Opowiadanie
Senshi no Unmei: Pestilence
Rzeczy, które robisz w Tokyo, będąc martwym
Autor: | Samuel |
---|---|
Dodany: | 2005-08-23 01:16:25 |
Aktualizowany: | 2005-08-23 01:16:25 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
[date: 04062060 1.55AM]
Widzieliście kiedyś ekran telewizora, gasnący powoli w ciemnym pokoju? Ma taki ciemnoniebieski, przechodzący powoli w czerń, kolor. Mniej-więcej tego samego koloru było niebo nad tokijskim portem o drugiej w nocy, 4 czerwca 2060 roku. Pokryte ciężkimi chmurami, przez które nie przedostawał się nawet najmniejszy promień księżycowego światła, zdawało się być olbrzymim, stalowym kloszem, którym Bóg zasłonił przed światem największą w historii siedzibę zbrodni i występku. Umieszczone w najbardziej zanieczyszczonych miejscach olbrzymie turbiny, bez chwili przerwy wyrzucały w przestrzeń nad Tokyo chmury smogu i tlenków ołowiu - dzięki temu największy na świecie kompleks mieszkalny nie stał się jeszcze kostnicą dla trzydziestu pięciu milionów ludzi. Lecz mieszkańcy Tokyo zapłacili za swoje życie widokiem Księżyca i gwiazd... Czy warto było? Zależy kogo spytasz. Biznesmeni i arystokracja Tokyo skwapliwie przytakną - dla nich Księżyc zawsze był tylko niedochodową kopalnią deuteru i trytu. Co innego wyglądająca jak chłopak blondynka, pędząca na swym motocylu po Haneda Line drogi ekspresowej Shuto.
Ostre, rytmiczne brzmienie techno zagłuszało monotonny szum silnika. Haruka pochyliła się do przodu i dodała gazu. Mknęła już dobre sto kilometrów na godzinę. Najlepszy sposób na odreagowanie dnia - ruszyć przed siebie, zostawić z tyłu wszelkie problemy, stać się wiatrem... Lecz jedna
myśl nie dawała jej spokoju. Michiru. Zawiodła ją. Po tylu miesiącach walki poddała się pragnieniu, sięgnęła po strzykawkę i 60% roztwór endorfiny. I akurat w tej chwili słabości zobaczyła ją Michiru.
Nie. Nieważne. Odegnać to wspomnienie. Wrócić do domu, napić się herbaty, zasnąć w pustym łóżku... Michiru przeprowadziła się do Minako... Wytrzymać do rana bez dotyku jej miękkiego, ciepłego ciała... Nie. Najpierw do parku Shiba. W telewizji mówili coś o obławie... Pomóc policji w schwytaniu tego psychopaty?... Cóż, Sailor Uranus już od dawna nie pojawiała się w Tokyo.
Samurai, with bless of MAG & Kyoshiro
in association with This-Who-Sleeps-In-Pyjamas-With-Small-Pinky-Elephants
proudly present...
Senshi no Unmei: Pestilence, part #2
- Rzeczy, które robisz w Tokyo, będąc martwym. -
[date: 04062060 2.02AM]
Poruszyła lekko małym przełącznikiem na nadgarstku. Zepsuty karabinek z cichym szumem zagłębił się w przedramieniu, a metalowa imitacja skóry zamknęła nad nim. Naciągnęła rękawiczkę, ukrywając ślady zadrapań i zamyślona ruszyła zabłoconym chodnikiem, kopiąc przed sobą puszkę po Red Bullu. Implanty były jej integralną częścią - bioniczne przedramię z wbudowanym karabinkiem, sztuczne lewe oko i chip w rdzeniu kręgowym, uodparniający ją na większość chorób zakaźnych. W zasadzie każda z Sailor Senshi, oprócz Rei, nosiła w sobie jakiś ceramiczny mikroprocesor, lub jakaś część jej ciała została wymieniona na swój cybernetyczny odpowiednik. Najdalej posunęła się Ami, wymieniając po kawałku całe swe ciało. A wszystko zaczęło się od międzynarodowej afery dwadzieścia lat temu, gdy Komitet Trzeci ONZ oskarżył Cybervision, jedną z firm, które w owym czasie konstruowały cybernetyczne protezy kończyn, o sprzedawanie swych produktów zdrowym ludziom. Podobno było to niemoralne i nieetyczne. Sprawa ciągnęła się przez długie lata, robiąc darmową reklamę innym cybernetycznym koncernom. W końcu, w 2045 roku, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości zezwolił na wymianę zdrowych kończyn na cybernetyczne i na wszczepianie mikrochipów w mózg i rdzeń kręgowy. Oczywiście, zaraz jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać małe, nie do końca legalne, kliniki. Po długiej, burzliwej dyskusji (w zasadzie była to jedna, wielka kłótnia, ciągnąca się przez
parę tygodni), Sailor Senshi zdecydowały, że wszczepy mogą im pomóc w walce z przestępcami. Cóż... chyba nie był to najlepszy pomysł... Ale teraz Sailor Saturn miała na głowie znacznie poważniejszy problem, niż roztrząsanie, "co by było gdyby...".
