Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Żeby się tam znaleźć

Żeby się tam znaleźć

Autor:Alira14
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Mistyka
Uwagi:Fusion
Dodany:2006-12-17 23:04:34
Aktualizowany:2008-04-15 20:00:24



***

- Jestem nieszczęśliwa - powiedziałam do Wertera, ten zaś popatrzył na mnie swoimi smutnymi oczyma. Pomyślał przez chwilę, po czym położył na stół swój stary pistolet.

- To czasami pomaga - odrzekł tym swoim gotyckim szeptem. Podniosłam broń i przyłożyłam sobie do głowy. Nacisnęłam spust. Nic się nie stało. Zdziwiona sprawdziłam pistolet. Pusty. Gdzie jest ostatni nabój? Tknięta przeczuciem spojrzałam na Wertera. Ostatni nabój był wciąż w jego głowie.

***

- Nawet nie wiesz jak cierpię - rzekłam do Konrada. Wieszczowi Narodu skończyły się kartki, więc pisał dalszą część nowego utworu na ręce. Skreślił jedno słowo i zastąpił nowym.

- Przynajmniej cierpisz dla dobra narodu.

Uśmiechnęłam się złośliwie. On wciąż żyje w swoim świecie.

- Jeśli chodzi ci o niepodległość, to już ją mamy. Mój ból nie ma żadnego sensu.

Na te słowa przestał pisać i popatrzył się na mnie wyraźnie zaszokowany. Nagle wstał ze swojego miejsca i zaczął mną potrząsać.

- Jak?! Niepodlegli?! Czarny orzeł ci powiedział?!

- O czym ty mów... - przypomniałam sobie "Dziady", a dokładniej "Małą inwokację" którą dręczyła nas polonistka. Tam było coś o czarnym orle. A może o motylu? Na polskim miałam w zwyczaju się wysypiać. - Nie, nie czarny orzeł. Podręcznik od historii - odpowiedziałam zgryźliwie. Czemu ja mam szczęście do psychicznych?

- Błagam, powiedz mi kiedy to będzie! Podaj mi datę!!! - Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, ponieważ zemdlał. Może to nawet lepiej? Zawsze byłam z historią na bakier.

***

Myślałam poważnie nad tabletkami nasennymi. Jest tylko jeden problem. Wiem, że nie wolno połknąć wszystkich od razu, bo organizm zwymiotuje, ale nie wiem ile potrzeba tabletek żeby zasnąć raz i dobrze. Nie wspominając o kosztach... W domu nikt takich rzeczy nie używa, jak mają problem ze snem to po prostu piją ciepłe mleko(z "małą" domieszką wódki) i lulu. Wzięcie z domowej apteczki odpada... Gotówki zaś nie mam w ogóle. Czasami zazdroszczę ludziom którzy dostają kieszonkowe... Dzisiaj pytałam się o to Wilczycę. Była zdziwiona, że nie pomyliłam jej z psem, tak jak inni ludzie. Poinformowałam ją, że zdradziły ją okulary. Zaproponowałam jej, że jak załatwi mi skądś gotówkę na tabletki nasenne, to jak umrę moja dusza zaprowadzi ją do jej własnej. Popatrzyła na mnie tym swoim drwiącym spojrzeniem i powiedziała złośliwie, że "Nie bierze odpowiedzialności za poczynania kretynów". Próbowałam ją jakoś przekonać, zarzucić argumentami, ale założyła na uszy słuchawki i włączyła walkman na cały regulator. "Jak nie, to nie. Łaski bez." - cicho powiedziałam do siebie. Chyba usłyszała mnie pomimo tej kakofonii dźwięków, bo machnęła na mnie łapą i zaczęła węszyć. Najwidoczniej złapała trop, bo niemalże natychmiast znikła sprzed moich oczu. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Skąd ona wytrzasnęła walkmana?

***

Znowu w domu była kłótnia. Trzymałam ręce obok szyi, mając nadzieję, że JEJ słowa przetną mi nadgarstki. Jednakże tym razem patrzyła mi w oczy i poraniła tylko moje policzki. Zmieniłam taktykę. Odsunęłam się od NIEJ i zaczęłam z całej siły wrzeszczeć, licząć, że sprowokowana zacznie rzucać słowami gdzie popadnie. Pomimo moich starań, one zawsze wbijały się tylko i wyłącznie w moje serce. Właśnie próbuję je wyrwać, mając cichą nadzieję, że z otworów, jakie zostawiły, zacznie lecieć krew. A gówno. Lecą tylko łzy i nic więcej. Słyszę śmiechy w dużym pokoju i dźwięki tłuczonego szkła. To pewnie kolejna dostawa alkoholu. Cholera, czy oni nie wiedzą, że woda to też napój?

