Opowiadanie
Z mugolem za pan brat!
Słyszeć głosy jest źle... Dla wszystkich
Autor: | Pisces Miles |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | Villdeo |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Komedia, Romans |
Dodany: | 2006-10-22 16:07:51 |
Aktualizowany: | 2008-02-14 14:03:49 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.
Oryginał: Muggle Year
Zamieszczone za zgodą autorki.
- A więc będziemy się bawić, Ginny?
Znów spotykamy Kogoś. Tym razem Ktoś także przyszedł do Gryfonek z piątego roku. A raczej się wkradł.
Postać odsunęła kotary łóżka. Grzywka zasłaniała mu oczy, tak, że nie było mu widać połowy twarzy. Nie można było dostrzec prawdziwego koloru jego włosów - mógł być zarówno dobrze brunetem, jak i blondynem.
A to wszystko przez światło księżyca, wkradające się tajemniczo przez okno.
- Jeśli pragniesz się bawić, Ginny, przystaję na to.
Dziewczyna spała. Kiedy chłopak pochylił się nad nią, jej oddech przyspieszył. Nasz Ktoś musnął ustami jej policzek. Jego palec, gładzący ją po twarzy, zsunął się w dół, aż uchwycił opal na czarnej wstążce
- Nie zawiodę cię, najdroższa...
Opal odbił światło księżyca.
W kolorze krwistoczerwonym...
- Wejść.
Virginia otworzyła dębowe drzwi - wejście do Dialogowa (The Dialogue Den). W środku było ciepło i przyjemnie. Przed kominkiem, w którym wesoło trzaskał ogień stały dwie sofy i mnóstwo puf. Za nimi stał duży, okrągły stół, wokół którego ustawione były krzesła.
Ze stołu zabrała jeden scenariusz.
- Ginny! Co tak wcześnie? - zawołała Lesley, odgarniając sobie z twarzy kosmyk swoich złotych włosów.
- Nie mam ostatniej lekcji, to przyszłam tutaj. I tak zaraz zadzwoni dzwonek.
- Jak tam wrażenia McGonagall po wczorajszej przebierance?
Rudowłosa uniosła oczy w górę.
- Daj spokój. Chciała mnie ukarać szlabanem, ale odpowiedziałam grzecznie, że jeśli mi go da, to mam wolne dopiero w przyszłym tygodniu. Cóż, nawet noce mam zajęte! Zagroziła, że odbierze mi rolę.
Lesley uśmiechnęła się zawadiacko.
- Trzeba odpowiadać za swoje uczynki, Ginger.
- Przestań. - odrzekła, siadając na sofie.
W tym tygodniu, w tym dniu, za chwilę, mieli zacząć próbę tekstową wraz z Lawrencem i Lesley.
Virginia dopiero teraz pierwszy raz przeglądała scenariusz. Prawdę mówiąc, nikt go wcześniej nie miał. Była ciekawa, dlaczego ich nie rozdali na początku.
Próby taneczne odbywały się w studiu, a tekstowe w tej oto komnacie. Kierownictwo nie chciało robić zamieszania.
- Co z choreografią? - spytała Weasleyówna.
- Pisze się. Powinnam skończyć... chyba w marcu - oznajmiła, szukając czegoś wokoło.
- Hmm... Tak szybko? - Virginia chwyciła się z wrażenia za czoło.
- Prawdę mówiąc to mam czas do końca lutego, ale nie wiem, czy się zdążę wyrobić - uśmiechnęła się.
Gryfonka odwzajemniła uśmiech.
- Jezu Chryste! - rozległ się głos. Do komnaty, trzaskając drzwiami, wkroczyła Yvette, trzymająca w ręku mokrą książkę.
- Co się stało? - zapytała Virginia, unosząc głowę.
- Ten głupi Irytek! Jak wy możecie tu z nim żyć!!! - poskarżyła się Francuzka. - Rzucił mi w twarz balon z wodą i obsikał pistoletem!!! - przeszła zdenerwowana przez pokój i usiadła obok koleżanki,
A koleżanka wzruszyła ramionami.
- Ja chyba nie miałam takich przygód z Irytkiem... Zazwyczaj go ignoruję, on mówi wtedy jakiś obraźliwy wierszyk i odpływa. Nic wielkiego.
- Wstrętny potwór - mruknęła Yvette.
- Idzie przywyknąć.
