Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Senshi no Unmei: Pestilence

"And nothing else matters"

Autor:Samuel
Dodany:2005-08-23 19:06:25
Aktualizowany:2005-08-23 19:06:25


Poprzedni rozdział

[date: 04062060 8.31PM]

Otworzył oczy i zobaczył gwiazdę. Błyszczała jasno biało-niebieskim światłem przykuwając jego wzrok. Poczuł, że unosi się w powietrzu. Dookoła roztaczał się kosmos - miriady gwiazd i galaktyk, o których istnieniu już prawie zapomniał, żyjąc w zakurzonym i spowitym chmurami Tokyo. Dziwne. Mógł oddychać, poruszać się, przeszywający jego skronie ból rozpłynął się. W zasadzie, nigdy jeszcze nie czuł się tak dobrze jak teraz. Nagle pod swoimi stopami zobaczył srebrzysty most. Pojawił się nagle, choć Mamoru miał wrażenie, że most był tu od zawsze, ukryty przed jego wzrokiem. Stanął na nim i spojrzał w dół. Teraz dopiero zauważył, że jest nagi. Chociaż... nie odczuwał braku ubrania. Jakby nagość była w tym dziwnym miejscu (bo jak inaczej nazwać coś, co nie powinno istnieć?) naturalna.

Światło gwiazdy przygasło. Mamoru odwrócił się gwałtownie, czując, że ktoś mu się przygląda. Kilka metrów od niego stała na moście zakapturzona postać. Spod przepastnego rękawa szarej, zakonnej szaty wysunęła się dłoń. Nakreśliła w powietrzu jakiś znak - linie ognia, pozostawione przez wskazujący palec, paliły się przez chwilę, po czym zniknęły w błysku światła, a przed oczami Mamoru pojawił się obraz Usagi. Była w swej uskrzydlonej postaci, ręce miała złożone na piersiach, oczy zapatrzone smutno w dal. Mamoru spojrzał pytająco na zakonnika. Mnich powoli pokręcił głową.

- Dla jednego z was nie ma już ratunku.

Samurai, with bless of MAG & Kyoshiro

in association with This-Who-Sleeps-In-Pyjamas-With-Small-Pinky-Elephants

proudly present...

Senshi no Unmei: Pestilence, part 4

- "And nothing else matters" -

[date: 04062060 8.33PM]

Zmęczone, przyśpieszone oddechy i chlupot rozbryzgiwanej, brudnej wody. Cisza. Znowu chlupot, odgłos butów uderzających o kamienistą nawierzchnię i cisza. I przerywany sapnięciami, zmęczony dziewczęcy głos.

Rei oparła ręce na kolanach. Buty, nogi i spódniczkę miała ochlapaną śmierdzącą środkami chemicznymi i odchodami szczurów wodą. Podobnie stojąca za nią, ciężko oddychająca Usagi i wciąż lustrująca okolicę Haruka. Stały pod ścianą, w szerokim kanale ściekowym, przebiegającym przez sam środek parku Shiba. Ten system ściekowy, wybudowany jeszcze w drugiej połowie XX wieku, został zamknięty w roku 2041 z powodu możliwości zawalenia się stropu. W latach 2041-2043 park Shiba był zamknięty dla zwiedzających. W maju 2043, pod naporem ministerstwa turystyki park otwarto na powrót, lecz wiele miejsc zostało oznakowanych jako niebezpieczne i grożące osunięciem się ziemi. Stara instalacja stała się doskonałym miejscem zamieszkania dla szczurów, stąd rozprzestrzeniły się po całym Tokyo. Co kilka miesięcy przeprowadzano deratyzację kanałów - do wody dodawano cyjanek, podkładano trutki (używanie gazu zostało zabronione, z powodu przedostających się na powierzchnię oparów), lecz efekty były znikome. Szczury powracały. Później pojawił się wirus DX. Początkowo setki, a później tysiące i dziesiątki tysięcy zamieszkujących podmiejskie kanały gryzoni zarażało się tą nikomu wcześniej nie znaną chorobą. W ich ciałach wirus działał wielokrotnie wolniej niż w ciałach ludzi. Ugryzienia przez szczury stały się drugim, po narkotykach, powodem epidemii DX w Tokyo.

- Haruka-san, jesteś pewna, że on tu jest?

- Musi. - mruknęła Haruka, sprawdzając trzymaną w dłoni uzi KK-21 - potężny pistolet maszynowy na pociski typu high-velocity, którego ze zwykłą uzi łączyła tylko nazwa.

- Ale przecież... - wysapała Usagi. - ... ta część kanałów została już dawno zamknięta... Pełno tu szczurów, a wszystko grozi zawaleniem.

- On tu jest. - głos Haruki nie znosił sprzeciwu. - Widziałam jak zaciągnął ją do kanału.

- Ale przecież tu żyje pełno szczurów zarażonych DX! - pwtórzyła Usagi.

Haruka wzruszyła ramionami. Jeszcze raz spojrzała na KK-21 i... czy tam, w cieniu, coś się poruszyło? Odwróciła się gwałtownie, podnosząc latarkę i zobaczyła biegnący ludzki kształt. Wystrzeliła kilkakrotnie - pociski ze świstem odbiły się od kamiennych ścian tunelu. Kształt przyśpieszył. Poruszał się przygarbiony, prawie na czworakach, roztapiając się w szlamie pokrywającym nawierzchnię kanału.

- Za nim! - krzyknęła, ruszając w pościg. Po chwili usłyszała za swoimi plecami zmęczone oddechy Rei i Usagi. Z trudem dotrzymywały jej kroku.

Ścigany potężnym susem przeskoczył przez ściek płynący ślamazarnie środkiem tunelu. Wśród mieszkańców Tokyo krążyły nawet mity o olbrzymim podziemnym jeziorze, do którego spływała woda z kanałów. Naukowcy kręcili z politowaniem głowami, ale prawdą było, że wody w ściekach systematycznie ubywało z niewiadomego powodu. Mężczyzna wylądował po przeciwnej stronie, skręcił w jeden z mniejszych kanałów, które w tym miejscu łączyły się z głównym i rozpłynął w mroku. Haruka przebiegła przez sięgającą kostek, śmierdzącą wodę ściekową i przystanęła, dysząc ciężko. Chlupot wody za nią świadczył, że Usagi i Rei również dobiegły na miejsce.

