Opowiadanie
Świt
Świt
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Romans |
Dodany: | 2005-10-12 22:45:47 |
Aktualizowany: | 2005-10-12 22:45:47 |
Sequel "Żegnaj" - wypadałoby właśnie tamto najpierw przeczytać.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Âť Świt ÂŤ
Śpiewała cicho, pochylona nad dzieckiem. Mały był już na tyle duży, żeby wiedzieć, że wystarczy trochę powstrzymać się z usypianiem by wymusić od matki bajkę. I dość często to wykorzystywał.
- No dobrze - powiedziała, przerywając kołysankę - Ale krótką, jest późno.
Chłopiec kiwnął głową i podciągnął wyżej kołdrę. Widać było, że senność walczy z uwielbieniem do wysłuchiwania opowieści.
- A więc... - Jej głos był cichy i spokojny, akurat do usypiania - Dawno temu, w pewnej krainie daleko stąd była sobie młoda Ryuzoku. Otrzymała bardzo ważną misję od starszyzny - miała znaleźć ludzi pasujących do przepowiedni. Była wyjątkowo dzielna i mądra, więc udało jej się wypełnić zadanie. Ale nie wszystko poszło po jej myśli - spotkała okropnego Mazoku, którego od razu znienawidziła. Denerwował ją swoim zachowaniem, arogancją, wredotą... Ogólnie wszystkim. Kiedy razem z odnalezionymi przez nią ludźmi walczyła ze złym potworem, który chciał - urwała na chwilę, zastanawiając się co powiedzieć małemu - robić złe rzeczy, przeszkadzał im. W końcu jednak pomógł dzielnej Ryuzoku.
Chłopiec ziewnął głośno, ale oczy wciąż miał otwarte.
- Na pewno jeszcze nie chcesz spać? No dobrze.. - Powiedziała, widząc jak mały energicznie potrząsa głową - Razem pokonali złego potwora, i pokój zapanował na świecie. Ona jednak nie wróciła już do swojej świątyni - zamieszkała w dużym mieście i wychowywała małego synka, o, takiego jak ty.
- Mamusiu, a co stało się z okropnym mozaku?
- Mazoku, kochanie - poprawiła synka - Kiedy podróżowała żeby znaleźć sobie dom, wciąż ją prześladował. Robił różne okropne rzeczy... - Przerwała, zamyślając się na chwilę.
- Mamo, opowiadaj... Mamo!
Potrzasnęła głową, jakby uwalniając się od jakiejś myśli. Spojrzała na chłopca lekko nieprzytomnym wzrokiem.
- Już, już. W końcu jednak udało jej się od niego uwolnić, i zamieszkała w ładnym domu. Żyła tam przez lata, ale jedno nie dawało jej spokoju. Uświadomiła sobie, że coraz mniej nienawidzi tego Mazoku, aż w końcu zaczęła.. - Urwała, patrząc na śpiące dziecko. Wstała z krzesła, na którym siedziała. Pocałowała dziecko w czoło.
- Dobranoc, Val.
Zeskoczył cicho z parapetu okna. Podszedł do małego, i delikatnie pogładził jego turkusowe włosy. Ostatnim razem widział go... Dawno, był wtedy jeszcze jajkiem. Usiadł na krześle, poprzednio zajmowanym przez Filię. Dobrze, że wyprowadzili się z Seyruun. Bardzo dobrze. Spojrzał w ciemność pokoju, upstrzoną maleńkimi plamkami księżycowego światła, prześwitującego przez dziurki w zasłonkach. Dziwne, że nie wyczuła jego obecności. Czyżby przez te lata zapomniała aż tyle ze swojego szkolenia? Czy może on stał się tak silny, że nie mogła go wyczuć?.. Nieważne. Ale dzięki temu usłyszał ciekawą historię... Szkoda, że bez zakończenia. Ta historia... Jeszcze nie ma zakończenia. Już niedługo, pomyślał. Już niedługo będzie je miała.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Kiedy pierwsze promienie porannego słońca zajrzały do małej kuchni nie zastały jej pustej - Filia już od świtu krzątała się po całym domu. Ale tak już jest - bycie samotną matką do łatwych nie należy. Wiedział, że mały Val obudzi się za jakąś godzinę, a ona wtedy będzie miała gotowe śniadanie, potem pójdą razem na zakupy. Całkiem uporządkowane to ich życie, pomyślał. Przydałoby się odrobinę je urozmaicić, prawda? Gdyby tak troszkę namieszać... Nic strasznego by się nie stało...
