Opowiadanie
Because the rules....
Because the rules....
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Romans |
Dodany: | 2005-09-26 21:59:12 |
Aktualizowany: | 2008-02-21 18:04:54 |
---*--- - początek flashbacku
---~--- - koniec flashbacku
Pozbawiłam tego fika jakichkolwiek imion z premedytacją ^^ Tak mi się bardziej podoba.
===============================================================
Because the rules....
Czy patrzenie w chmury i doszukiwanie się w ich kształtach czegoś jest oznaką głupoty, czy też dużej wyobraźni? Miała nadzieję, że jednak tego drugiego... Choć bardziej wierzyła w pierwsze. Podniosła głowę i zaczęła się uważniej przyglądać obłokom. Na razie nie widziała nic szczególnego, ale wystarczy chwilę poczekać i... I jest. To był dla niej najlepszy sposób na odprężenie "od zawsze". Od kiedy pamiętała, zawsze gdy tylko spojrzała w niebo stawała się spokojniejsza i odchodziły wszystkie czarne myśli. Teraz ich nie miała - ale nie zaszkodzi się przez chwilę odprężyć.
Po kilku minutach wpatrywania się w niebo zaczęła dostrzegać różne rzeczy w chmurach. Na przykład.. Mała, tuż nad horyzontem.. Przypominała kształtem nieco zdeformowanego smoka. A ta obok... To chyba miecz. Nie, raczej laska Xellosa. Albo jeszcze coś innego... Ciche chrapnięcie przeniosło jej myśli z chmur na ziemię.
Usiadła wygodniej na kocu, zmieniając pozycję - nogi już zaczynały lekko drętwieć. Kiedy się ruszyła z jej kolan spadła zapomniana filiżanka, potoczyła się kawałek i wylądowała tuż przy twarzy śpiącego mężczyzny. Śpiącego? Pewnie tak, skoro zachrapał... Odgarnęła jego długie włosy z twarzy. Wyglądał tak spokojnie, kiedy spał...
---*---
Była pewna, że usłyszała coś na zewnątrz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dźwięk przypominał odgłos czegoś ciężkiego spadającego z dużej wysokości. Złapała małą lampkę oliwną ostrożnie otworzyła drzwi wejściowe. Ostrożność była bardzo wskazana - był środek nocy, mieszkała w dzielnicy cieszącej się niezbyt dobrą opinią i - jakby nie patrzeć - była samotną kobietą. W takich sytuacjach każde skrzypnięcie, każdy trzask gałązki łamanej przez wiatr wydaje się krokami jakiejś bestii czy bandy seryjnych morderców. I było tak i tym razem - gdy tylko usłyszała coś, co nie było jej własnym płytkim oddechem podskakiwała ze strachu i rozglądała się nerwowo, by nie zobaczyć nic oprócz ciemności. Doszła w końcu do skraju ogrodu, to właśnie stamtąd słyszała podejrzane dźwięki. Nikłe światło lampki pozwoliło jej zobaczyć tylko niewyraźne zarysy, ale była prawie pewna, że to sylwetka ludzka. Bała się... Bała się potwornie. Ale nie mogła przecież zostawić tego... Kogoś w ogrodzie. Był pewnie ranny i z całą pewnością nieprzytomny. Przez wiele lat w świątyni uczono ją, że rannych należy opatrzyć, nawet gdy byli brudni i śmierdzący. Nie mogła stwierdzić, czy ten ktoś właśnie taki był - ale nie mogła też stwierdzić, że nie był.
Postawiła lampkę ostrożnie na ziemi i bez trudu podniosła nieznajomego z trawy. Był lekki... Nie, to raczej ona była silna. Przewiesiła go sobie przez ramię i schyliła się po światło. Ostrożnie, by nie podrażnić prawdopodobnych ran mężczyzny - bo wiedziała już, że to mężczyzna - wróciła do pozycji pionowej i udała się do domu.
---~---
Uśmiechnęła się do wspomnień. Doskonale pamiętała swoją minę i reakcję, kiedy zobaczyła kogo przyniosła z ogrodu. Bardziej zdziwiona nie była chyba jeszcze nigdy w swoim życiu... Nie miała okazji, żeby być - monotonia świątynnego życia wykluczała wszelkie niespodzianki. Najbardziej zaskakującymi momentami dnia były posiłki - nikt nigdy nie wiedział co zostanie podane.