Własna tożsamość to już nie taki szczegół jak chroniąca przed rozpoznaniem magia. Nie można tak po prostu zapomnieć, kim się jest. Co się stanie podczas następnej walki? Jeśli to rzeczywiście stres, lub nadmiar adrenaliny, powoduje zaniki pamięci... Trzeba będzie poprosić Ami o pomoc. Sama niczego nie wykombinujesz, Hotaru.
Gdzieś za rogiem zawyły syreny policyjne. Odruchowo przylgnęła do ściany budynku i zacisnęła rękę na kosie. Trzymając się cały czas muru, minęła zakręt i ostrożnie skierowała się w stronę trzech niebiesko-czarnych fordów głównej komendy Służb Porządkowych - jeden z nich dopiero podjechał. Jakiś mężczyzna w policyjnym mundurze wysiadł z niego i z uśmiechem wyciągnął z tylnego siedzenia skrzynkę piwa. Rozległy się okrzyki triumfu. A więc to tak wygląda obława na psychopatę zabijającego kobiety. Zapewne też będzie chciał się napić i wtedy go złapią. Podeszła bliżej. Coś ją ciągnęło do tego miejsca. Jakiś głos, szepczący w jej świadomości, że w parku Shiba znajdzie rozwiązanie swych problemów. Bezsensowne? Może.
Skulona przemknęła przez ciemną uliczkę i skryła się za jednym z samochodów. Po drugiej stronie forda policjanci pili piwo i opowiadali sobie wulgarne dowcipy. Bezszelestnie przeczołgała się pod osłoną samochodów aż do
linii drzew, uważajać, by cały czas pozostać w cieniu. Na szczęście służbiści mieli za zadanie nie wypuszczać nikogo z parku - co do wpuszczania to już inna sprawa. Przylgnęła plecami do drzewa i odetchnęła głeboko. Pokręciła z politowaniem głową nad partactwem policji i ostrożnie zaczęła zagłebiać się w park. Z oddali usłyszała jeszcze pijacką przyśpiewkę:
"Pragnąłbym mieć swojego klona, lecz żeby klon to była 'ona' -
zamiast Ygreka chromosom eX.
Bo gdybym czuł się sam i źle, a klon ten byłby klonem mnie,
miałaby w głowie tylko..."
Hmm... może jednak nie są aż tak głupi.
[date: 04062060 2.10AM]
- Dobrze, Yushiko. Widzimy cię... Skieruj się teraz w stronę Tokyo Tower... I pamiętaj, że masz wyglądać naturalnie.
- Zrozumiałam. Wyłączam się. - wyglądająca na jakieś dwadzieścia pięć lat, umalowana blondynka w krótkiej, obcisłej sukience skręciła w alejkę i powoli ruszyła w kierunku największej w Tokyo stacji przekaźnikowej.
- Cholera, stąd widać, że się trzęsie ze strachu. - Hiroshi ustawił ostrość w swoim noktowizorze i włączył zbliżenie. - Stawiam swój jutrzejszy lunch, że się nie pojawi.
- Przyjmuję. - zachichotał stojący obok niego niski rudzielec z pagonami porucznika na policyjnym mundurze. - Nie widzę, żeby się trzęsła. Za to nogi ma świetne.
- Zboczeniec. - palce Hiroshiego zatańczyły przy intercomie. - Kapitanie Batou, wszyscy na pozycjach. Pozostaje tylko czekać. W słuchawce rozległo się kilka zgrzytów i trzasków, a następnie coś zaczęło piszczeć jak dostrajane radio.
- Jesteśmy pod Tokyo Tower, Eiji-san... zakłócenia. -przedarł się przez piski basowy głos. - A skoro wszyscy są na swoich miejscach... nie wiem, wyjmijcie kanapki, zróbcie sobie piknik... cokolwiek, byście tylko byli w każdej chwili gotowi do akcji.
Hiroshi uśmiechnął się pod nosem. Osamu Batou miał zawsze liberalny stosunek do służby w policji.
- Zrozumiałem, kapitanie. Chłopaki, wyciągamy piwo. - wyłączył intercom i... wyciągnął z torby na pasie bułkę z szynką. Ugryzł kęs i z powrotem spojrzał na przechadzającą się po parku Yushiko.
- Powiedz mi, co taki genialny absolwent Wydziału Informatyki Uniwersytetu Tokyo jak ty robi w policji? - mruknął rudzielec.
- Ktoś musi naprawiać wasze cholerne, wciąż psujące się konsole. - odpowiedział. - Chronić dane poszukiwanych przestępców i konta grubych ryb Korporacji.
- Taki to problem?
- Żebyś wiedział. Szczególnie jeśli jakiś pokręcony honorowy prezes chce się o dziesiątej w nocy bawić w świętego Mikołaja. Wczoraj wieczorem Satomo Naeba przelał ze swojego konta pięć milionów dolarów na Fundusz Pomocy
Chorym na DX.
- Satomo Naeba? - rudzielec spuścił wzrok z nóg Yushiko i spojrzał zdumiony na Hiroshiego. - Niemożliwe. Przecież Naeba od prawie pół roku nalega na zarząd, by ograniczyli dotacje dla szpitali. Czyżby nagle wzięło go sumienie?
- Sam się zdziwiłem. Chciałem to sprawdzić, ale Batou wyciągnął mnie na akcję... - Hiroshi nacisnął jakiś przycisk na trzymanej w ręce konsolce i spojrzał wściekle na mrugającą, czerwoną lampkę. - I teraz muszę się pieprzyć z waszym przedpotopowym sprzętem. Znowu lagi na połączeniu ze sterowcami.
Pogroził pięścią dwóm czarnym, ledwo widocznym na tle granatowych chmur balonom.
- Macie zejść z wizji, palanty! - ryknął do słuchawki. Na konsolce coś zamigotało i pojawił się świecący na purpurowo napis:
[warning: excessive lags detected]
- Co jest? Znowu zakłócenia? - spytał porucznik.
- Nie... połączenie jest dobre... To ten ich rzęchowaty komputer nie przetwarza poleceń. - Hiroshi oderwał oczy od konsolki i rozejrzał po parku.
- Jeremy, gdzie Yushiko?
Rudzielec szarpnął głową i podniósł do oczu noktowizor.
- Nie wiem... pewnie skryła się za tamtymi drzewami... - urwał, słysząc krzyk przerażonej kobiety. - O, Boże...
- Tylko bez nazwisk. - Hiroshi wepchnął do ust ostatni kawałek bułki, przełknął szybko, naciskając na konsolce kilka klawiszy i krzyknął do intercoma. - Batou, słyszeliście to?! Odpowiedziały mu tylko piski.
- Cholera. Jeremy, łap za spluwę. Ruszamy. - wyszarpnął z kabury swoje uzi i wyskoczył z zarośli. Nie czekając na mocującego się z pistoletem Jeremy'ego ruszył w kierunku, skąd dobiegały krzyki. Minął zasłaniające pole walki drzewa i w biegu odbezpieczył broń. Przed nim, na trawie, leżała Yushiko. Miała poszarpane ubranie i nabiegłe krwią ślady pazurów na twarzy. Pochylający się nad nią mężczyzna w brudnej, wojskowej kurtce i starych, poplamionych spodniach, podniósł na niego swoje nabiegłe krwią, płonące szaleństwem oczy. Hiroshi głośno przełknął ślinę.
- Łapy w górę i nie ruszaj się, po...
- WORLD SHAKING!!! - jego krzyk został zagłuszony przez donośny alt ubranej w henshin blondynki. Jaskrawo-żółta kula energii z rykiem wściekłego demona przecięła powietrze, trafiając w plecy pochylającego się nad Yushiko człowieka i porywając go ze sobą dalej, w kierunku rozłożystego dębu. Mężczyzna wrzasnął z bólu i zdumienia, uderzył o pień drzewa i osunął się na ziemię. Kula zniknęła w błysku światła.
- O, do jasnej... - Hiroshi opuścił uzi i otworzył usta w niemym zdziwieniu. Co chwila przenosił wzrok z leżącego pod dębem, podejrzanego o sześć morderstw (a może siedem?.. Czy Yushiko tylko zemdlała, czy...) szaleńca, na stojącą jakieś dwadzieścia metrów na prawo dziewczynę w marynarskim mundurku (czy to jest ta poszukiwana przez Korporację Sailor
Neptune?) i z powrotem. W tym momencie dogonił go Jeremy.
- Eiji-san, co tu się dzieje? - zapytał, stając w mniej-więcej tej samej pozycji co informatyk.
- A żebym to ja, cholera, wiedział...
Mężczyzna powoli podniósł się na nogi, mrucząc coś do siebie, spojrzał na dziewczynę w henshinie i z piskiem rzucił do ucieczki.
- Słyszałeś, co mówił! - coś wyglądającego jak wielka lanca o zakrzywionym ostrzu, zawirowało w powietrzu. Mężczyzna krzyknął z bólu i chwycił się za rozcięty policzek. Spomiędzy jego palców pociekła krew. Zatoczył się do tyłu i spojrzał wściekle na dwudziestoletnią brunetkę w biało-granatowym sailor-fuku, trzymającą w ręku metalową kosę.
- Saturn, co ty tu robisz? - zdziwiła się blondynka. W tym momencie całą polanę oblało ostre światło halogenów sterowca, oślepiając Hiroshiego. Morderca odwrócił się i po chwili zniknął w najbliższych zaroślach.
- Stać! Tu Służby Porządkowe Korporacji! - rozległ się głos z megafonu.
- Czy was wszystkich popieprzyło?! - ryknął Hiroshi, jakby policjanci w sterowcu mogli go usłyszeć. - To nie one, pajace! TO TEN SUKINSYN!!!
Obydwie dziewczyny w mundurkach wyskoczyły wysoko w powietrze i zniknęły w zaroślach. Hiroshi usłyszał jeszcze wściekły głos blondynki.
- Cholera, musiał się chyba zapaść pod ziemię.
Hiroshi włączył intercom.
