Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Współlokatorzy

Czarna Audycja

Autor:Dacara
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Horror, Komedia, Mistyka, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc, Wulgaryzmy, Songfik
Dodany:2007-02-07 14:32:55
Aktualizowany:2007-02-07 14:34:08


Następny rozdział

"Witajcie. To właśnie ja,

posłaniec prosto z piekła bram..."


Głos płynął z głośnika gładko i bez przeszkód, zaskakujące przy takim niewielkim i tanim odbiorniku. Właściwie samo radio wyglądało jakby miało się za chwilę rozsypać, a mimo to dźwięk był krystalicznie czysty, bez jakichkolwiek zakłóceń.

Chłopak stał po kostki w wodzie w ciemnej ponurej piwnicy domu swojego dziadka, który jednak teraz stał całkowicie pusty. Tak, jego dziadek umarł. Wczoraj odbył się pogrzeb, na który zjechała się cała rodzina - stado sępów mających nadzieję na jakiś spadek po staruszku którego ignorowali za życia, a pokochali po śmierci. Mało, który z nich kiedykolwiek odwiedził dziadka, więc rozczarowaniom nie było końca gdy uświadomili sobie, że duży dom który pozostawił po sobie nie był willą której oczekiwali, a sypiącą się ruiną.

Oczywiście nie było nawet mowy o tym, by ktoś z nich przenocował w zrujnowanym domu zanim testament zostanie jutro odczytany, wszyscy woleli ulokować się w hotelu w nieodległym miasteczku. W taki więc to sposób on tutaj wylądował. Ktoś przecież musiał pilnować domu, który mimo, że zapuszczony i zdezelowany, mógł przecież zawierać w sobie jakieś cenne przedmioty, które łatwo mogły stać się łupem włamywaczy.

Jego ... rodzice zgodzili się z resztą hien, bo czemu nie. On jako jedyny wiedział mniej więcej gdzie co znajduje się w domu który odwiedzał dość często za życia dziadka. Jego rodzice... właściwie jego matka i ojczym, za którego wyszła ponownie za mąż po tym jak ojciec umarł na raka, nie dogadywał się z nimi zbyt dobrze. Dokładnie rzecz biorąc wolał wcale z nimi nie rozmawiać, było to zbyt męczące- po każdych pięciu minutach spędzonych z nimi czuł się jak swoje własne zwłoki. Czyli nie najlepiej.

Najczęściej więc przebywał u dziadka, gdy nie mógł już wytrzymać w domu. Nie było to aż tak daleko, bo tylko godzina drogi autobusem, a i rodzice ni oponowali za bardzo, wiedząc gdzie jest. Staruszek nie miał nic przeciwko jego odwiedzinom, wręcz przeciwnie, cieszył się za każdym razem gdy wnuk przyjeżdżał do niego.

Po kilku wizytach chłopak znał już cały rozkład domu- dziadek nie był osobą skrytą, nie miał nic przeciwko temu by jego wnuk myszkował po zakurzonych kątach. Większość pokoi zresztą była nieużywana. Staruszek zajmował jedną sypialnię, druga była uporządkowana dla chłopca i do tego tylko kuchnia, łazienka i mały salon. Wszystkie te pomieszczenia znajdowały się na parterze, piętro i strych były całkowicie opuszczone - w pełni umeblowane, ale wszystko przykryte było materiałem i folią, by chronić meble przed zniszczeniem.

Tak więc, mimo iż dziadek pozwalał mu robić co tylko chce, czy to na parterze, czy wyższych piętrach, postawił jedną żelazną zasadę: nie wolno mu było schodzić do piwnicy. Starzec tłumaczył to tym, że schody prowadzące na dół są stare i mogą się w każdej chwili zapaść i przez pewien czas chłopak mu wierzył. Nic dziwnego, nikt nie chciałby ryzykować upadku z takiej wysokości.

Chłopak wierzył dziadkowi do czasu, gdy zobaczył jak pewnego wieczora staruszek wychodzi z piwnicy niosąc ze sobą latarkę i jakieś pudło. Nie wspomniał o tym dziadkowi, ale zaczął przyglądać się uważniej jego poczynaniom. Po kilku tygodniach był pewien-dziadek schodził do piwnicy co najmniej raz w tygodniu. Czyli ze schodami było wszystko ok, ale po złożeniu obietnicy wolał jej nie łamać. Tak, ale obietnic dotrzymuje się żywym, nie zmarłym.

Więc gdy tylko drzwi zatrzasnęły się z hukiem za ostatnim z członków rodziny, złapał latarkę i zszedł na dół.

