Opowiadanie
Kot na rozdrożu
cz. VII
Autor: | Miko-chan |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Dodany: | 2006-12-11 22:27:05 |
Aktualizowany: | 2006-12-11 22:28:40 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Wstęp jest zbędny.
?Dlaczego wszystko musiało się tak skończyć? Dlaczego wiedziałam, że to się tak skończy? Dlaczego nie zrobiłam nic żeby temu zapobiec??
Filia patrząc wciąż na łóżko Valgarva od kilku godzin nie ruszyła się z miejsca. Rzeczywistość, która dotąd ją otaczała, przestała dla niej istnieć, wszystko wokoło zdawało się jakieś nierealne, rozmazane niczym na obrazie malowanym akwarelą. Smoczyca nie płakała, już nie rozpaczała po swojej stracie, lecz jedynie bezwiednie gładziła ręką leżącą obok poduszkę. Żal nie miał sensu, niczego by nie zmienił. Coś w niej pękło i czuła, że ta rana nigdy się nie zabliźni, że doprowadzi ją do śmierci. Ku uciesze tych, którzy tego pragnęli. On z pewnością będzie się cieszył, w końcu taka jest jego plugawa natura i nie można go za to winić. Nie czuła również złości, nawet w stosunku do niego. To niczego by nie zmieniło. Jednak czy aby na pewno? Czy ma tak po prostu położyć się i umrzeć? Nie jest już kapłanką, ale wciąż jest Złotym Smokiem, a to przecież zobowiązuje. Jeśli teraz ulegnie, to będzie tak, jakby sama przyznała, że jej rasa jest słaba i bezwartościowa, a przecież wiedziała, iż to nieprawda. Zdarzało im się popełniać błędy, ale któż ich nie popełnia. Ich przeznaczeniem jest bronić ładu i choć wyrzekła się świątyni, to ta powinność dalej na niej ciąży. W końcu należała do rasy bogów, którzy stworzeni zostali do walki z chaosem, a nie do umierania z rozpaczy. Zresztą czy smoki zdolne są odczuwać rozpacz, przecież to czysto ludzkie uczucie. Bogowie czy potwory powinni być ponad takie sprawy. I choć ona teraz odczuwa wyraźnie ból, który każdy człowiek nazwałby rozpaczą, to w imię swojej rasy nie może się poddać. I nie chodzi tu już tylko o dobro Valgarva, ale o zaprzepaszczenie planów Mazoku. Jeśli przyjdzie jej zginąć, dobrze, jest pogodzona ze swoim przeznaczenie, ale zginie walcząc.
- Nie wkroczę go krainy przodków, kuląc się ze wstydu! - Stwierdziła gniewnie.
Po raz ostatni spojrzała na łóżko swojego przybranego syna, po czym skupiła się i znikła.
Valgarv siedział na drewnianym krześle, naprzeciwko wielkiego dębowego biurka, za którym widział obcą mu kobietę. Przeszywała go swoim dziwnym, przenikliwym spojrzeniem i choć jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, mały smok czuł narastający niepokój. Jedynie świadomość, że tuż obok, na dużej, brązowej kanapie siedzi jego wujek, dodawała mu odwagi, gdyż kapłan cały czas uśmiechał się do niego przyjaźnie.
- Nie musisz się mnie obawiać, Starożytny Smoku - odezwała się w końcu kobieta, nie spuszczając z niego oczu - Chcę ci pomóc.
- Kim jesteś? - spytał dość niepewnie Valgarv.
- Nazywam się Zellas Metallium i jestem panią Xellosa. Należę do rasy Mazoku, tak samo jak ty.
Valgarv czuł, że rozmawia z kimś potężnym, jednym z Mrocznych Lordów, choć nie pojmował skąd posiada taką wiedzę. Rozumiał jednak, że w przeszłości rasa Mazoku chciała go skrzywdzić, pragnęli aby się do nich przyłączył, ale on nie chciał, więc postanowili go zgładzić. Dokładnie jeden z nich, który teraz siedzi tuż obok. Wspomnienia wracały szybko, a im więcej ich było, tym bardziej młody smok czuł się zagubiony.