- FLAME SNIPER! - krzyknęła Rei. Haruka ledwo zdążyła uchylić się przed przecinającą powietrze ognistą strzałą. Płomień rozświetlił wnętrze wąskiego tunelu, pokrytego głęboką na prawie pół metra, brudną wodą.

- I po co to było? - spytała Haruka, obracając się do koleżanek. Rei wzruszyła ramionami.

- Myślałam, że jeśli... on biegnie tym kanałem... - wciągnęła powietrze w płuca, próbując uspokoić rozszalały oddech. - To go trafię...

Nagle za Haruką rozległ się głośny plusk. Obracając się, kątem oka zauważyła wstającą ze szlamu ludzką postać o wykrzywionej wściekłością twarzy. Rei krzyknęła mimowolnie - to tą twarz widziała w płomieniach podczas medytacji. Lecz co mogło znaczyć??? Postać odepchnęła Harukę i z dzikim rykiem rzuciła się na zasłaniającą wylot kanału Usagi. Dziewczyna pisnęła ze strachu, cofając się o krok. Uderzona w twarz przez szaleńca, poślizgnęła się na mokrej powierzchni, obróciła się i upadła do przodu. Przetoczyła się po kamieniach, spadła do głównego ścieku, twarzą w dół, i straciła przytomność. Haruka podniosła swój KK-21, strzelając za uciekającym szaleńcem. Nic.

Rei z krzykiem wskoczyła do ścieku, odwróciła Usagi na plecy i zaczęła wyciągać z brudnej wody.

- Haruka... nie stój tak... pomóż mi... - wydyszała. - Usagi-chan, obudź się. Usagi-chan!!!

[date: 04062060 8.40PM]

Minako obróciła w dłoni szklankę, patrząc jak mała, żółta pastylka odbija się od ścianki i w akompaniamencie dziesiątek pękających bąbelków rozpływa po powierzchni. Woda nabrała cytrynowego koloru, a po chwili Minako miała przed sobą pełnowartościowy produkt PepsiCo. - "Mirinda-in-tablets". Upiła łyk i spojrzała smutno na rzucającego się na łóżku, rozgorączkowanego Mamoru. Do prawej gałki ocznej miał przylepione małymi paskami chirurgicznej taśmy rozpuszczalnej dwa światłowody. Zakończenia przewodów dotykały źrenicy Mamoru, przekazując w każdej sekundzie tysiące niezauważalnie słabych błysków światła jego nerwom ocznym. Dzięki temu, miniprocesor w mózgu Mamoru, sterujący wydzielaniem adrenaliny, mógł przejąć kontrolę nad produkcją wszystkich hormonów. Tak przynajmniej mówiła Ami. Na ekranie jej konsoli co chwila zmieniały się liczby wskazujące przekroczenie, lub spadek poniżej normy procentowej zawartości hormonów we krwi. Ami co chwila naciskała kilka klawiszy i oznaczone trzyliterowymi skrótami liczby wracały w pobliże wartości 100,0000%. Dla Minako bardziej przypominało to grę komputerową niż walkę o życie człowieka, ale to w końcu Ami była mózgiem grupy. Minako opanowało poczucie bezsilności. Im dłużej tak siedziała na krześle, popijając Mirindę i patrząc na Mamoru, tym bardziej czuła, że nie jest tu potrzebna. Ale co mogła zrobić? Ami zabroniła jej wezwać pogotowie - z powodu dziwnego rodzaju "nieśmiertelności", któremu podlegał Mamoru i Sailor Senshi, zachodziły pewne anomalie w pracy ich mózgów. W zasadzie nic poważnego - niektóre części lewej półkuli mózgowej wydzielały więcej ciepła niż powinny. Przysadka mózgowa i tarczyca działały sprawniej niż u zwykłych ludzi w ich (biologicznym) wieku. Zmiany te nie miały żadnego wpływu na codzienne życie, lecz lekarze z pewnością by się nimi zainteresowali. Tym bardziej, że nikt jeszcze wyprodukował implantu, który wspomagałby pracę tarczycy. Ktoś dociekliwy mógłby spojrzeć do akt, rozejrzeć się po Sieci i odkryć, że grupa dwudziestoletnich dziewczyn, mieszkających w willi w Minato-ku, tak na prawdę ma czterokrotnie więcej lat, niż na to wygląda.

- Nie!... - wycharczał nagle Mamoru. Ami podniosła głowę z nad konsoli.

Minako obrzuciła zaskoczonym wzrokiem chorego, potem pytające spojrzenie zwróciła na koleżankę. Ami wzruszyła ramionami.

- Nie... - Mamoru przewrócił się na posłaniu. - Zostaw ją w spokoju... Zostaw... Jeśli musisz, weź mnie...

Otworzył oczy i obrócił głowę w stronę Ami i Minako. Uśmiechnął się łagodnie.

- Już dobrze... wszystko będzie dobrze... - wyszeptał i powoli zamknął oczy. Ostatni raz.

[date: 04062060 8.46PM]

Z ust Usagi popłynął cienki strumyczek brudnej wody. Podniosła głowę i zaniosła się kaszlem. Leżała na kamiennej nawierzchni kanału, cały jej strój był brudny, ociekał ściekowym szlamem i śmierdział. Ale czego innego można się było spodziewać po upadku w zatęchłą, błotnistą wodę ściekową.

- Nie ruszaj się, Usagi-chan. Wszystko będzie dobrze. - usłyszała nad sobą głos Rei.

- On też tak powiedział... - wyszeptała.

- Kto?

Zamrugała powiekami i napotkała zdziwione spojrzenie Sailor Mars. Uranus stała obok, wciąż lustrując okolicę z pistoletem w dłoni.

- Mamo-chan... - wyjaśniła. - Był tam... na moście... On i jakiś mężczyzna w habicie, z kapturem na głowie... Powiedział... Mamo-chan powiedział temu mnichowi, żeby mnie zostawił w spokoju... Żeby wziął jego... A-ale ja nie wiem, co to miało znaczyć.

- Cicho... - Rei przyciągnęła ją do siebie. Usagi wtuliła twarz w krucze włosy koleżanki i zapłakała cicho. - Mamo-chan na pewno nic nie jest. Ami i Minako są przy nim. Na pewno wyzdrowieje.

- Usagi, możesz chodzić? - odezwała się Haruka.

