Opowiadanie
Żegnaj...
Żegnaj...
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Dramat, Fantasy, Komedia |
Uwagi: | Przemoc |
Dodany: | 2005-10-13 23:18:14 |
Aktualizowany: | 2008-03-15 21:12:06 |
Dedykowane Dziubkowi - już ty wiesz za co ^^
"Żegnaj... "
Deszcz ma w sobie coś urzekającego.
Muzyka, jaką tworzą krople uderzające w ziemię, w dachy domów, w liście Drzew, wreszcie w przechodniów... Jest nie do opisania. Melodia znana jedynie przyrodzie, nuty, które umie odczytać tylko wiatr. Idealne piękno. Mógł tak siedzieć i słuchać deszczu...Wiecznie. A teraz... Deszcz powodował jeszcze coś. Jako że była to raczej ulewa, nikt przy zdrowych zmysłach nie wyszedłby na zewnątrz, zwłaszcza, że zaczynała się zima i było zimno. A kiedy nikt nie wychodził...
Siedzieli w jakiejś obskurnej karczmie na przedmieściach jeszcze bardziej obskurnej wiochy. Normalnie nikt by nawet nie spojrzał na tą wylęgarnie salmonelli i pleśni, ale cóż innego mogli zrobić? Na dziesięciokilometrowy spacer w strugach mroźnego deszczu raczej nikt ochoty nie miał. Nie żeby mu to przeszkadzało - z bakterii i chorób się nawet cieszył, dostarczały mu tylko pożywienia. Ale to miejsce miało inną - ogromną - zaletę. W środku były tylko dwa stoliki, z czego jeden tak przeżarty przez korniki, że pewnie rozpadłby się pod naporem jedzenia jakie zamówiła Lina. Mógł więc zupełnie bezkarnie zająć krzesło obok swojego anioła. I - tak jak teraz - wpatrywać się w nią do woli. Góra jedzenia jeszcze mu w tym pomagała - był pewien, że ona go nie widziała zza stosu zużytych talerzy. Ona za to widział ją doskonale. Od niechcenia sączył herbatę i przyglądał się jak delikatnie wyciera jajko Valgarva brzegiem płaszcza, żeby chwilę później otulić je małym kocykiem i położyć sobie na kolanach. Ciekawe, czy wie, że cudownie wygląda, kiedy tak patrzy na to jajko. Tym wzrokiem pełnym... Czułości? Nigdy się do tego nie przyzna na głos, ale... Dałby wszystko, żeby kiedyś spojrzała tak na niego. Wszystko.
- Namagomi.
No nie... Tak się zamyślił, że nie zauważył jak podniosła na niego wzrok. A on gapił się na nią jak głupi. Cóż, trzeba zacząć grać. Spojrzał na nią z wyższością i przeniósł wzrok na jedzącą... Nie pochłaniającą, Linę. Poczuł jej wściekłość i to tak ogromną... Całkowicie wbrew jego naturze nie podobały mu się jej negatywne uczucia. Nawet jeżeli tak cudownie smakowały... Aż zaśmiał się ze swoich myśli. Chociaż nie było w nich nic, ale to nic śmiesznego.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Gdyby wierzył w ludowe przesądy - a nie wierzył - to bardzo by się na nich zawiódł. Słyszał kiedyś, że deszczowy wieczór zapowiada słoneczny poranek. Chyba tylko w bajkach.... Poranek był zimny, mglisty i wyjątkowo błotnisty. Heh... Jak każdy poranek po ulewie. Ale i to miało dobre strony...
- Niech to...! - Filia wymruczała cicho przekleństwo, kiedy zapadła się prawie po kolana w błocie. Próbowała się wydostać sama, ale nie mogła ruszyć nogami ani o centymetr. Podszedł do niej powoli. Nie zapadał się - nadał chwilowo swojemu fizycznemu ciału taką wagę, że ledwo zostawiał odciski butów w błocie. Bycie Mazoku przydaje się w wielu sytuacjach.
- Może pomóc? - Wyciągnął w jej stronę rękę, pochylając się lekko. W obecnej sytuacji była od niego sporo niższa. Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na niego, w jej oczach świecił gniew. Nie zważając na to złapał ją za prawą rękę i unosząc się odrobinę nad ziemią wyciągnął z błota. Kiedy puścił, zapadła się z powrotem , tym razem do połowy ud. No tak... Nie pomyślał o tym.
- Co ty robisz, namagomi? - Krzyknęła na niego, starając się rozpaczliwie wydostać z pułapki. Spojrzała w stronę pozostałych - byli daleko, nie zauważyli jak zostali w tyle. Zaczęło bić od niej złote światło. Chciała się zamienić w smoka? Nie... Nie mógł zmarnować takiej okazji.
