Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Opowieść Wigilijna, Harry Potter i czerwononosy renifer

Opowieść Wigilijna, Harry Potter i czerwononosy renifer

Autor:lotopauanka
Korekta:IKa
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Komedia, Parodia, Przygodowe
Dodany:2006-11-22 17:39:51
Aktualizowany:2008-03-13 22:38:48



Daleko, daleko na północy, na samym skraju wspaniałej Finlandii, ojczyzny profesjonalnych metalowych bandów, w głębi Laponii, wśród wysokich śniegowych zasp, daleko od Wysp Brytyjskich i Prądu Północnoatlantyckiego stała mała chatka. Lecz nie taka mała i skromna, jakby mogło się wydawać. Mieściła przysadziste małżeństwo, dziesiątki skrzatów domowych i jednego młodego człowieka. Był też olbrzymi klimatyzowany magazyn, garaż z automatyczną bramą i ocieplana stajnia dla sześciu reniferów.

Kalendarz wskazywał już po dwudziestym grudnia, więc świąteczne przygotowania trwały pełną parą. A nawet trójką i czasem czwórką, żeby było szybciej. Mikołaj był już prawie gotowy na gwiazdkowy rejs dookoła świata w jedną noc. Skrzaty domowe robiły przegląd sań, pakowały prezenty, szczotkowały renifery i donosiły Mikołajowi niedobitki korespondencji od nieletnich, podczas gdy sam Mikołaj siedział spokojnie i leniwie rozparty w swoim bujanym, miękko obitym fotelu.

- Ach, Mikołaju, już święta! Niedługo! - Do ogromnego, oświetlonego ciepłym płomieniem z kominka salonu wpadł wysoki, chudy chłopak o brązowej rozwichrzonej czuprynie. Wykonywał piruety i podskoki z grubym łańcuchem w rękach, boso po puszystym, ciepłym dywanie. Przemknął niebezpiecznie blisko, pokaźnej, sięgającej sufitu choinki, tak, że jej gałęzie, a co gorsza lśniące bombki wpadły w niebezpieczny rezonans.

- Spokojnie, Rudolfie! - upomniał Mikołaj. - Jutro się wyszalejesz...

- Już nie mogę się doczekać. - Chłopak zamknął oczy i przytulił puszysty, czerwony łańcuch. Potem nucąc kolędę zarzucił go na karnisz z białymi, krochmalonymi firankami.

Niespodziewanie, ku zdumieniu obydwu przebywających w pogrążonym w świątecznym spokoju i cieple, obitym piękną, drogą boazerią salonie, sielankową atmosferę przerwał łoskot wpadającego kominkiem człowieka.

- Ej, to moja działka! - żachnął się Mikołaj. By dostać się do domów grzecznych dzieci używał sieci fiuu, dlatego zawsze wchodził i wychodził kominkiem.

Rudolf był już przy gramolącym się na czworaka chłopcu. Gasił tlącą się mu pelerynę.

- Hej, to peleryna Hogwartu - ucieszył się. - Mamy gościa z Hogwartu, Mikołaju. Może to Dumb... Och, Mikołaju, to Harry Potter! - Na te słowa Mikołaj ukrył twarz w dłoni i spoglądając z między palców spytał:

- Czemu zawdzięczamy tę wizytę?

Harry wstał i otrzepał się.

- Znowu zostałem sam na święta w Hogwarcie, więc pomyślałem, że może mógłbym...

Mikołaj powtórzył sobie w myślach powoli "pomyślałem" i uśmiechnął się sam do siebie. "Pomyślałeś...?"

- Oczywiście! Prawda Mikołaju? Przygotuję ci pokój. Przygotuję, prawda Mikołaju? - Rudolf nie wyglądał, jakby czekał na przyzwolenie. Szanował Mikołaja bardzo, owszem, ale zazwyczaj i tak robił to, co chciał. Oczywiście zawsze w dobrej wierze i nigdy też nic złego mu nie wyszło. Rudolf był bardzo otwartym chłopcem od zawsze. Ale nie tak, jak może być otwarty słoik ogórków czy kocia karma. On był otwarty jak puszka z ciasteczkami korzennymi: zachęcający, pociągający, spokojny i uprzejmy, figlarny, a budzący zaufanie, wonny i piękny. Swoją wrodzoną dobrodusznością i gościnnością utuczyłby każdego tak, jak puszka ciasteczek.

