Opowiadanie
Kot na rozdrożu
Special 2
Autor: | Miko-chan |
---|---|
Korekta: | Inai |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Dodany: | 2007-01-15 13:59:06 |
Aktualizowany: | 2007-01-21 19:50:37 |
Poprzedni rozdział
?Kot na rozdrożu? special II by Miko-chan
To mój drugi special i jak wieść gminna niesie, ostatni. Mam nadzieję, że to jest prawda ^_~. Tak czy inaczej dedykuję go wszystkim miłośnikom królików (a dlaczego wyjaśnię na końcu).
THE FUTURE
Niebo rozświetlały tysiące gwiazd, a wąski sierp księżyca sugerował, że dopiero rozpoczyna się pierwsza kwadra. Na szerokim balkonie stał oparty o balustradę mężczyzna ubrany w luźną czarną koszulę i podobne spodnie. W ręku trzymał kieliszek z winem i bawił się jego zawartością. Zmrużonymi oczami lustrował okolicę, a na jego twarzy malował się uśmiech satysfakcji. Był środek nocy, ale on nie czuł senności. Nigdy jej nie odczuwał, w odróżnieniu od kobiety śpiącej teraz w sypialni. Nie była to wbrew pozorom żadna choroba, nie cierpiał również na bezsenność, po prostu należał do rasy Mazoku, a one regenerują siły w inny sposób. Jednak te kilka godzin samotności nigdy mu nie przeszkadzało. Mając tyle lat na karku, pojęcie nudy przestaje istnieć. Zresztą podobno ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą, najwyraźniej nieludzie także.
W pewnej chwili poczuł jednak, że nie jest już sam na balkonie.
- Znowu gapisz się w gwiazdy? - rzuciła z rozbawienie kobieta.
Wychodząc z pokoju zaciągnęła szczelniej szlafrok, by ochronić się przed zimnem.
- Gwiazdy niewiele mnie obchodzą. Bardziej interesuje mnie to, co znajduje się pod nimi - odparł spoglądając na swoją towarzyszkę.
- Rozumiem.
Filia oparła się również o balustradę.
- Dlaczego nie śpisz? - spytał po chwili milczenia Demon.
- A co to za przyjemność spać samemu.
Smoczyca nie spojrzała na niego, ale na jej twarzy zagościł jednoznaczny uśmiech.
Xellos nic nie odpowiedział, jedynie odstawił kieliszek na stojący nieopodal stoliczek i ręką odgarnął włosy z szyi kobiety.
- Ekhem... - nagłe chrząknięcie przerwało tę jakże romantyczną scenę.
Niespodziewanie na balustradzie pojawił się jakiś mężczyzna. Siedział na niej z nogami zwisającymi na zewnątrz i patrzył na zirytowaną parkę. Miał długie ciemne włosy i niebieskie oczy, choć w mroku trudno było to dostrzec. Ubrany w garnitur i krawat wyglądał, jakby dopiero wyszedł z jakiegoś biznesowego spotkania.
- Nie chciałem wam przeszkadzać, ale mam sprawę - stwierdził uśmiechając się rozbrajająco.
Filia rzuciła okiem na zegar wiszący w pokoju.
- O trzeciej w nocy?
- No cóż... - lekko skonsternowany złapał się ręką za tył głowy, w dziwnie charakterystyczny sposób - Urwałem się z bankietu. Miałem już dość wysłuchiwania tych ważnych, nadętych bubków. Oni i tak nie mają pojęcia o finansach, giełdzie czy papierach wartościowych, a zachowują się jakby zjedli wszystkie rozumy.
- Streszczaj się, Karl - wszedł mu w słowo Xellos - Jak widzisz jesteśmy trochę zajęci.
- Spoko, już mówię. Otóż Anita i Kris kazali mi przekazać, że organizują zjazd rodzinny i chcą byście za jakiś tydzień wpadli na Wolf Pack Island.
- I po to nachodzisz nas w środku nocy - Filia również wyglądała na niezadowoloną - Nie mogłeś przyjść z tym rano?
Mężczyzna, jeszcze bardziej zmieszany, zrobił przepraszającą minę.
- W sumie miałem do was wpaść ze trzy dni temu, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy, ostatnio mam straszną kołomyję w robocie. Więc skoro sobie teraz o tym przypomniałem, to postanowiłem załatwić sprawę od ręki, zanim znowu o niej zapomnę.
Xellos spojrzał na niego badawczo.
- A nie był to przypadkiem pretekst, żeby wymknąć się z tego bankietu?
- To również - odparł Karl uśmiechając się szczerze - Mam nadzieję, że wybaczycie mi to nagłe wtargnięcie.
- Tak, tak, wybaczamy, a teraz spadaj, młody - Demon machnął ręką, jakby chciał odgonić natrętną muchę.
- No, dobra, STARY - odpowiedział kąśliwie - Pa, mamo.
Machnął ręką w stronę Filii, po czym zsunął się z balustrady i zniknął.
- Ach, ten Karl - westchnęła smoczyca - Jest bardzo inteligentny, ale czasami taki roztargniony.
- Słyszałaś co oni wymyślili? Zjazd rodzinny! - stwierdził z udawanym oburzeniem Xellos - Nudzi im się tam, czy co?
- No, wiesz. Nie każdy jest tak zajęty jak my.
Głos smoczyca z powrotem stał się miękki i kuszący.
- W sumie racja.
Xellos wrócił do tego, co mu tak brutalnie przerwano.
Nad nimi świeciły gwiazdy i księżyc w pierwszej kwadrze. A oni wciąż stali na balkonie, na dziewiątym piętrze wieżowca, nie dostrzegając już ogromnego, nowoczesnego miasta rozciągającego się poniżej.
Dwaj chłopcy w wieku dwudziestu paru lat stali oparci o niewysoki murek i patrzyli na dziedziniec rozpościerający się przed nimi. Wokół rozciągał się gmach Uniwersytetu, Wydział Biologii i Chemii, a przy drzwiach wciąż kręciło się wielu ludzi. Nagle jeden z kolegów szturchnął drugiego łokciem i wskazał brodą na dziewczynę wchodzącą właśnie przez bramę. Miała dość długie, blond włosy związane w koński ogon, smukłą sylwetkę i przyjemną twarz. Ubrana w jeansy i ciemną bluzkę, niosła na ramieniu zieloną torbę.
- Niezłą laskę sobie upatrzyłeś. Ale rozczaruję cię, podobno każdemu daje kosza.
- Nie jestem każdym.
- Skoro tak twierdzisz, to próbuj. Jest na drugim roku, więc możesz wpaść do nich na wykłady. Podobno jest najlepsza w swojej grupie.
- A wiesz może jak się nazwa?
- Chyba Leyla. Leyla Ul coś tam, coś tam. Ma strasznie długie nazwisko.
- Dzięki. - Odparł młodszy z kolegów i czym prędzej pobiegł w stronę budynku.
Rzeczywiście ową dziewczyną był Mroczny Smok Leyla. Oczywiście nikt na całym uniwersytecie nie miał o tym bladego pojęcia, a ona nie zamierzała się z nikim dzielić swoimi sekretami. Odkąd tylko zamieszkała w tym filarze, a emancypacja kobiet rozwinęła się na tyle, że mogły one studiować, smoczyca postanowiła poznawać nowe dziedziny nauki. Życie studenta bardzo jej odpowiadało, stąd też co jakiś czas zapisywała się na kolejne kierunki studiów i pogłębiała własną wiedzę. Trwało to już od ponad stu lat i nic nie wskazywało na to by w najbliższym czasie miała zamiar zmieniać swoje przyzwyczajenia. W jej przypadku pojęcie ?wiecznego studenta? nabierało nowego znaczenia. Oczywiście wcześniej zajmowała się innymi rzeczami, zwłaszcza przed opuszczeniem ich rodzinnego filaru. Wtedy to w pełni rozwinęła swoje magiczne zdolności i wraz z rodzeństwem zapisywała nowe kraty historii. Ale to już zamierzchła przeszłość. Minęło już pięćset czterdzieści dwa lata od dnia jej narodzin, a świat bardzo się w tym czasie zmienił. Na przykład w tym filarze dawniej też królowała magia, ale słudzy bogów i potworów unicestwili się nawzajem, już przeszło dwa tysiące lat temu, na długo przed tym, jak jej rodzina pojawiła się tutaj. Od tego czasu tylko ludzie decydowali o losach tego świata, zapominając o magicznych talentach, rozwijając naukę i technikę. Stąd też Leyla musiała uważać na to co robi, gdyż każde, choćby najmniejsze zaklęcie było źle odbierane i uznawane za zjawisko paranormalne lub ingerencję kosmitów. Zresztą wcale jej to nie przeszkadzało, gdyż nowoczesne wynalazki bez trudu mogły przyćmić niejedną magiczną sztuczkę.
