Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Ariel's Diary 4 - Paradise

Sayonara to te wo futte

Autor:Ariel-chan
Korekta:IKa
Serie:Chrno Crusade
Dodany:2007-01-31 13:57:43
Aktualizowany:2007-01-31 13:57:43


Poprzedni rozdział

''ARIEL'S DIARY''

Część Czwarta: Paradise

Rozdział dwudziesty piąty: Sayonara to te wo futte*



Xellos i Ariel tańczyli, Hisui i Zardi tańczyli, Kokuyo również sobie kogoś znalazł, (żeby nie było, Tetiego, oczywiście ;) a coraz to nowsze osoby zaczynały się im bacznie przyglądać, interesowała ich zarówno parka człowiek-demon, jak i parka demon-anioł. Murata Ken nie był tutaj wyjątkiem, choć tyle było pięknych osób (czytaj: kobiet ;) dookoła, że nie był w stanie zwracać uwagi tylko na jedną... Aż do momentu, gdy przypadkiem wtarabanił się na Ariel-chan, a dokładniej... wylał jej na sukienkę zawartość swojej szklaneczki. Na szczęście, Ken-kun, zdecydowanie niepełnoletni, pił tylko herbatkę. ;)

- Ojej, bardzo przepraszam... - wyjąkał.

- Aaa, moja sukienka... A właściwie nie moja, co ja powiem Mayune-chan?! =_='

- Ach, naprawdę przepraszam, to tylko herbata, na pewno będzie się dało sprać...

- Ja myślę... E?

Ariel zbaraniała dopiero, gdy na spojrzała na "małego intruza". Xelli w tym czasie gadał z jakimiś demonami, (licho wie jakimi) które go zaczepiły i za Chiny Ludowe odczepić się nie chciały.

- "Co to za dzieciak?! - pomyślała. - To ma być bóg... albo demon?!''

Faktycznie, patrzył na nią oczami nieziemsko czarnymi, oprawionymi okularkami, 15-16-letni chłopak, o smolisto czarnych, nie długich i nie krótkich włosach. Nie wyglądał jak dziewczynka, ale był wyjątkowo uroczy. Najdziwniejsze było to, że w ogóle nie dało się wyczuć, czy jest bogiem, czy demonem. A może... Człowiek??? Nie miała pojęcia, do jakiej kategorii go zaliczyć, ale... jakie to miało w tej chwili znaczenie? ;)

- Ależ, nic się nie stało... - bąknęła. - Pójdę do łazienki się tym zająć... Tylko, gdzie tu jest łazienka??? =_='

- Ja... Ja panią zaprowadzę! - powiedział Ken, wylewając pozostałą zawartość szklanki... na siebie ;) - Upss... He he, ale ze mnie niezdara... Bardzo przepraszam, co za wstyd.... ^^'

- Ojej, nic się nie stało... - Ariel-chan uśmiechnęła się uroczo. - To teraz mamy nawet dwa powody, żeby znaleźć tą łazienkę... Cho... - pociągnęła go ładnie za rączkę i wyszli razem z sali. Jakby to podejrzanie nie wyglądało, podejrzanym absolutnie nie było, ale, tak czy siak, na szczęście Xelli tego nie widział. Hisui jedynie zaśmiał się z niezdarności chłopaka i dalej rozmawiał z Zardim.

- Kuźwa, gdzie ta łazienka? - zastanawiała się Ariel. - Zdawało mi się, że gdzieś tutaj widziałam... =_='

- Lepiej jak pójdziemy do tej koedukacyjnej...

- E? A jest tu taka??? =_='

- Tak, na górze... Tutaj są tylko te "zwykłe", osobno dla pań i osobno dla panów...

Murata uśmiechał się ślicznie. A to jej się jak najbardziej podobało... Zastanawiała się, kim jest ten tajemniczy chłopak, skoro wie nawet, gdzie znajduje się koedukacyjna łazienka. Nie, żeby to było coś wielce niesamowitego, po prostu, nie sądziła, żeby ktokolwiek, kto przychodzi na bal po raz pierwszy, miał o czymś takim pojęcie. A to znaczyło, że chłopak ten był już tutaj nie raz, może nawet nie dwa razy ;)

Poszli na górę, gdzie, faktycznie, znaleźli łazienkę, zarówno dla pań, jak i panów. Nikogo w środku nie było, więc weszli spokojnie i zaczęli prać sobie część ubrudzonej garderoby, czyli Ariel-chan sukienkę, a Ken garniturek.

- Naprawdę bardzo przepraszam... - powiedział dopiero po chwili Ken.

- Ależ, przestań już przepraszać, absolutnie nic się nie stało... W ogóle... jak się nazywasz? - spojrzała na niego.

- Ee... Murata... Murata Ken... - odparł, najwyraźniej trochę zmieszany takim bezpośrednim pytaniem.

- Sou ka... A więc, Ken-kun, tak? ^^ Yoroshiku, Tsukino Ariel desu.

- Aa... Więc... Tsukino-san, tak?

