Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Ariel's Diary 4 - Paradise

Hellmaster Fibrizo (Take Your Courage)

Autor:Ariel-chan
Dodany:2005-11-13 22:55:52
Aktualizowany:2005-11-13 22:55:52


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

"ARIEL'S DIARY"

Część Czwarta: Paradise

Rozdział dziesiąty: Hellmaster Fibrizo (Take Your Courage*)


Kenshin nie pierwszy raz zjeżdżał* portalem między wymiarowym, ale dla Okity-san była to pierwsza w życiu tego typu wycieczka, więc po tych paru sekundach był cały "happy" i uśmiech nie znikał z jego twarzy.

(*Portale to nic innego, jak tylko taka między wymiarowa ślizgawka, coś jak w ''Slidersach'', kojarzycie ten film...? Już to mówiłam, ale mogę się powtórzyć... Tak seryjnie to podróże między wymiarowe zaczęły się od ''Slidersów'' i od tego, jak Ariel-chan skapła się, że można przeinaczyć dziury zjazdowe dla 'mango-animo-i-inno' wymarów... "Slidersi" to sam w sobie jest jeden wymiar w którym cała kupa innych, ale zaliczanych do tego jednego... ^^)

- Oro, Okita-dono, z czego tak się cieszysz? - zapytał Ken, otrzepując ręce, bo wylądował nie na nogach (w przeciwieństwie do Kiby i, o dziwo, Soujiego), a na czym innym... ^^

- No co? - odparł śmiejąco Okita. - Gęba mi się cieszy jak dziecku! o^-^o

- Nie ma się z czego cieszyć, Okita-dono... - zauważył Ken, rozglądając się, co Souji zaraz zmałpował. Otaczało ich jałowe pustkowie, z wyschniętymi drzewami, zerową szatą roślinną i ciemnym, pochmurnym niebem. Na horyzoncie nie rozciagało się nic, prócz... zamku Fibriego.

- Nie chcę być nieuprzejmy... - powiedział ostrożnie Ken. - ...Ale jest pan pewien, Kiba-san, że to jest ten "Raj"???

- To BYŁ "Raj", Himura-san... - odrzekł wilk. - I oto co z nim zrobił ten podły Fibrizo...

- A tamten zamek, czy co to jest, ma się rozumieć, że to jest właśnie miejsce, gdzie przebywa ten cały Fibrizo, tak? - Souji zadał pytanie i sam sobie na nie odpowiedział.

- Hai! - potwierdził Kiba, przybierając na powrót postać śnieżnobiałego wilka. - Umiecie państwo szybko biegać? - spytał. - Bo ja polecę naprzód, żeby obczaić, ale wolałbym, żebyście mi się nie zgubili.

- Proszę się nie matwić, Kiba-san... - Himura kiwnął głową, Souji spojrzał na niego, z leksza zdziwiony ("Odpowiadasz też za mnie???"), ale nic nie powiedział. Kiba uśmiechnął się, o ile wilk może się uśmiechnąć i zniknął w oka mgnieniu.

- No to... w drogę! - rzekł jakby do siebie Ken, spodziewając się zawczasu, że blisko to nie będzie i razem z Okitą, ruszyli.

Ku zdziwieniu Kenshina, Souji cały czas dotrzymywał mu kroku, a ku zdziwieniu tego drugiego, Himura pędził jak wiatr, marszcząc złowrogo brwi i trzymając rękę na pulsie, znaczy na katanie* (*mieczu - piszę to, ponieważ katana z czym innym mi się kojarzy ^^) Natomiast, ku zdziwieniu... Kiby, obaj szermierze byli w pół godziny na miejscu... czyli przed fosą z krokodylami.

- Och, już panowie są! - powiedział wilk, przeistaczając się spowrotem, w ich oczach, naturalnie, w człowieka.

Souji, w przeciwieństwie do Kena, zmachał się jakby leciał nie pół, a parę (naście) godzin i dlatego przez moment oddychał, podziwiając niesamowite tempo kolegi i nie odzywajac się do chwili, gdy ujrzał fosę.

- Ja... pierdzielę, uch... Himura-san! Tu są krokodyle... - wskazał na dół. Souji i Ken dopiero teraz tak naprawdę się poznają i dlatego, ten pierwszy znowuż poczuł się gorszym, co chciał nadrobić miną i... inteligentnym stwierdzeniem.

- Aligatory, nie krokodyle, ale to nieważne... - poprawił go Kiba, na co Souji tylko przekręcił oczami, gdyż... wilk, nieświadomie, zepsuł mu "inteligentne stwierdzenie" ^^

- Jak nieważne? Jak mamy przejść? - zapytał Ken, bo Okita wolał się już nie odzywać. - Ja, wprawdzie, mógłbym przeskoczyć, ale nie na stówę, w dodatku nie wiem, czy panowie... - powiedział "panowie", aby nie obrazić Okity, gdyż tylko jego miał na myśli, ale Souji pokapował się i ... tym bardziej zrobił obrażoną minę.

- Ależ nie ma potrzeby... - powiedział wilk. - Widzicie?

W tym momencie podest ruszył się sam i położył jak kładka nad wodą, po czym skrzypnęły główne drzwi i... droga była wolna. Tak jak za pierwszym* razem, pomyślał wilk i kiwnął na nich.

(*Za drugim razem, gdy Kiba był z Xellim, mostek był już położony, jak możliwe, że kojarzycie :))

Dla wilka deja vu, dla nas też, więc przenieśmy się od razu do sali, w której urzęduje Fibrizo.

Ken i Souji rozglądali się z rozszerzonym gałami. Sala była pusta, nie licząc stołu i tronu na jej końcu oraz ciemna, gdyż nie było żadnego okna, a jedynie wiszące w powietrzu świecie oświetlały drogę prowadzącą ku Fibrizowi. Kenshin obserwował wszystko z wielką uwagą, tak aby mu nie umknął żaden szczegół i w końcu, po lewej stronie tronu ujrzał dziwne wybrzuszenie w ścianie, jakby ukryte drzwi.

