Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Jeden gest

Jeden gest

Autor:Miko-chan
Korekta:IKa
Serie:Slayers
Gatunki:Mistyka
Dodany:2006-12-13 09:41:30
Aktualizowany:2006-12-13 09:41:30



Pukanie do drzwi. Filia odłożyła myty właśnie talerz, wytarła ręce i poszła otworzyć. Spodziewała się ujrzeć każdego, prócz tej jednej, konkretnej osoby.

Co on tu robi? Czemu za progiem jej mieszkania stoi jeden z najpotężniejszych Mazoku, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi? Czego może od niej chcieć po tylu latach ciszy? I dlaczego jest tak poważny?

- Witaj, Filio. Mogę wejść?

- Proszę - smoczyca nieco niepewnym gestem zaprosiła demona do środka.

Chwilę później oboje siedzieli w milczeniu przy kuchennym stole, popijając świeżo zaparzoną herbatę. Cisza była jednocześnie męcząca, ale również w zadziwiający sposób przyjemna. Filia nie chciała uporczywie wpatrywać się w niego, jednak nie mogła powstrzymać się od przelotnego spoglądania na gościa. Czy tęskniła? Chyba dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo.

Ale po co przyszedł, jaki cel ma mieć ta niespodziewana wizyta? Czyżby kolejna misja? Znowu jakiś podstęp, prowadzący do zdobycia przewagi w tym niekończącym się konflikcie? Przecież ona nie ma żadnego znaczenia, jej moc jest nieporównywalnie mniejsza niż jego. Co chciałby osiągnąć?

W końcu nie wytrzymała przedłużającej się ciszy.

- Co cię do mnie sprowadza?

Twarz Xellosa nie wyrażała żadnych emocji. Nie był zwyczajowo uśmiechnięty, choć jego oczy pozostawały zamknięte.

- Przyszedłem się pożegnać - padła nieśpieszna odpowiedź.

Jak to? Co to ma oznaczać? Czyżby w końcu zdecydował się ją zabić?

- Nie rozumiem - odparła nieco wystraszonym głosem.

Mazoku uśmiechnął się lekko, wyjątkowo bez cienia fałszu.

- Nie musisz się martwić, nie chodzi o ciebie, lecz o mnie.

- Nadal nie rozumiem.

- Dokładnie za trzy dni od dziś przestanę istnieć, umrę jak powiedzieliby śmiertelnicy - wytłumaczył beznamiętnym głosem, zupełnie jakby to nie dotyczyło jego osoby.

Po plecach Filii przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Ile razy w przeszłości życzyła mu śmierci w męczarniach, lecz tak naprawdę nigdy nie myślała o tym poważnie. Jak to możliwe? Przecież Mazoku się nie starzeją, nie umierają tak po prostu. To prawda mogą zostać zniszczone w walce, ale nigdy nie zapadną na jakąś chorobę, nie wyczerpią się ich siły witalne. Przecież tak samo jak bogowie są nieśmiertelni.

Nie czekając na jej pytanie Xellos zaczął mówić dalej.

- Prawie pięć tysięcy lat temu spotkałem dziwną istotę. Nie należała ani do rasy bogów, ani potworów, nie była również człowiekiem. Z pewnością jednak była niezwykła, potrafiła prześwietlić każdą moją myśl, co jak wiesz nie jest łatwe. Miałem wrażenie, że wie o mnie dosłownie wszystko. Zresztą nie tylko o mnie, ale o każdej rzeczy, która ją otaczała, niczym jakaś wyrocznia zgłębiająca tajemnice wszechświata. Nie musiałem nawet nic mówić, ta istota opowiadała za mnie, nim ja zdążyłem sformułować choćby myśl. To było naprawdę dziwne i niepowtarzalne spotkanie, którego nigdy nie miałem zapomnieć. Słowa, które wtedy do mnie wypowiedziała, były niezrozumiałe, nie potrafiłem pojąć ich sensu, szczerze mówiąc po dziś dzień nie potrafię. I właśnie tutaj tkwi cała przewrotność tej sytuacji. "Powiedz mi, co jest najważniejsze?". Takie pytanie zadała mi na koniec, a ja nie znałem odpowiedzi. Wtedy stwierdziła, że ci którzy tego nie rozumieją, nie godni są życia, jakie im ofiarowano. Jednak wyznaczyła mi termin, chciała, bym przez te pięć tysięcy lat odgadł, zrozumiał sens jej wszystkich słów. Niestety mój czas się kończy, dlatego postanowiłem przynajmniej pozamykać pewne sprawy. I właśnie dlatego tu jestem.

Filia słuchała słów tajemniczego kapłana, choć ich sens jakoś powoli docierał do jej świadomości. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że znów zapadła cisza.