- Chcieliście mnie zabić - powiedział cicho - W przeszłości.
- Dobrze to ująłeś, w przeszłości. Sporo się od tego czasu zmieniło - głos Zellas wciąż był bezbarwny, a twarz pozostawała niczym maska - Nie wiem, ile pamiętasz z tamtego okresu, ale nie możesz zaprzeczyć, że dałeś nam powody, byśmy byli twoimi wrogami. Chciałeś zniszczyć świat, który należy do nas. Chciałeś zniszczyć całą naszą rasę. Sam przyznasz, że to chyba wystarczający powód, by chcieć cię unicestwić.
Valgarv nieświadomie pokiwał głową.
- Zresztą, jeden z nas - kontynuowała Zellas - Smok Chaosu Gaav, uratował ci życie, więc w pewnym sensie rasa Mazoku miała prawo ci je odebrać, gdyż było naszą własnością. Koło się zamyka.
- Gaava też zabiliście - stwierdził mały smok i nagle jakiś nieoczekiwany gniew zapłonął w jego oczach.
- Zrobił to Fibrizzo bez naszej zgody. Poniósł jednak karę z rąk samej Pani Nocnych Koszmarów. Nie masz prawa nas za to winić. Ale dość już o tym. Nie mam zamiaru rozmawiać o przeszłości, ale o przyszłości, twojej przyszłości.
- Mojej? - zdziwił się Valgarv.
- W związku z ostatnimi zajściami znalazłeś się w dość nieprzyjemnej sytuacji. Wiem od Xellosa, że jesteś bardzo przywiązany do smoczycy o imieniu Filia, co jest w pełni zrozumiałe, gdyż opiekowała się tobą. Teraz jednak, kiedy przebudziła się twoja prawdziwa moc, masz wątpliwości jak powinieneś postąpić, czyż nie tak?
Starożytny smok spuścił głowę pod naporem wzroku Mrocznego Lorda.
- Ta moc, o której mówisz, chciała abym zabił ciocię - odparł niepewnie - Nie chcę tego robić, ale jakiś głos w mojej głowę wciąż mi to podpowiadał.
- To twoje piętno. Choć narodziłeś się ponownie, część dawnego Valgarva wciąż w tobie tkwi i pała nienawiścią do całego świata. On chce unicestwić wszystko, tak samo jak pragnął tego w przeszłości. Ale jest tylko wspomnieniem, widmem, które nie może kierować twoimi ruchami, chyba że sam mu na to pozwolisz. Czy pragniesz tego samego co on?
- Nie. Nie chcę nikogo krzywdzić.
Na twarzy Zellas pojawił się lekki uśmiech, który jednak wcale nie zmniejszył grozy jaką roztaczała.
- Jest pewien sposób, który może uwolnić cię od wszelkich wątpliwości.
Młody smok ponownie spojrzał w uśmiechniętą twarz Mrocznego Lorda.
- Jaki sposób?
- Jeśli wyrzekniesz się swojej mocy, to razem z nią odejdzie brzemię przeszłości. Wtedy znikną wątpliwości, które teraz cię nachodzą i będziesz mógł wrócić do domu, do swojej cioci.
- Czy to możliwe?
Zellas podniosła się z fotela i powolnym, dostojnym krokiem obeszła biurko. Jej biała suknia ledwo okrywała smukłe ciało, ale Valgarv był chyba jeszcze za mały, by to dostrzec. Pani Xellosa stanęła naprzeciw Starożytnego Smoka i oparła się rękoma o blat biurka.
- Wszystko jest możliwe. Istnieją artefakty o tak niewyobrażalnej mocy, że nawet rasie Mazoku trudno ogarnąć to umysłem. Jeden z nich stoi właśnie tutaj.