Schody trzeszczały i skrzypiały niepokojąco, gdy powoli schodził do piwnicy, starając się iść jak najbliżej ściany, gdzie deski powinny być najmocniejsze. Gdy dotarł na dół zagwizdał ze zdziwienia: piwnica była ogromna, z pewnością większa niż podstawa domu, musiała więc ciągnąć się również pod częścią podwórka. Zagracona po dość wysoki sufit przestrzeń z pewnością robiła wrażenie.

Wszystko pokryte było grubą warstwą kurzu, a pajęczyny zwisały z sufitu tworząc groteskowy baldachim. Większość pomieszczenia zajmowały wysokie rzędy pudeł, które tworzyły skomplikowany labirynt w którym bez problemu można by się zgubić. Nieliczne kartony stały pomiędzy rzędami i jako jedyne nie były aż tak mocno zakurzone. Widać to właśnie je oglądał starzec.

Chłopak ostrożnie podszedł do najbliższego z nich, uważając by nie potrącić żadnego z ustawionych pudeł- mogły go bardzo łatwo przysypać, i zajrzał do środka. Było całkowicie wypełnione starymi pożółkłymi gazetami z których większość była tak zawilgocona, że papier rwał się gdy tylko się go dotknęło.

Wstał otrzepując ręce i ruszył dalej. Co chwile przystawał przy kolejnych pudłach- w większości z nich znajdowały się stare gazety bądź dokumenty, ale znalazł również ubrania, butelki z czymś co wyglądało jak kwas jakiegoś rodzaju i kilka przedmiotów, których nie umiał nawet zidentyfikować.

Po jakimś czasie przestał przeszukiwać kartony, a tylko chodził pomiędzy rzędami, szukając czegoś co zwróciłoby jego uwagę. Nagle zauważył wąską szparę między dwoma szeregami masywnych pudeł. Poświecił do środka latarką, a kiedy zobaczył, że ciągnie się pomiędzy nimi tunel, z wahaniem wcisnął się do środka. Po jakichś pięciu metrach tunel doszedł do ściany, ale gdy chłopak oświetlił ją latarką zauważył w niej wąskie drzwi.

Były zrobione z ciemnego drewna, a metalowa klamka błyszczała lekko w świetle padającym z latarki, odbijając w swojej powierzchni jego twarz. Nacisnął ją lekko i pchnął drzwi które otworzyły się cichym jękiem zawiasów, ukazując niewielkie pomieszczenie, skąpane w bladym blasku. Zrobił krok do przodu, ale zatrzymał się, gdy usłyszał plusk wody. Poświecił na podłogę i zobaczył, że jest cała zalana. Stąpając ostrożnie mimo wszystko wszedł do środka i rozejrzał się uważnie po małym pokoju.

Nie miał więcej jak dziewięć metrów kwadratowych, otoczony kamiennymi ścianami po których spływały drobne kropelki lodowato zimnej wody. Chłopak uniósł głowę i zobaczył, że na środku sufitu znajduje się kwadratowy otwór, a gdy przyjrzał się uważniej zdał sobie sprawę, że na jego drugim końcu widzi... nocne niebo. To właśnie z tego otworu do pokoju wpływało księżycowy blask.

W jednym z rogów pomieszczenia stało poobijane drewniane krzesło na którym leżał jakiś czarny przedmiot. Gdy wziął go do ręki i oświetlił latarką, zobaczył, że jest to małe radio. Bez wahania włączył je, nie spodziewając się, że będzie działać. Ale działało.

Usłyszał szum, więc przełożył latarkę do zębów i zaczął powoli przekręcać gałką, szukając jakichś stacji. Kilka razy zdawało mu się, że słyszał coś, co mogło być muzyką, ale sygnał był zbyt słaby i rozpływał się w eterze nie dając się ustawić. Gdy miał już zrezygnować radio zaskrzeczało głośno i chłopak usłyszał:

"Witajcie. To właśnie ja,

posłaniec prosto z piekła bram..."

Głos płynął z głośników gładko i bez przeszkód, zaskakujące przy takim niewielkim odbiorniku. Właściwie samo radio wyglądało jakby miało się za chwilę rozsypać, a mimo to dźwięk był krystalicznie czysty, bez jakichkolwiek zakłóceń. Do tego ten głos... zdecydowanie męski, ale z pewnością należał raczej do chłopaka niż mężczyzny.

"Więc znów nastała północ. Kłaniam się wszystkim którzy mnie znają i witam w naszym małym gronie tych, którzy dopiero dołączyli do naszej... wieczności."