- Yo, panienki! - w drzwiach stanął Seamus, a za nim Lavender i Parvati.
- Seamus, tu się puka - upomniała go Lesley.
- Zapukam następnym razem - odrzekł, siadając na sofie i sadzając sobie na kolanach Lavender.
- Co za nierząd a sromota! - krzyknęła Yvette, zakrywając sobie oczy. - Ja, niewinne dziewczę, nie mogę znosić takiej obrzydliwości!
- Ty? Niewinne dziewczę? To kto całował wczoraj przed wszystkimi jakiegoś chłopaka, co? A Trzy Miotły to co? Zakon może?
Yvette wydymała wargi i spojrzała na Virginię.
- Hej, zakonnica numer dwa, pomóż mi!
Tamta uśmiechnęła się przebiegle.
- Zauważyłeś, Seamusie, że kiedy mówisz o uczuciach bardzo publicznie, Lavender się czerwieni? Czyżby to coś oznaczało?
- To może oznaczać więcej, niż myślisz, Ginny - odpowiedział.
Lavender stałą się jeszcze bardziej pomidorowa, co było chyba prawie niemożliwe.
- Seamus, jesteś straszny! - zawołała Parvati.
- Ginny! - zapiszczał ktoś.
- Myra? - Virginia uniosła brwi. Dziewczynka podbiegła do niej.
- Gdzie jest Draco? Ja chcę do Dracona! - krzyknęła. - Nie widziałam go tak bardzo długo !!!
- On jest teraz wielką gwiazdą, Myraś.
Virginia spojrzała na Yvette, lekko się uśmiechając.
Myra usiadła na podłodze, nadąsana.
- O, o, o, co ja tu widzę, nasze dwie nowe panny spod lampy - powiedział ktoś, śmiejąc się irytująco.
- O, o, o, Gabrielle, czyżbyś pragnęła do nas dołączyć? - odrzekła Yvette. - Przyszłaś ze swoim kochanym chłopakiem? Jak się pan miewa, panie Bradley?
Virginia trąciła ją łokciem w żebra.
- Zamknij się, Dawes - oznajmiła potomkini wili, siadając na fotelu. Adrian usiadł obok, nic nie mówiąc i patrząc tylko na Virginię, która w ogóle nie zwracała na niego uwagi.
Po kilku minutach zjawili się wszyscy, wraz z Pansy.
No, prawie wszyscy.
- Pansy, widziałaś Dracona? - zapytała Lesley, marszcząc czoło. - Cóż, Lawrencea też nie ma.
Ślizgonka potrzasnęła głową.
- Miał dwa okienka. Nie widzieliśmy go od transmutacji.
- Hmmm... Zaczekamy jeszcze chwilę...
- Czy Hogwartczycy zawsze muszą się spóźniać? - mruknęła Gabrielle.
- VIRGINIO WEASLEY!!!! - na dźwięk głosu wszyscy podskoczyli. Do komnaty, trzaskając drzwiami, wpadł Draco. Przeszukał swoimi szarymi oczami pokój, aż jego wzrok utkwił na rudowłosej, która siedziała na tapczanie z wyciągniętymi nogami.
Podszedł do niej, ignorując "Ała", kiedy wszedł jakiejś dziewczynie na rękę.
Wyjął z szaty jakiś świstek i rzucił nim jej w twarz.
- No co? - spytała, chwytając.
- Spójrz na to! - rozkazał.
- Eliksir przekształcający człowieka w zwierzę. O co ci chodzi? - zapytała ponownie, marszcząc brwi.
- Panno Weasley, czy może pani łaskawie spojrzeć na składniki, które pani uprzejmie tu wpisała? - poprosił, zaciskając zęby.
- Nie widzę żadnego błędu! - odrzekła, nalegając. - W czym masz problem?
Wyciągnął różdżkę, wskazując nią ostatni rządek liter.
- Czytaj!
- Zmielony... a właściwie czemu mam cię słuchać, co? - zaprotestowała, ale umilkła, kiedy spojrzał na nią groźnie. - Zmielony róg jednorożca. No i co?
- No i co?....NO I CO?!!! - wrzasnął. Znowu wszyscy podskoczyli. - Pytasz się mnie "no i co" ?!! Zaraz ty mi powiesz, co !!!!
- Zrobił się eliksir odradzający? - odrzekła, słodko się uśmiechając. - Odrodzone bakterie cię zżarły?