Mówiąc to przysunęła do krawędzi blatu niewielki stojący przedmiot, przykryty czarnym materiałem.
- To jest Lustro Daru. Nazywa się tak, gdyż może uczynić kogoś niesamowicie silnym lub przeciwnie odebrać mu jego moc, a jak wiesz moc, którą bogowie i potwory otrzymali od Pani Nocnych Koszmarów jest darem - nagle głos Zellas jakby stężał i stał się bardziej donośny - Daję ci więc szansę, młody Valgarvie, na spokojne życie, takie jakie chciałbyś wieść w domu smoczycy Filii. Jeśli rzeczywiście chcesz ukoić swoje skołatane myśli, pozbyć się ciążącej ci potęgi, która jedynie wprowadza chaos w twym sercu, to poproś lustro, by uwolniło cię od twojej mocy. To jedyna możliwość.
Po tych słowach Zellas zerwała czarny materiał i oczom Valgarva ukazało się lustro o złotej, zdobionej ramie i srebrnej tafli. Choć młody smok siedział dokładnie naprzeciwko niego nie widział własnego odbicia. W umyśle krążyło mu tyle myśli, że nie był w stanie zapanować nad ich biegiem. Obrazy z przeszłości, uczucia, których wcale nie chciał odczuwać, słowa Mrocznego Lorda, w końcu również słowa wypowiedziane przez Filię, wszystko to zlewało się w jeden nieskładny potok, który jedynie zwiększał zamęt. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że niczego bardziej nie pragnie, jak spokoju, zarówno zewnętrznego, a przede wszystkim wewnętrznego. Może posiadana przez niego moc była rzeczywiście darem, ale w tej chwili zdawała się dla niego jedynie przekleństwem, które nasuwało mu myśli i czyny, jakich nie chciał popełniać. Nie chciał niszczyć, zabijać, powodować cierpienie, nie był taki. Nie pragną ani zemsty na smokach, ani nawet na Mazoku, choć wewnętrzny głos podpowiadał mu, że to oszukańcza rasa. Kochał swoją ciocię bez względu na jej pochodzenie i lubił wujka Xellosa, mimo iż ten był Demonem. Dlaczego miałby ich krzywdzić? Bo tak podpowiadał mu duch z przeszłości? Nie! Nie pozwoli siebie kontrolować. Pozbędzie się tej moc, która pragnie jedynie zniszczyć jego życie.
Valgarv spojrzał na Zellas, a w jego wzroku było tyle zdecydowania, że dalsze pytania były zbędne.
- Pamiętaj, - dodał Lord Mazoku - że Lustro Daru spełni twoją prośbę tylko wtedy, kiedy sam, z nieprzymuszonej woli będziesz tego pragnął.
Starożytny Smok skinął głową i w tej samej chwili lustro zalśniło srebrnym światłem, oświetlając pomieszczenie, które od początku swego istnienia nie zaznało takiego blasku. W tym samym momencie na tafli artefaktu pojawiło się odbicie zielonowłosego chłopca, a gdy ten to spostrzegł, jakaś potężna siła wyrwała się z jego ciała. Trwało to ułamek sekundy, a potem wszystko ucichło. Młody smok leżał na podłodze nieprzytomny, a lustro lśniło srebrno-złotym blaskiem.
Zellas przyglądała się całej scenie z nie ukrywaną satysfakcją. Dla niej, tak samo jak dla jej podwładnego, manipulowanie innymi było chlebem powszednim. Nie miało znaczenia czy byli oni ludźmi, smokami, czy nawet należeli do rasy Mazoku. Każdym można było pokierować według własnej woli, jeśli dobrze wszystko zaplanowało się zawczasu. Zawsze plan był najważniejszy, nie mógł zawierać błędów czy niedomówień i oczywiście niezbędny był również ktoś kto perfekcyjnie i bez wahania wypełni wszystkie jego założenia. Reszta pozostawała już tylko kwestią czasu. Naprowadzenie tego chłopca na właściwy tor wydawało się Zellas dziecinną igraszką, szczególnie, że zwykła manipulować umysłami znacznie potężniejszymi i bardziej nieprzewidywalnymi. Jednak zawsze osiągała to czego pragnęła, a stopień trudności zadania, zaostrzał jedynie jej apetyt.