W tej chwili nie było nikogo w sali. Okicie wydawało się, że słyszy głos dziecka rozmawiający z głosem dorosłego, ale nie wiedział, czy już ze strachu ma jakieś zwidy, czy... to jakaś magia, czy może... seryjnie coś słyszy.

- Fibrizo, pokaż się! - warknął wilk.

- Ara, okaerinasai*, (*witam spowrotem) drogi Kle! - rozległ się niespodziewanie dziwnie cieniutki głos i na tronie pojawił się sam Fibrizo, w osobie, oczywiście, ośmioletniego chłopczyka o złotych oczach. Okita o mało zawału nie dostał, zaś Kenshin, bez zbędnych ceregieli (co zdziwiło i Kibę i Okitę i Fibriza), powiedział :

- Więc jednak, Hellmaster, dla niepoznaki, przyjmuje postać małego dziecka?

- Chmm... Nie wiem, co panu do tego, ale zapewniam, że mogę wyglądać jak chcę... Widzę... - tutaj Fibri popatrzył przez kieliszek z czerwonym winem, jakby właśnie w nim coś wyczytał. - ...Że pan Kiba wezwał na pomoc sławnych samurajów... Samego Okitę Soujiego-san z Shinsen Gumi i Himurę Kenshina-san alias Hitokiri Battousaia...

Tutaj zbliżenia na twarze całej trójki.

- Ja, natomiast, widzę... - powiedział najmniej zdziwiony Ken. - ...Że Fibrizo-dono zasiegnął już o nas języka. Hajimemashite* (*Bardzo mi miło), Fibrizo-dono.

- Hajimemashite, Fibrizo-san! - powtórzył za kumplem Souji, by nie być gorszym.

- Chm... Nie żebym znał wszystkich śmiertelników, którzy w jakiś sposób się wsławili, ale panowie są znani również wśród ras demonów.

- Fibrizo, do jasnej cholery, nie graj na zwłokę... - zdenerwował się wilk, ale Ken, tak jak wcześniej Xell, uspokajał zapędy porywczego kolegi.

- Spokojnie, powoli, Kiba-san... - szepnął do niego. - Chciałem spytać... - spowrotem wzrok na Fibriego. - ...Jakim cudem?

- Jakim cudem was znam? A no... oboje jesteście, panowie, jednymi z najniebezpieczniejszych szermierzy, którzy wśród ras demonów wsławili się rządzą i przelewem krwi o iście demonicznym fachu.

- Rozumiem... - kiwnął Ken. - Nie wiem, jak Okita-dono, ale ja... wcale nie szczycę się przelewem krwi i nie chciałbym być przez to rozpoznawany w innych wymiarach. Tak było kiedyś... teraz......

- "Himura-san chyba rzeczywiście chce go wziąć na politykę..." - pomyślał Okita.

- Wiem, wiem, Kenshin-san... Teraz jest pan zupełnie innym człowiekiem, w przeciwieństwie do Okity-dono...

- Wypraszam to sobie... - powiedział obrażony Souji. - Nie jestem gorszy od pana Battousaia...

- Ależ nie to miałem na myśli, SOUJI-san... - uśmiechnął się Fibrizo.

Souji pomyślał, że Hellmster jest naprawdę bezczelny. I już nie chodzi o to, co powiedział, ale o to, w jaki sposób się do nich zwracał..... Mówienie prawie obcym osobom na pan, ale po IMIENIU, jest znakiem wyższości Fibriza i całkowitego lekceważenia obu panów. No dobra, może ich nie lekceważył, gdyby tak było, mówiłby prosto z mostu, bez żadnego 'san', ale za to na pewno czuł się całkowicie pewnym siebie, co wkurzyło Okitę już na "Dzień Dobry", choć zwykle nie zwracał uwagi na takie rzeczy.

- Tak czy inaczej... zaczynam się już niecierpliwić... drogi panie Kle.

Wilk odparł Fibriemu wściekłym spojrzeniem.

- Wiesz, kogo masz przyprowadzić, a ty mimo tego, ryzykujesz życia przypadkowcyh osób... Zawodzisz mnie...

- Ona nie przyjdzie.

- Nie?

Ken i Soujirou spojrzeli na siebie.

- Więc jednak ich nie przekonałeś? A może Xellos zadecydował o tym?

Wilk prawie skulił po sobie uszy. Wiedział, że nie da się już tego ukryć, zwłaszcza, gdy ujrzał zdumione twarze szermierzy.

- Moment... - pierwszy odezwał się, tym razem, Souji. - Czy pan... nie jest przypadkiem... Mazoku?

- Jak najbardziej, Souji-san. Jednym z najpotężniejszych Mazoków w Slayersowskim wymiarze... Kiba-san wam o tym nie powiedział?

- No właśnie... nie raczył nawet wpomnieć! - Souji zmierzył wzrokiem wilka, który nie miał zamiaru teraz na nich spoglądać.

- Więc... nawet nie wiedzieliście, panowie, na co się porywacie, przychodząc tutaj? - zdziwił się Hellmaster. - Oj, oj, Kiba-san, coraz bardziej mnie zawodzisz...

- To niezupełnie tak... Wiedzieliśmy, że jakiś demon zmienił raj w piekło i przetrzymuje przyjaciół Kiby-dono jako zakładników... - wyjaśnił spokojnie Ken. - Nie wiemy tylko, dlaczego... Dlaczego, Fibrizo-dono, nie chce pan uwolnić wilków-dono?

- Ach... - westchnął Fibrizo. - Za to, Kiba-san, że o niczym im nie powiedziałeś powinienem cię normalnie... oj... - nie dokończył. - W ogóle nie powinienem z wami rozmawiać... ale cóż, chyba jestem zbyt dobrze wychowany...

- Co to znaczy? - spytał Ken, któremu już coś zaczynało świtać.

- Chcę rozmawiać tylko z NIĄ... - odrzekł Hellmaster. - Jeżeli macie wysyłać posłów na rozmowy, przyślijcie mi JĄ, nikogo innego... Ona dowie się reszty.

- ONA? - powtórzył zdumiony Souji.