- Batou, jesteś tam?
- Do cholery, jasne, że jestem! - wściekły bas o mało nie rozwalił mu bębenków. - Raport z tego cyrku chcę mieć na wczoraj! Jeremy, każ przekopać każdy centymetr tego pieprzonego parku!
- Zrozumiałem. - mruknął Jeremy do swojego komunikatora, pochylając się nad nieprzytomną Yushiko. - Aha, kapitanie...
- Czego?!
- Będzie potrzebna karetka. Yushiko paskudnie oberwała.
Hiroshi wyłączył komunikator i spojrzał na zegarek. Druga piętnaście.
Wspaniały początek dnia.
[date: 04062060 4.50AM]
Udało mi się uciec. Nie dostali mnie, ale nie złożyłem ofiary. Mój Władca pragnie kolejnej duszy, a ja... A ja się boję. Ta dziewczyna w mundurze. Kobieta-żołnierz. Jak tamta ją nazwała? Saturn. Żołnierz Saturn. Wojownik Saturn. O, tak, tak. To odpowiednie imię. Zraniła mnie. Spijam swą własną krew, nie chcąc uronić ani kropli. To daje siłę. I moc. Wojownik Saturn - ona byłaby odpowiednia dla mojego władcy... Nie, nie! Nie wyjdę teraz na zewnątrz. Nie chcę. Niedługo wstanie słońce. Pójdę po nią jutro. Jutro, gdy słońce będzie już daleko. Ona mnie skrzywdziła. Ona i ta druga kobieta-żołnierz, z wielką mocą w Słowie. Kazała Ziemi zatrząść się i Ziemia jej posłuchała. Ale postaram się, Władco. Wyjdę na powierzchnię i zabiję dla ciebie. Jutro.
[date: 04062060 12.12AM]
W tych zaroślach musiało coś być. Wejście do kanałów, albo coś w tym stylu. Przecież nie mógł się tak po prostu rozpłynąć w powietrzu... Ale nie... Nawet ktoś tak szalony jak on nie odważyłby się zejść do kanałów bez straszaka na szczury. Za duże ryzyko zarażenia się DX1. A może on już jest chory? Nie... Zarażeni przez DX1 już po kilku dniach odczuwają silne bóle głowy, a ten morderca grasuje już od trzech miesięcy. Więc jak mógł uciec?
- Przepraszam za spóźnienie. Utknęłam w korku. - łagodny, kobiecy głos wyrwał Harukę z zamyślenia. Podniosła oczy z nad stygnącej kawy. Michiru uśmiechnęła się na powitanie i usiadła przy stoliku. Ubrana była w prostą, niebieską sukienkę, a włosy upięła z tyłu czerwoną wstążką.
- Michiru, ja...
- Czekaj. - uśmiechnęła się i machnęła ręką w stronę kelnera. - Więc... poproszę dwie kawy... Haruka, jaką chcesz? Haruka pokręciła głową. Jak Michiru mogła tak spokojnie zamawiać obiad? Jakby nic się nie stało...
- Z mlekiem. Dwie kostki cukru. - mruknęła.
- Słyszał pan... Dwie kostki cukru? Haruka, przecież utyjesz. - Michiru zganiła ją wzrokiem. Haruka wzruszyła ramionami. - Może jeszcze sashimi...
- Niestety, skończyły się. - przerwał kelner.
- W takim razie dwa razy mała pizza z serem i brokułami... tylko bez grzybów kikurage.
Kelner przyjął zamówienie, kiwnął głową i skierował się do baru.
- Teraz możesz zacząć. - głos Michiru był spokojny, choć przebijała w nim nutka rozgoryczenia. - Więc... dlaczego?
- Michiru... - Haruka położyła łokcie na stole i oparła głowę na dłoniach. - Przepraszam... nie spałam od trzydziestu godzin... Michiru, to nie jest tak, jak myślisz...
- Więc jak? Nigdy się nie dowiem, jeśli ty mi nie powiesz.
- Świat, w którym żyjemy, nie jest tym z początku wieku. A
osiemdziesięcioletnia dusza zamknięta w ciele młodej kobiety nie jest czymś normalnym... nawet przy dzisiejszej technice. W zasadzie każda z nas w jakiś sposób próbuje się odciąć... uciec od rzeczywistości. Rei zagłębia się w medytacje, Ami w internet, Hotaru szlaja się nocami po ulicach, zabijając każdego, kto ją zaczepi... Wiesz, co przytrafiło nam się dziś w nocy?...
Metalowa taca zadźwięczała w zetknięciu ze stolikiem, w powietrzu rozszedł się zapach kofeiny. Kelner z uśmiechem postawił przed nimi kawy.
- Pizza będzie za chwilę. - oznajmił. Haruka uśmiechnęła się słabo.
- Dziękuję. - Michiru kiwnęła głową. Kelner oddalił się, zabierając tacę.
- Mówimy o tobie, nie o Hotaru... To prawda, oddalamy się od siebie. Ale to nie jest usprawiedliwienie, by brać narkotyki.
