Opowiadanie
FF VII Reverse
Nowa nadzieja rebelii
Autor: | Necron |
---|---|
Korekta: | Teukros |
Serie: | Final Fantasy |
Gatunki: | Cyberpunk |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2006-12-14 22:50:33 |
Aktualizowany: | 2007-09-05 23:57:01 |
Następny rozdział
Midgar. Wielka metropolia, rządzona przez wielki konglomerat Shinra, inc. Kiedyś był to zbitek małych miasteczek, takich jak Kalm, jednak po odkryciu ogromnych zasobów energii Mako, stopniowo zaczęły się one rozrastać, aż w końcu połączyły się w jedno miasto. Zaczęli zjeżdżać się tam ludzie, zwłaszcza bogaci inwestorzy z Shinry, mieszkający wcześniej w portowym mieście Junon. Z czasem zaczęło brakować miejsca, więc miasto rozrosło się w górę. Zbudowano wielkie podpory, na których stanęa nowa metropolia, Górny Świat, jak zaczęli to nazywać biedni mieszkańcy, zmuszeni pozostać w slumsach, w które w końcu zmieniło się "stare" Midgar. Zbudowano ogromne reaktory Mako, których zadaniem było zaopatrywać miasto w elektryczność, a Shinrze napełniać kiesę. Organizacja ta jednak nie zdawała sobie sprawy, że energia Mako nie jest tym, za co ją mają... Byli jednak tacy, którzy zdawali sobie z tego sprawę. Barret Wallace - przywódca ruchu oporu, zwanego Avalanche, oraz jego nieliczni członkowie - Jessie, specjalistka od komputerów i inżynierii, oraz Wedge i Biggs - byli żołnierze Shinry, którzy z sobie tylko znanych powodów dołączyli do ruchu oporu. Biernym członkiem organizacji była jeszcze niejaka Tifa, właścicielka baru, gdzie Avalanche miało swoją kwaterę główną.
Pewnego dnia do ruchu oporu dołączył jeszcze jeden członek. Były wojownik z SOLDIER - elitarnej jednostki operacyjnej Shinry (tak przynajmniej twiedził), obecnie najemnik. Nazywał się Cloud Strife, sprawiał wrażenie człowieka silnego i twardego, ale zainteresowanego tylko wykonaniem zadania i zapłatą, jaką ma za nie otrzymać.
Jego pierwsze zadanie miało miejsce pewnej nocy. Avalanche zamierzało zniszczyć jeden z reaktorów Mako. Była to pierwsza akcja Avalanche na taką skalę od czasów jej powstania, bo wcześniej nie dysponowali środkami na wykonanie takiej misji, zwłaszcza,że reaktory były dobrze strzeżone. Ale teraz to nie miało znaczenia. Mieli w swoich szeregach byłego członka SOLDIER, człowieka, którego jedynym zawodem i powołaniem była walka, który bezproblemowo mógł poradzić sobie z szeregowcami Shinry.
Na miejsce akcji mieli dojechać pociągiem, ze swojego Sektoru. Zajmowali przedział blisko lokomotywy, i omawiali ostatnie szczegóły.
- Słuchaj, koleś - powiedział przywódca Avalanche, Barret, ogromny, potężnie zbudowany mężczyzna z karabinem zamiast dłoni, o imponującej posturze. - Wiesz pewnie, że te ich cholerne reaktory są pełne różnego rodzaju cudeniek, mających je chronić, że nie wspomnę o żołnierzach?
- Jasna sprawa - opowiedział najemnik. - Jeśli to tylko szeregowcy, to nie będzie problemu - przeciągnął palcem po swoim ogromnym mieczu, zwanym przez niego nie wiedzieć czemu Rozpruwaczem.
- I pamiętaj, mamy to załatwić szybko i sprawnie , zanim ci debile przyślą posiłki, kapujesz? - Spojrzał groźnie na nowego sprzymierzeńca.
- Spokojna głowa. Płacisz mi za wykonanie zadania i nie mam zamiaru robić nic ponad to. - chłodno odparł były członek SOLDIER.
- Cieszę się, że się zgadzamy.
Inni członkowie Avalanche, Jessie, młoda i szczodrze obdarzona przez naturę kobieta, Wedge, gruby, przysadzisty chłopak, oraz Biggs, jego dokładne przeciwieństwo, starali się odprężyć przed misją.