- Tak... Myślę, że nic mi nie jest...

- Więc lepiej ruszajmy. - Haruka podeszła do niej i pomogła wstać. - Mam przeczucie, że to już blisko.

[date: 04062060 8.52PM]

jest mi tak dobrze... ciepło... dookoła pustka i cisza... zwinięta w kłębek unoszę się w przestrzeni... nie chcę opuszczać tego miejsca... tu jest tak wspaniale... hotaru... dziwnie znajomy głos przyzywa mnie... hotaru... otwieram oczy i widzę ją... zza jej pleców coś błyszczy niesamowicie jasnym światłem... jej twarz ukryta w cieniu... białogranatowy henshin... krucze włosy do ramion... kosa śmierci u jej boku... i błyszczące zimnym ogniem oczy... mróżę oczy i pytam... kim jestes... czego chcesz... jestem tobą... odpowiada... twym odbiciem w lustrze... jestem wojowniczką o miłość i sprawiedliwość... uśmiecham się smutno i przerywam jej... nie ma już miłości na świecie... ależ jest... odpowiada i patrzy mi głęboko w oczy... musisz tylko spojrzeć w ludzkie serca... w swoje serce... to nieprawda... mówię i zasłaniam oczy ręką... to coś za jej plecami błyszczy coraz bardziej... co to jest... pytam... odchodzę tam... odpowiada i uśmiecha się do mnie... teraz widzę jej twarz... swoją twarz... czemu... pytam zdziwiona... bo ty mnie już nie chcesz... nie chcesz być sailor senshi... nie chcesz też być hotaru tomoe... chcesz być sobą... co... nie mogę zrozumieć jej słów... o czym mówisz... ja odchodzę... lecz jest ktoś inny... on się tobą zaopiekuje... ruchem głowy wskazuje inną postać... stoi daleko... prawie niewidoczna w blasku... kim jestes... pytam... nie odpowiada... a dziewczyna w białogranatowym henshinie uśmiecha się ponownie i znika... ta druga postać zbliża się do mnie i pyta kim jestem... kim jestem... dziwię się...

jestem hotaru tomoe... sailor saturn...

jestem hotaru tomoe...

jestem...

[date: 04062060 8.56PM]

Poczuła kwaśny smak krwi w ustach i otworzyła oczy. Pierwszą rzeczą, którą ujrzała, była jej brudna, pomięta sukienka i kamienna posadzka. Nagle poczuła olbrzymi ból w związanych na plecach nadgarstkach. Spróbowała poruszyć palcami rąk - ścierpnięte, dawały o sobie znać przejmującymi igiełkami bólu, przy każdym zetknięciu z powierzchnią kanału i ścianą, tuż za jej plecami.

- Obudziłaś się wreszcie, Wojownik Saturn. - rozległ się chrapliwy, niewyraźny głos. Podniosła głowę. Kilka metrów przed nią przykucnął na posadzce ludzki kształt. Nie mogła dostrzec jej dokładnie - cały tunel rozświetlała jedynie słaba lampa halogenowa, mrugająca pod sufitem - jakieś dwadzieścia metrów na prawo od Hotaru. Zamrugała powiekami, zmuszając oczy do przeniknięcia mroku. Po chwili dostrzegła wykrzywioną, brudną twarz i przekrwione, rozbiegane oczy szaleńca. - Bardzo dobrze, bardzo dobrze.

Wyprostowała się i oparła o ścianę. Była zimna, brudna i mokra, ale lepsze to, niż siedzieć z głową między kolanami. Między dłońmi wyczuła ostry kawałek rozbitej cegły. Więc jednak Bóg istnieje. Oparła lewy nadgarstek o ostrą krawędź i zaczęła powoli pocierać o nią więzy. Lecz sznur był twardy. Przemoczony nie rozmiękł, lecz stał się śliski i jeszcze trudniejszy do rozerwania.

- Ty jesteś... tym mordercą... - wyszeptała. - Szaleniec...

- Ja? - zdziwił się. Jego głos zmienił się nagle. Stał się pewny, zniknęły gdzieś pochrząkiwania i ciągły chichot. - Jeśli ja jestem szalony, to co możesz powiedzieć o sobie? Twój świat się wali. Ściany, które kiedyś były twym ukochanym domem stają się więzieniem, ograniczającymi cię, naciskającymi ze wszystkich stron murami. Dostrzegasz bezsens życia i wszechobecną pustkę, z której składa się twoja rzeczywistość. Najlepszy przyjaciel staje się najgorszym wrogiem. Nie dlatego, że ci się przeciwstawia i wykorzystuje. To byłoby jeszcze do zniesienia. On po prostu nie chce cię zrozumieć, a to przecież takie proste. Wystarczy, że spojrzysz wstecz, Saturn, na całą głupią wegetację, którą tyle lat nazywałaś życiem. Spojrzeć, splunąć z obrzydzeniem i unieść się ponad to. Ale ty nie masz skrzydeł, by poszybować. Masz tylko ręce splamione krwią. Swoją krwią. Zabiłaś sama siebie próbując dostosować się do społeczeństwa, mordując swoją wyobraźnię, depcząc chęć przygody i podrzynając gardło swemu sumieniu. Powiedz mi Saturn, kto jest większym mordercą - ja, czy ty?

- Jesteś chory...

- Nie, Saturn. Jestem jedynym zdrowym w tym chorym mieście.

Zaprzestała prób przecięcia więzów.

<To nic nie da. Może, gdybym zaatakowała go nie używając rąk... Nie... To nie jest jakiś głupi film karate. Jest silny. Lepiej nie ryzykować...>

<Zaufaj mi, kimkolwiek jesteś.> - nieznana myśl przeszyła jej świadomość.

Jak to "kimkolwiek jestem"?... Jestem Hotaru... nie... jestem...

Nagle zrozumiała, że nie wie kim jest. Jej przerażona świadomość odsunęła się na bok, pozostawiając ciało Hotaru Tomoe w kontroli swojego "sublokatora". Poczuła jak jednym, szybkim ruchem rozrywa więzy i rzuca się na szaleńca.

- Potwór! - krzyknęła. Mężczyzna wrzasnął zdumiony. Zdołał odbić pierwsze, skierowane na szczękę, uderzenie, lecz drugie było już nie do zatrzymania: Hotaru wykonała obrót i czubkiem buta zadała cios w żołądek. Zwinął się, chwytając za brzuch i jęcząc z bólu. Kopnięcie w odsłoniętą głowę powaliło go na ziemię.

