Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Trylogia Slayers

Miecz Księżyca

Autor:Keii
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia
Dodany:2005-10-20 18:34:28
Aktualizowany:2008-03-15 20:01:21


Następny rozdział

Dawno, dawno temu...

Nieee, trzeba zacząć w jakiś oryginalniejszy sposób. Więc... Historia ta raczej się nie wydarzyła, więc nie bierzcie jej na serio...

Lina lnverse, Gourry Gabriev i Naga Biały Wąż siedzieli sobie w taniej gospodzie (musicie wiedzieć dzieci, że w świecie, w którym mają miejsce te wydarzenia, bary fast-food nie istniały) pod nazwą Miecz i Łyżka (inteligentnych nazw też nie potrafili wymyślać).

- Jedzenie nie jest zbyt dobre - stwierdziła Lina odsuwając talerz z zupą.

- Trzeba to powiedzieć kelnerowi - jak powiedziała, tak zrobiła i ryknęła na całe gardło:

- Keeelneer!!!!!

-Tak, psze pani?- do ich stołu podszedł mały człowieczek, niosący srebrną tacę z przystawkami.

- Jedzenie jest ohydne - Naga powiedziała to tak zimno i ostro, że mężczyzna skulił się ze strachu.

- To nie moja wina, psze pani - kelner jąkając się starał się odsunąć jak najdalej.

- Przestań Naga, bo złość piękności szkodzi... - zażartowała Lina.

- Więc chyba non-stop się złościsz - odcięła się Naga.

- Tego już za wiele - atmosfera była tak napięta, że wystarczyło powiedzieć coś nieodpowiedniego, by zaczęło się piekło.

- Spokojnie, drogie panie - właśnie Gourry próbując opanować sytuację powiedział to "coś nieodpowiedniego" i maksymalnie naprężona nitka napięcia pękła z głośnym hukiem.

- Zamknij się Gourry!!!!! - krzyknęły naraz Lina i Naga posyłając w niego dwa fireballe mniej więcej na wysokości głowy. Udało mu się uniknąć tylko jednego. Drugi trafił go centralnie we włosy, które szybko zajęły się ogniem.

- Ratunku!! Włosy mi się palą!!!! - Gourry zrobił to, co wydawało mu się słuszne, czyli zaczął biegać w kółko, zawodząc przeraźliwie. Niestety drugi fireball trafił w ścianę oberży, która, jako że była drewniana, spłonęła w ok. 20 sec. (zaklęcie było bardzo mocne, ale wszyscy oprócz karczmarza i naszej "dzielnej" trójki zdołali uciec). Gdy bohaterowie wygrzebywali się spod zwęglonych zgliszcz, przyszedł burmistrz.

- Kto to zrobił?- zapytał.

- Ci troje!! - odpowiedział szybko oberżysta.

- Wyglądacie na takich, którzy nie zlękną się żadnego wyzwania, jeśli zostaną solidnie wynagrodzeni.

- Rozgryzł nas pan - z lekkim uśmiechem stwierdziła Lina.

- Karczmarzu, pokryję wszystkie szkody. A wy... - wskazał palcem w stronę Liny, Nagi i Gourrego - Idziecie ze mną.

Jako, że ta trójka słucha władz, (gdy im to odpowiada) i nie miała aktualnie niczego w planach wszyscy, głośno sobie dokazując, ruszyli za burmistrzem.

- Więc panie burmistrzu... Po co jesteśmy panu potrzebni? - z ciekawością zapytała Lina.

- Chodzi o to, że potrzebuję kogoś, kto przyniósłby mi legendarny Miecz Księżyca. Jeśli chcecie, to opowiem wam jego historię...

- Może być - mówiąc to Naga ziewnęła i siadła na krześle.

- Dawno, dawno temu, gdy na powierzchni kroczyły jeszcze potwory...

- Ale potwory jeszcze istnieją - celnie zauważyła Lina. - Chociaż postęp cywilizacyjny szybko je zniszczy.

- Chodzi o to, że.. .- starał się zacząć znowu burmistrz, ale Naga była szybsza.

- Nudzisz dziadku, przejdź do rzeczy - powiedziała z kolejnym ziewnięciem.

- Dobrze, dobrze. Cały problem w tym, że pewni magowie ukryli gdzieś ten miecz, ponieważ był zbyt potężny. Przez przypadek mam mapę prawdopodobnego miejsca, w którym się znajduje. Ja jestem już na wyprawę za stary, lecz jeśli przyniesiecie mi ten artefakt, to w zamian dam wam tyle złota ile zechcecie.

- OK! Zrobimy to dla pana, burmistrzu - z radością powiedziała Lina. - Lecz jak się tam dostaniemy?

- Załatwię wam transport w okolice Gór Wiecznego Spoczynku Gnoili, Koboldów i Smoków. Popłyniecie tam statkiem "Drewniana tarcza na wodzie". Niestety drogę od brzegu morza Fioletowo-Różowego do gór będziecie musieli pokonać pieszo. Okolica ta obfituje w potwory, ale chyba sobie poradzicie.

- Kiedy wyruszamy? - zapytał Gourry, który przypomniał sobie, że istnieje.

- Statek odpływa jutro o szóstej rano.

- Więc postanowione! - Lina była w wyjątkowo dobrym humorze. - Jutro wyruszamy!

Zjedli kolację, zdemolowali gospodę "Udziec Smoka" i poszli spać. Następnego dnia rano wsiedli na statek i odpłynęli ku drugiemu kontynentowi, a Gourry przypomniał sobie, że ma chorobę morską.

Podróż przebiegła bez większych przykrości (oprócz nudności Gourrego) i po trzech dniach nudnej (na razie) wyprawy bohaterowie przypłynęli na Kontynent 2. Gdy już wysiedli na brzeg, kapitan grzecznie ich pożegnał i uciekł bardzo szybko, zostawiając naszą dzielną trójkę na zupełnym pustkowiu.

- Więc jesteśmy! I co teraz? - Lina zauważyła, że właściwie nie mają żadnych zapasów ani środku transportu do gór. - Spróbuję się tam przeteleportować. Nie całkiem jej wyszło i zaliczyła kąpiel w morzu.

- HO! HO! HO! - Nie umiesz się nawet teleportować! Patrz na mistrza! - Mówiąc to, Naga po nieudanym czarze wylądowała w wodzie obok przyjaciółki. Gourry spojrzał na nie, załamał się i pomógł im wyjść z wody.

- Może po prostu pójdziemy? - zaproponował.

Pomysł wszystkim się spodobał, więc 5 minut później szli w kierunku Gór wiecznego spoczynku: gnoili, koboldów i smoków, gdzie czekał na nich legendarny Miecz Księżyca, zastanawiając się, kto wymyśla takie głupie nazwy.

- Może zaśpiewamy jakąś piosenkę? - następny dobry pomysł Gabrieva został entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich.

- Przecież to kompletny idiotyzm śpiewać tutaj - stwierdziła Naga.

- Proooooooszę...

- No dobra- Lina zlitowała się nad Gourrym i zaczęła śpiewać.

Słowa te, były zupełnie bez sensu, naprędce wymyślone przez drużynę, a brzmiały

mniej więcej tak:

"Gdy niepotrzebną kasę masz

do kogo się z nią zwracasz?

Jeśli artefakt jakiś znaleźć trzeba dziś

to czy wiesz kogo wysłać,

by po niego iść?

Tak, tak zleć to nam!

Będzie to trochę kosztować, ale nie będziesz żałować..."

Szli tak śpiewając około dziesięć godzin i zaczęli odczuwać lekki głód.

- Aaaaaa!!! Dłużej nie wytrzymam! Muszę coś zjeść! - zaczęła biadolić panna lnverse. Jakby tego było mało, zza pobliskiego pagórka wyłonił się słup kurzu, a następnie ukazała się naszej drużynie sylwetka wielkiego Smoka.

- Mamy problem. - rzeczowo stwierdził Gourry.

- Użyję Dragu Slave'a!!! - z uniesieniem krzyknęła Lina. Niestety była tak głodna i zmęczona, że zamiast promienia energii z rąk, z jej brzucha wyrwało się głośne burknięcie.

- Naprawdę mamy problem... - jęknęła.

Gourry szpanersko rzucił się na gada z dzikim okrzykiem na ustach i swoim legendarnym Mieczem Światła w dłoniach, lecz w połowie drogi przewrócił się, mdlejąc z wycieńczenia.

- Naga, zrób coś! - rozpaczliwie krzyknęła Lina, która leżała na ziemi, walcząc z ogarniającym ją omdleniem.

- Nie mogę! Jestem zbyt słaba! Sama nie mam szans! Przyjaciele... Nie opuszczajcie mnie... - po raz pierwszy w życiu, Naga naprawdę się bała. Wiedziała, że to nie pasuje do jej wizerunku nieustraszonej czarodziejki, lecz była prawdziwie przerażona. Nagle, kiedy wrażenie, że to już ich koniec stało się bardzo realne, smok padł, trafiony piorunem w środek pleców. "Uratowani" zdążyła jeszcze pomyśleć Naga, kiedy widząc dwie lecące w ich stronę postacie, osunęła się na kolana i z uśmiechem, który zastygł na jej ustach zemdlała ostatnia.

Linę obudziło ostre światło i fakt, że była przykryta słomianą matą.

- Gdzie ja jestem? - spytała samą siebie, hamując odruch puszczenia fireballa, w pierwszą rzecz, która się poruszyła.

- Jesteście w naszym domu - odpowiedział zza niedomkniętych drzwi, nieznany jej męski głos.

Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, ale nie było w nim niczego szczególnego. Wyglądał jak przeciętny pokój, w przeciętnym drewnianym domu. Gourry i Naga spali po obu jej stronach, przykryci słomianymi matami.

- Wyjdź i walcz otwarcie, jeśli się nie boisz! - krzyknęła odważnie Lina, przypominając sobie jak bardzo jest głodna.

- To nie jest konieczne... - po tych słowach, drzwi otwarły się na oścież, a Gourry i Naga się obudzili. Oczom naszych bohaterów ukazali się: przystojny, barczysty mężczyzna w płaszczu czarodzieja oraz piękna kobieta, od której aż lśniło dobro.

- Jestem Zsuiram, a to moja przepiękna żona Azi - przedstawił się czarodziej. - Nie mówcie mi, kim jesteście, sam zgadnę. Ty wysoki, długowłosy blondynie z Mieczem Światła przy pasie, nazywasz się Gourry Gabriev, rudowłosa niewiasta w płaszczu czarodziejki, to Lina lnverse. A ty, - wskazał palcem na Nagę - czarnowłosa, jesteś znana jako Naga Biały Wąż.

- Skąd to wszystko wiesz? - spytała ogłupiała Lina.

- Lino, nie znasz własnej sławy. To dzięki historiom o tobie, "Naturalna przeciwniczko wszystkiego, co żywe", "Pogromczyni bandytów", "Zabójczynio smoków" (przezwiska Liny) postanowiłem zostać magiem. Lecz i tak nigdy Ci nie dorównam. Wiem, gdzie i po co idziecie, ale porozmawiamy o tym po kolacji.

- Jedzenie gotowe! - zawołała z kuchni Azi. - Chodźcie szybko, bo wystygnie. Wszyscy byli strasznie głodni, toteż spałaszowali to, co było na stole w bardzo krótkim czasie.

- Aach! Jakie to było pyszne. - westchnęła Naga.

- Jak już mówiłem, wiem, jaki jest cel waszej wyprawy, gdybym jednak był na waszym miejscu, zostawiłbym Miecz Księżyca w spokoju, ale ufam, że macie w tym, co robicie jakiś szczytny cel. - po kolejnym dłuższym monologu, Zsuiram musiał kilka razy głęboko odetchnąć.

- Przykro nam, ale musimy już iść... - zaczęła Naga.

- Rozumiem i nie będę was zatrzymywał.

Azi i Zsuiram odprowadzili bohaterów do drzwi.

- Jeszcze jedno...-Zsuiram poszedł do innego pokoju i po chwili wrócił ze sporym plecakiem.

- Mam dla was podarek, który może się Warn przydać. Oto pięć śpiworów tak na wszelki wypadek, oraz łyżki.

- Po, co nam łyżki?! - zapytała Lina, obawiając się o stan psychiczny czarodzieja.

- Jeszcze się przydadzą, zobaczycie. W każdym razie, do zobaczenia!

- Żegnajcie, i obyśmy się jeszcze zobaczyli! - Krzyknęła nasz trójka. - Dzięki za łyżki!

Chwilę później nasi bohaterowie znów byli w drodze do "Gór..." (Bagaż niósł oczywiście Gourry).

Krajobraz robił się coraz bardziej górzysty, smoki i inne potwory pokonane w międzyczasie przez drużynę Liny już zaczęły się rozkładać, a na horyzoncie zaczęły majaczyć sylwetki Gór Wiecznego Spoczynku...

- Jesteśmy prawie na miejscu - oznajmił Gourry. - Ale na noc trzeba będzie rozbić obóz.

- Blondynek ma rację - stwierdziła Naga.

- Dobre miejsce mamy pod stopami. Gourry, ty pierwszy pełnisz wartę, Naga druga, a ja ostatnia.

- OK, OK. - Gourry usiadł na dużym kamieniu i podparł głowę na rękach. - Mogę wartować całą noc.

- To my idziemy spać - Naga i Lina położyły się w leżących obok ognia śpiworach i od razu usnęły chrapiąc niemiłosiernie.

Noc była spokojna aż do ok. drugiej w nocy, kiedy pan G. zobaczył dwa świecące punkty, które cały czas się zbliżały.