Przysunęła się bliżej do śpiącego i położyła sobie jego głowę na kolanach. Zaczęła jedną ręką przeczesywać palcami jego włosy, drugą dotknęła delikatnie jego policzka.
Pierwsze, co zrobiła po wejściu do jasnego domu i zobaczeniu twarzy nieznajomego - do czasu - był długi i głośny pisk, który obudziłby pewnie nawet niedźwiedzia w porze snu zimowego. Ale rannego nie obudził - ranny był nieprzytomny i ledwo żywy. Miał mnóstwo płytszych i głębszych ran, z każdej sączyła się powoli ciemna krew, prawie czarna. Albo może czarna? Tego nie pamiętała. Pokonując zdziwienie opatrzyła go najlepiej, jak umiała. Magii wolała nie próbować - czasami, przy niektórych rodzajach ran szkodziła zamiast pomagać. Lepiej było poczekać, aż odzyska przytomność i spytać, eliminując ryzyko. I tak też zrobiła...
---*---
Zawróciła w połowie drogi z sypialni gościnnej do kuchni, usłyszawszy ciche jęknięcie i coś, co najprawdopodobniej było odgłosem zwalania się z łóżka na podłogę.
- Mówiłam, żebyś się nie podnosił - krzyknęła zanim stanęła w drzwiach - Jesteś za słaby.
- Nie przywykłem do tego, że ktoś mi rozkazuje. I nie mam zamiaru przywykać - odwarknął, niezdarnie wchodząc z powrotem na łóżko. Podbiegła i pomogła, by zostać obdarowaną wściekłym spojrzeniem zamiast podziękowania. Zero wdzięczności... Westchnęła i poprawiła mu poduszkę zanim zdążył złapać jej rękę. Przywykła. Podeszła jeszcze do okna i otworzyła je - w pokoju było duszno, a to niezbyt dobra atmosfera dla ciężko rannego. Po chwili namysłu otworzyła też drugie, słońce padło prosto na twarz mężczyzny. Skrzywił się z niezadowolenia i spróbował przesunąć w cień, ale niestety - dla niego - na całym łóżku nie było ani skrawka. Zignorowała prośbę - a raczej rozkaz - zamknięcia okna i wyszła z pokoju, zabierając nietknięte śniadanie, które zostawiła na stoliku przy łóżku rano.
Kiedy była już za drzwiami usłyszała kolejny głuchy odgłos upadku i kilka przekleństw. Wzruszyła ramionami i nawet nie pomyślała o zatrzymywaniu się, a tym bardziej o wracaniu. Kazała mu zostać w łóżku - jeżeli nie posłuchał, jego sprawa. Mściwa strona jej charakteru miała nadzieję, że go zabolało. A ta druga strona wstydziła się myśli tej pierwszej.
---~---
Zapatrzyła się przez chwilę na słońce, które zaczynało już znikać za horyzontem. Jedne z ostatnich promieni tańczyły na jej i jego włosach, na srebrnych wzorkach filiżanek i jej złotej biżuterii. Aż trudno było uwierzyć.. Siedzi sobie na kocyku na brzegu jeziorka z jednym z najsilniejszych i najniebezpieczniejszych osobników, jakich widział ten świat. Do tego wcześniej urządzili sobie przyjemny pikniczek, a teraz on śpi, podczas gdy ona przegląda swoje wspomnienia. Gdyby podczas ich pierwszego spotkania ktoś jej to powiedział... Zaśmiałaby się mu w twarz i powiedziała, co myśli o takich głupich historyjkach. Żeby tylko... Użyłaby pewnie swojej maczugi - której już od pewnego czasu nie miała. Na jego prośbę... Heh...
Nawet gdyby ktoś jej to powiedział kiedy już kurował się w jej domu jej reakcja byłaby taka sama. Gdyby nazwać ich "początki" trudnymi, to całe zamieszanie z Dark Starem trzeba by nazwać dziecinnie prostą zabawą. Taak...
