Opowiadanie
DB - Virus
Odcinek 5
Autor: | Black Falcon |
---|---|
Gatunki: | Przygodowe |
Dodany: | 2005-11-21 23:29:56 |
Aktualizowany: | 2005-11-21 23:29:56 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Kiedy Bulma udała się, aby porozmawiać z synem, Vegeta został sam. Stał przy oknie i rozmyślał. Coś nie dawało mu spokoju. Niby wszystko układało się pomyślnie, znalazł w sobie siłę, by przygotować się do spełnienia obietnicy danej matce. Mimo to wiedział, że coś jest nie tak. Obserwował krajobraz za oknem i czuł, że o czymś zapomniał. Miał wielką moc, dużo większą od Son Goku i powinien się cieszyć. Przypomniał sobie, jaka to satysfakcja - przemienić się prawie bez żadnego wysiłku w Super Saiyanina stopień szósty... Siódmego chwilowo nie udało mu się osiągnąć, ale był pewien, że niedługo... Stop! Zrozumiał, co się nie zgadzało!
- Jak to możliwe? - powiedział sam do siebie. - Przecież kiedy Super Saiyanin osiąga stopień czwarty, to powinien bardzo się zmienić! Powinienem mieć oczy srebrne z czerwoną obwódką, a moje włosy powinny być bardzo długie i mieć razem jasny i ciemny kolor...
Vegeta zmrużył oczy. Coś tutaj mu nie grało... Zafascynowany otrzymaną mocą zapomniał zupełnie o tej zmianie postaci. Przez ułamek sekundy w jego umyśle pojawiła się wątpliwość, czy to wszystko nie jest jakąś mistyfikacją, ale szybką ją odrzucił. Gdyby myślał tak jak dawniej, na pewno dalej by się nad tym zastanawiał, ale jego świadomość coraz bardziej była wypierana przez nieznaną siłę.
Powoli dzień się kończył. Było już dosyć późno, kiedy Son Goten zapukał do domu Trunksa. W ostatniej chwili przypomniał sobie o sprawdzianie z fizyki, o którym rano mówił koledze. Zakupy tak bardzo się przeciągnęły, że wrócił do domu dopiero teraz i tylko chwycił zeszyt, by od razu pobiec do Trunksa. Bulma i Vegeta przebywali gdzieś w głębi domu, otworzył więc Son Gotenowi zachmurzony na niego Trunks.
- Cześć - powiedział sucho, kiedy syn Son Goku radośnie się z nim przywitał. - Miło, że wpadłeś - dorzucił kwaśno.
- Wiesz, że musiałem jechać na zakupy... To co, wyjaśnisz mi te prawa?
- Wchodź - mruknął. Mimo przyjaźni z chłopcem Trunks nadal był na niego zły.
Rozsiedli się w pokoju potomka księcia Saiyanów i Goten zaczął wyjaśniać, o co mu konkretnie chodzi.
- I zupełnie nie rozumiem też tego zadania, o zobacz. Siła razy masa do kwadratu podzielona przez... Nie, nie rozumiem! Czemu tak?
Cisza. Goten przez chwilę sam myślał nad zadaniem, ale w końcu spojrzał na twarz przyjaciela, zaintrygowany jego przedłużającym się milczeniem. Nie dojrzał jej jednak, gdyż Trunks miał głowę zwieszoną w dół, a twarz zasłaniały mu jego długie, fioletowe włosy. W dłoniach coś dzierżył, ale Goten nie dojrzał, co to jest.
- Hej, wszystko w porządku? - zaniepokoił się syn Goku.
Minęło jeszcze kilka sekund, aż w końcu Trunks podniósł głowę i spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem, jakby znajdował się zupełnie gdzie indziej. Jakby nie za bardzo wiedział, co ten chłopak robi tuż obok niego i to na dodatek z jakimś zeszytem pełnym nieistotnych obliczeń. Goten przeraził się tego spojrzenia, był w nim chłód i zapowiedź jakiejś tragedii.
- Trunks? - szepnął chłopak. - Jesteś tam?
Kiedy zapytany nadal milczał, Goten zauważył, że trzymanym w ręce przez przyjaciela przedmiotem jest kartka papieru. Chwycił jego dłoń i próbował rozłożyć mu palce, by baczniej przyjrzeć się temu świstkowi. Mimo, iż palce te były jak zdrętwiałe, to po pewnym czasie udało mu się to. Wyjął kartkę i zobaczył, że widnieją na niej rysunki. Pierwszy przedstawiał w pośpiechu nakreśloną postać Vegety, klęczącego na kolanach. Nad nim stał jakiś mężczyzna, ledwo tylko zarysowany. Szykował się do zadania ciosu. Potem był drugi rysunek, tym razem widniał tam Trunks z mieczem uniesionym jakby do ciosu, a w tle był tylko zarys drugiej postaci.