- ELIKSIR ODRADZAJACY!!! - zrobił minę, jakby miał nastąpić koniec świata. - Gdzie ty masz mózg, Weasley? Tu powinien być DWUROŻEC, a nie jednorożec.
Spojrzała na niego groźnie.
- Wyimaginuj sobie, ze mózg jeszcze posiadam! Dwie noce robiłam tę formułę! Wypożyczyłam trzy książki z zakazanego działu!!!
Draco uśmiechnął się kpiąco.
- Oczywiście. Ktoś przypadkowo zapominał o czymś i nieomal mnie zabiło!
- Cóż - założyła rękę na rękę.- Gdyby ktoś nie byłby tak zarozumiały i nie puszył się sławą, że zwyciężył przesłuchanie, to może ten drugi ktoś robiłyby wszystko tak, jak trzeba, a nie tylko znosił wrzaski i krytyki ktosia numer jeden
- Ty...
- Możesz mnie tu pocałować - wskazała na swój nos.
- Idiotka - syknął, uderzając ją w głowę scenariuszem. Usiadł na podłodze.
- Jełop - nie pozostając mu dłużną, kopnęła go w biodro.
- Cholerna smar-...
- Lawrence, nareszcie! - zawołała Lesley z ulgą. Nie miała pomysłu, jak uciszyć awanturników.
- To był dobry wybór, żebyście grali te role! Jesteście doskonali! - pogratulował im reżyser, kładąc na stole aktówkę.
- Co?- zapytali jednocześnie. Myra zachichotała i usiadła obok kuzyna.
- Kłócicie się, grozicie sobie, wyzywacie, nawet bijecie! Tego właśnie mi brakowało między Chesterem a Gladys.
- Weasleyówną i mną? Bez przesady! zaprotestował Draco, widząc, jak Virginia unosi nogę po raz drugi.
Tym razem dostał w plecy.
- Malfoyem i mną? Bez przasadyzmu! - zakpiła. Spojrzał na nią morderczo.
- Koniec rundy pierwszej - rozdzielił ich Seamus. - Nie chcę donosić do Rona.
Pozostali uczniowie patrzyli na nich zaintrygowani.
- Spróbowałbyś - powiedział Draco, zakładając rękę na rękę. Gryfon spojrzał na niego dziwnie.
Kilka metrów dalej Pansy patrzyła na Virginię w taki sposób, że rudowłosa leżałaby już martwa. Gdyby, oczywiście, wzrok zabijał.
- Dobra, ludziska, zaczynamy - przerwał Lawrence, wchodząc w środek grupy.
- Co będziemy robili?- zaciekawiła się Parvati. - Nie powinniśmy ćwiczyć w studiu?
Lesley uśmiechnęła się.
- Nie nudzi wam się tam? Zdecydowaliśmy, żeby odłączyć taniec od krasomówstwa, bo w dialogach bierze udział o wiele mniej osób. No i czas się wam poznać lepiej.
To była prawda. W komnacie było coś około dwudziestu osób. Większości Virginia w ogóle nie znała.
Lawrence kiwnął głową.
- Mamy polepszać stosunki między mugolami a czarodziejami, czy nie mamy? Ale zanim zaczniemy czytać, może przedstawicie się? Zacznij, Yvette!
- Ja? - dziewczyna wskazała na siebie. - Yvette Dawes, szesnaście lat. Pół Francuzka, pół Amerykanka. Beauxbatons. Kocham taniec, ciuchy i dobrą zabawę! - oznajmiła radośnie. - Gram Wallis Murray.
- Vi-... - zawahała się. - Ginny Weasley. Hogwart, Gryffindor. Lat piętnaście, piąty rok. Gladys Winnifred.
- Myra Kirkemburgh. Hogwart, jedenaście lat. Kuzynka Dracona!!! - chwyciła go mocno za ramię. - Pierwszoroczna. Gram młodą Gladys.
- Draco Malfoy - powiedział stanowczym tonem. - Hogwart, Slytherin, mam szesnaście lat. Gram Chestera Dwighta.
- Una Cret, osiemnaście, Durmstrang - przedstawiła się dziewczyna z krótkimi, brązowymi włosami i błękitnymi oczami. - Rola Antonii Dwight starszej.