Zellas doskonale zdawała sobie sprawę, że istnieje wiele istot posiadających znacznie większą potęgę od niej. I nie chodziło tu jedynie o Złotego Władcę, gdyż ten nie zwykł się mieszać w sprawy filarów, a wypadek, który przytrafił się Fibrizzo jedynie potwierdzał tą regułę. Zresztą Władca Piekieł nigdy w oczach Beastmaster nie zasługiwał na zbyt wielkie uznanie. Zawsze twierdziła, że nadmierne przebywanie w ciele dziecka przytępiło jego zdolność dostrzegania rzeczy niedostrzegalnych. Mówiąc krótko uważała go za durnia. A jego ostatni wyczyn jeszcze utrwalił ją w tym przekonaniu. Fibrizzo nie zdawał sobie sprawy, że pierwotne Morze Chaosu jest równie zabójcze dla bogów jak i potworów. Mazoku są tym silniejsze im silniejszy jest panujący wokół chaos, ale ten nie może istnieć bez ładu, więc jego działanie było niczym podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Zellas już dawno zrozumiała, że najistotniejsza jest równowaga, a zachowanie Pani Nocnych Koszmarów jeszcze bardziej utwierdziły ją w tym przekonaniu. W innym wypadku nigdy nie zgodziłaby się, aby Xellos zawarł sojusz ze sługami Vorfeeda. Co oczywiście nie zmienia faktu, że będąc Lordem Mazoku zrobi wszystko, żeby szala równowagi jak najbardziej przesunęła się na jej stronę. I do tego właśnie potrzebny był mały Starożytny Smok, a raczej jego moc. Kiedy już będzie ją posiadać, żaden inny Lord nie stanie na jej drodze. Ani Dolphin, ani Dynast nawet nie przypuszczają jaką niespodziankę dla nich przygotowuje. A Rubinooki? Niech spoczywa w pokoju. Po co miałaby zaprzątać sobie głowę swoim stwórcą, który od wieków leży pogrzebany pod ziemią. Przywracanie go do życia byłoby bardzo pracochłonne, a on z pewnością nie doceniłby należycie jej starań. Nie ma zamiaru więcej przed nikim zginać karku, wyeliminuje swoich przeciwników i tylko ona będzie rozdawać karty.
Takie dalekosiężne plany snuła Zellas patrząc jak jej sługa zabiera małego smoka i po chwili wraca już bez zbędnego balastu.
- Niech pozostanie zamknięty, aż do zakończenia akcji - zarządziła Beastmaster - W razie problemów może się okazać cenną kartą przetargową.
- Zwłaszcza jeżeli wmiesza się Lina - wtrącił kapłan - Co jest niemal pewne po ostatnich wydarzeniach.
- Trudno. Jeśli będzie sprawiać zbyt wielkie kłopoty, zabij ją.
- Rozumiem, choć wiem, że wolałabyś tego uniknąć, pani.
Zellas spojrzała z rozbawieniem na swojego sługę.
- Oczywiście, w odróżnieniu od niektórych, umiem docenić wybitne jednostki i ich przydatność dla nas. Ale mniejsza o to, czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, więc bierzmy się do dzieła.
