Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Futura

Rozdział 2

Autor:Selena
Korekta:IKa
Serie:Slayers
Gatunki:Mistyka, Romans
Uwagi:Self Insertion
Dodany:2007-02-04 11:03:46
Aktualizowany:2007-02-04 11:03:46


Poprzedni rozdział

Po dwóch miesiącach treningu postanowiliśmy pozwolić sobie na kilka drobnych przygód, dotarłam do miasteczka Granitehead, gdzie dowiedziałam się, że na cmentarzu niedaleko miasta dzieją się dziwne rzeczy i znikają ludzie, oczywiście sama udałam się tam nocą. Gdy zbliżałam się do niego wyczułam działanie ciemnej mocy. Kiedy dotarłam na miejsce rozejrzałam się i ku memu przerażeniu zobaczyłam zjawy wyłaniające się z grobów. Najpierw pojawiały się głowy, ślepe, wyrastające z ziemi jak groteskowe dynie. Potem ramiona i cała reszta ciała wzniosły się coraz wyżej, aż wreszcie zawisły w powietrzu, nie dotykając targanej wiatrem trawy. Były ich setki, po jednej z każdego grobu, mężczyźni, kobiety i dzieci; wszyscy migotali słabo w nocnych ciemnościach. Im więcej ich się pojawiało, tym głośniej zawodzili, aż w końcu cały cmentarz rozbrzmiewał się echem. Ruszyłam alejką pomiędzy nagrobkami. Zjawy wpatrywały się we mnie oczami, które były jak dziury w podartej zasłonie. Widziałam kobietę z nagą, błyszczącą czaszką, z której odpadło ciało, pozostawiając tylko kość i kilka wątłych kosmyków włosów. Widziałam mężczyznę z obnażonymi żebrami, w którego klatce piersiowej kłębiła się, drgająca masa robaków, pożerająca jego wnętrzności. Zobaczyłam także kilkuletniego chłopca bez dolnej szczęki, którego spuchnięty, ropiejący język zwieszał się z rozdartego gardła jak szalik. Setki zjaw, zmarli z Granitehead, niektórzy prawie nietknięci rozkładem, inni w opłakanym stanie, gnijący i okaleczeni, ledwie przypominający istoty ludzkie. Obeszłam dookoła cały cmentarz, dopóki nie znalazłam się znowu przy bramie.

- Dawno czegoś takiego nie widziałam, trzeba będzie się tym zająć.

Ruszyłam w stronę Granitehead, oddalając się od cmentarza. Przeszłam zaledwie jedną trzecią drogi powrotnej, kiedy zauważyłam dwie czy trzy zjawy, które dotrzymywały mi kroku. Z tyłu było ich więcej, a po lewej jeszcze pół tuzina podążało za mną. Zbliżając się zawodzili bez przerwy wysokimi, przenikliwymi głosami. Upiorny, niesamowity okrzyk wojenny, jak gdyby zmarli z cmentarza pragnęli mojej krwi. W takim razie muszę się wysilić i sprintem do miasta, z tego co wiem duchy nie lubią pościgów. Po 15 minutach wpadłam do stodoły gdzie siedział Draco.

- Hej maleńka coś taka zdyszana!?

- Sam zobacz! - wystawił łeb za drzwi.

- O jasna cholera! Oni idą tutaj!

- No właśnie czy to nie dziwne? Zjawy nigdy tak nie robią. Gdy byłam na cmentarzu wyczułam działanie jakiegoś potężnego artefaktu. Sądzę, że to sprawka Aronaxa. Pamiętasz w Aspen zrobił to samo. Podwieź mnie wzgórzem na cmentarz tak żeby nas nie zauważyli, tylko szybko bo za 10 minut dotrą do miasta!

Po 5 minutach wpadliśmy do jakiejś krypty, która prowadziła na dół. Zeszłam, a tam strażnicy zombi ale mam na takich sposób, rzuciłam zaklęcie Śmierć Ożywieńcom i już miałam wolną drogę. W głębi korytarza w kręgu z kamieni, leżał zielony kryształ, ten sam, który znalazłam w Aspen. Użyłam mojego miecza i jednym silnym ciosem zniszczyłam go, w samą porę bo już dobiegały z miasta krzyki. Po udanym zadaniu udaliśmy się w stronę gospody.

