Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Siódme: Nie Kradnij!

Autor:Zegarmistrz
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Komedia
Dodany:2005-09-01 14:55:35
Aktualizowany:2009-03-01 14:21:35


Pojedynczego przekleństwa użyto w celach artystycznych, nie mając na myśli obrażenia kogoś, a ekspresje emocji fikcyjnej postaci.


Zasadę mówiącą, że nie wszystko, co się świeci jest złotem Otto, samozwańczy Król Złodziei swego świata, a od niedawna równie samozwańczy Książę Krwi wszechświatowych włamywaczy, hrabia kieszonkowców, baron oszustów i kawaler świętego zakonu ślusarzy znał od dawna z autopsji. Weźmy na przykład taką koronę Satrapy Zachodu, którą wykradł mając lat piętnaście, a która okazała się być wykonana z ordynarnego ołowiu, tandetnie jedynie pozłoconego. Tudzież święty posąg boga Gaa, na który porwał się w młodzieńczej naiwności, a który pociągnięty był jedynie warstwom żółtej farby z domieszką tłuczonego szkła, dodającego jej połysku. Oba skarby lśniły, wydawały się cenne, a gdy człowiek już podziwiał łup okazywało się, że można go sprzedać jedynie na złom, a i to, jeśli będzie się miało szczęście. Tak, Otto wcześnie przyswoił sobie tę wiedzę. Nieco dłużej zajęło mu pojęcie, że ma ona przełożenie także na ludzi, lecz dziś był już na tyle cyniczny, że wydawało się, że nic nie mogło go zaskoczyć.

Nie mniej jednak tym razem on - Otto - czuł się zaszokowany stopniem śmiałości i bezczelności jakiej się wobec niego dopuszczono. O dziwo w sprawczyni tego wszystkiego, tym uosobieniu impertynencji nie było na pierwszy rzut oka nic podejrzanego. Ot zwykła dziewczyna, lat na oko 17, blondwłosa i niebieskooka, ubrana jak na gusta Otta skromnie, wręcz ascetycznie - bo, jeśli nie liczyć różańca nie miała nawet biżuterii (skandal!!!), dodatkowo przywiązana do jakiejś totalnie nieżyciowej ideologii. Na imię miała bodajże Roska, Raska czy jakoś tak... Owszem Otto zaczął rozmowę (intrygowało go, jak to możliwe, że normalna, zdrowa kobieta nie nosi złota ani klejnotów, mimo, że może), a potem kontynuował ją już z uprzejmości. Dziewczyna okazała się nowicjuszką jakiejś nieznanej mu religii, a wypytywana o szczegóły udzieliła mu wyczerpujących informacji. Niestety nie do końca takich, jakie chciał usłyszeć (interesowały go bowiem głównie dzieła sztuki sakralnej), lecz znacznie wzbogaciła jego wiedzę na temat doktryny kultu. Oscylowała ona wokół dziesięciu reguł, z których pierwsze sześć - owszem - było sensownych, ale siódma…

Siódma to kurwa była prowokacja!

Nie chodzi o to, że jakaś religia zakazała jego głównego źródła utrzymania. To, że kler pchał się z łapami w życie wiernych, nie było nowością, a fakt, że złodziejstwo było nielegalne sprawiał, że było takie pasjonujące. Gdyby nie to, że mogą go powiesić i ta ciągła atmosfera zagrożenia, niebezpieczeństwa, to nutka podniecającego ryzyka nigdy by się tym nie zajął. A przynajmniej nie na taką skalę.

Rzecz w tym, że Otto nie lubił osób, które mówią innym, jak mają się zachowywać, a już w szczególności takich, które uważają, że wiedzą to lepiej od innych. Uważał, że każdy ma prawo żyć tak, jak chce, chyba, że przeszkadza w tym innym. Kapłani, strażnicy miejscy, prawodawcy, policjanci i moraliści przeszkadzali - pouczali, pałowali, nakładali kaganiec na sumienia i myśli.

On był lepszy. On nikomu w niczym nie przeszkadzał, a to, że kradł? Czasem lubił o sobie myśleć, jak o kimś, kto jedynie korzysta z luk w zabezpieczeniach, sygnalizuje problem ich braku i związanego z tym niebezpieczeństwa. To w końcu nie jego wina, że np. jakiś posiadacz galerii sztuki nie założył alarmu na suficie, przez co każdy, kto był tak wyszkolonym alpinistą jak Otto mógł wejść i wynieść co chciał.

