Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Z mugolem za pan brat!

Eliksir wielosokowy

Autor:Pisces Miles
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Dramat, Komedia, Romans
Dodany:2006-10-02 11:14:54
Aktualizowany:2008-02-14 13:48:53


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.

Oryginał: Muggle Year

Zamieszczone za zgodą autorki.


- Jeszcze tylko sekunda, tylko sekunda z Malfoyem, a rzucę tę szkołę, tą szkołą i nim!!! I Snapem!!!! - Virginia przebiegła przez Pokój Wspólny do dormitorium.

- Hej, Ginny, jak było na randce? - spytał Seamus, a wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wszyscy oprócz Rona i Harry'ego.

- Haha, bardzo śmieszne - powiedziała, trzaskając drzwiami od sypialni.

- Twoja siostra się ślicznie rumieni, jak jest wściekła, Ron - zauważył Dean, zakładając rękę na rękę.

- Tak, mała szara myszka się wybiła. W życiu bym nie przypuszczał, że ma jakieś lepsze oceny, no wiecie, niż średnie. A tu nagle taki wyskok, Snape, uzdrowienia, Madame Pomfrey i takie tam. Nie posądzałbym nawet Malfoya o takie zdolności, choć Snape go faworyzuje - stwierdził Seamus, a Ron spojrzał na niego morderczo.

- Ron - powiedziała Hermiona ostrzegawczym tonem.- To tylko praca, przecież między nimi nic nie ma, nie? No, oprócz tej nienawiści, znaczy.

Harry kiwnął głową, ale wyglądał na nie przekonanego.

- Fakt, że spędza z nim masę czasu, a kto się czubi ten się...

- Powiadam wam, z tego nic dobrego na pewno nie wyniknie - mruknął Ron.

- Z tych ich kłótni?- zaciekawiła się Parvati. - Wydaje mi się, że olewają się nawzajem. Na zajęciach się zbyt wiele do siebie nie odzywają, cóż, ale nie wiem, co z eliksirami. Kiedy Lesley chciała ich połączyć w parę, to Virginia po prostu zaczęła jej wygrażać pięścią, a Malfoy zarzekał się, że już nigdy nie przyjdzie.

- Ginny groziła Lesley? - zdumiała się Hermiona. - Nie do wiary.

- Sama widzisz - dodała Lavender. W dalekim kącie zachichotała Myra, odrabiająca zadania z transmutacji.

Ron wzruszył ramionami.

- Nie miałbym nic przeciwko, gdyby tak Ginny go otruła. Z drugiej strony chyba lecą na siebie, bo Malfoy i tak leci na każdą dziewczynę w szko-...

Dostał z gazety, dokładnie z Czarownicy.

- Za co?!

Przed nim stała Virginia.

- No, co?!

- Za gadanie głupot i żebyś w końcu zamknął ryj! - warknęła, podnosząc książki z dywanu. - I lepiej takich rzeczy nie gadaj, bo sam rozsiewasz plotki - i mówiąc to, wyszła z wieży.

- Jeja, ale nie musiałaś mnie, bić, nie?! - krzyknął za nią, trąc sobie czoło.

***

- Mój brat jest idiotą, mało, jest debilem, głupkiem, tumanem, wprost jełopem jednym!!! - złorzecząc na brata, Virginia otworzyła drzwi do szpitalnej części zamku. Madame Pomfrey stała nad trójką trzecioklasistów z Ravenclawu, którzy porozbijali sobie karki podczas treningu Quidditcha.

- Co z nimi, Madame Pomfrey? - spytała, podchodząc do Krukona, który miał twarz podobną z lekka do buldoga, teraz rozbitą od uderzenia o ścianę.

- Niby nic mu nie jest, ale wiesz sama Ginny, poleży kilka dni, znów pójdzie na trening i złamie rękę. - westchnęła i podniosła tackę ze stoliczka. - No i co, Ginny, jak tam twoje dodatkowe zajęcia?

Virginia przygryzła wargi, żeby zatamować wściekłość.

Mam dosyć!!!

- Świetnie, umiem coraz więcej - odpowiedziała grzecznie z wymuszonym uśmiechem.

- Dobrze słyszeć - Madame Pomfrey spojrzała na nią. - W medycynie eliksiry są naprawdę ważne, w większości przypadków stosuje się właśnie napoje lecznicze. Ale profesor Snape chyba za dużo ci daje do pracy, przecież jesteś dopiero w piątej klasie.

- Tak, jest tyle roboty, że stary, głupi Malfoy musi mi pomagać - odmruknęła.

- Przepraszam? - zapytała Madame Pomfrey, ale zanim uzyskała odpowiedź, drzwi otworzyły się z hukiem na oścież. Wszedł Draco, zarabiając zniesmaczone spojrzenie pielęgniarki.