- Barlow D'Agular, osiemnaście lat. Durmstrang. Harriet Murray - powiedział chłopak z ciemnopiaszczystymi włosami. To był ten sam gościu, którego Yvette pocałowała pod Trzema Miotłami. Właśnie na nią patrzył, ale Francuzka była zajęta czym innym. Chyba go zapomniała.
- Ingemar Crowther, osiemnastka na karku, Durmstrang, gram Hobarta Goddarda - oznajmił ciemnowłosy i brązowooki chłopak, uśmiechając się przyjemnie.
- Beau Remond...
- Alain Juppe...
- I Edonard Balladur...
- Z...DURMSTRANGU! - krzyknęło trzech chłopców. Mieli włosy do ramion, związane w kitkę, a różnił ich kolor włosów - jeden był blondynem, drugi czarny, a trzeci szatynem.
- Trzynastoletni...
- Nicponiowaci...
- Aktorzy, grający Vichy'ego!
- Lichy'ego!
- I Richy'ego!
Wszyscy się zaśmiali - chłopcy, przedstawiając się, odstawili coś w rodzaju tańca hula.
- Cudowni! Wspaniali! - zawołał Lawrence.
- Parvati Patil, szesnaście, Hogwart. Sierra - powiedziała Parvati, parskając.
- Finnigan Seamus, Hogwart, szesnaście lat. Bennet Murray - Seamus uśmiechnął się zawadiacko.
- Lavender Brown, szesnaście, Hogwart. Gram Laurel - Lavender także się jeszcze śmiała.
- Adrian Bradley, Hogwart, szósta klasa. Gryffindor - powiedział cicho, a jego usta ozdobił delikatny uśmiech. - Rola Glenna Goddarda.
- Gabrielle Delacour. Częściowo wila, szesnaście lat, Beauxbatons. Leilah Murray - Gabrielle zmarszczyła brwi. Yvette uśmiechnęła się pogardliwie.
- Leonard Girodnis, osiemnaście lat, Beauxbatons. Gram Enocha Dwighta.
- Blanche Miterrand, siedemnaście, Beauxbatons. Rola Antonii Dwight młodszej - rzekła wysoka dziewczyna.
- Jacques Fernandez - przedstawił się chłopak z ciemnobrązowymi włosami i orzechowymi oczami.- Beauxbatons, mam czternaście lat i gram Andre'a.
- Beauxbatons, dwanaście, młody Chester Dwight to ja - odrzekł rezolutnie ciemnoblond chłopiec.- A nazywam się Pierre Rouban.
- Pansy Parkinson - powiedziała cicho Pansy - Hogwart, szesnaście. Theriesa Goddard.
- W porządku! - zawołał na końcu Lawrence, wstając i przechodząc wzdłuż nich. Wszyscy ciekawie rozwinęli teksty. - Chciałbym wam dokładnie opowiedzieć akcję, relacje pomiędzy bohaterami i cechy charakteryzujące każdego z nich.
- Jak dobrze wiecie, miejsce dzieje się w klubie nocnym, nazywającym się Droga Donikąd (Lectract Lane), gdzie wszystko jest możliwe. Mamy koniec dwudziestego wieku. W klubie jest mroczno, gorąco i panuje dziwna atmosfera, jak to w nightclubie. Rozdaliśmy dwadzieścia najważniejszych ról, ale tak naprawdę potrzebujemy jeszcze ponad czterdziestu tancerzy, albo i więcej - zależy od potrzeb. No, jak wiecie, damy do towarzystwa tak naprawdę są prostytutkami, a Gladys Winnifred jest najbardziej popularna, jak na rolę główną przystało.
- Dziewczyna ma lat siedemnaście i jest najdroższa w "Drodze Donikąd". Jest nieokiełznana, dzika, uwodzicielska, wręcz niezwykła. I bez grosza przy duszy. Jak miała dziesięć lat, sprzedano ją tu. Ma biegunowy charakter, raz jest drapieżną dziewczyną z burdelu, a raz spokojną, opanowaną, nieśmiałą i cichą osóbką - gdy przebywa z przyjaciółmi - Wallis, Leilah i Harriet Murray.
- Wallis i Leilah są siostrami, a Harriet to ich starszy brat, starszy od nich o trzy i pół roku. Ma lat dwadzieścia. Wallis została adoptowana, kiedy miała dziesięć lat. Ich ojcem jest Bennet Murray...
- Co? Mam być ojcem tych starych koni? Mam dopiero szesnaście! - zawołał Seamus, patrząc na Jacquesa.