***

Kiedyś trzymałam w starym słoiku wszystkie moje marzenia. Codziennie je wyjmowałam i się im przyglądałam. Podziwiałam ich ideały i blaski na gładkiej powierzchni. Przyciskałam je do serca, wierząc, że kiedyś do niego wejdą i zmienią się w drogowskaz do celu. Miałam wtedy wiele szczytów, na które chciałam się wspiąć, wiele snów do spełnienia. Po każdym tego rodzaju rytuale, z powrotem wpychałam marzenia do słoika i chowałam w najdalszy kąt, zżerana przez strach, że ktoś mi je odbierze. Teraz słoik leży w łazience wśród kremów i mazideł. Przed każdą kąpielą wrzucam jedno marzenie do wody i otaczam się zapachem jego utopionych zwłok. Po kilku minutach takiej "aromaterapii", wyjmuję korek z wanny i patrzę jak zwłoki spływają wraz z wodą do rur. Wycieram się i idę spać. Nie ma już szczytów, ni snów. Wszystkie zostały wymazane z kart mojego życia. A drogowskazy się połamały. I wy się dziwicie, że chcę się zabić?

***

Ostatnio robiąc porządki, znalazłam pod deską w podłodze słoik. Wyglądał identycznie jak mój. Zdziwiłam się. Czyżby ONI też mieli swoje marzenia? Zaciekawiona zajrzałam do środka. Nie zobaczyłam celów ani ideałów. Ujrzałam dziwne kreatury, kiszące się w dużej ilości alkoholu. Gdy mnie ujrzały zaczęły mnie prosić abym poszła do sklepu, po flaszkę. Kiedy nie reagowałam, zaczęły mnie obrażać i wyzywać od najgorszych. Nie będę cytować. Tyle razy słyszałam te obelgi, że już mi zbrzydły. Kilka próbowało złapać mnie za rękę. Z wielkim obrzydzeniem zamknęłam słoik i wybiegłam z nim do windy. Pojechałam na dziesiąte piętro. Otworzyłam okno i wyrzuciłam to obrzydlistwo. Aby mieć stuprocentową pewność, że nic nie przeżyło, zeszłam na dół z młotkiem i dobiłam ocalałych. Nawet, jeżeli ONI kiedyś mieli marzenia, to je tak przekształcili, że śmierć dla tych małych potworków była błogosławieństwem. Poszłam do domu się wykąpać.

***

Nie mając nic ciekawego do roboty, poszłam na dyskotekę. Manekiny i inni ludzie tańczyli w rytmie czegoś, co brzmiało jak radosna zabawa kosiarką. Serce imprezy pulsowało światłem. Jeżeli myślicie, że brałam w tym udział, to chyba was pogięło. Siedziałam w kącie i przyglądałam się tej nowej wersji... kamery wśród zwierząt. Nudząc się, zaczęłam przyglądać się dokładniej tańczącym. Omal nie zakrztusiłam się sokiem, kiedy zobaczyłam, KTO jest królową parkietu. Śmierć w oszałamiającej małej czarnej i koszulce z dużym dekoltem pląsała w samym centrum rozrywki. Wszyscy chcieli z nią tańczyć. Zupełnie jakby nie przeszkadzał im drobny fakt, że ich towarzyszka ma połowę twarzy trupa. Przy każdym gwałtowniejszym podrygnięciu, zaczynał skakać kawałek skóry z policzka. Jeżeli tak wygląda współczesne danse macabre, to ja dziękuję, wysiadam z tego świata. Zanim zrobiło mi się niedobrze, zdążyłam zauważyć, że Śmierć nie ma przy sobie kosy. Przyszła na dyskotekę w celach rozrywkowych? Postanowiłam do niej podejść i jakoś zacząć z nią rozmowę. Udało mi się dorwać ją przy barze, gdzie kupowała dietetyczną colę. Nie zdążyłam nawet w myślach skomentować, czegoś tak absurdalnego, kiedy się do mnie odezwała.

- Znowu ty.

- Słucham? Spotykam panią pierwszy raz w życiu!

