Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Trylogia Slayers

Finałowy Akt

Autor:Keii
Gatunki:Fantasy, Komedia
Dodany:2005-10-20 21:49:52
Aktualizowany:2005-10-20 21:49:52


Poprzedni rozdział

- Mam dość! - Lina uderzyła pięścią w stół.- Za nasze dwie ostatnie "akcje" nie dostaliśmy ani grosza. Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie wrócić do czasów okradania bandytów.

- Lina ma rację - krzyknął Gourry, bo nie umiał wymyślić nic oryginalniejszego.

- Może by tak wywiesić w mieście ogłoszenie - zaproponowała Amelia.

- Oczywiście... A jego treść będzie brzmiała. "Postrzelona czarodziejka, wojownik o mózgu wielkości ziarnka piasku, jeszcze bardziej postrzelona czarodziejka, chimera, oraz wojowniczka o miłość i sprawiedliwość poszukują dobrze płatnego zlecenia" - sarkastycznie stwierdził Zelgadis.

- Kogo nazywasz postrzeloną czarodziejką Zel? - zdenerwowała się Lina.

- Powiedział, że mam mózg wielkości ziarnka piasku! - ucieszył się Gourry.

- On cię obraził głupku - czerwonowłosa czarodziejka powiedziawszy to, wzięła głęboki łyk koziego mleka.

- Naprawdę pan myśli, że jestem prawdziwą wojowniczką o miłość i sprawiedliwość? - z nadzieją w głosie zapytała Amelia.

- Jeszcze bardziej postrzelona czarodziejka - Naga ziewnęła.- Za kogo ty się masz Zel, żeby o nas tak mówić?

- Ale to prawda... - Zelgadis wstał i podszedł do drzwi.- Dajcie kasę, to zapłacę za jedzenie i pokoje w tej gospodzie.

- Może lepiej ja to zrobię - Lina podniosła się z krzesła.- Może przy okazji uda mi się "wynegocjować" cenę.

- Tylko żeby nas przez ciebie nie wyrzucili - Gourry wziął jakąś szmatę i zaczął polerować miecz

- Co masz na myśli mówiąc. "Żeby nas przez ciebie nie wyrzucili"?

- No bo jak cię poniesie to jeszcze coś zniszczysz...

- Przyjmij do wiadomości panie wojownik, do którego nic nie dociera, że jestem bardzo spokojną i opanowaną osobą! - wydarła się na Gabrieva Lina.

- Skoro tak mówisz...

- Zaraz wracam! - Lina wychodząc, trzasnęła drzwiami tak mocno, że aż poleciały drzazgi

- Lepiej z nią nie zadzierać... - stwierdził Zelgadis.

- Masz rację Zel - przyznał wojownik.

***

- Linaaaa! - Naga od dobrych pięciu sekund darła się na czarodziejkę. - Powiedz mi, czemu akurat dzisiaj musiałaś stracić panowanie nad sobą tylko dlatego, że mówią do ciebie jak do dziecka?

- Ciekawe jak ty byś się zachowała na moim miejscu? - odgryzła się panna Inverse.

- Powiedz mi tylko, co, na Giga Slavea, powiedziałaś temu gościowi, że wyrzucił nas wszystkich na ulicę i wrzeszczał żebyśmy tu więcej nie przychodzili? - Zelgadis był kompletnie wytrącony z równowagi.

- Niech no sobie przypomnę... - Lina zaczęła się zastanawiać co właściwie się stało.

- Nie przesadzaj, to było jakieś pięć minut temu - Gourry wszedł pod dach jakiegoś sklepu, aby skryć się przed deszczem.

- Cicho bądź i mi nie przeszkadzaj! Więc to było tak... Zeszłam na dół, do oberżysty i zapytałam się grzecznie, ile mamy zapłacić (Dobra, teraz powiedz ile mamy zapłacić i czemu tak dużo?), a on powiedział: "trzydzieści złotych monet od osoby, dziewczynko". Wiecie jak bardzo nie lubię, jak się mnie bierze za dziecko, więc przedstawiłam sprawę jasno: "jeszcze raz nazwiesz mnie dziewczynką, to pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś", na co on odrzekł "dobrze moje dziecko". Stwierdziłam, że do faceta wszystko dociera równie szybko, jak do Gourrego, więc przeszłam do sedna: "nie mógłby pan trochę obniżyć ceny?" on w ogóle nie zrozumiał: "przykro mi, ale nie mamy cen ulgowych dla małych dzieci". To zdenerwowało mnie tak, że powiedziałam mu, co o nim myślę: "słuchaj, NIE JESTEM MAŁYM DZIECKIEM, tylko potężną czarodziejką Liną Inverse i jeśli mnie zaraz nie przeprosisz za "dziewczynkę" i "dziecko" to zlekceważę to, że jesteś ciężko kapujący i pokażę ci, co robię z takimi jak ty!". Później sprawy potoczyły się bardzo szybko, kilka razy nazwał mnie niewychowanym dzieciakiem, moje nerwy nie wytrzymały, dostał centralnie fireballem i resztę już znacie.

- Nie rozumiem jak można być tak wrażliwym na punkcie swojego wyglądu - Zelgadis trochę się uspokoił. - Większość kobiet byłaby przeszczęśliwa, gdyby wzięto je za nastolatki.

- Wyobraź sobie panie chimera, że należę do tej mniejszości. Ups... - Lina trochę za późno zorientowała się, że użyła zakazanego słowa .- Zel, ja... Ja, naprawdę nie chciałam. Poniosło mnie, wybacz. Wcale nie miałam na myśli "chimery", tylko... Eee...

- Nie tłumacz się Lino. Wcale nie mam ci tego za złe. Powiedziałaś prawdę, jestem chimerą i właśnie dlatego, aby to zmienić, szukam lekarstwa. Żyję z nadzieją, że kiedyś je odnajdę...

- To już wiemy - zauważył trafnie Gourry.

- Musimy znaleźć w końcu jakąś gospodę - Naga podeszła do szyldu wiszącego nad drzwiami średnio zadbanego, lecz wyglądającego na przytulny domu i przeczytała na głos - "Gospoda pod karaluchem".

- Niezbyt zachęcająca nazwa - Zel szczelniej okrył się płaszczem.- No, ale, jak to mówią, na bezrybiu i smok ryba. Wchodzimy - lekko popchnął drzwi, które lekko skrzypiąc, otworzyły się.

W środku czekał ich bardzo przyjemny widok. Kominek wesoło trzaskał w ogniu, a może ogień w kominku, co za różnica. Siedzący przy barze rycerze wykrzykiwali wesoło: "więcej wody sodowej, mości gospodarzu", a w kącie jakiś dziwny dziadek grał na cymbałkach i jęcząc: "Trą la la, kotki dfa...", pokazywał swoje braki w uzębieniu. Ogólnie było bardzo wesoło. Do czasu, kiedy to Lina zdecydowała pójść do karczmarza i wynająć pokoje.

- Panie gospodarz! - zawołała.- Ile kosztuje tu nocleg dla pięciu osób?

- Dla pięciu? Daj mi pomyśleć... Zagren! Ile jest pięć razy pięć? - zawołał karczmarz do kogoś na zapleczu.

- Wygrajmy razem... Mógłbyś powtórzyć szefie? Myślałem o czymś innym.

- Pytałem ile jest pięć razy pięć!

- Dwadzieścia pięć. A po doliczeniu dwudziesto dwu procentowego VATu- trzydzieści i pół, natomiast po zaokrągleniu, trzydzieści jeden.

- Dobra. Dla pięciu osób, to będzie trzydzieści pięć złotych monet - karczmarz groźnie popatrzał na Linę. - Płatne z góry.

- Jasne... - Lina sięgnęła po sakiewkę, po czym wyjęła z niej trzydzieści pięć złotych monet.- Proszę. Oto należność - powiedziawszy to, szpanersko rzuciła pieniądze na ladę.

W tym czasie Amelia przysłuchiwała się rozmowie podejrzanie wyglądających mężczyzn, mając nadzieję, że będzie mowa o czymś, co pozwoli ukarać ich w imieniu prawa.

-1 wtedy mu, powiedziałem, że to mój miecz, a nie nóż do chleba - powiedział chudy do grubego.

- Opowiadałeś to już ze sto razy - gruby zamówił następny kufel wody sodowej. - A wtedy on ci powiedział: "U nas używamy mieczy do cięcia chleba".

- No właśnie. Widzisz tą dziewczynę przy barze? - zapytał chudy wskazując palcem w okolice Liny (napił się trochę za dużo wody sodowej).

- Tą, która przed chwilą szpanersko rzuciła pieniądze na ladę? - zapytał gruby.

- Tak, właśnie tą. Wiesz, co mi się wydaje?

- Nie mam pojęcia - gruby zaczął pić duszkiem swoją wodę.

- Że to jest ta... Jak jej tam było?.. O, przypomniałem sobie. Lina Inverse - po tych słowach chudego, gruby wypluł wodę, której jeszcze nie zdążył przełknąć, wydając przy tym coś w rodzaju bardzo głośnego "pffi-fiflTrflT".

- Chyba woda sodowa uderzyła ci do głowy. Nie chodzi ci o tą sławną Linę Inverse, pogromczynię bandytów, naturalną przeciwniczkę wszystkiego, co żyje?!

- Właśnie o tą mi chodzi - chudy zaczął wstawać z krzesła.- Spadamy, nie?

- Byle jak najdalej stąd - gruby i chudy uciekli z gospody z taką prędkością, że zrobili nawet małe sonic-boom (huk, który powstaje podczas przekraczania przez samoloty prędkości dźwięku).

- Czemu tych dwóch tak szybko wyszło? - zapytała Amelii Lina.

- Nie mam pojęcia - skłamała księżniczka, przeczuwając, że lepiej nie mówić przyjaciółce o czym rozmawiali.

- Chodźmy spać, bo już późno - stwierdziła Lina.

Wszyscy poszli spać do swoich pokoi, usypiając od razu po położeniu się do łóżka. Tylko Gourry usnął zanim doszedł do posłania, jakiś metr przed nim. Przespał całą noc na podłodze.

***

- Nie spałem zbyt dobrze... - przy śniadaniu, Gourry raz po raz zanurzał twarz w owsiance i budząc się, gdy wciągał trochę nosem.

- Znowu usnąłeś zanim doszedłeś do łóżka? - Lina tak się wyspała, że aż była w dobrym humorze.

- Może pomysł z ogłoszeniem nie był taki zły? - Zelgadisowi również udzieliła się radosna atmosfera śniadania.

- Od razu jak zjemy, zabierzemy się wspólnie do jego zrobienia! - Amelia cieszyła się, że nareszcie skończy się nuda.

- Trzeba przyznać, że jedzenie mają niezłe - Naga odgryzła kolejny już kawał udźca smoka (tak przynajmniej pisało w Menu).

- Czemu dostałem owsiankę, kiedy w zajadacie się mięsem? - zaczął biadolić Gourry.

- Karczmarz powiedział, że mięso im się skończyło, polowanie na smoka jest niebezpieczne, a ty wstałeś ostatni. Wolisz owsiankę, czy pusty brzuch? - poinformował Gourrego Zel.

- Zdecydowanie owsiankę - wojownik dziarsko zabrał się do jedzenia.

- Co to za łyżka, którą pan je, panie Gourry? - zapytała Amelia.

- To prezent od Zsuirama - wybełkotał blondyn plując się owsianką.

- Tego, który pojawił się by nam pomóc w walce z Kankanatem?

- Kanakatem - sprostował Zel.

- Tak, to był właśnie Zsuiram - Lina wzięła głęboki wdech, co sugerowało, że zaraz na kogoś ryknie, lub zacznie opowiadać jakąś historię. - Zsuirama poznaliśmy, kiedy byliśmy w trakcie wyprawy po Miecz Księżyca. Gdy szliśmy do Gór Wiecznego Spoczynku... zaatakował nas smok. Byliśmy zbyt zmęczeni, żeby walczyć i pomdleliśmy z głodu.

- Jako, że padłam ostatnia, widziałam jak gad padł, gdy trafiła go błyskawica. Później dowiedzieliśmy się, że to właśnie Zsuiram nam pomógł - Naga wstała i usiadła, żeby rozprostować kości.

- Ten miły czarodziej ugościł nas, nakarmił, a gdy wychodziliśmy, dał nam śpiwory i łyżki, które jak widać mają jakąś magiczną moc - Gourry, choć zjadł owsiankę, wciąż był głodny. - Wciąż jestem głodny.

- Niech pan weźmie trochę mojego smoka - Amelia prawie od razu pożałowała tych słów, gdy wojownik bezceremonialnie zabrał jej talerz i zanim ktokolwiek zauważył, pochłonął to, co na nim zostało - To już cała historia Zsuirama? - ze smutkiem zapytała młoda czarodziejka.

- Niestety, a być może na szczęście, tak - Zel wyszedł z pokoju, wracając po chwili z kilkunastoma kartkami papieru i czymś do pisania. - Zabierzmy się do robienia plakatów- powiedział.

***

Po dwóch godzinach debat, kłótni i kilku podartych projektów, nasza drużyna wyszła z oberży i zaczęła zawieszać w różnych miejscach ogłoszenia, które wyglądały mniej więcej tak:

Piękne czarodziejki: Lina Inverse, Naga Biały Wąż

Oraz

Amelia Will Tesla Seyrun.

Razem z wojownikami

-Gourrym Gabrievem

i Zelgadisem Greywordsem

Poszukują opłacalnego zlecenia

(np. zabicie jakiegoś potwora).

Jeśli wiesz gdzie takie znaleźć

Zgłoś się do gospody

"Pod Karaluchem"

(Byle szybko).

- Niezbyt nam to wyszło - stwierdził Zelgadis.

- Mogłoby być o wiele lepsze - mówiąc to, Amelia przybiła kartkę do jakiegoś słupa.

- Wszystko na świecie mogłoby być lepsze! - Lina była lekko podenerwowana. Gdy nasi bohaterowie skończyli rozwieszać plakaty, wrócili do oberży i czekali.

- Nudzi mnie to czekanie - ziewnęła Naga.

- Przecież czekamy dopiero dwadzieścia minut - Gourry jadł właśnie kanapkę z szynką.

- O dziesięć minut za długo - Lina kiwała się na krześle. - A co będzie, jeśli nikt się nie zgłosi?

- Nie bój żaby Lina, chyba ktoś idzie - blondwłosy wojownik wyjrzał przez okno. - Jest jakieś pięćdziesiąt metrów stąd i idzie dość powoli. Nagle wspomniana osoba zapukała do drzwi ich pokoju.

- Jakim cudem tak szybko...? - panna Inverse prawie zadławiła się chlebem.- Przecież przed chwilą... A zresztą, nieważne trzeba sprawiać wrażenie miłych i uczciwych - czarodziejka poszła w stronę drzwi z zamiarem ich otworzenia.

- Uczciwych!? Miłych!? Będzie ciężko - Zelgadis wstał i poprawił fryzurę.- De szoł mast goł on (The show must go on - przedstawienie musi trwać) - rzucił szpanersko i podszedł do Liny.

Po otwarciu przez naszą bohaterkę drzwi, wszyscy znajdujący się w pokoju spostrzegli czarnowłosego mężczyznę w średnim wieku, przywdzianego w zielony płaszcz z czerwonym kapturem. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to czarodziej, ponieważ czuć było otaczającą go magiczną aurę Lina starała się nie parsknąć śmiechem, widząc bezguście owego człowieka.

- Witam, jestem Werasaidlf. Pochodzę z bractwa magów, zwącego się Zielonoszatowcy.

- A ten czerwony kaptur to twój akcent własny? - Gourry podał przybyszowi rękę -Gourry jestem.

- Masz pan jakąś sprawę panie Zielonokrzyżowiec? - zapytała rzeczowo ruda czarodziejka.

- Nie krzyżowiec, tylko szatowiec. Przybyłem zlecić wam zadanie. Chcę , abyście pokonali potwora.

- Gdzie, kiedy i za ile? - Naga wyraźnie zainteresowała się tą sprawą.

- Na " Polu demolki totalnej", jutro o 9°°, za tysiąc sztuk złota.

- Jak groźny jest ten potwór, oraz jak wygląda? - Zelgadis przeszedł do bardziej rzeczowych pytań.

- Ma na oko z dwanaście metrów wzrostu i potrafi w dziesięć minut zmieść z powierzchni ziemi małą wioskę.

- Jakieś szczególne umiejętności? - Gourry zaczął jeść kanapkę. - Powiedz też, dlaczego mamy z nim walczyć z nim akurat jutro o dziewiątej, na "Polu demolki totalnej"?

- Potwór powiedział, że jeśli jutro nikt z nim nie wygra, to przejmie władzę nad całym światem. Co do jego zdolności, mówił, że umie ziać ogniem, lodem, kwasem i rachunkami za telefon.

- Rachunkami za telefon!? - zakrzyknęli ze strachem nasi bohaterowie. - To potworne.

- Dwanaście tysięcy i ani jednej złotej monety mniej - stwierdziła panna Inverse.

- To zdzierstwo, ale zgadzam się - Werasaidlf był dosyć szczęśliwy. - Obiecujecie, że pokonacie tego potwora?

- Nie mam pojęcia, lecz, jak to się mówi: "Kto nie ryzykuje, ten dostaje dwóje" - Lina wyciągnęła rękę w stronę maga.- Umowa?

- Umowa.- Odpowiedział czerwony kaptur ściskając rękę czarodziejki.- Czekam jutro o ósmej pięćdziesią t- Powiedziawszy to wyszedł.

- Lepiej chodźmy spać, żeby jutro być w pełni sił - Amelia wypiła łyk mleka.- Trzeba pokazać tej maszkarze, że nie warto być złym Wszyscy poszli spać, rozmyślając o dniu następnym.

***

O ósmej pięćdziesiąt jeden, Lina zaczęła się niecierpliwić.

- Gdzie ten Werasaidlf? Miał tu być minutę temu...

- Spoko Lina, na pewno przyjdzie - starał się uspokoić czarodziejkę Zelgadis.- O, już go widzę - Z oddali zbliżała się postać w zielonej szacie z czerwonym kapturem.

- Masz rację, to na pewno on - ucieszyła się Amelia.

- Widzę, że nie stchórzyliście - z dziwnym uśmiechem powiedział mag, gdy już doszedł do drużyny. - Tego się nie spodziewałem.

- Czemu? - zapytała Naga.

- Nie wiem... Tak jakoś sobie myślałem... - zaczął się pokrętnie tłumaczyć Werasaidfl. -Teraz przygotujcie się na szok... Nie istnieje żaden dwunastometrowy potwór. Zwabiłem was tutaj, żeby was zabić w uczciwej walce - krzyknął Zielonoszatowiec.- Ha ha ha ha ha!!! Zdziwieni, co?

- Właściwie to nie bardzo... - Zelgadis wyciągnął miecz. - Lecz jeśli chcesz walki, to

będziesz ją miał

Gourry wyjął szybkim ruchem Miecz Światła (już aktywowany), Lina odskoczyła do

tyłu i zaczęła mruczeć formułkę Dragu Slavea, a Amelia i Zelgadis przygotowywali się

do rzucenia Ra Tiltów (tylko Naga stała, zastanawiając się co zrobić).

Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Jeden Ra Tilt poleciał w maga, a drugi

w miecz Gourrego (zaklęcia tego typu, są dla Miecza Światła doładowaniem)

wydłużając go dwukrotnie. Werasadifl odskoczył przed Ra Tiltem, ale dostał Dragu

Slavem puszczonym przez Linę.

- Ała, to bolało... - powiedział, kiedy kurz powstały podczas eksplozji już opadł.

- On przeżył? - Lina była tym faktem szczerze zaskoczona.

- Czemu nie? - zapytał drwiąco Zielonosztowiec.

Przypłacił jednak swój sarkazm, ponieważ na chwilę rozproszył uwagę. Ta chwila był dla Gourrego wystarczająca. Blondyn przeskoczył odległość dzielącą go od przeciwnika i z całym impetem wbił miecz w jego brzuch, przebijając go na wylot (brzuch, nie miecz). Czarodziej jednak stał niewzruszony. Po chwili wyciągnął oręż (razem z Gourrym) ze swojego ciała i odrzucił go dwadzieścia metrów dalej.

- Jestem niepokonany! - zaczął się śmiać. - Świat należy do mnie!

- Tak ci się tylko wydaje! - za plecami maga zmaterializowała się następna postać.

***

To był Zsuiram. Przyłożył palce do pleców Werasaidfla, wymruczał inkantację i w Zielonoszatowca uderzył piorun.

- Lino, podaj mi łyżki - zawołał Zsuiram.

- Po co ci one? - zapytała czarodziejka, rzucając przyjacielowi to, o co prosił.

- Zaraz zobaczysz... - dobry czarodziej uniósł się na wysokość ok. pięciu metrów i zawołał donośnym głosem.- Ty, który zdradziłeś zakon Zielonoszatowców, oraz chciałeś przejąć władzę nad światem... Werasaiflie od dzisiaj nie jesteś już członkiem bractwa. Poza tym pieczętuje cię, w tych oto Łyżkach Przesilenia, po wsze czasy albo jeszcze dłużej - z łyżek zaczęły się wydobywać ciemne opary, które po chwili całkiem pokryły Werasaifla.

- Nieee...! - zawołał jeszcze zły mag i zniknął razem z oparami w łyżkach.

- Zsuiramie, skąd się tu wziąłeś? - Lina przypatrywała się temu, co się działo, z mieszanymi uczuciami.

- Tak jakoś wpadłem... Nic to, muszę lecieć - powiedziawszy to, czarodziej zniknął.

- To mi wygląda na koniec naszej przygody z łyżkami - westchnął Zelgadis.

- Chodźmy do najbliższej karczmy coś zjeść. Ja stawiam - panna Inverse ruszyła w stronę miasta.- Idziecie?

- Skoro będziemy jeść na twój koszt... Jasne - Naga ruszyła za przyjaciółką.

- Poczekajcie! - zawołali Amelia, Gourry i Zelgadis.- nie zapominajcie o nas. To już koniec tej opowieści, ale może kiedyś powstanie dalszy ciąg...

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.