Obecnie Leyla studiowała chemię i mieszkała wraz z siostrą Vanessą w niewielkim mieszkanku, niedaleko uniwersytetu. Bardzo lubiła otaczającą ją młodzież i mimo swego wieku wcale nie wyróżniała się na tym tle. Jej przyjacielski i bezpośredni charakter wystarczał, żeby zjednać sobie wiele sympatii, choć cały czas musiała mieć na uwadze, by nie wdawać się w bardziej zobowiązujące związki. Oczywiście nic nie stało na przeszkodzie, aby związała życie z jakimś zwykłym śmiertelnikiem, ale jak dotąd nie czuła powołania w tym kierunku.
Leyla weszła do dużej wykładanej drewnem auli, gdzie kolejni studenci zajmowali miejsca. Przysiadła się do dwóch dziewczyn, które mogła nazwać przyjaciółkami. Były to Klara i Agata, dwie papużki nierozłączki, trajkoczące i plotkujące prawie bez przerwy.
- Cześć, Leyla - powiedziała pierwsza z nich, zdejmując swoją torbę z sąsiedniego krzesła.
- Co was tym razem tak wzburzyło? - spytała smoczyca zauważając, że dziś gadają nadzwyczaj intensywnie.
- Spójrz tam - druga z dziewcząt wskazała na wysokiego bruneta stojącego przy drzwiach.
Był modnie ubrany i miał dojrzałą twarz. Wyglądał jakby na kogoś czekał.
?Dobrze, że one nigdy nie widziały Valgarva, bo musiałbym zbierać je z podłogi? pomyślała z rozbawienie.
- A już miałam nadzieję, że rozmawiacie o czymś poważnym - stwierdziła na głos - Kto to?
- Wybacz, ale faceci są bardziej zajmujący niż chemia molekularna - wtrąciła Klara.
- Podobno nazywa się Damian, jest na trzecim roku i jest strasznie przystojny. Ciekawe czego u nas szuka? - uzupełniła Agata.
Leyla chciała rzucić jakiś komentarz do tej wypowiedzi, ale w tej właśnie chwili spostrzegła, że ten chłopak patrzy wprost na nią. Przez moment mierzyli się spojrzeniem, a w końcu on ruszył w ich kierunku.
- Czy tu jest wolne? - spytał wskazując na miejsce obok Leyli.
Dziewczyna pokiwała przytakująco głową, ale nie odrywała od niego wzroku.
- Nazywasz się Leyla, prawda? - stwierdził bez wstępu, zupełnie nie przejęty jej badawczym spojrzeniem.
- Tak, Leyla Ul Copt Metallium.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Słyszałem, że masz dziwne nazwisko. Jestem Damian.
- Wiem, jesteś z trzeciego roku. Co więc tutaj robisz? - bezpośredniość tego chłopca wprawiła smoczycę w rzadkie u niej zakłopotanie, które starała się zatuszować ciekawością.
Damian zmieszał się nieco.
- Widzisz, w tym roku piszę licencjat z tej dziedziny, a mam pewne braki, więc postanowiłem je uzupełnić - Było to wierutne kłamstwo, ale stanowiło doskonały motyw jego obecności tutaj.
- Czyżby dawniej nie chciało ci się chodzić na wykłady?
- Można tak powiedzieć, zresztą chemia molekularna to nie przelewki, choć podobno ty jesteś dobra w te klocki.
- Staram się.
W tej właśnie chwili do sali wszedł podstarzały profesor i zapadła cisza.
Damian niewiele rozumiał z wykładu, gdyż większość jego uwagi skupiona była na dziewczynie siedzącej obok. Jej spojrzenie normalnie go zahipnotyzowało i nie mógł oderwać od niej wzroku. Nigdy wcześniej nie widział, żeby ktoś miał tak fantastyczne, fioletowe tęczówki i do tego tak przenikliwe. Z trudem wytrzymał napór jej oczu, ale nie dał tego po sobie poznać. Był zadowolony, gdyż pierwszy krok został wykonany, a on nie miał zamiaru na tym po przestać.
Po zajęciach Leyla planowała odwiedzić centrum handlowe i rozejrzeć się za jakąś ładną sukienką, jednak zataiła te zamierzenia przed swymi przyjaciółkami, gdyż w przeciwnym razie skazana byłaby na ich towarzystwo. Nie żeby miała coś przeciwko temu, ale zakładała przeznaczyć na tę czynność godzinę, a nie resztę dnia. Niespodziewanie, gdy opuściła już dziedziniec Wydziału Biologii i Chemii, usłyszała jak ktoś ją woła. Kiedy się odwróciła, ze zdziwieniem stwierdziła, że był to Damian. Dobiegł do niej trzymając w ręku swój czarny plecak i szybko oddychając.
- Może odprowadzić cię do domu? - rzucił nieco nieprzemyślane pytanie.
- Nie idę do domu.
Ta jakże oczywista odpowiedź wybiła go z toku myślenia, przez co zrobił niemądrą minę. Jednak Leyla uśmiechnęła się przekornie i szybko dodała.
- Ale możesz przejść się ze mną do centrum, jeśli chcesz.
- Ach, tak... to znaczy z przyjemnością.
Uśmiechem pokrył własne zażenowanie, co jednak nie umknęło uwadze smoczycy.
Szli ulicą rozmawiając o błahych rzeczach. Leyla dowiedziała się, że jej nowy znajomy mieszka całkiem niedaleko domu jej rodziców, a konkretnie w sąsiednim wieżowcu. Był jedynakiem, co dla niej było pojęciem całkowicie abstrakcyjnym, i nadal mieszkał z rodzicami. Widząc jej zdziwienie zapytał.
- A ty mieszkasz sama?
- Wynajmuję niewielką kawalerkę razem z siostrą - odparła - Nie zrozum mnie źle, ale z moimi rodzicami trudno wytrzymać na dłuższą metę.
?Szczególnie jak się ich zna od ponad pięciuset lat.?
- Są nadopiekuńczy?
- Nie w tym rzecz - Leyla nie za bardzo wiedziała jak to wytłumaczyć - Po prostu oni żyją ze sobą jak pies z kotem, w związku z czym w domu nie ma ani chwili spokoju.
- To przykre - stwierdził Damian, najwyraźniej wyobrażając sobie jakąś przemoc domową, o której tyle się ostatnio mówi.
- Raczej zabawne.
Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć na takie stwierdzenie, więc zapadła chwila ciszy.
- Powiedziałaś, że masz siostrę, tak? - przerwał w końcu milczenie, zmieniając temat.
- W sumie to mam sześcioro rodzeństwa - odparła po chwili wahania, kiedy to musiała policzyć, ilu członków jej rodziny znajduje się obecnie w tym filarze - Czterech braci i dwie siostry.
- Coś takiego... - Damian wyglądał na wyraźnie zaskoczonego - W dzisiejszych czasach to rzadkość.
- Możliwe, ale mnie to nie przeszkadza.
Skręcili na najbliższym rogu i w oddali zamajaczył wielki budynek centrum handlowego.
Leyla przez chwilę szła w milczeniu spoglądając ukradkiem na towarzyszącego jej chłopca. Jedną cechę z pewnością odziedziczyła po swoim ojcu: lubiła, jak to się obecnie określa, walić prosto z mostu, szczególnie jeśli w ten sposób mogła rozmówcę wprowadzić w silną konsternację. Ot, taka drobna słabostka.
- Chcesz mnie poderwać, prawda? - rzuciła znienacka.
Damian spojrzał na nią z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia, a na jego twarzy wykwitł niespodziewany rumieniec. Przez moment nie mógł wykrztusić z siebie słowa, ale w końcu wziął się w garść.
- Mówiąc szczerze, to taki miałem zamiar.
- Aha, fajnie. Lubię mieć jasność w tych sprawach - odparła Leyla uśmiechając się przekornie.
Chłopak nie był pewien czy mówi poważnie, czy kpi sobie z niego w żywe oczy. Niestety wyraz jej twarzy był całkowicie nieodgadniony.
Weszli przez rozsuwane drzwi do wielkiego kompleksu i temat ich rozmowy zmienił się diametralnie. Smoczyca przyglądała się rzeczom na wystawach okiem wyrobionego krytyka, ostatecznie pięćset lat doświadczeń zrobiło swoje. W końcu po niespełna czterdziestu minutach kupiła kremową sukienkę na ramiączkach z czarnymi, roślinnymi wzorami w okolicy bocznego rozcięcia i dekoltu. Potem wstąpili jeszcze do księgarni, gdzie przeglądali różnorodne tomy. W pewnej chwili Leyla dostrzegła książkę o wiele mówiącym tytule ?Najwięksi zbrodniarze XX wieku?. Bez wahania chwyciła wolumin i zaniosła do kasy.
