Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

One Hundred fics challenge

Pierwsze 10

Autor:Grisznak
Korekta:Teukros
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Dramat
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2006-08-29 20:51:44
Aktualizowany:2008-03-23 00:05:22


Następny rozdział

Znaleziony gdzieś w odmętach sieci konkurs na napisanie stu krótkich fików w realiach jednego uniwersum. W tym przypadku wybrałem świat Final Fantasy VI.

Temat nr 29

Birth (narodziny)

Z wysokości dwustu metrów wszystko wydaje się mniejsze, ale wcale nie oznacza to, że mniej istotne. Patrząc bowiem z tak znacznego dystansu dostrzec można, że nawet wielkie rzeczy składają się jedynie z dużej ilości małych. Wyraźnie dostrzegał to stojący na balkonie górującej nad miastem wieży młody mężczyzna o długich, jasnych włosach, odziany w połyskującą złotymi nićmi wplecionymi w karmazynowy materiał szatę.

W mieście wciąż jeszcze widać było gwałtowne rozbłyski światła - to ostatnie, desperackie i bezsensowne próby oporu ze strony starej władzy, która tego wieczoru została ostatecznie obalona. Resztki wiernych jej oddziałów, odosobnionych i nielicznych, zepchnięto do dalszych dzielnic miasta, rozdzielono i sukcesywnie rozbijano. Większość poddawała się, nierzadko nawet bez walki, w pojedynczych jedynie przypadkach walka trwała do końca, zaś broniący się drogo sprzedawali własną skórę, ginąc z rąk żołnierzy i wspierających ich mieszkańców miasta.

Pałac był pełen trupów, śmierdziało tam krwią i śmiercią, dlatego też na razie za swoją siedzibę obrał tą górującą nad miastem wieżę, która wcześniej służyła jako obserwatorium astronomiczne. Oczywiście, później trzeba będzie w pałacu zrobić porządek i zająć miejsce należne władzy, ale nie ma pośpiechu, poza tym ta wieża podobała mu się, widać z niej było całe miasto, zaś w słoneczny dzień bystry z pewnością mógłby dostrzec znacznie więcej. Z pewnością przedstawiciele poprzedniej tu nie bywali; gdyby mieli zwyczaj spoglądania w dal, może dostrzegliby, że jednoczesne podnoszenie podatków i redukcja armii muszą wywołać sprzeciw, a nie skanalizowany sprzeciw szybko przeradza się w bunt.

Gdy więc jego jednostka sprzeciwiła się rozwiązaniu, a następnie ruszyła na stolicę, nie napotkała po drodze znacznego oporu, a wysłany przeciw niej oddział wojska przyłączył się doń. Podczas wkraczania do stolicy większość wojsk obrony przeszła na stronę buntowników, zaś mieszkańcy miasta powitali ich jak wyzwolicieli. Zaskoczony tym obrotem spraw rząd nie zdążył uciec, zaś wierne mu oddziały siłą próbowały powstrzymać wkroczenie zbuntowanych wojsk i ludzi do pałacu. Rozwścieczony tym tłum wtargnął do pałacu, rozszarpując wszystkich, którzy stanęli mu na drodze. Wojsko nie reagowało, doskonale zdawało sobie sprawę, że to danina krwi, którą trzeba spłacić za sukces rebelii. Nie trwało to długo, ale było krwawe i bolesne.

Tak jak każde narodziny - przeszło mu przez myśl i uśmiechnął się - bolało i było sporo krwi, ale nic nie rodzi się bez tego. A zwłaszcza już imperia.

Temat nr 66

Rain (deszcz)

Zapach kawy wypełniał niewielki pokój, w szyby okien zaś bębniły monotonnie krople deszczu. Stojącą przy jednym z okien młoda dziewczyna o zielonkawych włosach wpatrywała się w dal, jednak panująca za oknem szarość uniemożliwiała dostrzeżenie czegokolwiek. Terra Branford nigdy nie lubiła deszczu, kojarzył jej się ze smutnymi czasami, w których była niewolnicą Imperium. W stolicy często padało, zaś uderzenia kropel w okno przypominały jej chwile, gdy zamknięta w swej celi czekała między kolejnymi misjami. Z tego też powodu pobyt w Zozo nie był dla niej przyjemny, teraz zaś, gdy została sama w pokoju, czuła się bardziej samotna niż zwykle. Wiedziała, że ma już przyjaciół, ale w takich chwilach wracały wspomnienia najgorszych momentów w jej życiu.

Odsunęła się od okna, zasunęła firany i podeszła do stolika, na którym stały filiżanki z dopiero co zaparzoną kawą. Właśnie siadała, gdy drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła druga kobieta. Jej jasne włosy zwisały w mokrych strąkach, klejąc się do jej nagich ramion. Krople wody lśniły na jej twarzy, skórzane spodnie i kamizelka były również mokre, przez co ściśle przylegały do jej ciała.

- Czy w Zozo ciągle musi padać? - spytała Celes Chere, była generał wojsk Imperium, zamykając za sobą drzwi - O, kawa! - uśmiechnęła się, gdy jej nozdrza podchwyciły aromat wypełniający pokój. - Jesteś wspaniała! Czekaj, niech się tylko przebiorę, zrzucę z siebie te mokre łachy i z przyjemnością się napiję.

Przez oblicze Terry przemknął niemal niezauważalny uśmiech, gdy jej przyjaciółka podeszła do szafy, otworzyła ją i zaczęła się szybko rozbierać, wieszając mokre rzeczy na drzwiach szafy. Choć zielonowłosa stała tyłem do niej, odwróciła się, by przez ułamek chwili ujrzeć kształtne ciało Celes niemal całkowicie nagie, lśniące jeszcze od kropel deszczu. Poczuła jak na jej twarzy momentalnie wykwita czerwony kwiat rumieńca.

Szybko odwróciła się, siadając przy stoliku i zwracając się ku kawie. Celes, otulona lekką, białą szatą usiadła naprzeciw niej i uniosła ku ustom filiżankę kawy. Biały materiał przylegał miejscami szczelnie do jej wciąż wilgotnej od deszczu skóry.

- Ojej - powiedziała, odstawiając filiżankę i unosząc wzrok - cała jesteś czerwona, co się stało?

-To... ta kawa - odparła Terra - jest gorąca.

-No tak - Celes ponownie wypiła niewielki łyk napoju - trzeba uważać.

W duchu Terra zaś pomyślała, że po raz pierwszy chyba w życiu cieszy się z powodu deszczu.


003

End (koniec)

Dobiegające z oddali odgłosy walki nieuchronnie przybliżały się do sali tronowej. Grube mury i potężne drzwi coraz słabiej tłumiły jęki rannych i umierających oraz towarzyszące im okrzyki triumfu zwycięzców.

Ubrany w kompletną, ciemnogranatową zbroję, potężnie zbudowany mężczyzna podeszłe do stojącej koło tronu, młodej, jasnowłosej kobiety. Odwróciła się ku niemu, a choć widać było, że stara się uśmiechnąć, po jej policzkach spływały strumienie łez.

- To się musi tak kończyć, prawda? - spytała, połykając łzy. - Nie było innego wyjścia?

- Może i było - głos mężczyzny był niski i głęboki jak uderzenie dzwonu - ale w tych innych liniach losu nie byłoby miejsca dla nas.

- Przecież... ta wojna już się kończy, oni wygrali. Dlaczego nie pozwolą ci tu żyć w spokoju?

- Wojnę wygrali, prawda, to prawda, ale zbyt wielkie ponieśli straty, aby ich pamięć o nich szybko przeminęła. Większość z nas opuściła już tą rzeczywistość i przeniosła się do innego, podobno bezpiecznego wymiaru. Ale ja w to nie wierzę. Takie wojny trwają do końca, nawet jeśli mają przerwy i żadne miejsce nie będzie bezpieczne dla pokonanych. Jestem wojownikiem i wolę stanąć oko w oko z wrogiem niż przed nim uciekać.

Dobrze wiedziała, że to nieprawda. Jemu także proponowano przedostanie się do "bezpiecznego wymiaru". Jeszcze wczoraj przybyli tu wysłannicy jego przyjaciół, proponując by ratował się z oblężonego i skazanego na zagładę zamku. Ale on za każdym razem powtarzał jeden warunek - ona musi iść z nim. Oni tymczasem odmawiali, twierdząc, że żaden człowiek nie może udać się tam, gdzie zamierzają się skryć.

Coś ciężkiego uderzyło w stalowe drzwi sali tronowej, które jęknęły, ale nie poddały się uderzeniu. Po raz ostatni przytulił ją mocno, po czym oddaliła się, opuszczając salę tronową tajemnym wyjściem. Gdy wyszła, wojownik sprawdził, czy miecz gładko wychodzi z pochwy, po czym stanął obliczem skierowany ku drzwiom, w które teraz raz po raz uderzano.

- No chodźcie - powiedział cicho - pokażę wam, jak umiera esper.

Temat 23

Lovers (kochankowie)

- Długo jeszcze? - wyraźnie zniecierpliwiona Terra stała na podium, opierając dłoń na marmurowej balustradzie. Na głowie miała niezbyt wygodną, ciążącą jej pozłacaną koronę, ubrana była zaś w przesadnie jej zdaniem ozdobne szaty. Na dodatek, co było powodem jej największej irytacji, musiała stać tak ubrana nieruchomo i to już dłuższy czas.

- Jeszcze tylko kilka machnięć pędzla - padła odpowiedź. Uwijająca się przy sztaludze Relm co jakiś czas zerkała w jej kierunku, po czym przenosiła widok na płótno. Terra nie była może najcierpliwszą z jej modelek, ale Relm właśnie ją upatrzyła sobie do tego obrazu, a gdy mała, rudowłosa artystka uparła się na coś, nie było sposobu by zmieniła zdanie. Dlatego właśnie Terra była zmuszono pozować do obrazu przedstawiającego jedno z wielkich arkanów tarota - Cesarzową.

W głębi duszy Terra była przekonana, że Celes naddawałaby się do tego znacznie lepiej, ale gdy spytała o to Relm, usłyszała, że jej przyjaciółka zgodziła się już pozować do innej pracy.

Gdy rozległo się pukanie do drzwi, Relm, odłożywszy pędzel, pobiegła ku nim, Terra starała się zaś powstrzymać narastające zniecierpliwienie. Stała tu już ponad godzinę i miała nadzieję, że to już koniec, tymczasem ktoś wpadł na pomysł by akurat teraz składać Relm wizytę. Tymczasem zza drzwi dobiegł jej znajomy głos i po chwili do pracowni weszła Celes w towarzystwie Relm.

- Locke kazał mi bardzo przeprosić, ale cesarz miał dla niego ważne zadanie i nie mógł się tu pojawić - tłumaczyła Celes, a na twarzy Relm malowała się irytacja - wiem, przykro mi z tego powodu, ale jeśli mogę tu być jakoś pomocna...

- Tak, jasne - nie kryjąc niezadowolenia Relm podbiegła do sztalugi, szybko kończąc wcześniejszy obraz. Celes usiadła na stojącym pod ścianą łóżku, patrząc z uśmiechem na ubraną w cudaczny ubiór Terrę.

- No, skończone - po pewnym czasie stwierdziła Relm, robiąc krok do tyłu i patrząc krytycznym okiem na zakończony obraz, Terra zaś słysząc to, z ulgą zrzuciła z siebie wszystkie rekwizyty i usiadła koło Celes.

- Też tu miałaś pozować? - spytała.

- Tak, razem z Locke, ale niestety nie mógł dzisiaj przyjść.

- I niech to diabli wezmą - mruknęła Relm, przechodząca akurat koło nich - a zamówienie mnie goni. To miał być ostatni obraz z tej serii.

Terra nierzadko przeklinała siebie samą za to, że nie potrafi przechodzić obojętnie obok cudzych problemów. Tak było i teraz, więc zanim zdążyła dobrze pomyśleć, powiedziała:

- A może... ja mogłabym zastąpić wam Locke'a?

Celes roześmiała się, jakby usłyszała dobry żart, ale Relm spojrzała na nią uważniej, potem zaś uśmiechnęła się z satysfakcją.

- W sumie... czemu nie? - to mówiąc podbiegła do sztalugi i położyła na niej czystą kartkę.

- Jesteście gotowe? - spytała.

Terra właśnie chciała spytać, co ma przedstawiać ów obraz, gdy poczuła na sobie dłonie Celes. Była generał usiadła na łóżku, tuż za jej plecami i objęła ją. Terra lekko zarumieniła się, czując ciepły oddech przyjaciółki na twarzy.

- Tak, idealnie! - krzyknęła zadowolona Relm i wzięła się do pospiesznego przenoszenia pozy na szkic.

- Co to ma być za obraz? - spytała wreszcie zdezorientowana Terra.

- Ostatnie wielkie arkanum - szepnęła jej do ucha Celes - Kochankowie.

Temat 80

Why (dlaczego)

Pochylona nad raportami frontowymi, regularnie przysyłanymi jej przez Leo, Celes Chere, generał i głównodowodząca drugiego zgrupowania wojsk Imperium z kwaterą główną w południowym Figaro, podniosła wzrok, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Wydała wcześniej rozkaz mówiący, by nikogo nie wpuszczać, a więc skoro jednak jej adiutanci zdecydowali się na jego uchylenie, musiało chodzić o coś ważnego. W każdym razie, lepiej dla nich będzie jeśli to coś faktycznie ważnego - dodała w myślach.

- Wejść - krzyknęła, w tej samej chwili drzwi otworzyły się, zaś do jej gabinetu wkroczyło czterech ubranych w błyszczące, zielone mundury ze szkarłatnymi wyłogami, gwardzistów pod dowództwem kapitana.

Celes nawet nie starała się ukryć swojej niechęci do tej formacji, która jej zdaniem prezentowała się dobrze jedynie na paradach, nie zaś w walce, której na dobrą sprawę nawet nie miała okazji posmakować. Ponownie opuściła głowę ku raportom i dopiero wtedy spytała o przyczynę najścia.

- Pani generał - przemówił kapitan - mam smutny obowiązek poinformować panią, ż jest pani aresztowana z rozkazu jego cesarskiej mości. Proszę udać się z nami i nie stawiać oporu.

Czytany dokument wypadł z dłoni Celes i delikatnie opadł na ziemię. Aresztowana? Dlaczego? Za co? Myśli śmigały w jej głowie z prędkością kul karabinowych.

- Kapitanie, czy to jakiś żart? - spytała lodowatym głosem. - Jeśli tak, to proszę przyjąć do wiadomości, że nie bawi mnie on.

- Bardzo mi przykro, ale to sprawa całkiem poważna. Powtarzam, proszę udać się z nami.

Celes szybko oceniła sytuację. Jej szabla wisiała na wieszaku, poza jej zasięgiem. Ale w końcu to nie była jedyna broń jaką miała. Spokojnie wstała od biurka, wsunęła za sobą krzesło i podeszła do gwardzistów. Ci widząc, że nie próbuje walczyć, uspokoili się. Wtedy zaatakowała.

Grad lodowych sopli przeszył powietrze, powalając dwóch najbliższych gwardzistów na ziemię. Strużki krwi, które w mig popłynęły po ich twarzach, znaczyły ślady trafień. Celes skoczyła do przodu, roztrącając łokciami dwóch kolejnych i znalazłszy się pod ścianą, sięgnęła w kierunku swojej szabli. Wyjęła ją, nie zdejmując ze ściany pochwy, po czym jednym susem znalazła się za drzwiami.

- Łapać ją! - usłyszała za sobą krzyk, ale i bez niego wiedziała, że musi uciekać. Nie miała pojęcia, dlaczego chcieli ją aresztować, ale obecnie miało to drugorzędne znaczenie. Jeśli Gesathl wpadł na taki pomysł, to miała zamiar usłyszeć od niego osobiście dlaczego się na to zdecydował, nie zaś chodzić na łańcuchu jego gwardzistów. Dopadła końca korytarza i w tym momencie usłyszała za plecami wystrzał. Drewniana barierka schodów, tuż koło jej nogi eksplodowała drzazgami. Nie namyślając się, Celes chwyciła się oparcia schodów i zeskoczyła na dół. Nie była zdziwiona, gdy naprzeciwko niej znalazło się kilkunastu kolejnych gwardzistów.

- Brać ją żywcem! - padł rozkaz i ubrani w zielone mundury żołnierze rzucili się ku niej.

Celes spokojnie wyciągnęła w ich kierunku dłoń i ponownie lodowe sople uderzyły, obalając na ziemię kilku najbliższych przeciwników. Ale tym razem to nie wystarczało, było ich zbyt wielu. Zacisnęła palce na rękojeści szabli i skoczyła ku nim. Jej broń zakreśliła czerwone smugi na ich mundurach. Starała się przebijać ku drzwiom wyjściowym, jednak nie miała większych złudzeń co do szans powodzenia. Przeciwników było zbyt wielu, w dodatku starała się tak zadawać ciosy, by nikogo nie zabić.

Nagle mocne uderzenie w tył głowy sprawiło, że momentalnie pociemniało jej przed oczami. Szabla wypadła z ręki i uderzyła o podłogę, a chwilę później jej właścicielka upadła tuż koło niej. W ostatnim odruchu świadomości Celes raz jeszcze pomyślała, dlaczego dzieje się to wszystko. Potem była już tylko cicha, ciemna pustka.

Temat 28

Children (dzieci)

Od dłuższego już czasu przepełnione bólem jęki kobiety wypełniały obszerną komnatę w cesarskim pałacu. Zgromadzone wokół łóżka służące robiły co tylko mogły, by złagodzić jej ból, ale teraz, w decydującym momencie, wszystko zależało już tylko od niej. A każdym kolejnym jękiem jej twarz wykrzywiało cierpienie. W komnacie panował zaduch. Stojąca przy jej głowie służąca położyła na jej czole zimny kompres. Cały czas szeptała do jej ucha, powtarzając jak mantra:

- Przyj, już niedługo, wszystko będzie dobrze, przyj.

Kobieta już dawno straciła rachubę czasu, nie miała pojęcia jak długo to wszystko trwa, ale w końcu, ku nieukrywanej radości wszystkich, w pokoju rozległ się głośny płacz dziecka.

- Córka, to córka! - krzyknęła służąca, która uniosła dziecko i zaczęła je obmywać, a następnie odziewać w białą szatę.

Wydawało się jednak, ze to nie koniec, bo matka nie przestała jęczeć. Przyczyna wkrótce stała się jasna, gdy komnatę wypełnił płacz drugiego dziecka.

- Jeszcze jedno! - kolejna służąca podniosła malca. - Syn!

Tym razem radość była nawet większa. Matka przestała jęczeć i jakby była całkiem pozbawiona życia i energii opadła na pościel, zaś jej oddech stał się płytki. Gdy jednak zbliżono do niej dwójkę dzieci, na chwilę otworzyła oczy.

- Będziesz... nazywała się Celes - powiedziała, kładąc swą słabą dłoń na niewielkiej główce córki, która wciąż jeszcze płakała.

- A ty - powiedziała, dotykając głowy syna, który po jej dotyku przestał płakać tylko radośnie gaworzył - będziesz miał na imię Kefka.

Temat 82

If (jeżeli)

Celes stała obok stołu, wspierając się o jego drewniany blat. Jeszcze przed chwilą nerwowo krążyła wokół niego, starając się w jakiś sposób poradzić z uczuciami, które nią miotały. Wyobraźnia podsuwała jej nieustannie obraz, w którym drzwi otwierają się, a po schodach schodzi Locke w towarzystwie Rachel, obydwoje objęci i promieniujący szczęściem.

Widziała jak zbliżają się do niej, jak Locke dziękuje jej za pomoc w zdobyciu Phoenixa i przywrócenie jego ukochanej światu żywych. Jak obydwoje wychodzą z domu czule objęci i szczęśliwi a ona zostaje tu sama.

- Nie! - jej pięść uderzyła w drewniany stolik z taką siła, że jego blat wygiął się. Dopiero po chwili zorientowała się co zrobiła. To idiotyczne. Przecież chciała, aby Locke był szczęśliwy, życzyła mu tego z całego serca, a teraz, gdy wszystko miało się rozstrzygnąć, wizja powodzenia całego przedsięwzięcia stawała się dla niej najgorszym koszmarem. Nie potrafiła przewidzieć jak się zachowa, jeżeli zobaczy ich razem. Czy będzie w stanie razem z nimi się cieszyć, czy po prostu ucieknie z tego miejsca? A jeżeli się nie uda? Czy będzie się cieszyć z nieszczęścia kogoś kogo kocha? A jeżeli...

Drzwi otworzyły się do pokoju zszedł Locke. Był sam. Poczuła coś dziwnego, przyjemnego i jednocześnie obcego, gdy ujrzała tylko jego.

- Czy...? - nie potrafiła dokończyć pytania.

- Nie udało się - odpowiedział, ale ku jej zdumieniu w jego głosie pobrzmiewała także nuta radości - ale rozmawiałem z Rachel, przez krótką chwilę znowu była przy mnie.

- I?

- Prosiła... abym był szczęśliwy bez niej, bym znalazł kogoś, kogo będę w stanie kochać tak, jak kochałem ją i był z tym kimś szczęśliwy.

Celes podeszła do niego i objęła go, pozwalając mu wtulić się w jej ciało i ukoić ból.

- Obiecuję ci - szepnęła - będziesz szczęśliwy.

Temat 04

Inside (wewnątrz)

- Kimkolwiek pan jest, niech pan mnie zostawi i sam się ratuje. Nie damy rady uciec obydwoje.

Locke starał się udawać, że nie słyszy słów kobiety, którą od dłuższego czasu niósł na plecach. To prawda, był zmęczony, po piętach deptali im żołnierze imperium, a co jakiś czas musiał walczyć z zamieszkującymi jaskinię potworkami. Był ranny, na szczęście nie na tyle groźnie, aby to utrudniało dalszą drogę.

- Z łaski swojej, niech pani generał raczy zamilknąć - powiedział wreszcie - rozumiem pani położenie, ale jeśli tylko pani mi nie będzie przeszkadzać, zaręczam, że obydwoje wyjdziemy z tego żywi.

Celes przeklinała swoją bezsilność. Kilka dni w więzieniu mogło się nie wydawać czymś specjalnie męczącym, ale jeśli dodać, że spędziła te dni przykuta do ściany, bez jedzenia i picia, można było zrozumieć, że nie była nawet w stanie iść na własnych nogach. Ona, generał, musiała być niesiona na plecach jak jakiś worek.

Jaskinia, przez którą się przedzierali, była zimna, wilgotna i ciemna, jak wszystkie jaskinie. Locke w jednej z dłoni trzymał niewielką lampkę, która nieco oświetlała drogę. Nie słychać już było odgłosów pościgu i miał nadzieję, że żołnierze zrezygnowali z pościgu, licząc zapewne na to, że potwory z jaskini samej zajmą się zbiegami.

Czuł, że musi odpocząć i gdy dostrzegł małe, podziemne jeziorko, do którego skapywała woda ze ściany, przyspieszył i z radością usiadł koło niego, składając wcześniej na ziemi ledwo żywą Celes. Spróbował wody, a gdy z radością stwierdził, że naddaje się do picia, nabrał jej nieco w dłonie i powoli wlał w spragnione usta Celes. Jej wyschnięte gardło z radością powitało wilgoć.

- Kim ty właściwie jesteś? - spytała.

- Locke Cole, poszukiwacz skarbów i członek Returners.

- Ah tak... buntownik... - Celes próbowała się podnieść, ale to wciąż przekraczało jej fizyczne możliwości - mogę wiedzieć, czemu zawdzięczam ratunek?

Jak już mówiłem, jestem poszukiwaczem skarbów - powiedział Locke, uśmiechając się.

- Tak, panie Cole, rozumiem... Jak sądzę, buntownicy kazali mnie uwolnić, licząc, że przyłączę się do nich i zdradzę Imperium.

- Co? - Locke był wyraźnie zaskoczony. - Przecież, z tego co wiem, aresztowano panią za współpracę z buntownikami.

- To potwarz!!! - Celes, ku swemu zdziwieniu wykrzesała z siebie dość siły by krzyknąć, ale w jej stanie ten krzyk brzmiał bardziej groteskowo. - Nigdy nie zdradziłam Imperatora i nie zrobię tego. Może mnie pan tu zostawić.

- Zrobi pani co się pani tylko żywnie podoba - odpowiedział Locke poważnym tonem - ale zostawić bezbronną kobietę w takim miejscu, to ostatnia rzecz na jaką bym się poważył.

- Dobra, dość gadania, ruszamy dalej - to mówiąc wziął Celes na plecy i ruszył dalej.

Temat 21

Friends (przyjaciele)

- Buuuuum!!! Tratatata!!! Bum! - wykrzykiwane wysokim, dziecięcym głosikiem odgłosy wypełniały hangar. Ich źródłem była niespełna dziesięcioletnia, jasnowłosa dziewczynka siedząca w kokpicie jednej z kilkunastu maszyn bojowych klasy Magitek Armour, stojących w rzędzie pod ścianą.

- Wróg po lewej, do ataku!!! - krzyknęła, przestawiając dźwignię kierunku i jednocześnie przyciskając klawisz aktywujący wyrzutnię rakiet. Oczywiście, zabezpieczony przed przypadkowym uruchomieniem stalowy kolos ani drgnął, ale dziecięca wyobraźnia skutecznie radziła sobie z tą drobną niedogodnością.

- Tratatatata!!!! Mamy was, poddajcie się, parszywi dranie! Nie macie... - chciała powiedzieć "szans", ale w tym momencie jej wzrok zarejestrował ruch i to nie w świecie jej fantazji, ale w tym całkowicie realnym. W ciemnym kacie hangaru wyraźnie ktoś się poruszał.

- Hej, wyłaź stamtąd! - inne dziecko pewnie schowało by się głęboko, ale nie ktoś, kogo od najmłodszych lat szkolono na wojownika. Dziewczyna wyskoczyła z kabiny maszyny bojowej i skierowała się w tamtą stronę, podnosząc z ziemi ciężki śrubokręt i trzymając go mocno w dłoni.

Gdzieś w tamtym miejscu rozległ się brzdęk przewracanej puszki, która potoczyła się po ziemi.

- Wyłaź, wiem, że tam jesteś!

Z cienia zalegającego kąt hangaru wyłoniła się niewielka sylwetka, należąca z pewnością do osoby niewiele od niej starszej. Gdy się zbliżyła, dostrzegła ubrudzoną smarem, szczupłą twarz dziewczynki o krótko obciętych, zielonkawych włosach.

Podeszła bliżej, trzymając wciąż w dłoni śrubokręt, jednak już nie obawiając się nieznanego, tym bardziej, że właśnie w oczach tej drugiej widziała strach.

- Hej - powiedziała pierwsza, nie chcąc wypłoszyć nieznajomej - nie bój się, nic ci nie zrobię, to była tylko zabawa.

Strach na twarzy zielonowłosej nieco osłabł, ale wciąż milczała.

- Jak się nazywasz? Ja jestem Celes, a ty?

- ...

- No dobra, jak nie umiesz mówić, to trudno. Ale pobawisz się ze mną?

Nieznajoma opuściła głowę, co w oczach Celes wyglądało na znak zgody. Niewiele więc myśląc ujęła jej dłoń i pociągnęła w kierunku maszyny Magitek Armour.

- Wsiadaj! - powiedziała, wskazując jej miejsce koło siebie. Choć pojazdy tego typu miały jednoosobowe kabiny sterownicze, dwie dziewczynki bez problemu zmieściły się na fotelu koło siebie.

- Dobra, ja będę obsługiwać broń a ty kieruj, dobrze - uśmiechając się, szczęśliwa, że wreszcie znalazła sobie towarzyszkę zabaw, Celes włożyła drążek sterowniczy w dłoń zielonowłosej.

- Terra - powiedziała cicho tamta.

- Nie, to ja będę strzelała - zaprotestowała Celes - ale jeśli chcesz...

- Nazywam się... Terra - powiedziała dziewczynka o zielonych włosach, teraz już wyraźniej. Strach zniknął już z jej twarzy, po raz pierwszy chyba od dłuższego czasu gościł tam teraz uśmiech.

- Terra... fajne imię. Będziemy przyjaciółkami? - a gdy Terra potwierdzająco skinęła głową, Celes położyła dłonie na klawiaturze systemów uzbrojenia. - No to do ataku!

Temat 047

Heart (serce)

Statek nieuchronnie zbliżał się do unoszącej się w powietrzu wyspy, wokół której unosił się gęsty, duszny opar. Nikt nie wiedział jaka moc sprawiła, że ten olbrzymi kawał skały nagle uniósł się w powietrze i zawisł nad ziemią, ale skoro stał za tym Kefka, wiadomym było, że nie jest to nic dobrego.

Celes stała oparta o drewnianą ścianę jednego z korytarzy statku powietrznego Setzera. Unikała Locke'a jak tylko mogła, nie chciała z nim rozmawiać, bała się tego, co każde z nich, w tych pełnych napięcia i nerwów chwilach, mogłoby powiedzieć. Nagle poczuła jak czyjaś ciepła dłoń miękko dotyka jej ramienia. Nie odwróciła się, ale jej serce zaczęło bić szybciej. Wiedziała dobrze, kto za nią stoi i wyraz zakłopotania pojawił się na jej obliczu.

- Boisz się, prawda? - usłyszała pytanie, wypowiedziane spokojnym głosem Terry.

Czy się bała? Jej życie polegało na unikaniu strachu, była oficerem, a dowódcom nie wolno było okazywać strachu, mieli być przykładem dla podwładnych.

- Tak - odpowiedziała, powoli odwracając się - ale nie mam zamiaru pozwolić, aby strach nade mną zapanował.

- Jak to zrobić? - spytała Terra. - Chciałabym móc przezwyciężyć swój lęk, ale nie potrafię, nie wiem, czy będę w stanie skutecznie wam pomóc, gdy dojdzie do walki.

- To całkiem proste - Celes spojrzała w oczy zielonowłosej dziewczyny, która patrzyła w nie głęboko i z ufnością - Musisz po prostu zaufać swoim uczuciom i pozwolić im, by kierowały tobą.

Dłoń Terry przesunęła się po jej ramieniu i delikatnie dotknęła jasnej szyi a następnie policzka Celes, który pod tym dotykiem spąsowiał.

- A ty, zawsze jesteś pewna swoich uczuć? - padło pytanie.

- Nie.... przestań - Celes odsunęła się, gdy druga dłoń Terry zatrzymała się na biodrze pani generał.

Terra cofnęła dłonie a następnie oddaliła się, jednak przez pierwszych kilka kroków wstecz stała twarzą do Celes. Na jej twarzy przez chwilę można było widzieć coś jakby grymas uśmiechu. Następnie odwróciła się i znikła na schodach wiodących na górę.

Celes oparła się o ścianę, a jej serce wciąż biło głośno, tak, że mimo przytułmionego przez ściany huku silników statku w pustym korytarzu można było niemal usłyszeć jego szybki rytm.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.