Opowiadanie
Płomienie
Płomienie
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Romans |
Dodany: | 2005-10-04 21:00:12 |
Aktualizowany: | 2008-08-17 16:46:12 |
Na początku ostrzegam - to jest romans V/F. To tak na wypadek, jakby ktoś nie lubił. Akcja dzieje się podczas serii TRY, zaczyna się w odcinku, w którym Xell ratuję Filię i odwrotnie, ale to będzie moja alternatywna wersja zdarzeń.
===============================================================
~|Płomienie|~
° ° °
Nie spodziewał się tego. Myślał, że Xellos zrobi coś, by ocalić smoczycę. Wyglądało jednak na to, że nie miał zamiaru nawet się ruszyć. Uśmiechnął się tylko kpiąco i wbił bezczelne spojrzenie w oczy Valgarva. Wiedział. Ten cholerny wiedział. Musiał coś zrobić... Przecież nie pozwoli jej umrzeć, do jasnej cholery! Tylko co? Co zrobić, żeby się zupełnie nie zdradzić, przed nim i przed nią? Chyba się nie da. Ale coś zrobić musiał. Zależały od tego dwa życia... Filii i jego.
Poruszał się jak w transie. Błyskawicznie podniósł się, sam nawet nie wiedział, że potrafi tak szybko. Skoczył tak, jak nigdy dotąd nie potrafił. Wydawało mu się, że czas przyspieszył pozostawiając go w tyle. Że wszystko porusza się szybciej, a on jeden zwolnił. A może tak było? Myślał już, że nie zdąży. Miał przed oczami obraz Filii zmiażdżonej przez lawinę, a wokoło krew. Ale udało mu się. Jednak zdążył. Sekundę później leżał na ziemi kilka metrów dalej... Na niej. A może to nie była nawet sekunda? Nie ważne... Jeszcze przez chwilę rozkoszował się bliskością jej ciała, ale musiał się podnieść. Wstał i stanął koło niej, zasłaniając ją prawie bezwiednie. Uśmiech Mazoku jeszcze się poszerzył. Pomyślał, że cieszy się z faktu odkrycia słabego punktu - ale po chwili zrozumiał. Zostawił swoją broń za ziemi! I zrozumiał to o sekundę za późno - Xellos wziął ją i zniknął.
° ° °
Wszystko go bolało. Dosłownie wszystko, a w szczególności ręka. Kiedy przeszła go silniejsza fala bólu chciał się skrzywić, ale przypomniał sobie, że nie jest sam.
Obejrzał się do tyłu, by zobaczyć trzęsącą się smoczycę siedzącą na ziemi. Chciał do niej podejść, chciał ją przytulić, pocieszyć... Ale wiedział, że ona mu na to nie pozwoli. Widział w wyobraźni, jak go odpycha i ucieka. To było oczywiste - widziała go chyba z najgorszej możliwej strony. Nie starał się pokazać z lepszej - nie Linie Inverse. Nie wiedział wtedy, że ktoś taki jak Filia podróżuje z nią... I że ktoś taki po prostu zawładnie całym jego umysłem i duszą.
- Filia - powiedział cicho - Nie bój się mnie.
Spojrzała na niego tym swoim cudownym niby-silnym wzrokiem, który skutecznie ukrywał strach i zaczęła niezgrabnie odsuwać się od niego, co chwila uderzając w coś plecami. Nigdy nie przypuszczał, że nie będzie chciał czyjegoś strachu, zwłaszcza od chwili w której został Mazoku. A teraz... Dałby wszystko, by tylko przestała się go bać. I zrobiłby wszystko.
- Nie chcę ci zrobić nic złego, przysięgam - starał się nie zawierać w głosie żadnych emocji, ale wiedział, że mu się nie udało. Zatrzymała się.
- Kłamiesz - odpowiedziała szorstko - Zabijesz mnie.
- Dlaczego tak uważasz? - Zrobił krok w jej stronę i założył ręce na piersi - Co takiego zrobiłem, że mnie o to posądzasz?
- Jesteś zły. Mazoku - w jej głosie pojawił się jawny strach.
- Jestem także i smokiem - odpowiedział powoli - Więc nie musisz się mnie bać, prawda? Jesteście przecież idealni.
- To nie prawda - powiedziała bardzo cicho - Gdybyśmy byli, zabilibyśmy i ciebie. Dawno temu.
Gdyby to nie była ona... To by zabił. Po prostu by zabił. Ale nie potrafił... Nie ją. Nie teraz. Nigdy. Podszedł do niej i usiadł na ziemi. Spojrzał w jej oczy, te błękitne jeziora bez dna. Po chwili musiał odwrócić wzrok. Jeszcze kilka sekund i...