- Aronax i spółka rozpoczęli szerzenie zła przed przyjściem swojego nowego pana.

- Tak to oznacza, że będziemy mieli pełne ręce roboty - westchnął smok.

Gdy dotarłam do gospody, wszędzie było słychać o zjawach, które zniknęły u bram miasta. Udałam się więc do pokoju, przebrałam i położyłam się do łóżka. Cały czas rozmyślałam o tym co znowu zmajstruje mój stary przyjaciel a także o tym co mówiła Futura i o tym co się stało dwa miesiące temu. Xellos, czego on chce? A może on jest po stronie Aronaxa i próbuje mnie wykorzystać? Może ma własny interes co do mnie? A może... Brakuje mi już pomysłów, cóż nie będę się tym już zamartwiać, jak mówiła Afrodyta ?Żyj chwilą, która trwa a nie spoglądaj w przeszłoś i nie myśl o tym co przyniesie jutro.?

Nazajutrz ruszyliśmy w dalszą drogę znowu przez las. I niestety miałam pecha.

- Miło cię znów widzieć Vici.

- Xellos, co ty tu robisz?

- Nie powiem, że tylko przechodziłem i przypadkiem wpadłem na ciebie bo i tak nie uwierzysz.

- To ja może zostawię was samych. - rzekł ze swoim głupawym uśmieszkiem mój ogier i oddalił się.

- No to zostaliśmy sami.

- Nie chce zostawać z tobą sama.

- Co boisz się mnie bardziej niż tych zjaw z cmentarza?

- Tak, bo wiem czego po nich mogę się spodziewać a po tobie nie, poza tym nie pytam skąd o tym wiesz.

- Dlaczego nie chcesz przeżyć chwili zapomnienia, chwili przyjemności?

- Gdybyś lepiej znał ludzi a zwłaszcza kobiety to byś wiedział, iż nie chcę tego bo wiem, że ty nawet mnie nie pragniesz a robisz to bo masz w tym jakiś swój interes. Prędzej poszłabym do łóżka z byle jakim facetem bo wiem, że on chce się kochać a tego powodem jestem tylko ja.

- To dla mnie zbyt skomplikowane bo nie znam żadnych ludzkich uczuć.

- Tyle to ja wiem, tylko dlaczego? Nigdy niczego nie poczułeś? Nie wiesz nawet co to przyjaciel? Dziwi cię to że nikt nie chce cię widzieć, jesteście jedynymi istotami we wszechświecie, które nie znają uczuć. Nawet Escaton, Niszczyciel Światów wiedział co to jest współczucie.

- I dlatego przegrał.

- Nie, on przegrał bo tego chciał, bo w końcu zrozumiał ile zła uczynił i odkupił to wszystko swoimi uczuciami, był on istotą stworzoną a nie zrodzoną ale dostał od bogów duszę, a ty jej nie posiadasz i jak widać jesteś z tego zadowolony i dlatego właśnie mnie nie zdobędziesz, nie masz w sobie życia, jesteś tylko marionetką, czy to także ci się podoba? Nie musisz jednak mnie słuchać jeśli nie chcesz, ale odejdź, raz na zawsze. - Odeszłam stamtąd i w ogóle się nie obejrzałam.

- Jak poszło? Spławiłaś go?

- Tak mu nagadałam, że każdemu innemu w porach by się nie mieściło.

- Ale twierdzisz, iż nic do niego nie dotarło?

- Tak, właśnie tak. Kazałam mu odejść.

- Na zawsze?

- Tak.

- A myślisz, że on cię posłucha?

- Nie, raczej nie.

- Jak go znam będzie udawał, że odszedł ale wciąż będzie próbował cię zdobyć. On traktuje to jak wyzwanie. - w tym momencie spojrzałam na niego jakbym chciała go zabić.

- Jak go znasz!? Co to ma znaczyć?