- Nie przewidziałeś tego, prawda? - usłyszała własny głos i zdziwiła się jego nienaturalnym brzmieniem. Obróciła na plecy drżący, przerażony wywłok człowieka, chwyciła za brudny kołnierz kurtki i spojrzała głęboko w jego przekrwione, rozbiegane oczy.

- Wiem, że jeszcze tam jesteś... - mruknęła. Po jej ciele zaczęły przeskakiwać iskry energii, jakby skupiona w nim moc zniszczenia chciała wydostać się na zewnątrz. Ze stropu małymi okruszkami zaczął się sypać tynk. - Popatrz na mnie!

- Właaadcooo!!!

- Stul pysk! - przerwał mu gardłowy, niski głos. - To ciało posiada olbrzymi potencjał energii. Ona sama, słaba, rzucana sprzecznościami istota, nie potrafiła go właściwie wykorzystywać i kontrolować. Ja potrafię.

<Potencjał? O czym on mówi? Przecież ja...>

<Zaufaj mi.> - podobno jeśli ktoś wypowie to zdanie, natychmiast trzeba sprawdzić, czy nie ma ukrytej broni. Lecz spokojny, niski głos "sublokatora" jej umysłu mimo wszystko dodawał Hotaru otuchy.

- Popatrz na mnie! - krzyknęła. Czerwone oczka zatrzymały się i spotkały się ze wzrokiem Hotaru. Z krtani mordercy wyrwał się ryk przerażenia. To, co zobaczył w tamtej chwili w oczach Hotaru, prawdopodobnie do końca życia nie będzie mógł pojąć. Cokolwiek by to nie było, spowodowało że seryjny zabójca, postrach dzielnicy Minato, stracił przytomność.

<A teraz uciekaj.>

<Wytłumacz mi... Ja... Ja nic nie rozumiem... Nie pamiętam nawet kim jestem... Co się dzieje?...>

<Na wszystko przyjdzie czas. Za chwilę odzyskasz kontrolę nad swym ciałem. Biegnij w prawo. Za drugim rozwidleniem powinna być studzienka kanałowa. Uciekaj.>

[date: 04062060 9.12PM]

Hiroshi rozparł się wygodnie na krześle, zaplótł dłonie na karku i spojrzał beznamiętnym wzrokiem na leżące przed nim wycinki gazet i wydruki komputera. Kilkanaście minut temu jedna z tak zwanych "Sailor Senshi", wysoka dziewczyna o brązowych, związanych w koński ogon włosach przytargała z pokoju na piętrze cały stos albumów, gazet i kości pamięci, dotyczących wcześniejszej "działalności" Sailor Senshi i powiązań skorumpowanych urzędników Korporacji. O Sailor Senshi słyszał już wcześniej - grupa nastolatek walczących ze złem pod koniec XX wieku. Prawda, wtedy w Tokyo działy się różne dziwne rzeczy. Ale to było ponad pół wieku temu, a nawet najlepsze operacje chirurgiczne nie mogłyby zamienić osiemdziesięcioletniej staruszki w młodą, seksowną dziewczynę o włosach w bliżej nieokreślonym zielono-niebieskim kolorze, która przed chwilą podała mu trzecią z rzędu kawę. Kupy się to wszystko nie trzymało. Sprawa korupcji w Kurotsuki Corporation była już bardziej jasna. W zasadzie tak prosta, że sam się na głos roześmiał nad własną głupotą, gdy spojrzał na wydruki komputera. Wszystkie większe przelewy na konto Satomo Naeby, lub Dengi Hideyoshiego przychodziły w kilka dni po umorzaniu przez prawników Korporacji kolejnych procesów przeciwko karcelom narkotykowym. To samo tyczyło się co do "przeoczonego" gdzieś w wojennym zamęcie przemytu dwustu F-118 Mirage dla powstańców kurdyjskich. Podobnie jak przemyty broni na Kubie, dla demokratów walczących z komunistycznym rządem i w RPA, dla obu stron. Do tego dochodziły operacje prowadzone bezpośrednio przez Kurotsuki - produkcja nielegalnych implantów, zwiększających wydzielanie endorfiny i wpływanie na wyniki ostatnich dwóch wyborów parlamentarnych. Ale tego ostatniego się domyślał - nikt normalny nie głosowałby na konserwatystów, chyba że miałby interes w utrzymaniu monopolu w produkcji podzespołów komputerowych.

- Powiesz coś wreszcie? - odezwała się Michiru, siadając na kanapie, po drugiej stronie stołu. Hiroshi uśmiechnął się. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu minut udało mu się przejść z nią na "ty" i był teraz bardzo dumny ze swojego "talentu podrywacza".

- Interesujące. Bardzo interesujące. - pokiwał głową z uśmiechem. - Powiedzmy, że tymczasowo wykreślę twoje poczynania z raportu.

Michiru rozpromieniła się.

- Świetnie. - upiła łyk herbaty i poczekała, aż Mako przyniesie z kuchni ciastka. - Hiroshi... Mówiłeś, że obejmujesz wysokie stanowisko w Służbach Porządkowych Korporacji...

Makoto usiadła na kanapie i spojrzała na Hiroshiego w taki sposób, że mimowolnie spuścił wzrok.

<Dokładnie w ten sposób zachowuje się moja siostra, gdy rzuci ją chłopak.> - pomyślał.

- ... Skoro sprzeciwiasz się korupcji, może moglibyśmy jakoś połączyć siły? - kontynuowała Michiru.

A więc nadeszła chwila, by przejść do bardziej bezpośredniej formy podrywania.

- Może omówilibyśmy to przy wspólnej kolacji? Powiedzmy jutro, w New Takanawa Prince Hotel? - spytał bez ogródek.

- Hiroshi... ja mam już kogoś.

- Cóż, szkoda... - zmartwił się. To mógł być problem. I to poważny.

- Ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, z chęcią przyjmę zaproszenie.

Chyba jednak inny chłopak to nie taki wielki problem. W ogóle nie ma problemu. Tak. Nie. To znaczy...

- A więc jesteśmy umówieni. Przyjadę po ciebie o siódmej. - powiedział, wstając. Od niechcenia spojrzał na zegarek. - O, cho... Późno już. Lepiej pójdę.