- Błąd... - poprawiła go. - "Ariel-chan, Ariel-chan", nie uznaję niczego innego... ;)

- Ach, no dobrze... ^^ No to więc... Ariel-chan, nie bałaś się tak po prostu pójść ze mną, w całkiem obcym miejscu, w całkiem puste miejsce...

- E? - przerwała mu. - A skąd miałam wiedzieć, że tu nikogo nie będzie??? ^^'- rozejrzała się, w ogóle nie przejmując się uwagą Kena. - Zresztą, znam się na ludziach.

- To znaczy?

Abstrachując od tego, że on może nie być "ludziem" ... ^_~

- No wiesz... na czole masz napisane, że jesteś dobrym, grzecznym chłopczykiem... ^_^

- Ee... - zbaraniał z leksza, spoglądając w lustro. - Naprawdę???

- Uważaj, bo jeszcze znajdziesz coś na czole... =_=' Tak się mówi... Ale, rację mam, czy nie? Jesteś dobrym, grzecznym chłopczykiem, czyż nie? ^^

- No, właściwie to tak... ^^'

- No to widzisz... O, mi się sprało, a tobie, Ken-kun?

- Też...

- No to możemy wracać... ^^

Wrócili do sali, nie spotykają po drodze absolutnie nikogo. Najwyraźniej, rzadko się zdarzają fajtłapy, które nie dość, że komuś, to jeszcze sobie zafajdają czymś ubranie... >-<'

- Chmm, gdzie jest Xelli? O tam, widzę go... I Hisui'a też... No to cześć, miło było poznać...

- A, mnie również... I... Ariel-chan?

- Hai? O.O

- Arigatou... ^_^

- E??? Ale za co???

- Nie domyślasz się?

- Nie-e... =_=

- No to ci nie będę mówił, pa.

- Pa... Ale... Co to miało znaczyć??? - zastanawiała się, gdy się rozstali. - A zresztą, pewnie się już nigdy nie spotkamy... W sumie szkoda... =_='

Nie wiedziała wówczas, jak bardzo się pomyliła. Mieli się spotkać i to zupełnie szybko. Murata Ken-kun, jeden z bohaterów zajebistego shounen ai'a o wdzięcznej nazwie "Kyou Kara Maou", przybył na bal razem ze swoim przyjacielem Yuurim i jego "narzeczonym", Wolframem. Śliczny, jak z obrazka, blondynek Wolfik, zwracał na siebie uwagę większości żeńskiej części balu, co mu się absolutnie... nie podobało. Ale to pewnie dlatego, Ariel nie odważyła się do niego podejść i zagadać, bo ciągle był otoczony przez tłumy wielbicielek... Zresztą, ona była otoczona przez tłum wielbicieli... składający się z dwóch diabłów i jednego anioła, co jej starczało, aż nadto... (Kokuyo & Teti się nie wliczali ;)

A jeżeli chodzi o naszego małego znajomego...

- Co się stało, Murata? Tak nagle cię wywiało... - spytał kolegi Yuuri.

- A nic, fajtłapa ze mnie i tyle... A właściwie... Ale mi wstyd, wylać na taką ładną panienkę herbatę... I na siebie też, w dodatku... ^^'

- Ty to faktycznie jesteś gorsza fajtłapa, niż ten Henachoko... - Wolfram miał na myśli Yuuriego, którego zwykł nazywać "henachoko", czyli coś jak "mięczak, niezdara, fajtłapa".

- Taa, chyba tak... - potwierdził Ken, ale tak naprawdę... nie dlatego mu wstyd było. - "Nawet im się przyznać nie umiem, że... zrobiłem to specjalnie, he he... ^^' - pomyślał. - Tsukino Ariel-chan, ka? Nie pomyliłem się... To "TA" Tsukino Ariel, potężna śmiertelniczka, będącą w poprzednim życiu demonem, z rasy Akuma. A właściwie, w połowie Akumą, bo jej matka była człowiekiem, a ojciec demonem... Nie pamiętam, jak się nazywał, ale jest całkiem znaną personą w demonicznym światku."

W porzednim życiu Ken-kun był równie ważną personą w światku demonów. Dai Kenja-sama. Wielki Mędrzec, albo Wielki Filozof, jak kto woli. Ken pamięta wszystko ze swojego poprzedniego życia i może dlatego, spotkanie reinkarnacji księżycowej księżniczki jest dla niego tym samym, co spotkanie samej księżycowej księżniczki. A wydawałoby się, że nikt oprócz Aiona nie miał o tym zielonego pojęcia. Wieści szybko się rozchodzą, czy jak? ^_~

Obecnie, Dai Kenja-sama, spoczywa w ciele zwykłego, z deczka nieśmiałego chłopaka, Muraty Kena-kun, dlatego też, Ken-kun nie śmiał tak po prostu zaczepić gwiazdy wieczoru, jaką szybko stała się Ariel. Postanowił więc zrobić z siebie "troszkę większego fajtłapę niż był w rzeczywistości" (xD) i wtarabanić się na nią niby przypadkiem, wylewając herbatę na jej sukienkę. Oczywiście, wylanie tejże herbatki na siebie było jak najbardziej niezaplanowane... To tylko potwierdza, że z Kena taki sam henachoko, jak z Yuuri'ego... ;)

- Gdzie cię znowu wywiało?