- Nie sądziłem, że interesujesz się takimi rzeczami - wtrącił Damian.
- Ja raczej nie. Ale mojemu tacie na pewno się spodoba - odparła smoczyca chowając nowy nabytek.
Opuścili księgarnię i skierowali się w stronę wyjścia z centrum. Niespodziewanie Leyla kątem oka dostrzegła coś znajomego w prostopadłej alejce, choć ta świadomość dotarła do niej dopiero, gdy ją już minęła. Zatrzymała się gwałtownie i cofnęła kilka kroków, rozglądając się bacznie. Wtedy zrozumiała, co przykuło jej uwagę. W tłumie szedł jakiś mężczyzna o niespotykanym, morskim kolorze włosów. O pomyłce nie mogło być mowy. Niemal biegiem ruszyła w jego kierunku, zupełnie zapominając o towarzyszącym jej Damianie.
- Valgarv!! - krzyknęła, gdy już była kilka metrów za nim.
Gdy mężczyzna się odwrócił, rzuciła mu się na szyję.
- Cześć, Leyla. Mnie też miło cię widzieć - wystękał z trudem, łapiąc jednocześnie utraconą równowagę.
Smoczyca była niezmiernie uradowana tym nieoczekiwanym spotkaniem. Nie widziała swojego starszego brata od ponad pięciu lat, kiedy to ostatni raz ich odwiedził. Obecnie w ogóle przebywał w innym filarze, gdzie ponoć poznał jakąś nimfę czy elfkę, choć to były jedynie rodzinne plotki, gdyż on sam wszystkiemu zaprzeczał. Ale w takim razie co innego mogłoby go na tak długo zatrzymać w tamtym świecie?
- Co tutaj robisz? - spytała uwalniając go z objęć.
- Postanowiłem odwiedzić ciocię i wujka. Już i tak za długo z tym zwlekałem, a teraz ciocia ma mi to za złe - odparł uśmiechając się rozbrajająco.
- Czyli widziałeś się już z nimi?
- Tak, dziś rano.
- Leyla? - padło niespodziewane pytanie z tyłu, gdyż właśnie dotarł do nich Damian.
Smoczyca dopiero teraz przypomniała sobie o jego istnieniu.
- Przepraszam, że cię tak zostawiłam - powiedziała bez krztyny żalu w głosie - To jest mój brat Valgarv, który właśnie wrócił z dalekiej podróży - tu zwróciła się do zielonowłosego - To jest Damian, kolega z uczelni.
Mężczyźni podali sobie dłonie.
- Słyszałaś najnowsze nowiny? - zaczął po chwili Starożytny Smok.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Podobno w przyszłym tygodniu Anita i Kris organizują zjazd rodzinny na wyspie.
- Nic o tym nie wiem.
- Ciocia także dowiedziała się o tym dopiero dziś w nocy. Karl przyszedł im to ogłosić o trzeciej nad ranem.
- Wariat! - skwitowała Leyla - Czy on nie wie, że to niebezpieczne?
Widząc zaskoczoną twarz Damiana szybko wyjaśniła.
- U nas w rodzinie jest taka niepisana zasada, że w nocy nikt nie narusza spokoju rodziców, chyba że to sprawa życia lub śmierci. W przeciwnym wypadku można ponieść straszliwe konsekwencje.
Leyla miała nieodpartą pokusę, by wspomnieć o pewnej zabytkowej maczudze lub klątwach, jakimi może uraczyć kogoś jej ojciec, ale wiedziała, że Damian i tak tego nie zrozumie.
- Ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia - wtrącił Valgarv - Więc nie będę wam przeszkadzał. Zobaczymy się później.
- Jasne.
Smoczyca pocałowała brata w policzek i odprowadziła go wzrokiem.
- Masz fajnego brata - skwitował Damian - Tylko co to za imię?
- Eee... - zająknęła się Leyla - Pochodzi z Norwegii. Tak naprawdę nie jestem z nim spokrewniona, bo moi rodzice go adoptowali.
- Mając siedmioro własnych dzieci jeszcze przygarnęli cudze. To naprawdę niesamowite.
- Cóż, moja mama zawsze pragnęła mieć dużą rodzinę.
?Dobrze, że zataiłam prawdę o wielkości swojej rodziny. Wątpię czy byłby w stanie strawić informację, iż mam siedemnaście sióstr i czternastu braci.? - pomyślała z jeszcze większym rozbawieniem.
Parę minut później opuścili centrum handlowe i udali się w stronę domu Leyli.
- Twój brat wspomniał coś o zjeździe rodzinnym. Organizujecie takie imprezy? - podjął rozmowę Damian.
- Od czasu do czasu. Ale to raczej rzadka sposobność - odparła smoczyca.
?Oj rzadka, ostatni był chyba z pięćdziesiąt lat temu? - dodała w myślach.
- To nie spotykacie się na święta, czy urodziny?
- Nigdy nie całą familią. Moja rodzina jest rozsypana po całym świecie i bardzo trudno zebrać ich wszystkich w jednym czasie i jednym miejscu.
- Rozumiem - skwitował chłopak, choć wyraz jego twarzy sugerował coś innego.
Dalej rozmawiali już o rzeczach całkiem przyziemnych, zwłaszcza o studiach, które, jak się okazało, zarówno Leyli jak i Damianowi sprawiają sporą przyjemność.
W końcu dotarli pod blok, w którym znajdowało się mieszkanie Leyli. Chłopak zbierał się do odejścia, ale smoczyca szybko doszła do wniosku, że ta kilkugodzinna znajomość jest wystarczająco interesująca, by nie urywać jej tak gwałtownie.
- Wejdziesz na herbatę? - rzuciła wprost, po raz kolejny zaskakując Damiana swoją bezpośredniością.
- Jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie pytałabym, gdybym coś miała - odparła przewracając oczami i wyjmując jednocześnie klucze z torebki.
Weszli na piąte piętro do niewielkiego, ale bardzo przytulnego mieszkanka. Były tam dwa małe pokoje i jeszcze mniejsza kucheneczka. W jednym stały dwa łóżka, a drugi stanowił namiastkę salonu z kanapą, brązową ławą i kredensem w podobnej tonacji. Pod ścianą stał również zapchany książkami regalik, a wszędzie gdzie pozostało jeszcze choć trochę wolnego miejsca ustawiono rośliny.
Na dźwięk otwierania drzwi z kuchni wyszła Vanessa. Miała długie, kruczoczarne włosy, jednak z wyraźnymi, jasnym odrostami, niebieskie oczy i bardzo uwodzicielskie kształty. Po krótkiej prezentacji Damian od razu doszedł do wniosku, że jest kompletnie niepodobna do swojej siostry.
W trójkę jeszcze przez ponad godzinę siedzieli w salonie i rozmawiali o różnych rzeczach, w tym o tajemniczym rodzinnym zjeździe, który to stanowił najświeższą atrakcję w rodzinie Leyli. Obie siostry także wyśmiały Karla, za to jak niemądrze postanowił narazić się rodzicom w środku nocy.
Damian przysłuchując się tej rozmowie bardziej niż biorąc w niej czynny udział, przypomniał sobie słowa Leyli, gdy spotkali jej brata.
- Mówiłaś - wtrącił - że tego, kto zakłóca spokój waszych rodziców w nocy mogą spotkać straszne konsekwencje. Co miałaś na myśli?
Smoczyce wymieniły między sobą porozumiewawcze i rozbawione spojrzenia, po czym stwierdziły jednocześnie.
- To tajemnica.
Chwilę potem obie wybuchły śmiechem, wprawiając tym samym chłopca w zakłopotanie.
Przez następne dni Leyla kilkakrotnie widywała się z Damianem przede wszystkim na wykładach. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności chemia molekularna nie była jedynym przedmiotem, w którym chłopak miał zaległości, ale smoczyca szybko przestała wierzyć w prawdziwość jego wyjaśnień na ten temat. Poza tym w ogóle nie przeszkadzało jej towarzystwo nowego znajomego, więc nie stawiała mu specjalnych przeszkód. Ponadto bawiła ją zazdrość płonąca w oczach przyjaciółek, które nie mogły wybaczyć jej, że ściąga na siebie całą uwagę Damiana.
- Przecież ty i tak nie traktujesz go poważnie - stwierdziła Klara.
- Właśnie, odeślesz go z kwitkiem jak innych - dodała Agata.