Kiedy Filia spojrzała w jego stronę, przez chwilę był prawie pewien, że go widzi. Ale kiedy się odwrócił zrozumiał na co patrzyła - tuż za nim, na drugim końcu stołu, na którym siedział pojawił się mały, czarny piesek. Wspiął się po krześle i zaczął się dobierać do talerza, na którym Filia zostawiła resztki z jej śniadania - odrobinę mleka i płatków owsianych. Momentalnie zmienił swój punkt obserwacyjny ma bezpieczniejszy - usiadł na wysokiej szafce, jakieś pół metra nad głową Filii. Zobaczyć go nie mogła, ale dotknąć - bez problemu.
- No co ty sobie wyobrażasz, namagomi?
Zamarł. Jednak go wyczuła!
- Natychmiast złaź stamtąd - powiedziała, w jej głosie było rozbawienie - Zaraz dam ci coś do jedzenia.
Posłusznie teleportował się przed nią, nie chciał żeby wpadła w jeden ze swoich ataków i zniszczyła połowę kuchni.
- Nie słuchasz się pani? - Roześmiała się, i podeszła do pieska - No chodź...
Złapała zwierzątko i postawiła na ziemi, zupełnie ignorując stojącego tuż obok niej Mazoku. Wyjęła z szafki torebkę psiego jedzenia i nasypała trochę do miski stojącej na ziemi. Piesek natychmiast zaczął jeść.
- Jaki ty byłeś głodny... - Schyliła się i pogłaskała pieska - Grzeczny Xellos.
Nazwała jego imieniem psa?! PSA??! No nie... Czasami zachowania Ryuzoku wykraczały poza granice jego pojmowania. Zrozumiałby jeszcze jakiegoś rotweilera, albo dobermana... Ale - o ile pamięć go nie myliła - to był niegroźny kundelek, do tego niezbyt wyrośnięty. Co jej strzeliło żeby tak go nazwać?
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Godzinę później Filia i Val wyszli na targ, po zakupy. Oczywiście poszedł za nimi - a raczej poleciał. Musiał unosić się kilak metrów nad ziemią, plac targowy był tak zatłoczony, że prędzej czy później wpadłby na kogoś. Ale z drugiej strony - przypadkowe zderzenie było bardzo dobrym pomysłem na spotkanie z Filią. Pojawienie się w środku domu i głupawe "cześć Filia, dawno się nie widzieliśmy" - odpada. Zdenerwowałby się i tyle by było. Zapukanie do drzwi z bukietem kwiatów - jeszcze gorsze. Znał ją na tyle, że był pewien jej reakcji - zatrzasnęłaby mu je przed nosem. A takie "przypadkowe" spotkanie... Heh, czemu nie? Całkiem możliwe, że nic nie będzie podejrzewać. W końcu to nie tak małe miasto, każdy może tędy przejeżdżać.
Łatwo pomyśleć, trudniej wykonać - w tłumie, jaki panował na targu prawie że nie możliwe było przecisnąć się chociażby w pobliże Filii, a co dopiero jej dotknąć... Taki był jego plan -"przypadkiem" na nią wpaść, chwilę porozmawiać... Jakoś by to było. Oczywiście mógłby się po prostu teleportować tuż obok niej - ale gdyby pojawił się tak nagle, wyczułaby jego aurę i byłoby po szansie. Przeklinając ludzki wynalazek zwany dniem obniżki zaczął się rozpychać w tłumie. Wywrócił kilka osób - ale nie obchodziło go to. Chce coś zrobić - zrobi. W końcu nazywa się Xellos Metallium.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Pół godziny później stracił ją z oczu. Owszem - czuł jej obecność. Ale ilość ludzi wokoło wykluczała dokładne określenie miejsca. Po raz kolejny teleportował się na chwilę w powietrze - takich włosów jak Filia nie miał nikt, łatwo było ją wypatrzeć w tłumie dzięki złotej czuprynie. I jak na złość nic nie zobaczył. Głownie z powodu zaczynającego padać deszczu - połowa targowiczan pootwierała parasole. Ale dostrzegł coś innego, równie interesującego... Kogoś innego. Mały Val stał samotnie na uboczu placu, wyraźnie zagubiony. I chyba płakał.