- Ara, Xellos, a tyś w ogóle zauważył, że mnie nie było? Przecież cały czas jesteś zajęty z jakimiś kolegami... >-<'

- Cholera jasna, doskonale wiesz, że nie muszę cię widzieć, żeby wiedzieć, gdzie jesteś... A dopóki nie czuję wokół ciebie żadnych "złych wibracji", pozwalam ci chodzić, gdzie chcesz... Chyba nie chcesz, żebym cię uwiązał na smyczy?! - Xellos chyba "troszkę" się zdenerwował.

- Nie musisz się od razu wkurzać... Ja tylko jaja sobie z ciebie robię... ^_~

- A-chaaa, to całkiem zmienia postać rzeczy... A gówno, wcale nie zmienia! >_<'

- W każdym razie...

- W każdym razie... - ktoś przerwał jej wpól zdania. - Pożyczam Ariel-chan na chwilę!

- Eee??? - i tyle ją Xell widział.

Hisui przeciągnął Ariel-chan na stronę i zaczął jej coś szeptać.

- Że co?! - Xellos tylko tyle usłyszał, a że podsuchiwać nie chciał, mógł się tylko domyślać, o co może chodzić temu... pięknemu, potrafiącemu zaskoczyć Aniołowi. Hisui, w którymś momencie złożył ręce, jakby o coś prosił, a gdy w końcu kiwnęła, niezdecydowana... ryknął na całą salę...

- Proszę państwa, o to gwiazda wieczoru, Tsukino Ariel-chan, zdecydowała się dla nas... tak, specjalnie dla nas... WYSTĄPIĆ!!! ^_^

Światła reflektorów, sterowne przez Zardiego i Kokuya (na życzenie, oczywiście, Hisui'a ;), skierowane zostały na scenę, a po chwili na Ariel-chan.

- Eee... Wcale się nie zdecydowałam... =_=' - westchnęła Ariel.

- Co to ma znazyć?! - rzucił się Xellos.

- To, że chyba mam im coś zaśpiewać... =_='

- Ale z jakiej paki...??? >-<'

- A no z takiej...

- Jakiej???

- Że chyba nie umiem się oprzeć pięknym oczom Hisui'a... - uśmiechnęła się i mimo zdębiałej miny Xella, zrezygnowana poszła na scenę. Po drodze pomyślała, że i tak jest tu prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz, a z większością z tych "ludzi" pewnie nigdy więcej się nie spotka, więc... co jej tam ;)

- Ekhem, raz-dwa-trzy, próba mikrofonu... - zawsze chciała tak powiedzieć. - Dobry wieczór państwu... ^_^'' Zostałam poproszona przez pana Anioła Hisui'a o wystąpienie... a jako, że nie widzę żadnych sprzeciwów, wręcz przeciwnie... =_=' - komitet dopingujący w postaci Hisui'a i Zardiego zaczął się drzeć "Ariel-chan, Ariel-chan!" - Pozwolę sobie wykorzystać na moment waszą scenę i zabrać odrobinę waszego czasu... To znaczy, wcale mnie słuchać nie musicie... Możecie... (nawet zalecam...) kompletnie ignorować... ^_^' Może ktoś jednak zaprotestuje???

Ale, na szczęście (albo i nie, zależy jak dla kogo ;) nikt nie miał zamiaru protestować, a wręcz przeciwnie, parę innych osób dołączyło do krzyków Hisui'a i Zardiego, w tym... Kanzeon Bosatsu (mimo śmiertelnego spojrzenia ze strony Sanza ;), kapitan Aizen Sousuke (mimo kompletnie zbraniałego uśmiechu na twarzy Gina... xD xD) oraz nasz mały znajomy, Murata Ken-kun, mimo, że Wolfram gapił się na niego jak na idiotę i zaczął coś mamrotać, że co to się stało, żeby "hołotę" (czytaj: ludzi) dopuszczać na przyjęcia dla "elity" (czytaj: demonów)

- No dobrze, niech wam będzie... Muzykę zostawiam Srebrnemu... eee, znaczy, mojej magii... - poprawiła się, aby nie wydać od razu źródła jej mocy. - Więc może... Coś po angielsku, tak co by wszyscy rozumieli? ^_^

- "Jakoś nie wydaje mi się, aby tu wszyscy rozumieli angielski..." - pomyślał Xelli. - Ale chyba o to jej chodzi... Co innego mówi, co innego ma na myśli... Co za kanciara..." - śmiał się w duchu.

- I dedycate this bis to all those who are in the quest for impossible and who... cry when the birds die... A tak na poważnie... - tu wszyscy myśleli, że przejdzie na bardziej zrozumiały język, niestety... się zawiedli... ;) - I dedycate this song to all my present i future friends, who are on this party and specially to... world's best Mazoku, that is standing right in front of me...** - tutaj wzrok na Xella, który zbaraniał i w jednej chwili zalał się purpurą, choć nie wszyscy czaili, o czym ona mówi... ;)

- "I'll be waiting for someone who know what I need...

