Opowiadanie
Carpe diem
..:VI:..
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Obyczajowy |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2005-09-22 22:57:44 |
Aktualizowany: | 2005-09-22 22:57:44 |
Poprzedni rozdział
Carpe Diem *
by Sal
..:VI:..
Spojrzała na sztylet, który trzymała w dłoni. Był wysadzany drogimi kamieniami, perłami, pozłacany... Może jedyna pozostała na świecie magiczna broń. Dotknęła opuszkiem palca ostrza... ostre. Niby mogłaby to zrobić zwykłym kuchennym nożem, jej skóra już wieki temu straciła smoczą twardość... ale chciała by narzędzie było piękne... Dotknęła ostrzem wewnętrznej strony nadgarstka... cienka strużka krwi popłynęła po wnętrzu dłoni, plamiąc białą sukienkę, kanapę, dywan... Skrzywiła się z bólu. Nie miała odwagi pchnąć się w serce... Więc musi cierpieć. Przezwyciężając ból przejechała ostrzem po nadgarstku... raz... drugi... trzeci... krew płynęła bardzo obficie, zamieniając biel w szkarłat... po kilku minutach straciła przytomność.
[czytaj dalej, Ly -_-"]
Obładowany do granic zakupami powoli gramolił się po schodach. Że też musiała go wysłać do sklepu w najgorszy deszcz, do tego jeszcze w sobotę, kiedy jest największy tłok... Rozejrzał się czy nikogo nie widać... no na szczęście pustki... przeteleportował się prosto do kuchni, i z ulgą odłożył wszystkie torby. Ściągając kurtkę przeszedł do salonu... i po prostu zamarł. Filia leżała na dywanie, w ogromnej kałuży krwi. Nie dbając o żadne pozory wziął ją na ręce i przeteleportował się prosto do izby przyjęć.
- Panie... ? - lekarz spojrzał na niego pytająco.
- Metallium.
- Nie będę robić panu nadziei, panie Metallium. Są małe szanse. Straciła ogromną ilość krwi, owszem, zrobiliśmy transfuzję, ale... czas pokarze.
Obudziła się, czując się dziwnie ciężko... Nic nie widziała, tylko biel nad sobą... po chwili biel stała się mniej intensywna, i zmieniła się w brudne odcienie szarości. Sufit... ? Spróbowała się odwrócić na bok, ale gdy tylko lekko ruszyła ręką poczuła potworny ból szarpiący nadgarstki... Więc się nie udało... sama nie wiedziała czy powinna się cieszyć czy nie... Jęknęła cicho, kiedy zaczęła ją boleć także głowa. Usłyszała cichy dźwięk, jakby szelest materiału. Udało jej się odwrócić głowę - Xellos siedział obok niej na jakimś krześle, z głową pochyloną tak, że włosy zasłaniały mu twarz.
- Filia... ty idiotko. Ty cholerna idiotko - barwa jego głosu wywoływała u niej dreszcze - Co ty chciałaś osiągnąć?
Nic nie odpowiedziała. I tak wiedział.
- Dowiedziałaś się, że Val nie żyje, tak?
Miała rację... wiedział. Tamtego dnia oglądała telewizję, kiedy na jakimś kanale zaczęli wyświetlać film o Drugiej Wojnie światowej. I tam zobaczyła jego twarz, na starym, czarno-białym zdjęciu, z podpisem major Val Metallium, zmarły podczas bitwy o Monte Cassino, rok 1943. Pamiętała ten dzień jak przez mgłę... nawet nie miała pojęcia kiedy to było.
- I to był powód?
Dla niej tak... jej jedyne dziecko, i dowiedziała się w taki sposób...
- Dlatego ci nie powiedziałem, rozumiesz? - jego głos zaczynał się jakby... załamywać?
- W..wiedzi..ałeś... - prawie że nie mogła mówić, miała tak sucho w ustach.
Kiedy spojrzała na niego ponownie, pochylał się w jej stronę, z taką miną, ze zaczynała się bać... Zamknęła odruchowo oczy, przeczuwając najgorsze. Ale zamiast uderzenia poczuła delikatne pocałunki na twarzy, i ręcę oplatające jej szyję, lekko unoszące ją z łóżka. Po chwili złapała jego usta w pocałunek.