Leyla założyła ręce za głowę i siedząc w ławce spojrzała na sufit.
- Kto wie. Kto wie - powiedziała niby do siebie.
Nie mogła darować sobie przyjemności ponaigrywania się z koleżanek, choć w rzeczywistości prawie na pewno miały rację.
Jak w każdą sobotę Leyla wybrała się, by odwiedzić rodziców. Nie mieszkała zresztą daleko, ale w tygodniu zwykle nie starczało jej na to czasu. W niespełna kwadrans znalazła się pod drzwiami wysokiego apartamentowca, w którym to Filia wybrała mieszkanie. Leyla nigdy specjalnie nie ufała windom, nawet tym nowoczesnym, a jednocześnie nie chciało jej się wchodzić po schodach na dziewiąte piętro. Dlatego rozejrzała się bacznie po okolicy, a widząc, że w pobliżu nie ma żywego ducha znikła i pojawiła się pod samymi drzwiami domu rodziców. Tam omal nie zderzyła się ze swoim bratem Aleksem. Krótkowłosy, ciemny blondyn, o sympatycznej twarzy, ale podobnych do jej, hipnotyzujących oczach, wyglądał na mocno zestresowanego.
- Cześć, Ley! - rzucił uśmiechając się z trudem - Ostrzegam cię siostrzyczko, jeśli chcesz tam wejść, to proszę bardzo, ale na własną odpowiedzialność, matka ma dzisiaj nastrój atlantyckiego huraganu.
- A co się stało?
- Nie mam pojęcia, a gdy zapytałem, omal sam nie zarobiłem maczugą. Co prawda wymierzona była w ojca, ale ja stałem właśnie na linii strzału.
Aleks miał tak żałosną minę, że Leyli zachciało się śmiać. Doskonale wiedziała, że jej brat wcale nie bierze tego na poważnie, ale był świetnym aktorem.
- Minąłeś się z powołaniem.
- Wiem - chłopak uśmiechnął się od ucha do ucha i zniknął za drzwiami windy, która właśnie przyjechała.
Leyla bez wahania otworzyła drzwi i ostrożnie wsadziła głowę do środka.
- To ja. Można wejść? - krzyknęła, by wybadać sytuację.
Cisza, jaka panowała wewnątrz, była bardziej niepokojąca niż najgorszy hałas.
Smoczyca weszła do środka, zamknęła drzwi i zdjęła buty. Dalej poszła korytarzem, aż w kuchni zauważyła swoją matkę. Filia właśnie znęcała się nad zwłokami jakiegoś kurczaka, gdy spostrzegła obecność gościa.
- O, Leyla! Witaj skarbie, dobrze, że jesteś - odezwała się całkiem normalnie, wycierając ręce.
- A o co chodzi? - młodsza ze smoczyc miała złe przeczucia.
- Bądź tak dobra i idź pogadać z tym darmozjadem, który śmie zwać się twoim ojcem - w oczach Filii zapłonął ogień - Powiedz mu, że zaraz wychodzimy.
- Coś się stało?
- Nic nadzwyczajnego, po prostu wkurza mnie od samego rana! - smoczyca szczególny nacisk położyła na słowo ?wkurza?.
Leyla westchnęła cicho. Zawsze było tak samo, jak tylko tata zalazł za skórę mamie, to właśnie ona musiała robić za posłańca wszystkich wiadomości. Po tylu latach znała to, aż za dobrze. Ruszyła do salonu, gdzie zadowolony z siebie siedział Xellos.
Widać było, że jednym uchem przysłuchuje się wrzaskom smoczycy, gdyż miał minę, jakby z trudem powstrzymywał atak histerycznego śmiechu. Poza tym z nie mniejszym zainteresowaniem patrzył na telewizor, gdzie właśnie leciała transmisja z jakiejś katastrofy lotniczej.
- Cześć, tato. Widzę, że dobrze się bawisz - stwierdziła Leyla próbując zachować powagę.
- Czyżby Filia przeciągnęła cię na swoją stronę? - Mazoku uśmiechnął się bezczelnie.
- Można tak powiedzieć.
Mimo szczerych chęci smoczyca odwzajemniła uśmiech i całą powagę diabli wzięli. W odróżnieniu od Filii ona nie potrafiła się złościć na ojca, zbyt wiele mieli ze sobą wspólnego.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - dodała przebiegle.
- Skoro jest nie do odrzucenia, to słucham.
Demon wyglądał na wyraźnie zainteresowanego.
- Jak będziesz grzeczny, to dostaniesz ode mnie prezent - mówiąc to nachyliła się nad swoim tatą.
Xellos udał wielkie zamyślenie, jednocześnie patrząc z ukosa na córkę.
- Powiedzmy, że mogę się postarać.
- Trzymam cię za słowo.
Mówiąc to wyjęła z torby zakupioną niedawno książkę.
- Proszę, proszę, a myślałem, że nie potrafią napisać już nic ciekawego.
- Wiedziałam, że ci się spodoba.
W końcu całą trójką udało im się opuścić mieszkanie. Filia wciąż była w podłym nastroju, ale ponieważ zgodnie z umową Xellos powstrzymywał się od dalszych komentarzy, powoli wracała do równowagi. Humor poprawił jej się całkowicie, kiedy dotarli do supermarketu. Zakupy zawsze działały na nią uspokajająco. Razem z Leylą wybierały różne artykuły, a także przeglądały ubrania i buty. Xellos oczywiście gdzieś zniknął.
- A tego gdzie znowu poniosło? - warknęła Filia, dostrzegając brak jednego członka rodziny.
- Pewnie znowu zatruwa komuś życie - odparła wesoło Leyla.
Jej ojciec od pewnego czasu miał nową rozrywkę, szczególnie gdy byli w tego typu sklepie. Znajdował bogu ducha winnego ekspedienta i zamęczał go różnymi technicznymi pytaniami, na które ten nie miał szans znać odpowiedzi. Trwało to do chwili, aż dany obiekt uciekł, wpadł w szewską pasję lub popłakał się, bo i taki przypadek widziała Leyla. Wszystko to niezmiernie bawiło Demona, tak samo jak wrzucanie ludziom różnych dziwnych rzeczy do koszyków, z prezerwatywami włącznie. Filia już dawno przestała zwracać uwagę na te wygłupy i po prostu udawała, że nie zna tego fioletowego wariata.
Niespodziewanie Leyla usłyszała znajomy głos. Odwróciła się na pięcie i zobaczyła kilka kroków od siebie Damiana wraz z jakąś niską kobietą i wysokim, dość muskularnym mężczyzną, byli to prawdopodobnie jego rodzice.
Dziewczyna bez wahania zawołała go i podeszła bliżej wraz z Filią. Po krótkiej prezentacji wszyscy zaczęli rozmawiać jak starzy znajomi.
- Gdzieś tutaj jest też również mój tata, ale nie widzę go w okolicy - stwierdziła z rozbawieniem Leyla.
- Poszłabyś lepiej i poszukała tego... - Filia już chciała rzucić jakieś nieprzychylne Demonowi określenie, ale stwierdziła, że to nie uchodzi w towarzystwie - ...twojego ojca, zanim znowu narozrabia.
- Pani też wyciąga męża na zakupy? - stwierdziła niewysoka kobieta, a po chwili zwróciła się do swego towarzysza - Widzisz kochanie, nie ty jeden jesteś poszkodowany.
- Niestety muszę - westchnęła Filia - Inaczej nie miałby kto zanieść tego wszystkiego do domu.
- Właśnie po to spłodziłem tylu synów, żeby uwolnili mnie od tego typu obowiązków - odparł Xellos wyłaniając się z bocznej alejki.
Leyla doskonale wiedział, że jej mama nie jest dziś w nastroju do żartów, a widząc spojrzenie, jakim obrzuciła Mazoku, doszła do wniosku, iż dzisiaj poleje się krew i to z pewnością nie będzie smocza krew. Natomiast Xellos podchodził do tego całkowicie bezstresowo, wciąż uśmiechał się zwyczajnie i przymrużonymi oczami zlustrował nowych znajomych.
- Tato, pamiętaj co mi obiecałeś - napomniała go młodsza smoczyca.
- A czy ja robię coś złego?
- Tak, odzywasz się.
Demon spojrzał przelotnie na Filię i wzruszył jedynie ramionami.
Po wymianie jeszcze paru uprzejmości rodziny rozeszły się w swoje strony, z tym, że w nieco zmienionym składzie, gdyż Damian dołączył do Leyli i jej rodziców. Chłopak z pewnym zdziwieniem obserwował tych ludzi. O ile dziewczyna zachowywała się całkiem normalnie, to jej matka ciskała gromy samym spojrzeniem, szczególnie gdy patrzyła w stronę fioletowowłosego mężczyzny. Jak można mieć fioletowe włosy?