I'll be waiting 'till someone gives me what I need...

I need somenone who will give me little thrill...

I'll be waiting for someone who......."

Przepiękna ballada, jaką była "I'll be waiting" rozbrzmiała cichutko po całej sali, sprawiając, że każdego przeszły dreszcze, a po wyżej wymienionym refrenie rozległy się gromkie brawa i prawie wszyscy aż oniemieli ze zdziwienia.

- "I really want somebody

I really need somebody who could hold me tight

I really need somebody who gives a loving light

Give it on my neck, my neck

So maybe, so maybe I'm looking for a thrill

I wanna, yes I wanna, I wanna feel this thrill

I need, I wanna

I wanna feel this thrill

I... I... want it so!"

Kiedy przebrzmiały zwrotki i po raz kolejny nastąpił refren, cała sala słuchała już jak zaczarowana, nawet ci najbardziej zajęci goście oderwali się od swoich spraw. Sam Mazoku, na którym owa dedykacja zrobiła dosyć spore wrażenie, stał jak urzeczony i choć cierpiał męki słuchając jej muzyki, jednocześnie nie mógł oderwać od niej wzroku. W tym momencie tylko ona dla niego istniała, nie widział nawet Zardiego i Hisui'a, którzy coś tam do niego mówili. Po prostu, nie spodziewał się tego... Chciało mu się ryczeć... Tak, ryczeć i gdyby nie tłum ludzi dookoła pewnie rozpłakałby się jak dziecko. Nie jest już tym Mazoku, co kiedyś, potrafi płakać, czuć, cierpieć... nienawidzić i kochać, ale... i tak, płakać zdarza mu się bardzo rzadko. Większość osób zdawała się nie rozumieć słów piosenki, a przynajmniej nie dosłownie, bo jej muzyki spotęgowanej mocą Srebrnego po prostu nie da się nie zrozumieć, jednak, tylko Xellos zareagował aż tak... emocjonalnie, można nawet zaryzykować stwierdzenie, że po "ludzku". Słowa były zbędne, wiedział, że ona inaczej nie potrafi okazać swoich uczuć. Wszystko zawarła w tej piosence. Pierwszy raz Xellos poczuł, że naprawdę jest "kochany". I, że, choć sprawia mu to straszne cierpienie, on również kocha. W tym tkwił problem...

Xellos, zasłuchany w jej głos, zaczął wspominać wszystko, co do tej pory przeżyli. Sprawa z jego panią, Zellas Metalium, sprawa z Arisem i jego śmierć, sprawa z Fibrizem, Aionem i ceremonią. I przede wszystkim sprawa z nim samym, która ciągnie się właściwie do dziś. Mazoku, który teoretycznie nie powinien mieć uczuć. Mazoku, którego, teoretycznie, negatywne uczucia wzmacniają, a pozytywne... zabijają. Xellos był wyjątkiem, który cierpiał niewyobrażalne katusze przez pozytywne uczucia... które tliły się w NIM samym. Fakt, że uczucia Ariel również sprawiały mu ból, jednak, to, co go najbardziej bolało, to było jego własną "miłością", która ni stąd ni zowąd pojawiła się w jego "sercu". W związku z tym, nie raz powtarzał, że prędzej czy później ta "miłość" go zabije. Dlatego mieli tyle przejść, bo ani ona nie chciała, aby on przez nią cierpiał, ani on, żeby ona przez niego. Więc, jakim cudem, powiecie, teraz jest, jak jest? Ano tak wyszło... ;) Jedno bez drugiego żyć nie umiało i choć więcej się kłócili niż kochali, choć tak wiele jedno o drugiego łez wylało i jeszcze zapewne wyleje, pogodzili się z faktem, że stanowią zakazaną parę, człowieka oraz Mazoku i choćby mieli kiedyś zapłacić za to najsroższą z kar... oboje, wyrazili na to niemą zgodę.

- "I'll be waiting for someone who know what I need

I'll be waiting till someone gives me what I need

I need someone who will give me little thrill

I'll be waiting......"

Publiczność była zachwycona i wciąż domagała się bisów. Ariel zaśpiewała jeszcze kilka piosenek, a na koniec, jeszcze raz "I'll be waiting". Większość z obecnych na sali osób nigdy nie miała okazji posłuchać "ludzkich" piosenek, dlatego też, tak właśnie tłumaczyli sobie ich zainteresowanie jej śpiewem, jednak prawda tkwiła w tym tylko połowiczna. Ariel-tachi nazywali to "muzyczną magią". Jej głos docierał do ludzkich serc... (a raczej nie tylko do "ludzkich" ;) leczył je, goił rany, przepędzał smutek, cierpienie i strach. Moc jej głosu, w połączeniu z mocą Srebrnego, była kwintesencją wszystkiego, co dobre na świecie, potrafiła uzdrowić, oczyścić duszę i serce z wszelkiego zła, w związku z czym była postrachem na wszelkiego rodzaju demony... a przynajmniej tak być powinno. Ariel starała się nie wydzielać za dużo tej mocy, by przypadkiem nie skrzywdzić nikogo z demonicznej rasy, jednak nikomu z żadnej rasy zdawało się to nie przeszkadzać.