Mówiąc to Mroczny Lord jednym ruchem ręki zrzuciła lustro z biurka. Srebrno-złota tafla pękła i na ziemię posypały się odłamki szkła. Większość wyglądała całkiem normalnie, ale jeden wyróżniał się na tle innych. Z jego wnętrza jakby pulsował blask, a na jego powierzchni wciąż dało się dostrzec cień odbicia Valgarva. Xellos bez wahania podniósł ten właśnie odłamek i obejrzał go z zaciekawieniem. Potem podszedł do biurka i z blatu wziął leżący tam sztylet. Jednym zdecydowanym ruchem ciął się nim wzdłuż tułowia, mniej więcej w tym miejscu, gdzie zwykli ludzie mają mostek. Nacięcie ukazało ciemną przestrzeń, która wypełniała ciało każdego Mazoku i to właśnie tam po chwili znalazł się odłamek z Lustra Daru.
Całą wilczą twierdzę na Wolf Pack Island wypełniło oślepiające światło.
Lina i jej przyjaciele w wielkim pośpiechu zmierzali do miasteczka, które zamieszkiwała Filia. Czarodziejkę nachodziły z każdą chwilą coraz gorsze przeczucia i również złość na tajemniczego kapłana rosła w postępie geometrycznym.
?Jeśli ten przeklęty Mazoku zrobił coś jej albo Valgarvowi, to pożałuje, że w ogóle kiedykolwiek stanął mi na drodze.? - myślała w pasji czarodziejka - ?To bardzo nierozważne zadzierać z Liną Inverse i on powinien już o tym wiedzieć.?
- Lino, a skąd wiesz, że to nie jest kolejny podstęp? - wtrącił Zelgadis - Przecież Xellos mógł umyślnie wspomnieć o Filii, żebyśmy myśleli, że właśnie tam go znajdziemy, a w rzeczywistości będzie gdzieś zupełnie indziej.
- Nie sądzę. Dla niego to żaden problem ukryć swoje działania przed nami. Chyba raczej chciał wzbudzić w nas niepokój. Zresztą od pierwszej chwili, gdy zobaczyłam go w domu Filii miałam złe przeczucia. Przecież wszyscy wiemy, że Xellos niczego nie robi bez przyczyny.
- W sumie racja.
Nagle ich rozważania przerwał krótki błysk i przed nimi pojawiła się smocza ex-kapłanka. Filia przedstawiała pożałowania godny widok. Jej twarz była trupio blada i otoczona przez włosy rozsypane w nieładzie. Dłonie drżały jej ze zdenerwowania i wysiłku, ale przede wszystkim oczy wyglądały jakby zgasło w nich życie. Mimo tego na twarzy smoczycy nie rysowały się żadne emocje, a jeśli już to dalekie od smutku - przebijała przez nią chęć walki i zemsty.
- Lino, musisz mi pomóc - odezwała się stanowczo Filia, wyrywając tym samym przyjaciół z konsternacji.
- Xellos - stwierdziła bardziej niż spytała rudowłosa czarodziejka.
Smoczyca jedynie pokiwała głową. Dopiero po dłuższej chwili zaczęła mówić ponownie.
- Zabrał Valgarva i nie wiem co zamierza z nim zrobić. Sama nigdy go nie pokonam, dlatego potrzebuję waszej pomocy.
- I otrzymasz ją. Nam też ten drań zalazł ostatnio za skórę. Poza tym domyślam się, gdzie teraz przebywa Valgarv.
- Gdzie?
- Na Wolf Pack Island, w siedzibie Zellas.
Na te słowa gniew znikł z twarzy Filii, a pojawiło się zaniepokojenie.
- Przecież nigdy się tam nie dostaniemy. To nawet poza moimi możliwościami.
- Niekoniecznie - Lina uśmiechnęła się podstępnie - W dość nieoczekiwanych okolicznościach odkryliśmy portal prowadzący wprost na wyspę Mrocznego Lorda. Wystarczy, że przeniesiesz nas do miasta Omara.
- Rozumiem. Wiem gdzie to jest.
- W takim razie nie traćmy czasu.