- Mam nadzieję, że do restauracji ubierzesz się stosowniej. - uśmiechnęła się ironicznie, spoglądając na jego dres.

- A, to... oczywiście. - rzucił niepewne spojrzenie na swoje ubranie.

Przeszedł do przedpokoju, zdjął kurtkę z wieszaka i zaczął zakładać buty.

- Więc, do jutra.

- Do jutra. - Michiru otworzyła mu drzwi. Hiroshi machnął jeszcze ręką na pożegnanie i ruszył do samochodu.

- Masz zamiar iść z nim na randkę? - spytała Mako, wychodząc z pokoju. - Dość szybko się wycofał.

- Jesteś zbyt podejrzliwa, Mako-chan.

W tym momencie zadzwonił wideofon. Makoto szybko włączyła ekran i odruchowo spytała.

- Kto mówi? - nawyk, jeszcze z czasów poprzednika wideofonu, starej, dobrej telefonii komórkowej.

Na wyświetlaczu pojawiła się smutna twarz Minako.

- Gdzie jest Usagi? - spytała roztrzęsiona.

- Nie wiem. Spróbuj wywołać komunikator. - Mako wzruszyła ramionami. - Minako-chan, co się stało?

- Ami próbowała podtrzymać jeszcze tętno... Myśleliśmy, że uda się go uratować... Ale nic się nie dało zrobić... - jej głos się załamał.

- Minako-chan, uspokój się. - Michiru podeszła do wideofonu. - Daj Ami. I weź kilka głębokich oddechów.

Na ekranie pojawiła się twarz Ami Mizuno. Patrzyła smutno na koleżankę, po raz pierwszy od lat nie wiedząc, jak ująć w słowa to, co miała powiedzieć.

- Mamoru-san nie żyje. Bardzo ostry przypadek zarażenia DX1. Śmierć kliniczna nastąpiła o ósmej czterdzieści pięć. Biologiczna, trzy minuty temu.

[date: 04062060 9.33PM]

Ciemny kształt o przekrwionych, prawie świecących czerwienią, oczach wyskoczył z mroku naprzeciw Rei. Nie zdążyła się uchylić - coś zahaczyło o jej rękę, a chwilę później poczuła rwący ból w przedramieniu. Przerażony światłem latarek i stukotem butów szczur, z piskiem uciekł z powrotem w ciemność.

- Ugryzł mnie! - krzyknęła. Haruka obejrzała się na nią, dysząc ciężko.

- Szczur? Świetnie... - mruknęła. - Usagi, potrzebna jest opaska uciskowa... Masz apteczkę, prawda?

Usagi skinęła głową. Podeszła do Rei i z torby na pasie wyciągnęła kawałek bandaża.

- Daj rękę. - powiedziała cicho.

- Sama to lepiej zrobię. Daj bandaż. - rzuciła Rei.

- Wiem co robię! Daj rękę!

- Nie ma czasu na kłótnie! - Haruka odwróciła się i rozejrzała po tunelu.

Zza zakrętu sączyło się nieuchwytne prawie dla oka, migoczące światło. Zepsuta lampa halogenowa... To znaczy, że ktoś tu był. Ostrożnie przesunęła się w kierunku światła, trzymając broń w pogotowiu.

Rei w końcu wyciągnęła rękę i pozwoliła Usagi obandażować ją. Bezklamrowa opaska sama zacisnęła się na przedramieniu. Rei machnęła ręką, pokazując Usagi, że nic się nie stało, uśmiechnęła się słabo i ruszyła za Haruką.

- Stójcie. - mruknęła Haruka. Wyskoczyła zza zakrętu, z KK-21 przygotowanym do strzału i znieruchomiała. Na ziemi, w dwudziestocentymetrowej głębokości ściekowej wodzie leżała brudna, łysa postać w poszarpanej, wojskowej kurtce i urwanych na wysokości kolan spodniach. Postać otaczało kilkadziesiąt wielkich, szarych szczurów. Słysząc stukot butów, gryzonie podniosły łebki i spojrzały na Harukę czerwonymi oczkami. Nie bały się.

- Nie chcecie uciekać? Więc gińcie. - seria z KK-21 zamieniła kilka szczurów w bezkształtną, krwawą masę. Reszta piszcząc rzuciła się do ucieczki. Zatrzymały się jednak kilka metrów dalej. Haruka kopnęła w ich kierunku jednego ze szczurzych trupów. Z radosnym, wręcz ekstatycznym piskiem rzuciły się na martwego pobratymcę.

- Boże... co one robią? - Usagi wstrząsnął dreszcz obrzydzenia. Wraz z Rei wyszły zza zakrętu i zbliżyły się do nieruchomej postaci. - On nie żyje?

Haruka pochyliła się nad mężczyzną. Nagle jej słuchawka zaczęła odbierać trzaski i szumy. Ktoś próbuje się połączyć... Eh, w pobliżu Tokyo Tower zawsze były zakłócenia.

- Oddycha. - wstała i wycelowała pistolet w głowę szaleńca. - Ale już niedługo.

- Haruka? (trzkkkkk) Haruka, sły...sz mnie? - usłyszała głos Ami.

- Odbió... est do...y, ale m... (trzkkk) ...yć zak...cenia.

- Słyszę cię. - mruknęła do komunikatora, odbezpieczając broń.

- Nie! - krzyknęła Usagi odpychając jej rękę. Wystrzelony pocisk odbił się od ściany i rykoszetem uderzył w grupę szczurów. Rozpierzchły się, piszcząc ze zdenerwowaniem, by po chwili wrócić do pożerania szczątków. Haruka spojrzała na Usagi z wściekłością.

- Co znowu?

- Posłuchaj... Jeśli te szczury nie zaraziły go wirusem, to znaczy, że jest w jakiś sposób uodporniony, prawda?

- No... chyba tak.

- Więc gdyby zawieść go do szpitala, lekarze mogliby znaleźć to coś i zrobić szczepionkę!

Usagi sama zdziwiła się swoją przenikliwością. Haruka popatrzyła na nią ze zdumieniem.

- I... i możnaby uratować wielu ludzi! Mamoru by wyzdrowiał...

- Usa...i-chan (trzkkkk) - głos Ami rozległ się również w słuchawkach Usagi i Rei. - Wła...e Mamo...an...