Xellos wiedział, że jej "śpiew" może zaszkodzić tylko naprawdę potężnym, nie znającym "dobra ani "uczuć", złym demonom, więc prawdopodobnie, nikomu na sali nic nie groziło. On chyba odczuwał ją najbardziej... zawsze tak było i chyba już będzie. Często-gęsto po połowie odprawianego przez Ariel koncertu znikał, w momencie, gdy wydzielana przez nią "energia" stawała się już dla niego nieznośna. I w tej chwili miał już ochotę zniknąć i zaszyć się gdzieś w najciemniejszym kącie jakiegoś "Hadesu", jednak... nie mógł tego zrobić. Już nie chodziło o to, że nie wypadało uciekać z przyjęcia, ale o to, że od dawna postawił sobie za cel przeciwstawianie się tej mocy. Właściwie to, Xellos powtarzał, że już się do niej przyzwyczaił i faktycznie, nie sprawiała mu ona takiego bólu, co na początku. Teoretycznie, pozytywna energia Ariel-chan i jej Srebrnego powinna go krzywdzić i vice versa, negatywna moc, tzw. Maryoku Xellosa, powinna krzywdzić Ariel-chan, jednak oni, przyzwyczaili się jeden do drugiego i można powiedzieć, że ich moce stały się jednym.

Poza tym, jest jeszcze jedna sprawa, mianowicie... ceremonia Aiona. Analizując wszystko jeszcze raz, dokładnie i dogłębnie, Xellos doszedł do wniosku, że najprawdopodobniej, ceremonia nie była do końca porażką. Fakt, że nie udało mu się zamienić jej w kompletnego Akumę, jednak... udało mu się wydobyć z Ariel jej skrywaną głęboko w duszy "demoniczną" moc.

Patrząc w przyszłość, to właśnie od ceremonii Aiona, Ariel-chan niesamowicie wzrosła na sile. Już wcześniej Srebrny dawał jej niewiarygodną moc, jednak, dopiero po ceremonii, mogła dokonywać coraz to większych "cudów". Nie będziemy się już nad nimi rozwodzić, ale, było nie było, ceremonia sprawiła, że Ariel-chan, a właściwie "jej moc" stała się "Hanyou", a właściwie "Hanmą", (Han=pół + skrót od "Akuma= "Han-ma", ewentualnie "Han-aku" ;) , jedynie jej ciało pozostało "czystej krwi" człowiekiem.


Epilog, czyli koniec ostateczny, 2!

Zanim przyjęcie się skończyło, zanim wszyscy się rozeszli do domów, a w trakcie, gdy Ariel-chan śpiewała "Eien no Melody" (w imieniu koleżanki Hino Rei-chan ;), Xellosowi wydało się w jedym momencie, że widzi kogoś znajomego. Nie pomylił się i po chwili ujrzał w drzwiach sali Aiona, który kiwał na niego. Xell, upewniwszy się, że Ariel nie zauważy, wykorzystał ten moment, by na chwilę oderwać od jej "przeklętej" mocy i podszedł do "teścia". Stanęli na moment w przejściu.

- Suteki... - powiedział Akuma. - Cudowna...

- Mówisz o piosence, czy o Ariel-chan? - zapytał specjalnie Mazoku.

- Chyba o jednym i o drugim... Ale... Nie... - chyba się nie umiał zdecydować. - Mówię o mojej cudownej córeczce... Aż dreszcze mnie przechodzą, czując jej moc.

- Nie sprawia ci bólu?

- Zauważ, drogi zięciu, że ja nie jestem Mazoku. Tylko wasza rasa ma jakieś uprzedzenia do pozytywnych uczuć. Różnica między nami, a wami jest taka, że wy teoretycznie jesteście "czystym złem", nie posiadacie ciał, "dobre" uczucia was rujnują, a "złe" budują.

- Nie chcę być niegrzeczny, Aion-san, ale dokonale o tym wiem... =_='

- Chcę ci tylko uświadomić, że nie na każdego demona jej moc będzie działała w sposób destruktywny. Chociaż najprawdopodobniej większość będzie czuła dyskomfort, raczej bólu im to nie sprawi. Jak na mój gust, wszystko zależy od osoby... Nie od rasy... - tutaj puścił mu oczko. - Może się przejdziemy? Widzę, że coś blady jesteś...

- Niedobrze mi się robi od twojej gęby, Aion-san... - odpowiedział z całkiem poważną miną Xellos. Aion spojrzał na niego i roześmiał się w głos.

- Rozumiem, że jej moc działa na ciebie "z deczka destruktywnie"... w ten sposób... ^_^

- Można tak powiedzieć... >-<'

- Przywyczaisz się...