Najgorzej wyglądał Wedge - sprawiał wrażenie, jakby zbierało mu się na wymioty.
- Chyba nie powinienem był tyle jeść przed akcją - wymamrotał - ale co ja poradzę, żarcie Tify jest naprawdę wspaniałe.
- Kurde, facet - zdenerwował się Barret - przecież ci do cholery mówiłem, żebyś się nie opychał przed akcją!? Ile jeszcze, k.... razy mam ci to powtarzać!? Poprzednio było to samo. Przez ciebie ledwo zdobyliśmy te kody dostępu, bo złapała cię kolka! Ostrzegam, jeszcze jedna taka wpadka i już nigdy nie weźmiesz udziału w żadnej akcji!
- Barret, nie przesadzasz trochę? - odezwała się Jessie - w końcu to Wedge zdobył te kody, a ryzyko... wiesz, w naszym zawodzie jest zawsze...
- No dobra, może i przegiąłem, ale weź mi kurde powiedz, ile można wytrzymać? To ja planuję akcje, wy ją macie wykonać! Jak nie będziemy współpracować, to tą planetę szlag trafi. Wszystko przez tych idiotów z Shinry! To oni zabijają tą planetę i...
- Już to słyszeliśmy, Barret - Przerwał Biggs. - lepiej przygotujmy się, bo pociąg już dojeżdża.
- No dobra... Pogadamy później, Wedge - warknął Barret. - Nowy, szykuj się. Pokaż na co cię stać!
W tej samej chwili pociąg stanął.
- Dobr, skopmy im tyłki - krzyknął Barret, i wszyscy wypadli z pociągu. Próbowali ich zaatakować dwaj żołnierze Shinry, ale członkowie Avalanche szybko dali im radę.
- Teraz do reaktora! - rozkazał Barret. Pozostali popędzili za nim, włącznie z "nowym nabytkiem". Zatrzymali się dopiero przed bramą do reaktora.
- Zapomniałbym - odezwał się Barret do najemnika - jak ci na imię?
- Cloud. Cloud Strife.
- Może i jesteś teraz po naszej stronie, ale wolę mieć cię na oku. Od tej pory działamy razem, zrozumiano!?
Ruszyli w głąb reaktora. Drużynie Avalanche poszło jednak wyśmienicie - dzięki pomocy Cloud'a dotarli do rdzenia bezstratnie.
- Dobra, Cloud, zakładaj tę bombę i spadamy - powiedział Barret.
- Nie powinieneś ty tego zrobić? - odpowiedział Cloud.
- Wolę wszystko nadzorować. Do roboty! - krzyknął Barret.
- Dobra, ty tu rządzisz. Zresztą, kiedy wykonamy zadanie, spadam stąd. - Cloud zaczął uzbrajać bombę. Po chwili wszystko było gotowe.
- OK, zabieramy się stąd - zakomenderował Barret. - chwila - zawachał się - cholera, mają tu robostrażnika! Tego się obawiałem!
- Po co ten pośpiech, bomba jeszcze nie tyka... - powiedział Cloud - zapomniałeś, że byłem w SOLDIER , tam takie roboty niszczyliśmy w ramach rozgrzewki przed treningiem.
- Obyś się nie mylił, mądralo - mruknął Barret - teraz i tak nie mamy wyboru. Musimy rozwalić to cholerstwo!
Po chwili ich oczom ukazał się robostrażnik w całej krasie. Wspierał się na ośmiu stalowych nogach, a uzbrojony był w karabiny maszynowe tam, gdzie powinny być szczypce. Był potężnie opancerzony, a wyposażenie go w czujniki cieplne i noktowizor sprawiały, że był to godny przeciwnik... przynamniej dla przeciętnego człowieka. Generalnie przypominał wielkiego, zrobotyzowanego skorpiona.
- Barret, musimy być w ciągłym ruchu - powiedział Cloud - to coś musi nas namierzyć, zanim zaatakuje. Rozdzielmy się, ja odwróce jego uwagę, a ty dostaniesz łatwy cel. Strzelaj w ten zbiornik pod jego ogonem, to jego akumulator, bez tego od razu wysiądzie.
- Dobra. - Barret załadował swój karabin. - Do roboty!
Cloud odbiegł na pewną odległość, a robostrażnik faktycznie zaczął go namierzać.