Wstał sprężystym ruchem i złapał ją za ramię. Podskoczyła ze strachu i pisnęła cicho. Kiedy spróbowała się wyszarpnąć ścisnął mocniej i przyciągnął ją do siebie. Błysnęło szare światło i zniknęli oboje.
° ° °
Dorzucił kilka drewien do ogniska - zaczynało powoli przygasać. Kiedy płomienie buchnęły z nową mocą zrobiło się o wiele jaśniej i mógł ją dojrzeć, skuloną po drugiej stronie ognia. Nie miał jej za złe, że chciała odsunąć się od niego jak najdalej, choć nie mógł się okłamywać - wolałby, żeby tego nie robiła. Nie było w tym jednak nic dziwnego - miała powody, żeby się go bać.
- Mogę cię o coś spytać? - Jej cichy głos był ledwo słyszalny przez trzaskające płomienie - Co ze mną zrobisz?
- Nie wiem - odpowiedział szczerze, co go zdziwiło - dawno nie był szczery z nikim. Przeniósł się na drugą stronę ogniska, by siedzieć koło niej. Czuł, że jej się to nie podoba - jej emocje były wyraźne. Aż za wyraźne - czysty strach, gniew i... Litość? Nie, niemożliwe. Ale może nawet chciał, by tak było? Litość można wszakże zaliczyć do uczuć pozytywnych.
- Nie lepiej mnie zabić? Nie musiałbyś się o mnie troszczyć - wskazała na resztki owoców i pieczonego kurczaka, które dał jej na kolację. Szkoda... Szkoda, że nie wiedziała, że on bardzo chce się o nią troszczyć.
- Po co miałbym cię zabijać? Możesz być przydatna.
- Nie chcę być zakładnikiem.
Pomyślał o innym rodzaju przydatności... Kiedy to mówił przed oczami stanął mu absurdalny obrazek. Mały, biało-żółty domek, z ogrodem, budą dla psa i huśtawka dla dziecka. Ona wita go w drzwiach razem z małym synkiem. On wraca po pracy i jedzą razem kolację. Ha - piękne, ale niemożliwe. Chociaż...? Nie, lepiej wybić to sobie z głowy.
- Nie o tym myślałem - powiedział, starając się zawrzeć w głosie ciepło.
- Nie...? - Niepewność, pomieszana z ulgą - To... Dobrze.
- Miło, że się cieszysz.
Spojrzała na niego jakby właśnie ją obraził. Nie domyślała się, że mówił prawdę? Najwyraźniej. Mimowolnie uśmiechnął się ironicznie i odszedł pod jedno z drzew, które otaczały ich "obozowisko". Mógł ją zostawić - otoczył najbliższy teren barierą, której nie mogła przekroczyć bez jego pozwolenia. Oparł się o drzewo i chciał usnąć - zazwyczaj pomagało mu to w szybkiej regeneracji ran. Kątem oka zobaczył, że ona robi to samo - tyle że wybrała drzewo jak najbardziej oddalone od niego.
- Chcę coś powiedzieć.. Nie śpisz?
- Nie śpię. Mów.
- Dziękuję. W końcu uratowałeś mi życie.
Nie wytrzymał. Teleportował się koło niej. Widział jej rozszerzające się ze strachu i zdziwienia źrenice, widział jak próbuje wstać. Nie pozwolił jej - złapał ją za ramiona i przycisnął do pnia. Nie mogła się wyrwać z jego żelaznego uścisku, poddała się, pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Odwróciła wzrok, ukrywając swoją twarz przed jego wzrokiem. Chwycił jej podbródek i przekręcił tak, by musiała na niego patrzeć. Widział czyste przerażenie odmalowane na pięknej twarzy. Delikatnie starł łzę z jej policzka. I nie wytrzymał. Tym razem nie wytrzymał.
Powoli zbliżył swoją twarz do jej, dał jej czas na przygotowanie się... A może sobie? Im obojgu. Delikatnie, ale stanowczo nacisnął wargami na jej, zignorował jej próbę wydostania się, lub chociaż odwrócenia twarzy. Kiedy przestała się wyrywać pogłębił pocałunek i puścił jej ramiona, a ręce przeniósł na jej twarz, by po chwili wplątać je w jej włosy. Całował ją tak długo, aż nie zaczęła niezdecydowanie odwzajemniać pocałunku. Wtedy... Wtedy pogłębił go jeszcze bardziej i już nie myślał o niczym innym, jak o niej. I tak pozostało jeszcze na długo... A potem już na zawsze.
______________________________________________________
Mam prośbę do wszystkich, którzy lubią romanse V/F - dajcie mi znać. Nie ma sensu pisać fików dla trzech osób, przynajmniej ja tak myślę. A tym trzem osobom dziękuję - jesteście kochane.
Sal
_______________________________________________________________________
Nareszcie ktoś skusił się na napisanie czegoś innego niż standardowe xellos i filia
świeże spojrzenie z innej strony