- Powiedz im, Kiba-san... - nalegał Fibrizo. - Powiedz im, że chcę Arielcię, nikogo innego...

- Arielcię? - powtórzył Ken.

Souji i Ken spojrzeli na wilka, który pod postacią człowieka, stał ze spuszczoną głową.

- Przepraszam... - szepnął.

- Chyba nie mówicie... o naszej Ariel? - Souji jeszcze czegoś nie jarzył.

Błękitne oczy rudowłosego samuraja ukryły się w cieniu. Odetchnął. Więc jednak się nie pomylił. Xellos i Ariel mówili o TYM Fibrizie.

- Czego ty chcesz od Ariel? - zapytał z tym swoim zabójczym, złym wzrokiem Ken.

- HAAAAAA??? - ryknął Souji. - Więc wy o naszej Ariel??? Kiba-san, skąd ty znasz naszą Ariel??? Momento, jak się tak zastanowić... - zastanowił się. - Xellos-san i Ariel-san wspominali coś o jakimś... Fibrizie i o wilkach... Ale, momento... - tutaj Hellmaster pomyślał, że Souji-san chyba gra komediowy charakter w tej sztuce. - Przecież, w takim razie... Xellos-san, powiedział, że......

- Nieważne, co powiedział, Okita-dono... - przerwał mu Ken. - Najważniejsze pytanie brzmi... Dlaczego ma przyjść akurat ona? Co, Fibrizo-dono, de gozaru*? (*Nie mam pojęcia, co to znaczy, ale Ken mówi tak na końcu każdego zdania, coś jak ''na no da'' albo inne ''deshi''... ^^)

- Powiedziałem to już Xellosowi, powiem i wam... Chcę ARIEL... I tylko ona dowie się, dlaczego... Przyprowadźcie tą małą albo nie ręczę, co się stanie z tymi trzema wilkami. A zaczynam już tracić cierpliwość...

- Podły... - warknął wilk.

- Podłym byłbym dopiero wtedy... gdyby ta dwójka, którąś przyprowadził, dołączyła do wilków w lochach... - Fibrizo chyba się z leksza zdenerwował.

- Nie ośmieliłbyś się... - wilk zrobił ruch, jakby zamierzał rzucić się w jego stronę.

- To ty się nie waż, Kiba-san... Wiesz, jak to się skończy, twoje kły nie przebiją bariery...

- Jego kły może nie... - powiedział ku zdumieniu wszystkich Okita i rzucił się w stronę Hellmastera.

- Okita-dono, NIE!!! - wrzasnął Ken, ruszając za nim z kopyta.

Fibrizo z politowaniem popatrzył na zbliżającego się szermierza. Souji przeskoczył stół i z impetem cisnął mieczem o barierę, która rozbłysła białym światłem, ale nie zrobiło to na niej nawet rysy, a szermierz tylko odbił się i wylądował, szczęśliwie, na nogach.

- Okita-dono, daijoubuu* (*nic ci nie jest?) de gozaru? - Kenshin, z leksza zdębiały, podleciał do kolegi i w tej chwili znajdowali się na wprost Fibriza.

- Okita-san... - szepnął Kiba, załamując się już kompletnie... Niepotrzebnie ich tu brał, niepotrzebnie!

- Oj, tego już za wiele... Souji-san... - stwierdził Fibrizo. - Podziwiam, że udało ci się zbliżyć do mego tronu i nawet bezpiecznie skończyć, ALE... tego już za wiele! Chcesz wylądować w więzieniu obok wilków? Proszę bardzo!

- Ależ... proszę mu wybaczyć!!! - stwierdziwszy po minie Okity, że nie ma zamiaru nic powiedzieć, Kenshin upadł na kolana. - Biorę za kolegę całkowitą odpowiedzialność! Burzliwa jest jego krew i łatwo ją rozpalić, dlatego proszę, zamiast Okity-dono, mnie wziąć jako zakładnika!

- Hi... Himura-san? O.o - Souji był w szoku.

- Jestem pewny, że Okita-dono przyprowadzi Ariel prędzej ode mnie, dlatego proszę go oszczędzić, a wziąć mnie!

- Chm... - prychnął Fibrizo - Zadziwiasz mnie, Ken-san... Tak bardzo zależy ci na tym człowieku?

- Hai! - potwierdził, nie podnosząc głowy.

Soujiemu coś zaczynało świtać. Jakieś niedawne wspomnienia kołatały mu się po głowie. Jakby przeżywał deja vu... tak, już kiedyś coś podobnego przeżył... podobną.... hańbę! Drugi raz nie da się tak shańbić! (Patrz Bonus #2, "ODA DO SHINSEN GUMI" ^-^)

- Uno momento, Himura-san! - odezwał się w końcu. - Dlaczego ty masz nastawiać głowy za mnie?! Kto ci w ogóle dał prawo!?

- O... Okita-dono... <_> - Ken podniósł głowę.

- Proszę wstać... - Fibrizo machnął ręką.

(Chmmm... Ile już razy w tym fiku ktoś padał na kolana? Ryu - raz, Kiba - dwa, Xell - trzy... teraz Ken - cztery... Wybaczcie, ale ja to uwielbiam i jeszcze z 15 (tysięcy) razy będzie... ^__________^)

- Proszę za niego wybaczyć, Fibrizo-san... - powiedział Souji, łapiąc Kenshina pod pachę i przyciągając do siebie. - Ale Himura-san jest w gorącej wodzie kąpany i nie pomyśli zanim coś zrobi! Mimo, że jest tyle lat ode mnie starszy... ! ><

- Oro??? - teraz Kenshin zbaraniał do kwadratu.

- I... przepraszam też w swoim imieniu... - Souji skłonił się, pociagając za sobą Kena, który wykonał pół skłonu. - Chciałem po prostu coś sprawdzić... Powiedział pan, że nie wiemy na co się porywamy, prawda? No cóż, teraz już wiem, na co się porywamy...

- Na co, de gozaru? @-@ <=Ken.

- Cóż, Himura-san... Bez magii się tu nie obejdzie... Musimy iść po Ariel...

- Nie... tylko nie to, proszę was! - wyrwał się nagle Kieł.

- Już zdecydowałem, Kieł-san... - odparł twardo Souji. - Proszę się nie przejmować, Fibrizo-san, postaramy się ją przyprowadzić...

- Rozropnie mówisz, Souji-san... - pokiwał Fibrizo. - A wziąłem cię za komedianta...

- Komediantami to są Nagakura-san, Harada-san i Toudou-san z Shinsen Gumi! - odprał Souji z takim uśmiechem, że seryjnie sam wyglądał jak komediant.

- Tak czy inaczej... Przyjaźń was uratowała, panowie... Podziwiam, podziwiam... - Fibrizo zaczął klaskać. - No co się tak patrzycie? Kenshin-san uratował przed więzieniem Soujiego-san, a Souji-san wybronił przed tym samym Kenshina-san. Nie bójcie się, posłów nie zwykłem brać na zakładników... Jeżeli to wszystko, możecie odejść...

- Hai! - ukłonił się Souji, a razem z nim Ken, którego trzymał pod pachą.

- Hai, de gozaru! - dodał Ken.

- Nie... - wilk zaczął prostestować. - Nie możemy jej tu przyprowadzać, nie możemy...

- A więc... wolisz, aby ta niewinna dwójka, która, aczkolwiek, przypadła mi do serca, zapłaciła życiem? - Fibrizo zadał retoryczne pytanie.

- Nie, nigdy!

- No więc... Do widzenia!

- Do widzenia! - pokłonili się szermierze, a Kiba, obrażony, w postaci wilka, pierwszy wybiegł z sali.

- Jeszcze jedno, Kenshin-san... - zatrzymał szermierzy Fibrizo. - Takich ludzi, jak wy można policzyć na palcach jednej ręki!

- Tylko jednej...? - odrzekł Ken.

- Ty... Souji-san... Arielcia... - wyliczył na palcach jednej ręki. - A, i może jeszcze ten mały z Grawitacji, Ryuichi-san... Xellos nie jest człowiekiem, Nuriko-san jest duchem... Ktoś jeszcze?

- Chyba nie... - pokręcił głową Ken. - Ale jeżeli... miałbym wymieniać... najlepiej wychowane demony... Pan i Xellos-dono znaleźlibyście się na pierwszym miejscu...

- To ma być komplement czy obelga, że zestawiasz mnie z tym Mazokiem?

- Proszę o wybaczenie, jeśli powiedziałem, coś nie tak, ponieważ nie znam pańskich relacji z Xellosem-dono, jednakże... z moich ust miał to być jak najbardziej komplement!

- Więc dziękuję... Wprawdzie ten Mazoku powinien być wyklęty z rasy demonów, ale to nie moja sprawa...

- Do widzenia! - ostatni ukłon i wyszli.

- Phi, porównywać mnie z tym zdrajcą, z tą przeklętą namiastką demona, ech...

Myślicie, że Fibrizo gada do siebie? Nic bardziej mylnego... Przez ukryte drzwi, które wcześniej zauważył Kenshin, wszedł (<=choć mógł się normalnie przemieścić... teleportować, oczywiście!) tajemniczy, nie zamaskowany wprawdzie, ale na razie tajemniczy, osobnik o posturze rosłego faceta. Z nim, co dobrze się zdawało Okicie, rozmawiał wcześniej nasz mały Hellmasterek-chan.

- Denerwuje cię on? - spytał owy osobnik.

- Xellos? Czy Kenshin-san? Kenshin i Okita są wyjątkowymi wśród gatunku ludzkiego.

- Xellos-san.

- A, ten. Wiesz, nie tyle denerwuje, co sczyścić mnie chce na myśl, że Mazoku tak wielkiego pokroju jak on, oddał swe życie śmiertelniczce, potężnej bo potężnej, ale jednak śmiertelniczce, zdradził własną panią, własną rasę i teraz jest na posługach i na każde skinienie tej...

- Fibrizo-san.

- Nie chciałem powiedzieć nic złego, wiem, że ta mała jest ci do czegoś potrzebna i jesteś na tym punkcie przewrażliwiony... Chciałbym tylko wiedzieć, na co ci ta...

- Fibrizo-san... - powtórzył z większym naciskiem pan tajemniczy.

- ...Ta panienka... - dokończył Fibrizo.

- Dowiesz się w swoim czasie, Fibrizo-san, na co mi ta, jak to ładnie określiłeś, panienka, nie martw się...

- Aaaach... - złapał się za głowę Władca Piekieł. - Niech ona już przyjdzie, bo samego mnie zżera z ciekawości... I w ogóle nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę... - oblizał się. - Ta mała dostarczy mi wiele przyjemności...

- Fibrizo-san... - osobnik znowu się obruszył.

- Och, nawet nie wiesz, jak słodko smakują jej uczucia, emocje... cierpienia, łzy... - znów się oblizał.

- Skąd wiesz, że do nich doprowadzę?

- Na pewno. Nie byłbyś demonem.

- A jeśli nie doprowadzę?

- W takim razie... mam nadzieję, że pozwolisz mi się pobawić... ^^

- Wiesz, zastanowię się... ><0 (Ona nie jest zabawką... przynajmniej, na pewno nie twoją!)

- Przecież wiem, że żadna krzywda nie może jej spotkać... I tak samo, niestety, Xellosa i pozostałych, ale chyba nie zabronisz mi przyjemności z dręczenia tego zdrajcy-Mazoka i jego kochanej panienki... chociaż odrobinę? ^^

- Zobaczymy, Fibri-san, zobaczymy...

I tym może urwiemy rozmowę tej dwójki, bo jeszcze przypadkiem usłyszymy imię pana tajemniczego, a tego nie chcemy, prawda? ^^ Ach, co ta dwójka demonów w ogóle kombinuje, wiecie może???

Cofnijmy się lepiej do momentu, gdy nasi przyjaciele wyszli z sali i dopiero na dworze dogonili wilka, który oddalił się nieco pd fortecy Fibriza i jego kolegi (<=Bo kekkai'a zrobili na spółę, więc możliwe, że zamczysko też mają na spółę! ^^)

- Kiba-san, poczekaj!