- Tak?

- Usagi-chan. Mamoru... Ma...ru-san... On... (trzkkkk) umarł (trzkkkk).

- Ami-chan, powtórz! - krzyknęła Usagi do słuchawki. - Nie słyszałam cię!

- Mamo... nie żyje. Nie ...ało nam s... go ura...wać...

Usagi spojrzała z przestrachem na Harukę. Po chwili obróciła się w stronę Rei. W jej oczach pojawiły się łzy.

- To niemożliwe... Rei-chan, powiedz, że to nieprawda...

Rei smutno skinęła głową.

[date: 04062060 10.45PM]

Denga Hideyoshi odruchowo zerknął na zegarek i aż sam się zdziwił ile już czasu spędził w biurze. Był w kiepskim humorze - zebranie akcjonariuszy przeciągnęło się do późnej nocy, a wszystko wskazywało na to, że zakończy się dopiero około pierwszej. A wszystko z powodu człowieka, który dziś wieczorem, dokładnie o ósmej, wykupił kolejne 22% udziałów Korporacji Kurotsuki, stając się w ten sposób jej prawnym właścicielem. I nikt nawet nie wiedział, kim jest Kyo Shiro - pojawił się w Tokyo kilka miesięcy temu, z ośmiocyfrowym kontem w jakimś szwajcarskim banku i... to wszystko. Żadnej przeszłości, kontaktów... nic. Jak dotąd nie był nawet na żadnym zebraniu zarządu firmy.

- Ogłaszam piętnastominutową przerwę. - mruknął Hideyoshi. Po sali przeszło westchnienie ulgi. Zebranie toczyło się już od trzech godzin bez nawet chwili przerwy na kawę.

Hideyoshi wstał z krzesła - wielkiego fotela przysługującego właścicielowi Korporacji - i ruszył w kierunku barku.

<To już pewnie ostatni raz, jak siedzę w tym fotelu.> - pomyślał z sentymentem. I nie mylił się.

- Hideyoshi-san? - spytał ktoś uprzejmie. Hideyoshi odwrócił się i zmarszczył brwi. Wysoki, ubrany w garnitur Armaniego europejczyk z grzywą kasztanowych włosów, opadającą na czoło, nie przypominał mu żadnego ze swoich współpracowników.

- Tak. A pan jest...

- Kyo Shiro. Nowy właściciel tego interesu. - mężczyzna z uśmiechem podał mu swoją wizytówkę.

- Oh. - Hideyoshi przełknął ślinę. Gaijin miałby być Prezesem Korporacji Kurotsuki, monopolisty na japońskim rynku komputerowym? To się w głowie nie mieści. - Dzień dobry panu.

- Mam nadzieję, że przedstawi mnie pan swoim kolegom po zakończeniu przerwy.

- Ależ... oczywiście. - Hideyoshi ruchem ręki przywołał starszego japończyka o ostrych rysach twarzy i siateczce zmarszczek pod oczami. - To pan Satomo Naeba. Naeba-san, to jest pan Kyo Shiro, nowy Prezes Korporacji.

Naeba skłonił się z uśmiechem. Kyo jakoś nie mógł dojrzeć w tym miłym staruszku wampira, żerującego na wszelkich ludzkich tragediach, od wojen poczynając, a na narkotykach kończąc.

- Naeba-san jest vicedyrektorem Korporacji Kurotsuki. Zajmuje się... ekhem... dyplomacją. - Hideyoshi odchrząknął, dając znać jaki rodzaj dyplomacji ma na myśli. - Mam nadzieję, że będzie się wam dobrze współpracowało... Ja odsłużyłem już swoje. Skoro pan przejmuje Kurotsuki, pozwalam sobie odejść na emeryturę.

- Ach, tak! - uśmiechnął się Kyo. - Słyszałem o zaręczynach pańskiej córki. Składam najszczersze gratulacje.

- Dziękuję... Oczywiście, zapraszam pana na ślub.

- Hideyoshi-sama... - rozległ się gdzieś z boku cichy głos. Trzy postacie zgromiły wzrokiem niskiego rudzielca ze skoroszytem wydruków komputerowych w rękach. Rudzielec zachowywał się dokładnie tak, jak zachowywałby się prosty chłop na zamku królewskim. Skłonił głowę i spytał potulnie.

- Przepraszam, lecz który z panów to Hideyoshi-sama?

- Sprawa zawodowa? - spytał Kyo.

- W zasadzie tak... to bardzo ważne...

Kyo położył rudzielcowi rękę na ramieniu i odprowadził kilka kroków od dwóch pozostałych mężczyzn.

- Nazywam się Kyo Shiro. Jestem nowym Prezesem Korporacji Kurotsuki. - podał mu wizytówkę. - Wszelkie sprawy służbowe należy od dzisiaj kierować do mnie.

Rudzielec zmieszał się.

- Miałem olbrzymie trudności w dostaniu się tutaj... Chciałem dostarczyć to osobiście...

- Proszę przejść do rzeczy.

Rudzielec podał Kyo skoroszyt i odchrząknął.

- Tu są wszystkie dane dotyczące Sailor Neptune. Długo nad tym pracowałem i dowiedziałem się w końcu kim ona jest. Mam wystarczające dowody, by ją oskarżyć.

Kyo z uśmiechem oddał mu skoroszyt. A widząc zaskoczoną minę rudzielca szybko dodał.

- To nie będzie nam potrzebne. Sailor Neptune to bzdury, panie... Jak się pan nazywa?

- Jeremy Smith

- Panie Smith. Najprawdopodobniej pod tym kryptonimem ukrywa się całe ugrupowanie terrorystyczne. Niemożliwe, by była to jedna osoba.

- Ale... to jeszcze nie wszystko...

- Nieważne, panie Smith. Może być pan pewien, że za swoją pracę dostanie pan stosowne wynagrodzenie. - powiedział Kyo, uśmiechając się tajemniczo. Choć, gdyby ktoś mu się dokładnie przyjrzał w tej chwili, dostrzegłby, że uśmiech był raczej sadystyczny. - Dziękuję panu.

Nie dopuszczając do odpowiedzi odwrócił się i podszedł do stojącego samotnie Satomo Naeba.

- Mam przeprosić w imieniu Hideyoshi-sama. Wezwały go ważne sprawy rodzinne... Rozmawia przez wideofon. - wyjaśnił Naeba. Kyo skinął głową.

