: --- zdanie kończy się przecinkiem, a następny wers zaczyna się z małej litery i od 'a'.
Takie kwiatki gdzieś się jeszcze przewinęły, radzę zweryfikować.
Teraz trochę odnośnie samej treści.
Chaos. Jakby autor sam się gubił w swoich myślach. Wypowiedzi bohaterów wydają się nieskładne i czasem źle sformułowane, a powtórzenia (Ty coś do mnie mówisz, coś mówisz jeszcze? - Prychnęła.) brzmią dość śmiesznie, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Ja wiem, że to miał być celowy zabieg - ten ''slang'', ale projekt się nie powiódł. Momentami musiałam czytać parę razy, by zorientować się, o co chodzi.
Wygląda na to, że autor eksperymentował też z poetyckim stylem, lecz ubarwianie każdego zdania zwyczajnie utrudnia czytanie. Przykład? Chociażby: ''Sezamie otwórz się, rozstąpienie ciał przemarzniętych i ciepłe przyjęcie go do grona uchodźców deszczowych, symultanicznie współczujących.''. Natomiast podobało mi się to ''piękne'' opisanie krajobrazu, śniegu czy śmietników. Szara rzeczywistość z poetyckim piórem wprowadziła klimat.
Dojdę teraz do głównego problemu, przez który pozostawiam tekst bez oceny.
Otóż: nie wiem, o czym jest. Czytałam, czytałam, niby wszystko logiczne, ale tak naprawdę nie zrozumiałam, o co chodziło. Mamy scenę, chłopaka, który coś wie... Właściwie byłam przekonana, że to jakieś s-f, cofanie w czasie, że bohater zna tą dziewczynę, ale okazuje się, że nie. A końcówka nie wyjaśnia niemal niczego. Możliwe (właściwie bardzo prawdopodobne), że to ja jestem za głupia na ta logikę.
Strasznie, strasznie nie podobały mi się postacie. Tutaj największy minus. O ile jakoś dałoby się je ''strawić'', a nawet polubić z charakteru, to zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Postępują absolutnie nielogicznie, co mnie irytowało do potęgi drugiej. Chłopak zagaduje w dość idiotyczny sposób do dziewczyny, która, chociaż widać, że nie pała do niego sympatią, nagle postanawia wyjawić nieznajomemu swoją tajemnicę. Brak tutaj jakiegokolwiek realizmu psychologicznego. I dlaczego, chociaż wcześniej dała mu kosza, postanawia nagle zaprosić go do domu? Wcześniej wydawała się rozsądniejsza, a tutaj – bam! Rozgaduje się, chociaż milczała, mówi parę zdań, zupełnie zmienia nastawienie i ciągnie go do domu. Być może osoby czytające ten komentarz pomyślały: ,,E, czego się czepia ta Videlec? Przecież to brzmi nawet rozsądnie...’’. Trzeba przeczytać całe opowiadanie, by zrozumieć, o co mi chodzi. Ludzie tak szybko nie nabierają zaufania. Nie oswajają się. Nie rozmawiają z nieznajomymi z ulicy o poważnych, zahaczających o prywatność sprawach.
Ostatnim problemem opowiadania jest jej komizm. Dodałabym jeszcze do tagów ‘’parodia’’, ponieważ postaci zachowują się w sposób przedramatyzowany (szczególnie pod koniec), aż czytelnik patrzy na nie z politowaniem. Celowy zabieg or not? Nie wiem.
Przepraszam, jeżeli kogokolwiek uraziłam krytyką.
Oczywiście zalety też są. Czytało się szybko, przyjemnie (aż do momentu, w którym postacie zaczęły kombinować) i z zaciekawieniem. Tytuł podobał mi się, chociaż nijak ma się do treści. Przyciągnął jednak potencjalną Czytelniczkę – mnie.
Podsumowując: Autorze, nie zniechęcaj się w swoim rzemiośle. Na przykład Twój inny tekst bardzo mi się podobał (‘’Brzydkie słowa dotykają życia’’), ale ten jest co najwyżej średni. Po głębszym zastanowieniu dałabym 5.
1. Ok, te dwie uwagi o kropkach i przecinkach to czepialstwo - z kontekstu zdania widać przecież, że się nie wiadomo skąd (pewnie o jedną spację za dużo) zrobił w połowie nowy akapit.