Powoli, żeby nie wystraszyć dziecka, podszedł i pochylił się. Twarz małego była zapłakana i mocno wystraszona. Do tego był ubrany tylko w cienką koszulkę i spodenki, a deszcz rozpadał się na dobre.
- Co się stało? - Zapytał, ze wszystkich sił starając się mówić ciepło i przyjaźnie - Zgubiłeś mamę?
Val podniósł głowę i spojrzał na niego. Gdzieś w jego oczach czaił się strach, ale i odwaga. Mimowolnie uśmiechnął się. Identycznie jak w oczach Filii.
- Tak, proszę pana... - Odpowiedział Val - Pomoże mi pan ją znaleźć?
- Zobaczymy, co się da zrobić - złapał małego za rękę i poczochrał włosy - Gdzie widziałeś mamę po raz ostatni?
Kilkanaście minut kluczenia po coraz bardziej pustym i mokrym placu, później zobaczył w oddali Filię. Biegała we wszystkie strony i zaczepiała przechodniów. Widać bardzo kocha swojego synka... Przez chwilę poczuł ukłucie zazdrości. Wyrzucił niechcianą myśl z głowy i spojrzał na Vala. Chyba jeszcze nie zobaczył matki - nadal był smutny.
- Spójrz - wskazał w kierunku Filii - To chyba twoja mama, nie?
Chłopiec szybko uwolnił się od jego ręki i pobiegł we wskazanym kierunku. Nagły przypływ radości u małego wywołał lekkie mdłości, ale jednocześnie go ucieszył. W końcu ona się będzie cieszyć. Val zaczął ciągnąć Filię w jego stronę. Udał, że nagle zainteresowała go wystawa pobliskiego straganu, zawierająca damską bieliznę. Kiedy stoi tyłem raczej go nie rozpozna - już od dawna nie miał swojego starego stroju. Wyglądałby co najmniej dziwnie - podobno już tylko Lina Inverse nosi pelerynę. Miał na sobie zwykłą, rozpinaną grafitową koszulę i takiego samego koloru spodnie. Tylko buty zostały te same - ale były zakryte przez opadające na nie nogawki spodni. No, może włosy mogłyby go zdradzić - ale nie pierwszy i nie ostatni nosi proste włosy do ramion.
- Widzisz, mamo? To ten pan mi pomógł! - Głos Vala dobiegał z bardzo bliska, jakieś trzy, cztery metry.
- Musimy mu podziękować, prawda? - Nie widział tego, ale był pewien, że właśnie uśmiechnęła się słodko - Proszę pana...?
Zwlekał chwilkę z odwracaniem się - wiedział, czego może się spodziewać.... A czego nie. Ale w końcu musiał. Zrobił to powoli. Kiedy już stali twarzą w twarz bardzo się zdziwił. Nie zdenerwowała się ani trochę... Ale uśmiech momentalnie został zastąpiony zaciętą miną, którą tak dobrze znał. Czuł, że wewnętrznie walczy sama ze sobą. Pewnie zastanawiała się, czy wybuchnąć wściekłością, czy tylko odwrócić się i odejść bez słowa. Po kilkunastu sekundach zdecydował się przerwać ciszę.
- Filia.
Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Nie wiedział co powiedzieć - chyba po raz pierwszy w całym swoim życiu. Ale wyglądało na to, że ona ma ten sam problem.
- Xellos.
Stali tak jeszcze przez chwilę, gapiąc się na siebie nawzajem. W końcu Filia jakby wyrwała się z jakiegoś transu i powiedziała, już zupełnie innym głosem, jakby... Miłym.
- Dziękuję, że pomogłeś mojemu synkowi - zawahała się na chwilę, rozważając kolejne słowa - Chciałabym ci się odwdzięczyć... Może... Wpadniesz do nas na kolację?