- Nic takiego. Kiedyś go spotkałem, trochę się poznaliśmy.

- Że co!? Gadaj!

- Oh to naprawdę nic takiego, nie ma o czym mówić.

- No mów!

- Nie proś bo i tak nie mam ochoty o tym opowiadać, poza tym to nie dotyczy ciebie, nie musisz wszystkiego wiedzieć.

- No dobra, poddaje się.

- Chodźmy dalej, może znowu spotka nas jakaś przygoda.

- Tak, mam ochotę się rozerwać.

Szliśmy lasem w stronę Gór Skalistych, szczerze mówiąc coś mnie tam ciągnie, to takie uczucie, jakby ktoś potrzebował pomocy, w każdym bądź razie dowiem się o co chodzi. U podnóża gór zobaczyliśmy jaskinię prowadzącą daleko w głąb.

- Wygląda to jak wybudowany przez krasnoludy szyb.

- Tak one zawsze miały kompleks wielkości ale krasnoludy tutaj?

- Mnie też to dziwi. To co? Idziemy go spenetrować?

- Jasne. - Weszliśmy do środka. Na razie spokój.

- Podejrzanie cicho. Jeśli tu nikogo nie ma... - powiedziałam z niepokojem.

- To znaczy, że z jakiegoś powodu musiały stąd odejść.

- Tak, ale krasnoludy nigdy nie opuszczają swoich budowli. To musi być coś poważnego.

Zeszliśmy głównym tunelem na dół, gdzie znajdowało się opuszczone miasto. Wszędzie walały się trupy, śmierdziało zgnilizną a w powietrzu unosiła się aura śmierci. Doszliśmy do pokoju gdzie na stole leżał dziennik. Otworzyłam go i zaczęłam czytać. ?Prowadziliśmy dalsze wykopy aby poszerzyć naszą siedzibę, kiedy nasi górnicy zaczęli w tajemniczych okolicznościach znikać, nieliczni którym udało się zbiec mówili o podziemnej świątyni, śladach jakichś rytuałów i o panoszących się tam potworach. Nazwaliśmy tę strefę Otchłanią. Od tego czasu minął tydzień a mrok zmierzał w naszą stronę, wszyscy szykują się do ucieczki. Wielu nie zdążyło uciec w tym ja. Siedzę zamknięty w tym pokoju, nie wiem ile czasu mi zostało ale niech ten kto to czyta, czym prędzej stąd ucieka...?. Przerwałam bo w tym momencie usłyszałam jakieś potworne odgłosy. Dobiegały one z tunelu prowadzącego w głąb do strefy wykopaliskowej. Postanowiliśmy więc się tym zająć.

- Boisz się?

- Nie, a ty?

- Odrobina strachu nam nie zaszkodzi, zresztą widzieliśmy rzeczy, o których nikomu się nie śniło, nic już nie może nas zaskoczyć.

- Gdy tam już będziemy co zrobimy?

- Jeszcze nie wiem.

- Pocieszyłaś mnie bardzo. - po chwili coś ryknęło, o mało nie dostaliśmy zawału - słyszałaś to?

- Tak, poznaję ten głos to jest mroczna wiwierna.

- Jeśli to jest mroczna wiwierna, więc to musi być... zaginiona świątynia Beliara, to tu odbywały się barbarzyńskie rytuały przywołujące potwory do tego świata.

- Tak, więc trzeba się tym zająć zanim te plugastwa zaczną wyłazić.

- Co proponujesz?

- Odprawić rytuał wypędzający.

- Dawno tego nie robiłaś.

- Nie martw się! Na pewno się uda.

Zeszliśmy więc na dół wielkimi ciemnymi korytarzami, byliśmy już niedaleko Otchłani a za nią powinno znajdować się gniazdko tych potworów, których obecność wyczuwam. Po jakimś czasie dalej w korytarzu zobaczyliśmy światło, gdy tam doszliśmy zobaczyliśmy kilku zagubionych krasnoludów.

- Hej wy! Kim jesteście? Kolejnymi plugastwami z Otchłani! Nie weźmiecie nas żywcem! - wykrzyczał ze złością jeden z nich.

