Opowiadanie
Czerwień Lodu
Czerwień Lodu
Autor: | WolfBlacker |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Starcraft |
Gatunki: | Akcja, Science-Fiction |
Uwagi: | Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2007-01-29 01:38:54 |
Aktualizowany: | 2008-02-26 21:02:24 |
Bezkres lodowych pustyń.
Świat na którym już nigdy nie powinna żyć istota ludzka.
Niestety...
Joseph wyciął kolejną kreskę na metalowej ścianie baraku. Czterdziesta druga, pomyślał. Czterdzieści dwa dni tej pieprzonej roboty...
Dlaczego on? Nigdy się nie dowie, dlaczego on, Joseph Hammock, zwykły szeregowiec z 44 Grupy Zwiadowczej musiał dostać się akurat na tą przeklętą planetę...
Joseph już miał naprawdę dosyć. Chciał założyć dom, rodzinę. Jego dziewczyna, Anna, została na Korhal IV wspomagając tamtejszych naukowców. A on musiał trafić tutaj...
Chau Sara, lodowa, nuklearna pustynia, planeta całkowicie zniszczona przez Protossów. Czego mogli tu szukać, dziesięć kilometrów pod powierzchnią radioaktywnego lodu?
"Grupa druga, meldować się u majora Von Brauma" - rozległo się radio. Joseph rzucił nóż na szafkę obok i poszedł do centrali.
A w centrali wrzało. Wszystkie monitory pokazywały ekipy wydobywcze i kawał odkopanego metalu.
- Tutaj, Hammock. Co, masz nadzieję że zobaczysz gołą panienkę na tych monitorach? - syknął za Josephem dowódca całej placówki, Von Braum, który zwrócił się do reszty zgromadzonej już w centrali 44 Grupy.
- Słuchajcie żołnierze. Znaleźliśmy to, czego szukamy na tej zasranej planecie. Oto kompleks numer 6, jego przeznaczeniem było prowadzenie badań nad Zergami. Możecie sie spytać, czego do cholery szukamy na takim zadupiu? Odpowiedź jest prosta. Panie Strahn?
Do grupy podszedł naukowiec w średnim wieku, z notatnikiem w dłoniach i o zimnym spojrzeniu.
- Waszym celem jest DataDisk z zapiskami dotyczącymi badań nad genomem Xenomorphów, potocznie Zergów. Informacje na nim zawarte mogą pomóc nam dokładniej poznać te istoty, może nawet wychodować je w sztucznych warunkach w celach bojowych. Resztę informacji o kompleksie dostaniecie podczas zejścia pod powierzchnię. Powodzenia.
Cała druga grupa ruszyła do zbrojowni, skąd wzięli swoje zbroje. Hickins, Vince, Hammock, Johnson, Dobkins. Ich oddział. Największe sukinsyny w całej bazie...
Po kilku minutach oczekiwania zapaliło się zielone światło i Marines pojechali windą na sam dół. Co kilometr pikał licznik Geigera trzymany przez Vince'a, radiologistę grupy. Po kolejnym kwadransie winda stuknęła cicho o skalne podłoże, a drzwi windy się rozsunęły. Żołnierze minęli ekipę wydobywczą i zajęli stanowiska przy luku wejściowym do stacji. "Kopacz" dał im sygnał. Trzy...dwa...jeden...
Marines weszli do środka stacji. mimo iż od kilkunastu lat nikogo tutaj nie było, panował względny porządek. Na podłodze kable, na stropie zwykłe jarzeniówki...W końcu weszli w główny korytarz, można było już usłyszeć pracujące wentylatory powietrza, uruchomione kilka godzin temu.
- ...dobra, teren czysty, można otworzyć zasłony chłopaki. - powiedział do radia Vince, otwierając swój hełm. Na jego twarzy odmalowywał się absolutny spokój.
- Grupa druga, jesteście gotowi na zamknięcie?
- Się wie, majorze. Zamykamy.
Z oddali dobiegł ich szum oraz szczęknięcie metrowej grubości stalowej grodzi. Cała grupa ruszyła za Hickinsem, trzymającym w dłoni mapę.