- Więc po prostu przyszedłeś, żeby powiedzieć mi, że to nasze ostatnie spotkanie? - spytała dziwnym głosem.

Xellos w charakterystyczny sposób złapał się ręką za tył głowy.

- Wiem, że uważasz mnie za drania, ale w razie konieczności potrafię zachowywać się jak trzeba. Ostatecznie niedobrze byłoby rozstać się bez pożegnania, zwłaszcza z moim ulubionym smokiem.

Filia spojrzała na niego całkowicie zaskoczona. Dziwne jej się wydało, że po tylu latach przypomniał sobie o jej istnieniu. I to w takiej chwili. Choć z drugiej strony ona nigdy nie zapomniała swojego najlepszego z wrogów.

- Naprawdę nic nie można zrobić?

- Droga Fi-chan. Miałem pięć tysięcy lat żeby znaleźć rozwiązanie. Możliwe iż ono w ogóle nie istnieje, a to wszystko jest jedynie kpiną tej istoty.

- Więc może nic się nie wydarzy.

Mazoku pokręcił przecząco głową.

- To już się rozpoczęło. Zupełnie jakby sprężyna, którą ktoś nakręcił, już całkiem się rozkręciła i to tylko kwestia czasu, kiedy zegar się zatrzyma.

Filia spojrzała w prawie pustą filiżankę. Poczuła niespodziewany smutek i choć zbyt wiele nie łączyło jej z Xellosem, to świadomość nieuchronnej śmierci była bardzo przytłaczająca.

- Chyba nie masz zamiaru użalać się nad moim losem? - rzucił nieco rozbawiony potwór - Przeżyłem życie po stokroć i nie jestem do niego specjalnie przywiązany.

- Nie boisz się?

Mazoku wzruszył ramionami.

- Każdy w mniejszym lub większym stopniu odczuwa strach, nawet Mazoku, ale bardziej niż strach dominuje we mnie ciekawość. Bardzo interesujące jest to, co znajduje się po tej tajemniczej, drugiej stronie.

- Ale przecież są rzeczy na tym świecie, których nie chce się zostawiać - drążyła temat smoczyca.

- Czy ja wiem, nie przywiązuję wagi do takich spraw. Chociaż może… ale to tajemnica.

Filia nie mogła nie uśmiechnąć się słysząc te słowa. Tyle lat.

Naraz Xellos zaczął zbierać się do odejścia.

- Dziękuję za herbatę i w ogóle za wszystko - stwierdził stając w drzwiach kuchni - Myślę, że możesz spokojnie skreślić mnie z listy swoich problemów, gdyż raczej więcej nie będę miał okazji zatruwać ci życia. Jednak mimo wszystko życzę szczęścia.

- Xellos, zaczekaj - zatrzymała go Filia, nim zastanowiła się, co chce powiedzieć - Gdzie teraz idziesz?

- Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.

- A potem? No wiesz, gdy…

- W sumie obojętne, gdzie przyjdzie mi umrzeć, ale z drugiej strony chyba będzie to przyjemniejsze w miłym towarzystwie - Odparł wchodząc jej w słowo, po czym zniknął.

Filia jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała przy stole w odrętwieniu. Mimo wszystko czuła smutek, ale przede wszystkim zaskoczenie. Wraz ze śmiercią Xellos skończy się także jakiś etap w jej życiu, gdyż tylko on pozostał z drużyny walczącej przeciwko Dark Starowi. Choć był Mazoku, choć powinna nim gardzić, to w rzeczywistości uważała go za przyjaciela. A przecież to normalne, że gdy odchodzą przyjaciele czuje się smutek. Więc niech nie wymaga od niej, by tak jak on zachowała zimną krew, ponieważ nie jest do tego zdolna. Niemal wbrew rozsądkowi to bardzo ją bolało.

Pukanie do drzwi. Dokładnie tak samo jak trzy dni temu, bez wahania poszła otworzyć. Ostatnie promienie zachodzącego słońca wpadły do przedpokoju, gdy nacisnęła na klamkę. Tym razem jednak nie była zaskoczona, chyba jedynie tym, że on wyglądał tak normalnie, tak spokojnie. A może po prostu pogodził się z losem, doszedł do wniosku, że dalsze szarpanie się z przeznaczeniem jest bezcelowe. To w pewnym sensie byłoby w jego stylu.

Gestem ręki zaprosiła go do środka. Znów ten sam stół, ta sama herbata i znów identyczna cisza. Bo o czym tu rozmawiać? Każdy temat wydaje się zbyt błahy, a o tej jedynej ważnej teraz sprawie, jakoś trudno mówić. Jednak z drugiej strony potem nie będzie więcej okazji, już nigdy nie nadarzy się sposobność by o coś zapytać, by otrzymać odpowiedź na nurtujące pytanie.

- Twierdzisz, że nie czujesz żalu za mijającym życiem - odezwała się w końcu Filia - Ja jednak żałuję wielu rzeczy. Parę spraw mogłoby się potoczyć innym torem, kilka wydarzeń mogłoby nie mieć miejsca.

- To prawda, ale nikt nie ma wpływu na przeszłość. Wypominanie sobie minionych błędów jest jedynie stratą czasu, lepiej wyciągać wnioski, by nie popełniać ich w przyszłości.

- Czasami naprawdę ci zazdroszczę. Chciałabym nie myśleć o przeszłości, o tych którzy odeszli, nie przejmować się tym, czego nie można w żaden sposób naprawić. Jeśli się nad tym zastanowić, to ludzie, żyjący tak krótko, mają bardzo komfortową sytuację. Prędzej czy później śmierć uwolni ich od wątpliwości, od wyrzutów sumienia, od wstydu. A ja mam całą wieczność na rozpamiętywanie swoich porażek.

Xellos spojrzał na nią nieco rozbawiony, a na jego twarzy pojawił się zwyczajowy, nieco przebiegły uśmiech.

- Spójrz na to bardziej optymistycznie, Fi. Może niedługo ty również umrzesz i twój problem rozwiąże się samoistnie.

Słysząc te słowa smoczyca również się uśmiechnęła. Ponownie zapadła cisza.

- Przykro mi - stwierdziła niespodziewanie - Chociaż ciebie to pewnie bawi, to jednak jest mi smutno.

- W takiej chwili powinienem chyba powiedzieć, że doceniam to. Jeśli się nad tym lepiej zastanowić - podniósł filiżankę do ust - to są jednak pewne rzeczy, których będzie mi brakować, chociażby…

Herbata rozlała się naokoło, gdy filiżanka roztrzaskała się na podłodze. Tajemniczy kapłan zniknął, lecz tym razem na zawsze.

Ciemność i światło nie mogą egzystować razem, a jednocześnie nie mogą bez siebie istnieć. Tu jednak, w miejscu gdzie schodzą się wszystkie ścieżki, gdzie istnienie i nicość łączą się w jedno, także te dwa przeciwstawne żywioły szły razem, niczym brat i siostra. Tutaj wszystko miało swój początek i wszystko znajdzie swój koniec. Tutaj był również on, ten, którego nikt nie był w stanie pojąć, gdyż pochodził on od jedynego dawcy życia.

- Jednak przyszedłeś - odezwał się, kiedy przed nim pojawiła się postać mężczyzny - Rozpacz ogarnia moje serce, gdy widzę cię tutaj.

- Więc czemu mnie tu sprowadziłeś?

- Sam o tym zadecydowałeś.

- Jak to?

- I nadal nic nie rozumiesz. - Istota zbliżyła się do Mazoku i choć nie widział jej twarzy, to czuł jej smutek. - Wielka szkoda, mimo wszystko miałem nadzieję.

- Nadzieję na co?

- Czy zdarza ci się czuć smutek? Żal za czyny, których się dopuściłeś?

- Robiłem to co musiałem. Nie czuję skruchy, jeśli o to ci chodzi. Nie mogę jej czuć, w końcu jestem Demonem.

- A gdybyś był człowiekiem? Gdybyś posiadał zdolność odróżniania dobra od zła?

- Nie wiem - odparł niezbyt pewnie potwór. - Nigdy nie byłem człowiekiem.

- Uważasz, że to cię usprawiedliwia, że bycie Mazoku uwalnia cię od wszelkiej odpowiedzialności? Tłumaczy twoje zaślepienie?

- Nigdy nie wypierałem się własnych czynów.

- Ale wytłumacz mi, dlaczego nie dostrzegasz tego co jest najważniejsze? Tej jedynej prawdy, która każdego może ocalić? - Istota mówiła z coraz większym naciskiem - Dlaczego w swoim zaślepieniu skazujesz się na coś gorszego od śmierci?

- Nie wiem. Nie rozumiem tych słów. Nie potrafię pojąć, co masz na myśli. Nie wiem nawet kim jesteś.

- Jestem sługą jedynego Boga, najwyższego dawcy wszelkiego stworzenia. Tego, który jest wszystkim i bez którego nie dzieje się nic.

- Ktoś wyżej niż Złoty Władca?

- Tak, On stworzył wszystko. Czy teraz, gdy już wiesz kim jestem, rozumiesz moje słowa?

- Nie. Choć chciałbym zrozumieć?