- Nie, nie! Uspokójcie się, my jesteśmy z zewnątrz, nie jesteśmy wrogo nastawieni, chcemy pomóc. Mam na imię Victoria a to jest mój przyjaciel Draco.

- Naprawdę? W takim razie wybaczcie nam, jesteśmy tu od... chyba miesiąca. Ja jestem Herd.

- Jakim cudem tyle tu wytrwaliście?

- Tak się składa, iż mieliśmy znaczny zapas jedzenia.

- Dlaczego więc po prostu stąd nie wyjdziecie?

- Nie możemy, potwory pilnują wyjścia.

- Jak to? Przed chwilą tędy przyszliśmy i niczego nie widzieliśmy.

- Może się przed wami ukryły, one tak robią kiedy chcą kogoś zwabić.

- Być może ale dla nas nie stanowią przeszkody. Chodźcie! Wyprowadzimy was stąd.

- Dobrze, może się uda bez konfrontacji. - ruszyliśmy w stronę miasta i jak się okazało gładko poszło, hmm czy to nie dziwne?

- Dziękujemy za pomoc.

- Nie ma za co. - i odwróciliśmy się w stronę korytarzy.

- Zaraz! Wy chyba nie chcecie tam wracać?

- Ależ chcemy. Ja jestem czarownicą i wojowniczką i znam sposób na pozbycie się zła.

- Naprawdę! Tak więc my na was poczekamy, powodzenia.

- Dzięki.

- A i jeszcze jedno. Gdzieś tam za Otchłanią jest syn naszego króla Gloin, Jestem pewien, że on żyje... proszę znajdźcie go.

- Oczywiście, nie martw się.

- Ale to jeszcze nie koniec, na straży strefy ciemności stoi wielka pajęczyca Abra, porwała ona wielu dobrych górników, uważajcie na nią.

- Nie zapomnimy. A tak przy okazji nie wiecie dokąd udali się wasi pobratymcy?

- Wiemy. Na wschód od opuszczonego miasta, znajdują się wielkie żelazne wrota za którymi jest tunel prowadzący do naszego podziemnego królestwa. Król Harold wierzy w powrót syna, jeśli uda wam się przyprowadzić Gloina zdobędziecie jego dozgonną wdzięczność.

- Przydaliby się nam sojusznicy do walki z Aronaxem i spółką - szepnął mi na ucho Draco.

- Zaraz, wy krasnoludy jesteście groźnymi przeciwnikami dlaczego więc nie uporaliście się z tymi potworami?

- Walczyliśmy z nimi, ale one powracały, zupełnie tak jakby się odradzały czy coś. - Ja i gadzina spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.

- Czyżby znowu działanie jakiejś magii? To chyba także sprawka naszego starego przyjaciela. No dobra nie będziemy przeciągać, idziemy. - po 10 minutach - Jak myślisz, jakie zaklęcie będzie dobre na pająka giganta?

- Mnie się wydaje, że najlepiej po ludzku.

- Czyli z noży go?

- Z całą pewnością. Najpierw przetnij jej nogi aby ją powalić potem śmiertelny cios w głowę.

- Nie musisz mnie uczyć walki.

- Oh przepraszam.

- Wiesz co? Jedzie ci z paszczy.

- No co ty powiesz? Ale ja się przynajmniej nie pocę. - szczerze się uśmiechnęłam.

- Fajnie się z tobą rozmawia.

- Ja też cię kocham.

- Wiesz, rozmawiamy sobie tak po prostu, idąc ciemnymi korytarzami, w każdej chwili mogąc się zgubić albo zginąć w walce.

- Mnie też się tu podoba.

- A co ty zrobisz jak staniemy oko w oko z pajęczycą?

- Wtedy jej powiem: ?Hej ty, zapnij pasy bo zafunduję ci bezpłatną podróż na księżyc w jedną stronę? no i tak zrobię.