- Dobra, żeby to cholerstwo otworzyć trzeba najpierw włączyć drugi generator. Johnson za mną, reszta idzie z Dobkinsem...Johnson, kurwa, zgaś tego jebanego szluga!
- Wiesz że mnie to odpręża, Hick.
- Dobra, idziemy panienki.
Grupa rozdzieliła się. Trzech Marines szło powoli ku śluzie laboratorium. Przez radio słychać było tylko postękiwania i przekleństwa pozostałej dwójki.
- Dobra panienki, Johnson już uruchamia generator, jesteście na miejscu?
- Jeszcze kilkadziesiąt metrów, Hick.
- To co kurwa tak wolno? To nie jest majówka do cholery!
- ...no dobra, na miejscu.
Hannock ujrzał przed sobą dużą śluzę, z namalowanym "Lab" nad terminalem wejścia. Zielone symbole w sekundę potem się pojawiły, widocznie Johnson już włączył generator.
- Szefie, jakie jest to hasło, bo jesteśmy na miejscu.
- Hasło brzmi "Pandora". Hickins, Johnson, czekajcie przy grodzi wejściowej gdy pozostali zbiorą DataDisk.
- OK majorze, bez odbioru.
Hannock wstukał hasło do terminalu, który zajarzył się, pokazał godło Confederate i pokazał napis "Acces granted".
Śluza rozsunęła się z sykiem, ze środka wylały się jakieś białe opary. Trójka Marines weszła do hali laboratorium, rozglądając się czujnie, z przyzwyczajenia. Włączyli lampy na pancerzach i rozejrzeli się dokładniej po pomieszczeniu. Na środku stał główny komputer laboratoryjny, a przy ścianach było coś podobnego do inkubatorów wypełnionych zieloną cieczą.
-Jeśli coś tam było, to już dawno zdechło - mruknął Dobkins.
Vince podszedł do komputera centralnego, gdy dwójka oglądała inkubatory.
-To musiało być coś naprawdę dużego, patrz na rozmiar tego gówna.
-Nie filozofuj tylko rób swoją robotę, jeszcze chwila i stąd spierdalamy.
Vince jeszcze chwilę stukał w klawiaturę na środku hali, aż w końcu zaczął iść ku dwójce z prostokątnym kawałkiem metalu w dłoni.
- Mamy sukinsyna - powiedział z satysfakcją - a teraz chodu, Jihnson i Hick...
- O kurwa.
- Co jest, Dobkins?
Marine stał wryty oświetlając wyschłą kałużę zielonej mazi i rozbity inkubator.
A dalej następny.
Dziesiątki zniszczonych.
I pustych.
Trzej żołnierze wybiegli z laboratorium, na chwilę tylko się zatrzymując by zamknąć śluzę.
- Kurwa! Majorze! Tu coś jest!
- Raportuj! Macie DataDisk?
- Mamy, ale to coś co tutaj hodowali rozbiło te jebane inkubatory i...
- Vince, uspokój się do cholery! Jesteście żołnierzem, nie kurewką stojącą na rogu ulicy! Co widzieliście?
- Rozbite inkubatory...
- Coś jeszcze?
- Nie, tylko to...
- To co się podniecasz! Spieprzać mi stamtąd, wszyscy! Otworzyć grodzie! Hickins, jesteście przy grodzi? Hickins? Jesteście tam?
Cisza.
- Hickins kurwa, jaja se robisz! Odpowiedzcie, żołnierzu!
Cisza. A potem przeciągłe jakby westchnienie połączone z jakby...mlaskaniem?
- O kurwa...
- Vince, co sie dzieje?!
- Znaleźliśmy Johnsona.
Istotnie, był to Johnson. A raczej jego połowa. Wyprute flaki walały się wszędzie po korytarzu, a w zsiniałych już ustach nadal trzymał niedopałek papierosa.
Dobkins nie wytrzymał. Chłopak porzygał się na ścianę, zasłaniając oczy rękami. Hannock przyświecał sobie latarką, mierząc z karabinu do okolicznych cieni.