Zimno ogarnęło serce Gotena. Nie rozumiał, co to wszystko ma znaczyć. Czemu Trunks rysuje swojego ojca pokonanego, może nawet czekającego na śmierć? I kim jest druga postać z jego rysunku? Kogo przyjaciel ma zamiar ugodzić swoim mieczem? Odważył się zapytać:
- Hej, co to jest?
Wtedy Trunks nagle wrócił do świata żywych. Zorientował się, że Son Goten widział już wszystko, dlatego próbował obrócić zdarzenie w żart. Uśmiechnął się nawet i powiedział:
- To nic takiego, po prostu ćwiczyłem swój talent plastyczny! Schowaj to głęboko, bo ojciec by się wściekł za takie obrazki! Jesteś moim kumplem, prawda?
Kiedy Goten przytaknął, nadal jeszcze pod wrażeniem całości, Trunks klepnął go mocno w plecy i rzekł:
- Wyrzuć to gdzieś, żeby nikt nie widział, a ja w końcu wytłumaczę ci te zadania. Umowa stoi?
- J... jasne. Stoi! - wydusił Goten. Do wyjścia z domu kolegi odczuwał jakiś nieokreślony niepokój. Dlatego nawet był wdzięczny Trunksowi, że ten zwolnił go z obowiązku pożegnania się z jego rodzicami:
- Nie martw się, pewnie już śpią. Pożegnam ich od ciebie!
- Dzięki! - Goten popędził do swojego bezpiecznego domu, gdzie czekali rodzice i brat z kolacją. Tam zapomniał o całym zdarzeniu. Z buzią pełną kanapek zasłuchał się w rozmowę Chi-chi i Son Goku na temat jutrzejszego obiadu i rysunki wyleciały mu z głowy zupełnie.
Bulma szykowała się do snu. Vegeta w ponurym humorze siedział na skraju łóżka, pogrążony w myślach. Jego mina mogłaby mieć tytuł: "Nie podchodź, bo wrzasnę". W ogóle nie słuchał słów Bulmy, która mówiła o czymś zupełnie dla niego nieistotnym. A ona właśnie teraz postanowiła zaznać trochę czułości od swojego męża i podeszła do niego ze słowami:
- Ale ty na pewno byś sobie dał z tym radę, mój księciuniu, nie tak, jak ten drab ze sklepu - odniosła się do końcówki swojego opowiadnia, tego, którego nie słyszał.
Jej serce zalała miłość do Vegety i wyciągnęła rękę z zamiarem pogładzenia go po policzku. To był błąd. Saiyanin od pewnego czasu był całkiem kierowany przez siłę pochodzącą od Khlorosian. Denerwowała go ta marna istota. Dzisiaj wieczór miał dodatkowo zły humor, co potęgowało efekt obcej potęgi.
W ułamku sekundy chwycił jej dłoń zanim jeszcze go dotknęła i ostro wykręcił jej rękę do tyłu.
- Au, to boli - próbowała się wyrwać, całkowicie zaskoczona. - Puszczaj, odbiło ci?! - zaskoczenie mieszało się z wściekłością na swojego małżonka.
- Nie, nie odbiło mi... - wysyczał, błyskawicznie wstając i przysuwając Bulmę do siebie, unieruchamiając ją swoimi silnymi rękami. - Na ziemię! - popchnął ją brutalnie w kierunku kąta pokoju.
Jak szmaciana lalka wylądowała bezwładnie na podłodze. Chciała się zerwać i walnąć Vegetę, a dopiero potem dowiedzieć się, co tu jest grane. Była wściekła nie mniej, niż on. Nie udało jej się to, bo mąż stanął nad nią w pozycji sugerującej, że jest zdolny do wszystkiego.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co w ciebie wstąpiło?! - wrzasnęła na niego.
- Mogę. Jesteś jedną z przeszkód stojących na mojej drodze do wiecznej potęgi - wypowiedział te słowa, a potem Bulma ujrzała po raz kolejny w życiu, jak włosy jej męża zmieniają kolor na złoty, a oczy stają się przeraźliwie niebieskie. Pierwszy poziom Super Saiyanina...
