Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Kot na rozdrożu

cz. III

Autor:Miko-chan
Korekta:Inai
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Przygodowe
Dodany:2006-11-28 15:04:06
Aktualizowany:2006-12-02 21:57:38


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jestem w szoku, bo niedawno dowiedziałam się, że są osoby, które czytają moją radosną twórczość i nawet im się podoba. Mając to na uwadze, postanowiłam nie spoczywać na laurach i kontynuować to co zaczęłam. Jak mówią ?show must go on?. W ostatniej części zrobiło się nieco dramatycznie, dlatego teraz postaram się nieco rozluźnić atmosferę, bo równowaga musi być zachowana. Tyle tytułem wstępu. Życzę miłej lektury.


Od ostatnich wydarzeń minął kolejny miesiąc, który można by zaliczyć do spokojnych. Nowy dom Filii wciąż pachniał świeżym drewnem i farbą malarską, a smoczyca miała cichą nadzieję, że nieprędko podzieli on los swojego poprzednika. Dodatkowo za namową przyjaciół zgodziła się na powiększenie przybudówki zajmowanej przez sklepik, choć sama nie była przekonana, czy jest taka potrzeba. Szybko jednak okazało się, że zapotrzebowanie na sprzedawane przez nią artykuły nie malało, więc w sumie inwestycja się opłaciła. Niezmiennie razem z nią mieszkał mały Starożytny Smok, a także pojawiający się w najmniej przewidzianych momentach kapłan Xellos.

Valgarv ponownie urósł o kolejne dziesięć centymetrów i Filia znów musiała przerabiać mu ubrania, gdyż wszystkie spodnie okazywały się za krótkie. Dodatkowo notorycznie darł koszule, ponieważ nadal nie panował w pełni nad swoimi smoczymi zdolnościami. Co prawda Xellos uczył go rozsądnego korzystania z nowej mocy, ale to w najmniejszym stopniu nie pocieszało smoczycy. Ostatecznie co ten Mazoku mógł rozumieć pod słowem ?rozsądek?? Mimo to Filia zdążyła się już przyzwyczaić do myśli, że Demon kręci się w okolicy jej domu, a nawet doszła do wniosku, że chyba rzeczywiście nie ma on złych zamiarów w stosunku do jej przybranego syna. I choć nie przestawał drażnić jej ciągłymi zaczepkami, to najczęściej zbywała je milczeniem lub rzucała nie mniej kąśliwe uwagi. Poza tymi drobnymi utarczkami słownymi dni mijały jej spokojnie i raczej sielankowo. Lato zbliżało się powoli ku końcowi, okoliczni rolnicy rozpoczęli już żniwa, a pogoda bardziej zachęcała do lenistwa niż pracy.

Pewnego słonecznego dnia Filia siedziała w kuchni i przygotowywała obiad. Jednocześnie jednym okiem wyglądała przez okno w kierunku sporej jabłoni. Na jednej z gałęzi siedział beztroski kapłan, a u stóp drzewa stał Valgarv z rozłożonymi skrzydłami i nie bez problemu starał się wlecieć na pobliski konar. Największy kłopot, o dziwo, nie sprawiało mu poderwanie się do lotu, które miał już sprawnie opanowane, ale precyzyjne wylądowanie na gałęzi. Gdyby nie opiekuńczy Mazoku (chyba mi wyszedł oksymoron), mały smok już nieraz miałby bolesny kontakt z ziemią. Mimo to nie dawał za wygraną, a w smoczycy serce rosło, gdy widziała upór i determinację swojego podopiecznego. Początkowo co prawda obawiała się nieco o reakcję sąsiadów na widok czarnych skrzydeł chłopca, ale ci przyjęli to ze stoickim spokojem. Najwyraźniej doszli do wniosku, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie wnikać w szczegóły dotyczące tej dziwnej ?rodzinki?.

Niespodziewanie z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Szybko wytarła ręce w ścierkę i poszła otworzyć. Na progu stał dość przestraszony mężczyzna w niebieskim uniformie z czarną torbą przewieszoną przez ramię.

- Pani Filia Ul Copt? - spytał drżącym głosem.