- Teraz! - krzyknął Cloud. Barret wpakował serię z karabinu w akumulator robota. Nie podziałało. Robot był mocno opancerzony, a karabinek Barreta nie należał do najsilniejszych - akumulator nawet się nie odkształcił. Przeciwnik nagle znieruchomiał.
- Namierza cię, Barret! - krzyknął Cloud. - Nie stój w miejscu, jak się całkiem odwróci, spróbuję rozwalić ten akumulator, ale bądź ostrożny!
Robot odwrócił się i uniósł swój ogon. Miał tam zainstalowany laser, który błyskwicznie potrafił stopić pancerz o grubości kilku centymetrów. Cloud zebrał siły i zaatakował robota. Potężny, pionowy cios mieczem zrobił swoje - akumulator został rozpłatany na dwoje, a robot padł na ziemię.
- Dobra, włącz zapalnik i spadamy! - powiedział Barret. Cloud wykonał polecenie, po czym biegiem ruszyli w stronę wyjścia. Ledwo dobiegli, a potężna eksplozja wstrząsnęła reaktorem. W pobliżu miejsca zdarzenia wybuchła panika. Niektórzy ludzie biegali w tę i z powrotem, inni tylko oszołomieni patrzyli po sobie, nie wiedząc, co właściwie się stało. Jedyną osobą, która zachowała zimną krew była dziewczyna z koszykiem pełnym kwiatów.
Wszyscy spotkali się w tunelu, prowadzącym na powierzchnię.
- Dobra, spotykamy się w pociągu do naszego Sektora. Nie dajcie się teraz złapać! - Zarządził Barret, po czym wszyscy się rozeszli. Cloud zdecydował pójść na stację kolejową przez plac, niedaleko reaktora, żeby przy okazji ocenić rozmiar zniszczeń. Przechodził właśnie przez jakiś zaułek, kiedy zaczepiła go młoda dziewczyna. Była wysoka i szczupła, ubrana w różową sukienkę oraz czerwoną kurtkę, włosy natomiast miała spięte w warkocz kokardą.
- Przepraszam - zapytała Clouda - Co się stało? Usłyszałam jakiś huk, a potem wszyscy zaczęli uciekać.
- To nic takiego... chwileczkę, co my tu mamy? Kwiaty? Od dawna nie widziałem w Midgar żadnego...
- Jest jedno miejsce, gdzie rosną bez problemów... Chociaż to prawda,że w Midgar nie ma kwiatów... ani innych roślin. Ziemia w Midgar jest bardzo wymęczona i błaga ludzi o pomoc, chociaż nikt tego nie słyszy. - Cloud nie wiedział, co to miało oznaczać. Ziemia, błagająca o pomoc? Cierpiąca?
- Podobają ci się? - zapytała kwiaciarka - kosztują tylko jeden gil...
- Wezmę jeden - powiedział Cloud.
- Bardzo dziękuję... proszę - podała mu kwiat. Zapłacił, a po chwili dziewczyna oddaliła się. Cloud ruszył w stronę stacji. Rozmyślał nad tym, co usłyszał od tej dziewczyny. Ziemia cierpiąca i błagająca o pomoc... mimo woli zrobiło to na nim wrażenie. A jeśli Barret i jego ludzie nie są bandą nawiedzonych ekologów? Może naprawdę widzą coś, czego nie widzą inni...
- Nie ruszaj się! - wyrwał go z rozmyślań czyjś głos. Odwrócił się. Cholera, służby porządkowe Shinry, pomyślał. A był już tak blisko stacji.
- Rzuć broń! - zauważyli już jego miecz. Cloud podjął decyzję błyskawicznie. Był już o krok od stacji, zaczął biec w jej kierunku. W tej samej chwili z jakiegoś zaułka wybiegła kolejna grupka sił Shinry. Cloud nie miał czasu na myślenie, wyciągnął miecz i pozbył się napastników. Zauważył, że pociąg już ruszył. Pozostało mu jedno - wskoczyć do niego, zanim wjedzie do tunelu. Rozpoczął bieg w stronę balustrady, przeskoczył przez nią i znalazł się na dachu jednego z wagonów.