- Wiem, wiem... Każdy może powiedzieć "Żyję w tym samym świecie i nie biorę narkotyków"... To takie łatwe dla kogoś, kto nigdy niczego nie zażywał.
- Bo to jest łatwe. Wiem o "głodzie". Wiem, co czują ludzie wychodzący z uzależnienia. Lecz jesteś człowiekiem, nie zwierzęciem. Zwierzę podąża za pragnieniami, idzie po trupach, by tylko osiągnąć to, co w danej chwili jest mu potrzebne. Człowiek potrafi spojrzeć dalej w przyszłość... Haruka, jeśli nie powiesz sobie teraz zdecydowanie "nie", nigdy już nie odrzucisz narkotyków. Będziesz pogardzała sobą za brak silnej woli, aż w końcu, pewnego dnia, podetniesz sobie żyły, lub przedawkujesz... I nie uśmiechaj
się w ten sposób, nie kręć głową. To prawda.
Kelner przyniósł pizze. Dwa pachnące serem i brokułami pomarańczowe krążki na tekturowych talerzykach powędrowały na stolik.
- Czy jeszcze coś? - powiedział. Haruka zgromiła go wzrokiem.
- Nie. Dziękujemy. - mruknęła. Kelner ukłonił się i ruszył w kierunku nowego klienta - jasnowłosego nastolatka w czarnych jean'sach i podkoszulku z reklamą Pepsi - proponując mu stolik. Chłopak stał pośrodku kawiarenki i
rozglądał dookoła, drapiąc po głowie. Na chwilę wzrok jego i Michiru spotkały się. Michiru rzuciła mu filuterny uśmiech. Chłopak też się uśmiechnął, machnął ręką, odganiając kelnera jak natrętną muchę i usiadł przy barze.
- Co?
- Co, 'co' ?
- Dlaczego spojrzałaś na niego w ten sposób? - mruknęła Haruka. Michiru zachichotała.
- Jesteś zwyczajnie zazdrosna... przecież to jeszcze dzieciak. - zmieszała się, wbiła widelec w pizzę i spróbowała zmienić temat. - Haruka, rzucenie nałogu naprawdę nie jest takie trudne.
- Gdy pierwszy raz wzięłam "dopalacz"... Wydawało mi się, że to pomoże w walce. Narkotyk zwiększał refleks, wytrzymałość i odporność na ból... To było takie wspaniałe. Mogłam wszystko. Potem... Każda następna dawka działała słabiej, trzeba było sięgać po coraz silniejsze środki. Gdy
wszczepiłam sobie chip zwiększający wydzielanie adrenaliny, myślałam, że to już koniec z dopingiem. Ale wszelkiego rodzaju "dopalacze" były wtedy produkowane na bazie heroiny. Nieświadomie uzależniłam się od niej. A później na czarnym rynku pojawiły się te wszystkie roztwory...
- Haruka...
Widelec z brzdękiem upadł na stolik. Haruka wlepiła wzrok w małą brokułę pośrodku pizzy. Podniosła widelec z powrotem i wbiła w nią zdecydowanym ruchem.
- Dobrze... Obiecuję, że to już się nie powtórzy.
- To za mało. - szepnęła Michiru. Haruka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Więc co mam zrobić?
- Przysięgnij... przysięgnij na nas. - Michiru położyła rękę na jej dłoni. Nagle Haruka uświadomiła sobie, że tej przysięgi nie odważy się złamać.
- Przysięgam. - opuściła wzrok.
Przez dłuższą chwilę jadły w milczeniu. W końcu Michiru odsunęła resztki swojej pizzy i wstała od stolika. Spojrzała na Harukę, napotykając jej pytające spojrzenie.
- Mam zajęcia w Mugen Gauken... Wiesz, jako instruktorka gry na skrzypcach. Wrócę późno. - uśmiechnęła się. - Myślę, że powinnaś iść do domu i się przespać.
- Nie będę mogła zasnąć.
- Spróbuj... Zapłacisz rachunek? - spytała. Haruka skinęła głową.
- Ty płaciłaś w zeszłym... miesiącu. - uśmiechnęła się ironicznie. - Chyba rzeczywiście zbyt rzadko wychodzimy razem.
Michiru machnęła ręką na pożegnanie, odwróciła się i skierowała do drzwi. Po drodze ona i chłopak w czarnych jean'sach wymienili przelotne spojrzenia.
Haruka przez chwilę jeszcze dopijała swoją kawę. Przywołała kelnera, zapłaciła rachunek i ruszyła w stronę chłopaka z zamiarem dogłębnego wyjaśnienia mu paru spraw.
[date: 04062060 3.21PM]
Ding, dong... długa chwila oczekiwania, odgłos powolnych kroków i cichy skrzyp uchylanych drzwi. Zza drzwi wyjrzała rozczochrana głowa i zaspanym wzrokiem obrzuciła stojącą na korytarzu blondynkę w białej bluzce i niebieskich ogrodniczkach z symbolami Wenus na kieszeniach.
- Czeeeeeść! Wiesz, Mamoru, wczoraj Usagi zostawiła tu taki moduł holo... "Diuna: The Challenge", czy jakoś tak... Jest teraz zajęta, więc wpadłam po niego. - Minako bezceremonialnie wpakowała się do przedpokoju. Ze zdziwieniem spojrzała na ubranego w piżamę Mamoru i zmarszczyła brwi.
- Śpisz o tej porze?
- Ach... tak... niezbyt dobrze się czuję... Boli mnie głowa... Chyba mam gorączkę... - mruknął, ruszając do dużego pokoju. Pochylił się nad stołem i zaczął odsuwać na boki książki i kable od konsoli. - To było gdzieś tutaj...
- Aaa... może powinieneś się położyć? Sama znajdę. - Minako podeszła do niego ostrożnie.
- Nie... Już mam... - podał jej małą czarną kasetkę z nabazgranym na wierzchniej stronie napisem w katakana. - A teraz...
Zachwiał się i upadł.
- Mamoru! - Minako chwyciła go za ramię i pomogła wstać. - Co się dzieje? Co ci się stało?!
- Muszę... - powoli, z pomocą Minako dotarł do sypialni. Usiadł na skraju łóżka i zamruczał niewyraźnie. - To tylko gorączka... Dziś rano... ugryzła mnie mysz... Ale to tylko gorączka...
Spojrzał na nią przekrwionymi, nieobecnymi oczami. Minako odsunęła się kilka kroków. DX. Bóle głowy, nadmierna senność, przekrwione oczy... - wszystko się zgadzało.
- Zostań tu. Nie ruszaj się. - powiedziała. - Pójdę po Ami... i po Usagi... i... i po resztę.
Odwróciła się i wybiegła z pokoju.
[date: 04062060 3.40PM]
- Usagi-chan! - krzyk Minako dobiegał z przedpokoju. Usagi leżała na podłodze swojego pokoju, a obok niej szumiała cicho czarna konsola. Usagi trzymała w rękach, połączoną z jednym z portów konsoli, kierownicę w kształcie sterów samolotu. Na jej oczach błyszczały w słabym świetle halogenówki wirtualne okulary. - Usagi-chan! Mamoru jest chory! Musimy iść!
Nie. Nie. Nie. Właśnie jechała w ogólnoplanetarnym wyścigu do okoła układu słonecznego. Była pierwsza, a do mety już niedaleko. Wzdłuż toru, statki kosmiczne z widzami na pokładach oddawały salwy honorowe. Pokazywana co chwila na ekranach jej myśliwca publiczność wyła z radości i skandowała jej imię. U-sa-gi! U-sa-gi! U-sa-gi!
- Usagi-chan!!! - drzwi otworzyły się z hukiem i zdyszana Minako wpadła do pokoju. Zwiększyła natężenie światła i stanęła w osłupieniu, patrząc na leżącą wśród komiksów i śmieci blondynkę. - Usagi-chan... co ty...
- Jestem najlepsza... hihi... najlepsza! - wymruczała Usagi, raczej do siebie, niż do koleżanki. Minako przyklękła, odsunęła na bok talerz z obiadem i odłączyła konsolę od prądu. Usagi krzyknęła z przerażeniem.
- Nie rób tak! - zerwała z oczu okulary i z wściekłością spojrzała na Minako. - Komputer może się zepsuć... Mogło mi się coś stać... jak tak robisz... - jej głos powoli załamywał się, stawał się skruszony i płaczliwy. - Proszę... włącz z powrotem...
Minako wstała. Odsunęła się parę kroków.
- Usagi-chan... Mamoru jest bardzo chory. To chyba DX. Ami już jest na dole, ubiera się. Idziemy do niego... Myślałam, że ty też pójdziesz.
Usagi podniosła na nią zdziwiony wzrok.
- Co takiego? Mamo-chan?... Nie... Ja... - przewróciła się na bok i ręką przyciągnęła do siebie konsolę. Chwyciła kabel i zaczęła go dopasowywać do wejścia zasilacza. - Ja... ja chcę zagrać... Byłam pierwsza, rozumiesz... byłam pierwsza!
- Jestem gotowa, dziewczyny. Chodźcie. - z przedpokoju dobiegł je głos Ami.
- Usagi-chan nie idzie. - powiedziała Minako na tyle głośno, by Ami mogła ją słyszeć. Zdumiony wzrok trzymała cały czas utkwiony w Usagi.
- Jak to, nie idzie... - stukot butów na schodach. Po chwili Ami, w czerwonej bluzie i krótkich, jean'sowych spodenkach, pojawiła się w drzwiach. - Co się dzieje?
- Jest zajęta... jak widzisz. - Minako chwyciła ją za ramię i wyprowadziła na korytarz.
- Minako-chan... - szepnęła Usagi. Minako obróciła się z nadzieją w oczach.
- Tak? Jednak chcesz iść?
- Minako-chan, ty... - Usagi pokręciła głową. - Poszłaś do Mamoru po "Diunę"... Masz ją?
- Tak, oczywiście. - głos Minako był zimny jak lód. Wyciągnęła z kieszeni czarną kasetkę i rzuciła koleżance. - Dobrej zabawy.
[date: 04062060 3.49PM]
- Cholera. Gdy Batou mówił o raporcie, myślałem, że żartuje. - Hiroshi podniósł głowę z nad kubka kawy i spojrzał na częściowo zasłonięty gęstymi kłębami pary monitor. - Zawsze miał takie lekkie podejście do służby... Olać go. Ważne, że skończyłem.
Stuknął palcem w czerwony klawisz na konsoli i odchrząknął. Na ciekłokrystalicznym ekranie komputera pojawiła się migająca ikona menadżera poleceń.
- Send file to... ech, cholera...
[x01B2/warning: command inrecognize - repeat]
Hiroshi wystukał kilka poleceń na klawiaturze konsoli i wśród zwojów kabli odszukał małą, połyskującą chromem wtyczkę. Włożył ją w gniazdo sieciowe w prawej skroni i rozparł na fotelu.
[send raport.doc to <same>/Batou.dsk]
[x0011/file sended; ready]
Hiroshi westchnął z ulgą. Tak było znacznie szybciej.
- No to sprawdźmy Naebę. - mruknął.
[find lastconnection - Naeba_Satomo to
<same>/Kurotsuki_Corporation/Finances.dmn]
[... pass access]
[access Eiji_Hiroshi from <same>/Tokyo_PD/Admin.dmn; pass BatArn_Toshinden]
[... access correct]
[x116F/lastconnection Naeba_Satomo: 03062060 9.44PM,
<same>/Finances.dmnNaeba.dsk]
[details {guarantees} AND {'gamma'}]
[... access sufficient; {guarantees} AND {'gamma'}: OK. codes from
Intranet: Kurotsuki_Corporation_Hq]
- I tu twój błąd, skubańcu. - uśmiechnął się Hiroshi. - Naeba ma dwa rodzaje kodów, jedne z autonomicznego palmtopa, drugie z intranetu Korporacji. Od lat już nie używał tych ostatnich...
[open <same>/Naeba.dskiography.doc]
- Aaa... sprawdźmy jeszcze to... - na ekranie zaczęla pojawiać się długa lista danych o viceprezesie Korporacji. Wszystkie ważniejsze daty, kariera zawodowa, informacje o rodzinie... nawet o jego psie była dziesięcioliniowa notka. Korporacja bardzo dokładnie sprawdzała swoich pracowników. - Co za kretynowi chciało się to pisać?... A, zresztą.
Hiroshi zamyślił się. Rodzaj przelewu przywodził na myśl jakiegoś zafascynowanego "walką o miłość i sprawiedliwość" hackera, choć sprawa mogła być dużo bardziej poważna. Pięć milionów dolarów...
[find lasttransfers - Naeba_Satomo]
[... access sufficient]
[x1133/- 23052060 8.12PM, from <same>/Finances.dmnHideyoshi.dsk: 20.000$]
[x1134/- 03052060 1.23PM, from <same>/W&W_Chemicalies/Detail_Trade/Admin.dmn?: ?]
[x1135/- 03062060 9.44PM, to <same>/DX_Fundation/Helpfinances.dsk: 5.000.000$]
Wzrok Hiroshi'ego przykuła druga linijka. Nieznany nadawca, nieznana suma przekazu... co to miało, u diabła, znaczyć? W&W Chemicalies specjalizował się w produkcji leków i środków uśmierzających ból. Przynajmniej formalnie. Kilka miesięcy temu Fundacja Pomocy Chorym na DX imienia Księżnej Diany i Humanpride - zgrupowanie kilkuset osób, stawiających sobie za cel zniszczenie produkcji narkotyków na świecie, oskarżyły firmę o sprzedaż roztworów endorfiny. Żadnych dowodów, jedynie kilka marnych poszlak. Na pytania dziennikarzy, adwokaci współpracującej z W&W Korporacji odpowiadali rozbrajającymi, ironicznymi uśmiechami. Sprawę szybko wyciszono... A jeśli to prawda? Czy Satomo Naeba rzeczywiście pomagał produkującemu endorfinę W&W i brał za to łapówki?
[details: x1134]
[... pass access]
[access Eiji_Hiroshi from <same>/Tokyo_PD/Admin.dmn; pass BatArn_Toshinden]
[... access insufficient]
- Że niby, jasna cholera, co?! Przecież jestem adminem tego pieprzonego serwera!
[!access Eiji_Hiroshi from <same>/Tokyo_PD/Admin.dmn; pass BatArn_Toshinden]
[... access insufficient]
Hiroshi wymruczał kilka niecenzuralnych słów i oparł łokciami o konsolę. W porządku. Jakaś cholera zablokowała dostęp do pliku administratorowi serwera. Teorytycznie mógł zrobić to tylko Denga Hideyoshi - Prezes Korporacji, ale kto tam wie tych popieprzeńców z Zarządu. Hideyoshi mógł
dać Naebie większy access i nie powiadomić o tym administratora. Wolno mu było. W zasadzie, wszystko było wolno temu skubańcowi. Tylko po co się wpieprza w jakieś ciemne interesy z W&W?! OK., tak czy inaczej, trzeba wracać do roboty. Myśl, człowieku. Jak hacker mógł dostać się do Intranetu Korporacji? Musiał mieć dostęp do konsol z nim połączonych. Najprościej było się dostać przez sieć bankową, więc wystarczyłoby sprawdzić połączenia z intranetem Korporacji w ciągu ostanich... sześciu miesięcy. Ostrożności nigdy za wiele.
[find everyconnection (01012060 0.00AM - 03062060 9.44PM) {from allBanknet:
Kurotsuki_Corporation to Intranet: Kurotsuki_Corporation} AND
{download Naeba_Satomo: codes}]
To potrwa. Może nawet dwie, trzy godziny. Połączeń było pewnie kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset milionów z banków na całym świecie. Mógł zawęzić pole poszukiwań, ale to by zwiększyło możliwość przegapienia włamania. Pozostało więc czekać. I zaparzyć sobie następny kubek kawy.
[date: 04062060 4.13PM]
- DX1, bez dwóch zdań. - oświadczyła Ami wstając z krzesła. Bez słowa ominęła stojącą pośrodku pokoju Minako i poszła do łazienki.
- Ale... przecież wirus powinien rozwijać się o wiele wolniej... - wykrztusiła Minako, nie odrywając wzroku od leżącego na łóżku, rozgorączkowanego Mamoru.
- Tak. Nigdy jeszcze choroba nie posuwała się tak szybko. - głos Ami zagłuszył szum wody z odkręconego kranu. - Nawet najbardziej intensywne przypadki. Zwykły DX1 spowodowałby tak wielkie rozregulowanie temperatury ciała po dwóch, trzech tygodniach. DX2 dopiero po kilkunastu miesiącach.
Prawdopodobnie to jakiś nowy szczep, choć nie wiem, po co wirus miałby tak szybko zabijać nosiciela. W ten sposób uniemożliwia sobie przeniesienie się na inną osobę.
Minako przypomniała sobie wykłady, emitowane w telewizji po pierwszej fali epidemii. DX odkrył peruwiański medyk - Damien Xavier i to od jego inicjałów wzięła się popularna nazwa wirusa. Medycy nazwali go fag T64. Występował w dwóch odmianach. DX1 był przenoszony przez szczury, znacznie
wytrzymalsze na chorobę od ludzi. W organiźmie człowieka rozwijał się w ciągu czterech - pięciu tygodni. DX2 był słabszą, jeśli chodzi o szybkość działania, ale bardziej trwałą odmianą. Zarażał wyłącznie ludzi, przede wszystkim narkomanów. Obydwa szczepy roznosiły się wyłącznie przez krew i drogą kropelkową, lecz DX2 działał wolniej, pozwalając nosicielowi zarazić jeszcze wiele osób, z którymi miał bezpośredni kontakt. Obydwa były nieuleczalne i obydwa powodowały śmierć w olbrzymich męczarniach. Początkowe migreny przeradzały się w jednostajny, pulsujący ból głowy. Temperatura ciała zaczynała się gwałtownie wachać, nawet o 5 stopni Celcjusza w czasie dwóch godzin. Pojawiały się zaburzenia w pracy przysadki mózgowej i produkcji hormonów...
- Mamoru nie ma wszczepionego gniazda sieciowego, lecz w jego microchipie sterującym przepływem adrenaliny we krwi jest zapisany algorytm interfejsu siatkówkowego. - Ami wyszła z łazienki, podniosła ze stojącego pod ścianą stolika czarną, błyszczącą torbę i wyciągnęła z niej palmtopa, oraz zwój kabli. Widząc pytające spojrzenie Minako mruknęła. - Mam na nim zainstalowany kompiler poleceń. Będę musiała zniszczyć jedną z wtyczek światłowodowych, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, uda mi się opóźnić rozwój choroby.
- Co chcesz zrobić?...
- Spróbuję połączyć się z microchipem Mamoru i przejąć kontrolę nad jego produkcją hormonów. - gwałtownym szarpnięciem urwała zakończenie jednego z przewodów. - To będzie go trochę bolało, ale nie ma innego wyjścia.
- Wiem... Ami...
- Tak?
- Zastanawiam się... Popatrz na rozpad naszej grupy... Mamoru umiera, a tylko my dwie jesteśmy z nim w tych chwilach... Co się stało z Sailor Senshi? Czasami czuję taką dziwną pustkę w sercu. Jakby część mnie już dawno temu umarła, a ja tego nie zauważyłam... Jakby Sailor Senshi zostały zabite.
- Jeśli czujesz tą pustkę, znaczy, że jeszcze nie zapomniałaś kim jesteśmy. - mruknęła Ami. - Nadal jesteś Sailor Senshi, choć na świecie nie ma już miłości, o którą mogłybyśmy walczyć, a sprawiedliwość jest tylko dla bogatych. Każda z nas próbuje bronić dobra na własny sposób. Czasami rozumiejąc pojęcie "dobra" zupełnie opacznie. Ten świat się zmienia, Minako... A my musimy się do niego dostosować.
----------------------------------------------------------------------------
Samurai of SMD, october '97
(samchan@poczta.onet.pl)
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.