Dawno, bardzo dawno temu, gdy Mikołaj dopiero rozpoczynał swoją charytatywną działalność przygarnął osieroconego Rudolfa. Chłopak okazał się animagiem, co było bardzo pomocną umiejętnością dla Mikołaja i jego rozkręcającego się interesu. Mikołaj wysłał go do Hogwartu, gdzie młodzieniec odnosił olśniewające sukcesy. Na święta zawsze wracał, by pomagać swemu unikatowemu ojczymowi.

- I mam jeszcze od dawna nurtujące mnie pytanie. - Harry jeszcze przez chwilę dał rady stawiać opór ciągnącemu go Rudolfowi. - Chciałbym zapytać jak to możliwe, że żyjecie tyle czasu. A Rudolf nawet się nie starzeje...

- Myślisz, że to źle? - Rudolf naprawdę się zmartwił, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Wyczarował sobie lusterko i eksperymentował z zaklęciem postarzającym.

- Drogi Harry - zaczął łagodnie Mikołaj - naprawdę wierzyłeś, że mieliście w Hogwarcie jedyny na świecie egzemplarz kamienia filozoficznego? To wystaw sobie, że jest jeszcze jeden. Tutaj. - Mikołaj uśmiechnął się dumnie.

- Łał! - zachłysnął się Harry inteligentnie. (Stojący obok niego Rudolf był akurat pomarszczonym, bezzębnym, zgarbionym starcem z siwą brodą do podłogi).

- Tak lepiej? - wychrypiał piskliwie. Nikt nie skomentował, bo właśnie wbiegł do pokoju skrzat z wyciągniętym w ręce listem.

- To chyba ostatni, psze Mikołaja. - Oddał przesyłkę i wybiegł z powrotem.

- O, liścik! Co to za spóźnialski szkrab? - Rudolf w euforii powrócił do swojej poprzedniej postaci i zaglądał Mikołajowi przez ramię. Wyrwał mu list i zaczął czytać na głos:

- "Drogi Święty Mikołaju, jestem małym, biednym chłopcem, którego nikt nie lubi. Chciałbym mieć swój własny kamień filozoficzny. Będę ci bardzo wdzięczny. Voldzio" Och, co za słodki malec! Zaraz... - rozczulenie znikło z twarzy Rudolfa. Teraz cała trójka wyglądała podobnie - jak po połknięciu wymiocinowej fasolki w wytwornym towarzystwie.

- Nie oddamy, prawda Mikołaju - błagał Rudolf ze łzami w ogromnych karmelowych oczach. - Z resztą to ON. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać - Sami-Wiecie-Kto!

- Voldemort - wysyczał przez zaciśnięte zęby Harry.

- Przecież wiemy! - Pod naporem mikołajowego i rudolfowego głosu Harry skulił się nieco.

- Najstraszniejsze jest to, że musimy mu go dać, Rudolfie. - Mikołaj posmutniał okropnie. - Nie udowodnimy, że nie jest dzieckiem, bo zna mój adres, a tylko dzieci o niewinnych serduszkach wiedzą jak adresować listy...

- To czemu Malfoy dostaje wymarzone prezenty?! - oburzył się Harry.

- Bo ojciec zawsze czyta jego listy przed wysłaniem... - powiedział mu poufnie, cicho i na ucho Rudolf.

- Muszę dać dziecku to, o co prosi... - Mikołaj wstał z fotela i podszedł smętny do okna.

- Aaaaa! - Rudolf rozpaczał skulony na dywanie - To koniec Mikołaja, to koniec świąt i Rudolfa! To będzie koniec świata!!!

Harry za to jakby się ożywił. Przed oczami stanął mu obraz jak po raz kolejny ratuje świat przed Voldemortem i przy okazji święta! Zrobią o nim amerykański film!

Na drugi dzień wieczorem skrzaty pakowały mikołajowe sanie i zaprzęgały renifery. Harry uparł się, że pojedzie razem z Mikołajem, a Rudolf odzyskał humor i swym zwyczajem był energiczny i szczebiotliwy. Zaprzągł się na czele powozu i zmienił w czerwononosego rogacza (tylko nie mylić postaci!).