[A czego się spodziwaliście, co? Że ją zabiję? Wtedy mnie by ktoś zabił... ]
Wypakowała ostatni stosik ubrań z pudła, i włożyła go do szafy. Nowe miejsce, nowe życie, jak powiedziała kiedyś jej znajoma. Przeprowadzili się znowu, tym razem do miasta o wdzięcznej nazwie Zielona Góra. I rzeczywiście - było w nim mnóstwo zieleni, nawet późnym latem. Nie mogła się doczekać żeby zobaczyć tutejszą wiosnę. Ich nowe mieszkanie znajdowało się w trzynastopiętrowym wieżowcu, ale na szczęście na parterze. Było ładne i przytulne, chociaż nieco zaśmiecone po poprzednich lokatorach. W malutkim zielonym pokoiku znalazła zeszyt, z czyimiś próbami rysunku. Widać było, że dopiero się uczy. Za to największy pokój, z malutkim balkonikiem miał cudny kolor ścian, ciemnofioletowe, prawie jak oczy Xellosa. Ładnie się komponował z obrazami. Obrazy były jej dumą - miała nawet jeden namalowany przez Van Gogha, kupiony za grosze jeszcze podczas życia artysty. Kiedy skończyła układać ciuchy w szafie, szybko przebrała się w koszulę nocną i wskoczyła do łóżka. Z chęcią pozostawiła przeszłość za sobą. Na pamiątkę zostały tylko blizny na nadgarstkach.
Kiedy obudził się rano, pierwsze promienie słońca przeświecały przez zasłonięte żaluzje. Poczuł, że Filii już nie ma w łóżku, pewnie już wstała i je śniadanie, albo robi coś innego. Uśmiechnął się. Odzyskała spokój po tej nieudanej na szczęście próbie samobójczej. Podniósł się, i zobaczył swoją żonę siedzącą na fotelu przy oknie, trzymającą coś na kolanach. Głaskała tą rzecz czule, i mówiła coś do niej cicho. Podszedł do niej cicho, i przyjrzał się bliżej intrygującemu przedmiotowi. I normalnie go poraziło. Bo Filia miała na kolanach JAJKO. Duże, złote jajko z purpurowymi plamkami.
- Filia, co to jest?
- Nasze dziecko! - zawołała przepełnionym szczęściem głosem.
- Przecież my nie możemy...
- NIE wiem JAK, ale chyba się cieszysz... ?
Cieszył? To mało powiedziane. Chciał skakać ze szczęścia. Ale zamiast tego przytulił ją delikatnie, jednocześnie ostrożnie dotykając jajka.
- Kiedy się wykluje?
Złota Pani uśmiechnęła się do siebie, patrząc na radość swoich dzieci. Nie da się ukryć, że to dzięki niej... Ale... ostatnia Ryuzoku, ostatni Mazoku... mają prawo do szczególnego traktowania... i odrobinę szczęścia.
**********************************************************************
I co? Podobało się? No mam nadzieję ^^ Zakończenie w moim pierwotnym zamyśle było diametralnie inne, i o wieeeele bardziej smutne i depresyjne, ale dziękujcie Ly, to ona mnie zmusiła (groźbami) do napisania happyendu. Ale i tak za słodko mi wyszło... Drugą część trochę krótsza, bo w ogóle nie miało być części, ale niecierpliwa Ly koniecznie chciała fica na stronę wrzucić, więc go podzieliłam ^^.
Opinie jak zwykle mile widziane.
Btw. to mieszkanko z rozdziału VI istnieje naprawdę, wyprowadziłam się z niego latem. I ściany w jednym z pokoi są NAPRAWDĘ ciemno-fioletowe... zabójczy kolor ^^
Niektóre rozdzialiki kończą się piosenkami:
I. "Closer" Melenie Chisholm
II. "Like someone in love" Bjork
IV. "Winter's Tale" Queen
V. "Don't stop me now" Queen
* Carpe Diem (łac.) znaczy : "żyj chwilą" lub "chwytaj dzień"
Sarabata!
Sal
s__a__l@wp.pl
Świetne
Uwielbiam tego fika, czytałam go dwa razy i wcale nie przeszkadza mi trochę cukierkowate zakończenie. Jest już tyle opowiadań, gdzie Filia popełnia samobójstwo lub coś w tym stylu, że nie potrzeba więcej. Naprawdę świetny fik.