- Masz też niski głos i jesteś wysoki - wyjaśniła Lesley. - A o wygląd się nie martw, możemy cię postarzeć magią.
Seamus mruknął coś pod nosem i znów spojrzał w scenariusz.
- Chester Dwight jest najbliższym przyjacielem Gladys Winnifred, odkąd skończyła dziesięć lat. Mała Gladys najpierw tylko latała jako dzieciak po lokalu i pomagała. Kiedy skończyła piętnaście lat, zaczęła "pracować". Chester miał matkę, Antonię, która zmarła, kiedy skończył siedemnaście lat, dwa lata przed akcja główną. Na łożu śmierci poprosiła go, aby spełnił jej marzenie, aby razem z Gladys wziął udział w Międzynarodowym Konkursie Tańca i Muzyki Ameryki Łacińskiej.
- Kiedy dzieje się akcja, napotykamy Glenna. Glenn jest synem bogatego łożyciela, sponsora Drogi Donikąd. Sponsor nazywa się Hobart Goddard. No wiec Glenn, zaciągnięty kiedyś do klubu przez swojego służącego Andre, spotyka Gladys. Spędza z nią noc. Wie o Chesterze, więc grozi Enochowi Dwightowi, że zamknie lokal. W tym samym czasie jego siostra, Theriesa Goddard, uwodzi Harrieta Murraya.
- Problematyka jest taka: jeśli Gladys wyjdzie za Glenna i już nigdy więcej nie zobaczy Chestera, Droga Donikąd będzie stała, jak stoi. W tym samym czasie Chester i Gladys przedostają się przez eliminacje i wchodzą do finału Międzynarodowego Konkursu...
Lawrence tłumaczył, a uczniowie przerzucali tylko kartkę za kartką...
- O MÓJ BOŻE!!!! - krzyknęła nagle Lavender.
- Co? - zapytał wystraszony Seamus.
- Ginny musi... z Malfoyem... Z Adrianem zresztą też... oni muszą... - wyjąkała Parvati.
- No? - Una pochyliła się bliżej, spoglądając jej w oczy. Po chwili wiedziała już, o co chodzi.
- Ona musi się z nimi pocałować - zakończyła z uśmiechem sprawę Yvette.
- Chyba żartujesz, Seamusie - powiedziała Hermiona, rzucając mu wystraszone spojrzenie. Harry'ego i Deana ogłupiło - nie wiedzieli, co powiedzieć.
- Nie, no patrz, tu jest napisane - Parvati otworzyła na którejś stronie i wetknęła Hermionie pod nos.
- O, Merlinie... - dziewczyna westchnęła. - Oni chyba nie żartują. Liczą, że nasi będą się zachowywali jak profesjonaliści.
- Ginny nie będzie się całowała z Malfoyem! - ryknął nagle Ron.
- A ty gdzie lecisz? - spytał powoli Harry.
- Znaleźć moją tak zwaną siostrę - odwarknął, wchodząc po schodkach.
- Ron, nie możesz iść do dormitorium dziewczyn! - zaprotestowała Lavender.
- Jak jej przemówię do słuchu, to rzuci tę rolę bez namysłu! - krzyknął.
- Ron, przestań! - Seamus starał się go powstrzymać.
- Puść mnie!
- Yello, młodzieży - pozdrowił ich Charlie, wchodząc do pokoju wspólnego. Spojrzał na bijących się Rona i Seamusa. - Ou... Trening zapasów?
- Charlie... - sapnął Ron. - Wiesz co Ginny musi robić w tym głupim przedstawieniu?
- Co? - spytał, zaciekawiony. - Chodzi o te miłosne sceny z Adrianem i Malfoyem?
- Tak, o to! - warknął. - Co ono sobie myślą, co? Ginny ma piętnaście lat! A Malfoy? Ja tego nie przeżyję!
- Hej, hej! Nie do mnie na skargę! Nie ja pisałem scenariusz! - zaprotestował jego brat. - I o to tyle hałasu?
- Tak, Ron nie życzy sobie, aby Ginny pocałowała Malfoya przed całą mugolsko-czarodziejską społecznością - odpowiedziała Hermiona.
- A co z Adrianem? - zapytał, unosząc brwi.
- Adrian jest o wiele lepszy od Malfoya, znaczy, przynajmniej nie jest Ślizgonem i kompletnym sukinsynem! - wytłumaczył Ron.
- Jezu, ale masz problemy. To Ginny powinna się skarżyć, nie ty. A jej jak na razie nie słyszałem - zauważył Charlie, siadając na kanapie.
- Charlie Weasleyu, czy ty jesteś jej bratem, czy nie? - zapytał Ron, wyrywając się Seamusowi i Harry'emu, którzy go trzymali za ramiona, bo gotów był pobić własnego brata. - Jesteś? A co mnie to, tak w ogóle... Ważne, że ja jestem, i albo nie pozwolę jej grać w tej produkcji, albo zmienicie scenariusz!
- A czemu ktoś ma cię w ogóle słuchać? - spytał ktoś z innej strony komnaty.
W kącie stał Adrian, patrząc ciekawie na Rona.
Nagle atmosfera się zagęściła. Spojrzenie Adriana było nieczytelne.
- Powinna mnie słuchać wyłącznie moja młodsza siostra - odpowiedział.
- Dlaczego? - zapytał ponownie Adrian. - Zgoda, jesteś jej bratem. Ale to ona decyduje w swoim życiu, nie ty. Jeśli chce to robić, niech to robi. Nikt nie powinien jej nigdy rozkazywać. Jest kobietą. Obojętnie, czy jest twoją siostrą czy nie. Ona jest sobą.
- Czemu mi mówisz takie rzeczy, co? - Ron spojrzał na niego ogłuszony cała przemową. W pokoju wspólnym panowała cisza.
Adrian zazwyczaj był obojętny na innych, ale w przyjemny, nie przeszkadzający nikomu sposób - nikt mu nie wadził i on nikomu także nie. Zazwyczaj chował swoje uczucia, wydawało się wręcz, że mówi jedno, ale myśli co innego.
A teraz...
Tę jakże gęstą atmosferę przeciął jakiś krzyk z korytarza.
- Panno Weasley! - odezwał się mglisty głos, jakby ducha. - Nic jej nie jest, panie Malfoy?
- Co robicie, co, Draco? Próbę pocałunku?
- Powiedziałam przepraszam - Virginia poddała się w końcu, wyrzucając ręce w górę.
- Przepraszam to za mało - rzucił Draco, patrząc na nią wyniośle.
Uniosła oczy w górę.
Zbliżał się obiad. Po próbie, a także pewnej burdzie pełnej wyzwisk, Draco zaciągnął swoją kolaborantkę do skrzydła szpitalnego, chcąc się zemścić.
Teraz demonstracyjnie siedział za nią, obżerając się czekoladowymi żabami, podczas gdy ona pisała niezwykle trudny skład eliksiru.
- To jest koszmarne! Sam wiesz, że możesz mi zrobić dużo więcej odrażających rzeczy, ale tylko nie to, błagam! - zaprotestowała, uderzając głową w stół i łamiąc przy tym kolejne pióro.
- Taa....Ale w skład nich na pewno nie wchodzi zabójstwo odrodzonymi bakteriami! - odrzekł z pełnymi ustami.
Zacisnęła ręce w pieści.
- Bo uwierzę.
- Bo uwierzysz - powtórzył, wzruszając ramionami. - Nieważne. Płacisz za swoją bezmyślność, Virginio. Nie zamierzam umierać w najbliższej przyszłości. A już na pewno nie dzięki tobie.
Nie odpowiedziała, zwracając uwagę na księgę przed sobą.
To był naprawdę trudny wykrywający eliksir, przy którym trzeba się było niemało namęczyć z księgami o Czarnej Magii. Jakby udało jej się udało zrobić ten wywar, niszczyłby skutki przekleństw - a to już przecież coś!
Był tylko jeden problem - poszukiwania były okropne i nie przynosiły oczekiwanych efektów.
- Draco, nie rozumiem tego. To jest bez sensu - zmarszczyła brwi, pukając nowym pisadłem o blat stołu.
Draco spojrzał w niebo i wstał, otrzepując się. Spojrzał jej przez ramię, obejmując swoimi szarymi oczami tekst.
- Rzeczywiście dzwne... Nie można tego dodać samego, bo się zepsuje eliksir... Bezoar też nie pomoże, bo przecież zniweluje działanie... Poza tym Snape mówił, że mamy nie schrzanić... - usiadł na tym samym stołku., ramię w ramię z nią.
Przecież i tak połowa była wolna.
- No i co, Panie Inteligencik, co?- zapytała. Próbowała zignorować ciepło i napięcie, które między nimi powstało. Oczywiście, stołek był duży, ale... - Czy nie mógłbyś zejść, Malfoy, tam stoi krzesło - wskazała na siedzenie obok.
Wstał gwałtownie, patrząc na nią.
- Ja przynajmniej tu myślę, Ryjówko.
Wystawiała do niego język.
- I tak jesteś żałosnym durniem.
- Trochę ogłady, Virginio - odpowiedział z rezerwą, kierując się w stronę drzwi.
- A ty gdzie? - zapytała ostrym tonem, patrząc na niego.
Rzucił jej zniecierpliwione spojrzenie, sięgając szybko do kieszeni i rzucając w jej stronę jakiś świstek.
Rozwinęła go, zaciekawiona.
- Nowe książki z zakazanego działu - wyjaśnił. Także wstała i wyszła. Draco zamknął za nią drzwi.
- Snape dał mi to dziś rano.
- Ach, dziś rano? - zapytała, patrząc na niego wściekle. - To czemu mi tego nie dałeś?
Wzruszył ramionami.
- Wyleciało mi z głowy.
- Baran - mruknęła, kiedy schodzili na dół schodami.
Szła za nim, ale postacie z obrazów i tak zaczęły szemrać między sobą.
Nareszcie weszli do biblioteki. Pani Pince kucała, szukając czegoś na półce. Gdzieś pod oknem siedziało kilkoro uczniów, a raczej pakowało się już do wyjścia.
- Pani Pince - zawołał Draco, podchodząc do biurka. Uniosła głowę, a okulary zjechały jej z nosa.
- A państwo co tu robią? Zaraz muszę iść do profesora Dumbledore'a - odrzekła.
- My tylko potrzebujemy tej książki, proszę pani - wyjaśniła grzecznie Virginia, szturchając Dracona, który zrobił obojętna minę.
Pani Pince i Draco niezbyt się lubili i obydwoje to często okazywali.
Bibliotekarka spojrzała na pergamin, marszcząc nos.
- Nie mogę tego wypożyczyć. Profesor Dumbledore zakazał.
- A możemy tę książkę zabukować? - zapytał zniecierpliwiony Draco.
- Tak. Na tę księgę muszą zostać nałożone zaklęcia zabezpieczające. Mają państwo pozwolenie, więc jednak myślę, że mogę ją wypożyczyć. Oczywiście, jak tylko zostanie oddana.
Draco ponownie uniósł oczy w górę, a jego towarzyszka kiwnęła głową, wchodząc mu na nogę i uśmiechając się, jak gdyby nigdy nic.
- Dziękujemy pani. Proszę nas powiadomić, kiedy możemy się zgłosić - odrzekła na pożegnanie.
- Proszę bardzo.
- Wyobraź sobie, że to bolało! - syknął, kiedy opuścili bibliotekę. - Mogłaś mi połamać nogę.
- To się pilnuj następnym razem - odmruknęła.
- Jutro mam mecz Quidditcha - ciągnął dalej. - Nie mogę być kontuzjowany.
- Będę ci łamała nogę tyle razy, ile tylko zechcę - odpowiedziała, rzucając mu podłe spojrzenie.
- Co to miało oznaczać, młoda damo? - zapytał.
Weszli na schody.
- To, co... - Virginia musiała się mocno chwycić poręczy, ponieważ schody ruszyły. Uniosła brwi w górę i poklepała drewno. - Grzeczne, właśnie o to chodziło - odwróciła się do Dracona, uśmiechając się słodko. - Musisz chyba poszukać innej drogi, bo te schody wybrały mnie i postanowiły właśnie mnie zawieźć do domu.
- Przymknij się - wymamrotał, schodząc w dół. - Wyobraź sobie, że nie życzę sobie przebywać blisko twojego domu.
- To dobrze, ale idź, zanim Ron mnie...
Nie dokończyła. Zastygła w bezruchu.
Draco natychmiast do niej doskoczył.
- Virginio? - spytał, potrząsając nią. - Hej, obudzisz się?
- Witaj, Ginny! Czyżby randka z panem Malfoyem? - powitał ich Prawie Bezgłowy Nick, przechodząc przez ścianę.
Virginia nadal stała sztywno.
Coś przed sobą widziała, nie mogła określić jednak dokładnie, co. Było czarno, jak gdyby została wessana w przestrzeń kosmiczną. W uszach dzwoniły jej jakieś niezidentyfikowane głosy, ktoś się bał, ktoś krzyczał, ktoś płakał.
Nie umiała powiedzieć, kto.
Jesteś moja...
Czy to...
Nie opuszczaj mnie...
NIE! NIE STRZELAJ!!!
Jesteś tylko moja... Nie pozwolę cię skrzywdzić byle komu...
Ale ja...
- Virginia! - syknął jej do ucha Draco, ale znowu nie otrzymał odpowiedzi.
Upadła. Prosto w jego ramiona,.
- Panno Weasley! - zawołał Prawie Bezgłowy Nick. - Nic jej nie jest, panie Malfoy?
Bardzo ciężko oddychała. Jej brązowe oczy nadal były dalekie. Draco czuł, jak mocno bije jej serce, ponieważ trzymał ją za nadgarstek.
Była sztywna jak kłoda, a także jak kłoda zrobiła się ciężka.
Draco upadł z nią na stopnie.
- Virginio, wstawaj - powiedział, potrząsając nią lekko.
Znowu nic nie odrzekła.
Kątem oka zauważył jakiś błysk na jej szyi, ale kiedy chciał sprawdzić, co to, ktoś krzyknął:
- Co robicie, co, Draco? Próbę pocałunku? - to była Yvette. W międzyczasie schody przyjechały na górę.
Zza rogu wyszło kilkoro uczniów.
- Przymknij papę, Yvette.
Zmarszczył brwi i próbował podnieść Virginię. Zrezygnował z tego jednak i objął ją za biodra, unosząc w górę. Jakoś wstali, dziewczyna ciągle się o niego opierała.
- Virginio, obudź się! - rozkazał, już nawet nie pamiętając, że przy ludziach mówią do siebie po nazwisku. A ludzi zebrała się kupa.
Poklepał ją po policzku.
- Zabieraj łapy z mojej siostry, Malfoy!
Draco uniósł głowę. Przed nim stał Ron, zaciskając pieści. Harry i Hermiona byli w stanie szoku, patrzyli na niego z niewiara i nieufnością, jak i inni Gryfoni wychylający się zza dziury w portrecie.
Za Potterem stał Adrian, patrząc na Malfoya swoimi niebieskimi oczami. Jego usta przypominały cieniutką kreseczkę.
- Nie będę powtarzał, Malfoy - sapnął Ron. - Zabieraj z niej swoje ręce!
- Właśnie to zrobiłeś - Draco uśmiechnął się szyderczo, mocniej chwytając Virginię. Na jego twarz wstąpił nikczemny uśmieszek.
Dziewczyna powoli odzyskiwała przytomność. Uświadomiła sobie, że jej podbródek leży na ramieniu Dracona. Zrobiło jej się gorąco.
- Puść mnie, jełopie - syknęła mu do ucha.
- Co, jeśli nie? - pytanie było skierowane i do niej, i do jej brata.
- Draco!
- Zostaw ją, Malfoy - odezwał się nagle Adrian cichym głosem.
W Draco zaczęła wzrastać, nie wiedzieć czemu, furiatyczna złość.
Okręcił głowę do Gryfona, patrząc na niego pociemniałymi z gniewu szarymi oczami.
- Dlaczego mam cię słuchać?
Adrian nie odpowiedział, za to Ron, było widać, ledwo dusił pragnienie wyniesienia stąd swojej siostry i morderstwa Dracona.
- Jakie ploteczki o nas chodzą, Ginny? - spytał słodko blondyn, patrząc na rudowłosą. Virginia spojrzała na niego przerażona. Uśmiechnął się drwiąco - Hmm... co ja tam słyszałem.... Randkowaliśmy? Flirtowaliśmy? A może.... - posłał Ronowi złośliwy uśmieszek. - Obściskiwaliśmy się?
- Jak śmiesz!!! - wrzasnął Weasley.
- Draco...
Tym razem także nie dokończyła, choć przyczyna była prostsza.
Poczuła na swoich ustach jego ciepłe wargi. Pocałował ją głęboko.
Wszyscy uczniowie, czy to Hogwartczycy, czy z Durmstrangu, czy to Gryfoni czy Puchoni, wszyscy, włącznie z Yvette i Prawie Bezgłowym Nickiem zaniemówili.
Zaniemówili na dłuższa chwilę.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.