Zawiesił na chwilę głos zanim wypowiedział ostatnie słowo, tak jakby dawał do zrozumienia, że ukryty jest w nim jakiś żart lub podwójne znaczenie.

"Dla nowych: miło mi, możecie mi mówić Mort. Jestem waszym dużo starszym kolegą, ale nie pytajcie kiedy dołączyłem do naszej grupy. I tak wam nie powiem."

Roześmiał się delikatnie, ale w taki sposób, że chłopakowi włoski na karku stanęły dęba.

"Teraz kilka rzeczy o których warto pamiętać... Jak pewnie wszyscy dobrze wiedzą przed chwilą zaczął się osiemnasty grudnia więc za dwa dni odbędzie się Yule. Jest to co prawda tylko mniejszy sabat, ale wiedźmy zazwyczaj są przed nim bardzo przewrażliwione, więc radzę nie podchodzić do grup kobiet zgromadzonych wokół płonących kłód. Może się to skończyć bardzo nieciekawą klątwą."

Znów w powietrzu poniósł się dźwięczny śmiech, ale który bardziej od dzwonienia dzwonków przypominał podzwanianie ostrych noży.

"Nowicjuszom radzę również by złapali sobie coś do jedzenia teraz, a nie czekali na później- za trzy dni będzie pełnia. A chyba wszyscy wiemy, że podczas pełni lepiej nie wychodzić z domu, lub przynajmniej trzymać się w stadach... Kundli namnożyło się ostatnio niepokojąco dużo, więc dbajmy wszyscy o nasze młode"

Nastała chwila ciszy, ale szybko się skończyła.

"Dobra, dość tego ponurego nastroju. Mam dla was dzisiaj coś dobrego, bardzo dobrego. Afi "Prelude 12/21". Posłuchajcie to naprawdę elektryzujący kawałek..."

Z głośnika popłynął delikatny głos organów do którego po chwili dołączył cichy męski wokal. Stopniowo dołączyła do niego perkusja, chór i gitara, tworząc jeden wspólny hipnotyzujący rytm, w melodyjnym i mocnym utworze.

This is what I brought you this you can keep,

This is what I brought you may forget me.

I promise to depart just promise one thing,

Kiss my eyes and lay me to sleep.

This is what I brought you this you can keep,

This is what I brought you may forget me.

I promise you my heart just promise to sing,

Kiss my eyes and lay me to sleep.

Kiss my eyes and lay me to sleep.

This is what I thought,

I thought you need me,

This is what I thought so think me naďve,

I promise you a heart you'd promise to keep,

Kiss my eyes and lay me to sleep.

Kiss my eyes and lay me to sleep.

Kiss my eyes and lay me to... sleep.

Spędził w piwnicy jeszcze cztery godziny słuchając różnych piosenek i komentarzy Morta. Kiedy w radiu na nowo słychać było już tylko szum nie wiedział co go bardziej przerażało: to, co usłyszał czy to, że tego słuchał.


#.#


Spędzenie większej części nocy w piwnicy, a do tego połowy tego czasu po kostki w wodzie, zdecydowanie nie było najlepszym pomysłem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że był grudzień.

Kiedy więc następnego dnia po dziewiątej usłyszał przeszywający głos swojej matki która go wołała, miał ochotę tylko położyć się i umrzeć. Jako, że już leżał zostawało już tylko zginąć, ale matka zdecydowanie nie należała do kobiet, które dają się ignorować. Kiedy zaczęła walić pięściami w drzwi w sposób, który groził, że za chwile wyrwie je z zawiasów, wstał chwiejnie na nogi i założył jakieś ubranie.

Powoli, przytrzymując się ścian, podszedł do drzwi i otworzył je, skutecznie uciszając jazgotanie matki. Sam się zdziwił nagłej ciszy więc spojrzał jej w twarz i zobaczył, że przygląda się mu jakby zobaczyła ducha. No cóż, kolorem to się od nich nie bardzo różnił. Jego skóra miała blado-siny odcień właściwy świeżym zwłokom, a pod przekrwionymi oczyma miał ciemne półokręgi wyraźnie kontrastujące z trupią barwą twarzy. Czarne ubranie tylko potęgowało efekt.

"Matko Boska Krystian! Co ci się stało?!"