Szybko podleciał do niej i wziął ją na ręce. Momentalnie przerwała transformację.
- Co ty... - Nie dokończyła, bo zakrył jej usta dłonią.
- Chcesz siedzieć w tym błocie wiecznie?
- Wolałabym tam siedzieć - powiedziała, kiedy oderwała jego dłoń od swoich ust - Niż żebyś miał mnie nosić.
- Nie masz teraz innego wyjścia - uśmiechnął się, starając, żeby ten uśmiech nie Przypominał jego zwykłego - nieszczerego - uśmiechu. Teraz naprawdę chciał to zrobić i chciał wyglądać szczerze - Błotko kończy się jakieś dwieście metrów stąd... Prychnęła wściekle, ale uspokoiła się lekko i przestała się wiercić. Przycisnął ją bliżej do siebie. To już drugi raz, kiedy może ją trzymać na rękach. Żeby tylko nie skończyło się to tak, jak poprzednio... Gdyby nie ona, to z łatwością zabiłby Valgarva. Był od niego silniejszy. Ale walczyć i jednocześnie pilnować Filii - to już różnica.
- Może byś się wreszcie ruszył? - Powiedziała, z naciskiem na "wreszcie" - Odstaw mnie łaskawie poza błoto i znikaj. W kilka sekund dolecieli do pozostałych, wywołując zdziwione miny na ich twarzach. Gdyby mógł się czerwienić... Byłby pewnie teraz w taki samym kolorze, co Filia. Buraczkowym.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
I po raz kolejny pogoda mu sprzyjała - ale tylko i wyłącznie jemu.
Kiedy tylko zobaczyli na horyzoncie małe miasto, cel pośredni ich podróży - deszczowe chmury, które zbierały się na niebie od rana, dały o sobie znać. Rozpadało się jeszcze bardziej niż poprzedniego wieczoru, a z pewnością gwałtowniej. Tym razem mieli więcej szczęścia - a raczej Lina i Gourry mieli. Jak w każdym - małym czy dużym - mieście znajdowała się całkiem porządna karczma, w której stoły były solidne, a spiżarnia była spiżarnią, a nie małą hodowlą pasożytów. Nie udało mu się jednak zająć tak korzystnego miejsca jak poprzednio - Filia unikała go jak mogła, wciąż obrażona za to poranne niesienie. Zdziwiła go jej reakcja - może i był naturalnym wrogiem Ryuzoku, ale w końcu jej pomógł...
Chociaż, czego mógł się spodziewać po Ryuzoku właśnie? Źle, nie Ryuzoku. Filii. Spojrzał na nią - siedziała na drugim końcu stołu, czyli jakieś dziesięć metrów od niego. Usilnie starała się nie patrzeć w jego stronę, więc rozmawiała z Amelią nie patrząc na nią. Wyglądało to komicznie.
Nie miał jednak zamiaru się poddawać - o nie, nigdy. Czas na pierwszą część planu - drobne miłe gesty. Poszedł do niej z filiżanką herbaty w dłoni, starał się iść tak, żeby go nie usłyszała. I chyba mu się udało - stał nad nią, a ona nie zrobiła nic, co by wskazywało na to, że wie że tam jest. Postawił herbatę przed nią, jednocześnie dość głośno chrząkając.
- Kto... - Gwałtownie odwróciła się w jego stronę - ...A, to ty - dokończyła grobowym głosem.
Przysunął jej filiżankę i podał cukiernicę. Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Po chwili lekko drżącymi dłońmi wzięła filiżankę i uważnie przyjrzała się zawartości. Ostrożnie dotknęła powierzchni naparu opuszkiem palca, potem polizała go i zastanawiała się przez chwilę.
- Nie zatruta...? - Powiedziała, jakby ze zdziwieniem - O co ci chodzi?
No nie... W takich sytuacjach zastanawiał się po co to robi. Westchnął ciężko. Beznadziejna sytuacja.
- A dlaczego miałaby być? - Spytał siląc się na spokojny głos - Nie chcę cię zabić.
Spojrzenie, jakim go poczęstowała wystarczyłoby na zabicie trolla. Jeżeli nie lepiej... Zrezygnowany pokręcił głową i wyszedł na zewnątrz.
Oparł się o kolumnę podtrzymującą mały daszek przed wejściem do karczmy. Deszcz lał, uliczki już dawno zamieniły się w potoki płynącego błota. Westchnął ponownie, Dlaczego aż tak trudno zrozumieć, że nawet Mazoku może być miły, jeżeli tylko się postara...? Ech... Drobne miłe gesty to nie to, co zapewni mu sukces.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Gdyby nie malutka szpara między zasłonkami na oknie, w pokoju byłoby zupełnie ciemno. Ale wpadało jednak trochę księżycowego światła - wprost na postać leżącą na łóżku, wśród rozrzuconej pościeli. Wyglądała jak bogini, z srebrnym światłem we włosach i na bladej skórze. Dosłownie - jak bogini. A bogini zasługuje na kogoś, kto by ją wielbił... I miała tego kogoś, choć sama o tym nie wiedziała. Podszedł cicho do jej łóżka. Podszedł - bo gdyby nagle pojawił się obok niej, to z pewnością jego aura by ją obudziła. Stanął nad nią, podziwiał jej piękno. Piękno idealne. Wolnym ruchem zbliżył dłoń do jej twarzy, chciał odgarnąć kilka zabłąkanych kosmyków. Nieuchwytnym dla niego ruchem złapała go za nadgarstek i ścisnęła tak mocno, że normalnemu człowiekowi z pewnością połamałaby kości. On tylko poczuł ucisk i złość płynącą od niej, tak silną, że czuł się źle w tym strumieniu energii.
- Nie chcę wiedzieć, po co tu jesteś - usłyszał jej cichy, ale stanowczy i suchy szept - Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. Po prostu odejdź i zostaw mnie w spokoju. Uwolnił swoją rękę z jej uścisku, i zrobił to co zamierzał - odsunął włosy z jej twarzy, już nie spokojnej... Obserwował przerażenie wkradające się w jej oczy, choć starała się z całych sił pozować na silną. Delikatnie pogłaskał jej policzek, który w chwili zetknięcia z jego dłonią oblał się rozkosznym rumieńcem. Uśmiechnął się i zrobił dokładnie to, czego pragnęła - zniknął. Ale nie do końca tak, jak tego chciała - owszem, nie widziała go, nie czuła jego aury. Co jednak nie znaczyło, że go tam nie było.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Kiedy blady poranek zawitał do pokoju Filii, wciąż tam był. Oczywiście nie materialnie - wyczułaby go od razu. Ale gdy był na astralu też mógł ją obserwować, z jedną tylko różnicą - nie mógł jej dotknąć. No, ale czasami nie można mieć wszystkiego. Nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy przeciągnęła się w łóżku i potrząsnęła głową tak, że jej włosy wzbiły się w powietrze i otoczyły jej głowę jak aureola. Miał w sobie tyle przyzwoitości, żeby odwrócić głowę kiedy się przebierała - ale musiał przyznać, że ledwo zwalczył pokusę. Ledwo. Spojrzał na nią ponownie - czesała włosy. Czy ona wie, jak piękne są te jej złote loki? Pewnie nie, gdyby wiedziała, to z pewnością bardziej by o nie dbała. Przysunął się bliżej, wciąż pozostając na astralu. Dokładnie w tym momencie wstała i wyszła z pokoju, pewnie na śniadanie. Ucieszył się - w towarzystwie na pewno nie wspomni o jego nocnej wizycie.
Kiedy zeszła na dół już tam był - siedział sobie przy stole i popijał zwyczajowo herbatę. Uśmiechnął się na jej widok, rano zawsze wyglądała wspaniale - jeszcze trochę niewyspana, i z lekko zamglonym wzrokiem. Nie odwzajemniła uśmiechu - rzuciła mu zimne spojrzenie i usiadła po drugiej stronie stołu, tak że nie widział jej zza góry jedzenia i brudnych talerzy. Jak pech to pech.... Znajdzie jednak sposób, żeby się do niej zbliżyć... Zawsze jest na wszystko sposób. Zawsze. I nawet ma pomysł... I jeżeli to nie podziała, to... Już nie wiedział co ma robić.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
Dzień był pogodny - nawet bardzo. Dwudniowy deszcz chyba zupełnie wyczerpał zapasy wody na niebie. Było zupełnie czyste, ani jednej chmurki. Wiał delikatny wietrzyk, pogoda wprost idealna do pieszej podróży. Szybko obliczył odległość do Seyruun - celu podróży Liny i jej gromadki, do której dołączyła się Filia, z pomysłem zamieszkania w mieście Amelii i otworzenia tam herbaciarni. I to było najgorsze - bariery i aura białej magii nie pozwalała mu nawet zbliżyć się do świętego miasta. Musiał przekonać Filię zanim tam dotrą... Bo inaczej... Wolał nie myśleć o tym , co się stanie gdy mu się nie uda. Zamiast tego dołączył do idącej na końcu Filii, ignorując codzienne pytanie Liny - po co za nimi idzie.