2. Poetycki styl. No cóż, skoro bohater studiuje filozofię, a wydarzenia obserwujemy jakby z jego głowy, to cały ten wypadający z niej strumień świadomości musiał być nieco, no, przeintelektualizowany.
3. Psychologia. Bohater dość pokracznie zaleca się do dziewczyny, która traktuje go chłodno, trzyma dystans, ale jest (tak chciałem) trochę ciekawa co będzie dalej. Niektórym dziewczynom podoba się adoracja, nawet ta niezgrabna. No i już na początku okazuje się, że mieszkają w tym samym akademiku, więc siłą rzeczy, skoro muszą iść w tę samą stronę, to mogą iść razem. A tajemnica Ewy/Wioli wcale nie była prywatna, ponieważ niejako dotyczyła także Wojtka - wszak to ich wspólny, akademikowy portier zniknął.
4. Fabułę opowiadania wyjaśnia Wojtek pod koniec, gdy został "przejrzany". Mówi, że zakochał się w Ewie/Wioli, a że chciał być oryginalny (czy coś), wymyślił sobie plan, że wypełni przestrzeń życiową dziewczyny znakami, które same naprowadzą ją do niego. A że robił to nieumiejętnie, a i jego intencje nie były do końca czyste (chciał w ten sposób zagrać na nosie byłemu przyjacielowi), sprawa nie poszła po jego myśli - ktoś, prawdopodobnie Krzysiak, wtrącił się do zabawy, umieszczając wokół Ewy/Wioli dodatkowe znaki. No i Ewa/Wiola zaczęła rozumieć wszystko nieco inaczej niż chciał Wojtek. No i zaczęło robić się dziwnie.
Jak dla mnie, niezłe. Aczkolwiek bardziej miałam wrażenie, że to jakiś dziwny sen Wojtka i w tej konwencji wszystko mi się ładnie zgadzało :) Czytało się lekko, zaintrygowało mnie, choć może wyjaśnienie ciut zbyt łopatologiczne. Ale ogólnie, zdecydowanie in plus.
Nie umiem wystawić oceny. Opowiadanie... bardziej mi się nie podobało, niż podobało, postaram się uzasadnić dlaczego.
Zacznę od części technicznej.
z budynku wyszła siwowłosa starowinka w drodze do lekarza, na zakupy, czy gdzie tam łażą te wszystkie siwowłose starowinki. --- brak dużej litry.
Zszokowani spojrzeli po sobie,
a potem na profesora Profesora, ale zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, tamten rzekł zimno: --- zdanie kończy się przecinkiem, a następny wers zaczyna się z małej litery i od 'a'.
Takie kwiatki gdzieś się jeszcze przewinęły, radzę zweryfikować.
Teraz trochę odnośnie samej treści.
Chaos. Jakby autor sam się gubił w swoich myślach. Wypowiedzi bohaterów wydają się nieskładne i czasem źle sformułowane, a powtórzenia (Ty coś do mnie mówisz, coś mówisz jeszcze? - Prychnęła.) brzmią dość śmiesznie, w negatywnym tego słowa znaczeniu. Ja wiem, że to miał być celowy zabieg - ten ''slang'', ale projekt się nie powiódł. Momentami musiałam czytać parę razy, by zorientować się, o co chodzi.
Wygląda na to, że autor eksperymentował też z poetyckim stylem, lecz ubarwianie każdego zdania zwyczajnie utrudnia czytanie. Przykład? Chociażby: ''Sezamie otwórz się, rozstąpienie ciał przemarzniętych i ciepłe przyjęcie go do grona uchodźców deszczowych, symultanicznie współczujących.''. Natomiast podobało mi się to ''piękne'' opisanie krajobrazu, śniegu czy śmietników. Szara rzeczywistość z poetyckim piórem wprowadziła klimat.
Dojdę teraz do głównego problemu, przez który pozostawiam tekst bez oceny.
Otóż: nie wiem, o czym jest. Czytałam, czytałam, niby wszystko logiczne, ale tak naprawdę nie zrozumiałam, o co chodziło. Mamy scenę, chłopaka, który coś wie... Właściwie byłam przekonana, że to jakieś s-f, cofanie w czasie, że bohater zna tą dziewczynę, ale okazuje się, że nie. A końcówka nie wyjaśnia niemal niczego. Możliwe (właściwie bardzo prawdopodobne), że to ja jestem za głupia na ta logikę.