Smoczyca domyślała się, że to niektóre plotki dotyczące jej czy raczej jej maczugi, musiały tak paraliżować mężczyznę, dlatego postanowiła być bardzo uprzejma i puścić mimo uszy tą ?panią?. Wszak cały czas mimo tylu lat nadal była panną.

- Tak, czym mogę pomóc?

- Mam list dla pani - mężczyzna wyjął z torby białą nieco pogniecioną kopertę.

Filia wzięła ją do ręki, nabazgrała swój podpis na pokwitowaniu i żeby nie wprowadzać faceta w jeszcze większe stresy szybko zamknęła drzwi. Wróciła do kuchni, rozsiadła się na krześle i nożem otworzyła wiadomość. W kopercie znajdował się list, napisany znanym jej charakterem pisma.

?Droga Filio!

Mam wrażenie, że minęły wieki, odkąd widziałyśmy się po raz ostatni. Słyszałam wiele o Twoich osiągnięciach w walce z wszechogarniającym nas chaosem, niestety nie mogłam być Ci pomocna, nad czym bardzo ubolewam, gdyż przebywałam niemalże na drugim końcu znanego nam świata. Teraz jednak po wielu latach powracam w rodzinne strony, a ponieważ doszły mnie słuchy, jakoby Świątynia Króla Ognistego Smoka została zniszczona (cóż za strata), postanowiłam odwiedzić Cię w nowym miejscu zamieszkania. Pewnie zastanawiasz się skąd posiadam takie informacje. Otóż miałam przyjemność poznać twojego znajomego, pewnego bardzo sympatycznego lisa Jirasa, który to opowiedział mi o Waszych przygodach. To przykre, że musiało minąć tyle lat, abym przypomniała sobie o starej znajomej, ale teraz zamierzam naprawić ten błąd. Tak więc piszę do Ciebie, byś nie była zaskoczona moim nagłym przybyciem. Jeśli nic nie wypadnie mi po drodze, zawitam do Ciebie 20 sierpnia koło południa (tylko nie przygotowuj nie wiadomo czego, zabawię u Ciebie najwyżej trzy dni).

Szczere pozdrowienia

Klara De Molt?

Filię dosłownie zamurowało po ukończeniu lektury. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w list nie wiedząc jak powinna zareagować na taką wiadomość. Nagle jednak coś jej przerwało.

- Klara? - smoczyca aż podskoczyła, gdy spostrzegła Xellosa zaglądającego jej przez ramię.

- Nie nauczono cię, że nie czyta się cudzej korespondencji?! - fuknęła na niego, chowając jednocześnie list.

- Byłem ciekawy, rzadko dostajesz jakiekolwiek wiadomości - odparł uśmiechając się wciąż beztrosko kapłan.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła! A zresztą co ja mówię?! Przecież ty i tak siedzisz w nim już po uszy.

Filia schowała list do jakiejś szkatułki, po czym wróciła do robienia obiadu. Nagle jednak jakaś niepokojąca myśl zrodziła się w jej umyśle. 20 sierpnia będzie pojutrze, to nie był kłopot, spokojnie zdąży się przygotować, prawdziwy problem stał właśnie przed nią i bezczelnie zaglądał do garnka z gotującym się rosołem. W jaki sposób wytłumaczy Klarze obecność w jej domu Mazoku i to nie byle jakiego Demona, ale samego Xellosa Metallium. Nie widząc, żadnego logicznego rozwiązania, postanowiła chwycić się ostatniej deski ratunku.

- Posłuchaj Xellos - zaczęła wpatrując się poważnie w kapłana - Klara jest złotym smokiem, tak samo jak ja, jednak nigdy nie pracowała w świątyni. Jej specjalnością są uzdrowienia i dlatego przemierza cały kontynent pomagając ludziom. Będzie tutaj pojutrze i zostanie na trzy dni. Czy mógłbyś się w tym czasie tu nie pojawiać?

- Wyganiasz mnie? - rzucił Mazoku robiąc urażoną minę.

- Nie, nie wyganiam, tylko ona może się ciebie przestraszyć, w końcu jest tylko uzdrowicielką, a ty... no przecież doskonale wiesz o co mi chodzi... Proszę cię.

Xellos zamyślił się.

- A co będę z tego miał? - zapytał w końcu wyraźnie rozbawiony całą sytuacją.