- Jesteś niesamowity, doceniam cię... zawsze byłeś przy mnie, rozśmieszałeś, pocieszałeś, pomagałeś, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

- Hej co ci? Nagle zaczęłaś się szczere wyznania, więc ja ci powiem, że powinnaś się otworzyć przed kimś innym, ale dzięki za zaufanie.

- O czym ty znowu mówisz? Nie karz mi się domyślać.

- O nie nic ci nie powiem, ale jak przyjdzie czas to się dowiesz.

- Powiedz mi co oni knują. Ty wiesz co, prawda?

- Wiesz co mówił zawsze Zeus: ?Na wszystko przyjdzie czas.? A Horus do mnie: ?Uważaj na jej ciekawość, nie może się zbyt wcześnie o tym dowiedzieć.?

- No bardzo śmieszne, nie dręczcie mnie więcej, powiedz mi.

- Przecież wiesz, że to nie możliwe. - Przez resztę drogi milczeliśmy. No i nadeszła chwila prawdy. Stanęliśmy przed wielkim ciemnym jak noc tunelem. Usłyszeliśmy wtedy głośne syczenie i po chwili zobaczyliśmy ją. Była wysoka na cztery metry i szeroka na sześć o białej barwie.

- No cóż, pora skopać jej odwłok. - Zrobiłam te kilka ciosów, o których mówił wcześniej Draco i po chwili ta leżała trupem.

- Hmm, to nie było trudne.

- Wiedziałem, że to tylko ciota, która tylko wygląda groźnie.

- W takim razie spenetrujmy Otchłań, Hard twierdził, iż jest ona duża i pełna potworów.

- Mam nadzieję, iż to prawda bo zaczynam się już nudzić.

Mogę stwierdzić, że gdy przemierzaliśmy ją było ciemno, mokro, jechało jak z kapci mojej babci a potwory były upierdliwe. Strefa ta była jak istny labirynt, nieźle się namęczyliśmy aby trafić na miejsce, aż w końcu stanęliśmy przed w pół zawaloną świątynią. To było istne skupisko zła, nigdy bym nie przypuszczała, że pod ziemią może ono tak się gromadzić. Musieliśmy dotrzeć do świątynnego ołtarza aby odprawić rytuał wypędzający ale nie było to łatwe, ponieważ demony próbowały mnie za wszelką cenę powstrzymać. Było ich zbyt wiele i nie mogłam spokojnie zrobić tego co do mnie należy, więc umówiliśmy się z Draco, że będzie mnie osłaniał. Robiło się gorąco, byłam właśnie w trakcie odmawiania zaklęcia rytualnego i nie mogłam w tej chwili się bronić, gdy zaatakowały mnie demony, myślałam że już po mnie, gdy nagle ktoś rzucił zaklęcia lodowego pocisku i zabił je, po chwili znalazł się obok Draco i razem z nim odpierał ataki. Ja dokończyłam inkantację, pojawił się wtedy piekielny wir, który wciągnął wszystkie potwory i pochłonął całą mroczną moc tu panującą. Dopiero teraz mogłam się przyjrzeć mojemu wybawcy. Z całą pewnością był on człowiekiem. Wysoki, dobrze zbudowany brunet o brązowych oczach, rany jaki on przystojny. Nie wyglądał on na czarownika, raczej na wojownika ale znał się na magii. Gapiłam się na niego jak na obraz, a moje konisko patrzyło na mnie jak na kretynkę. Po chwili odezwał się.

- Ni ci się nie stało?

- Nie, dziękuję. - w tym momencie gadzina spojrzała na mnie jakbym zrobiła coś nienormalnego.

- Gdybym siedział teraz na krześle to z wrażenia spadłbym z niego. Czyżbym się przesłyszał, czy powiedziałaś dziękuję?

- Cicho bądź!

- Gdybym mógł spytać, człowieku, kim jesteś i co tu robisz? - zwrócił się smok do nieznajomego.

- Mam na imię Izzy i jestem poszukiwaczem przygód. Przechodziłem przez góry, gdy trafiłem na tę kopalnię, po drodze spotkałem krasnoludy, które powiedziały mi o was. Ty zapewne jesteś Draco a to jest piękna Victoria. Wspaniała robota z tym pająkiem.