- Nie kłam dzieciak, nie kłam. Już... - zaczęła nerwowo liczyć - 10 razy próbowałaś umówić się ze mną na... "spotkanie". Jak mi nie wierzysz, to mogę ci pokazać mój kalendarz. Mam w nim wszystko zapisane. Kiedy wy ludzie zrozumiecie, że to ja wyznaczam termin?! Przez was spóźniam się na spotkania, na które nie byłam nawet umówiona. - powiedziała zgryźliwie. Chciała już odejść, więc szybko złapałam ją za rękaw.

- Chcę wiedzieć jedno. Skoro nie pozwalasz mi wyznaczyć terminu, to chociaż powiedz, kiedy nadejdzie mój koniec.

Zamrugała nerwowo.

- Słucham?

- No wiesz! Umrę, zdechnę, zacznę wąchać kwiatki od spodu, wykituję, odejdę na łono Abrahama, zasnę na wieczność, zrobię kaput!

Zaczęła nerwowo gnieść serwetkę.

- Nie wiem.

- Jak to nie wiesz?!? Jesteś Śmiercią!

- Tak powiedz to głośniej, tamten stolik tego jeszcze nie słyszał! - warknęła w moją stronę i dodała - Nie mam cię wpisaną w najbliższe terminy, bliższe ani nawet odległe. Zupełnie jakby mieli wobec ciebie jakieś dalsze plany.

- Dalsze plany?!? Mam przez całą wieczność kisić się tutaj?!? Wyznacz mi termin albo...

-Albo co? Zabijesz mnie? Wybacz skarbie, ale to nie należy do mojej jurysdykcji. Po prostu cierpliwie czekaj, to nadejdzie też twoja kolej. Papa! - Totalnie mnie ignorując, poszła dalej tańczyć. Ja zaś wściekła, nie wiedziałam co ze sobą począć. Dalsze plany, tak? Cierpliwie czekać, tak?! Ja im wszystkim pokażę! Pełna furii zaczęłam przeszukiwać cały lokal. W końcu znalazłam. Obok jednego z pustych stolików leżał mocno poszarpany plecak turystyczny. W środku znajdowały się klepsydry, jakaś dziwna książka po rosyjsku i cudo najnowszej mortologii. Kosa Śmierci. Niewiele myśląc, ukradłam ją.

***

Kradzież kosy wydarzyła się godzinę temu. Piętnaście minut temu zadzwoniłam na pogotowie, że "ONI się nie ruszają, a ja nie wiem co robić". Nie wiem jak to wyglądało w kalendarzu Śmierci, ale osobiście uważam, że śmierć przez przedawkowanie nie jest taka okrutna. Zważywszy na fakt, że i tak zaczynały już im szwankować organizmy. Mogli umrzeć gorzej! Zanim jednak przecięłam ich nici łączące duszę z ciałem, próbowałam tego na sobie. Nic z tego. Zupełnie jakbym była z powietrza. Popatrzyłam się na kosę. Nie ma mnie w terminach? O, ja już się postaram żeby się tam znaleźć.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • : 2013-01-17 16:16:48

    Nie mam pojęcia, jak ocenić ten dziwny tekst. Z jednej strony podobał mi się (szczególnie stwierdzenie ''Właśnie próbuję je wyrwać, mając cichą nadzieję, że z otworów, jakie zostawiły, zacznie lecieć krew. A gówno. Lecą tylko łzy i nic więcej.''), z drugiej nie za bardzo. Myślę, że nie zrozumiałam tego tekstu ani przekazu.

  • Inai : 2008-09-23 18:15:36

    Strasznie lubię tę ironię w Twoich tekstach.

    Masz talent do wymyślania fantazyjnych, ociekających ironicznym znaczeniem sytuacji, a nawiązania do literatury w Twoim wykonaniu to już w ogóle uwielbiam XD Super!

  • Alira14 : 2006-12-18 19:18:38
    Do Córy

    Dziękuję, ale...to nie jest tekst filozoficzny. Przynajmniej nie takie było moje zamierzenie. Chciałam się trochę pobawić surrealizmem i groteską. Tylko tyle.

  • Córa : 2006-10-27 22:37:29
    Żeby się tam znaleźć

    Mroczne :3. Jako lektura wciągające i skłaniające do przemyśleń. Jako tekst bardziej filozoficzny - gorzej, ale Goethe też się uczył.

  • Skomentuj