- Co z nim?
- Nie żyje.
- O kurwa...spieprzajcie stamtąd. Wzywam Dropship, macie dziesięć minut, zrozumiano? Spierdalamy z tej góry lodu!
- Tak jest majorze! Dobkins, Hannock, chodu!
Pozostali przy życiu Marines biegli dalej korytarzami, słysząc za sobą jakieś odgłosy biegu i stukot, jakby kość uderzała o kość.
Tuż przy grodzi znaleźli to.
Coś co siedziało w inkubatorze.
Był to Zergling.
- ...kurwa, majorze, tu są Zergowie, rozumie pan?! Zergowie! Kurwa, już po nas!!
- Uspokójcie się, żołnierzu! Gdzie jesteście?
- Przy grodzi!
- Spieprzać stamtąd, gródź zamknąć. Natychmiast na górę! To rozkaz!
- Tajest! Co do...
Cienie się poruszyły. Hannock zaświecił latarką, i natychmiast otworzył ogień, drąc ryja.
Zerglingi wyskoczyły na trójkę, jednak nie udało im się zaskoczyć przeciwnika. Pierwsze dwa padły po salwie Hannocka, następne dwa zginęły od kul pozostałych żołnierzy. Ostatni prawie że dopadł Vince'a, ale ten wywalił mu serię w osłonę czołową, zabijając Zerglinga na miejscu, a sam uwalając się w jego krwi.
Marines wybiegli w wykopany korytarz, zamykając gródź. Wbiegli natychmiast do windy i pojechali na górę.
Na górze ukazała im sie rzeź.
Zbrojownia była usłana flakami ekipy wydobywczej, poobcinane ręce i nogi walały się po całej sali. Marines wybiegli na korytarz, potem do lądowiska.
- Majorze! Gdzie jesteście?! Co się dzieje?! Majorze!!
- Aaaaaa...
- Kto to wrzeszczy?!?!
- Aaaa...aghh...ghhhhhh...
- ...majorze?
Cisza.
W jednej chwili wyskoczyły na nich dwa Zerglingi. Dobkins nie był niestety dostatecznie szybki. Upazurzone łapsko Zerga ucięło mu najpierw prawą rękę, potem rozpruła mu twarz. Vince i Hannock nie mogli mu pomóc, otworzyli tylko ogień zaporowy i pobiegli dalej korytarzem.
Na lądowisku były kolejne trupy, jednak dwójka Marines z paniki przeszła w czarną rozpacz.
Rozbity, płonący Dropship zablokował wrota na górze hangaru, pozwalając wedrzeć się nawale śniegu. Licznik Geigera Vince'a zaczął nagle pikać.
- A więc to już koniec - szepnął Vince dziwnym, prawie radosnym głosem.
Pobiegli ku wyjściu z bazy. Wiedzieli że to samobójstwo.
Tuż przy wrotach wejściowych Vince nie wytrzymał. Z szaleńczym uśmiechem strzelił ze swojego służbowego SMK-2400 w usta. Mózg rozbryznął się malowniczo na suficie, ciało Marine opadło bezwładnie na bok. Hannock w panice wybiegł przez śluzę prosto w nuklearną zimę, nie zasuwając zasłony hełmowej. Usłyszał za sobą stukot i skrzeczenie Zerglingów.
Bieg trwał kilka minut. Hannock wywalił wszystkie trzy magazynki w Zerglingi, jednak ich to nie spowolniło. Marine czuł już mrowienie na twarzy, efekt radioaktywnego śniegu. Nagle przystanął wznosząc oczy ku niebu.
Żegnaj, Anno.
Krew czerwienią wylała się na lód.
Nikt nie słyszał jego krzyku.
...
Niezłe. Fabularnie ograny do bólu motyw, znany z setek filmów i powieści. Kilka niepotrzebnych anglicyzmów (datadisk, dropship), ale generalnie czyta się nieźle.
lol
Zazdroszcze takej kreatywnosci. To jeden z niewielu fikow, gdzie podczas czytania dostalem dreszczy (podniecenia i strachu). Tak trzymac :).