Harry, jak zwykle, wypalił z inteligentnym i odpowiednim do sytuacji tekstem:

- Zawsze wiedziałem, że musisz być animagiem, bo zwykły renifer nigdy nie dałby rady uratować świąt. - Za ten komentarz został kopnięty prosto w kolano przez rena w drugim rzędzie. Skulony z bólu poczłapał do sań.

Zaprzęg poderwał się z ziemi wzbijając puszyste tumany śniegu. Sanie ruszyły pędzone niespożytymi zasobami energii Rudolfa. Po kilku godzinach niesamowitego lotu, podczas którego Harry ani na chwilę nie zamknął rozdziawionych ze zdumienia ust, został już tylko jeden prezent, który zostawili na koniec. Oczy czerwononosego renifera były smutne, Mikołaja też, nawet Harry jakby zesmętniał. Gruby mężczyzna wyjął zgrabne zawiniątko ze swojego magicznego worka. Paczuszka była malutka i śliczna, przewiązana różową wstążką. Mikołaj westchnął, a Rudolf poderwał się do dalszej drogi.

- Zaczekaj - poprosił Mikołaj. - Nie możemy pozwolić, by Sam-Wieszo-Kto stał się potężny i nieśmiertelny. Zwolnię cię z mojej służby i wtedy będziesz mógł odebrać mu kamień... Jesteś potężnym czarodziejem to ci się uda, mój drogi Rudolfie - pogłaskał animaga po aksamitnych chrapach. - Niestety nie będziesz mógł do mnie już wrócić. Nie możemy ani odmawiać dzieciom podarku, ani zabierać im czegokolwiek. - Oczy Rudolfa zaszkliły się i wtulił rogaty łeb w pokaźny mikołajowy brzuch. Tylko szczęściem nie wydłubał mu oka.

- Skończycie tą mydlaną operę?! - Harry tracił cierpliwość. Wyskoczył z sań i podszedł do Mikołaja i Rudolfa. - Przecież zawsze ja mogę odebrać kamień. - Mikołaj i Rudolf popatrzyli po sobie.

- Posłuchaj, Harry, - zaczął Mikołaj poważnie - nie jesteś taki fajny, jak ci się wydaje... - Nikt nic więcej nie powiedział tylko Harry się nadąsał i ruszyli. Nie wiedzieli, gdzie może ukrywać się Voldemort, ale prowadziła ich siła prośby. W taki sposób Mikołaj trafiał do wszystkich dzieci.

Zatrzymali się przed małym, ładnym domkiem z czerwoną dachówką. Z komina wydostawał się dym, a w oknach paliło się ciepłe światło. Ogrodowa choinka przystrojona była lampkami, a nad drzwiami wisiała jemioła. Naszym bohaterom szczeny opadły do ziemi. Zebrali je starannie i podeszli pod furtkę. Rudolf przybrał swoje ludzkie kształty i dołączył.

- Jesteś pewny, że to tu, Rudolfku?

- Phi - fuknął urażony animag. Mikołaj położył po sobie uszy i postanowił nigdy więcej nie poddawać w wątpliwość umiejętności i rzetelności swojego czołowego renifera.

- Ponieważ nie wchodzę tam z innego komina, ani nawet sam to musimy znaleźć jakiś sposób, by dostać się do środka... - Mikołaj miał zagwozdkę (nie lubię tego słowa, wiecie?).

- Może czarem lewitacji wejdziemy przez okienko na poddaszu - zaproponował podekscytowany Harry. Mikołaj popatrzył na niego wymownie i wtedy chłopak z blizną zrozumiał, że nietaktem było z jego strony proponować Mikołajowi wchodzenie przez wąski lufcik.

- A może wejdziemy drzwiami? - Rudolf był już za ogrodzeniem i otwierał właśnie frontowe wejście.

W środku domek był tak samo przytulny i uroczy jak z zewnątrz. Niestety po dokładnych oględzinach stwierdzili, że mieszka w nim tylko mała staruszka i ani śladu Voldemorta czy nawet Voldzia. Zrezygnowani, aczkolwiek z lekką ulgą skierowali się do wyjścia. Gdy...