Szedł z Leylą dwa kroki za jej rodzicami i wykorzystując panujący wokół hałas zapytał ją szeptem.
- Jakieś kłopoty? Twoja mama wygląda, jakby chciała kogoś zabić.
- Bo chce kogoś zabić - odparła z uśmiechem smoczyca - Kogoś bardzo konkretnego. Nie wiem o co poszło tym razem, ale przejdzie im.
- Mówisz jakby to było normalne.
- Bo to jest całkowicie normalne, rzekłabym nawet, że w mojej rodzinie to chleb powszedni. Wierz mi, tylko dlatego, że jesteśmy w miejscu publicznym, moja mama nie zaserwowała nam jakiejś oryginalnej wiązanki przekleństw w kierunku ojca.
Chłopak ze zdziwieniem pokręcił głową.
Niespodziewanie na twarzy Filii pojawił się złowrogi uśmiech. Podeszła do kosza, w którym leżały jakieś ubrania i wyciągnęła z niego wściekle niebieską, hawajską koszulę z palmami i bananami.
- Spójrz, Xellos, jaka ładna. Kupię ci taką i zmuszę, byś w niej chodził.
Mazoku zrobił nieco głupią minę, widząc ten cud sztuki projektanckiej.
- Kpisz sobie ze mnie, na tym czymś są palmy.
- To może wolisz taką? - wyjęła drugą koszulę, tym razem z jakimś kwiatowym wzorem we wszystkich kolorach tęczy.
Xellos, o ile to możliwe, zbladł na twarzy.
- Dobrze, poddaje się, wygrałaś.
Podniósł ręce w geście rezygnacji.
- W takim razie odwołaj to co powiedziałeś rano.
- Teraz nie mogę - Tu rzucił przelotne spojrzenie na Damiana.
- Przypomnę ci o tym później - stwierdziła Filia i z tryumfem na twarzy wrzuciła do wózka obie koszule.
Gdy przeszli przez kasy, smoczyca obładowała zakupami swojego towarzysza i w znacznie lepszym nastroju ruszyła w stronę domu. Za nimi wciąż kroczyli Leyla i Damian. Ten drugi coraz bardziej skonsternowany.
- I twierdzisz, że oni tak zawsze?
- No, może nie bez przerwy, i niekoniecznie z koszulami w tle, ale to co dzieje się dzisiaj niespecjalnie odbiega od normy.
Nagle wydarzyło się coś, czego nikt nie był w stanie przewidzieć. Niespodziewanie Xellos zatrzymał się w pół kroku, a jego oczy otwarły się ze zdziwienia. Także Filia stanęła i spojrzała na niego z niepokojem.
- Co się stało?
- Zellas - z ust Mazoku padło tylko jedno słowo, poczym upuszczając na ziemię torby z zakupami, zniknął.
Pośród pozostałej trójki zaległa nerwowa cisza. Damian stał całkowicie sparaliżowany, nie wierząc w to co zobaczył, natomiast Leyla i jej matka nie wierzyły w to co usłyszały. Dopiero po minucie pierwsza z szoku otrząsnęła się Filia.
- Leylo, natychmiast zabierz stąd tego chłopca. Idź do domu i nie opuszczajcie go z Vanessą. Ja dowiem się co to ma znaczyć.
Dziewczyna bez słowa sprzeciwu chwyciła nadgarstek Damiana i pociągnęła go w przeciwnym kierunku. Chłopak wciąż był zbyt zdziwiony, aby w jakikolwiek sposób zaprotestować. Dopiero po dłuższym marszu zatrzymał się i spojrzał bardziej przytomnie na Leylę.
- Ten człowiek, twój ojciec, on zniknął? Jak to możliwe? Co tam się stało?
- Wytłumaczę ci to później, teraz chodź, nie mamy czasu - mówiąc to pociągnęła go znacznie mocniej niż planowała, bo aż zasyczał z bólu.
W milczeniu dotarli do domu Leyli i gdy tylko znaleźli się na klatce wybiegła im naprzeciw Vanessa. Jej wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego.
- Nareszcie jesteś, gdzie rodzice? Skontaktowała się ze mną Amber, podobno pojawił się... - nagle urwała w pół słowa widząc Damiana.
- Wejdźmy do domu - zarządziła Leyla - Mama prosiła, żebyśmy nie wychodziły.
We trójkę weszli do salonu. Zarówno Vanessa jak i jej siostra wyglądały na mocno zdenerwowane, co nie umkło uwadze Damiana. Jednak jego zdolność przyjmowania rzeczy takimi jakie są właśnie się wyczerpała, dlatego odezwał się gniewnie.
- Czy wreszcie wytłumaczysz mi co tu się dzieje?
Vanessa spojrzała na siostrę pytająco.
- Tata teleportował się na jego oczach - wyjaśniła Leyla.
Potem podeszła do chłopca i spojrzała na niego jakby chciała przewiercić mu umysł.
- Wiem, że to trudne, ale nie proś mnie teraz o wyjaśnienia. Obiecuję, że prędzej czy później poznasz całą prawdę.
Pod naporem jej spojrzenia odwrócił wzrok i nieco zniechęcony usiadł na kanapie. Także siostry usiadły, jedna obok niego, a druga na krześle naprzeciwko.
- Co się dzieje? Co powiedziała ci Amber? - spytała w końcu Leyla.
- Stwierdziła tylko, że na biegunie pojawił się jakiś facet, podający się za Dynasta i że nie miał pokojowych zamiarów. Podobno zaczął walczyć z Markiem.
- To nie ma sensu. Tata na chwilę przed zniknięciem wspomniał o Zellas. Przecież oni wszyscy nie żyją. Pokonaliśmy ich. Sama razem z Markiem wykończyłam Dynasta! - ostatnie zdanie Leyla niemal wykrzyczała.
- Uspokój się - powiedziała Vanessa, choć sama daleka była od tego stanu - Jeśli tata zniknął, to pewnie po to, by dowiedzieć się wszystkiego osobiście.
Leyla westchnęła ciężko.
- Mam złe przeczucia.
Damian obserwował w milczeniu obie dziewczyny i choć niewiele rozumiał z tego co mówiły, zdawał sobie sprawę, że w ich życiu wydarzyło się coś niedobrego. Przecież Leyla cały czas była taka wesoła i radosna, a teraz nagle jakby zgasła. Dużo by dał, żeby wiedzieć co się stało.
Niespodziewanie na parapecie okna pojawił się kilkuletni chłopiec w ciemnoniebieskim stroju. Obie dziewczyny poderwały się z miejsc. Choć nigdy go nie widziały, to jego złowroga energia mówiła sama za siebie.
- Proszę, proszę, w tym wymiarze też panoszą się dzieci tego smoka i zdrajcy Mazoku. No nic, teraz zajmę się wami.
- Ty jesteś Fibrizzo? - Vanessa wyglądała na zszokowaną - Przecież ty nie żyjesz. Uśmierciła cię sama Pani Nocnych Koszmarów.
- Wróciłem - odparł z uśmiechem satysfakcji Hellmaster.
- Czego chcesz?
- To chyba oczywiste. Odzyskać należne mi miejsce. Ale nie martwcie się, nie będziemy walczyć tutaj. Ten wymiar wyraźnie mi nie służy, dlatego zapraszam do mojej siedziby, na pewno znacie drogę. A żeby was lepiej umotywować, wezmę go ze sobą.
Nim Leyla czy Vanessa zdążyły zareagować, Fibrizzo pojawił się tuż koło Damiana i położył mu rękę na ramieniu, po czym razem znikli.
Xellos był całkowicie zaskoczony, gdy usłyszał mentalne wezwanie swojej pani. Mimo, że od jej śmierci minęło ponad pięćset lat, stare nawyki wzięły górę i bez wahania przeniósł się na Wolf Pack Island. Nie rozumiał jak to było możliwe, ale wiedział, że pomyłka nie wchodziła w grę. Tak wezwać go mogła tylko Beastmaster.
Od czasu panowania Zellas wiele zmieniło się na wyspie, wilcza twierdza została zburzona i przerobiona na bardziej przestronną siedzibę, którą obecnie zajmowali Anita i Kris, dwoje z dzieci Filii i Xellosa. Choć wciąż pomieszczenia były dość mroczne, bo oświetlane nielicznymi lampami, to wewnątrz nie panowała już taka duszna i ciężka atmosfera.