Skrzywił się gdy usłyszał jej piskliwy głos. Co gorsza: głowy reszty rodziny, która stała przy samochodach przed domem, natychmiast odwróciły się w ich stronę. Zaraz też rzucili się, by mu pomóc: ojczym złapał go za ramię i na wpół zaniósł, na wpół zawlókł do salonu, dwie ciotki popędziły do kuchni przyrządzić coś ciepłego do picia, reszta starszyzny przeszukiwała kieszenie, torebki, nesesery i to co tam jeszcze mieli w poszukiwaniu jakichś tabletek. Młodzież natomiast, w osobie dziewięcioletnich bliźniaków i jednej pryszczatej jedenastolatki, gapiła się na niego bezczelnie... Dlatego nienawidził dzieci.

Na nieskończone pytania, które wszyscy mu zadawali odpowiedział tylko, ze nie wie co się stało, już się tak obudził. Harmider panował jeszcze przez chwilę, ale po garści tabletek praktycznie na wszystko (tak na wszelki wypadek) i kubku błyskawicznego rosołku z kostki, poczuł się i zaczął wyglądać lepiej. Teraz jego skóra miała kolor jak u człowieka na łożu śmierci, a nie po śmierci.

Rodzina rozczulała się nad nim jeszcze trochę i wyglądali jakby mieli zamiar zawinąć go w jakiś kocyk i zaśpiewać kołysankę, ale na szczęście przyjazd notariusza oszczędził mu dalszej męki.

Notariusz był niskim łysawym człowieczkiem w ciemnym garniturku i małą teczuszką. Jedyną częścią niego która nie była mała, był nos, który zdecydowanie do filigranowych się nie zaliczał. Wysiadł więc notariusz z swojego małego samochodziku,a wtedy ku zaskoczeniu wszystkich obserwujących, którzy wyszli przed dom, otworzyły się drzwi po stronie pasażera.

Na podjazd wyskoczył raczej wysoki ciemnowłosy chłopak, jego twarz była prawie całkowicie zasłonięta przez długą czarną grzywkę. Mimo swojego wzrostu, był raczej delikatnie zbudowany i bardzo szczupły. Widać było wyraźnie iż gustuje raczej w ciemnych kolorach- był ubrany od stóp do głów na czarno.

Tak jak u notariusz uwagę zwracał kartoflasty nos, tak u tego chłopaka oczy same przykuwały się do jego... skóry. Była ona całkowicie biała, nie blada jak u Krystiana, ale biała. Do tego miała taki lekki lśniący poblask, który sprawiał iż chłopak wyglądał jeszcze bardziej nierzeczywiście.

Notariusz całkowicie ignorując szepty jakie rozległy się wśród rodziny, uśmiechnął się szeroko i powiedział:

"No, cóż drodzy państwo, wejdźmy do środka i odczytajmy ten testament, dobrze?"

I nie czekając na odpowiedź ruszył do domu, reszta za nim, włącznie z bladym chłopakiem, który skinął wszystkim na powitanie głową.

Gdy wszyscy rozsiedli się na tyle wygodnie na ile to było możliwe w małym salonie, mały człowieczek odchrząknął i wyjął z małej teczuszki kopertę. Otworzył ją i zaczął czytać testament spisany na dwa tygodnie przed śmiercią dziadka.

W czasie gdy notariusz rozwodził się nad tym, co dostanie któraś tam z ciotek, Krystian poczuł, że ktoś mu się przygląda. Rozejrzał się dyskretnie i zauważył iż nieznajomy nastolatek bez skrępowania przygląda mu się wprost. Chłopak odwzajemnił spojrzenie. Dzieliło ich niecałe dwa metry, więc Krystian nie miał problemów z zauważeniem, że oczy tamtego były kocio zielone. Po chwili w tych zielonych oczach błysnęło coś, co nie wiedzieć czemu sprawiło, że skóra chłopaka pokryła się gęsią skórką, a włosy stanęły dęba, tak jak wczoraj...

Na ziemię sprowadziło go silne pociągnięcie za rękaw. To jego matka upewniała się czy aby nie zasnął i nie przepuścił najważniejszej części testamentu, czyli "ich" części. Ona jako jedyna córka (ma dwóch braci) odziedziczyła całą biżuterię babci, która leżała w depozycie, ale w sumie nie było tego dużo. Ojczym dostał jakieś tam śmieci (dziadek tak jak Krystian nie przepadał za nim) i nie wyglądał na zadowolonego. Chłopak chciał już się odwrócić, gdy usłyszał swoje imię.

"Zaś najcenniejszą rzecz jaką posiadam, to jest dom wraz z zawartością, pragnę przepisać dwóm osobom, które w ostatnich latach były mi bardzo bliskie.Chodzi mi o mojego wnuka, Krystiana i mojego drogiego przyjaciela Tomasza, bądź jego spadkobierców."