- Naeba-san... Zbliżają się wybory.

- Tak? - Naeba wyprostował się, przypominając sobie o swoich powinnościach względem przełożonego.

- Głosowałbym na liberałów... A co pan o tym myśli?

[date: 30062060 6.15PM]

- Mówię ci, Jurij... hihihi... przejdziemy do historii! - siedzący na przeciw Jurija punk beknął głośno i rąbnął głową o blat stołu. - Będą o nas pi... pisać, chciałem powiedzieć.

Jurij uśmiechnął się lekko, obracając w ręce szklankę z piwem.

- Caaaałe Shinagaaawaaa jeeest na~sze~!!! - ryknął punk uradowany.

- Zamknij mordę. Jesteśmy w miejscu publicznym.

- Wiesz, co? Olewam miejsca publiczne! - punk podniósł na Jurija mętny wzrok. - Po to one przecie są, cholera, nie?!

- Nie dość, że się upiłeś, to jeszcze w złych miejscach używasz wyrazów przystanowych. - uśmiechnął się Jurij. - A może "przystankowych"? Tak to jest po japońsku?

- Oooolać to! - ryknął punk. - Najważniejsze, że skopaliśmy dupy skinom z Shinagawa-ku i teraz pierdolce trzęsą portkami w tym... jak jej tam... tej dzielnicy...

- Adachi-ku.

- A, dachi-ku, właśnie... - wyszczerzył zęby. - Dachi-ku, da-chi-ku, daciku.

- Zalałeś się w trupa.

- Olać to.

Znad głowy punka o wdzięcznym przezwisku "Garota", Jurij dojrzał wchodzących do baru dwóch policjantów.

- Garota, zbieramy się. Smerfy przyszły.

- Oooleeewam smerfy.

Jurij wstał, obszedł stolik i pociągnął Garotę za ramię.

- Cholera, chciałem wreszcie upić smutek po Yamaneko, a w zamian za to...

- Zooostaw mnie, Yuri. - punk już w ogóle nie rozumiał co się dzieje. - Mówiłeś, że kto przyszedł?...

- Smerfy, Garota, smerfy. Jak nie wstaniesz, to zabiorą cię na izbę wytrzeźwień.

- Olać to. Wyśpię się. I tak mnie jutro rano wypuszczą. - Garota beknął głośno i spojrzał na swoje spodnie. - O, ku... chyba naprawdę olałem... eee, to tylko piwo.

- Jak chcesz. - Jurij puścił punka, wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. - Jedno jest pewne. Wy, japończycy, w ogóle nie umiecie pić. Mi się tylko trochę kręci we łbie.

- Olać to.

Chłodne, wieczorne powietrze otrzeźwiło go trochę. Po prawdzie, w głowie kręciło mu się trochę bardziej niż "trochę". Ale po co się tam przyznawać. Poprawił kurtkę i ruszył ulicą. Strzepnął z nogi przywianą przez wiatr, wczorajszą gazetę. Na pierwszej stronie, wielkimi literami ogłoszono przybliżony wynik wyborów - Wolnościowe Porozumienie Centrum: 42%, Ruch Odbudowy Japonii: 38%. Więc liberałowie wygrali. We łbie się nie mieści.

- Panie, daj chociaż parę jenów... - rozległ się za nim słaby głos.

- Izwjenitje, towariszczu. Wszystko przepiłem. - powiedział odwracając się.

Przed nim, owinięta potarganym, brudnym płaszczem stała Sailor Saturn. Wystający spod płaszcza henshin był rozerwany w kilku miejscach i z biało-granatowego zamienił się w szaro-czarny. - Sataa-chan???

- Ja... - Saturn cofnęła się o krok do tyłu. - Ty mnie znasz?... Ja nie wiem kim jestem... Co to za imię, Sataa?

Jurij podszedł do niej. Cofnęła się.

- Jestem przyjacielem. Nie musisz się mnie bać...

Sailor Saturn nie widział już od dawna. Od tego dnia, gdy zginęła Yamaneko. Myślał, że została zabita przez jakiegoś skina. A teraz... stała przed nim przerażona, nie znając nawet swojego imienia.

Skinęła głową niepewnie, pozwalając objąć się ramieniem.

- Zaprowadzę cię do domu, Sataa-chan... Wszystko będzie dobrze.

[date: 30062060 7.26PM]

Znowu pełnia... On przychodzi do mnie, choć jestem zamknięty w tym białym, brzydkim pomieszczeniu o miękkich ścianach. Przechodzi przez ściany, wprost do mojego mózgu. Związali mnie. A ja go słyszę. Jak szepcze do mojego ducha, jak każe się wyrwać. Ale nie chcę. Boję się. Bardziej niż kiedykolwiek. Aaaaachhhh!!! Znowu ten ból! Cierpienie! Nie, nie, nie. Nie chcę tego. Krzyczę, jęczę, żeby zabrał ode mnie ten ból. Bo jest ktoś, kogo boję się badziej, niż tego bólu. Tego, którego widziałem w oczach Wojownik Saturn. To boli,boli,boli! Ale on był straszniejszy. Gorszy od największego bólu. Więc krzyczę, by zostawił mnie w spokoju. Bo to nic nie da.

Drzwi od pokoju otwierają się. Wpada dwóch ludzi w białych ubraniach. Jeden z nich ma igłę. Nie, nie, nie! Nie chcę więcej bólu! Chwytają mnie i wbijają mi igłę w ramię. Ale ja nie chcę! Zostawcie mnie! Ja nic nie zrobię! Widziałem go!!! Widziałem Władcę Snów!~!~!

[date: 30062060 7.50PM]

Dzisiaj są moje urodziny. Są wszyscy moi przyjaciele. Luna podchodzi do mnie, wskakuje na ramię i mówi, że nie powinnam się już zadręczać. Przytakuję. Obiecuję, że nie będę. W zasadzie pogodziłam się już ze śmiercią Mamo-chan. Coś się kończy, coś zaczyna, lecz życie musi trwać dalej... Szczepionka pomogła wielu innym ludziom, którzy zachorowali na DX1. Rei też - rozchorowała się kilka dni po naszej ekspedycji w kanałach, ale lekarze mieli już wtedy lekarstwo na wirusa i nic się jej nie stało.

