Opowiadanie
Eksterminacyjny Przypadek Pana X
Vampire Hunter R
Autor: | Tamaya |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Parodia |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2005-08-17 19:01:04 |
Aktualizowany: | 2005-08-17 19:01:04 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Występują:
Czwórka Eksterminatorów jak wcześniej.
Łowca Wampirów R - Mówią, że nazywa się Ronin.
Pustą, kiepsko oświetloną ulicą szedł ponury mężczyzna w płaszczu z nasuniętym głęboko na czoło kapeluszem, spod którego wystawały jedynie długie srebrzyste włosy. Nie widząc twarzy trudno było zaklasyfikować jego wiek, ale sądząc po ruchach bynajmniej nie był on staruszkiem. Mimo, że przemierzał dzielnicę o szczególnie złej sławie, o której mówiono, że tylko samobójca zapuszczałby się tutaj nocą, nieznajomy nie okazywał cienia lęku. Jego krok był szybki i zdecydowany, a umysł skupiony na celu, który skłonił go do tej nocnej wycieczki. I pomyśleć, że jeszcze rano był zwyczajnym dojrzałym mężczyzną zajmującym się swoimi codziennymi sprawami. Jednak wystarczył moment, aby się to wszystko zmieniło. Teraz był łowcą wampirów. Myśląc o tym wszystkim, co go spotkało uśmiechnął się. Gdyby ktoś powiedział mu to wcześniej uznałby go zapewne za wariata i posłał do lekarza. Teraz już niczego nie był taki pewny. Mimochodem wrócił myślami do wydarzeń dnia, które w taki sposób odmieniły jego życie. A tak to się zaczęło.
Wstał słoneczny dzień. Czuć było, że zapowiada się upalnie. Mężczyzna kończył jeść śniadanie, gdy nagle zadzwonił telefon. Zaciekawiony podniósł słuchawkę zastanawiając się:
- Kto też może do mnie dzwonić o tej porze?
- Słucham. - powiedział głośno.
- Bądź w samo południe w parku przy fontannie. - oznajmił głos mówiący z obcym akcentem i rozłączył się zanim mężczyzna zdążył zareagować.
- Dziwne. Żadnych szczegółów, ani zainteresowania kto przy telefonie tylko ta krótka informacja. - stwierdził - To musi być jakiś głupi dowcip, bo cóżby to miało być innego. Jestem za stary na zabawę w podchody. Mam dużo spraw na głowie i nie zamierzam się tym przejmować.
Wzruszył ramionami i zajął się zwykłymi czynnościami jakie przypadły mu akurat na ten dzień. Jednak postanowienie jest jednym, a natura drugim, jeśli odpowiedź na pytanie jest tak blisko. Czyli mówiąc inaczej ludzka ciekawość zwyciężyła i chociaż wmawiał sobie usilnie, że to nie ma sensu punktualnie o 12:00-ej znalazł się w pobliskim parku. Naturalnie nie dał po sobie poznać, co go tu przywiodło.
- Po prostu przejdę tylko koło fontanny i zobaczę, co się stanie. - pomyślał. - Nikt nie musi wiedzieć, co mnie tu przywiodło. Nawet jeśli jestem obserwowany, mogłem się tu znaleźć przypadkowo. Kto udowodni, że jest inaczej?
Ruszył szybkim krokiem rozglądając się dyskretnie, ale zachowując obojętny wyraz twarzy. Park był wyjątkowo wyludniony. Poza kilkoma staruszkami, których minął po drodze nikogo nie dostrzegł. Żaden szczegół nie przykuł jego uwagi. Był już przy fontannie i miał uznać, że niepotrzebnie zmarnował czas na idiotyzmy, gdy nagle dosłyszał czyjś głos zza kamiennej statuy.
- Hej! Cieszę się, że przyszedłeś. Wiedziałem, że tak zrobisz i czekałem na ciebie. Teraz idź na lewo od fontanny do końca tej alejki. Tam się spotkamy.
Mężczyzna przystanął zaskoczony, bo nikogo nie było w polu widzenia.