Zapadła ciężka cisza. Wszystkie oczy skierowały się na nieznajomego nastolatka, który siedział sobie spokojnie, całkowicie niewzruszony zainteresowaniem dotyczącym jego osoby.

"Panie... Marku, jest pan wnukiem pana Tomasza i dziedziczy pan cały jego majątek, z ominięciem pańskiego ojca, prawda?"

Marek skinął głową, wciąż ignorując resztę otoczenia.

Minęło jeszcze kilka minut podczas których notariusz kończył czytać wszystkie dokumenty, Marek gapił się na Krystiana, Krystian kręcił się niespokojnie i udawał, że słucha swoich rodziców, a reszta rodziny kombinowała jak by tutaj podważyć testament.


#.#


Większość rodziny rozjechała się już do swoich domów mniej lub bardziej rozczarowana. Pozostał już tylko notariusz, który teraz rozmawiał z rodzicami Krystiana, on sam i... Marek, który właśnie teraz podchodził do niego wolnym krokiem.

Chłopak uśmiechnął się, jak miał nadzieję, szczerze, ale sam czuł jak jego szczęka drga lekko, zmieniając uśmiech w sztywny grymas.

"Witaj... Marek, prawda?"

Wyciągnął przed siebie dłoń, którą nastolatek bez wahania uścisnął. Jego palce były szczupłe i niesamowicie zimne, tak jakby były poważnie odmrożone.

"Tak, witaj. To właśnie ja... nazywasz się Krystian, tak?"

Ale chłopak nie odpowiedział. O ile to możliwe, zrobił się jeszcze bledszy, zaczęły nim wstrząsać lekkie drgawki, a ciało pokryło się gęsią skórką.

Gdyby usłyszał ten głos w innej sytuacji, mógłby mieć jakieś wątpliwości. Ale nie w wypadku gdy słowa były prawie takie same jak te użyte wcześniej... Sam nie wiedział kiedy wyszeptał:

"Mort..."

Twarz Marka rozciągnęła się w szerokim uśmiechu, ukazując niesamowicie ostre zęby, a kocie oczy zabłysły.

"Tak myślałem, że jesteś taki jak ja"

A potem zrobił coś, co przeraziło Krystiana, zaczął go ciągnąć do środka domu ze słowami:

"Musimy porozmawiać."

Zniknęli we wnętrzu na co pozostali na podwórzu nie zwrócili uwagi. Gdy weszli do salonu Krystian zobaczył przez okno jak jego rodzice wsiadają z notariuszem do samochodu i odjeżdżają, pewnie by dopełnić wszystkich formalności. Jako, że chłopak miał dopiero siedemnaście lat, nie mógł sam tego załatwić.

Ale w sumie, w tym akurat momencie, gówno go obchodziło PO CO odjechali. Ważny dla niego był fakt iż został sam w domu z kimś, kto najprawdopodobniej, wcale nie był człowiekiem.

#.#

Koniec cz 1


...ciekawe czy ktoś to w ogóle przeczyta...

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • : 2012-08-24 11:35:35

    Wybaczcie moją szczerość, ale mi się to nie podobało. Nudne jak flaki z olejem, na widok interpunkcji w niektórych miejscach dostawałam gęsiej skórki, a fabuła... kiepsko. Styl też nie przypał mi do gustu. Mimo to nie zniechęcaj się i pisz, jeżeli to sprawia ci przyjemność. Ja jestem na ,,nie''

  • kasiats : 2011-10-28 18:00:54

    Wciągające i ciekawe. Masz przyjemny styl pisania. Z chęcią przeczytałabym dalszy ciąg :)

  • Usagi : 2011-07-05 00:45:07
    Dobre, nawet bardzo...

    Dobre, nawet bardzo... Naprawdę dobrze piszesz. Już spodobała mi się postać Marka, chociaż nie tylko, sam Kristian również jest ciekawy. Chciałabym ciągu dalszego, dowiedzieć się jak będzie wyglądać ich rozmowa. Jednak z tego co widzę, nie zapowiada się na następne części, a szkoda. Podoba mi się styl w jakim napisane jest to opowiadanie, w którym najpewniej wzmianka jest o wampach (^ ^).

    Cóż, pozostaje mieć tylko nadzieję, że kiedyś zostanie dodany ciąg dalszy, bo mnie to opowiadanko już wciągnęło. <;

  • Subaru : 2010-12-22 11:33:30
    ^^

    Wciągające! No ja chciałbym więcej, noo... xD

  • mo_mo : 2010-09-23 18:18:10

    To jest takie... ...wciągające:3 Uwielbiam takie klimaty.

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Pokaż komentarze do całego cyklu