Uchylił się przed pociskiem, jednocześnie wystrzeliwując własny. Oczywiście nic nie miało prawa go trafić - nawet gdyby się nie uchylał.
- Fireball!!! - Lina rzuciła kolejnym Fireballem, ale tak jak poprzednie zniknął w kontakcie z barierą Mazoku, który ich atakował - Cholera!!! Gourry, zrób coś!!
Szermierz otarł czoło i przez chwilę pocierał zranione ramię.
- Ale jak!!! Nie mam mojego miecza!!
Fakt - nikt nie mógł nic zrobić napastnikowi. Ale mógł sobie tylko pogratulować dobrego doboru podwładnych. Bo owy Mazoku był jednym z wielu jego podwładnych - i sam kazał mu zaatakować. Skupił się i wysłał sygnał mentalny - czas na drugą część planu.
Mazoku potwierdził rozkaz, choć nie bez odrobiny zwątpienia - ale kto tu był panem? Musiał zrobić to, co rozkazał. Wielki - i silny - pocisk poleciał wprost na Filię. Krzyknęła cicho, ale strach ją sparaliżował i nie ruszyła się ani o centymetr. Idealnie. Teleportował się tuż przed nią, wystawiając się na uderzenie. Dostał w lewy bok, tak potężnie, że aż nim zatrzęsło. Czuł, że prawie rozerwało jego ciało na pół. Jeszcze raz pogratulował sobie doboru podwładnych - gdyby była to prawdziwa walka, mogłaby być wyrównana. Ostatkiem sił przeniósł się obok Mazoku i ścisnął za gardło, jednocześnie wystrzeliwując z dłoni energię. Zginął na miejscu - ale trzeba czasami ponosić ofiary... Upadł na ziemię, ale skupił się i udało mu się nie stracić przytomności. Złapał się za zranione ramię - potwornie bolało. Zobaczył, że Filia podbiega do niego, z przerażeniem odmalowanym na twarzy.
- Namagomi... Xellos... - Szepnęła, klękając obok niego - Dlaczego...?
Przez jego twarz przeszedł skurcz bólu, ale zdołał się uśmiechnąć.
- A jak myślisz, głupia Ryuzoku? Dla ciebie.
To, co od niej poczuł spowodowało, że chciał umrzeć.
× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×
I znowu stał nocą w jej sypialni.
Nie pozwolono mu umrzeć, emocje Filii dały mu tyle energii, że wyleczył się dosłownie w kilka minut. A nie chciał. Naprawdę nie chciał. Wolałby jeszcze bardziej osłabić się jej uczuciami... Bo to znaczyłoby, że były pozytywne. A nie były... Niestety. Zrobił kilka kroków w jej stronę, otaczając się barierą, która uniemożliwi jej wyczucie jego aury nawet z bliska. Pochylił się nad śpiącym aniołem... Jego aniołem. Jego boginią. Szkoda... Szkoda, że mu się nie udało. Szkoda, że nie wiedział jak się za to zabrać. Szkoda, że nie wiedziała co poczuł, kiedy połączyli moce podczas walki z Dark Starem. Szkoda, że ona tego nie poczuła. Szkoda....
Została mu tylko jedna rzecz do zrobienia. Pochylił się jeszcze bardziej i pocałował ją w lekko rozchylone we śnie usta. Może kiedyś... Może za kilkadziesiąt lat dokończy to, co zaczął. Może. A może nie. Może kiedyś uda mu się jej pokazać, co czuł podczas połączenia mocy. Może sama zrozumie, co poczuł, może sama zrozumie, że też to czuła?
Może... A na razie...
Żegnaj, Filia.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ymmm... Tytuł... Nie zgapiłam go od Ly... Powstał zanim przeczytałam jej fika... Dopiero kiedy byłam gdzieś w połowie przeczytałam "Żegnaj". A nie mam innego pomysłu na tytuł tego fika, więc... Zostaje jak jest.
Sal
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Na plus
Tekst dobry, główny pomysł fabularny ciekawy (ale to chyba siłą rzeczy;), bardzo za to podobały mi się niektóre sformułowania kończące subrozdziały.
Szkoda zakończenia, moim zdaniem lepiej zadziałałaby sugestia, że może coś, że może jednak... albo cień sugestii chociażby.
"żegnaj" wydaje mi się zbyt patetycznym rozwiązaniem.
ogółem na plus.
Dobry tekst
Teskt jest dobry, czytało się bez większych zgrzytów. Tylko jedno pytanie - co poczuł ten Mazoku, gdy połączył siły z Filią?