- Nie wiem o co chodzi i nie zamierzam bawić się w jakieś durne podchody! - oświadczył stanowczo - Skąd przypuszczenie, że przyszedłem tu na jakieś spotkanie? Może po prostu przechodziłem w pobliżu.
- Zaufaj mi. - odpowiedział tajemniczy głos należący niewątpliwie do młodego chłopaka - To zajmie tylko chwilę. Uwierz mi. To wyjątkowa sytuacja. Potrzebujemy twojej pomocy.
- My? Aha, jest was więcej! Do diabła! Nie jestem idiotą! - oburzył się mężczyzna - Chcesz mnie zwabić w odludne miejsce, gdzie z kolesiami dacie mi po łbie! Co to, to nie! Nie ma głupich! Nigdzie nie pójdę! Dlaczego niby ja?
- Bo uważamy, że jesteś kimś wyjątkowym i możesz zrobić to, o co poprosimy. - odpowiedział głos.
- Tee hee. Co we mnie takiego wyjątkowego. - odpowiedział mężczyzna ze śmiechem. - Nie znamy się.
- Mylisz się. Wiem kim jesteś, panie R. Ty znasz mnie również. - odpowiedział głos - Gdybyś poszedł za moją wskazówką przekonałbyś się. Jednak jeśli nie chcesz to trudno. Nie będę cię namawiał. Aha, jeszcze jedno. Zanim odejdziesz, proponuję, żebyś sprawdził pod ławką najbliżej fontanny. Może wtedy zmienisz zdanie.
- R? Dawno nikt się tak do mnie nie zwracał. To dziwne. - pomyślał mężczyzna, a głośno oznajmił:
- Na pewno nie zmienię!
Wbiegł za fontannę, ale nikogo nie zobaczył. Zaczął rozglądać się wokoło.
- Gdzie jesteś?! - zapytał. Odpowiedziała mu cisza. Sprawdził jeszcze raz fontannę, ale nie znalazł niczego, co by tłumaczyło sprawę. Rozejrzał się wokoło, czy nie jest może obserwowany, ale poza drzemiącym na ławeczce nieopodal staruszkiem nikogo nie zauważył. Wiedziony ciekawością zbliżył się ostrożnie do wskazanej ławeczki i zaczął ją uważnie badać. Nie wyróżniała się niczym od innych. Wzruszył ramionami i miał już iść, gdy zauważył, że coś wystaje spoza pobliskiego klombu kwiatowego. Pochylił się i wyciągnął zawinięty w materiał długi pakunek.
- Cóż to jest? - zainteresował się kładąc na ławeczce i zabierając się do rozwijania. Po chwili zdumiał się jeszcze bardziej.
- O, kurczę! Jaka zaje...... kosa! - wyrwał się mu okrzyk zachwytu. Wyjął z pochwy piękny samurajski miecz i zaczął go oglądać z zainteresowaniem.
- #$%^! To prawdziwa katana! Musi być warta fortunę! - stwierdził po chwili - Ale co to ma znaczyć?
Stał chwilę zamyślony. Nagle zauważył małą karteczkę, która musiała upaść, gdy brał miecz. Schylił się i podniósł ją.
- Tutaj jest coś napisane. - stwierdził.
- "Z wyrazami uznania. Chrono". - przeczytał.
- Co? Chrono? Jaki znowu Chrono? - zdumiał się jeszcze mocniej. - Ta sprawa robi się coraz bardziej dziwna. Jak to on powiedział? "Sprawdź pod ławką najbliżej fontanny. Możesz zmienić zdanie". Hmm. Może jednak pójdę sprawdzić, co jest na końcu tej alejki. Przynajmniej teraz jestem uzbrojony.
Uśmiechnął się z satysfakcją. Schował miecz do pochwy i niedbale zawinął w materiał, by się nie rzucał w oczy, a następnie ruszył we wskazanym kierunku. Wcale nie musiał iść daleko. Jak tylko dotarł do większego skupiska drzew na spotkanie wyszedł mu płomiennowłosy chłopak, który wprawił mężczyznę w totalne osłupienie.