Nie uwierzyłby w to, gdyby koś mu to powiedział. To było nierealne. Ale - jak to mówią - darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
- Z przyjemnością.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Kilka minut później siedział na wygodnym krześle w - znanej mu już - kuchni. Obok niego siedział Val, Filia właśnie kończyła przygotowywanie kolacji.
- Nazywa się pan tak samo jak mój pies, wie pan?
Uśmiechnął się tylko i wrócił do swoich rozmyślań. Dobrowolnie wpuściła go do swojego domu - to już dawało jakieś nadzieje. Nie była zła, wręcz przeciwnie - cały czas bił od niej drażniący spokój. Martwiło go jednak co innego - dobra, zje z nimi kolację... I co dalej? Pójdzie precz, zniknie jej z oczu? Pff... Ile trwa kolacja? Jakąś godzinę. I dokładnie tyle czasu ma na wymyślenie powodu, który usprawiedliwi pozostanie w domu Filii na noc.
Posiłek dobiegał końca - na stół właśnie wjechała herbata i ciasto. Nałożył sobie spory kawałek, największy, jaki zmieścił się na jego talerzu. I jadł go bardzo, bardzo powoli. Ku jego zdziwieniu nic nie wskazywało na to, że Filii przeszkadza to wolne jedzenie i przeciąganie wizyty. Sama co chwilę proponowała mu jeszcze jedną filiżankę herbaty. Oczywiście nie miał nic przeciwko - ale było to lekko dziwne, trzeba było przyznać. Nawet wyjątkowo dziwne. Poprzednim razem - kilkadziesiąt lat temu - wepchnęła mu to ciasto siłą do gardła, polała herbata i jak najszybciej wyrzuciła z domu. A może nawet Ryuzoku się zmieniają?
Ale nawet najbardziej przeciągany i wydłużany posiłek musi dobiec końca. Kiedy już skończyło się ciasto i wypili całą herbatę, dalej nie wiedział co ma zrobić. Mógłby po prostu udać, że wychodzi i znów ją obserwować z ukrycia, ale co by to dało? Mógłby walnąć prosto z mostu... Czego chce. Czego pragnie. Byłoby to chyba nawet gorsze - dostałby w twarz i koniec wszystkiego.
Odłożył filiżankę na spodeczek. Zrobiła to samo - skończyli pić w tym samym momencie. Zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Uśmiechnęła się. Odwzajemnił uśmiech. Po prostu nie mógł zrobić niczego innego. Wstał i zabrał ze stołu filiżanki i talerzyki, włożył je do zlewu. Stanął nad nią, czekał co powie. Chyba po raz pierwszy w życiu czekał na czyjąś decyzję. Bo po raz pierwszy w życiu....
- Dziękuję za miły wieczór.
Rany, chyba nigdy nie powiedział niczego równie banalnego. Prawie że zaczął śmiać się sam z siebie. Żałosne.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Też trzymała się niezobowiązujących banałów... Heh, zachowują się jak... Nie, to było zbyt niedorzeczne i śmieszne, żeby chociaż o tym pomyśleć. A tym bardziej powiedzieć. Odwrócił się i zrobił krok w stronę drzwi. Już miał wyjść, kiedy zatrzymał go jej głos.
- Gdzie pójdziesz?
Obrócił się z powrotem w jej stronę. Był szczerze zdziwiony - i taki wyraz przybrała jego twarz. Czy ona...?
- Chodzi mi o to... Czy masz się gdzie podziać?
- Czy mam dom? Nie, nie mam. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Wolf Pack ostatnio traktował wyłącznie jako miejsce odpraw. Których i tak nie było - od kilkudziesięciu lat nie miał nic do roboty. Wrócił jednak myślami do obecnej sytuacji. Na pewno nie ma na myśli tego, co on. Więc co?
- To może... Zostałbyś na noc? Mam pokój gościnny.
Wielki Shabranigdo....
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Nie miał najmniejszego zamiaru spać - nigdy nie potrzebował. Zamiast tego poszedł na spory balkon, przylegający do pokoju, w którym go umieściła. Noc była piękna - bezchmurna po wieczornym deszczu. Gwiazdy przyjemnie migotały w oddali. Usiadł na małej ławeczce, która stała pomiędzy dwojgiem drzwi. Z jednych wyszedł - gdzie prowadziły drugie - nie sprawdził.