Mazoku pojawił się w głównej sali i od razu dostrzegł wysoką, smukłą kobietę w zwiewnej sukni. Spojrzała się na niego złowrogo, a jej ustach wykrzywił dziwny grymas.
- Wiele się tutaj zmieniło pod moją nieobecność. Widać nie spisywałeś się najlepiej jako Lord Mazoku, Xellosie.
- Jestem zaskoczony twoim pojawieniem się, pani. Przyznam, że nie spodziewałem się spotkać ciebie tak szybko - odparł Mazoku ukrywając zdziwienie pod maską uprzejmości.
- Też tego nie rozumiem, ale to już nie istotne. Odzyskałam wyspę i mojego sługę, tylko to się teraz liczy.
- Jest jeden problem, pani.
Zellas spojrzała na niego badawczo, ale z uśmiechniętej twarzy Demona nie była w stanie niczego wyczytać.
- Co masz na myśli?
- Nie ja rządziłem Wolf Pack Island pod twoją nieobecność.
- Jak to? - tym razem Beastmaster nie zdołała ukryć zdziwienia.
W tej chwili obok Xellosa pojawiła się dwójka ludzi, kobieta i mężczyzna w wieku dwudziestu paru lat.
- Teraz to nasze włości - odezwał się Kris.
- Jesteś reliktem przeszłości, Zellas, a czasy się zmieniają - dodała dziewczyna imieniem Anita.
- Co to ma znaczyć? Pozbądź się ich! - rozkazała Beastmaster Xellosowi.
- Wybacz, pani, ale to raczej niemożliwe. Nawet gdybym był w stanie, nie zrobiłbym tego.
Teraz na twarzy Zellas odmalowała się złość.
- Stajesz przeciwko mnie?
- Jakżebym śmiał - odparł Mazoku wciąż uśmiechając się przebiegle - Ale widzisz, pani, to są moje dzieci. Jeżeli każesz mi wybierać między tobą na nimi, wybiorę ich.
- W takim razie nie jesteś mi potrzebny, sama pozbędę się problemów.
Zellas nie zdołała nic więcej powiedzieć, jej oczom ukazał się widok, jaki byłby wstanie zmrozić krew w żyłach, gdyby tylko ją posiadała.
Xellos bez większego przejęcia obserwował, jak jego potomkowie rozprawiają się z Beastmaster. Anita miała rację. Niektórzy rzeczywiście są reliktami przeszłości i zupełnie nie pasują do świata zdominowanego przez Mroczne Smoki.
Leyla wraz z Vanessą pojawiły się w posiadłości Fibrizza, położonej w ruinach miasta Sairaq. Od razu dostrzegły dwie kryształowe klatki, w jednej siedziała mocno poturbowana kobieta, a w drugiej przerażony Damian. Kobieta ta nazywała się Elea, była ich siostrą i od ponad dwustu lat sprawowała pieczę nad tym miejscem, pełniąc jednocześnie funkcję opiekuna zaświatów. Najwyraźniej Fibrizzo zdołał ją pojmać i uwięzić w tej dziwnej klatce, która uniemożliwiała jej przemianę w smoka.
W Leyli krew się zagotowała widząc w jakim stanie jest jej siostra. Dodatkowo czuła się winna, że w całą tą sprawę został wmieszany Damian, który przecież był zwykłym człowiekiem. To wszystko spowodowało, że zapałała wielką nienawiścią do Władcy Piekieł i gdy tylko on się pojawił, rzuciła w jego stronę gniewnie.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż zapłacisz za to życiem!
Hellmaster roześmiał się szyderczo.
- Myślisz, że pokonają mnie dwa mieszańce. Tylko Złoty Władca jest na tyle silny, by mnie zabić!
- To się jeszcze okaże.
Nagle ciało Leyli przeszedł znajomy prąd, a potem nastąpiła transformacja. Po paru chwilach przed Fibrizzo stał najprawdziwszy Mroczny Smok. Jego ciało oplatała gęsta, ciemna mgła, która uniemożliwiała dostrzeżenie konturów sylwetki, nie miał skrzydeł i stał na czterech muskularnych, czarnych łapach, które wynurzały się z mgły. Z tej nieprzeniknionej mgły wynurzał się również wielki, czarny łeb z oczami jak dwa węgle i paszczą wypełnioną ostrymi zębami.
- Imponujące, ale nie na wiele się to zda - zakpił Opiekun.
Leyla nic nie odpowiedziała, tylko z całych sił natarła na przeciwnika. Bariera, którą natychmiast postawił Fibrizzo pękła niczym tafla cienkiego szkła i smok wbił swoje szpony w ciało Mazoku. Ten w ostatniej chwili zdołał się uwolnić, ale wzdłuż tułowia miał trzy szramy.
- Jak to możliwe?!
- Nie ma rzeczy niemożliwych, a twoja śmierć to udowodni.
W chwili gdy Leyla wypowiedziała te słowa, Fibrizzo zdał sobie sprawę, że niedaleko znajduje się drugi Mroczny Smok. Potem odwrócił się i przy suficie dostrzegł kolejne dwa osobniki tego gatunku. Nie? Cztery, gdyż znikąd pojawiły się jeszcze dwa.
- To nie możliwe!
- Powtarzasz się - rzucił jeden ze smoków - Jest nas wielu i nikt nie zdoła się z nami równać. Jesteśmy żywą fuzją białej i czarnej magii, a moc, którą posiadamy, obróci cię w nicość.
Fibrizzo nie zdołał nawet zareagować, gdy potężny atak kilku Mrocznych Smoków rozerwał jego ciało na atomy.
Leyla bez wahania podeszła do klatek i jednym ciosem swojej potężnej łapy rozwaliła je. Potem od razu przybrała ludzką formę.
- Nic ci nie jest? - spytała uśmiechając się przyjaźnie i wyciągając rękę w stronę Damiana.
- Obiecałaś, że wyjaśnisz mi co tu się dzieje. Trzymam cię za słowo - chłopiec wyszedł z klatki i spojrzał na stojące nieopodal Mroczne Smoki, które kolejno wracały do swojej ludzkiej postaci.
Chwilę potem pojawił się koło nich Xellos.
- Cześć, tato. Wszystko w porządku? - spytała Vanessa.
- Problem Zellas mamy z głowy, jak widzę Fibrizza również - stwierdził Mazoku patrząc na pobojowisko - Pozostaje tylko Dynast i Dolphin.
- To oni też się pojawili? - zdziwił się jeden z Mrocznych Smoków, wysoki blondyn, imieniem Seto.
- Nie mam pewności, ale raczej trzeba brać to pod uwagę - wyjaśnił Xellos.
- Dynastem nie musicie się już przejmować - odezwał się przyjemny dla ucha głos.
Po chwili między nimi pojawiła się dziewczyna z krótkimi fioletowymi włosami, ubrana w biały kożuch. Razem z nią przybyła również Filia.
- Amber! - ucieszyła się Leyla - Podobno ktoś was zaatakował.
- To prawda. Ale razem z Markiem pozbyliśmy się tego problemu.
- A gdzie on teraz jest?
- Udał się do głębin, bo Tobi nie daje żadnych znaków życia.
Na moment zapanowało nieprzyjemne milczenie. Tobi był najmłodszy z całego rodzeństwa i dopiero od kilku lat opiekował się siedzibą Deep Sea Dolphin, nie miał jeszcze zbyt dużego doświadczenia, ale nadrabiał to odwagą.
Po chwili powstało jakieś dziwne poruszenie i wszyscy spojrzeli w ciemny kąt pomieszczenia. To właśnie stamtąd wszedł wysoki mężczyzna o krótkich, jasnych włosach i podobnych do Leyli, fioletowych oczach. Na rękach niósł zmasakrowane ciało kilkunastoletniego chłopca.
Pierwsza z odrętwienia wyrwała się Filia, która prawie natychmiast podbiegła do niego.
- Mój mały, biedny Tobi. Co oni ci zrobili? - szeptała przez łzy, gładząc włosy martwego syna.
- Przykro mi, mamo. Nie zdążyłem na czas - powiedział cicho, ze ściśniętym gardłem, mężczyzna trzymający chłopca.
- To nie twoja wina, Marku, nie twoja wina - smoczyca nie była w stanie nic więcej powiedzieć, gdyż łzy zalały jej twarz.
Także w oczach Leyli pojawiły się łzy, choć ona była jeszcze w zbyt wielkim szoku, żeby zdać sobie z tego sprawę. Dopiero gdy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu zaczęła docierać do niej rzeczywistość. Odwróciła się i zobaczyła Damiana. Wtedy też rozpłakała się na dobre, a on nie wiedząc co mógłby powiedzieć, po prostu przygarnął ją do siebie i przytulił. Może nie wiedział co tu się wydarzyło, ale by zrozumieć czyjeś cierpienie, wiedza nie jest potrzebna.
- Hej, Filio! - odezwał się znienacka dziwnie znajomy, wesoły głos - Za wcześnie na rozpacz.
Smoczyca podniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili na podwyższeniu zobaczyła niewielką sylwetkę... rudej czarodziejki.
- Lina!?! - krzyknęli równocześnie Xellos i Filia, oboje w jednakowym szoku.
- Tak to ja. Wielka i potężna czarodziejka Lina Inverse. Do tego całkowicie martwa.
Odparła piętnastoletnia dziewczyna, wyglądająca dokładnie tak samo, jak za czasów walki z Fibrizzo.
Filia podeszła kilka kroków w stronę dziewczyny, a minę miała taką, jakby zobaczyła ducha.
- Bingo, Filio. Ja jestem duchem, a dokładnie posłańcem Pani Nocnych Koszmarów.
- Więc może wytłumaczysz nam co tutaj się dzieje? - spytał Xellos, patrząc na nią na wpół otwartymi oczami.
- Sore wa himitsu desu.
<Gleba>
- Zawsze chciałam to powiedzieć! - stwierdziła rozbawiona czarodziejka - Teraz widzisz jakie to przyjemne! Ale do rzeczy. Otóż, to czego byliście świadkami i w czym braliście czynny udział, to był rodzaj testu. Złota Pani postanowiła sprawdzić, ile jest warta nowa rasa, która opanowała niemal wszystkie cztery filary. Stąd przywołała z zaświatów dawnych czterech Lordów i odesłała na ziemię. Mogę wam tylko powiedzieć, że spisaliście się lepiej niż ktokolwiek przypuszczał.
Wszyscy wciąż trochę osłupiali patrzyli na Linę ze wzrokiem wyrażającym całkowite niedowierzania. Jedynie Xellos i Filia zdawali się od razu zaakceptować takie wyjaśnienie. Tyle, że smoczyca po chwili spojrzała na czarodziejkę wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Przez wasz eksperyment zginęło moje dziecko! Czy to chciałyście osiągnąć?!
- Spokojnie, Filio. Powiedziałam, że nie czas jeszcze na rozpacz. Tak jak Pani Koszmarów przywróciła do życia Mrocznych Lordów, tak może sprowadzić z powrotem twojego syna. Spójrz tylko.
Mówiąc to Lina wskazała na chłopca, który właśnie budził się, jakby jedynie zasnął. Smoczyca podbiegła do niego i nie zważając na jego dezorientację, przytuliła do siebie.
Tymczasem Xellos wciąż przyglądał się rudej czarodziejce z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia zarazem.
- Widzę, że dobrze ci się powodzi w tych zaświatach - stwierdził w końcu.
- Nie narzekam, chociaż pracując dla Złotej Pani nie mam zbyt wiele czasu dla siebie. Ale przynajmniej tam ktoś wreszcie docenił mojej umiejętności, nie tak jak na tym ziemskim padole - Nagle czarodziejka spojrzała ze strachem na zegarek. - Rany, jak późno, muszę już lecieć. Dam ci dobrą radę, Xellosie. Nigdy nie wierz w stwierdzenie ?odpoczniesz po śmierci?, to jest wierutna bzdura.
I nim echo jej słów opuściło tą salę, Lina znikła.
W niewielkim salonie wokół brązowej ławy siedziało troje ludzi, dwie kobiety i jeden mężczyzna. Panowała długa chwila milczenia, w której można było wyczuć rosnące napięcie.
- Podsumujmy - odezwał się wreszcie chłopak - Urodziłyście się pięćset lat temu z okładem, na jednym z tych czterech filarów, stworzonych przez jakiegoś Władcę Koszmarów. Waszą matką jest smoczyca, a ojcem demon należący do przeklętej rasy Mazoku. Wy w związku z tym jesteście Mrocznymi Smokami i macie dar długowieczności. Waszym zadaniem jest ochrona wszystkich filarów, przed jakimiś kataklizmami, podobnymi do tego, który miał miejsce dzisiaj rano. A ta dziewczyna, która pojawiła się na końcu, to widmo czarodziejki żyjącej kilka wieków temu. Czy niczego nie pomyliłem?
- Myślę, że wszystko dobrze zrozumiałeś - odparła z satysfakcją Leyla uśmiechając się łagodnie.
- Tak naprawdę to nie rozumiem nic z tego, co właśnie powiedziałem - obruszył się Damian - To jest jakaś abstrakcja, smoki, demony, czarodzieje, zupełnie jakbym czytał powieść fantasy!
- Ale... - chciała coś wtrącić Vanessa.
- Nie przerywaj mi, jeszcze nie skończyłem - powstrzymał ją łagodnym głosem chłopak - Gdyby ktoś opowiedział mi taką historię, wziąłbym go za wariata. W życiu bym w coś podobnego nie uwierzył, gdybym nie zobaczył tego na własne oczy. Ale ponieważ dziś rano właśnie zobaczyłem, więc nie mam żadnych argumentów, by zaprzeczyć waszym słowom. Chyba że to była jakaś zbiorowa halucynacja, w co szczerze wątpię.
Na twarzach dziewcząt odmalowała się ulga. Miały już serdecznie dość tego łopatologicznego tłumaczenia całej sprawy. Chwilę później Vanessa wyszła do kuchni zaparzyć kolejną herbatę, czwartą już z rzędu.
- W sumie to sporo wyjaśnia - stwierdził Damian patrząc na Leylę wesoło - Teraz wiem, dlaczego twoje oczy wydawały mi się takie dziwne, niemal nieziemskie.
Dziewczyna na to stwierdzenie oblała się niespodziewanym rumieńcem.
- Wyjaśnia też - kontynuował - dlaczego twoi rodzice zachowują się tak nietypowo i dlaczego ty się tym zupełnie nie przejmowałaś. Rozumiem także, jak to możliwe, że masz tyle rodzeństwa. Zabawne, myślałem, że siódemka to dużo, a ty masz ich trzydzieścioro jeden. Nawet to, jak kupiłaś tę książkę o zbrodniarzach, ma jakieś swoje wytłumaczenie. Mimo to, chyba jeszcze wiele będę się musiał dowiedzieć o tobie i twojej rodzinie.
- Myślę, że będziesz miał ku temu idealną okazję - odparła Leyla, a na jej twarzy pojawił się znajomy, podstępny uśmiech.
W wielkiej, dość mrocznej sali ustawiono długi stół w kształcie litery ?U?. Wokół niego było mnóstwo krzeseł, a na białym obrusie stały różnej wielkości półmiski z przedziwnymi potrawami. Wewnątrz nie było ani jednej lampy, nie było również okien, mimo to jakieś bliżej nieokreślone światło rozpraszało mrok w okolicach stołu.
Damian wiedział, że znajduje się na Wolf Pack Island, choć tak naprawdę niewiele mu to mówiło. Obserwował ludzi, którzy stali w niewielkich grupkach rozsypanych po całej sali, witali się ze sobą serdecznie i rozmawiali przyjaźnie. Wciąż także znikąd pojawiali się następni, ale Leyla stwierdziła, żeby się tym w ogóle nie przejmował, gdyż dla nich taki sposób przemieszczania jest całkowicie naturalny. Wkrótce w sali było już dobrze ponad pięćdziesiąt osób, gdyż prócz rodzeństwa Leyli, niektórzy przyprowadzili tak jak ona osoby towarzyszące, mężów, żony lub po prostu stałych towarzyszy życia, jak to określiła smoczyca.
Mimo bardzo luźnej atmosfery, Damian wolał trzymać się blisko swojej znajomej, gdyż wciąż trochę niepewnie czuł się w tym nietypowym gronie. Stąd też stał razem z Leylą i Vanessą w towarzystwie jej rodziców i zielonowłosego mężczyzny imieniem Valgarv, którego miał już kiedyś okazję spotkać. Starożytny Smok nie mógł odżałować, że nie było go w czasie walki z Fibrizzo, a szczególnie w momencie kiedy pojawiła się Lina.
- Wielka szkoda, że nie widziałem cioci - odparł robiąc zbolałą minę - Jak pomyślę ile lat minęło od jej śmierci, to zaczynam czuć się staro.
- Obrażasz mnie - żachnęła się Leyla z udawaną obrazą - Ja mam raptem trzy lata mniej. Mówiąc tak, sugerujesz, że ja również jestem stara.
Valgarv uśmiechnął się przepraszająco.
- No dobrze, odwołuję to co powiedziałem.
- Właśnie - wtrącił Xellos - Przy mnie nawet wasza matka jest jeszcze dzieckiem.
- Oj, żeby ci to dziecko nie przefasonowało twarzy - zagroziła Filia, ale wciąż nie przestawała się uśmiechać.
Wszyscy, nawet Damian, zaczęli się śmiać. Chłopak powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Leyla zawsze z takim rozbawieniem mówiła o swoich rodzicach.
Gdy już cała familia zdołała się zgromadzić, Anita zaprosiła wszystkich do stołu. Choć potrawy jakie się tam znajdowały dalekie były od tego, do czego przyzwyczajony był Damian, większość okazała się bardzo smaczna. Kiedy już spróbował wszystkiego w zasięgu ręki i poczuł, że więcej po prostu nie zmieści, mógł spokojnie rozejrzeć się po gościach, wciąż wesoło rozmawiających i śmiejących się. Większość, jak zauważył, była wysokiego wzrostu i miała jasne blond włosy, tak samo jak Leyla, najwyraźniej ci wdali się w matkę. Naliczył raptem siedem osób, których kolor włosów upodabniał do Demona będącego ich ojcem. Z łatwością też można było rozróżnić kto należał do tej rodziny, a kto był jedynie osobą towarzyszącą, choć chłopak nie umiał do końca zrozumieć skąd to wie. Po prostu było to dla niego oczywiste. W pewnej chwili zwrócił się do Vanessy, która siedziała obok.
- Czegoś nie rozumiem, jakim cudem ty masz takie czarne włosy?
Dziewczyna spojrzała na niego z rozbawieniem.
- To proste, są farbowane.
- Zapytaj ją lepiej, jaki kolor ma naturalnie - dorzuciła Leyla, słysząc ich rozmowę.
Chłopak spojrzał pytająco, a Vanessa westchnęła ciężko.
- Moje włosy to jest jakiś głupi żart Złotego Władcy - stwierdziła, a po chwili milczenia dodała - Mam naturalny balejaż, blond z fioletowymi pasemkami.
Damian omal nie udławił się pitym właśnie kompotem.
Siedzieli w trójkę na samym rogu stołu, a zaraz obok nich miejsce mieli Xellos i Filia. To waśnie za ich plecami pojawił się niespodziewanie jakiś młody mężczyzna, który jak powiedział Leyla nazywał się Wiktor.
- Mam do was sprawę - stwierdził kładąc dłonie na ramionach rodziców - Czekam z utęsknieniem, aż wreszcie postaracie się dla mnie o jakiegoś pomocnika, bo brakuje mi rąk do pracy.
- Przecież pomaga ci Mari - zauważyła Filia.
- Pomaga? Ona z tą swoją niewyparzoną gębą jest jak kula u nogi. Za taką pomoc to ja serdecznie dziękuję.
- Kula u nogi, co? - odezwał się ostry, szczebiotliwy głos, a chwilę później pojawiła się obok niebieskooka dziewczyna o jasnych włosach, ale wyraźnie wpadających w rudy odcień - Gdyby nie ja, to ten nieszczęsny interes już dawno runąłby z hukiem, a twoje beztalencie wyśmiewanoby na wszystkich czterech filarach. Powinieneś mnie po rękach całować za moją pomoc, a ty tak mi się odwdzięczasz?! Skończony idiota z ciebie.
Wiktor zrobił się czerwony na twarzy, a oczy zapłonęły mu niebezpiecznie.
- Przymknij się, ruda pokrako! - odparł bezczelnie, po czym zwrócił się już łagodniejszym tonem do rodziców - Widzicie co ja muszę znosić. Jestem artystą, a ona tylko mnie strofuje i wyzywa, bo nic innego nie potrafi robić. Mam nadzieję, że mogę liczyć na waszą współpracę w tej kwestii.
- Nie słuchajcie go, to darmozjad i obibok, trzeba było go utopić zaraz po narodzinach. Oddalibyście przysługę temu światu.
Filia patrzyła na zacietrzewioną córkę dobrodusznie, a po chwili stwierdziła łagodnie.
- Widzę, że jeśli chodzi o radykalne rozwiązania, to zupełnie wdałaś się w ojca.
- Chyba żartujesz - odparł przekornie Demon, patrząc rozbawionym wzrokiem na kłócącą się parkę - Jeśli chodzi o temperament, to zachowuje się, wypisz, wymaluj, jak ty, droga Filio. A poza tym to ona w ogóle nie jest moją córką. Musiałaś się gdzieś puścić na boku, bo jak inaczej wyszedłby taki rudy kolor.
Mari dosłyszawszy ostatni komentarz, chciała swojego rodziciela udusić gołymi rękoma.
- Mamo, pożycz mi maczugi, bo właśnie postanowiłam dokonać zbrodni ojcobójstwa, a potem przy okazji bratobójstwa, co by upiec dwie pieczenie na jednym rożnie.
Mówiąc to spojrzała złośliwie na brata.
Leyla, Vanessa i Damian także przypatrywali się tej scenie z nieukrywanym rozbawieniem. W końcu chłopak zwrócił się szeptem do starszej smoczycy.
- Może nie z wyglądu, ale ci dwoje są bardzo podobni do waszych rodziców.
- No, cóż. Niedaleko pada jabłko od jabłoni - odpowiedziała Leyla, wciąż obserwując swego brata i siostrę.
Na podobnych scenkach rodzajowych z udziałem rodziny Ul Copt Metallium zeszła reszta wieczoru. W końcu wszyscy zaczęli powoli szykować się do powrotu do domów. Leyla obiecała, że odtransportuje Damiana bezpiecznie do jego świata, po czym chłopak pożegnał się z jej rodzicami. Mimo tych kilku godzin, wciąż trudno mu było uwierzyć, że rozmawia ze smokiem i demonem, ale ponieważ oboje byli dla niego bardzo mili (nawet Xellos, choć chyba tylko dlatego, ze nie chciał narazić się Leyli), postanowił nie zaprzątać sobie tym więcej głowy i przejść nad tą sprawą do porządku dziennego.
W końcu wraz z Leylą znalazł się przed swoim domem.
- Mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć, iż mówienie komukolwiek o tym co widziałeś jest błędem - stwierdziła poważnie dziewczyna, choć w jej głosie nie było ani śladu groźby.
- Żartujesz, a kto by mi uwierzył - odparł spokojnie - W ten sposób zafundowałbym sobie jedynie darmowe wakacje w psychiatryku.
Leyla uśmiechnęła się ponownie.
- Masz rację, ale czułam się w obowiązku postawić sprawę jasno.
- Rozumem - stwierdził, a po chwili dodał zmieniając zupełnie temat - Masz naprawdę bardzo fajną rodzinę, choć nieco dziwną. Muszę jednak z bólem przyznać, że nie pamiętam nawet połowy z tego co mi mówiłaś o poszczególnych jej członkach. Obawiam się, że jeszcze wiele czasu będziesz musiała poświęcić na wdrażanie mnie w niuanse swojej familii.
- Myślę, że da się to załatwić. A kto wie, może kiedyś i ty będziesz do niej należał.
Mówiąc to stanęła na palcach, pocałowała go w usta i znikła, zostawiając zaskoczonego Damiana na ciemnej, pustej uliczce przed jego domem.
Koniec.
Rany, jakie to mi dłuuugie wyszło. Nawet nie wiedziałam kiedy zrobiło się tego siedemnaście stron. Mam jednak nadzieję, że nie zanudziłam was tym totalnie, choć akcja była tutaj raczej symboliczna. Tak czy inaczej jestem wam jeszcze winna wyjaśnienie. Dedykowałam to opowiadanie miłośnikom królików, ponieważ króliki mają tę wspaniałą cechę, że mnożą się jak? króliki. Resztę dopowiedzcie sobie sami.
Jak zwykle dziękuję wszystkim, którzy przeczytali tego speciala. Mam nadzieję, że mile będziecie wspominać ?Kota na rozdrożu? i chwile jakie poświęciliście czytając go.
Życzę dużo szczęścia i żegnam.
Miko-chan
<Miko_chan1@op.pl>
14.09.2006r.
Matko kochana!
Przeczytałam to kilka razy pod rząd! Niesety tylko odcinki spcjalne ;) nidługo się zabiore za całą reszte xD Bardzo mi się podobało! Zwłaszcza moment z Liną i kawałek z balejażem xD to było genialne!!! Pozdro;*
Hmm...
Hmm... przyczytałam. Niezły fanfik, ale na kolana mnie nie powalił. Chociaż powiem (moim skromnym zdaniem), że warto doczytać do epilogu i odcinków specjalnych bo te są całkiem niezłe :D
PS. Może napiszesz opowiadanie tylko o przygodach Leyli?