- Ch.....Chrono? Ty wyglądasz jak Chrono z Guardii! - wykrztusił mężczyzna nazywany R.
- Tak. A jak niby miałbym wyglądać? - zdumiał się chłopak - Jak ci się podoba mój podarunek? Wskazał trzymany pod pacha przez mężczyznę miecz.
- Jest.... jest piękny. - powiedział R - Ale..... ale ciebie tu nie ma, albo to wszystko mi się śni. Jeżeli tak to nie chcę się zbyt szybko obudzić.
- Ani jedno, ani drugie. Bądź spokojny. - odpowiedział Chrono - A wracając do tematu istnieje sprawa, do której załatwienia może ci się przydać ten miecz. Żywię nadzieję, że przez wzgląd na starą znajomość nie odmówisz.
- Mów o co chodzi. - powiedział R nieco podnieconym głosem.
- Otóż grasuje tu w okolicy pewna wredna poczwara, przy której Magus to małe piwo.
Rozsmakowała się ona w krwi podobnych mnie mangowych istot. - zaczął wyjaśniać Chrono. - W dodatku krążą plotki, że znalazła sobie ostatnio jakiegoś towarzysza i jeszcze jakichś typków niewiele lepszych. My naturalnie nie damy sobie z nią rady, bo wyczuwa naszą obecność na kilometr, ale ty możesz to zrobić. Obserwowaliśmy cię i wiemy, że jesteś zacnym człowiekiem. Wierzymy w ciebie! Jesteś naszą ostatnią nadzieją! Uratuj przed nimi mangowy świat! Masz tu jej wizerunek.
Chrono wyciągnął fotografie upiornie wyglądającej kobiety i pokazał mu. Mężczyzna miał wątpliwości, czy wampiry są w ogóle fotogeniczne, ale kiedyś też nie wierzył, że mógłby spotkać lubianych fikcyjnych bohaterów na ulicy. Doszedł, więc do wniosku, że teraz nic go już nie może zdziwić. Przyjrzał się uważnie fotografii, która była nienajlepszej jakości. Prawdopodobnie robiona z ukrycia. Widniejąca na niej postać wydawała mu się dziwnie znajoma, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd.
- Pewnie z jakiegoś anime lub mangi - doszedł w myślach do wniosku. - O nawet w tle widać kogoś podobnego do Alucarda z "Hellsinga", czyli zdecydowanie mam do czynienia z mangowym stworzeniem. Co mi szkodzi. Polowanie na wampiry może być ciekawym doświadczeniem. Kiedyś coś takiego nawet napisałem, że poluję na wampirzycę. Teraz mogę tego doświadczyć na żywo.
- No i jak brzmi twoja odpowiedź? - zapytał Chrono - Czy podejmujesz się zlikwidować problem?
- Dobra. Zajmę się tym. - odpowiedział R - Zawsze byłem ciekawy jakie to uczucie być bohaterem wymyślonej historii.
- Wobec tego miecz jest twój. - oznajmił Chrono ignorując jego ostatnią uwagę. - Życzę ci udanego polowania.
- Jakie będzie to się okaże. - powiedział R ruszając w drogę powrotną. Nie mógł widzieć tego co wydarzyło się zaraz potem.
Jak tylko mężczyzna zniknął z pola widzenia zza drzew wyszła tajemnicza kobieta o kobaltowych włosach.
- Rzeczywiście dobrze to wymyśliłeś, Chrono. - wróciła się do chłopaka - He, he, he. Straszna wampirzyca. Zapowiada się interesująca noc. Nasz łowca nie ma pojęcia na kogo będzie polował i co z tego może wyniknąć. Chociaż pewnie by się ucieszył gdyby wiedział. Teraz muszę wracać do pracy, a ty zajmij się z pozostałymi wszystkim, co trzeba, aby nasze gwiazdy się nie nudziły. Hi, hi.
- Tak jest, ma'am. - odpowiedział Chrono. Oboje oddalili się w nieznanych kierunkach.
Tymczasem mężczyzna wrócił do domu wielce podminowany i zabrał się zaraz za opracowanie strategii.
- Rety! Przecież ja nigdy nie polowałem na wampiry. - uświadomił sobie - Jak się mam do tego zabrać. I czy w ogóle można w realu polować na wampiry. To przecież takie dziwne. Jak mnie ktoś zobaczy z mieczem twierdzącego, że szukam jakiejś wampirzycy to mnie zamkną w wariatkowie. Zdecydowanie muszę pomyśleć jak ukryć miecz. Ech, kto mnie zresztą w nocy zobaczy. Inna sprawa, gdzie tej wampirzycy szukać. Trzeba spenetrować dzielnice o złej sławie. Tak muszę zrobić. Dalej do dzieła.
Do wieczora był zajęty kompletowaniem ekwipunku łowcy. W sklepie z tanią odzieżą kupił stary poszarpany płaszcz. Znalazł też kapelusz do kompletu. Ucieszył się, że w takim przebraniu nikt go łatwo nie rozpozna. Nie zdawał sobie sprawy, że te zabiegi nie są aż tak bardzo konieczne. W raz ze zniknięciem ostatniego promienia słońca jego włosy stały się srebrzystobiałe i nie był już tym samym człowiekiem, co dawniej. Był łowcą wampirów wyruszającym na polowanie.
Jakiś hałas przerwał rozmyślania mężczyzny. Przystanął i rozejrzał się wokoło. Do tej pory poza kilkoma zbirami, których udało mu się ominąć nie ryzykując starcia, jakie trudno by było potem wytłumaczyć policji nie natknął się na nic podejrzanego. Ulicą przebiegł bezpański kot. Z okna mijanego domu dochodziły odgłosy kłótni i omal nie oberwał rzuconym wazonem, który wyleciał przez okno i roztrzaskał w miejscu, gdzie przed chwilą stał. Gdyby nie miecz ukryty pod płaszczem pomyślałby, że padł ofiarą idiotycznego dowcipu. Jednak wszedł w posiadanie niezwykle cennej broni, której nie mógł tak po prostu ktoś zgubić w parku z dedykacją, no i to późniejsze spotkanie, skłoniło go do podjęcia się tego nierealnego przedsięwzięcia.
- Nigdy nie widziałem żywego wampira. Ciekawe jak ktoś, taki wygląda. - zastanawiał się skręcając w następną uliczkę. Spojrzał na zegarek.
- Mam się tak błąkać do rana? - zniecierpliwił się - To wydaje się zupełnie poronionym pomysłem. Aż mi od tego polowania zaschło w gardle. Chwileczkę. Trzy przecznice dalej jest klub "Abyss". Słyszałem od kogoś o tym posępnym miejscu. Zrobię sobie małą przerwę. A w ogóle taka melina może przyciągać wampiry. Warto tam zajrzeć.
Ruszył ochoczo pokrzepiony myślą o drinku i po niedługim czasie ujrzał budynek z czerwonym neonem. Dostrzegł odjeżdżającego land rovera, który nie miał dla niego większego znaczenia, więc zignorował go. Postąpił jeszcze kilka kroków i przystanął wciągając nerwowo powietrze. Poczuł mrowienie w całym ciele i wzbierające emocje na widok ciemnowłosej kobiety, która wyszła z budynku. Widział ją co prawda z profilu, ale był pewny, że to wampirzyca, której szukał. Osoba ta robiła wrażenie jakby wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza. W ogóle nie zwróciła uwagi na obserwującego ją mężczyznę, który dobył miecza i właśnie szykował się do akcji uwalniania świata od zagrożenia. Przybrawszy bojową pozę zakrzyknął on:
- Twoje dni są policzone szatański pomiocie! Ja potężny Łowca Wampirów R, na dźwięk, którego imienia drży każdy nieumarły przybyłem położyć kres twej niegodziwości, dziecię ciemności nękające niewinne istoty! Zapłacisz teraz za swoje grzechy! Gotuj się na śmierć!
Czuł jak wzbiera w nim adrenalina. Wampirzyca obejrzała się, a na jej bladej twarzy odmalowało się wyraźnie osłupienie. Nie drgnęła, gdy mężczyzna ruszył na nią z przygotowanym do śmiertelnego ciosu mieczem. Jednak nie dane mu było wypełnić tej chwalebnej misji. W bojowym transie łowca nie zauważył leżącej na drodze bananowej skórki, której złośliwość jest powszechnie znana. W jednej chwili ziemia uciekła mu spod nóg. Jednak nie padł okryty niesławą u stóp wroga. Jego nadnaturalne talenty łowieckie sprawiły, że wykonał efektowne salto i....... wylądował na czymś, co wierzgało i darło się przeraźliwie, posyłając w powietrze groźnie brzmiące wiązanki w najprzeróżniejszych językach świata. Łowca wyprostował się do pozycji siedzącej i spojrzał na rozpłaszczoną pod nim wampirzycę, która spopielała go spojrzeniem siejąc wyzwiskami.
-Ty *&%$! Złaź ze mnie natychmiast! - darła się w niebogłosy - Bo jak nie to cię tak, zboczeńcu urządzę, że przy tobie Frankenstein będzie Mister Universum!
Na dowód swoich słów próbowała zademonstrować mu możliwości swoich paznokci, ale instynkt łowcy sprawił, że mężczyzna dość sprawnie unieruchomił jej ręce. Wampirzyca szalała ze złości, a on myślał jak ma się z nią rozprawić, bo miecz upadł poza jego zasięgiem. W dodatku babsko miało męską krzepę i czuł, że długo jej nie utrzyma.
- A żeby cię zaraza! - pomstowała dalej wampirzyca - Złaź ze mnie natychmiast i zabierz te łapska! Na pomoooooc!
Drzwi klubu otworzyły się z hukiem i wybiegło trzech uzbrojonych mężczyzn o groźnym wyglądzie.
- G.N.! Już idziemy z odsieczą! Gdzie jesteście mangowe bestie! - wykrzyknął ciemnowłosy przedstawiciel jej gatunku.
- G.N.? - zdziwił się łowca wampirów - Jesteś....... G.N?
Puścił ręce szamoczącej się dziewczynie.
- Tak. I złaź wreszcie ze mnie! - warknęła wampirzyca. Wstała i otrzepała się, gdy tymczasem łowca dopadł swój miecz i patrzył po obecnych podejrzliwie trzymając go w pogotowiu.
- Hej, R! To ty? - zapytał jasnowłosy dryblas - Co ty wyrabiasz z tym mieczem? No chyba nie polujesz na wampiry?
Uśmiechnął się kpiąco. Zagadnięty spojrzał na niego, a potem na pozostałych.
- G? Chłopaki, to wy wszyscy tutaj? Cóż się tak poprzebieraliście jak na Halloween? Przecież to dopiero za kilka miesięcy! - oznajmił odpowiadając złośliwym uśmieszkiem.
- A ty skąd wytrzasnąłeś ten miecz i czemu napadłeś G.N.? - zapytał R.V. - Wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza i nagle wrzask. Myśleliśmy, że ją jakaś armia bizonów napadła.
- Bizony? #$%^, chłopaki! Wy chyba nie przenieśliście Eksterminacji do realu?! - poderwał się R.
- Yhm. - mruknął S znacząco.
- Rety! Jesteście walnięci! To o tym mówił Chrono! - wykrzyknął R.
- Chrono!? - zapytał G. - Co za Chrono?
- Ee, nie ważne. - R podrapał się zakłopotany w głowę - Idę przepłukać gardło.
- Idziemy z tobą - zdecydował R. V. - Mamy sprawy do wyjaśnienia.
- Też tak sądzę - zgodził się G, a S kiwnął głową. Tylko G.N. patrzyła na R wciąż podejrzliwie. Mężczyzna schował miecz i nie czekając na nich wszedł do środka.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.