Wewnątrz odpoczywali członkowie Avalanche. Ich myśli krążyły wokół wysadzonego właśnie reaktora. Zastanawiali się, ile jeszcze potrwa zanim szpiedzy Shinry ich wytropią. W końcu ich elitarny odział, Turks, rekrutowali się w dużej mierze spośród mieszkańców slumsów, a później wracali tam, jakby nigdy nic, ale z konkretnymi zadaniami do wykonania i kieszeniami cięższymi o kilka tysięcy gil, co w slumsach było zawrotną sumą. Czy wśród członków Avalanche mają już szczura, czy nie, rozmyślał Barret. Najbardziej obawiał się, że pewnego dnia Shinra odkryje kryjówkę Avalanche. Była tam jego mała córeczka, Marlene. Od tragicznej śmierci jego żony, była ona całym światem Barreta. Wszystko, co robił, walka o przyszłość Planety, połączone z uczciwym zarabianiem na życie w warsztacie w sąsiednim Sektorze, robił dla niej. Źeby mogła dorastać i żyć w świecie wolnym od Shinry, toksycznych wyziewów z reaktorów i wszechogarniającej propagandy. Inni członkowie Avalanche myśleli o bezpiecznym powrocie do domu i Cloudzie. Zastanawiali się, co go zatrzymało.
- Barret - odezwała się Jessie - dlaczego Cloud do nas nie dołączył?
- A ja wiem? Raczej nie usiekły go te palanty z Shinry. Jest na to za dobry. W końcu był w SOLDIER.
- A co jeśli... no wiecie... jednak nie miał szczęścia...? - zapytał Wedge.
- A skąd mam wiedzieć!? - krzyknął Barret. Nie znosił, gdy ludzie tak gdybali. Wolał skupiać się na zadaniach do wykonania oraz przyszłości i nie patrzeć wstecz, zwłaszcza, jeśli wspomnienia były... bardzo bolesne. - Jeśli zginął... wiedział, że to, na co się porywamy jest niebezpieczne. Jeśli nie, to dołączy do nas, prędzej czy później.
Nagle rozległo się dziwne walenie. Brzmiało, jakby dochodziło zza którejś ze ścian.
- Co wam odbija!? - warknął Barret.
- Ale to nie my - odpowiedział Biggs. - Prawda? - zwrócił się do Jessie i Wedge'a. Znowu rozległo się pukanie, ale teraz było wyraźniejsze. Jessie zerwała się na nogi i otworzyła drzwi wagonu. Do środka wpadł usmolony Cloud.
- Cloud! - krzyknęli wszyscy naraz. - co się stało?
- Nic takiego. Wdałem się w walkę z oddziałami Shinry, to wszystko, dlatego się spóźniłem.
- A niech cię cholera, faktycznie żeś się spóźnił! - pozostali nie zawrócili na to uwagi. Byli przyzwyczajeni do opryskliwych wypowiedzi Barreta. - Dobra, zajmujemy przedział osobowy - zarządził.
Weszli do sąsiedniego wagonu. Od razu zrobiło się tam cicho, jak makiem zasiał. Barret robił przytłaczające wrażenie na otoczeniu, a karabin tylko potęgował ten efekt. Powoli wagon pustoszał. Nikt nie kwapił się, żeby siedzieć z tym facetem w jednym wagonie. Został tylko Bogu ducha winny konduktor, który nie wiedział, co robić. W końcu mężnie zdecydował pozostać na posterunku, poza nim zostali jeszcze jakiś kloszard i starszy mężczyzna.
- Dobra, możemy się odprężyć. Mamy w końcu te fałszywe dow... - zaczął Wedge, ale w porę ugryzł się w język, widząc spojrzenie Barreta.
- Zaraz bedziemy dojeżdżać - powiedział po chwili Barret - zbiórka w barze!
Po chwili pociąg zaczął hamować. Kiedy się zatrzymał, wszyscy wysiedli i skierowali się w stronę baru "Siódme Niebo", który należał do Tify Lockheart, ostoi moralnej Avalanche i przy tym biernej członkini organizacji. Zdecydowała się im pomagać, bo też miała jakieś porachunki z Shinrą, nikomu się jednak z nich nie zwierzyła. Cloud doszedł pod bar jako ostatni.
- Stęskniłeś się za nią, co? - zachichotał Barret.
- Za kim? - Cloud miał już dość gierek, chciał tylko wyciągnąć od Barreta swój żołd i ulotnić się.
- Nie udawaj zdziwionego, koleś. - powiedział Barret - wchodź, ona pewnie też chce cię zobaczyć.
Zdezorientowany Cloud wszedł do środka. Bar sprawiał przyjemne wrażenie, mimo dość skromnego wystroju wnętrza.
- Tatusiu, czy to ty? - usłyszał jakiś głos. Po chwili jego oczom ukazała się mała dziewczynka.
- Marlene, mówiłam ci, żebyś cierpliwie czekała - odezwał się kobiecy głos. - Przecież on zawsze... - zamilkła na widok Clouda. - Cloud? Więc to ty jesteś tym najemnikiem?
- Tifa? To ty też jesteś w Avalanche? - Cloud był wyraźnie zaskoczony.
- Mam ci naprawdę dużo do opowiedzenia, nawet nie wiesz, co... - urwała, bo do baru wpadł Barret.
- Dobrze, do kwatery. Mamy kilka spraw do omówienia.
Kwatera główna mieściła się pod barem, dało się do niej dostać tylko przy pomocy windy, zamaskowanej starym automatem do gry. Wewnątrz mieściło się kilka krzeseł, stół, komputer, projektor i przyrządy do ćwiczeń.
- Słuchajcie, mam wam do powiedzenia dwie rzeczy. - oznajmił Barret. - Po pierwsze, naszym następnym celem jest reaktor w Sektorze Piątym, zbiórka jutro na stacji kolejowej. I jeszcze jedno - Cloud - zwrócił się do niego - czy wśród kolesiów z Shinry, z którymi dzisiaj walczyliśmy byli członkowie SOLDIER?
- Nie - odpowiedział krótko.
- Jesteś pewny? - nie ustępował Barret.
- Tak. jeśli byliby tam członkowie SOLDIER, to to, co by z ciebie i twoich kumpli zostało, zmieściło by się w pudełku po zapałkach.
- Jak to się dzieje, że oni wszyscy są tacy napakowani? - dopytywał się Barret.
- Wszyscy członkowie SOLDIER są poddawani napromieniowaniu energią Mako - powiedział Cloud - nie znam szczegółów, ale po odpowiednio długim przebywaniu w polu Mako zyskujesz ogromną siłę - efektem ubocznym są świecące oczy.
- Moment, jeśli tak to działa, to dlaczego sami nie stworzylibyśmy takich twardzieli, mamy tylu członków, że...
- Człowieku, to nie przejdzie. Po pierwsze potrzebujesz do tego zaawansowanej aparatury, którą ma tylko Shinra, a po drugie, trzeba uważać, żeby nie przedobrzyć - widziałem jednego takiego, który miał pecha - jeśli dzisiaj jeszcze żyje, to nawet sam się nie ubierze. Nadmiar Mako robi wodę z mózgu. - wyjaśnił sprawę Cloud. - I jeszcze jedno - moja zapłata.
To natychmiast sprowadziło Barreta na ziemię.
- Dobra. Idź na górę, zaraz tam będę.
Cloud udał się do baru. Zastanawiał się, co będzie robił, kiedy już odbierze zapłatę. A może warto zaczepić się tu na dłużej? Jeśli tylko będą dobrze płacić... w końcu o nic innego mu nie chodziło. Po chwili winda ruszyła z powrotem w dół. Pewnie Barret chciał zakończyć kwestie finansowe. Była to jednak Tifa. Litości, pewnie będzie chciała powspominać stare czasy i pogadać o niczym. Oby nie...
- Cloud, co będziesz teraz robił w Midgar? - zapytała.
- W Midgar? - zdziwił się - jak tylko Barret da mi kasę, zmywam się stąd - wolał nie dzielić się z nią przemyśleniami na temat ewentualnego przedłużenia kontraktu. Jeszcze by powiedziała Barretowi, a Cloud te sprawy wolał załatwiać samemu.
- Dlaczego? Przecież dopiero co tu przyjechałeś! Tyle się nie widzieliśmy - oho, zaczyna się, pomyślał Cloud. - Jest tyle rzeczy, o których chciałabym z tobą porozmawiać... - Cloud miał już dość.
- Tifa, jestem tu tylko dlatego, że Barret mi za to płaci. Kiedy tylko mój kontrakt sie zakończy, nie mam tu nic do roboty. - odpowiedział Cloud. Miał już dość tej gadaniny.
- I po prostu odejdziesz!? Zlekceważysz swoją przyjaciółkę z dzieciństwa? - krzyknęła z goryczą.
- Przykro mi, ale jestem zdecydowany. - powiedział Cloud.
- A obietnica? - nie dawała za wygraną Tifa.