Ponadto tworzył nowe miejsca pracy dla tych wszystkich stróżów nocnych i producentów drzwi antywłamaniowych.

Zarówno lekko duchom jak i denerwującym moralistą należy dawać nauczki, bo bez tego rozpełzną się i opanują cały świat - uważał. Dlatego też dłubał teraz w zamku drzwi prowadzących do pokoju owej impertynentki. Dłubanie szło długo i opornie, bowiem zamek chodził bardzo ciężko i wyglądał, jakby jakiś wandal najpierw nawpychał doń zapałek, a potem nalał kleju. Ten ostatni wymieszał się z drzazgami i zapaprał wszystkie zasuwki, przez co ich przekręcanie przygodnie znalezionym spinaczem do papieru stało się mordęgą. Nie mniej jednak po kilku minutach mechanizm dało się oczyścić. Wówczas zaczął chodzić jak nowy i otwarcie drzwi stało się formalnością.

Roska jak się okazało mieszkała dość skromnie. Pokój wypełniały... Nie, użycie słowa „wypełniały” byłoby eufemizmem! W pokoju było trochę mebli, trochę jakiś papierów, dwa albo trzy habazie w doniczkach i szklana butelka z wodą do ich podlewania. Całość uzupełniał obrazek ręki trzymającej kiczowato złote kłosy (dwa miedziaki na targu - ocenił jego walory artystyczne). Ostatnią rzeczą, której obecność zanotował w pokoju był nienaganny porządek. Słowem - nic kompromitującego.

Ale on wiedział, że każdy, nawet najświętszy człowiek skrywa jakieś mroczne sekrety i tajemnice, których nie chce wyjawiać. Jako Król Złodziei wiedział też, gdzie skrywa!

Pod łóżkiem! (Trochę kurzu, za mało, by nazwać to kompromitującą ilością).

Na szafie! (Więcej kurzu i jakaś zapomniana durnostrojka w kształcie pieska).

Za szafą! (trochę mniej kurzu niż pod łóżkiem... Widać odsuwała meble, by podkurzać).

W szufladach biurka, ale przede wszystkim w łóżku!

W prawdzie gacha nie spodziewał się tam znaleźć (choć nigdy nic nie wiadomo), ale pod poduszką ktoś położył niedużą książeczkę… i nie były to pobożne pisma! Była to „Antologia Poezji Miłosnej Gwieździstych Wszechświatów” wydana w Smoczym Mieście, tom czwarty z dwunastu, wydanie trzecie (kolejne wznowienie bestsellera w kosmicznej skali - jak głosiła informacja znajdująca się na odwrocie okładki). Otworzył kartki na chybił trafił i zaczął czytać.

Zbiór wierszy składał się z pozycji należących do różnych kultur i epok, co sprawiało, że praktycznie każdy utwór był odmienny. Różniły się wszystkim - począwszy od kompozycji po styl oraz podejmowane tematy. Większość była prosta i dość niewinna, traktowała o nieodwzajemnionych uczuciach, wielkich miłościach, rozłące, tęsknocie i ponownym połączeniu kochanków. Kilka opiewało miłość małżeńską, inne znów pozamałżeńską, związki dojrzałe, lub pierwsze zauroczenia. Niektóre opowiadały o legendarnych albo mitycznych kochankach i ich burzliwych losach, inne natomiast stanowiły wyznania zakochanego Ja lirycznego.

By oddać sprawiedliwość faktom znaczna część była raczej niewinna i przyzwoita. Kilka teoretycznie nie poruszało mocniejszych tematów, lecz ich autorzy, subtelnie operując słowami, używając niedopowiedzeń, oraz kunsztownymi aluzjami pisali niezwykle wręcz sugestywnie. Celowała w tym szczególnie niejaka Lothorin, tworząca niby to o kwiatkach, a w rzeczywistości kreśląca opisy burzliwych i gorących romansów.

Były też poematy, które odrzucały jakikolwiek kamuflaż, dosadne niemal tak samo jak dosłowne. Otto, choć z niechęcią musiał przyznać, że autorzy niektórych z nich zadziwiali go odwagą podejmowanej tematyki i ostrością opisów. Właśnie oznaczał kolejny z nich zaginając róg kartki, gdy usłyszał ruch na korytarzu, ukrył się więc za zasłoną.