Widzę jak Haruka-san rozmawiam z Hiroshim, to taki nowy kolega Michiru-san. Jest hackerem. Michiru-san powiedziała, że przeszedł na naszą stronę. Że będzie naszą "wtyczką" w Korporacji. Haruka nie jest dla niego zbyt miła - wydaje jej się, że Hiroshi chce poderwać Michiru. Myślę, że jest po prostu zazdrosna. Jak z tamtym chłopakiem w barze, trzeciego czerwca. O mało nie wyrzuciła go z kawiarni, tylko dlatego, że popatrzył na Michiru. A później mówiła, że ten chłopak bił się całkiem nieźle. Nie rozumiem, jak można nabrać do kogoś szacunku, bijąc się z nim? Nieważne. Hiroshi-san jest całkiem miły, a Haruka-san przestała już jeździć po nocach na swoim longmotorcycle. I na prawdę przestała brać narkotyki. Myślę, że Michiru-san powinna być dumna ze swojej... dziewczyny.

Mako-chan otrząsnęła się wreszcie. Powiedziała mi, że woli być na moich urodzinach niż na ślubie swojego byłego chłopaka. I upiekła wspaniały tort... co prawda pokłóciłam się z Rei-chan, bo ona jak zwykle mówi, że za dużo zjadłam... Ale co ja mogę poradzić, że był taki dobry.

Rei-chan i Minako-chan nic się nie zmieniły. Minako-chan właśnie siedzi przd telewizorem i zmienia dwa kanały na sekundę. Nazywa to z dumą "zappingiem". Nie mogę się w tym połapać, bo za nim cokolwiek dojrzę, to ona już zmienia kanał... A Ami-chan mówiła, że nic nie może się poruszać

szybciej niż światło.

Właśnie. Ami-chan stoi na tarasie, opiera się rękami o parapet i patrzy gdzieś w dal. Jest ubrana w swoją ulubioną czerwoną bluzę i krótkie, jean'sowe spodenki. Bawi się szklanką z ponczem z kiwi. Właśnie próbowałam tego ponczu i lekko kręci mi się w głowie. Hihihi... Ami-chan boi się, że to coś, co zabiło Mamo-chan, to nowa odmiana wirusa. Pocieszałam ją, że to na pewno odosobniony przypadek, ale ona dalej jest smutna.

Nie ma Hotaru-chan. Zginęła wtedy, w kanałach. To znaczy... nigdzie nie mogliśmy jej znaleźć. Haruka mówi, że Hotaru-chan nie żyje, ale ja mam jakieś dziwne przeczucie. Może wreszcie znalazła spokój i kogoś, kto ją rozumie? Może tak jest lepiej?

Usagi-chan! to Minako mnie woła. Masz świeczki do zdmuchnięcia! Drugi tort? pytam. Minako chichocze. Przecież na pierwszym nie zmieściły się wszystkie świeczki, mówi. Więc idę, zdmuchnąć świeczki, zjeść tort i znowu pokłócić się z Rei-chan.

Nazywam się Usagi Tsukino i może to dziwne, ale dzisiaj kończę osiemdziesiąt jeden lat. To dużo, lecz nadal wyglądam młodo i pięknie, jakby miała zaledwie dwadzieścia. Mieszkam wraz z moimi koleżankami w willi imienia Profesora Souichi Tomoe. Jestem trochę roztrzepana i często marudzę, lecz jestem Sailor Moon, wojowniczką o miłość i sprawiedliwość...

----------------------------------------------------------------------------

----------------------------------------------------------------------------

No właśnie. Coś się zaczyna, coś się kończy, ale życie trwa dalej.

Dlategoteż, nie nazywam tego "końcem".

----------------------------------------------------------------------------

Słowniczek wyrazów trudniejszych (a nie wyjaśnionych w tekście):

1.longmotorcycle - takie coś, dwukrotnie dłuższe od zwykłego policyjnego motocyklu. Porusza się też odpowiednio szybciej. Standardowy model z wyglądu przypomina Hondę Pan Europan.

2.Nieprzystosowani - kompletny margines społeczny. Inaczej: skini.

3.rolki z napędem elektromagnetycznym - niby to-to wygląda jak zwykłe rolki, a porusza się dwukrotnie prędzej i bez pomocy człowieka. Kółka zrobione zwykle z kevlaru, lub kauczuku z kevlarowymi wzmocnieniami, odpowiednio polaryzowane, napędzane są przez wciąż zmieniające się pole magnetyczne, generowane przez elektromagnes po wewnętrznej stronie osłony kół.

4.CaRnAgE - a long, long story... to chyba telepatia, ale myślałem o czymś takim, zanim Kyo wysłał na SMD pierwszą część 'Dreamlight'(greetz Kyoshiro). Coś w stylu przerośniętego, wirtualnego MUDa, czy raczej Sieci RPG, w którym tysiące poważnych, dorosłych biznesmenów bawi się w rycerzy, elfy, krasnoludy itp. walcząc z orkami, trollami, goblinami i ittp. (innymi tego typu paskudztwami) i zapominając o codziennym życiu.

5.kawa - takie coś co utrzymuje ludzi przez 60 i więcej godzin przy życiu (wszyscy, którzy byli na jakiejkolwiek imprezie anime-pl, wiedzą o co biega)

^_^

6.Kyo Shiro - a to jest... domyślcie się sami ^_^

----------------------------------------------------------------------------

credits (tzn. co komu ukradłem ^_^):

- Sailor Moon, others Sailor Senshi & Mamoru Chiba from Kodansha

(without implants)

- pewien wierszyk

- pewną postać z fanficu Kyoshiro

- wiele, wiele innych rzeczy, o których już zapomniałem :(

----------------------------------------------------------------------------

"So close no matter how far

could't be much more from the heart

forever trusting who we are

and nothing else matters"

Samurai of SMD, november '97

{samchan@poczta.onet.pl)

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Arala : 2006-05-16 15:26:17
    Hej, to jest świetne.

    Ej, znalazłam to opko przypadkiem. to jest świetne, powalające i wogóle. Bardzo mi się podoba. Ciekawe, czmu nikt Ci nie komentuje. Przeczytałam urywkowo i niedługo wezmę się za przeczytanie całości. Czy będzie kolejna część? Bardzo bym chciała. Zapraszam do mnie www.arala.blog.onet.pl

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu