Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Kot na rozdrożu

cz, XI

Autor:Miko-chan
Korekta:Inai
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Przygodowe
Dodany:2006-12-24 20:20:36
Aktualizowany:2006-12-25 01:32:50


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Proszę szanownego państwa. Niezbadane są wyroki Boskie, ale wszystko wskazuje, że docieramy do punktu kulminacyjnego naszej opowieści (jak bardzo chciałam to wreszcie powiedzieć^^). Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a wszystkie wątki tej historii na biegun północny, gdzie rozegra się ostatnia batalia. Brzmi to bardzo patetycznie, a jak będzie w rzeczywistości przekonajcie się sami. Miłej lektury.

Filia wraz z Luną przemierzały olbrzymie sale lodowego dworu. Jak dotąd nie spotkały tam żywej duszy, ale otwarte na oścież wrota świadczyły, że są oczekiwanymi gośćmi. W końcu dotarły do największego z pomieszczeń, tak ogromnego, że trudno było ogarnąć je jednym spojrzeniem. Choć wszystko wokoło zdawało się być zrobione z lodu, to Filia miała nieodparte wrażenie, że tutaj jest znacznie cieplej niż na zewnątrz. Poustawiano tam wiele przezroczystych rzeźb, które równie dobrze mogły być zamarzniętymi istotami, a na samym końcu stał wysoki, kryształowy tron, zajmowany przez mężczyznę ubranego w czarny garnitur.

- Nareszcie jesteście - odezwał się widząc zbliżające się kobiety - Już nie mogłem się doczekać.

- Gdzie jest Valgarv? - spytała bez wstępu Filia, a w jej umyśle pojawiła się scena, gdy to samo pytanie zadała Zellas Metallium. Dlaczego bogowie skazali ją na ponowne przechodzenie przez ten koszmar?

- Nasz mały Starożytny Smok jest tutaj - Dynast machnął ręką i obok niego pojawiła się niewielka, kulista sfera, stanowiąca więzienie dla chłopca.

Valgarv rozglądał się po pomieszczeniu nieco nieprzytomnym wzrokiem, jakby działanie usypiającego proszku jeszcze nie w pełni ustąpiło.

- Nic mu nie jest, przynajmniej na razie - dodał Mazoku.

- Czego od nas chcesz?

- Wszystko w swoim czasie, na razie musimy zaczekać na resztę aktorów grających w tym spektaklu.

- Naprawdę sądzisz, że tak po prostu uprzejmie poczekamy, aż ciebie najdzie ochota na działanie - odparła z kpiną w głosie Luna, której nastrój stawał się coraz bardziej bojowy.

- Skądże znowu. Przygotowałem dla was odpowiednią rozrywkę.

Dynast pstryknął palcami i jak na zawołanie wokół dwóch kobiet pojawiły się liczne portale przedstawiające jakieś makabryczne obrazy. W całym pomieszczeniu rozniósł się przeraźliwy krzyk ludzi poddawanych najwymyślniejszym torturom, które to były wyświetlane niczym film na tych portalach.

- Mówi wam coś pojęcie wojny psychologicznej?

Filia z przerażeniem rozejrzała się wokoło. Z każdej strony otaczały ją sceny tak potworne, że przyprawiały o mdłości. Wrzaski powodowały zawroty głowy, a atakujące ją negatywne emocje: strach, przerażenie, ból, śmierć, odbierały jakąkolwiek wole walki i chęć życia. Smoczyca osunęła się na kolana i zakryła uszy rękoma, ale te obrazy pożerały jej duszę. A nad wszystkim unosił się pełen satysfakcji, sadystyczny śmiech katów, którzy czerpali chorą przyjemność z tej rzezi.

Luna nie zareagowała aż tak ostro na przedstawioną masakrę, ale i ona będąc mocno związana z samym Cephiedem nie czuła się najlepiej. Nieraz w życiu spotkała się z okrucieństwem i strachem, ale nigdy w tak skondensowanej formie. Próbowała wypowiedzieć jakieś zaklęcie, jednak nie potrafiła zebrać myśli, a dłonie odmówiły jej posłuszeństwa. Zadziałanie na jej psychikę okazało się bardziej skuteczną bronią niż cokolwiek innego.

?Dosyć! Przestańcie! Błagam was, dość! Zabijcie mnie, ale oszczędźcie mi tego wrzasku! Nie chcę go już słyszeć! Wolę zginąć! POMOCY!!? - myśli smoczycy przestały płynąć zwyczajnym, racjonalnym torem. Potworny pokaz siał spustoszenie w jej psychice i choć trwał zaledwie dwie, może trzy minuty, Filia straciła całkowicie kontakt z otaczającym ją światem. Nie było już ani Valgarva, ani Luny, ani nawet Dynasta. Pozostały jedynie zmasakrowane ludzkie ciała, twarze powykrzywiane w krwawej agonii i krzyki, będące preludium dla śmierci.

Nagle niczym senne mara dotarło do niej wrażenie, że ktoś chwycił ją za ramię i pociągnął do góry, a potem wszystko się skończyło. Trwało dłuższą chwilę nim Filia zaczęła powracać do rzeczywistości. Najpierw zobaczyła podłogę, potem Dynasta wciąż siedzącego na swoim kryształowym tronie, aż w końcu dostrzegła Xellosa stojącego obok niej. Nieopodal stała także Luna wyraźnie niezadowolona, że to Mazoku wyciągnął je z tej nieprzyjemnej sytuacji. Wszystkie portale znikły.

- Witaj Xellosie - zaczął Mroczny Lord próbując uprzejmością zatuszować swoją wrogość - Odkąd to ratujesz smoki?

- Od czasu, jak jest ci to nie na rękę, Lordzie Dynaście - odparł kapłan uśmiechając się przekornie - Moja pani zawsze mnie nagradza, gdy zrobię coś co doprowadzi cię do szewskiej pasji.

Dłonie Dynasta zacisnęły się na oparciach fotela, a z twarzy zniknął sztuczny uśmiech.

- Zapłacisz za swoją bezczelność.

- Gwarantuję ci, panie, że nie jesteś pierwszym, który mi to mówi.

Mimo panującego zimna, twarz Mrocznego Lorda zrobiła się czerwona z wściekłości. Już chciał wypowiedzieć jakieś zaklęcie, gdy?

FIREBALL!!!

Kula ognia uderzyła prosto w kryształowy tron, roztrzaskując go na milion kawałeczków. W tym samym momencie Gourry podbiegł do magicznej sfery i mieczem zaczarowanym przez Zela wyswobodził młodego smoka. Przyjaciele zatrzymali się kilkanaście metrów od Filii, Xellosa i Luny.

Dynast pojawił się nad swoim tronem i zlustrował otoczenie.

- A więc są już wszyscy. Bardzo dobrze - uśmiechnął się jadowicie z zaczął inkantację zaklęcia - UTAJENIE RZECZYWISTOŚCI!!!!

Nagle całe pomieszczenie wypełniło krwawo czerwone światło. Wszyscy rozglądali się z niepokojem oczekując ataku, ale nic ponadto nie wydarzyło się.

- To jakaś bariera - stwierdził po chwili tajemniczy kapłan.

- Zgadza się i to najpotężniejsza jaka istnieje. Od tej chwili świat po za tą salą dla was nie istnieje. Nie zdołacie opuścić tego miejsca ani skontaktować się z kimkolwiek na zewnątrz, chyba, że mnie zabijecie, w co szczerze wątpię.

- Bardzo sprytne, choć nie wiem, co chcesz przez to osiągnąć.

- Niedługo się przekonasz, Xellosie, ale wtedy będzie już za późno.

Tajemniczy kapłan spojrzał badawczo na Lorda Mazoku.

W tym samym czasie Filia zdołała odzyskać władzę nad swoim ciałem i podbiegła do przyjaciół, by sprawdzić, jak czuje się jej podopieczny. Na szczęście Valgarv był jedynie zdezorientowany.

- Hej, ty! - wrzasnęła Lina patrząc bojowo na Dynasta - Nie wiem po co była ta cała szopka ani co kombinujesz, ale jest nas siedmioro i nie damy się tak łatwo pozabijać.

- Ośmioro, droga siostrzyczko, ośmioro - stwierdziła Luna podchodząc do całej grupy.

Oczy Liny wyglądały jak dwa spodki i czarodziejka nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa, patrząc jak zbliża się do niej ta chodząca katastrofa. W końcu panicznie zaczęła szukać kryjówki i ostatecznie schronienie znalazła za Xellosem, który pojawił się nieopodal.

- Ratuj mnie, jesteś mi to winien po ostatnich zajściach! - krzyczała w przerażeniu.

- Chcesz powiedzieć, że boisz się tej kobiety - zdziwił się Mazoku.

- To?to?to? moja siostra!!!!!

Lina skuliła się przy ziemi, zasłoniła jego peleryną i trzęsła, jak osika.

- Nie rozumiem o co ci chodzi, Lino. Ona nie wygląda groźnie.

- Raczysz żartować, ona jest straszna!!! Wybacz mi, siostro!!!

- Nigdy - rzuciła oschle Luna - Za to co zrobiłaś, spotka cię zasłużona kara. Ale nie teraz.

Lina wychyliła się zza peleryny Xellosa, którą ten cały czas próbował oswobodzić.

- Naprawdę?

- W obecnych okolicznościach dostaniesz zawieszenie wyroku - mówiąc to Rycerz Cephieda wskazała palcem do góry na Dynasta.

- Właśnie Lino, sądzę, że to nie jest najlepsza chwila na rozwiązywanie rodzinnych konfliktów - stwierdził kapłan, kiedy w końcu udało mu się wyrwać z jej rąk pelerynę - Uff.

- A ty się nie odzywaj, Mazoku, bo możesz podzielić los tego na górze - Luna spojrzała ostrzegawczo na Xellosa, który mimo to uśmiechał się przyjaźnie.

- Nie zapominaj Rycerzu Cephieda, że przed chwilą uwolniłem was z pułapki.

- To niewiele zmienia - Luna stanęła na wprost Demona i oboje mierzyli się wzrokiem.

W tym czasie Lina cichcem przesunęła się w bok, szukając schronienia za Zelgadisem.

- Wyznaję zasadę, że wróg mojego wroga, jest moim przyjacielem, a w tej chwili moim największym problemem jest Dynast - kapłan odwrócił się w stronę Mrocznego Lorda, który niezmiennie wisiał kilka metrów nad swoim zdewastowanym tronem.

Dynast przyglądał się całej tej scenie z mieszaniną zdumienia i irytacji. Jak ta banda niewydarzonych guślarzy śmie go tak otwarcie ignorować? To jest dla niego obraza. Choć z drugiej strony było mu to na rękę, gdyż czas działał na jego korzyść. Im dłużej oni będą ze sobą debatować, tym szybciej pojawi się jego wsparcie. Niech więc kłócą się między sobą ile tylko zapragną.

- Przestańcie wszyscy - wtrąciła się Filia, kiedy do dyskusji między Luną, Xellosem i Liną wciągnięty został jeszcze Zelgadis - To do niczego nie prowadzi.

- Jak rzadko kiedy, zgadzam się z Filią - odparł Mazoku posyłając uśmiech w stronę smoczycy - Musimy pomyśleć, jak się stąd wydostać.

- Trzeba pozbyć się Dynasta, to oczywiste - stwierdziła Luna.

- Ale jak to zrobić? Przecież to nie jest zwykły Mazoku - wtrącił Zel, który to tym razem próbował uwolnić swoją pelerynę od pewnej rudej zarazy.

- Mamy przewagę liczebną, ale panna Lina chyba nie czuje się najlepiej - dodała Amelia.

- A właśnie, gdzie ona znikła - Luna rozejrzała się dookoła, aż w końcu zatrzymała wzrok na Gourrym, za którego to plecami Lina znalazła kolejną kryjówkę. Starsza siostra złapała się za głowę - Natychmiast przestań błaznować i bierz się do roboty.

- Tak jest? już ?oczywiście - wydukała ruda czarodziejka wychodząc zza szermierza.

Niespodziewanie w stronę całej grupy poleciał potężnej siły pocisk. W ostatniej chwili bariera postawiona przez Rycerza Cephieda i wspomagana przez Filię zdołała uchronić wszystkich przed rychłą śmiercią. Gdy kurz już opadł oczom przyjaciół ukazał się dziwaczny stwór, o nieokreślonym kształcie i czerwono-czarnej barwie.

- A to co za nowe diabelstwo? - krzyknęła Lina, która na widok tego potwora jakby zapomniała o obecności swojej siostry.

- Czy to oni? - dziwaczny stwór zwrócił się w stronę Dynasta.

- Jak najbardziej. Teraz możesz ich zabić.

- A więc gińcie - wszystkie pięcioro oczu potwora spojrzało w stronę drużyny.