- Kto idzie? - zawołał.

- A kto pyta?

- Gourry Gabriev! (Mama go nie nauczyła, że nie należy się przedstawiać nieznajomym).

- To ty Gourry? Mama Cię nie nauczyła, że nie należy się przedstawiać nieznajomym?

- Szczerze mówiąc nie pamiętam... Powiesz mi wreszcie jak się nazywasz?

- Zelgadis Greywords, osoba będąca w 1/3 golemem, w 1/3 człowiekiem i w 1/3 demonem, tzw. chimera. Mówi Ci to coś?

- Zel! Co tu robisz?

Z cienia wyszedł "człowiek" mający niebieską skórę o strukturze kamienia i srebrne włosy.

- To, co zwykle, kiedy nie uczestniczę z Wami w jakiejś przygodzie. Szukam lekarstwa na mój wygląd (Zel, kiedy był młody, chciał być potężnym wojownikiem, a jego dziadek i pradziadek- Rezo spełnił jego życzenie, zamieniając go w to, czym jest teraz).

- Obudzić Linę i Nagę?

- Nie trzeba. Lepiej zostawić je w spokoju, kiedy śpią.

- Masz rację. Budzenie ich, to dosyć niebezpieczny proceder. Tak w ogóle, to miło Cię znowu widzieć.

- Nawzajem. Chodźmy spać, bo ranek już blisko.

Leżąc w swoim śpiworze Gourry opowiedział Zelgadisowi o ich zadaniu, Zsuiramie i łyżkach.

Nad ranem Lina, która wstała jako pierwsza i postanowiła urządzić pobudkę.

- WSTAAAAAWAAAAĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!! - ryknęła na całe gardło.

Wszyscy zerwali się z posłań i stanęli w pełnej gotowości bojowej z wyciągniętą bronią.

- Już późno- dodała spokojnie panna lnverse. - Zel, a ty tu skąd?

- Przypadkiem przechodziłem obok...

- Nieważne. Znasz cel naszej wyprawy?

- Tak, Gourry mi powiedział.

- Przyłączysz się do nas?

- Czemu nie? Nie mam aktualnie niczego ciekawego do roboty, szczerze mówiąc zaczynałem się nudzić.

- A propos celu wyprawy... Nie uważam tego za zbyt dobry pomysł, ale to tylko moje zdanie - Po tych słowach Zelgadis w mgnieniu oka obrócił się o 180 stopni i strzelił fireballem w stronę krzaków.

- Co...?- Naga nie skończyła pytania, ponieważ z chaszczy wypadł świeżo upieczony niedźwiedź.

- Mamy śniadanie - stwierdził rzeczowo Zelgadis.

Nasi bohaterowie po dołączeniu się do nich Zela szli szybko w stronę "Gór...", szli, szli, czasem zabijali jakieś potwory, aż w końcu doszli do wielkiego kręgu wielkich skał z ogromną bramą.

- HA HA! Doszliśmy do jakiegoś kręgu wielkich skał! - zaśmiała się Lina.

- Wg. moich informacji, to właśnie są Góry Wiecznego Spoczynku... - powiedział Zelgadis.

- Zjadłbym Cheeseburgera - westchnął Gourry.

- Pozostawię to bez komentarza... Tak w ogóle, to, co robimy? - zapytał Zel.

- Dobre pytanie - zaczęła się zastanawiać Naga. - Wchodzimy, rozwalamy, co się da, bierzemy miecz i chodu.

- Zły pomysł. Może ci w środku nie będą chcieli walczyć... - zauważył słusznie Gourry. Nasi bohaterowie naradzali się nad tym przez ok. trzy godziny i w końcu postanowili, że spróbują zabrać miecz po dobroci, a dopiero później użyją siły. Kiedy wszystko było już uzgodnione, Lina podeszła do wielkich wrót i zakołatała wielką kołatką. Po dłuższej chwili wrota rozwarły się, pozwalając naszej czwórce "dzielnych herosów" wejść do środka.

Wewnątrz zobaczyli wielką komnatę, z tronem na środku. Siedział na nim gigantyczny smok.

- Dawaj miecz, łuskowaty potworze! - po zobaczeniu smoka, nerwy Nagi puściły.

- Uspokój się dziewczyno. Khe, khe (kaszel). Mam już ponad dwa tysiące lat i proszę się do mnie zwracać per Pan, khe - odezwał się majestatycznym (i lekko przeziębionym) głosem smok.

- Zostaw dziadka Naga, bo jeszcze dostanie ataku i będziesz miała za swoje. - skarciła Nagę Lina. - Przepraszam Panie smoku, ale czy mógłby nam Pan łaskawie powiedzieć, gdzie znajduje się Legendarny Miecz Księżyca?

- Nie.

- Dobra. Sformułuję pytanie inaczej. Powiesz nam, gdzie jest miecz, albo nie dożyjesz jutra.

- Czy ty starasz się mnie szantażować?

- Dragu Slave!!! - gdy Lina wypowiedziała te słowa, z jej rąk wystrzelił promień czerwonej energii i zrobił bardzo stylową dziurę w suficie. - To jedna tysięczna mocy tego zaklęcia. A więc...?

- To bardziej skomplikowane niż wam się wydaje - powiedział wystraszony smok zapominając nawet o kaszlaniu. - Miecza Księżyca tutaj nie ma.

- COO!? - krzyknęli wszyscy razem.

- Miecza tu nie ma, ale znajduje się tu recepta jak go stworzyć, a właściwie odtworzyć.

- Gadaj smoku. - Lina bardzo mocno się powstrzymywała przed wysadzeniem smoka w powietrze.

- A więc... Po pierwsze, potrzebny jest Miecz Światła, który jak widzę posiadacie. Po drugie potrzebujecie tępego osiłka z czystym sercem. A po trzecie zaklęcia, które znam ja.

- Podaj nam zaklęcie. Proszę - ładnie poprosiła Lina.

- Lecz w tym wszystkim jest jeden haczyk. Po przemianie traci się na zawsze Miecz Światła, a Miecza Księżyca mogą używać tylko istoty złe do szpiku kości.

- Skoro tak, to wracamy do burmistrza i mówimy mu, że nic z tego. - stwierdziła lekko zawiedziona Lina.

Nagle wszyscy usłyszeli jakiś wybuch, po którym wrota do górskiego kręgu zostały zdezintegrowane. Ktoś stał w dymie. Był to burmistrz.

- A pan, co tutaj robi burmistrzu? - zapytał Gourry.

- Przyszedłem tu po Miecz Księżyca!!!! Wysłałem was, bo mi smok nigdy by nie przekazał sekretu odtworzenia miecza.

- Co wy tak z tym odtworzeniem? - Naga była bardzo ciekawska.

- Wszystko zaczęło się dawno temu... Wielki czarnoksiężnik zapieczętował Miecz Księżyca, który był potężną bronią zła w Mieczu Światła, myśląc, że to nie pozwoli żadnemu mazoku go dorwać.- Opowiedział historię smok.

- Mylił się jednak. Usmażę dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbędę się Miecza Światła i dostanę ten Księżyca - zaczął snuć swoje plany burmistrz.

- Nie spiesz się tak ze zdobywaniem potężnej broni. - Nad tronem lewitował Xellos (dobry mazoku, przyjaciel Liny i innych).

- Doigrałeś się Xantorze. Muszę Cię odesłać do wymiaru astralnego. - powiedział spokojnie.

- Pomożemy Ci Xellosie! - zawołał Zelgadis. - Ra Tilt!

- Dragu Slave! - krzyknęła Lina.

- Bram Blazer! - Naga też się przyłączyła.

Kiedy dym wzniecony eksplozjami wywołanymi przez zaklęcia opadł, Gourry rzucił się

na Xantora z Mieczem Światła, którym przeciął go pionowo na dwie części.

- To za to, że musiałem płynąć statkiem. - zawołał Gabriev po ciosie.

- No i załatwiliście za mnie ważną sprawę. Dzięki. - podziękował Xellos i zniknął.

- Smoku, wybacz nam za ten bałagan. Musimy już lecieć. - gad nawet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy nasi bohaterowie zwiali. Przestali biec ok. trzy kilometry od kręgu.

- Chyba czas się pożegnać. - zaczęła Lina.

- Chyba masz rację - stwierdził Zelgadis.

- No to cześć. Jakbyś jeszcze raz chciała wyruszyć na jakąś wyprawę, to mnie o tym powiadom.

- OK Naga.

- To cześć wszystkim!! - zawołała Lina i chwyciwszy Gourrego za koszulę, rzuciła na siebie zaklęcie lewitacji i razem z Gabrievem poleciała na północ w poszukiwaniu przygód. Wkrótce Zel i Naga zrobili to samo i każde z nich leciało w inną stronę.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Keii : 2007-01-01 02:50:24
    Hm

    Szczerze mówiąc, sam już nie pamiętam, co dokładnie było w tych opowiadaniach, tak dawno powstały. Za wszystkie nieścisłości ze światem Slayers przepraszam, ale nie będę już tego modyfikował raczej :}

  • Skomentuj