Zgodnie z jego intuicją drzwi otworzyły się po chwili i do pokoju weszła Roska.

Nie zauważywszy złodzieja położyła się na łóżku i chwile leżała, zapewne odpoczywając po kolejnej rozmowie, która zmieniła się w pyskówkę. Przez chwilę było mu jej nawet żal… Potem włożyła rękę pod poduszkę. Nie znajdując tam niczego zajrzała pod łóżko, następnie na szafę, do szuflady biurka i jeszcze raz pod poduszkę.

- Czy szukasz tego? - zapytał się wychodząc zza firanki. - Bardzo dobry zbiór wierszy. - dodał obserwując zdrowy rumieniec, który wykwitł na twarzy dziewczyny na widok trzymanej przez niego książki. - Na przykład ten jest niesamowity - powiedział udając przesadny zachwyt i zaczął recytować. Był całkiem niezłym recytatorem, a wysmakowany, pełen erotyki i gorących opisów wiersz był wprost stworzony do czytania na głos. Utwór wywarł należyte wrażenie na dziewczynie: cała zrobiła się czerwona niczym buraczek ćwikłowy.

- Proszę mi to oddać - jęknęła niemal rozpaczliwie.

- Nie! - bezczelnie odpowiedział Otto. Widać było to za wiele jak na emocje Roski, bowiem ta rzuciła się na niego wydrzeć mu książkę. Złodziej był jednak znacznie szybszy i zręczniejszy, oraz wyższy od kapłanki, tak, że ta mogła tylko bezradnie skakać wokół niego usiłując odebrać mu wolumin, którą przerzucał z ręki do, a że posiadał też bardzo dobrą - choć wybiórczą - pamięć to nie przestawał recytować co ciekawszych kawałków. Dziewczyna była tak wściekła, że prawie płakała, co spowodowało, że zabawa była jeszcze przedniejsza. Wykonał szybki unik i wymknął się na korytarz. Roska rzuciła się za nim, tak jak przewidywał, biegł więc przed siebie, w towarzystwie jej wrzasków, głośno recytując poematy o kwiatkach, motylkach i pastuszkach o dziwacznych imionach. Mijani ludzie odwracali się i patrzyli na nich zaciekawieni tym niecodziennym widokiem, chyba tylko Mruczek, grzejący się w promieniach słońca zachował stoicki spokój i to tylko dlatego, że nie zrozumiał sytuacji.

- Ale się ona wstydu naje - pomyślał złośliwie wypadając na podwórze. Było tam pusto, jeśli nie licząc drugiej z tych nowych małolat. Ta na pierwszy rzut oka była podobna do Roski - ot taka grzeczna dziewczynka, ze ślicznymi blond warkoczykami. Pozory jednak myliły i dziewuszka okazała się być całkiem fajna, miała mnóstwo energii i fantazji, zwłaszcza, jeśli chodzi o robienie dowcipów. Specyficznie robiła je Skrzydlatym... Uraz jakiś miała, czy co?

- Mała! Łap! - krzyknął do niej Otto i rzucił jej książkę. Naturalnie chwyciła ją w locie. Czemu miałaby nie złapać. Roska rzuciła się teraz w jej kierunku. - Szybko! Podaj dalej! - prztyknął.

Monika - bo tak, jakby ktoś nie wiedział miała na imię - rozejrzała się niepewnie. Nie za bardzo wiedziała o co chodzi, bo cała scena pogoni korytarzami umknęła jej z oczu ale jeśli wujek każe rzucić tą książkę komuś innemu to czemu nie? Zwłaszcza, jeśli to taki śmieszny wujek, jak Otto. Ponadto starszych trzeba słuchać... Natychmiast w jej oczy rzuciły się czarne skrzydła Samii, która zupełnie niewinnie przechodziła obok, jak co dzień wybierając się na spacer nad morze. Monika poczuła prawie instynktowny przypływ wrogości. Sama nie wiedziała dlaczego tak nie cierpi tej rasy, ale widok człowieka, z którego pleców wyrastała para potężnych, pierzastych skrzydeł sprawiał, że nóż jej się otwierał w kieszeni. Kojarzyli jej się z nieprzyjemnymi rzeczami: nieznośnym żarem, harmiderem od którego pękały uszy, wonią dymu i popiołu, panicznym strachem i smakiem krwi w ustach. Oraz przebudzeniem na wypalonym pobojowisku, wśród zwłok jakiś zwierząt...