- Właśnie, nie obrażaj się, de gozaru!

- Wcale się nie obraziłem... - odparł wilk jednym tchem.

- No więc jak? Powiesz nam o co chodzi, de gozaru? ^^0 <=Ken, oczywista.

- Ja... Przepraszam, że was okłamałem, domyśliłem się, że ją znacie, ale nie chciałem mówić, czego ten typ naprawdę chce i... - znowu odparł jednym tchem, końcówki już nie dając rady.

- Dobra, ale Himura-san nie to miał na myśli! Prawda? - upewnił się Souji.

- Właśnie... - pokiwał Ken. - Dlaczego nie chcesz po nią iść?

- Dlaczego...? - zdziwił się wilk, uspokajając się. - Bo... Xellos-san się nie zgodził.

- Nie zgodził?

- Twierdził, że Ariel nie będzie dla nas ryzykowała życia i...

- Łgał... - Ken-san złapał się za głowę. - Łgał jak pies...

- Himura-san! O.o <=Souji

- Przy nas, rozumiesz to, Souji? - Kenshin tak się zdenerwował, że aż niechcący powiedział mu po imieniu. - Kłamał nam w żywe oczy!

- Kłamał? - powtórzył Kiba. Widać było, że ciężar spadł mu z serca.

- Powiedział, że... sprawa z wilkami załatwiona, że rozmówił się z Fibrizem...

- Racja... - przytaknął Souji. - Teraz sobie przypominam... Widzisz, Himura-san, ten twój Xellos wcale nie zasługuje na to twoje zaufanie... Jednak, co demon, to demon, nie ma co się spierać...

- Nie mogę uwierzyć, Okita-dono... - znowuż przeszedł na "pan". - Xellos okłamał Ariel, okłamał nas i wszystkich...

- No właśnie... <>

- Ale... Mylisz się, Okita-dono, ufam mu bardziej niż sobie...

- Co proszę??? O_o <= To Okita.

- Xellos musiał mieć swoje powody.

Kenowi przypomniało się zachowanie Mazoka. Łzy na jego policzkach. Tak, nie ma wątpliwości, Xellos musiał mieć wyrzuty jak diabli, dlatego wtedy zniknął.

Ach, szlag by to trafił! Kenshin kopnął w kamień, który odleciał gdzieś hen.

- Oj, co jest, Himura-san? - Souji wybałuszył na niego gały.

- A mogłem coś zrobić... Ten głupi Mazoku musiał cierpieć w samotności!!! ><

- Oj, Himura-san, dobrze się czujesz? Jesteś pewny tego, co mówisz?

- Zastanów się, Souji.... Przepraszam, zagalopowałem się, Okita-dono...

- Nie szkodzi... O--o0

- Himura-san, ja... - rzekł Kiba. - Ja wiedziałem, że on was okłamał... Nie było innej możliwości...

- Właśnie, co on tobie powiedział? - zapytał Souji.

- Mówiłem już... Że niby Ariel nie będzie dla nas nadstawiała głowy, zwłaszcza, że nie wiadomo, o co temu typowi chodzi... Rozumiem Xellosa-san, ale jednak...

- I ty to mówisz, Kiba-san? - oburzył się Souji.

- Dobrze mówi, Okita-dono... Nie rozumiesz? - Souji pokręcił głową, więc Ken kontynuował: - Xellos zna tego demona i widocznie wystraszył się o Arielcię jak diabli... ach, złe porównianie, ale powiedzmy, de gozaru...

- No... Mnie się wydaje, że to tylko zwykłe egoistwo ze strony Mazoka...

- Nie... - powiedzieli jednocześnie Ken i Kiba.

- Ty pierwszy, Kiba-san... ^^ <=Ken

- Nie wydaje mi się, aby Xellos-san aż tak źle nam życzył. Po prostu chciał ocalić Ariel i dlatego... Dlatego nie powinniśmy po nią iść...

- A ty dalej swoje? - zdębiał Souji i popatrzył na Kena, wydającego się myśleć tak samo - Dajcieżesz spokój! - zdenerwował się. - Chcecie uratować te wilki, czy nie? Jaki by ten demon nie był miły, jak się nie pośpieszymy, w końcu je zabije! Chcecie tego?!

- A ty chcesz, żeby Ariel stała się krzywda? - odparł pytaniem Kenshin.

- Wiesz co, Kenshin... - tym razem Soujiemu się wymknęło. - Powiem ci coś... Ariel nie jest zwykłą śmiertelniczką i przede wszystkim... ma przyjaciół, którzy są w stanie oddać za nią życie... Wydaje mi się, że ty również się do nich zaliczasz, bo ja na pewno! I na pewno Xellos-san nie pozwoli, aby coś jej się stało!

- Wiesz, Okita-dono...

- Aaach, wkurza już mnie to... Souji jestem, nie żaden Okita! - Souji wyciagnął ku niemu rekę. - Zgadzasz się... Kenshin-san?

Ken spojrzał na jego rękę, potem na uśmiechniętą twarz Okity i w końcu przyjął uścisk na zgodę.

- W porządku, Souji-dono...

- Tak naprawdę chciałem cię ochrzanić... Kenshin-san... Co miało znaczyć to "weź mnie na zakładnika", co? Nie daruję ci tej hańby! >___<

- Oro... Przepraszam, de gozaru... ^^0

- Jeszcze ci się za to zrewanżuję, przysięgam!

- Oro... Nie ma sprawy, de gozaru... @--@

- A tak w ogóle... - pochmurna mina, jak nagle się pojawiła, tak nagle zniknęła z jego twarzy. - A-Ri-GA-TO... (DZIĘ-KU-JĘ) Kenshin-san... o^--^o

- Oro? @.@

- Gdyby nie twoja szybka reakcja, mógłbym mieć kłopoty... Tak naprawdę to ja jestem w gorącej wodzie kąpany i nie potrzebnie się rzuciłem na tego demona... Jak z motyką na wiatr... - westchnął Okita. - Taki już jestem, ale przynajmniej poznałem, co to siła prawdziwego demona...