- Powinien pan otwierać i zamykać drzwi po cichu, panie Malfoy, tu leżą chorzy.

- Weasley jakoś nigdy nie otwiera drzwi po cichu, a w dodatku tupie jak słonica.

- Ale..

- Malfoy, zamknij się! - syknęła do niego Virginia, po czym odwróciła się i poszła do ich komnaty.

- Nerwy na wodzy proponuję trzymać - odrzekł, idąc za nią. Rudowłosa zastanowiła się, czy czasami nie trzasnąć mu tymi drzwiami w twarz, ale potrzebowała mandragorę i pykostrąki, które trzymał w dłoni, więc musiała z żalem zrezygnować. Z niechęcią przytrzymała wejście.

- O, czytasz savoire-vivre?

- A co cię to - odmruknęła, trzaskając drzwiami - musiała się przecież jakoś wyżyć. Draco usiadł na kanapie.

- Ktoś mówił, że w szpitalu ma panować cisza, czy mi się tylko zdawało?

- Przymknij tę japę - wysapała Virginia, patrząc na niego wściekłym wzrokiem. Otworzyła gwałtownie szufladę, wyjęła wielkie nożyce i machnęła mu nimi tuż przed nosem. - Uważaj, uważaj, nie mam dzisiaj humoru.

Draco wzruszył ramionami i przeczesał palcami swoje jasne włosy.

Była połowa listopada, tak, już ze sobą wytrzymali dwa miesiące.

Należą jej się oklaski, prawda?

Bo Malfoy ciągle ją obrażał, krytykował jej rodzinę, krytykował jej eliksiry, krytykował jej wypracowania, a nawet pismo. Próbowała go ignorować, ale się nie dawało i oczywiście od razu wpadała we wściekłość. Najchętniej wylałaby zawartość swojego srebrnego kociołka prosto na jego głowę.

Dobrze, że Lesley mnie nie ustawiła z nim w parze, by bym chyba się wyniosła do domu!

- Hej, Ryjówo, robisz ten wywar tojadowy?- spytał, rozkładając się na kanapie.

Virginia odwróciła się.

- A może miał mi ktoś pomóc? Doskonale wiesz, że mamy go zrobić razem, nie chcę, żeby Snape znów na mnie wrzeszczał tylko dlatego, że eliksir był brązowy, a nie zielony.

Draco ponownie wzruszył ramionami i położył sobie ręce pod głowę.

- A kogo to obchodzi, i tak chyba go nie da Lupinowi, co? Poza tym, stary dobry Snape nie krzyczy na mnie, tylko na ciebie.

- Szczerze? Nie mam pojęcia, czemu kazał ci mi pomagać. Ciągle się kłócimy, w życiu nie zrobimy niczego tak, jak należy. Ale jeśli nie zrobimy tojadowego, to nie wiem, co mi zada, żeby mnie zamęczyć na śmierć - spojrzała na niego.- Tak, tak, śmiej się, wiem, że masz w nosie to, że masz mi pomagać! Pewnie! Jesteś egocentrykiem, jakich mało!

Niewzruszony jej wybuchem Draco spojrzał na drzwi, które otworzyły się i weszła mała blondyneczka, trzymająca w ręku pergamin. Wstał i klęknął przed nią.

- Coś się stało?

- Eee... Przerywam? - spytała, nadal bojąc się wrzeszczącej Virginii.

- Nie, nie - Draco uśmiechnął się kpiąco. - Tylko się kłócimy, jak zawsze.

- Jak nowożeńcy - mruknęła.

- Wypluj to!!! - wystrzeliła rudowłosa.

- Masz problemy z zadaniem domowym? - spytał Draco.

Myra kiwnęła głową i rozwinęła pergamin.

Virginia zmiękła, spoglądając na nich. Od dwóch miesięcy Draco okazywał największą troskę i czułość swojej małej kuzynce, i choć Ślizgoni spoglądali na nią z wyższością, ignorowała ich. Trzeba jednak przyznać, że Virginia widziała ją kilka razy, płaczącą w kącie Gryffindoru.

Gryfoni nie byli lepsi od Ślizgonów. Dean i Seamus byli mili, owszem, ale Myra się ich po prostu bała, a w dodatku była żeńską odmianą miniaturki Malfoya, więc spotykała się z małymi, niegroźnymi prześladowaniami ze strony Wielkiego Tria.

Virginia nie bardzo miała kiedy z nią rozmawiać, ale czuła, że Draco chce, żeby się zajęła Myrą, choć przecież wiedział, że Gryfoni nic nie zrobią dziewczynce. Znaczy, chyba wiedział.

- Wiem, że jestem przystojny, ale nie musisz tego aż tak wyraźnie okazywać - parsknął śmiechem Malfoy, zamykając za Myrą drzwi. Znowu się zamyśliła i on znowu to zauważył. Widocznie myślał, że to zabawne, czyli wręcz odwrotnie, niż ona.

Już otworzyła usta, żeby mu coś powiedzieć, ale zagłuszył ją dzwonek. Draco włożył ręce do kieszeni i otworzył drzwi.

- Zobaczymy się na próbie.

***

- O, widzę, że jednak jeden z moich najlepszych tancerzy nie odszedł - powiedziała Lesley, kiedy wszedł do sali. Draco uśmiechnął się drwiąco i pozwolił trzasnąć drzwiom.

- Chyba nie ma przeszkód, abym został, odkąd nie chcesz mnie złączyć z ta rudą, głupią wiedźmą.

- Nie mów, że Ginny jest głupia - odpowiedziała, unosząc głowę. - Dobrze wiesz, że ona nie jest głupia, a wręcz bardzo inteligentna.

- Możliwe - z jego twarzy nie zniknął uśmieszek.

- Idź się przebrać, mamy kupę do roboty - rozkazała, wskazując na przebieralnie.

- Tak, madame.

Lesley zaśmiała się i zwróciła uwagę na dziewczyny, które przymierzały spódnice. Draco uśmiechnął się widząc, jak Myra mocuje się z kostiumem. Pomógł jej.

Przez te dwa miesiące bardzo zaprzyjaźnił się z Lesley. Crabbe'a i Goyla nie mógł nigdy nazywać przyjaciółmi, bardziej ochroniarzami, a dziewczyny, które zna, to był niedorosłe siksy, które go niezwykle denerwowały.

Lesley przypominała mu jego matkę, chociaż była od niej o wiele weselsza. Draco nigdy nie widział, żeby jego rodzicielka kiedyś się uśmiechnęła. Kiedyś znalazł stary album swoich rodziców i zdjęcia, które go zaszokowały. Nigdy nie zauważył żeby usta jego matki choćby zadrgały kiedykolwiek.

Westchnął i zaczął zakładać swój ubiór. Taniec mu się podobał.

Najśmieszniejsze było to, że same tancerki się chyba bały Malfoya. Zaśmiał się na wspomnienie Hanny Abbot, która aż podskoczyła, kiedy położył jej rękę na biodrze.

Co jest dzisiaj? A, no tak, towarzyski.

Draco otworzył swój czarny plecak i wyjął skórzane, czarne buty.

Spojrzał w lustro. Nie przedstawiał się źle, ze swoimi piaszczystymi włosami i szarymi oczami, nawet wręcz odwrotnie, mógłby uchodzić za zabójcę damskich serc.

Fajnie się patrzy w lustro, nie, Draco? - spytał sam siebie z odrobiną samokrytyki.

Jeszcze raz spojrzał na swoje odbicie i rozsunął zasłonę, wychodząc z cienia.

Nagle ktoś rzucił mu się szyję.

- Seamus! - pisnęła dziewczyna.

Odepchnął ją.

- Ała! - krzyknął, kiedy dziewczyna "przypadkowo" pociągnęła go za włosy.- Patrz, co robisz!

- Wybacz, Malfoy, myślałam, ze to Seamus - odpowiedziała Parvati Patil, kładąc mu rękę na ramieniu.- Sorry, stary.

- Dobra, dobra - odpowiedział i odwrócił się, niemal wchodząc na Virginię. - Czemu zawsze muszę być otoczony Gryfonkami, no czemu?

Zmarszczyła brwi.

- Coś ci się nie podoba, to możesz iść w druga stronę.

- O, zazdrosna? - zapytał ze swoim uśmieszkiem.

Spojrzała mu w oczy.

- Po moim trupie.

***

- No dobra, zobaczmy... to jest chyba USB, nie? - mruknęła do siebie Virginia, próbując pozałączać wszystkie wtyczki i kable prawidłowo. Wiedziała, że laptop jej ojca nie będzie działał bez prądu, ale zastanawiała się już nad eliksirem, który wytwarzałby takie samo napięcie, albo magię, która swobodnie przepływałaby przez druciki.

- No, ciekawe - pomyślała na głos, jedząc czekoladową żabę. - Czy jakiś eliksir może mieć właściwości energii prądu elektrycznego. No i trzeba by go jeszcze przeprowadzić przez ten kable. Hmm...- drzwi otworzyły się, a ona szybko uniosła głowę. - Stój, mnie ruszaj się! - krzyknęła, podskakując.

Draco wszedł, patrząc na kable, wtyczki, druciki i inne pierdółki oraz mnóstwo pergaminu.

- Co...- spojrzał na Virginię i uśmiechnął się nieśmiało.- Przepraszam, Gi-... Weasley.

- No, dobra - odparła, wracając do pracy.- Tylko nie zniszcz, pracuję już tu trzy godziny.

- Czy to nie lap-... - zakrył usta dłonią.

- No, to laptop - obróciła się, patrząc na niego zaciekawiona.- A ja myślałam, że nienawidzisz mugoloznawstwa i mugoli.

- Nie, no widzisz, ja... To jest, tak, że... Tak, właśnie, ja nienawidzę mugoli, a mugole nienawidzą mnie.

W duszy Virginia uniosła oczy ku niebu. Jakby jakiś palant mógłby ją wykpić.

No fajnie, ale kto to jest?

Znów się odwróciła i spojrzała na niego.

- Draco? - wstała i usiadła mu na kolanach.

- Weasley, co ty... - zaczął Draco podejrzliwie.

- Draco - pochyliła się blisko niego, uśmiechając się uwodzicielsko. - Kiedy ostatnio spaliśmy ze sobą? - spytała namiętnym szeptem. Zdezorientowała go.

- Eee... Nie pamiętam... Kilka dni temu?

Virginia jeszcze bardziej się pochyliła, jej twarz była i centymetr od jego.

- Nikogo nie ma... Madame Pomfrey gdzieś wyszła... Może wykręcimy mały numerek, co?

- Ale... Hmm... Mmm... Eee... Ale tutaj?- zająknął się.

- Ale jesteś, ani razu mi jeszcze nie odmówiłeś - mruknęła, pochylając się jeszcze bliżej.

- Co to za zgromadzenie, co? - powiedział ktoś na zewnątrz. Drzwi otworzyły się szeroko i wszedł Draco Malfoy, patrząc zszokowany na dwójkę. - Cholera, a to co?! Kto to jest?! - krzyknął.

Virginia uśmiechnęła się szyderczo, schodząc z kolan chłopakowi, który z Dracona Malfoya przemieniał się z powrotem w Seamusa Finnigana.

- Finnigan, a co ty do diabła robisz jako ja?! - krzyknął Draco, podnosząc go za koszulkę do góry.

- Ej, chłopie, chłopie, to nie mój pomysł, to... - jego krzyki przerwały kroki, a po chwili do komnaty weszło cudowne trio.

- Proszę, proszę, czyżby to mój ukochany straszy brat, były przedmiot uwielbienia i najmądrzejsza wiedźma na świecie? - wypluła niemal rudowłosa, patrząc na trójkę, która stanęła w drzwiach, a za nimi kilkoro Gryfonów (wszyscy z zajęć tanecznych), piąty, siódmy i szósty rok też był, Ślizgoni z klasy Dracona i kilku Krukonów oraz Puchonów. Wszyscy byli wstrząśnięci, oprócz Gryfonów, którzy na twarzach mieli niedowierzanie pomieszane ze zdezorientowaniem (wystarczy powiedzieć, że wszyscy wyglądali śmiesznie).

- Podobało się przedstawienie? - spytała cicho Virginia.

- Eee... - to wszystko, co mogła powiedzieć Hermiona.

- Ginny! - krzyknął Ron. - Czy ty... Ty naprawdę sypiasz z Malfoyem?! Odpowiedz!!!

- CO!! - krzyknął sam zainteresowany, patrząc od Rona do rudowłosej.

Coś pękło w niej. Spojrzała na brata z tak wielką nienawiścią, jaką tylko w sobie miała.

- A jakiej odpowiedzi pragniesz, Ronaldzie Weasleyu?!!! TO WSZYSTKO BYŁO TYLKO PUŁAPKA TAK?!!! GŁUPIE PRZEDSTAWIENIE?!!! - wrzasnęła, aż wszyscy podskoczyli.

- Ginny... - zaczął Harry.

- Ryjów-... - Draco otworzył usta w tym samym czasie.

- ZAMKNIJCIE SIĘ!!! - krzyknęła, ogłuszając ich.- Dobrze wiecie, że mam gdzieś te plotki, jakie rozsiewają o mnie i Draconie Malfoyu, mam to, za przeproszeniem, w dupie!!! Ale ty, Ron, doskonale wiesz, że ja muszę z nim spędzać czas! Jeśli mi nie ufasz, nie mamy już o czym rozmawiać!!! Nawet nie chcę wiedzieć, po co robiłeś ten eliksir, nie chcę, nie chcę wiedzieć, czemu łamaliście prawo. Ale powinieneś wiedzieć jedno - ja nie jestem już małą dziewczynką, za jaką mnie uważasz, za poza tym... po za tym.... ZEJDŹCIE MI Z OCZU!!! ZOSTAWCIE MNIE SAMĄ!!!

Weszła do komnaty za sobą i trzasnęła drzwiami.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.