Wszyscy stanęli przy Filii, a ta zamknąwszy oczy starała się skupić wszystkie myśli nad celem podróży. Jednak gdy już prawie była gotowa do teleportacji, jakaś potężna energia rozproszyła jej umysł. Choć nie potrafiła ustalić do kogo ona należy, to z pewnością nie była jej obca.
- Co się stało? - spytała zaskoczona Lina.
- Nie wiem. Ale coś się dzieje daleko na północ od tego miejsca. Tam mierzą się teraz dwie potężne siły. Jedna z nich wydaje mi się znana, to chyba? na Cephieda? to Valgarv!!!
- Valgarv?! Zdołasz nas tam zabrać?
- Spróbuję.
Smoczyca ponownie skupiła myśli i moment później cała drużyna znikła.
Pojawili się w miejscu, które ewidentnie jeszcze przed chwilą służyło za pole bitwy, gdyż wokoło rozciągały się płaty spalonej ziemi, a gdzieniegdzie krajobraz urozmaicały różnej wielkości kratery. Jednak nigdzie nie było widać tych, co spowodowali te zniszczenia. Dopiero po chwili do uszu przyjaciół dotarły stłumione odgłosy walki, która najwyraźniej przeniosła się na plan astralny.
- Jak to możliwe? Przecież Valgarv nie potrafi przenieść się do astralu - stwierdził nie bez racji Zelgadis.
Nim jednak Lina zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, jakieś dziesięć metrów od nich otworzyło się przejście i wyleciał przez nie dość niski i krępy mężczyzna. Nie miał prawej ręki, a w jego boku tkwiło czarne ostrze, jednak żadna z tych ran nie krwawiła, co świadczyło, że należał on do rasy Mazoku. Zaraz za nim w przejściu pojawił się tajemniczy kapłan.
- Xellos!! - krzyknęły jednocześnie Lina i Filia.
Demon spojrzał nieco zaskoczony w ich stronę, po czym uśmiechnął się zwyczajnie i stwierdził.
- Witajcie ponownie. Nie przypuszczałem, że spotkamy się tak szybko. Wybaczcie na chwilę, ale mam tutaj pewne niedokończone sprawy - po tych słowach podszedł do leżącego wciąż Demona i jednym ciosem swojej laski przebił mu krtań. Dosłownie moment później ciało Mazoku zapłonęło żywym ogniem, by w ułamku sekundy zmienić się w popiół.
Xellos wyraźnie zadowolony ze swojego zwycięstwa ponownie spojrzał na stojącą nieopodal drużynę.
- Gdzie jest Valgarv? - pierwsza z odrętwienia wyrwała się Lina.
- Powiedzmy, że jest w bezpiecznym miejscu - Kapłan uśmiechnął się przebiegle - Uprzedzając twoje pytanie, Starożytny Smok żyje i tak pozostanie. O ile nie będziecie mi przeszkadzać.
- Oddaj mi go! - krzyknęła smoczyca podchodząc jednocześnie bliżej w stronę Demona.
- W swoim czasie.
- Coś tu nie gra - odezwał się niespodziewane Zelgadis - Filia powiedziała, że czuła moc Valgarva, ale tutaj go nie ma.
- Właśnie - smoczyca jeszcze baczniej przyjrzała się Mazoku - Dlaczego cały czas wyczuwam Valgarva, ale widzę ciebie. Co ty mu zrobiłeś?
- Ja konkretnie nic nie zrobiłem małemu smokowi, oddał nam swoją potęgę całkiem dobrowolnie. A teraz jest ona dodatkiem do mojej mocy.
W chwili gdy Xellos wypowiedział te słowa, jego oczy z fioletowych na moment stały się złote. Filia na ten widok aż się wzdrygnęła.
- Chyba nie muszę dodawać, że walka ze mną nie ma większego sensu. Miałabyś problem Lino, żeby pokonać mnie dawniej, a teraz kiedy posiadam moc Valgarva, jest to praktycznie niemożliwe.