- Moją wdzięczność - wysyczała Filia coraz bardziej zirytowana.

- Hm? skoro tak ci na tym zależy, to ostatecznie mógłbym przystać na twoją prośbę. Jeśli będziesz dla mnie miła, to obiecam, że do 22 sierpnia wieczorem będziesz miała ze mną spokój.

- Będę dla ciebie cholernie miła! - smoczyca miała wyraźnie dość tej pustej dyskusji - A teraz wynocha z mojej kuchni i zawołaj Valgarva, bo za chwilę będzie obiad!

Kapłan zniknął za drzwiami, a Filia odetchnęła z ulgą. Znała go na tyle, że umiała rozpoznać kiedy się zgadza na jakąś propozycję. Gdyby kłóciło się to z jego planami, nie droczyłby się z nią, ale kategorycznie zaprzeczył. W końcu nie mógł przepuścić takiej okazji do napsucia jej krwi.

Tak czy inaczej w środę 20 sierpnia rano, rzeczywiście gdzieś się ulotnił i wszystko wskazywało na to, że nie zamierza pokazywać się tutaj przez jakiś czas. Od samego rana Filia kręciła się po domu jak poparzona. Tu kończyła porządki, tam coś gotowała, a w tym wszystkim asystował jej pełen entuzjazmu Valgarv, który jednak bardziej przeszkadzał niż pomagał.

ŁUBUDU!

- Valgarv! - wrzasnęła Filia leżąc na ziemi, po tym jak nadepnęła na jego piłkę - Tysiąc razy powtarzałam ci, żebyś chował swoje rzeczy na miejsce, to niebezpieczne.

- Tak ciociu! Już ciociu! - odparł chłopiec powstrzymując się jednocześnie od wybuchnięcia śmiechem.

Zawsze uwielbiał obserwować jak jego opiekunka się śpieszy, wyglądała wtedy bardzo zabawnie i choć zwykle wtedy obrywał za jakieś przewinienia, to za nic w świecie nie odpuściłby takiego widowiska. Cóż, to chyba jednak zły wpływ przebywania w towarzystwie Xellosa. W końcu jednak musiał zrezygnować z tego przedstawienia, bo Filia wysłała go po dodatkowe sprawunki na targ.

Tymczasem na Wolf Pack Island ( stanowczo wolę tę nazwę w formie anglojęzycznej, bo Wyspa Watahy Wilków zupełnie mi nie leży. Co najmniej o trzy ?w? za dużo)

Zellas przeglądała jakieś papiery, kiedy pojawił się Xellos.

- Dobrze, że jesteś - stwierdziła, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem - Właśnie znalazłam kolejny klocek do naszej układanki.

- Mianowicie? - Mazoku teleportował się obok swojej pani i spojrzał na zapiski.

- To może się okazać bardzo użyteczne, ale zdobycie tego nie będzie proste - dodała.

Kapłan przeleciał notatkę wzrokiem i zamyślił się.

- Sądzę, że znajdę kogoś, kto poradzi sobie z tym problemem - stwierdził po chwili - Jednak zanim będziemy mogli to wykorzystać, on musi się do końca przebudzić inaczej nic nam z tego nie przyjdzie.

Beastmaster uśmiechnęła się przebiegle.

- Oczywiście. Ale nim to nastąpi chcę być w pełni przygotowana.

- Rozumiem. Zajmę się tym.

Zellas skinęła z aprobatą głową, kapłan zniknął, a ona powróciła do lektury.


Filia zerwała się z krzesła, gdy tylko usłyszała pukanie do drzwi. Otworzyła je z impetem i wpuściła gościa do środka. Była to wysoka kobieta o długich blond włosach związanych w warkocz (a widział ktoś Złotego Smoka, który miałby inny kolor włosów?). Miała na sobie ciemnozielone spodnie i sznurowaną kamizelkę nałożoną na białą bluzkę. W ręku trzymała jedynie dużą brązową torbę, a do pasa przytroczony miała krótki, ozdobny sztylet. Wyglądała na mniej więcej dwadzieścia pięć lat, ale Filia doskonale wiedziała, że ma znacznie więcej. W końcu były prawie rówieśniczkami. Poznały się na uczelni, gdzie przechodziły podstawowe szkolenie w zakresie magii, alchemii i historii. Wtedy też były nierozłączne i zachowywały się niemal jak siostry. Potem ich drogi niestety rozeszły się, Filia awansowała na kapłankę w świątyni, natomiast Klara wybrała fach uzdrowiciela. W sumie miała wiele szczęścia, gdyby także znalazła się w świątyni, prawdopodobnie podzieliłaby los większości Złotych Smoków służących Królowi Ognistemu Smokowi.

Kobiety uściskały się serdecznie, po czym obie weszły do salonu. Tam pojawił się również, ciekawy nowego gościa, Valgarv.

- Dzień dobry - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.

- Witam, ty pewnie jesteś Valgarv - kobieta nachyliła się by lepiej obejrzeć chłopca, który sięgał jej raptem trochę powyżej pasa - Wiele słyszałam o tobie od Jirasa.

- Zna pani wujka Jirasa?

- Tak, choć poznaliśmy się bardzo przypadkowo.

Obie przyjaciółki usiadły przy stole i długi czas rozmawiały o tak zwanych ?babskich sprawach? (pijąc oczywiście herbatkę i częstując się ciastem). Wspominały przeszłość, opowiadały o swoich przygodach i mówiły o planach na przyszłość. Nietrudno się domyśleć dlaczego Xellos tak łatwo uległ namowom Filii i ulotnił się z domu. Słuchając tej paplaniny nawet ten znany z cierpliwości kapłan padłby z nudów. Tak samo Valgarv szybko zaczął odczuwać skutki znużenia. Widząc to smoczyca pozwoliła mu wyjść na podwórko i pobawić się na świeżym powietrzu. Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać.

- Więc to naprawdę jest Starożytny Smok - powiedziała niespodziewanie Klara, gdy tylko chłopiec zamknął za sobą drzwi - A ja nie chciałam dać wiary.

- Czyli to też Jiras ci powiedział? - zaniepokoiła się Filia.

- To było pewnego wieczoru, nasz znajomy lisek wypił trochę za dużo i zaczął opowiadać o jakimś Lordzie Valgarvie, a później nie musiałam nawet pytać, żeby wszystkiego się dowiedzieć. Oczywiście nie uwierzyłam w ten pijacki bełkot, ale gdy teraz zobaczyłam tego małego przestałam mieć jakiekolwiek wątpliwości. Na kilometr można wyczuć jego energię.

Filia nie była zadowolona z tego co usłyszała. Postanowiła, że jak tylko dorwie Jirasa, to przemówi mu do rozsądku i nałoży na niego dożywotnią prohibicję. Żeby takie rzeczy opowiadać przy obcych, przecież to są informacje, które nie powinny wpaść w niepowołane ręce. Nie mogła jednak nie przyznać swojej przyjaciółce racji. Sama już jakiś czas temu zauważyła znaczny wzrost mocy Valgarva.

Z zamyślenia wyrwały ją dalsze słowa Klary.

- Moim zdaniem dobrze robisz opiekując się Starożytnym, choć możesz w ten sposób sprowadzić na siebie kłopoty. Jednak to co zrobili nasi pobratymcy było świństwem i myślę, że takie rozwiązanie jest najbardziej słuszne.

- Dziękuję, nie mogłabym postąpić inaczej. Zresztą to nie jest ten sam Valgarv, który groził zniszczeniem ziemi. Teraz to zupełnie inna istota.

Zapadła chwila milczenia, którą w końcu przerwała Klara uśmiechając się radośnie.

- Skończmy lepiej z tymi przygnębiającymi tematami, pokazałabyś mi lepiej swój domek.

Filia przystała na taką propozycję i obie ruszyły zwiedzać jej niewielką posiadłość wraz z przyległościami. Wszystko przebiegało bez komplikacji, no, może poza małym incydentem, kiedy to smoczyca musiała na gwałt chować do szuflady pewne bladoniebieskie rękawiczki leżące na komodzie (?Skubaniec, na pewno specjalnie zostawił je na wierzchu!!!?). Potem był obiad, deser i kolacja, czyli jak to zwykle przy takich okazjach bywa, wielkie żarcie. A smoki potrafią mieć wilczy apetyt.

Następnego ranka Filia zbudziła się w doskonałym humorze.

- Mamy piękny słoneczny dzień - mówiła do siebie szykując śniadanie - Dziś pójdziemy na wielkie zakupy, może wreszcie kupię sobie tą niebieską sukienkę. Valgarv jest grzeczny, Klara zadowolona, a Xellosa ani widu, ani słychu. Życie jest piękne.

- Co mówiłaś? - spytała druga smoczyca wchodząc do kuchni.

- E? nic takiego, zupełnie nic - Filia zaczęła nerwowo machać rękami, w obawie czy Klara przypadkiem nie usłyszała przedostatniego zdania. W ten sposób rozchlapywała na wszystkie strony wiśniowy dżem.

- Dziwnie się dziś zachowujesz - skwitowała przyjaciółka i poszła do łazienki.

Filia odetchnęła.

- Muszę bardziej panować nad tym co mówię.

Tego dnia obie przyjaciółki, jak było ustalone wybrały się na miasto. Towarzyszył im oczywiście również mały smok, który nigdy nie przepuściłby okazji do naciągnięcia cioci na trochę łakoci. Chodziły po sklepach, oglądały różne przedmioty, a Valgarv załapał się nawet na przedstawienie obwoźnego cyrku. Na takich różnych, małych przyjemnościach zszedł im praktycznie cały dzień i we trójkę wrócili do domu już po zmierzchu. Tam ugościli się porządną herbatką, po czym Valgarv zasnął na kanapie z głową na kolanach Klary, która już zdążyła awansować na ciocię.

Ostatniego dnia pogoda wyraźnie się popsuła i przez większość czasu siąpił drobny deszczyk. To rzecz jasna nie popsuło humorów obecnym mieszkańcom domu Filii Ul Copt. Jakoś niedługo po śniadaniu, przyjaciółki siedziały w salonie i rozkoszowały się (kolejną już) herbatką. W pewnym momencie Klara wyjęła coś z torby i podała Filii. Był to mały, otwierany medalionik wewnątrz, którego widniał obrazek przedstawiający Klarę z jakimś mężczyzną i dziewczynką.

- Czy to jest...?

- Tak, to mój mąż Wacław. A raczej były mąż, gdyż zginął dziesięć lat temu - odpowiedziała dość mechanicznie smoczyca.

- Przykro mi. A ta dziewczynka?

- To Eliza, moja córka, jak nietrudno się domyśleć. Teraz jest daleko, uczy się w specjalności zielarza. Najwyraźniej chce pójść w moje ślady.

- Nie wiedziałam, że założyłaś rodzinę - powiedziała prawdziwie zdziwiona Filia.

- Co to za rodzina. Znałam go zaledwie pięć lat, a teraz znów jestem sama - odparła smutno, ale po chwili rozweseliła się - A ty nie planowałaś jakiegoś stałego związku? Masz już syna, teraz przydałby ci się jakiś stały towarzysz życia.

Filia poczuła się dziwnie. ?Stały towarzysz życia?, dlaczego pomyślała o Mazoku? A no tak, mając takiego na karku, raczej szybko męża nie znajdzie.

- W moim przypadku to może być dosyć trudne - odpowiedziała wymijająco.

- Dlaczego?

- No cóż, kto by chciał samotną smoczycę, wychowującą ostatniego żyjącego Starożytnego - mówiąc to starała się uśmiechnąć, ale jakoś jej to nie wychodziło.

Klara odebrała medalion i włożyła z powrotem do torby. Potem rozmawiały jeszcze trochę, a po wczesnym obiedzie smoczyca zaczęła zbierać się do drogi.

- Miło było cię odwiedzić, ale obowiązki mnie wzywają. Bardzo chętnie zostałabym dłużej, niestety nie mogę.

- Rozumiem. Obiecaj jednak, że niebawem znów mnie odwiedzisz.

- Obiecuję.

Przyjaciółki pożegnały się serdecznie, Valgarv uściskał swoją nową ciocię i w końcu Klara wyszła z domku, a potem znikła za zakrętem.

Filia była zadowolona jak rzadko kiedy. W końcu wszystko udało się nadzwyczaj dobrze, a ona dowiedziała się wielu interesujących rzeczy o wydarzeniach mających miejsce na świecie. Ostatecznie Klara podróżując z miejsca na miejsce posiadała znacznie więcej informacji niż stateczna Filia. Teraz będzie miała zapewniony temat do plotek z sąsiadkami na długie miesiące. Nucąc coś pod nosem zmywała naczynia, gdy nagle jeden z talerzy pękł jej w dłoniach, a ona sama poczuła znajomy dreszcz. Ze złością wyrzuciła skorupę do śmieci, wytarła ręce i weszła do salonu. Tam na kanapie siedział jak zawsze zadowolony z siebie kapłan.

- Więc jednak wróciłeś - powiedziała nieco zawiedziona.

- Czyżbyś tęskniła?

- Raczej miałam nadzieję, że zapomnisz i zajmiesz się własnymi sprawami.

- Nie zwykłem zapominać o takich rzeczach. Zresztą nie rozumiem o co się złościsz. Przecież dotrzymałem umowy i nie przeszkadzałem w odnawianiu dawnych przyjaźni, czyż nie? - Xellos był w wybitnie dobrym nastroju, dokładnie przeciwnie do Filii, którą humor opuścił wraz z pojawieniem się Mazoku.

- Tak, dotrzymałeś i jestem ci za to wdzięczna. A teraz przepraszam, muszę dokończyć zmywanie - smoczyca powiedziała to wszystko znacznie szybciej niż planowała i błyskawicznie zaszyła się w kuchni. Naprawdę tego dnia nie miała ochoty się kłócić.

Potem poczuła się jeszcze gorzej, kiedy z góry zszedł Valgarv i z nieukrywaną radością witał ?wujka?. Wszystkie zmartwienia, o których nie myślała przez te trzy dni wróciły ze zdwojoną siłą. Znów stawał jej przed oczami widok Valgarva, który zarzuca jej kłamstwo i zatajenie prawdy o zagładzie jego rodu, ponownie zaczęła się martwić o to, co kombinuje Xellos i jaki ma cel w pojawianiu się tutaj. A także kilka innych mniej sprecyzowanych myśli czy może raczej przeczuć. Nagły hałas wyrwał ją jednak z odrętwienia. Ponownie weszła do salonu, a tam w korytarzu zobaczyła zmachaną Klarę.

- Przepraszam za ponowne najście, ale gdzieś zginął mi medalion - mówiła próbując złapać oddech.

Dopiero po chwili do umysłu gościa dotarło to, co w normalnych warunkach poczułaby od razu. Postąpiła krok do przodu i zajrzała do pokoju. Jej wzrok od razu zatrzymał się na Xellosie, który wciąż siedział na kanapie. Dalej była już tylko ciemność.

- Chyba twoja znajoma straciła przytomność - stwierdził kapłan stojąc nad Klarą - Smoki jednak są dziwne.

- Sam jesteś dziwny! Głupi Demon! - krzyczała rozwścieczona do ostateczności Filia - Wiedziałam, że tak to się skończy! Nie mogłeś sobie darować, prawda?!

Mówiąc to smoczyca podniosła przyjaciółkę i położyła na kanapie. Mały Valgarv zapobiegliwie stanął w najdalszym kącie pokoju. Tylko kilka razy widział swoją ciocię w takim stanie, ale wiedział, że wtedy jest nieobliczalna.

- Sugerujesz, że ja? - próbował tłumaczyć Mazoku.

- Nie chcę tego słuchać! Jeszcze jedno słowo, a przerobię cię na kotlet mielony, rozumiesz?!

Xellos milczał, więc chyba zrozumiał.

Minęło trochę czasu nim Klara odzyskała świadomość.

- Cześć Fi. Na Cepheida, ale miałam sen. Nie uwierzysz, wydawało mi się, że w twoim domu siedział Demon.

Filia westchnęła ciężko, po czym powiedziała najspokojniej jak potrafiła.

- Spokojnie Klaro, to nie był sen, u mnie w domu rzeczywiście jest Mazoku.

- Co?!!! - smoczyca zerwała się z kanapy i spojrzała na tajemniczego kapłana. Ten uśmiechnął się, jak zwykle w takich sytuacjach.

- Więc jesteś Klara, ta uzdrowicielka, o której opowiadała mi Filia.

Kobieta odskoczyła jak oparzona i wylądowała w najdalszym zakamarku kanapy.

- Mówiłam ci, żebyś się nie odzywał! - w ręku Filii pojawiło się znane narzędzie zbrodni.

- Staram się być tylko uprzejmy - naburmuszył się Demon - Ale skoro tak to wrócę, jak będziesz w bardziej znośnym nastroju.

Xellos zniknął w ostatniej chwili, gdyż w ścianę o którą się opierał została wbita maczuga.

- Czy?czy? to ?był? - jąkała się Klara.

- Tak, to był Xellos Metallium. Ten Xellos Metallium! - dokończyła za nią w szewskiej pasji Filia - Valgarv, nie stój jak słup! Znajdź ten cholerny medalion!

Chłopiec nie miał odwagi wyrazić ani słowa sprzeciwu.

- Boję się, że możemy go nie znaleźć. Mógł go zwędzić, karaluch jeden - syczała smoczyca, starając się jednocześnie uspokoić (dość bezskutecznie zresztą).

- Co masz na myśli? - Klara powoli wracała do zmysłów - Co tutaj robił Mazoku?!

Filia złapała się ręką za głowę i kręciła nią bezradnie.

- Wszystko zaczęło się w czasie walki z Dark Star?em, wtedy to Xellos pomógł mnie i Linie Inverse pokonać go. A teraz od pewnego czasu pojawia się tutaj i mnie dręczy. Przypuszczam, że ma to jakiś związek z Valgarvem, ale nie mam na to dowodów.

- To straszne - Klara była wyraźnie przerażona - Przecież to Demon i to jeden z najgorszych. Naprawdę nie można nic na to poradzić, może powinnaś walczyć?

- Z Xellosem? - Filia zaśmiała się sztuczne - On zabił setki takich jak my. Nigdy bym mu nie dorównała. Chcąc nie chcąc jestem teraz niewolnikiem jego woli.

- Mam! Znalazłem! - krzyknął niespodziewanie Valgarv podnosząc się z podłogi - Leżał pod szafą.

Mały smok podał medalion Klarze, a ta pieczołowicie schowała go do torby.

- Nie wiem, co bym zrobiła gdyby mi zginął. To moja jedyna pamiątka.

Klara posiedziała jeszcze pół godziny. Gdy skończyła herbatę (jeszcze jedną) i odzyskała siły, pożegnała się ponownie z Filią, życząc jej szczęśliwszego rozwiązania niż mogłaby przypuszczać.

Tego samego dnia późnym wieczorem Filia siedziała przy kuchennym stole. Ciężką głowę opierała na rękach, a sama zagłębiona była w ponurych myślach. ?Niewolnik jego woli? to zdanie doskonale oddawało jak się teraz czuła. Miała wrażenie, że jest małą, słabą i zagubioną dziewczynką a otacza ją ciemny las, z którego nie potrafi znaleźć wyjścia.

- Naprawdę uważasz mnie za takiego drania? - odezwał się Xellos, pojawiając się po przeciwnej stronie stołu.

- Może - odparła cicho - Jednak dzisiaj to ja popełniłam błąd. Sądziłam, że umyślnie zabrałeś medalion, a to był zwykły zbieg okoliczności.

Kapłan złapał się tradycyjnie za tył głowy i uśmiechnął.

- Co prawda nie wierzę w zbiegi okoliczności, ale rzeczywiście tym razem byłem niewinny. Ponadto, po tym jak Zellas-sama wyrzuciła mnie z wyspy, nie mam ochoty byś i ty wyrzuciła mnie stąd.

Smoczyca dziwnie spojrzała na Mazoku, po czym bez słowa wstała i wyszła, zostawiając go samego w mrocznej kuchni.

c.d.n.

Coś takiego, ta część wyszła mi dłuższa niż przypuszczałam. ^^ Ponadto miała być weselsza, a na koniec stała się jakaś zbyt egzystencjalna. To tylko pokazuje, jak mały mam wpływ na to co piszę. Wiem również, że niewiele wnosi ona do fabuły (niewiele? Nic nie wnosi!), ale w następnej części postaram się bardziej. Wszystkie sugestie (pozytywne, negatywne, obojętne) z chęcią przyjmę na adres Miko_chan1@op.pl

Pozdrawiam Miko-chan

01.08.2006r.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.