- Vegeta? - powiedziała cicho, powoli zdając sobie sprawę z tego, co on zamierza zrobić. - Czy ty naprawdę chcesz mojej śmierci?
- Owszem! - uśmiechnął się zjadliwie. - Powiem ci jeszcze coś - ja widzę! Odzyskałem wzrok kilka godzin po wypadku!
Na jej twarzy odbiło się potężne zaskoczenie, ale nic nie powiedziała. Vegeta skumulował energię w obu dłoniach i wystrzelił w kierunku żony kilkanaście pocisków Ki, stosując technikę Renzoku Energy Dan, stosując siłę odpowiednią, by nie zrobić zbytniej krzywdy pomieszczeniu, a tylko Bulmie.
Dosięgły ją. Poczuła potworny ból w kilkunastu ranach na ciele. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Zdołała dojrzeć jeszcze tylko księcia, który kucnął przy niej, zamierzając powiedzieć jej przed śmiercią jeszcze jakieś nienawistne słowa. Wiedziała, że kona, coraz bardziej traciła kontakt ze światem. Obróciła głowę w jego kierunku i spojrzała na niego, widząc już tylko zarysy męża. Poszukała jego dłoni, chwyciła ją mocno i wyszeptała coś.
Spodziewał się przekleństw, złości, czegokolwiek z ładunkiem gniewu. W końcu ją zabił! Dlatego tak strasznie zdumiało go to, co posłyszał:
- Kocham cię, Vegeta... - takie były ostatnie słowa Bulmy. Potem umarła.
Zamarł w bezruchu, a jego wygląd znów stał się normalny. W milczeniu patrzył na nieruchome ciało. Powoli zaczęło do niego docierać, co tak naprawdę zrobił, trucizna Khlorosian na ten moment przegrała, przytłumiona rozpaczą księcia. Patrzył jak sparaliżowany dłuższa chwilę na trupa, aż w końcu z ogromnym szlochem przytulił Bulmę do siebie i zaczął płakać tak rozpaczliwie, jakby od ilości wylanych łez zależało jej ożywienie. Szloch wstrząsał całym jego ciałem, a na śmiertelne rany Bulmy leciały strumienie słonej wody z oczu Saiyanina.
Trunks tego wieczoru nie miał ochoty na sen. Jakiś niepokój zajął jego duszę. Nie był do końca pewien, co go napadło z tymi rysunkami, które powierzył do zniszczenia Son Gotenowi, ale w głębi serca czuł satysfakcję, że udało mu się narysować coś takiego. Jakby ukryty gdzieś głęboko żal do ojca za nienajlepsze traktowanie dopiero teraz się ujawnił.
Leżał rozciagnięty na swoim łóżku i rozmyślał nad tym wszystkim, oraz nad tym, co powiedziała mu matka w sali treningowej, kiedy to poczuł. We wnętrzu domu coś huknęło, jakby ktoś wystrzelił kilka pocisków Ki w krótkim czasie. Małych, ale zawsze. Hałas dochodził z okolic pokoju jego rodziców. Trunks zerwał się i pobiegł tam.
Wszystkiego się spodziewał. Potężnego przeciwnika, rozwalonego domu, wszystkiego. Poza tym. Dobiegł do progu tamtego pokoju, ale na progu zatrzymał się w miejscu, jak wryty. Zobaczył ojca trzymającego w ramionach matkę. Trunks od razu zorientował się, że ona nie żyje. Przez umysł przebiegły setki myśli naraz. Nagle ucho posłyszało coś, czego wolałoby nie dosłyszeć. Był to szept Vegety, przerywany łkaniem :
- Moja ukochana... co ja uczyniłem...
Saiyańska krew zastygła w żyłach Trunksa. Zrozumiał wszystko w ułamku sekundy. Wiedział już, jak zginęła Bulma. W mgnieniu oka poczuł, jak serce zalewa mu potężna fala wściekłości, a włosy przemieniają swój kolor na złoty. Oczy zapałały mu niebieskością morza, a siła wzrosła kilkanaście razy.
Trunks osiągnąwszy pierwszy stopień zamierzał coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Jednakże jego ojciec wyczuł go, bo odwrócił głowę w jego stronę. Zmierzyli się wzrokiem - jeden przerażony własnym czynem i zrozpaczony, drugi wściekły i gotów zabić za matkę. Dwie wielkie siły - rodzinne, a teraz sobie wrogie...
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.