Strasznie, strasznie nie podobały mi się postacie. Tutaj największy minus. O ile jakoś dałoby się je ''strawić'', a nawet polubić z charakteru, to zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Postępują absolutnie nielogicznie, co mnie irytowało do potęgi drugiej. Chłopak zagaduje w dość idiotyczny sposób do dziewczyny, która, chociaż widać, że nie pała do niego sympatią, nagle postanawia wyjawić nieznajomemu swoją tajemnicę. Brak tutaj jakiegokolwiek realizmu psychologicznego. I dlaczego, chociaż wcześniej dała mu kosza, postanawia nagle zaprosić go do domu? Wcześniej wydawała się rozsądniejsza, a tutaj – bam! Rozgaduje się, chociaż milczała, mówi parę zdań, zupełnie zmienia nastawienie i ciągnie go do domu. Być może osoby czytające ten komentarz pomyślały: ,,E, czego się czepia ta Videlec? Przecież to brzmi nawet rozsądnie...’’. Trzeba przeczytać całe opowiadanie, by zrozumieć, o co mi chodzi. Ludzie tak szybko nie nabierają zaufania. Nie oswajają się. Nie rozmawiają z nieznajomymi z ulicy o poważnych, zahaczających o prywatność sprawach.
Ostatnim problemem opowiadania jest jej komizm. Dodałabym jeszcze do tagów ‘’parodia’’, ponieważ postaci zachowują się w sposób przedramatyzowany (szczególnie pod koniec), aż czytelnik patrzy na nie z politowaniem. Celowy zabieg or not? Nie wiem.
Przepraszam, jeżeli kogokolwiek uraziłam krytyką.
Oczywiście zalety też są. Czytało się szybko, przyjemnie (aż do momentu, w którym postacie zaczęły kombinować) i z zaciekawieniem. Tytuł podobał mi się, chociaż nijak ma się do treści. Przyciągnął jednak potencjalną Czytelniczkę – mnie.
Podsumowując: Autorze, nie zniechęcaj się w swoim rzemiośle. Na przykład Twój inny tekst bardzo mi się podobał (‘’Brzydkie słowa dotykają życia’’), ale ten jest co najwyżej średni. Po głębszym zastanowieniu dałabym 5.
1. Ok, te dwie uwagi o kropkach i przecinkach to czepialstwo - z kontekstu zdania widać przecież, że się nie wiadomo skąd (pewnie o jedną spację za dużo) zrobił w połowie nowy akapit.
2. Poetycki styl. No cóż, skoro bohater studiuje filozofię, a wydarzenia obserwujemy jakby z jego głowy, to cały ten wypadający z niej strumień świadomości musiał być nieco, no, przeintelektualizowany.
3. Psychologia. Bohater dość pokracznie zaleca się do dziewczyny, która traktuje go chłodno, trzyma dystans, ale jest (tak chciałem) trochę ciekawa co będzie dalej. Niektórym dziewczynom podoba się adoracja, nawet ta niezgrabna. No i już na początku okazuje się, że mieszkają w tym samym akademiku, więc siłą rzeczy, skoro muszą iść w tę samą stronę, to mogą iść razem. A tajemnica Ewy/Wioli wcale nie była prywatna, ponieważ niejako dotyczyła także Wojtka - wszak to ich wspólny, akademikowy portier zniknął.
4. Fabułę opowiadania wyjaśnia Wojtek pod koniec, gdy został "przejrzany". Mówi, że zakochał się w Ewie/Wioli, a że chciał być oryginalny (czy coś), wymyślił sobie plan, że wypełni przestrzeń życiową dziewczyny znakami, które same naprowadzą ją do niego. A że robił to nieumiejętnie, a i jego intencje nie były do końca czyste (chciał w ten sposób zagrać na nosie byłemu przyjacielowi), sprawa nie poszła po jego myśli - ktoś, prawdopodobnie Krzysiak, wtrącił się do zabawy, umieszczając wokół Ewy/Wioli dodatkowe znaki. No i Ewa/Wiola zaczęła rozumieć wszystko nieco inaczej niż chciał Wojtek. No i zaczęło robić się dziwnie.
Jak dla mnie, niezłe. Aczkolwiek bardziej miałam wrażenie, że to jakiś dziwny sen Wojtka i w tej konwencji wszystko mi się ładnie zgadzało :) Czytało się lekko, zaintrygowało mnie, choć może wyjaśnienie ciut zbyt łopatologiczne. Ale ogólnie, zdecydowanie in plus.