- Patrzcie jaka paskudna szopa na tyłach ogrodu. - Harry wskazywał przez okno.

- Rzeczywiście nieciekawa - przyznał Mikołaj.

- To tam! Czuję to! Czuję w kopytach. Znaczy w stopach. - Rudolf wyskoczył przez okno do ogrodu. Towarzysze poszli w jego ślady, choć może "wyskoczył" w przypadku Mikołaja jest zbyt frywolnym słowem...

Szopa była zbita ze starych, przegniłych belek. Nie miała okien, ale i nie musiała, bo nadąsane na siebie deski nie zbliżały się nawzajem zbyt blisko. W środku nie było żadnych mebli ani skrzyń, ani łopat, ani grabi, ani mioteł, ani słoików z ogórkami firmy GrosikŽ, ani nawet, ku wielkiemu rozżaleniu Harrego dżemu żurawinowego. Był tylko, na samym środeczku, siedzący po turecku, obrzydliwie, upiornie uśmiechnięty mały chłopiec o wielkich ciemnych oczach i przydługich włosach. Gdyby dziecko nie wyglądało jak miniaturka Voldemorta i nie było całkowicie nie-urocze, wyglądałoby jak pięcioletni uroczy brzdąc. Sami-Wiecie-Kto jednym słowem zapalił światło nad swoja głową. Harry tak się przeraził nagłą zmianą oświetlenia, chwilowym oślepieniem i widokiem upiornego dziecka, że nie myśląc długo wyjął różdżkę i wykrzyknął Avada Kedavra. Po siedzącym na podłodze wcieleniu zła została tylko kupka popiołu.

- Nie wiedziałem, że zadziała... - Harry patrzył z niedowierzaniem na swoją różdżkę. Po chwili - Oczywiście, że zadziałało! Moje działania przeciw Voldemortowi zawsze działają! Chacha!

Mikołaj i Rudolf pokiwali z politowaniem głowami i pomaszerowali w kierunku sań. Uradowany Harry w podskokach poleciał za nimi.

- Uratowałem świat!

- Rzeczywiście! - Rudolfa olśniło. - On uratował nas, Mikołaju. Przez przypadek, fakt, ale zawsze... - Zaczął podskakiwać. - Mamy kamień, kamyczek, kamuszek mamy nadal! - Zatańczył pląsańca na gładkim śniegu...

- Cicho tam! - Staruszka rzuciła w nich z okna rondlem.

...i zmienił się w rena. Powierzgał jeszcze chwilę i pozwolił zaprząc się Mikołajowi. Doładowany o nową energię radości ruszył szybciej niż zwykle. Reszta reniferów ledwo za nim nadążała, tak, że w końcu pozwoliła się mu ciągnąc rezygnując z szalonego galopu.

I tak Harry uratował świat, święta, Mikołaja i własną d... skórę. Za pierwsze trzy rzeczy powinniśmy być mu wdzięczni.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Morgi-Anna : 2012-04-05 20:59:56
    zastanowienie

    hmmm...tak dwa ostatnie zdania rozbroiły mnie do końca :)

    Super opowiadanie

  • Casidy : 2007-12-20 14:46:21
    Cudeńko ^^

    No cóż... Opowiadanie cudowne. Parodia, fantasy i animag podobny do James'a ^^ I jak tu nie kochać świąt? Daję 10 za ostatnie dwa zdania "(...) uratował świat, święta, Mikołaja i własna d? skórę. Za pierwsze trzy rzeczy powinniśmy mu podziękować." xD

  • Kazik-chan : 2007-07-25 12:13:24
    Świetne ^^

    Nie wiem dlaczego, ale zawsze, gdy w "Garfieldzie" są paski z serii "Pająk Larry ratuje święta", to zwijam się ze śmiechu xD No, a teraz "Harry Potter ratuje święta"!

    Opowiadanie świetne! Nie wiem, czemu ma taką niską ocenę. Podobało mi się bardzo, świetnie napisane, czyta się szybko i przyjemnie. Sporo smaczków, ciut parodii... Fic dostaje ocenę 8! ^_^

    Pozdrowienia i niech kisiel waniliowy będzie z Wami ^^

  • Skomentuj