Przeszli, więc, w milczeniu, długim korytarzem, wyszli z rezydencji i zaczęli krążyć ścieżką wokół niej.

- Właściwie to, już się przyzwyczaiłem... - przyznał Xellos.

- No i bardzo dobrze... Zresztą, za jakiś czas nie powinieneś czuć kompletnie nic... ^-~

- Czyżbyś... wiedział, o tym, o czym ja już wiem?

- Ara, już wiesz? Mnie uświadomił Fibrizo-kun... Naprawdę, nie wiem, co bym bez tego kurdupla zrobił... =_=' Widać, że przewyższa mnie o paręset lat... Ale mniejsza z tym, jeśli myślisz o tym samym to tak, masz rację. Ceremonia zakończyła się połowicznie sukcesem. Zaniedługo będziemy mieli Ariel-chan - w połowie demona, choć ona tego tak odczuwać nie będzie, inne rasy zaczną rozpoznawać w niej, bądź swojego wroga, bądź sojusznika. Zdaję sobie sprawę, że będzie to dla niej ciężkie. Dlatego tutaj przyszedłem, chciałem ci o tym powiedzieć, Xellosie.

- Ale ja już wiem, to co...?

- To przechodzę do drugiej części planu...

Xellos aż się zatrzymał w połowie kroku.

- Jakiego planu?

- Nie rób takiej miny, miałem tylko na myśli, że...

- Że?

- Poproszę cię o to, byś był wtedy przy niej.

- Wtedy, to znaczy kiedy?

- Powiedziałem przecież. Wtedy, kiedy będą dla niej ciężkie chwile. Wtedy, gdy ludzie zaczną się od niej odwracać, bo się okaże, że należy do "demonicznej" rasy. Wtedy, gdy będzie smutna, będzie płakała. I nie tylko zresztą, gdy będzie szczęśliwa również. Chcę byś zawsze był przy niej...

- To znaczy, że... To znaczy, że ty naprawdę... Akceptujesz mnie jako swojego zięcia?

- Przepraszam bardzo, ale jak cię nazwałem, "śledziem"? ^_^' Mnie się wydawało, że "drogim zięciem". Zresztą, nazywajmy to, jak chcemy. Ani ona, ani ty nazywać mnie "tatusiem" nie musicie. Najważniejsze, żebyś chronił moją córkę do końca swych dni. Ewentualnie, do końca jej dni.

- Nie wiadomo, ile ona będzie żyła, skoro jest pół Akumą, prawda?

- No nie wiadomo... Najprawdopodobniej tyle co zwykły człowiek... (Chyba, że Srebrny coś na to poradzi...) Ale, chyba nie zamierzasz żyć dłużej od niej, co?

- Najwyżej jedno stulecie... - uśmiechnął się Mazoku. - A potem umrę z tęsknoty... ^_^

- Mówisz to z taki uśmiechem, że aż trudno ci... - specjalnie zrobił pauzę. - ...nie uwierzyć. W każdym razie, dziękuję ci, Xellosie, że jesteś przy niej. Lepszego zięcia wymarzyć sobie nie mogłem.

- A ja lepszego teścia... Aion-san...

Aion spojrzał na niego, tym razem, seryjnie zdziwiony.

- Arigato gozaimasu... Aion-otousama... ^_^ Przynajmniej w tej historii nie ja tym "złym" byłem.

- Ej, co to miało znaczyć? - zaśmiał się Aion. - Wiem, że trochę nabroiłem, ale...

- Ale wszysko dobre, co się dobrze kończy... Tak?

Aion kiwnął głową.

- Zmykaj już, bo jeszcze zauważy, że cię nie ma... ;) I nie mów jej, że tu byłem.

- Znaczy, że nasze tajne porozumienie "syn-ojciec", ma pozostać... tajne? ^_^

- Dobra, dobra, spadaj już, synek, bo jeszcze się ''twój tatuś'' poryczy...

Xellos kiwnął i wrócił ścieżką do rezydencji. Tak naprawdę, obaj omal się nie poryczeli. Wiele to dla nich znaczyło... I dla Aiona to, że zyskał sobie serce zięcia, i dla Xellosa to, że... pierwszy raz w życiu "miał rodzinę"... ;)


Przyjęcie zakończyło się grubo po północy i ani jeden "kopciuszek" nie zwiał przed tym czasem ... tak, nawet Sanzo ;) Ariel i Xellos poznali jeszcze wiele osób, jednak spamiętać ich nie mogli, za to niektórzy zapamiętali ich bardzo dobrze. Parę osób, w tym Shinigami, obrali ich sobie za "cel", zarówno w tym negatywnym jak i pozytywnym sensie. Można powiedzieć, że to na tym przyjęciu rozpoczął się prolog do mającej w niedalekiej przyszłości rozegrać się "intrygi". Choć Ariel-tachi nie zauważyli, wśród gości był również słynny Youkai o imieniu Naraku, który zapoznawszy się z kapitanem Aizenem, zaczął wraz z nim, albo i osobno, knuć intrygę na skalę... "wymiarową." Ariel nawet nie zdawała sobie sprawy, że swoją obecnością na balu przyczyniła się do powstania w przyszłości "Wielkiej Trójcy", czyli przymierza "Naraku-Aizen-Orochimaru". Demon, bóg (śmierci, ale jednak bóg ;) oraz człowiek, lepszej kombinacji być nie mogło i choć trzy tak różne rasy, serca ich tak samo "złem" przepełnione.