---*---
Wyszła na zalany promieniami wschodzącego słońca balkon i odetchnęła z ulgą. Koniec, nareszcie koniec. Właśnie sprawdziła rany jej nieproszonego gościa - a raczej ich brak. I bardzo dobrze... Nie przyznałaby tego na głos - w końcu status kapłanki wymagał bycia dobrą i miłosierną - ale miała go serdecznie dość. Musiała być na każde jego zawołanie, za co dostawała nic - nawet nie podziękował... Ani razu. Jak tylko się obudzi powie mu, że ma się wynosić. Musiała obejrzeć jego rany kiedy spał, bo inaczej w życiu nie pozwoliłby jej się zbliżyć. Jakby jeszcze chciała mu coś zrobić.. Widać miał jakąś manię. Podskoczyła lekko, kiedy usłyszała ciche skrzypnięcie drzwi balkonowych. Odwróciła głowę. Stał tuż za nią, z rękami założonymi na piersi i ogólnie w "postawie obronnej"
- Myślałaś, że się nie obudzę? - Powiedział - Prosiłbym o odrobinę delikatności, to wciąż boli.
- Też bym chciała cię poprosić o kilka rzeczy - parsknęła - Na przykład... Żebyś się chociaż postarał być miły?
Teraz była jego kolej na ciche parsknięcie, po czym podszedł do barierki i oparł się o nią tak, jak ona. Pochylił głowę, jakby był smutny. Długie włosy zupełnie zasłoniły twarz.
- Chciałbym ci... - Urwał na chwilę, zastanawiając się nad kolejnymi słowami - ...Podziękować. Nie żyłbym, gdyby nie ty. - Brzmiało to tak, jakby powiedział takie słowa po raz pierwszy w życiu. Bardzo... Obco w jego ustach.
- Dzięki - odpowiedziała cicho - A... Mógłbyś mi powiedzieć, skąd się wziąłeś w moim ogrodzie?
- Nie pytaj, a nie będę musiał wymyślać bajek - odpowiedział równie cicho - Przykro mi.
Wychyliła się dalej przez barierkę, nie wiedziała co powiedzieć. Nie chciała dalej pytać - potrafiła uszanować to, że woli zachować to w tajemnicy. Zapadła długa cisza, przerywana tylko głosami budzącego się świata.
- Jesteś już zdrowy - oznajmiła po chwili, by przerwać milczenie.
- Wiem.
- To.. To dobrze - odpowiedziała, znów nie wiedząc co powiedzieć. Poczuła, że barierka zachwiała się, kątem oka zobaczyła, że on już się o nią nie opiera. Tylko gdzie on.. Nie zdążyła się rozejrzeć, kiedy objął ją mocno od tyłu i odciągnął od barierki. Przez głowę przebiegło jej milion myśli, ale żadna nie zdawała się tego tłumaczyć. Stała tak przez chwilę zdezorientowana, zbyt zszokowana, by się chociaż ruszyć. Zaczął ją delikatnie głaskać po włosach.
- Chciałbym ci jeszcze raz podziękować - szepnął jej prosto do ucha - Mogę?
Bezwiednie kiwnęła głową i poczuła lekkie szarpnięcie, kiedy odwrócił ja tak, że stali twarzą w twarz. Zobaczyła jego delikatny uśmiech i... I więcej już nic, bo zamknęła oczy, kiedy ją całował.
---~---
Nie żałowała. Niech będzie przeklęta, kiedy już umrze, ale nie żałowała niczego, co się stało od tamtej pory. A szczególnie tego, że jest tu teraz, że on jest obok i że jest szczęśliwa jak nigdy. Może i od zawsze uczoną ją, że nie powinna się wiązać z kimkolwiek, że kapłanka powinna całe życie poświęcić służbie... Ale i tego, że jej rasa była idealna. Jeżeli to były kłamstwa... Skąd miała wiedzieć, że reszta ich słów też nimi nie była? Nieważne... Zasady są po to, żeby je łamać.
Zdjęła jego głowę ze swoich kolan - chciała już wstać, robiło się ciemno i coraz chłodniej. Zrobiła to chyba zbyt gwałtownie, bo otworzył oczy i spojrzał na nią. W złotych oczach tańczył ostatni złoty promień słońca.
... Are for breaking
_______________________________________________________________________
I co? Było AŻ tak źle? Nie? No, to czekać na następne ^^ Nie można się ograniczać, nie?
Sal
_______________________________________________________________________
12:58 04-04-29 - 13:32 04-04-30
człowiek
I znowu Xell został potraktowany jak śmiertelnik...
On jest MAZOKU, poza tym nie okazuje uczuc w ten sposób...
Nie róbcie z niego na siłę człowieka!