- Czy uważasz, że jeden dobry czyn, może wynagrodzić lata zbrodni i okrucieństwa?

- Nie.

- A czy ktoś, będący na łożu śmierci, zasługuje na przebaczenie jeśli przyzna się do błędów?

- Nie.

- Czy więc, ty zasługujesz na drugą szansę?

- Nie.

- Mylisz się. Straszliwie się mylisz, gdyż nauczono cię pojmować jedynie pojęcie sprawiedliwości. Bóg jest sprawiedliwy, ale jest przede wszystkim miłością. Czasem jedno słowo, jeden nieświadomy gest, może odpokutować wszystkie winy. Ani konający, ani morderca nie może naprawić swoich błędów, gdyż nikt nie jest w stanie zmienić tego co już się wydarzyło. Jednak tutaj nigdy brama nie jest zamknięta, tylko człowiek może zagrodzić sobie tą drogę.

- Co więc miałbym zrobić? Stwierdzić, że żałuję swoich czynów? Musiałbym skłamać.

- Ty również nie możesz naprawić błędów przeszłości, choć teraz nawet jeszcze ich nie widzisz. Spróbuj jednak dostrzec prawdę, że wystarczy czasem jeden gest, jedna myśl, niekoniecznie nawet twoja i ścieżka pozostaje otwarta. Nigdy nie jest za późno.

- Nawet teraz?

- Widać pięć tysięcy lat to za mało, by skruszyć zatwardziały umysł.

Minęło wiele czasu, a Filia wciąż siedziała przy stole i dłońmi zakrywała twarz. Po jej policzkach spływały łzy, które próbowała ukryć sama przed sobą. Rozpłakała się w chwili, gdy pojęła, że to już koniec, a ta świadomość była bardzo przytłaczająca. Z każdą łzą coraz bardziej żałowała, że nie odważyła się powiedzieć tych jedynych, ważnych słów, które powinna była powiedzieć już wiele lat temu. Jednak była tchórzem, a teraz nie pozostało jej nic innego jak opłakiwać jego i swój własny los.

Było jej tak strasznie ciężko, że nie potrafiła się uspokoić, a kolejne łzy tylko to utrudniały. Miała go cały czas przed oczami i nie mogła pogodzić się z myślą, że tak po prostu odszedł, że ją zostawił. Znowu. Był u niej nie więcej jak godzinę, ale to wystarczyło. Powróciły wspomnienia i myśli, które chyba lepiej, żeby nigdy się nie narodziły, takie które bardziej ranią, niż jakakolwiek broń. Teraz jednak to było wszystko co pozostało i musi wystarczyć na całą resztę wieczności jej życia.

- Fi…

Smoczyca podniosła głowę i zobaczyła, że jakieś dwa kroki od niej stoi Xellos.

- A jednak płaczesz z mojego powodu. - Stwierdził poważnie.

Filia nie wiedziała co odpowiedzieć, a zresztą nie była w stanie, gdyż gardło ścisnęła jej jakaś żelazna obręcz. Chciała zapytać o tyle rzeczy, dowiedzieć się, jak to możliwe, że znów jest w jej domu, lecz nie mogła wypowiedzieć ani słowa. Niespodziewanie jednak wszystko to przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Istotne było tylko jedno, że jest tutaj.

Na twarzy Xellosa odmalowało się zaskoczenie, gdy Filia rzuciła mu się bez słowa na szyję. W pierwszej chwili nie wiedział jak zareagować, ale w końcu, z pewnym wahaniem, objął ją delikatnie rękoma. Ona płakała, choć wcale już nie czuła smutku, a on stał w bezruchu i zastanawiał się nad jedyną prawdą, która była właśnie przed nim.

Tego dnia Demon zrozumiał co jest najważniejsze. Po pięciu tysiącach lat pojął, co tak naprawdę liczy się w życiu i wiedział już, że nie zmarnuje danej mu drugiej szansy. Nie chciał jej zmarnować, gdyż na tym najlepszym ze światów było jednak coś za czym z pewnością by tęsknił.


Bóg jest miłością.


Miko-chan

23.10.2006r.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Mi mi : 2009-03-24 03:02:16
    xellos

    Xellos z pewnością nie okazałby się takim emocjonalnym altruistykiem...

    Raczej mało przekonujące ujęcie...

  • crazy_witch : 2007-03-10 21:46:38
    Melancholia

    Chyba już znam parę Twoich ulubionych bohaterów.:) Fajne. Smutne, eteryczne, zwiewne. Mogę tylko dywagować czy lepszy byłoby bez happy-endu, czy też nie. Broń Boże nie twierdzę jednak, że Twoje zakończenie jest złe, co to to nie!

  • Skomentuj