- Ależ... Souji-dono! Przecież... to ty nas uratowałeś.... A raczej, powinienem powiedzieć ''mnie''... Byłem gotów oddać mu się, a ty sprytnie to odkręciłeś...

Souji aż zarumienił się na policzkach.

- A gdzie tam! - machnął ręką. - Nic nie zrobiłem! Zresztą... Od czego ma się przyjaciół! ^^

Kenowi oczka zabłyszczały.

- Chcesz powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi?

- Tego nie powiedziałem! ><0

- Oro? (A co???) @-@

- Jak ci daruję tą hańbę, to się zastanowię... Na razie możemy być sobie po imieniu... Jak koledzy...

- A więc koledzy?

- Koledzy! ^^

Podali sobie ręce.

- Koledzy... - odezwał się Kiba - Przepraszam, że przerywam tą uniosłą chwilę, ale... co robimy?

- Mówiłem, że lepiej, jakbym poszedł do tej niewoli... - stwierdził Ken. - Bo wiesz, Kiba-san, Oki... znaczy, Souji-dono bez dyskusji poleciałby po Ariel i nie byłoby problemu!

- A tak, to jest? - spytał Souji.

- To, co mówiłeś wcześniej o Ariel i Xellosie... Zgadzam się z tym, ale... zgodzę się iść po Ariel, jeśli Kiba-dono się zgodzi, de gozaru...

Spojrzeli, więc, na wilka.

- No dobrze... - powiedział po chwili Kieł. - Za bardzo zależy mi na przyjaciołach, aby więcej się stawiać... Tylko... co będzie jeśli się nie zgodzą?

- Ariel-chan się zgodzi, de gozaru.

- Ale jednak ona bardzo się słucha Xellosa, więc co jeśli ją przekona i nie będą chcieli przyjść?

- Ariel? Słucha się Xellosa??? - Souji popatrzył na Kena.

- To chyba on się jej słucha! - Ken popatrzył na Soujiego. - Tak czy siak... Najwyżej zrobimy tak...

- Jak? O-O <=Souji.

- To proste... Padniemy przed nimi na kolana, przed Ariel i Xellosem (Nuriko-dono też się pewnie gdzieś przypląta) i będziemy błagali, aby z nami poszli! ^^ (Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli to nie poskutkuje!)

- No... Bomba, Kenshin-san, po prostu bomba... - Souji coś powątpiewał.

- Masz lepszy pomysł, de gozaru?

- ... o^----^o0

- No właśnie...

- Naprawdę to zrobicie? - nie wierzył Kiba.

- Dla ciebie, Kiba-san, wszystko, de gozaru... Ne*? (*Prawda?) - to ostatnie było do Soujiego.

- Hai... Najlepiej zróbmy tak od razu...

- No to postanowione. Kiba-dono, znasz drogę do wymiaru Ariel? Myślę, że tam będą, gdzie mają kompa, czy jak to się zwie...

- Oczywiście...

- AAAAACH!!!

- Co się stało, Souji-dono? ^^0

- Zapomnieliśmy mu się przedstawić!!!

- Przecież wiedział, kim jesteśmy! ^^0

- Ale nie powiedzieliśmy mu naszych przydomków!!! Peace Maker i Heart of Sword!!!

- Oro, de gozaru... Daruj, Souji-san, daruj, proszę... ^^0

Tym optymistycznym akcentem zakończymy ten rozdział.

Koniec rozdziału dziesiątego

Części czwartej

Ciąg Dalszy Nastąpi

P.S.*"Take Your Courage" (''Miej odwagę'') to Slayersowska piosna, śpiewana, nomen omen, nie przez Fibriza, a L.O.N. - Lord Of the Nightmares, czyli całkiem blisko (<=Nie wiem, jakim cudem, ale nie ma się co spierać! ^^0 ). Tekstu tym razem nie przytaczam, gdyż nie ma nic do rzeczy, po prostu stwierdziłam, że tytulik ten będzie ładnie wyglądał koło "Hellmaster Fibrizo"... ^^ Poza tym, nawet pasuje do tego rozdziału, coś w rodzaju... ''trzeba mieć odwagę, by stanąć przed samym Hellmasterem" ... czyż nie? ^-^


ODA DO SHINSEN GUMI ^-^

"OPOWIEŚĆ O OKICIE SOUJIM" (Bonus #2 do Ariel's Diary nr. 4 ^^)


- Okita-san, musimy już iść!

Szermierz o bladej twarzy nie odpowiedział. Stał i patrzył na martwych, leżących u jego stóp ludzi. Niektórzy jeszcze zdawali się oddychać, zdawali się wołać o pomoc. Okita zmarszczył brwi. Po policzkach płynęła mu krew. Jeden z leżących ostatkiem sił złapał go za poły płaszcza. "Niedoczekanie twoje", pomyślał szermierz i wbił miecz w plecy konającego, dobijając go w ten sposób.

Okita zamknął oczy, jakby modląc się za umarłych. Tak naprawdę wspomniał swoje beztroskie życie, jakie wiódł zawsze, bez względu na krew plamiącą jego ręce. Od najmłodszych lat, odkąd tylko sięgał pamięcią, ćwiczono go tylko do jednego - do mordów. Ale mimo tego, zawsze był wesołym, pełnym życia chłopakiem, który zmieniał się tylko na te parę chwil, gdy musiał po raz kolejny mordować.

Tak naprawdę, zresztą, jak widzicie, Souji nigdy nie miał beztroskiego życia. "Beztroską " nazywał jedynie te momenty, gdy siedział w swoim pokoju, po japońsku, na ziemi i czytał listy,dokumenty, sprawozdania, a potem brał swój miecz i machał nim, raz po raz. Czasem tylko dawał sobie wytchnienie, bawiąc się z Komediowym Triem Shinsen Gumi, dokuczając panu Hijikacie, panu Kondou czy przedrzeźniając pana Saitou. I właśnie to ostatnie, było dla niego najważniejsze. Dla przyjaciół zrobiłby wszystko. Dla nich się uśmiechał, bawił, śmiał się, przypominał wesolutką panieneczkę i nie zdając sobie z tego sprawy, trzymał to wojsko przy życiu, nawet wszędobylskie, Komediowe Trio wiele mu zawdzięczało.