- Więc mam stać bezczynnie i patrzeć jak wykańczasz swoich wrogów - odparła Lina z ironią w głosie - Chyba mnie nie znasz skoro uważasz, że pozwolę ci swobodnie działać.
- W takim razie próbuj.
Czarodziejka nie czekając ani sekundy dłużej ruszyła w stronę Mazoku. Ten zdawał się jednak całkowicie lekceważyć jej posunięcie, gdyż nawet nie zamierzał się bronić.
- LAGUNA BLADE!!!!
Miecz Władcy Koszmarów dosięgnął celu. Wzdłuż ciała Xellosa powstała szeroka rana, a ostrze zatrzymało się dopiero w okolicach pasa. Mazoku jednak zupełnie się tym nie przejął. Wolną ręką chwycił za nadgarstek czarodziejki i wykręcając jej dłoń, zmusił, by puściła miecz. Ostrze znikło, a Lina ciężko dysząc opadła na kolana. Po chwili na ciele kapłana nie było już śladu po ataku.
- Pozostało ci jeszcze jedno potężne zaklęcie, Lino, ale pamiętaj, że obserwowałem twoją walkę z Władcą Piekieł i wiem jak ci przeszkodzić - skwitował Mazoku.
- Xellos!!! - kobiecy krzyk wstrząsnął okolicą, a na Demona i stojących w okolicy przyjaciół posypał się grad pocisków.
Tajemniczy kapłan zniknął, by pojawić się ponownie kilkanaście metrów wyżej, obok kobiety, która właśnie ich zaatakowała.
- Czekałem na ciebie, pani generał - odezwał się do niej uprzejmie.
- Zapłacisz za podniesienie ręki na sługi Lorda Dynasta.
- Nie sądzę - dodał, po czym oboje przenieśli się na plan astralny.
W tym samym czasie reszta drużyny podbiegła do wciąż siedzącej na ziemi Liny.
- Co teraz zrobimy, panienko? - Amelia była wyraźnie przerażona zaistniałą sytuacją.
- Nie pozostało mi nic innego jak rzucić Giga Slave?a, ale najpierw Filia musi mnie uzdrowić.
- Nie możesz tego zrobić, zginiesz! - odezwał się nader przytomnie Gourry.
- Nic innego nie przychodzi mi do głowy. A nie możemy pozwolić, żeby ten nowy, potężny Xellos siał spustoszenie. Przecież nie poprzestanie na sługach innych Lordów.
- To prawda, ale nie możesz się poświęcić - Filia mówiąc to kucnęła koło czarodziejki i zaczęła przywracać jej siły - Musi być jakieś inne rozwiązanie.
- Obawiam się, że nie ma - odparła nadzwyczaj poważnie Lina.
- Muszę się z tobą nie zgodzić, Lino Inverse - odezwał się zimny głos i jakaś potężna siła zabrała przyjaciół z pola walki, na moment przed tym, jak kolejne potężne zaklęcie zamieniło całą okolicę w zgliszcza.
Koniec części siódmej.
c.d.n.
Uff. Ta część to dopiero powstawała w bólach. Ciężko jest pisać fanfika mając jednocześnie inne opowiadanie na głowie. Do tego czytam ostatnio książki Roberta Ludluma, a to jest naprawdę pożeracz czasu. Jednak wszystko dobre, co się dobrze kończy i dzięki temu mogę uznać siódmą część za zamkniętą. Ciekawe czy w ogóle ktoś jeszcze to czyta, bo nie mam o tym żadnych sygnałów. Ale i tak skończę tego fika, bo jak wiadomo nie liczy się to jak ktoś zaczyna, ale jak kończy ( Rany, kogo ja cytuję, no coments).
Miko-chan
<Miko_chan1@op.pl>
01.09.2006r.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.