Gdyby mógł przypuszczać, że stanie się coś takiego... Ale póki jest przy zdrowym rozsądku nie ma aż tak wybujałych marzeń. Może dlatego się spełniło? Podobno spełniają się tylko marzenia niewypowiedziane. Coś w tym jest, pomyślał. Niby tylko ludzka głupotka, ale tym razem pokryła się z rzeczywistością. I musiał przyznać, że było to wspaniałe.
Jedno wiedział - nie zaprasza się kogoś, kogo się nienawidzi. A nawet jeżeli - nie daje się mu własnej sypialni. Bo jako gościnny wskazała mu swoją sypialnię - wiedział, bo jeszcze poprzedniej nocy właśnie tam stał i obserwował ją we śnie. A więc... Może go jednak lubi? Oby... Bo byłby to piękny początek.
Cicho zaskrzypiały drzwi po drugiej stronie ławki, otworzyły się tak, że nie widział kto z nich wyszedł. Ale to, że nie widział nie znaczy, że nie wiedział. Przesunął się bliżej "jego" drzwi, tam było ciemniej. Chciał jak najdłużej pozostać niezauważony.
Podeszła do barierki i oparła się o nią. Podniosła głowę do góry.
- Piękne, prawda?
Uśmiechnął się w mroku.
- Jednak wiesz, że tu jestem - powiedział, nie starając się zwalczyć ciepła, jakie bardzo chciało pojawić się w jego głosie - Piękne.
Usiadła na drugim końcu ławki, mógł już ją w miarę dokładnie widzieć bez używania jakichkolwiek zdolności. Była ubrana w jasny, jedwabny szlafrok, a pod nim dwuczęściową piżamę - długie spodnie i rozpinana koszula. W jakim kolorze - nie widział.
Nie odzywali się do siebie przez długą chwilę. Oboje podnieśli głowy i spoglądali w gwiazdy.
- Wiesz, Val bardzo cię polubił. Masz podejście do dzieci.
Przerzucił wzrok na nią - już nie patrzyła w niebo. Była odwrócona do niego.
- Lata praktyki.
Czuł, że chciała się trzymać niezobowiązujących tematów. Dlaczego...? Nie wiedział.
Rozmawiali jeszcze długo, aż zaczęło robić się jasno. Było wczesne lato - było więc niedługo po północy, może trzecia?
- A co ty robiłeś? Minęło sporo czasu...
- Nic szczególnego. A raczej nic.
Dopiero teraz zauważył, że siedzieli coraz bliżej siebie. Była.. Tak blisko, że prawie go dotykała. Spojrzał na nią. Na jej twarzy malował się spokój, i jakby... Odprężenie. Niezdecydowanym ruchem objął ją w talii. Na chwilę odwróciła się w jego stronę i obdarzyła go najcudowniejszym ze swoich uśmiechów. Oparła głowę o jego ramię.
Powoli nastawał świt.
_______________________________________________________________________
Sal
_______________________________________________________________________
Dobre
Lubię tę parę, ot tak po prostu. W Twoim wykonaniu jest w nich coś sympatycznego i przyciągającego.
Tekst jest ciekawy, bardzo 'łagodny' i ukazuje inną stronę postaci.
Styl masz niezły, choć popracowałabym nad nim jeszcze troszkę. Interpunkcja, literówki, czasem bardzo dziwna składnia - to trochę psuje dobry obraz całości. Masz też niechęć to wymieniania imion - błąd, bo to sprawia, że można sie zgubić, czasem czyni tekst chaotycznym.
Polecam.
Mi bardzo się podobało. Wesoły akcent w postaci psa i jakiś taki miły, pozytywnie nastawiający spokój, emanujący z tego opowiadania. Mnóstwo subtelności i niedopowiedzeń, to naprawdę tworzy klimat.
Język pisania autorki podoba mi się nieodmiennie.
Sequel lepszy od fanficu pierwotnego, wiarygodniejsze zarysowanie postaci i całość mniej ostentacyjna.