- Księżniczka (bo Samia była wygnaną księżniczką) udaje, że nas nie widzi, bo nie warto się z nami zadawać - pomyślała, a głośno krzyknęła tylko: - Hej Samia! Łap! - i to też jedynie po to, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że cisnęła komuś niespodziewającemu się niczego złego książkę w plecy.

Ciężki tom ponownie śmignął w powietrzu uderzając nie przygodtowaną dziewczynę dokładnie między łopatki. Ta, zamachała skrzydłami niczym ogromna, czarna, kura, do której ktoś strzelił z wiatrówki i runęła na ziemię. Zarówno Otto jak i Roska zamarli nagle w bezruchu. Żadne z nich nie spodziewało się takiego obrotu dziejów.

- O bogowie! Ona ją zabiła - wyrwało się kapłance.

Nie była to prawda. Nie tak łatwo wykończyć skrzydlatego, a Samia dodatkowo, jak każdy w Warowni swoje już przeszła. Po chwili wstała więc spokojnie i bardzo powoli, otrzepała się dokładnie, a potem równie stoicko się obróciła i ujrzała leżącą na ziemi książkę, którą przed chwilą oberwała. Podniosła ją delikatnie i z uszanowaniem, bowiem nie warto zniżać się do poziomu nie szanującego słowa pisanego motłochu..

- Czyja to książka!

Monika - wcielenie niewinności - wyciągnęła rękę pokazując na Otta. Któżby uwierzył, że taka miła, grzeczna dziewczynka z blond warkoczykami i wielkimi, przekonującymi, niebieskimi oczami może ciskać w ludzi książkami, wpuszczać im żaby do łóżek, albo wiązać sznurowadła?

Każdy, kto znał ją o dziesięć minut dłużej niż Samia.

Otto wskazał na Roskę. Roska nie miała na kogo pokazać, ponadto była to jej własność, więc nie przyznanie się do jej posiadania byłoby kłamstwem, więc grzechem.

- Jest moja, ale... - zdążyła powiedzieć, nim skrzydlata wybuchła.

- Ty nędzna parweńska świnio z jakiejś pełnej gnoju świątyni dla plebsu! Jak śmiesz we mnie rzucać książkami! - Samia była wściekła i - w pewnym stopniu - zadowolona. Odkąd tu przebywała ktoś bez przerwy nastawał na jej godność. Jakaś małpa włożyła jej zaskrońca do łóżka, nalała kleju do butów, a kiedyś, kiedy szykowała sobie kąpiel (bo tutejsi nieokrzesańcy nie mieli służby) jakimś cudem wpuściła jej karpia do wanny. Kto by się tylko spodziewał, że odpowiedzialna była za to ta świątobliwa idiotka.

- Małpo? - zwykle opanowana Roska nie zdołała utrzymać nadszarpniętych

przez wygłupy Otta nerwów na postronkach. - Co sobie myślisz ty napuszona sroko? Że możesz chodzić, zadzierać nosa i bezkarnie wyzywać ludzi? To nie jest twoje królestwo, księżniczko - wykrzyknęła, ostatnie słowo akcentując niemal jak obelgę.

Dla Samii było tego już za wiele. Zacisnęła rękę w pięść i uderzyła kapłankę w twarz z całych sił - sporych jak na księżniczkę, bowiem wojowniczy skrzydlaci z Czarnych Wzgórz cenili fizyczną sprawność u swej szlachty. Reakcja Roski zaskoczyła ją całkowicie. Dziewczyna bowiem - zgodnie z przewidywaniami rozpłakała się w prawdzie, lecz jednocześnie odwinęła się rewanżując się za cios kopniakiem. Wychowane w sierocińcach nowicjuszki też umieją się bić i to zwykle lepiej niż księżniczki. Nie pomogło jej jednak to uniknąć bolesnego złapania za włosy...