- Jaka obietnica? - zapytał Cloud, będący już na skraju wytrzymałości.
- Nie pamiętasz? Obiecałeś mi, że jeśli dostaniesz się do SOLDIER i zdobędziesz sławę, to jeśli kiedykolwiek będę w niebezpieczeństwie, przyjdziesz mi z pomocą. Nie pamiętasz? Nasza rozmowa, zanim opuściłeś Nibelheim.
- Nie jestem sławny. To chyba załatwia sprawę.
- Ale dostałeś się do SOLDIER, spełniłeś swoje marzenie. - upierała się Tifa. Cloud na chwilę się zawachał. Zamierzał zakończyć tę dyskusję, kiedy usłyszał, że ktoś z kwatery głównej wspina się na górę. Był to Barret.
- Obietnica to obietnica, koleś. Łap! - rzucił Cloudowi pod nogi zapłatę za misję. Ten podniósł pieniądze i przeliczył. Tysiąc gil. Nie za dużo.
- Dobrze, a teraz zmywaj się stąd. Musimy zaplanowac jutrzejszą akcję. - Nagle Tifa odciągnęła Barreta na bok.
- Słuchaj Barret - szepnęła. - Sam mówiłeś, że brakuje nam ludzi. Przecież to zawodowiec, może nam bardzo pomóc. Prawda, Cloud? - odezwała się do niego.
- Jeśli macie jakieś zadanie do wykonania, to nie zgadzam się na mniej jak trzy tysiące gil.
- Czy cię do reszty po... - do akcji znowu wkroczyła Tifa, powstrzymując Barreta od wypowiedzenia kąśliwej uwagi.
- Spokojnie Barret - powiedział.
- Ale potrzebuję tej forsy, żeby Marlene mogła pójść do szkoły - szepnął. - Niech będzie. Dwa tysiące i ani gil więcej!
- No dobra. - Cloud jednak zgodził się na proponowaną sumę.
- Dziękuję, Cloud - powiedziała Tifa.
- Nie musisz mi dziękować, w końcu potrzebuję forsy. - odpowiedział.
Po chwili wszyscy udali się do łóżek. Celem jutrzejszej misji miał być kolejny reaktor. Był on znacznie lepiej broniony, bo po poprzedniej akcji wzmocniono straże. Chodziły nawet słuchy, że Prezydent Shinra zmobilizował kilka jednostek z SOLDIER, Barret zdecydował więc, że tym razem załatwią to bez szumu. Przynajmniej, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem...
Nazajutrz dało się wyczuć nerwową atmosferę. Wszyscy wcześnie wstali z łóżek, mimo że byli zmęczeni po wczorajszej akcji. Powoli zbierali się do wyjścia. Ponieważ pociąg do docelowego Sektoru miał przybyć dopiero za kilka godzin, Barret zarządził odprawę. Wyjaśnił dogłębnie wszystko, co budziło wątpliwości. Tym razem nie mogli sobie pozwolić nawet na minimalny błąd, bo siły Shinry były w ciągłym pogotowiu. Kiedy wsiedli do pociągu, Barret rozsiadł się na fotelu, a wagon zaczął powoli pustoszeć. Przywódca Avalanche wciąż robił na wszystkich olbrzymie wrażenie. Wyglądało na to, ze przynajmniej dojadą bez przeszkód. Przeliczyli się jednak. Coś było nie tak z fałszywymi dowodami osobistymi i nagle usłyszeli przeraźliwy odgłos syreny alarmowej.
- Co jest? - zapytał Cloud.
- Wygląda na to, że mamy skopane dowody. Zaraz zamkną wszystkie przedziały i zaczną szukać kontrabandy. Znaczy się nas - zarechotał. - Ale spoko, będą zamykać każdy przedział co kilkanaście sekund, więc powinniśmy się wydostać. OK, ruszamy!
Zaczęli przebiegać przez poszczególne przedziały, aż w koncu dotarli do ostatniego.
- Barret, co teraz? - zapytała Tifa.
- Wyskoczymy z tego cholernego pociągu - powiedział jakby nigdy nic Barret - i tak jesteśmy już blisko reaktora.
Po chwili otworzył drzwi wagonu.
- Dobra, skaczcie! - krzyknął.
Cloud'owi niespecjalnie podobał się ten pomysł, ale wyglądało na to, że nie ma innego wyjścia. Alternatywę stanowiła tylko konfrontacja z oddziałami Shinry, a na to nie było czasu. Tifa w końcu wyskoczyła, za nią Cloud, a skończyło się na Barrecie. Reszta członków Avalanche została w pociągu dla odwrócenia uwagi. Teraz pozostało tylko dojść do reaktora. Barret i jego towarzysze ruszyli w drogę. Po kilkunastu minutach dotarli pod wejście do sektora, w którym znajdował się docelowy reaktor Mako. Tu oczekiwała jednaj niemiła niespodzianka - wejście było otoczone laserami. Wystarczyło tylko się zbliżyć, żeby siły porządkowe Shinry dostały informację o trzech podejrzanych osobach, będących stanowczo za blisko reaktora.
- Dobra, co teraz? - zapytał Barret - alarmu nie było w planach.
Cloud zaczął się rozglądać. Cholera, musi być jakaś droga, pomyślał. Po chwili jego wzrok spoczął na kracie, zasłaniającej wejście do kanału wentylacyjnego.
- Barret, może ten kanał prowadzi do reaktora? - odezwał się.
- Odwaliło ci, koleś? - odpowiedział Barret - za cholerę się tam nie wejdę.
- To może wolisz czekać tu na odziały Shinry? - zapytał kpiąco Cloud. - Jeśli jest inna droga do reaktora, to prowadzi tędy.
- Niech będzie... - Barret dał za wygraną - ale jeśli wpakujesz nas w jakąś chryję, to nie będę bardziej litościwy niż twoi byli kumple z Shinry.
Jeden po drugim, zaczęli się przeciskać. W środku było naprawdę ciemno, i nie wiedzieli, dokąd ta droga ich zaprowadzi. Po chwili zaczęło się rozjaśniać. Kiedy mogli już cokolwiek zobaczyć, okazało się, że mieli dużo szczęścia - byli w magazynie, sąsiadującym z reaktorem. Według informacji, zdobytych przez Wedge'a i Biggs'a, miał on bezpośrednie połączenie z reaktorem przez kolejny szyb wentylacyjny. Najpierw trzeba było go jednak znaleźć. Przypominało to szukanie igły w stogu siana - magazyny Shinry były bardzo obszerne, bo przechowywano tam całe mnóstwo części zamiennych do reaktora, który nawalał coraz częściej, zwłaszcza od kiedy coraz bardziej obcinano budżet na rozwój miasta. Nikt nie wiedział, dlaczego, ale kierownictwo Shinry coraz bardziej zaciskało pasa. Paskarskie podatki, nakładane na mieszkańców też robiły swoje - coraz więcej mieszkańców opuszczało Midgar i wyruszało do Junon lub Kalm.
- Szefie! - rozległ się nagle głos. Barret, Cloud i Tifa zauważyli Wedge'a, zmierzajacego ku nim. - Znaleźliśmy przejście do reaktora! Chodźcie za mną! - powiedział, wyraźnie zadowolony z siebie. Wiedział, że tym razem Barret się do niego nie przyczepi.
- Dobra, już idziemy - odkrzyknął Barret - oby tylko to nie była kolejna z twoich pomyłek!
Po chwili dotarli do kolejnego wąskiego przejścia, według Wedge'a prowadzącego do reaktora. Zaczęli się przez nie przeciskać. Barret ledwo się mieścił, ale jakoś dotarli do końca. Wyglądało na to, ze tym razem Wedge naprawdę nie zawalił - po wyjściu z kanału oczom Barreta, Clouda i Tify ukazał się widok reaktora. Wszystkie były budowane według jednego schematu, przy wejściu znajdowała się stróżówka, najczęściej obsadzana przez czterech, pięciu żołnierzy, później korytarz i winda, prowadząca do rdzenia. Zwykle w reaktorach było sporo systemów obronnych, takich jak stacjonarne karabiny maszynowe, ale dało się je stosunkowo łatwo obejść, jeśli tylko miało się kody dostępu. W przeciwnym razie... następnego dnia strażnicy zdrapywali ze ściany to, co zostało z intruza, bo zwykle karabiny szatkowały delikwenta w taki sposób, że nijak nie szło go potem zidentyfikować. Tym razem nie było problemów z dotarciem do reaktora, ani z założeniem bomby. Wyglądało na to, że wszystkie siły Shinry zebrały się na zewnątrz. Po ostatniej, dość zuchwałej akcji kierownictwo Shinry prawdopodobnie spodziewało się kolejnej, otwartej napaści. Właśnie to zamierzał wykorzystać Barret - tym razem bez żadnych przeszkód dotarli aż do rdzenia reaktora. Nadszedł czas na założenie bomby. Znowu, było to zadanie Clouda. Pochylił się, żeby założyć bombę...