Zbliżamy się już do końca tej historii. Opowieść o Wielkiej Trójcy wymaga jeszcze doszlifowania i przede wszystkim opisania, w kolejnej, piątej już części Ariel's Diary. Ale, ale, jeszcze się nie żegnajmy... Zapytacie pewnie co z Aionem, Fibrizem, wilczkami, Arisem i resztą naszej ferajny?

Wilki, odzyskawszy swój "Raj", wyraziły zgodę, aby posiadłość Fibriza, (nazwana "Zamkiem [Nieudanej] Ceremonii") pozostała i od tamtej pory odbywały się w niej "tajne schadzki" Fibriego i Aiona. Obaj zgodzili się, że zamek należy do jednego i drugiego i żaden nie będzie sobie rościł większych do niego praw, choć i tak najwięcej urzędował w nim Aion ;) W zamku tym nieraz jeszcze przyszło Ariel-chan-tachi przebywać, ponieważ nieraz sytuacja ich "zmusiła", by ponownie obcować z Aionem.

Pozostali wrócili do siebie, jednak, to wcale nie znaczy, że nigdy więcej się już nie zobaczyli. Shinobi, którzy zdążyli zżyć się z niektórymi członkami rodziny Souma i vice versa, nieraz jeszcze odwiedzali ich we "Fruits Baskecie". Również rodzinka Awayukich nieraz, nie dwa, nawiedzana była przez panów szermierzy i nie tylko. Choć początek znajmości Kenshina i Okity, ciekawym nie był, ta dwójka stała się wręcz nierozłączną parą. Od tamtej pory, Kenshin wiele czasu spędzał w doujou Shinsen Gumi, zapoznając się lepiej ze wszystkimi, uciekając do siebie głównie w momentach "przełomowych" dla swoich byłych przeciwników. Również Souji parę razy odwiedził rodzimy wymiar Kena, podziwiając i nie mogąc uwierzyć w spokój, który panował w tej erze. Żaden z nich już nie patrzył na to, że są wrogami. Jednej rzeczy tylko Kenshin scierpieć nie potrafił... tego, iż wiedział, że jego przyjaciel wkrótce umrze, a przynajmniej tak było z Okitą z jego wymiaru. Nie mógł mu tego powiedzieć, choćby dlatego, iż wiedział, że nie wszystko musi być tak samo w obu wymiarach, jednak, na wszelki wypadek, dbał o Okitę jak o najdroższy skarb oraz prowadzał go po lekarzach, po to by zapobiec, a raczej wyleczyć gruźlicę, na którą ten młody szermierz już cierpiał i na którą miał umrzeć. Wysiłki Kena nie okazały się próżne. Przyjaźń tej dwójki, bardziej niż lekarstwa, rozrastała się wciąż i wciąż i pomagała Okicie pokonać jego chorobę. Ariel-chan nieraz mówiła, że nigdy w życiu nie spodziewałaby się, że kiedykolwiek ujrzy przyjaźń między dwójką "takich "zaprzysiężonych wrogów.

Jeżeli chodzi o "przyjaźń" między innymi "zaprzysiężonymi wrogami" ;)

Między Ariel a jej ojcem... przepraszam, Aionem jeszcze wiele się wydarzyło. Dziewczyna za Chiny Ludowe (ani nawet za Japonię ;) nie chciała uznać "tej osoby za ojca". Aion, choć widział w niej odbicie jej matki i czasem różnie okazywał swą "macierzyńską" miłość, twierdził, że kocha ją tylko i wyłącznie jak córkę. I nie jako "reinkarnację córki" lecz właśnie jako córkę, Tsukino Ariel-chan. Chciała czy nie, podobało jej się to, czy nie, Ariel stała się córką jednego z najpotężniejszych demonów we wszechświecie wymiarów, choć starała się do tego nie przyznawać. Wiele z tego powodu "fajerbali" poleciało w stronę Xella, który, ni stąd ni zowąd, (a my chyba wiemy dlaczego ;) przestał chować do Aiona jakąkolwiek urazę i z dumą zaczął go nazywać "teściem" lub nawet "tatusiem". Zresztą, Aion nie był mu dłuższy i bardzo lubił swojego "zięciunia" ;) Prawdę mówiąc, ta dwójka dogadała się lepiej i prędzej, niż Ariel ze swoim "ojcem". Xellos nigdy nie wyjaśnił dlaczego, twierdził, że po prostu zaufał Aionowi, a i on obdarzył go bezgranicznym zaufaniem i na "wieczność" powierzył mu córkę. W którymś nawet momencie, Aion postawił swojego zięcia ponad córkę. Kiedy Ariel z Xellem się pokłócili, ale to tak na amen, że oboje przeryczeli parę dni, Aion stanąl po stronie Xellosa, a gdy ona w końcu przełamała się i poszła do jedynej osoby, która wiedziała, gdzie znajduje się jej kochany Mazoku, Aion kazał jej błagać na kolanach i przysiąc, że od tej pory będzie go nazywała "otousama". Innego wyjścia nie miała, jednak, czy dotrzymała słowa? Niekoniecznie ;) Jej duma i upór są czasem silniejsze i Aion już nic na to nie poradzi, że jego córeczka, zamiast "tatusiu", bezczelnie mówi na niego po prostu "Aion"... lub nawet jeszcze gorzej, typu... "ten łysy, zbolały dziad" ^__~'