Nagle w różnych częściach jego ciała zaczęły tworzyć się kule czerwonej energii, które gdy nabrały mocy, zostały wstrzelone w kierunku przyjaciół. Ponownie bariera postawiona przez Lunę zatrzymała atak, a widząc, że potwór nie zamierza przerwać natarcia, czarodziejka postanowiła w ogóle nie zdejmować osłony.

- Co to może być? - rzuciła przez zaciśnięte z wysiłku zęby.

- Nie mam pojęcia. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie widziałam - stwierdziła bez namysłu Filia.

- Ja również - dodał Xellos - Ale ponieważ to coś nie posiada ciała astralnego, przypuszczam, że może pochodzić z innego wymiaru.

- Sugerujesz, że to sługa Dark Star?a! - krzyknęła Lina.

Mazoku jedynie pokiwał głową.

- To by tłumaczyło, dlaczego chce nas zabić - powiedziała Filia - Wszyscy prócz Luny przyłożyliśmy rękę do jego zniszczenia.

- Może byście się tak pośpieszyli z tymi naradami, długo nie utrzymam tej bariery - wrzasnęła wspomniana czarodziejka, która cały czas odpierała wściekłe ataki potwora.

- Storo ten potwór nie ma ciała astralnego to zwykłe zaklęcia na niego nie podziałają - zauważył Zelgadis.

- Racja. Pozostaje jedynie Laser Filii i Miecz Pani Koszmarów.

Mówiąc to Xellos spojrzał na Linę, ta jednak wyglądała na bardzo niepewną.

- Obawiam się, że nic z tego.

- Jak to?

Lina zburaczała na twarzy.

- Bo nie! Po prostu nie dzisiaj!

- Aha, miesięczny czas - stwierdził zadowolony z siebie Gourry.

- Och, przymknij się głąbie - wściekła Lina znokautowała szermierza.

- Dobrze się bawicie? - spytała Luna z całym sarkazmem na jaki ją było w tym momencie stać.

Zapadła krótka, ale bardzo nerwowa chwila milczenia.

- W takim razie, pozostaje jedno wyjście - wszystkie oczy zwróciły się na tajemniczego kapłana - Lina musi nauczyć kogoś tego zaklęcia. Myślę, że najlepiej swoją siostrę.

- Co takiego? Ona i bez Ostrza Nicości jest wystarczająco niebezpieczna.

- To nie czas na takie dywagacje - wtrąciła Filia - Zel i Amelia będą razem ze mną osłaniać panny Inverse przed atakami tego potwora. Xellos - tu zwróciła się do Mazoku - Ty zajmij czymś Dynasta, żeby nie wchodził nam w drogę, a Gourry zaopiekuje się Valgarvem.

Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, prócz młodego smoka.

Valgarv jak do tej pory siedział bez słowa na podłodze i jedynie przysłuchiwał się tej rozmowie. Jednocześnie cały czas spoglądał na niewielki woreczek, który miał zawieszony na szyi. Już po raz drugi z jego powodu wszyscy znaleźli się w niebezpieczeństwie, a on ma stać i patrzyć, jak walczą? Przecież sam również posiada moc i to niemałą. Nie czas jednak na strach i wątpliwości, właśnie teraz musi pokonać własny lęk i zmusi drzemiącą w nim potęgę, by poddała się jego woli. Nie będzie więcej rozterek i niepewności.

Zerwał rzemień i wyjął z wnętrza szklany odłamek. Natychmiast poczuł jak energia przechodzi przez jego palce w głąb ciała. Bez trudności opanowała jego serce i umysł, tak, że czuł ją w każdej swojej komórce. Cokolwiek teraz się wydarzy, on nie pozostanie biernym obserwatorem.

- Nie, ciociu - Valgarv wstał i spojrzał na smoczycę - Ja też będę walczyć.

- Ale przecież ty?

Starożytny Smok wypuścił z dłoni szkiełko, które roztrzaskało się na posadzce. To wystarczyło za całą odpowiedź. Filia patrzyła na niego z niedowierzaniem i obawą, wiedziała, że Valgarv nigdy nie walczył, choć z drugiej strony smoki rodzą się z pewnymi zdolnościami.

- Nie martw się, Filio. Zaopiekuję się nim - stwierdził Xellos kładąc rękę na ramieniu chłopca.

Smoczyca spojrzała podejrzliwie na Mazoku, ale w końcu przytakująco pokiwała głową. Wiedziała, że nie zdoła wybić tego pomysłu Valgarvowi z głowy, a jednocześnie czuła, że kapłan zadba o to by Starożytnemu Smokowi rzeczywiście nic się nie stało.

- Dobrze. W takim razie do dzieła - zawołała Lina, której powrócił bojowy nastrój.

W chwili gdy Luna opuściła barierę cała drużyna rozpierzchła się na wszystkie strony. Amelia i Zel wypowiedzieli formułę zaklęcia La Tilt, ale nie posłali go w stronę potwora, ale wprost na Dynasta. Ten z niemałym wysiłkiem powstrzymał to potężne, astralne zaklęcie. W tym samym czasie Filia zaatakowała przybysza laserem zmuszając go do przejścia w defensywę. Korzystając z ofiarowanego im w ten sposób czasu księżniczka i chimera postawili kolejną barierę, w której siostry mogły zająć się powierzoną im misją. Lina nie była szczęśliwa, że musi podzielić się z Luną tajemnicą swojego najsilniejszego zaklęcia, ale w obecnej sytuacji, nie miała zbyt wielkiego wyboru. Z ciężkim sercem oddała jej również magiczne talizmany, które były dla niej teraz bezużyteczne.

W czasie powstałego zamieszania młody smok skupił całą siłę woli i po chwili z jego pleców wyrosły skrzydła, a na głowie pojawił się róg. Choć początkowo miał obawy czy ta moc nie zawładnie jego umysłem, teraz wyraźnie czuł, że chce ona tak samo mocno pokonać Dynasta jak on. I mimo, iż nią kierowała chęć zemsty na wszystkich Mazoku, a nim potrzeba ratowania najbliższych, to cel był dokładnie taki sam. Dosłownie moment później wiedział już, że jest gotowy.

- Pamiętaj, Valgarvie, jeśli popełnisz błąd, to nawet ja mogę nie zdołać cię uratować - stwierdził Xellos patrząc poważnie na smoka.

- Wiem.

Valgarv wybitnie bojowo nastawiony, spojrzał na swojego przeciwnika. Po chwili kapłan zniknął, a on poderwał się do lotu.

- Jesteś zabawny, Xellosie. Naprawdę sądzisz, że ty i ten dzieciak zdołacie mnie powstrzymać - zaśmiał się Dynast.

Na twarzy podwładnego Zellas również pojawił się uśmiech, tyle, że znacznie bardziej złowrogi.

- Niedocenianie przeciwnika jest pierwszym krokiem do porażki.

- Chyba twojej!!

Dynast wyglądał na nieco wyprowadzonego z równowagi. Zebrał potężną kulę energii między swoimi dłońmi i cisnął nią prosto w Xellosa. Ten jednak bez trudu zrobił unik i pojawił się jakiś metr nad swoim przeciwnikiem, a na jego twarzy wciąż gościł ten sam irytujący uśmiech. Lord Mazoku odwrócił się w jego stronę i chciał ponownie zaatakować, ale w tej właśnie chwili jakaś potężna siła niemal rozerwała mu ramię. Spojrzał w stronę z której wyprowadzono atak i zobaczył tam sapiącego z wysiłku młodego smoka. Niczym rozjuszony byk, wystrzelił trzy pociski w stronę chłopca, te jednak skutecznie zablokował Xellos pojawiając się na ich trasie. Prawie natychmiast potem zniknął i zaatakował Dynasta od tyłu, a kiedy ten się obrócił, kolejny cios zadał mu Valgarv.

Potężny atak zwalił Filię z nóg i w ostatniej chwili Gourry zdołał zabrać ją z miejsca, w którym upadła, gdyż moment później podłoga tam po prostu przestała istnieć. Szermierz poprowadził smoczycę za ustawioną wcześniej barierę, ale ta już ledwo wytrzymywała. Amelia z wysiłku miał łzy w oczach, a pod Zelem zaczęły uginać się nogi. Filia z trudem stanęła o własnych siłach i zaczęła wypowiadać jakieś niezrozumiałe słowa. Minutę później bariera została wzmocniona przez starożytne zaklęcie, co pozwoliło odpocząć księżniczce i jej towarzyszowi.

- Ten stwór zdaje się mieć niewyczerpane pokłady siły - skomentował Zel ciężko oddychając.

- Już niedługo. Musimy wytrzymać - Filia zacisnęła zęby, kiedy kolejna potężna fala energii rozbiła się o jej barierę.

?Mieczu lodu i zimniej pustki?

Valgarv z trudnością uchronił się przed bolesnym upadkiem na ziemię. Nie zdołał uniknąć kolejnego zaklęcia Dynasta i trochę go zamroczyło. Na szczęście w porę powróciły mu zmysły, gdyż Lord Mazoku już atakował go ponownie. W młodym smoku coraz bardziej zaczął wzbierać gniew i już chciał znowu ruszyć do walki, kiedy zdał sobie sprawę, że to najgorsze co może zrobić. Przecież widział jak cały czas jego wujek wyprowadza z równowagi swego przeciwnika, a w ten sposób Dynast atakuje mniej precyzyjnie i bardziej przewidywalnie. Dlatego smok uniknął jeszcze jednego ataku, wziął głęboki wdech i ruszył dopiero, gdy był pewny, że całkowicie panuje nad emocjami. Wykorzystując to, że Dynast zajął się Xellosem, skupił całą swoją siłę i potężna kula ognia trafiła prosto w plecy Lorda Mazoku.

??uwolnij się z niebiańskich okowów??

Amelia gdy już nieco odzyskała siły, zdołała rzucić na Filię zaklęcie uzdrowienia, gdyż ta miała poparzoną całą lewą rękę.

- Proszę się trzymać, panno Filio - mówiła jednocześnie - Panna Lina i jej siostra na pewno dadzą sobie radę.

Filia jednak prawie nie słyszała jej słów. Całą wolę miała skupioną na utrzymaniu bariery, a jednocześnie jej wzrok skierował się na walczących nieco dalej Xellosa i Valgarva. Widziała ich bezskuteczne wysiłki i modliła się do wszystkich znanych sobie bóstw, by żadnemu z nich nie stała się krzywda. Miała wrażenie, iż nie zniosłaby ponownej straty.

?? przyłącz się do mnie i wstąpmy razem na ścieżkę zniszczenia??

Xellos uderzył o ścianę pomieszczenia, gdy nie zdołał na czas uciec przed atakiem wroga. Tymczasem Dynast rozjuszony do granic wytrzymałości, oporem jaki stawiają mu ci dwaj, wycelował w stronę Valgarva.

- Giń, przeklęty mieszańcu!!! - wrzasnął posyłając wiązkę energii w młodego smoka.

Valgarv zrozumiał, że nie zdąży zrobić uniku, dlatego jedynie skrzyżował ręce przed twarzą i postawił barierę. Osłona ta jednak nie na wiele się zdała, gdyż prawie natychmiast pękła pod naporem zaklęcia i czar uderzył w Starożytnego Smoka. Wtedy też jakby kolejna fala energii wstrząsnęła ciałem Valgarva, a w umyśle pozostała jedna jedyna myśl: ?nie dam się zabić!?. Nagle jego ręce jakby wydłużyły się i pokryły czarną, zrogowaciałą łuską, z palców wyrosły długie zakrzywione szpony i smok poczuł, że zdoła odeprzeć atak. Gdy energia rozproszyła się, błyskawicznie podleciał do przeciwnika i płonącą żywym ogniem ręką, ciął go wzdłuż tułowia niczym mieczem. Natychmiast potem ogarnęła go ciemność.

??potęgo zdolna zmiażdżyć nawet duszę bogów??

Filii przed oczami pojawiły się czarne plamy i była pewna, że jeszcze moment, a straci przytomność. Nagle jednak do jej uszu dotarł stłumiony głos Liny.

- Zdejmij osłonę!

Z niewypowiedzianą ulgą opuściła ręce i osunęła się na kolana.

- LAGUNA BLADE!!!

Luna trzymając w ręku Miecz Pani Nocnych Koszmarów, powoli zbliżała się w stronę potwora. Na jej twarzy malował się wysiłek związany z kontrolowaniem tego potężnego zaklęcia, ale jako Wojowniczka Cephieda nie miała zamiaru teraz położyć całej sprawy. Od tego momentu zależało życie wszystkich znajdujących się obecnie w tym pomieszczeniu i ta świadomość dodawała jej sił. Ataki potwora rozbijały się na Mieczu niczym fale w czasie sztormu na falochronie. Czarodziejka przyśpieszyła wykorzystując nadarzającą się chwilę przerwy, odbiła jeszcze jedno zaklęcie i zatopiła Ostrze Nicości w trzewiach stwora z innego wymiaru. Nim ten zdążył zareagować wyciągnęła Miecz i cięła nim w poprzek ciała potwora, ostatecznie kończąc jego plugawą egzystencję. Moment później Ostrze znikło, a ona skrajnie wyczerpana, osunęła się na ziemie.

Lina podbiegła do swojej siostry, by sprawdzić czy nic się jej nie stało. Na szczęście Luna była tylko nieprzytomna. Sługa Dark Star?a został unicestwiony, jednak ruda czarodziejka nie miała zamiaru jeszcze świętować tego zwycięstwa. Wiedziała, że ich prawdziwy wróg wciąż pragnie wszystkich zabić. Nie był zbyt pocieszający fakt, iż Dynast także został ranny i teraz z pewnym niedowierzaniem oglądał głębokie rozcięcie idące wzdłuż jego piersi. Sytuacja była niemal krytyczna. Ona nie mogła czarować, Luna była nieprzytomna, Filia, Amelia i Zel z ledwością trzymali się na nogach, Valgarv także leżał na kryształowej posadzce i ciężko oddychał, a Xellos stał pod ścianą wspierając się na swojej lasce. Jeśli mieli pokonać Dynasta, musieli zrobić to szybko, bo dłuższa konfrontacja kolejno wykrwawi ich wszystkich.

- Gourry - zawołała szermierza, który będąc praktycznie bezużyteczny trzymał się nieco z tyłu - Zabierz Lunę w bardziej ustronne miejsce.

Gourry bez słowa wziął na ręce nieprzytomną czarodziejkę i wraz z nią ukrył się za jednym z bocznych filarów.

Lina musiała szybko opracować nową strategię, gdyż w przeciwnym razie wszystkie ich dotychczasowe wysiłki pójdą na marne. Nim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, odezwał się Lord Mazoku.

- Nie przypuszczałem, że zdołacie zabić mojego sojusznika - jego głos był szorstki, ale można było w nim wyczuć nutę satysfakcji - Tak samo jak nie sądziłem, iż którekolwiek z was będzie w stanie mnie zranić. Powiem szczerze, że znudziła mi się już ta zabawa, a patrząc na wasz stan, łatwo przewidzieć, jaki będzie wynik tej konfrontacji.

- Nie bądź taki pewny siebie! - wrzasnęła Lina.

Dynast zaczął się donośnie śmiać.

- Zaskoczę cię, ale nie mam zamiaru dalej z wami walczyć. Jest to bezsensowne marnotrawienie sił.

- Rozumiem, że zwyczajnie obawiasz się klęski!

- Nazywaj to jak chcesz. Nie mam zamiaru ryzykować, że znowu znajdziecie jakiś cudowny sposób na uśmiercenie mnie. Nie jestem tak głupi, jak Fibrizzo. Zwłaszcza, że już osiągnąłem mój cel.

- Co masz na myśli?

- Przekonacie się już niebawem - Dynast przybrał zagadkowy wyraz twarzy - Wiecie co najbardziej irytuje mnie w istotach z innego wymiaru? To, że zupełnie nie można wyczuć ich obecności. Stanie taki za twoimi plecami, a ty nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. To naprawdę bardzo denerwujące, dlatego w sumie cieszę się, iż pozbyliście się tego stwora, gdyż w przeciwnym razie sam musiałbym to w końcu zrobić. Zresztą było to możliwe tylko dlatego, że on sam był już bardzo osłabiony.

- Osłabiony?! - na twarzy Liny odmalowało się ogromne zaskoczenie. Jeśli potwór, którego pokonanie kosztowało ich tak wiele wysiłku był już znacznie osłabiony, to jak potężny musiałby być normalnie?

Dynast jakby domyślając się o czym myśli czarodziejka, dodał.

- Normalnie nawet ja miałbym spory problem by go wyeliminować. Ale to już nieważne. Powiadają, że zemsta jest rozkoszą nie tylko bogów i rzeczywiście coś w tym jest, bo niby dlaczego tylko smoki miałby się rozkoszować tym wspaniałym uczuciem. Jednak czas kończyć to przedstawienie. Na pożegnanie zafunduję wam jeszcze ciekawą wycieczkę.

Nagle czerwone światło załamało się i znikło, co jednoznacznie sugerowało, że bariera została zdjęta. W tej samej chwili Filia pomagała podnieść się Valgarvowi, który z trudem utrzymywał pozycję pionową. Kiedy czerwona poświata rozpłynęła się, smoczyca dostrzegła coś czego nie potrafiła zrozumieć. Kilka metrów od niej, pod ścianą stał Xellos, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie pomieszane z niepokojem. Trwało to nie dłużej niż sekundę, a potem utkwił w Dynaście nienawistne spojrzenie.

Widząc to Mroczny Lord uśmiechnął się szyderczo.

- Ty już wiesz co się wydarzyło, prawda Xellosie? - i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, dodał - Życzę miłego dnia.

Klasnął w ręce i wszyscy przyjaciele opuścili jego lodowy dwór.

Cała drużyna znalazła się w jakimś sporym, mrocznym pomieszczeniu. Z powodu panującej ciemności, widzieli jedynie zarysy stojących tam mebli. Wokół nich krążyło mętne i duszne powietrze, przesycone zapachem krwi. Valgarv musiał wspierać się na Filii, by w ogóle móc ustać na nogach, Amelia doszczętnie wycieńczona siedziała na podłodze, a Luna wciąż nie odzyskawszy przytomności trzymana była przez Gourrego. Żadne z przyjaciół nie wiedziało gdzie są ani dlaczego się tutaj znaleźli, poza jedną osobą. Lina bardziej poczuła niż zobaczyła jak ktoś przechodzi obok niej. Domyśliła się, że to Xellos po charakterystycznym stukocie laski o posadzkę. Po chwili wszyscy zobaczyli jak rubin w jego kosturze zaczął świecić, a potem zapłonął ogień w kominku tuż obok niego. Pomieszczenie zostało oświetlone płomieniami i ich oczom ukazało się truchło szarego wilka, leżące obok masywnego dębowego biurka.

- Przecież to jest? - zaczęła Filia, ale urwała w pół słowa.

- Wolf Pack Island - dokończyła za nią Lina.

Dla wszystkich stało się jasne o jakiej zemście mówił Dynast, szczególnie kiedy Xellos podniósł z ziemi złote bransoletki, które jak do tej pory były własnością jego pani.

Filia z mieszaniną strachu i współczucia patrzyła na stojącego po środku pokoju Mazoku. Jak do tej pory nie odezwał się ani słowem i beznamiętnie oglądał miejsce niedawnej walki. Jedynym śladem po stoczonej tu bitwie było ciało wilka, który najwyraźniej oddał życie w obronie swojej pani. Jednak smoczyca dostrzegła w tym dziwnie obojętnym spojrzeniu Demona coś jeszcze, jakby niedowierzanie.

Nagle całe pomieszczenie zaczęło zapełniać się różnorakimi istotami. Filia od razu wyczuła, że były to Mazoku, które do tej pory służyły Zellas. Mimo, iż w normalnych okolicznościach większość z nich zaatakowałaby członków drużyny, teraz jednak zdawały się nie widzieć Liny i jej przyjaciół. Ostatecznie ta sytuacja daleka była od normalności. Ich spojrzenia utkwione były w tajemniczym kapłanie, a gdy ten rozejrzał się wokoło, wszystkie jak na komendę pokłoniły się przed nim.

Dopiero widząc to Lina zrozumiała, co tutaj ma miejsce i wcale nie była pewna czy ma się cieszyć z takiego nieoczekiwanego awansu Xellosa. Także Filia z coraz większym przerażeniem obserwowała całe zajście. Obecność tylu Demonów przyprawiała ją o zawrót głowy, ale tak naprawdę jej uwaga skierowana była tylko w stronę tego jednego. Tym bardziej zmroziło ją, gdy kapłan odwrócił się, a na jego twarzy malowała się złowroga powaga. Jednym ruchem odprawił wszystkie Mazoku i stanął naprzeciwko przyjaciół. Zapanowała chwila dziwnego milczenia.

- Nic tu po was - stwierdził bezbarwnym głosem i wszyscy znikli.

Lina wraz z siostrą, Zelem, Amelią i Gourrym znaleźli się w jakimś mieście tuż przed drzwiami gospody. Mimo szoku ruda czarodziejka była wdzięczna kapłanowi, że tak dobrze wiedział czego jej teraz potrzeba. Sycący posiłek na pewno przywróci jej nadwątlone siły i pomoże zapanować nad galopującymi myślami. Jednak gdy przekroczyła próg gospody, przyszedł jej do głowy inny pomysł, który postanowiła natychmiast wprowadzić w życie. Czym prędzej zamówiła u gospodarza olbrzymią ilość jedzenia na wynos i jeden pokój na tak długo jak będzie potrzeba. Wykorzystując to, że Luna nadal była nieprzytomna, kazała Gourry?emu zanieść ją do tegoż pokoju, a gdy to zrobił, objuczyła szermierza jedzeniem i jak najszybciej opuścili w czwórkę niewielkie miasteczko. Mimo głodu i zmęczenia Lina wolała nie ryzykować, że jej siostra zapomni o czasowym rozejmie, jaki zawarły.

Dopiero gdy odpowiednio oddalili się od niebezpieczeństwa, rozbili obóz na niewielkiej leśnej polance. Nasyciwszy się do granic możliwości, mogli spokojnie powrócić do wydarzeń ostatniego dnia.

- Czy to już koniec, panno Lino?

- Nie sądzę, by Dynast dalej nas nękał - odparła czarodziejka - W końcu jak sam stwierdził, osiągnął swój cel. Chciał zemścić się na Zellas, a my potrzebni mu byliśmy tylko, jako karta przetargowa w układach z tym potworem z innego wymiaru. Oczywiście zawsze jest możliwe jakieś nieprzewidziane działanie, ostatecznie to Mazoku, ale myślę, że minie trochę czasu nim postanowi z nami zadrzeć. Przecież tak naprawdę stchórzył, zaniechał walki, bo obawiał się, że jednak możemy go pokonać.

- A co z Xellosem? Myślisz, że nadal możemy go uważać za sojusznika? - spytał Zel.

Lina zastanowiła się przez chwilę.

- Moim zdaniem nic się nie zmieni. W końcu to Mazoku, wątpię by przejął się śmiercią swojej pani, w najgorszym wypadku, będzie jeszcze zacieklej walczył z Dynastem, to wszystko.

Rozmowie tej przysłuchiwał się Gourry, a na jego twarzy malował się wysiłek intelektualny.

- Coś mi tu nie pasuje? - zauważył w końcu, a wszyscy spojrzeli na niego badawczo - Już wiem, brakuje Filii i Valgarva!

<gleba>

- Spostrzegawczy jesteś, nie ma co - westchnęła ruda czarodziejka - Mogę się założyć, że oboje są już w swoim domu. Ale na wszelki wypadek, trzeba będzie wysłać do nich jakąś wiadomość.

Na podobnych rozważaniach zeszło im jeszcze trochę czasu, a potem mimo iż słońce świeciło wysoko na niebie, wszyscy zasnęli.

W jednym Lina z pewnością miała rację, Filia i jej podopieczny rzeczywiście pojawili się w salonie ich domu. Smoczyca delikatnie położyła chłopca na kanapie i poszła do kuchni po mokrą chusteczkę. Gdy wróciła wytarła mu spoconą i ubrudzoną twarz, a potem rzuciła zaklęcie uzdrowienia. Liczne rany na ciele Valgarva znikły, młody smok szybko odzyskał siły i uniósł się do pozycji siedzącej.

- Lepiej się czujesz? - spytała po chwili, siadając koło niego.

- Tak, już nic mnie nie boli. Ale mam zamęt w głowie.

- To minie - smoczyca objęła ramieniem chłopca i przytuliła do siebie - Może nie będzie łatwo, ale damy sobie radę. Pamiętaj, że cię kocham.

- Wiem, ciociu, wiem.

Starożytny smok poczuł, jak kleją mu się powieki i nim zauważył, spał już smacznie w ramionach Filii.

Filia stała w otwartym oknie i cieszyła się promieniami jesiennego słońca. Była niedziela, więc nie musiał dziś pracować w sklepie, co zresztą ostatnimi czasy przychodziło jej z pewnym trudem. Przez ostatnie dwa tygodnie, które minęły od walki na biegunie północnym, smoczyca rzadko przesypiała spokojnie całą noc. Często musiała chodzić do Valgarva, który budził się z krzykiem. Gdy wchodziła do jego pokoju, zwykle siedział cały spocony na łóżku, a ubranie i pościel były podarte na strzępy. Oczami błądził po pomieszczeniu, jakby nie wiedział gdzie się znajduje, a ręce drżały mu z przerażenia. Początkowo nie chcąc jej martwić, wymyślał jakieś kłamstwa, ale w końcu przyznał, że dręczą go wspomnienia z przeszłości. Gdy zamykał oczy widział wokół siebie ciała innych Starożytnych Smoków, czuł niemalże fizyczny ból jaki i jemu wtedy zadano. Ale najgorsza była paląca nienawiść, która w takich chwilach zalewała jego serce. Za dnia potrafił w miarę zapanować nad tymi emocjami, ale nocą, gdy do głosy dochodziła podświadomość, czuł się bezradny. Także Filia niewiele mogła na to poradzić, mimo iż była dawniej kapłanką, nie umiała w żaden sposób mu pomóc. Wiedziała, że Valgarv musi nauczyć się kontrolować swoją moc, ale ona nie potrafiła mu tego wyjaśnić. Serce jej się krajało, kiedy widziała, jak młody smok cierpi, stając się jednocześnie coraz bardziej skryty i milczący.

Zresztą nie tylko Valgarv był zmartwieniem Filii. Parę dni po powrocie do domu, otrzymała wiadomość od swoich przyjaciół, więc nie musiała martwić się ich losem. Jednak nie miała żadnych informacji o Xellosie. Już jakiś czas temu przestała oszukiwać się, że ten Mazoku zupełnie jej nie obchodzi. W rzeczywistości obchodził i to bardziej niż by sobie tego życzyła. Często zastanawiała się, co zrobił, gdy już odesłał ich z powrotem do domu. Trudno było jej uwierzyć, iż tak po prostu przeszedł nad tym wszystkim do porządku dziennego, ale przecież był Demonem, a one znane są z bezduszności. Jeszcze trudniej było jej zaakceptować, że stał się Mrocznym Lordem, zajmując tym samym miejsce Zellas. Biorąc pod uwagę jego pozycję w hierarchii Mazoku, nie było w tym nic dziwnego, ale z drugiej strony nie potrafiła wyobrazić go sobie w tej roli. Jednak w rzeczywistości, te wszystkie wątpliwości, były jedyne zasłoną, za którą starała się ukryć banalną prawdę, po prostu tęskniła za nim.

Stojąc w oknie starała się pozbierać siły i myśli. Choć było wczesne popołudnie, Valgarv odpoczywał w swoim pokoju po kolejnej nieprzespanej nocy. Ona tymczasem zastanawiała się nad własnymi uczuciami i chaosem jaki panował w jej sercu. Czuła się zmęczona i rozdrażniona, a nad wszystkim górowało poczucie osamotnienia. Musiała sama borykać się z problemami i chyba właśnie dlatego myślała o Mazoku, który przecież swego czasu opiekował się Starożytnym Smokiem. Może nie robił tego z czysto samarytańskich pobudek, ale przychodziło mu to z naturalną niemalże łatwością. Było to egoistyczne z jej strony, ale tego dnia bardzo nie chciała zostać sama. Miała wrażenie, że problemy przerastają jej możliwości, a ona przecież nie mogła zawieść swojego podopiecznego. Dałaby wiele żeby?

Rozmyślania Filii przerwało pukanie do drzwi. Poszła otworzyć i ku swemu zdziwieniu zauważyła obiekt ostatnich rozważań.

- Witaj, Filio - odezwał się wesoło Xellos - Pragnę zauważyć, iż zapukałem do drzwi, żebyś potem nie twierdziła, że cię nachodzę.

Smoczyca stała jak zamurowana, choć przed chwilą twierdziła, iż chciałaby go zobaczyć, to tak naprawdę nie przypuszczała, że pojawi się w jej domu.

- Wejdź? - wydusiła w końcu, wpuszczając go do środka.

Zaprowadziła go do kuchni i dość mechanicznie zabrała się do parzenia herbaty. Ze zdziwieniem spostrzegła, że w ogóle się nie zmienił, wciąż miał ten sam irytujący uśmiech przyklejony do twarzy i zabawnie zmrużone oczy. Zupełnie jakby nic się nie stało.

Filia przez chwilę walczyła z chęcią zapytania, co go do niej sprowadza tym razem, ale obawiała się trochę odpowiedzi, więc postanowiła zacząć inaczej.

- Wszystko w porządku? - zapytała stawiając herbatę na stole.

Mazoku wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem, najwyraźniej on również spodziewał się czegoś innego. Jednak odpowiedział prawie natychmiast.

- Masz na myśli Zellas?

Smoczyca pokiwała głową i usiadła po przeciwnej stronie stołu.

- W takim razie, tak, wszystko w porządku - mówiąc to Xellos wzruszył nieznacznie ramionami.

- Naprawdę?

Były kapłan wyglądał na rozbawionego.

- A czego się spodziewałaś? Jestem Mazoku, uczucia takie jak żal czy rozpacz są mi zupełnie obce, dlatego nie mam zamiaru opłakiwać śmierci mojej pani - stwierdził pewnie, ale po chwili dodał nieco ciszej - Choć muszę przyznać, że trochę trwało nim przywykłem do powstałej pustki.

Filia spojrzała na niego badawczo, ale jak zwykle z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać. W końcu tłumione od dawna rozdrażnienie wzięło górę, mimo iż smoczyca wiedziała, że będzie tego żałować.

- Więc dlaczego nie dałeś żadnego znaku życia? Myślałam nawet, że wróciłeś na biegun, by wyrównać rachunki z Dynastem i on cię zabił!

- Zaskakujesz mnie dziś, Filio - odparł Demon wciąż uśmiechając się bezczelnie - Mam rozumieć, że martwiłaś się o mnie?

Była kapłanka, aż zerwała się z krzesła.

- Żebyś wiedział! Chociaż wiem, że ty i tak masz to za nic!

- I tu się mylisz, droga Filio. Bardzo sobie cenię to co o mnie myślisz, a jeśli nie pojawiłem się wcześniej, to tylko dlatego, że sama chciałaś, bym zostawił cię w spokoju.

- Zapomnij o tym - smoczyca opadła z powrotem na krzesło, zła na siebie, za słowa, które wypowiedziała.

Poczuła, że całkowicie zaschło jej w ustach, dlatego pociągnęła łyk herbaty.

- To wszystko zresztą jest nieważne - stwierdziła w końcu - To twoje życie i twoja sprawa. Powiedz lepiej po co teraz przyszedłeś.

- Bez konkretnego powodu - Xellos również podniósł filiżankę do ust - Byłem po prostu ciekaw co u was słychać, szczególnie po ostatnich wydarzeniach.

- Ach, tak.

Filia zamyśliła się. Nie była pewna czy wierzyć w słowa Mazoku, ostatecznie taka odpowiedź nie pasowała do jego stylu. By zebrać myśli wzięła kolejny łyk gorącej herbaty i omal się nim nie udławiła, widząc spojrzenie Xellosa, który patrzył na nią otwartymi oczami.

- Co cię dręczy? - padło niespodziewanie pytanie.

Skąd on wiedział? Jakim cudem domyślił się, że ona nie daje sobie rady? Czyżby aż tak była przemęczona, czy może jej rozdrażnienie dało mu jakąś wskazówkę? Tak czy inaczej Filia poczuła, że dłużej nie wytrzyma jego spojrzenia i odwróciła głowę w stronę okna. Oczy jej się zaszkliły, co jednak tylko bardziej ją rozzłościło. Ostatnią rzeczą jakiej pragnęła, było rozpłakać się w jego obecności. Ma jeszcze tyle smoczej dumy, by nie okazać tej słabości.

- Jestem po prostu zmęczona - chciała zachować spokój, jednak głos drżał jej nieznośnie.

- Nie masz mojego daru przekonywania. Nie wierzę ci - odparł spokojnie.

Filia chciała coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły w ściśniętym gardle. Ostatnie dni były dla niej bardzo ciężkie i naprawdę chciałby z kimś podzielić się własnymi problemami, ale nie z nim. Przecież on i tak nie zrozumie co przeżywa. Nagle znów złość wzięła w niej górę nad rozumem.

- Pewnie niezmiernie dobrze się bawisz, patrząc na mój smutek, prawda? Przyznaj lepiej od razu, że przyszedłeś tu, by napawać się moim cierpieniem!

Xellos spojrzał na smoczycę z niezadowoleniem.

- Powiedziałem ci, jaki jest cel mojej wizyty. Możesz mnie obrażać czy wyzywać, ale nie zwalaj na mnie odpowiedzialności za własne problemy. To nie moja wina, że nie potrafisz się z nimi uporać.

Czara goryczy została przepełniona.

- Masz rację, to moja wina, bo to moi bracia wymordowali Starożytne Smoki! To moja wina, bo nie potrafiłam ochronić Valgarva ani przed tobą, ani przed Dynastem! Moją winą jest także to, że nie umiem przerwać dręczących go cierpień, widocznie jestem za głupia! Ale ty również nie jesteś bez winy, ponieważ opuściłeś mnie w chwili kiedy potrzebowałam pomocy! I nie zasłaniaj się tym co mówiłam, bo od kiedy to słuchasz moich poleceń!

Filia zakryła twarz dłonią, kiedy poczuła, że po policzkach spływają jej łzy. Zapanowała długa chwila ciszy. Xellos nie wyglądał na specjalnie przejętego słowami smoczycy, jednak milczał najwyraźniej chcąc, by trochę się uspokoiła.

Dopiero po kilku minutach Filia w pełni uświadomiła sobie, jakie słowa wypowiedziała i jaki wstyd czuła z tego powodu. Te kilka zdań całkowicie pogrzebało resztki jej dumy.

- Nie chcę twojej litości ani współczucia, jeśli w ogóle jesteś zdolny do takich uczuć - stwierdziła już całkiem spokojnie.

Odsłoniła twarz, ale nie miała odwagi spojrzeć na siedzącego naprzeciw Demona, dlatego wzrok utkwiła w filiżance.

- W moim przypadku nie warto liczyć ani na jedno, ani na drugie. Jednak wspomniałaś coś o pomocy?

Filia spojrzała na Mazoku, który z powrotem lekko się uśmiechał.

- ?potrafię być bardzo pomocny.

Smoczyca poddała się całkowicie. Bez zbędnego owijana w bawełnę opowiedziała Xellosowi o tym, co dzieje się z Valgarvem, a także o jej bezskutecznych próbach zaradzenia temu.

Jakby domyślając się, że o nim mowa w kuchni pojawił się młody smok. Widać było, że dopiero co się obudził, bo wzrok miał wciąż jeszcze zaspany.

- Cześć wujku - powiedział z entuzjazmem, jednocześnie przecierając oczy - Co tutaj robisz?

- Właśnie rozmawiam z Filią na twój temat - odparł Xellos uśmiechając się przyjaźnie w stronę chłopca - Jak zwykle uważa, że to wszystko jest moją winą, dlatego muszę teraz wymyślić jakiś sposób byś pozbył się tego natrętnego ducha z przeszłości, który nie daje ci spokoju.

Valgarv natychmiast spoważniał.

- To nie będzie łatwe.

- Raczej nie. Ale gdyby to zadanie było proste, nie musiałbym się w to mieszać.

Młody smok uśmiechnął się nieznacznie, potem stwierdził, że musi się przewietrzyć i wyszedł z kuchni.

Filia przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Xellosa, a w głowie miała zamęt. W końcu jednak doszła do wniosku, że i tak nie zdoła go rozgryźć, więc postanowiła spytać wprost.

- Dlaczego to robisz?

Mazoku uśmiechnął się podstępnie, słysząc te słowa.

- Pamiętasz, jak trzy miesiące temu zapytałaś mnie czemu cię uratowałem?

Filia skinęła przytakująco głową, tymczasem Xellos wstał i obszedł stół.

- W takim razie, masz odpowiedź na swoje pytanie.

Nachylił się i pocałował ją, tym razem jednak nie w policzek.


Koniec części jedenastej, ostatniej.


No i całą moją filozofię diabli wzięli. A tak się starałam, żeby nie zrobić z tego romansidła. Zresztą miałam tyle wersji tego zakończenia, że sama już nie wiedziałam czego chcę. Przyznam się jednak, że żadna z nich nie wyglądała tak jak wersja finalna. Cóż, teraz nic już na to nie poradzę, najwyraźniej przeciwieństwa się przyciągają. I olać szczegół, że Mazoku nie mają uczuć. Widocznie Filia ma w sercu i umyśle taki chaos, że przyciąga on Xellosa, i na odwrót. Ostatecznie mimo iż nasz Demon jest istotą chaosu, to w jego wnętrzu panuje idealny ład. Nigdy nie miewa wątpliwości, obaw czy wyrzutów sumienia. Powiedzmy, że jest to jakieś logiczne wytłumaczenie. Wszelkie opinie BARDZO mile widziane.

Miko-chan

<Miko_chan1@op.pl>

10.09.2006r.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.