- Dzięki ale musimy ruszać dalej.

- A to dlaczego?

- Szukamy księcia krasnoludów, który gdzieś tu zaginął.

- Myślisz że on wciąż żyje?

- Być może ale obiecałam że go znajdę.

- Mogę iść z wami? - Draco spojrzał na mnie zastanawiając się czy się zgodzę.

- Yyy, no, czemu nie.

- Wiedziałem - powiedział obrażony gad i odszedł na bok a ja za nim.

- O co ci chodzi?

- On mi się nie podoba.

- Bardziej nie podoba mi się Xellos.

- Jak sobie chcesz.

- Spokojnie, później go spławie.

- Tak, o ile się w nim nie zakochasz. - powiedział ironicznie.

- Że co!?

- Masz ostatnio rozstrojone serce.

- Hej czy coś się stało, jeśli będę wam przeszkadzał to? - przerwał nam Izzy.

- Nie, nie ma problemu.

Dalej szliśmy w milczeniu. A nasz nowy towarzysz cały czas się mnie przyglądał tym słodkim spojrzeniem, aż się zarumieniłam a mój ogier był z tego niezadowolony. Za świątynią znaleźliśmy małe przejście, przez które się przeciskaliśmy. Za nim ku naszemu zdumieniu odnaleźliśmy całego i zdrowego Gloina. Opowiedzieliśmy mu wszystko a on powiedział nam jak udało mu się tu przetrwać. Po tej rozmowie bezpiecznie wróciliśmy aż do bram tunelu prowadzącego do królestwa krasnoludów. Gdy strażnicy zobaczyli swojego księcia, szybko otwarli nam je i zaprowadzili przed oblicze swojego króla.

- Gloin, synu ty żyjesz, tak bardzo się cieszę ale jak ci się to udało.

- To długa historia ale siedziałbym tam nadal gdyby nie ci wojownicy, którzy wyzwolili podziemia od szerzącej się ciemności.

- Jak mam wam dziękować.

- Po prostu będziesz nam winien przysługę. - powiedziałam.

- Jaką?

- Będziemy bowiem prowadzić walkę z potężnym złem i szukamy sojuszników.

- Możesz liczyć na nasz klan. - Tak więc po dobrze wykonanej robocie wyszliśmy z podziemi.

- Cóż, tutaj musimy się rozejść. - powiedziałam ze smutkiem, że już muszę się rozstać z moim nowym przyjacielem.

- Zobaczymy się może jeszcze kiedyś? - rzekł do mnie cichym i ponętnym głosem.

- Być może ale wątpię.

- A to dlaczego?

- Po wykonaniu zadania, o ile je wykonam muszę wrócić do mojego świata a potem zapewne znowu mnie coś czeka.

- Samotna jesteś.

- To widać?

- Oczywiście że tak, nie martw się, jeszcze kiedyś cię znajdę. Do zobaczenia moja piękna - i odszedł a ja o mało nie zemdlałam, jaki on słodki i opiekuńczy.

- Nie rozklejaj się wojowniczko, musimy ruszać dalej. - wykrzyczało mi do ucha konisko.

- Tak masz rację ale teraz mam ochotę na jakąś zagadkę niż ciągłą walkę.

- Poczekamy, zobaczymy co znowu nam przyniesie los.

I tak udaliśmy się w stronę Pustkowi Mroku, gdzie nikt się nie zapuszcza. Podobno była tam kiedyś siedziba magów a teraz po niej została tylko biblioteka. Oczywiście dobrze by było dowiedzieć się co nieco o tym świecie z pradawnych ksiąg. Kiedy dotarliśmy do opuszczonego budynku, zaczęliśmy go penetrować. Ku mojemu zdziwieniu znalazłam tam książki o mazoku, więc od razu chwyciłam za jedną z nich i zaczęłam ją czytać a Draco spojrzał na mnie jakby spodziewał się mojej reakcji, czasami zastanawiam się jak on dobrze mnie zna. Ku mojemu zdumnieniu znalazłam tam rzeczy, których się nie spodziewałam, mianowicie pradawne mazoku pochodzące z piekła, tak jak inne istoty znały uczucia, ale gdy to się zmieniło pozostałe demony nie mogąc ich znieść, wygnały je z piekła na ziemie, mając nadzieję że gdy mazoku będą żyły między ludźmi znów odzyskają uczucia, ale tak się nie stało. Nikt tak naprawdę nie wie dlaczego mazoku stały się nieczułe, przecież nawet pozostałe demony żyjące w piekle znają radość, rozkosz, chęć zemsty, nawet przyjaźń i miłość. Pamiętam stare opowieści mojej mamy o demonie, który się zakochał w śmiertelniczce.

- Draco, czy naprawdę nikt nie wie dlaczego tak się stało z mazoku?

- W zasadzie to chyba ktoś wiedział i zapisał to w księdze, która podobno tutaj się znajdowała, ale jej nie znalazłem. A co, chciałabyś wiedzieć?

- Wiesz jaka jestem ciekawska.

- Nigdy nie obchodziły cię mazoku a teraz. To pewnie przez Xellosa.

- No co ty. On mnie nie interesuje.

- Teraz zapewne wpadł ci w oko ten Izzy.

- Naprawdę nie wiem co ty masz do niego.

- Nie mówmy już o tym. Rozejrzyjmy się, może znajdziemy jeszcze coś ciekawego.

Znaleźliśmy kilka książek o historii tego świata. Podobno wiele wieków temu toczyła się tu wielka wojna dobra ze złem. To przez wydarzenia, które wtedy miały miejsce, ten świat jest pełen magii a zwłaszcza pozostałości po ciemnych mocach. Do tego jeszcze stąd jest łatwy dostęp do innych światów. Hmm? może to właśnie dlatego Stwórcy Escatona wybrali sobie to miejsce, jeśli zdobędą te ziemię to dalej pójdzie im gładko, dlatego więc to jest tak ważna sprawa, trzeba ich za wszelką cenę powstrzymać. To będzie trudne bo choć pokonam ich nowego twora to póki ich samych nie dopadnę to wszystko zacznie się od nowa, ale do dziś nie wiem kim oni są i gdzie się ukrywają.

- Draco. Wiem już wystarczająco wiele, możemy ruszać.

- Zgłodniałem, może pójdziemy do najbliższego miasteczka.

- Nie ma sprawy.

- W takim razie pośpieszmy się bo żołądek mi przyrósł do kręgosłupa.

Gdy dotarliśmy do miasteczka, kierując się do gospody, usłyszałam czyjeś wołanie. Odwróciłam się i zobaczyłam Linę i resztę.

- Vici! Tak się cieszymy, że cię widzimy, czułam po kościach iż cię spotkamy.

- Co, stęskniliście się za nami?

- Hej a gdzie jest twój smok?

- Mówił, że zgłodniał, może poszedł się najeść.

- Skoro mowa o jedzeniu, chodźmy coś zjeść.

Udaliśmy się do gospody na gigantyczną wyżerkę a jak się później okazało Draco z kimś rozmawiał.

- Co tam słychać Xellosie?

- Miło cię widzieć Drakusie.

- Zawsze ci mówiłem żebyś mnie tak nie nazywał. No i co ci wtedy powiedziała Vici?

- Że mam się przyjrzeć ludziom i ich uczuciom czy jakoś tak.

- A co ci powiedziała na ten temat Futura?

- Niewiele tylko tyle, że niedługo wszystko się zmieni. A tobie co powiedziała?

- Ja wiem znacznie więcej, ale nie mogę tego nikomu powiedzieć a zwłaszcza tobie i Victorii. Mnie tylko zastanawia pojawienie się tego nowego.

- Kogo?

- Takiego jednego wojownika, na widok którego Vici się rozpływa.

- Co on ma takiego czego ja nie mam?

- Jedną ważną rzeczą się od ciebie różni, on jest człowiekiem.

- Aaa? to wszystko wyjaśnia.

- Ale wiem jedno, przepowiednia Futury niedługo się spełni, i tylko od kilku osób zależy jej zakończenie.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.