No cóż, ale jak to z uporem bywa, nawet najbardziej upartego osła oswoić można (???), więc z czasem i serce Ariel topnieć poczęło. Nie mówię, że od razu, nie mówię, że szybko to nastąpiło, ani, że ona się do tego przyznawała... po prostu z czasem zaczęła akceptować to, kogo ma za ojca i nawet... zaczęło jej na nim zależeć. Zwłaszcza, że od tamtej pory, oprócz Xella, zawsze mogła liczyć na pomoc Aiona, choć on z początku udawał wielce obrażonego, że jego córeczka nie chce go uznać i dopiero później, przekonany życzliwością i dobrymi radami "zięciunia", przekonał się, iż to tylko... pozory, czysta gra z jej strony. A Ariel-chan doszło do wnisoku, że i tak jest człowiekiem "z krwi i kości", nawet jeżeli ma Akumę za ojca... ;)


- No i jak będzie, Ariel-chan? - spytał Xellos, patrząc na prawie gotowy "pamiętnik". - Kończymy ten rozdział, czy może jeszcze parę konkluzji? Pamiętaj, że nie możemy za dużo spojlerować apropos tego, co będzie w "Ariel's Diary 5", o ile w ogóle coś takiego powstanie.

- Wiem, wiem, Xellos, historia z Aizenem nawet się jeszcze nie zakończyła. W każdym razie, za konkluzję proponuję parę rzeczy... Dzięki Aionowi i jego głupiej ceremonii, zyskałam niezłą moc. Dużo ludzi z różnych wymiarów poznało się i zaprzyjaźniło. Do tego, Aris choć zginął w poprzedniej części, teraz został Aniołem Stróżem Ryuichiego. Właściwie to, wszystko skończyło się szczęśli.......

- Ariel-chan, RATUJ!!!!

- .....wie...... (Ja nic nie słyszałam.... =_=')

- Ariel-chan, nie udawaj, że nie słyszysz, to przecież... Yuuri! - kiwnął na niego Nuriko.

Ariel odwróciła się i spojrzała na młodego władcę demonów.

- No nie no, znowu?! Co to ja jestem policja, straż pożarna i karetka pogotowia w jednym?! - pytanie, właściwie zadane czytelnikom, pozostawimy bez odpowiedzi i na tym zakończymy... czwartą część Ariel' Diary.

Machając jeszcze na pożegnanie i wyśpiewując wielkie "ARIGATOU", żegnają się i kłaniają państwu... Tsukino Ariel-chan, on, czyli Xellos Metalium, Mazoku pierwszej klasy, oraz, "homo nie wiadomo", czyli przygłupawy duch i Anioł Stróż, grający tu komediową rolę pod postacią pewnego Strażnika Suzaku, Nurikiego.

Co do pozotałych bohaterów...

Aion uśmiecha się podejrzanie, zerkając na kolegę Fibriza.

Ryu-chan uśmiecha się... od ucha od ucha, uczepiony swojego kochanego Anioła Stóża, który innego wyjścia nie ma, i również się uśmiecha ;)

Reszcie damy spokój, ponieważ zajęci są swoimi własnymi sprawami w swoich własnych wymiarach, zapewne życzą sobie, aby dano im WRESZCIE święty spokój... ;) R.I.P. ... Rest in peace, my friends... Bo ten spokój nie wiecznie trwać będzie... ^_~

- Tak, nie wiecznie...

E?! Kto to powiedział!? Kto mi się wtrąca do narracji, 'kie licho?!

- Nie "kie licho", tylko Aizen-taichou... - odpowiedział Gin.

Aizen Sousuke, podziwiając czerwony płyn w swym kieliszku, powiedział...

- To dopiero początek... Nieprawdaż... Naraku-san?

- Hai... Aizen-san...


Koniec rozdziału dwudziestego szóstego, ostatniego...

Ariel's Diary, część czwarta:

"Paradise"

"Rakuen"

"Raj"

KONIEC

THE END


P.S.*Machając na pożegnanie, cytat z "Arigatou", drugiego endingu z "Kyou Kara Maou".

P.S.**Dedykuję tą piosenkę wszystkim moim teraźniejszym i przyszłym przyjaciołom, którzy są obecni na tym przyjęciu oraz... najlepszemu na świecie Mazoku, który właśnie stoi przede mną.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.