Monice ze zdziwienia oczy wyszły z powiek. Nie mogła oderwać wzroku od tłukących, drapiących i gryzących się, zwykle statecznych dziewczyn. Nie zwróciła też uwagi na idiotyczną minę Otta, któremu z wrażenia aż opadła szczęka. Kto by przypuszczał, że jedna książka może wyzwolić taką agresję?

- Ciekawe, gdzie one się nauczyły tak bić? - zdobył się wreszcie na komentarz Król Złodziei.

- Kto mi powie co się tutaj dzieje? - miast odpowiedzi usłyszał pytanie. Odwrócił się i ujrzał Eldarinę, oraz - co gorsza - Lokiego, swojego „nauczyciela”. Temu facetowi lepiej nie było wchodzić w drogę, był łotrem jakich mało i niebezpiecznym draniem.

- To nie moja wina - usiłował się bronić, lecz raczej bezskutecznie. Nigdy nie miał pomysł, co zrobić, gdy zostanie złapany na gorącym uczynku. Wówczas jego inwencja kończyła się zwykle na krzyknięciu Haha! i wyskoczeniu przez najbliższe okno modląc się by po pierwsze było nisko, i po drugie szyba nie była pancerna.

- Ja tylko patrzyłem, to ona rzuciła tą książkę! - oświadczył wskazując na… na połyskującą w słońcu czerwienią, ceglaną ścianę, pod którą wcześniej stała Monika.

Jedyne, na co miał czas, nim wściekły Loki chwycił go jak uczniaka za ucho było zamruganie ze zdziwienia.

Eldarina tymczasem zdołała jakoś rozdzielić obydwie uczestniczki bójki, w tylko niewielkim stopniu posiłkując się magią. Gdy chciała potrafiła być przerażająca, przynajmniej na tyle, by odesłać dwie poważnie na siebie pogniewane panny do kątów. Odczekała, aż zostanie na pobojowisku sama i podeszła do ściany. Cegły były stare, zmurszałe, na skutek wieloletniego wystawienia na działanie żywiołów, a zaprawa w ich szczelinach sypała się. Tu i ówdzie wykwitł mech i porosty. Na widok muru czuła pewną dumę.

- Niem myśl, że uda ci się mnie oszukać! W Warowni nie mamy ani jednej ściany wykonanej z cegieł moja panno! Zdejmij tą iluzję i wychodź! Musimy bardzo poważnie porozmawiać!

Miraż rozwiał się odsłaniając postać Moniki. Pomysł z iluzją był zdecydowani zły... Przez niego jeszcze przez tydzień nie mogła siadać.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • Zegarmistrz : 2007-07-27 17:12:04
    Re: wrazenia

    Ciesze się, że się podoba. W tych samych realiach toczy się jeszcze akcja "Oklasków" i "Lisów i Lunatyków", pośrednio też "Mruczka". Ci sami bohaterowie obsadzają też główne role w "Prologu", gdzie jednak zmieniłem uniwersum na takie, w którym lepiej się czuje.

  • Pruszkov : 2007-07-27 15:50:32
    wrazenia (8D)

    Naprawde dobre. Nie ma tu takiego patosu (cale szczescie), jak w innych fantasy, zwykle, normalne, codzienne zycie. Zwlaszcza postac Krola Zlodziei fajnie nakreslona. Juz nie moge sie doczekac drugiej czesci-bo bedzie, prawda?

  • Zegarmistrz : 2007-01-16 19:13:42
    Dzięki

    Cieszę się, że się podoba. Co do długości przeczytaj "Oklaski", to prawie 30 stron czcionką 10.

  • moshi_moshi : 2007-01-16 17:04:08
    wrażenia

    Muszę przyznać, że podobało mi się i to bardzo. Genialnie nakreślone postacie, zwłaszcza Monika zrobiła na mnie duże wrażenie, jedynie końcowa bójka trochę mi nie pasuje, zbyt przewidywalna, za to zakończenie świetne. Szkoda, że takie krótkie to opowiadanie :)

  • Keii : 2006-07-25 23:46:18
    Wrażenia

    Hm, nie ma co, spodobało mi się.

    Dobry styl, ciekawe postacie. Jedyne, co średnio mi podeszło to rozwój wydarzeń po rzucie książką w Skrzydlatą, ale możliwe, że wynikało to z nieznajomości Warowni. Solidna 8 ;)

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze