Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Runiczne Opowieści

Sowilo

Autor:Tamaya
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-08-17 21:42:29
Aktualizowany:2005-08-17 21:42:29


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zielarka


Czasami trudno ocenić właściwie to, co się widzi.

Potrzeba wielkiego światła, żeby odsłonić prawdę,

Która w ciemności wygląda inaczej.

Trzeba wiele odwagi, by zrozumieć świat

I to, co się w nim naprawdę znajduje.


Dwór Sowilo był dużym dwupiętrowym budynkiem o ścianach pokrytych miejscami zielonymi pnączami bluszczu. Z przodu znajdował się częściowo obudowany wąski ganek z trójkątnym dachem wspartym na sześciu kolumnach, na szczycie, którego wyrzeźbiono w drewnie słońce. Ta robiąca miłe wrażenie posiadłość należała do miejscowego wójta i jego rodziny. Obok dworu znajdowało się spore gospodarstwo, w którym pracowali parobcy i służące zatrudnieni tutaj.

Linda minęła pasące się na pastwisku kozy i skierowała się w stronę dworu. Była około 19-letnią dziewczyną o jasnych włosach zebranych w dwa długie warkocze. Miała odświętny strój, jaki nosiły niezamężne dziewczyny składający się z długiej białej sukni nieco marszczonej w pasie i ozdobionej haftami w różyczki przy szyi, mankietach i u dołu, a także kołnierzu wystającym na narzucony na wierzch podobny do gorsetu szmaragdowy bezrękawnik. Nosiła także miękkie niczym kapcie sznurowane buty. Starsze kobiety w tej wiosce zwykle zamieniały suknie na spódnice z zapaskami, a włosy chowały pod chustkami. Natomiast stroje uroczyste mężczyzn były barwne jak góralskie. Linda miała młodszego brata Johana o najciemniejszych włosach z całej rodziny, a także starszego o imieniu Ole, który dużo uwagi poświęcał gospodarstwu. Miała też starszą siostrę Astrid, która mieszkała z mężem Kristianem i kilkuletnią już córką Dagmarą w Oslo. Linda miała nadzieję, że spotka się z nimi podczas obchodów Nocy Świętojańskiej, na które mieli przyjechać i niecierpliwie liczyła dni, jakie zostały do tej pory. Przygotowania już się właściwie rozpoczęły w domu, bo czas był dość krótki.

***

Linda weszła na ganek i mijając stojącą tam ławkę pchnęła masywne drzwi, które otworzyły się ze skrzypieniem. Weszła do ciemnej, ale przytulnej sieni i skierowała się dalej. Ze środka dobiegały ją podniecone wesołe głosy. Otworzyła drzwi i stanęła zaskoczona w progu.

- Wchodź, Linda. Co tak stoisz? - odezwała się jedna ze znajdujących się tam kobiet będąca matką dziewczyny - Przywitaj się z siostrą.

- Astrid! - wykrzyknęła Linda podbiegając do niespodziewanego gościa. Obie dziewczyny uściskały się mocno.

- Wcześniej przyjechaliście. - zauważyła podchodząc do Kristiana, a następnie siadając i biorąc na kolana uradowaną z widoku cioci Dagmarę.

- Dagmara wciąż nudziła, kiedy odwiedzimy babcię, a udało nam się, więc postanowiliśmy rozpocząć tą wizytę nieco wcześniej. - wyjaśniła Astrid - Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy. - dodała z uśmiechem.

- Ależ nie. - zaprotestowała matka sióstr - Astrid, wiesz, że możecie tu przyjeżdżać, kiedy tylko macie ochotę. A teraz muszę iść do kuchni. Linda dotrzyma wam towarzystwa.

Kobieta wstała i znikła w innym pomieszczeniu.

- No opowiadaj, co tam u ciebie. - zwróciła się do Lindy siostra.

- No u nas to rzadko się coś dzieje. - stwierdziła Linda. Czas do obiadu upłynął im na rozmowie. Popołudniem wójt wybierał się na wiejskie zebranie podczas, którego mieli omówić kwestie związane z tegorocznymi obchodami letniego przesilenia.

- Chcieliśmy się zabrać z tobą. - zdecydowała Astrid - Mam ochotę rozejrzeć się trochę po okolicy, bo spieszyliśmy się tutaj i nie mieliśmy okazji pokazać Dagmarze moich rodzinnych stron.

- Ależ naturalnie. - zgodził się wójt - Wezmę bryczkę. Linda, czy też się chcesz zabrać? - zwrócił się do młodszej córki.

- Dzisiaj nie. - odpowiedziała zagadnięta - Zostanę pomóc w domu.

- W takim razie w porządku. - powiedział wójt. - Wrócimy wieczorem.

Linda stała w drzwiach i patrzyła jak odjeżdżali, a następnie udała się do kuchni by pomóc matce i służącym w pracy.

***

Godziny upływały szybko i nadchodził wieczór.

- Coś długo ich nie ma. - stwierdziła Linda - Pewnie zebranie się przeciągnęło.

- Tak - zgodziła się matka - Nie widziałaś Johana?

- Jeszcze nie wrócił z lasu? - odpowiedziała Linda - Ale powinni być lada chwilę.

W tym momencie na zewnątrz rozległ się hałas.

- A nie mówiłam. - oznajmiła Linda - To pewnie oni.

W drzwiach pojawił się zdenerwowany parobek.

- Potrzebujemy pomocy. - oznajmił kiedy złapał oddech - Wieziemy Johana. Zdarzył się wypadek. Drzewo poszło nie tak jak planowaliśmy i Johan został ranny.

Słysząc to matka wydała okrzyk i wybiegła z domu. Wkrótce wniesiono mężczyznę i zajęto się nim.

- Jadę po doktora. - zdecydował się Ole i poszedł po konia.

- Wracaj szybko - powiedziała matka próbując opanować zdenerwowanie i dopilnować wszystkiego z pomocą Lindy. Niestety doktor mieszkał w miasteczku dość daleko i czas oczekiwania na powrót Olego przedłużał się. Na dodatek Johan zaczął gorączkować i jego stan wyraźnie się pogarszał.

- Trzeba by może posłać po starą Agnes - zasugerowała cicho niania. Słysząc to Lindę przeszedł dreszcz. Agnes nazywana również czasem Jagną była robiącą przerażające wrażenie staruszką mieszkającą samotnie pośród ponurego lasu. Ludzie mówili, że jest czarownicą i wiele innych przerażających rzeczy na jej temat. Linda była u niej raz z ojcem i stwierdziła, że staruszka istotnie jest dziwna i ma bardzo przenikliwe spojrzenie.

- Ale kto po nią pójdzie? - zmartwiła się gospodyni - Mąż na zebraniu, a Ole w drodze do doktora.

- "Wkrótce będzie zupełnie ciemno" - pomyślała Linda - "Las będzie pewnie jeszcze straszniejszy niż za dnia"

Dumała nad czymś chwilę wyraźnie niezdecydowana, aż wreszcie podeszła i oznajmiła:

- Ja pójdę. Sądzę, że pamiętam drogę.

Kobiety spojrzały na nią zaskoczone.

- Jest już prawie ciemno, Lindo. - zauważyła matka. - Jesteś pewna?

- Będzie dobrze. - odpowiedziała Linda - Poradzę sobie.

Narzuciła chustę i wyszła z domu. Aby poczuć się pewniej zaopatrzyła się w kij do podpierania. Na zewnątrz nie było jeszcze ciemno, ale szarzało. Przyspieszyła kroku próbując uspokoić nerwy. Wszystkie opowieści, których się nasłuchała o zamieszkujących odludne okolice trollach, chochlikach i innych straszydłach stanęły teraz przed nią jak żywe. Gdy zagłębiła się w las stwierdziła, że jest ciemno i dużo bardziej przerażająco niż wydawało jej się to wcześniej. Otuliła się mocniej chustą. Nie lubiła się nigdy zbliżać do tego miejsca nawet w dzień. Teraz każde drzewo wydawało się ją obserwować. Oglądała się na każdy szelest, jednak starała się skupić na celu. Stara Agnes znała się na leczeniu i pomogła już wielu ludziom z wioski. Linda nie spotkała osobiście nikogo, komu coś by się stało po spotkaniu z tajemniczą staruszką. Przyspieszyła kroku i starała się nie zwracać uwagi na szelesty i odgłosy wydawane przez budzących się nocnych mieszkańców lasu. Wreszcie dotarła do polany ze starą chatą. Wzięła głęboki oddech i podeszła do niej. Zapukała i pchnęła ostrożnie drzwi, które otworzyły się. Dostrzegła przygarbioną postać zielarki zbierającej pospiesznie jakieś zapisane papiery, które zapewne czytała. Nie wielu mieszkańców wioski było wykształconych, ale wójt zadbał o podstawową edukację swoich dzieci. Po mimo widocznych lat staruszka poruszała się dość zwinnie. Ciemny strój nadawał jej groźny i ponury wygląd. Uwijała się przy czymś, więc Linda onieśmielona czekała aż skończy, aby jej powiedzieć po co przyszła. Po chwili staruszka zbliżyła się do niej z zawiązanym węzełkiem i powiedziała krótko:

- Chodźmy, drogie dziecko. Twój brat czeka.

Linda chciała zapytać skąd to wie, ale nie mogła z zaskoczenia wydobyć głosu. Ostatecznie w milczeniu ruszyła pokazać drogę, chociaż sądziła, że i tą zielarka zna doskonale i mogłaby trafić sama jakby istniała taka potrzeba. Staruszka milczała, więc Linda również nie starała się nawiązać rozmowy. Ze zdziwieniem stwierdziła, że w jej towarzystwie czuje się o wiele pewniej niż, kiedy sama szła do niej, chociaż zrobiło się już całkiem ciemno. Stara Agnes w dodatku zdawała się bezbłędnie wybierać drogę pośród panującego mroku i wkrótce las znalazł się poza nimi.

- Gdzie jest chory? - zapytała staruszka, kiedy dotarli do dworu. Linda wskazała drogę. Na widok przybyłej matka i stara niania, którzy czuwali przy Johanie podniosły się robiąc przybyłej miejsce. Stara Agnes rzuciła okiem na chorego coś dumając po czym oznajmiła:

- Zostawcie nas samych.

Kobiety wyszły bez protestu, bo wiele razy słyszały, że zielarka tak robiła. Czekały w skupieniu za drzwiami, aż ich zawoła z powrotem. Wreszcie to nastąpiło.

- Powinno być dobrze. - oznajmiła stara Agnes - Tutaj macie do dawania mu jakby czuł się gorzej.

Wyciągnęła jakiś specyfik i podała Lindzie.

- Bardzo dziękujemy. - powiedziała gospodyni - Drugi syn pojechał po doktora, ale to tak daleko.

- Doktor. - skrzywiła się stara Agnes. - Sądzę, że tutaj już nie będzie potrzebny.

- Zostańcie jeszcze chwilę, żebym mogła wam coś dać jako zapłatę. - powiedziała do niej gospodyni wychodząc. Linda przyjrzała się uważniej staruszce i stwierdziła, że wcale nie wydaje się jej już taka przerażająca.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.