To przypomniwszy sobie, odwrócił się na pięcie i zostawiając kolejne morze krwi, odszedł za głosem kolegi, wołającego go już od paru minut.

- Już, Shinpachi-san! - zdało się wydobyć z jego ust.

Jeszcze nie zdobyliśmy fortecy, pomyślał Okita. Jeszcze nie czas na odpoczynek i melancholię. Później będziesz miał czas na wspominki, teraz najważniejsze jest ciąć wroga za wrogiem, tak aby on pierwszy tego nie zrobił. Krzyk wydobył się z jego ust, kiedy biegł przed siebie i każdym kolejnym ruchem miecza ścinał życie za życiem. Nie umiał przestać, gdy wpadał w trans, który odbierał mu wszystkie ludzkie uczucia, zamieniając w bestię. Wiedział, że jeżeli on nie zabije, zabiją jego. Obrót, wymach, cięcie... i tak za każdym razem, nie zważając na litry krwi wylewające się wokół niego, zarówno z niego samego, jak i z wrogów...

Nic nie stawało mu przez oczami, nie miał żadnych wyrzutów, żadnych zmartwień, czy trosk, aż do momentu, gdy usłyszał krzyk, wołający o pomoc. Rozpoznał bez trudu. Przyjaciele go potrzebowali. Gniew w nim wezbrał okrutny i w mgnieniu oka przeciął sobie drogę przez watahę głodnych wilków, czyhających na jego życie. Pomijam już fakt, że to ich, Shinsen Gumowców, nazywano wilkami.

Dotarł. Chyba zdążył. Shinpachi-san leżał już cały we krwi na ziemi, a wróg właśnie miał zamiar zadać ostatni cios. Okita rzucił się bez namysłu i starł się mieczem z napastnikiem, który odskoczył, zdziwiony, do tyłu.

- Ktoś ty? - spytał mężczyzna, ukazując w bladym świetle księżyca jedynie złote, niesamowicie zawzięte oczy.

- Okita Souji z Shinsen Gumi, a tyś, kimkolwiek jesteś, właśnie chciał zarżnąć mojego przyjaciela! - odparł bez strachu Okita.

- No więc... Nie wiesz z kim zadzierasz, panie Okita.

- To TY... nie wiesz z kim zadzierasz!

Złote oczy zalśniły. Doskonale wiedział, z kim zadziera. Sława Okity Soujiego, najlepszego z najlepszych w Shinsen Gumi, nie licząc jeszcze Saitou Hajime, dotarła również do niego. Nie miał rozkazu, ale... tylko na to czekał.

- Żebyś wiedział... kto cię zabije... Hitokiri Battousai jestem... GOTÓJ SIĘ NA ŚMIERĆ!!!!

Tak, tak moi państwo... Tak wyglądało pierwsze spotkanie Okity z Battousaiem. Powiecie zapewne, "nic dziwnego, że taki był na niego cięty", jednak....... to nie tak... Souji nie zwracał uwagi na imienia swoich wrogów, gdyż zawsze był pewny zwycięstwa. Nawet, gdy później słyszał jego nazwisko, nie mógł skojarzyć, skąd je zna. Nie przejmował się. Nie takie rzeczy, jak imię wroga, go obchodziły.

Starli się w powietrzu, co nie zrobiło żadnemu jakiejkolwiek krzywdy. Oboje się zdziwili. "Dobry jesteś", stwierdził Okita, na co ten odparł "Pan również". Shinpachi, tymczasem, wstał z ledwością i, widząc, że wróg jest niezły, poleciał po posiłki. Okita-san już chciał krzyknąć,że nie trzeba, niepotrzebnie by się tylko Komediowe Trio narażało. Jednak, Souji nie wiedział, że sława Battousaia doszła już do uszu prawie wszystkich, prócz samego Okity, a Shinpachi, obawiając się o życie dowódcy pierwszego oddziału Shinsen Gumi, ruszył nie po Komediowe Trio, lecz po pana Hijikatę Toshizou i pana Saitou Hajime.

Nie wiedząc na co się porywa, Souji mierzył się z Battousaiem, który, prawdę mówiąc, również nie wiedział, na co się porywa. Battousai wyskoczył w górę, krzycząc coś o jakimś hicie*, czego Souji w ogóle nie sczaił, ale za to zdołał odeprzeć atak mocnym ruchem miecza, przez co przeciwnik, nie tyle poturbowany, co zdziwiony, wylądował na ziemi.

- Tyle można się było spodziewać... - rzekł Battousai. - ...po sławnym Okicie Soujim!

Souji nawet dla przeciwnika potrafił być uprzejmy, dlatego już chciał odpowiedzieć "dziękuję", ale w tym momencie... poczuł ból w okolicach klatki piersiowej...

- Ale tylko tyle... - dokończył Battousai, wyciągając jednym ruchem miecz z lewego ramienia Okity, przebitego na wylot. Tylko, jakimś cudem dla Okity, ominął serce. Souji nawet nie zdążył zareagować, taki był szybki ów Battousai. Krew poleciała z ust szermierza, po czym zachwiał się na nogach i trzymając za ramię, upadł na kolana... Ciemno zrobiło mu się przed oczami... Pierwszy raz w życiu doznał takiej porażki.

Czy to już koniec? przemknęło przez myśl niebieskowłosego szermierza. Battousai go dobije i pośle na tamten świat... "Do zobaczenie w piekle", zdawało mu się słyszeć, jednak... Nie, jeszcze nie koniec...Ostatkiem sił, gdyż ból czuł w tej ręce niesamowity, sięgnął po katanę (miecz)... Battousai, natomiast, bił się z myślami... Nie miał rozkazu zabicia Okity Soujiego, jednak ten człowiek wybił mu mnóstwo kompanów... Jednak... nie miał prawa. Mógł zabijać nic nie liczące się jednostki, ale nie samego Okitę Soujiego... Zwłaszcza, gdy leżał prawie bezbronny, pozbawiony jednej ręki...

- Nie jesteś tego wart... - szepnął prawie bezgłośnie Battousai, tak, że Souji nie był pewien, czy tylko mu się zdawało, czy naprawdę to słyszał.

Battousai zrezygnował, jednak nadal trzymał mu nad głową miecz, więc nie zdziwił się, gdy nagle przeleciało przed nim stadko kunai'ów. I wcale nie chodzi tu o jakieś ptaszki, tylko o ostre gwiazdki, rzucane przez Shinobich. Kunai'e wbiły się w ziemię przez Battousaiem, zręcznie omijając Okitę, co zmusiło tego pierwszego do wycofania się o parę kroków.

Battousai rozejrzał się. Na jednym z dachów czaił się w ciemnościach, ubrany na czarno osobnik, szpieg-ninja, w osobie Yamazakiego Susumu. Okita popatrzył na niego z wdzięcznością, a ten ruchem ręki wskazał kompanom miejsce. Saitou Hajime, wraz ze swoją kompanią i dwójką z Komediowego Tria, Shinpachim Nagakurą (^-^) i Haradą Sanosukim, leciał jak na skrzydłach na pomoc dowódcy pierwszego oddziału Shinsen Gumi.

Widząc, że nadchodzą posiłki, Battousai schował miecz do pochwy i odezwał się metalicznym głosem...

- Jeszcze się spotkamy, Okito Souji-dono...

I zniknął w ciemnościach. Souji wstał z ziemi, pokonany, tak jak jeszcze przed chwilą Shinpachi.

Słyszał głos Saitou, pytający, czy nic mu nie jest oraz wołanie Harady, rozkazujące pościg za napastnikiem. Jednak Okita nie potrafił nic powiedzieć. Nadal był w szoku... Ten człowiek darował mu życie, ten człowiek mógł go zabić w jednej chwili, ale... tego nie zrobił...

- Stójcie... - szepnął w końcu, nie pokazując swoich oczu. - Zostawcie go...

Saitou Hajime, dowódca trzeciej dywizji Shinsen Gumi, popatrzył na niego zdziwiony.

- Nie ma potrzeby... - Souji uśmiechnął się, starając się ukryć nie tylko ból, ale także zakłopotanie... i podziw. - Skoro... ja z nim w równej w walce ledwie uszedłem z życiem, to co dopiero nasi wilcy...

Saitou kiwnął, zrozumiawszy, a Harada odwołał pościg. Wyszło tylko na to, iż Okita jest zarozumiały i uparty jak zawsze, a jego prawdziwe intencje pozostały tajemnicą dla kompanów. Tylko... czy dla wszystkich?

Nie ruszający się ze swego miejsca, tak po prawdzie, już od dłuższego czasu, Shinobi, kiwał tylko głową, tak samo z podziwu dla Battousaia jak i dla Okity. Przeciwnik darował mu życie, słyszał to jasno i wyraźnie, więc Souji odwdzięczył się, zatrzymując pościg swoich wilków.

Okita tylko zerknął na ninję, dając mu do zrozumienia, by zachował tajemnicę. Susumu nie takie rzeczy musiał trzymać w tajemnicy...

Przez następne dni Souji nie miał życia w ''doujo'', gdyż kompanii, zwłaszcza Komediowe Trio, żartowali sobie trochę z niego, na co on odpowiadał tylko wzruszeniem ramion, a dopiero kiedy w końcu się zdenerwował, przypomniał Shinpachiemu, że on również nie dał rady temu przeciwnikowi. Nikt tak naprawdę, oprócz Shinpachiego i Susumu, nie wiedział, z kim walczył Okita. Okita nakazał im milczenie, aby zbytnio nie przestraszyć reszty wilków. Sam natomiast nie mógł otrząsnąć się po tym spotkaniu. Himura Battousai był najlepszym szermierzem świata, to nie ulegało wątpliwości, ale Souji... nie wiedział o tym, a raczej... nie dopuszczał do siebie myśli, że może istnieć ktoś lepszy od niego. Ale istniał. Do tego, nie tylko lepszy szermierz, ale również... lepszy człowiek, który potrafił oszczędzić pokonanego wroga. I to najbardziej nie dawało spokoju Okicie. To, że go oszczędził. Wolał zginąć, niż okryć się taką hańbą, jednak, na szczęście, o owej hańbie wiedział tylko Susumu, więc Souji..... darował sobie seppuku. Zresztą..... nie miał ku temu powodów, gdyż... znalazł nowy cel w życiu. Stać się lepszym od Battousaia. Przewyższyć go tak, aby następnym razem to on był górą i to jemu darował życie. Postanowił, że daruje mu życie, choćby ten błagał go o śmierć... Jedyne, czego mu nie daruje, to to... że go oszczędził.

Od tamtej pory Souji trenował jeszcze zacieklej, z jeszcze większą pasją i furią, a jednocześnie... starał się karmić swe serce dobrocią, szczerością i wyrozumiałością, co wcale nie było trudne, gdyż ten chłopak... zawsze taki był.

W tej chwili widzimy Soujiego Okitę, jako delikatnego, dziewczęcego wręcz chłopczyka, zdającego się nie mieć siły, by skrzywdzić muchę, jednak to tylko pozory. Ten śliczny chłopak jest tak niebezpieczny, jak śliczny, a już zwłaszcza po spotkaniu z Battousaiem, któremu poprzysiągł zemstę. Sam Kenshin nie miał pojęcia, jaką burzę wywołał i z jakim trudem, w parę lat później, przyszło Soujiemu odłożyć miecz, gdy ona go o to poprosiła. To tylko dowód na to, jak bardzo ten chłopak się zmienił, a raczej... jak bardzo zmienili go przyjaciele, wyciągając z niego, to co najpiękniejsze... to co zawsze w duszy skrywał... Miłość... ^-^

KONIEC

P.S.*''Hiten Mitsurugi Ryu, Ryu Tsui Sen'', jakby ktoś pytał ^-6

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.