Był w reaktorze, jednak nie w Midgar. Widział jakąś dziewczynę w kowbojskim kapeluszu. Klęczała na ziemi, obok jakiegoś mężczyzny, leżącego w kałuży krwi...
- TATO! - krzyczała - to Sephiroth ci to zrobił, prawda!? Shinra, reaktory, wszystko... NIENAWIDZĘ ICH!!!
Chwyciła ogromny miecz, leżący obok, i z dużą trudnością wbiegła do drugiego powieszczenia. Cloud pobiegł za nią i...
Był znowu w reaktorze w Midgar. Miał w ręce bombę, ale ciągle był oszołomiony po tym, co zobaczył. Wiedział, że to kiedyś widział, ale kiedy i gdzie...
- Cloud, wszystko w porządku? - zapytała Tifa. Wyglądała na zaniepokojoną tą chwilową niedyspozycją Clouda.
- Wszystko OK. Podłożę tylko tę bombę i spadamy stąd. - odpowiedział. Podłożył bombę, ustawił zapalnik, i wszyscy rozpoczęli bieg ku wyjściu. Jeśli akcja dywersyjna, jaką miał podjąć Biggs się powiodła, mieli wolną drogę, bo strażnicy mieli zajmować się poszukiwaniem dywersanta. Wszystko było w porządku. Dopóki nie doszli do pomostu, prowadzącego do wyjścia. Tutaj zostali obskoczeni przez siły Shinry. Było tu około trzydziestu. Nagle szeregi wroga rozstąpiły się, i pojawił się między nimi starszy, ubrany w garnitur mężczyzna.
- Że jak!? - zdziwił się Cloud. Miał ku temu powody. Zaszczycił ich bowiem sam Prezydent Shinra - szef całej korporacji. Ich największy wróg.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy - zakpił Prezydent - więc to wy jesteście członkami słynnego Avalanche? Och, i jeszcze ty - spojrzał na Clouda. - Więc to ty jesteś tym zdrajcą z SOLDIER, co? Widać po twoich oczach. To tak się odwdzięczasz Shinrze za to, że opiekowała się tobą tyle lat?
- Nie mam już z wami nic wspólnego - powiedział spokojnie Cloud. - A teraz byłoby miło, gdybyście usunęli się nam z drogi, bo nie mamy tu już nic do roboty. I jeszcze jedno - za chwilę to miejsce wyleci w powietrze, więc lepiej odłóżmy porachunki, karę, czy jak by pan tego nie nazwał, na później.
- Obawiam się, że tej prośby nie mogę spełnić. A teraz, jeśli wybaczycie - mam ważne spotkanie, na którym muszę się stawić. Żegnajcie - nagle znienacka pojawił się helikopter, do którego wsiadł Prezydent Shinra. Źołnierze Shinry też błyskawicznie zaczęli uciekać z reaktora - najwyraźniej doszli do wniosku, że intruzi nie przeżyją eksplozji, i nie ma co się nimi przejmować. Nikomu też nie uśmiechało się walczyć z byłym członkiem SOLDIER.
- Dobra, spadamy stąd! - zarządził Barret. On, Cloud i Tifa rzucili się do ucieczki. Po kilku sekundach nastąpił wybuch. Był on na tyle silny, że nie rozerwał tylko reaktora, ale również kawał korytarza z windą. Cloud miał pecha - wybuch zniszczył kawał mostu, po którym właśnie szedł. Chwycił się co prawda wystającego pręta, ale był za daleko, żeby Barret albo Tifa mogli go dosięgnąć. Tifa nie dawała jednak za wygraną.
- Cloud, trzymaj się, zaraz cię wyciągniemy! - krzyknęła - nie poddawaj się!
- Tifa, nie dosięgniesz go! - wrzasnął Barret - zabierajmy się stąd, Cloud od tej pory musisz radzić sobie sam!
- Dam sobie radę, ciągle wisisz mi te dwa tysiące gil! - krzyknął w odpowiedzi Cloud. Następny wybuch sprawił, że stracił równowagę i spadł.
Miau
Oo fajne