Opowiadanie
Druga próba
Koniec
Autor: | Jimmy Wolk |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | L-Voss |
Serie: | Neon Genesis Evangelion |
Gatunki: | Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2008-07-24 10:04:18 |
Aktualizowany: | 2008-07-24 10:04:18 |
Poprzedni rozdział
Druga próba
Koniec
Było popołudnie następnego dnia po byciu przez nią świadkiem śmierci Siedemnastego, kiedy Rei przyłapała się na błąkaniu się po ulicach Tokio-3. Nie była pewna, czemu to robi. Nie służyło to praktycznie żadnemu celowi. Mogłaby przeczekać te ostatnie godziny w swoim mieszkaniu albo w NERV-ie. A jednak oto robiła sobie to, co głos w zakamarkach jej umysłu przezywał „ostatnią pieszą wycieczką”.
Może było to to, co ludzie często doświadczali jako niepokój, mając nadzieję uspokoić nerwy przed ważnym albo strasznym czynem w swym życiu. Może robienie czegoś po raz ostatni było melancholijnym nawykiem człowieka, nawet jeśli było to tylko przechodzenie przez okolice, których wkrótce nigdy się już nie zobaczy.
Przez długi czas zadawała sobie pytanie, czy naprawdę pragnie wypełnienia swego przeznaczenia. Z pomocą Ikariego i później Sōryū, zaczęła czuć się, jakby w jej życiu mogłoby być coś więcej, że mogła znaleźć inne powody, by żyć. Ale od śmierci Siedemnastego zew stał się tak głośny, że każde włókno jej istoty wrzeszczało na nią, by wreszcie wypełniła zadanie, dla którego została stworzona i szukała spoczynku, którego on inaczej by jej nie dał.
Ale bała się. Nie mogła temu zaprzeczyć. Przez całe życie wiedziała, że tak się zakończy i oczekiwała na to bez żalu. Ale teraz, kiedy ten koniec był bliski, młoda kobieta nie mogła wyciszyć wątpliwości w swoich myślach.
Decyzja Siedemnastego zostawiła ją z wątpliwościami. Uniknął on swojego przeznaczenia, by zjednoczyć się z Lilith i żyć wiecznie, pozwalając się unicestwić. Dla niej, dla NERV-u, jednakże, dokładnie to przeznaczone się było stać. Jeśli nawet przeznaczenie było kwestią punktu widzenia... jakie było jej?
Gdy szła niemal pustymi ulicami, słaby dźwięk wyrwał ją nagle z zamyślenia. Bardziej instynktownie niż z ciekawości podążyła za cichym zawodzeniem do alejki kilka metrów przed sobą. Na początku nic nie zobaczyła, póki jej wzrok nie padł na ziemię. Mała, brązowowłosa dziewczynka, nie starsza niż cztery czy pięć lat siedziała, kuląc się w kącie. Z wyglądu przypominała bezdomną. Ubranie miała za duże na swoje małe ciało, jakby nie miała nic innego do wdziania. Stopy miała bose i brudne.
Jej cichy płacz wydawał się być niezauważany przez nielicznych przechodniów. Ignorowanie bólu kogoś niezwiązanego z nimi w żaden sposób było powszechną cechą ludzi, którzy mówili sobie, że rodzice na pewno w końcu wrócą się nią zająć, albo zwalali odpowiedzialność na władze albo innych przechodniów. I nawyk ten stawał się jeszcze bardziej naturalny, kiedy dotyczył wyraźnych wyrzutków ze społeczeństwa.
Ale coś nie pasowało do tego obrazu. Na ubraniu dziewczynki widać było tylko trochę brudu, co mogło być wynikiem siedzenia na ulicy, opierając się o ścianę za sobą.
Rei nie była pewna co do uczucia, jakie wywoływała w niej ta scena, ale nic nie mogła zrobić. Nie miała żadnego doświadczenia w pocieszaniu dzieci, żadnej wiedzy o potrzebach dziewczynki albo jakiego rodzaju pomocy pragnęła. I cokolwiek przysparzało jej bólu, jej męka i tak nie potrwa zbyt długo. To kwestia godzin, nim nie będzie już nigdy więcej czuła bólu.
Ale gdy Rei miała już ruszyć w dalszą drogę i zapomnieć o tej chwilce tak jak wszyscy inni, płacz dziewczynki nagle zelżał i pociągając nosem, odwzajemniła ona jej spojrzenie załzawionymi oczami. Czyżby stała tam, wpatrując się w dziecko, tak długo, że ożywiła jego zainteresowanie?
Pragnienie odejścia nasiliło się, gdy dziewczynka wciąż wpatrywała się w nią ze strachem, przechylając głowę na bok, jakby szukała czegoś na twarzy Rei. Coś w tym dziecku było wytrącającego z równowagi, ale Rei nie wiedziała, co.
Bardziej kierowana instynktem niż czymkolwiek innym odwróciła się gwałtownie i odeszła, nie oglądając się. Nie potrafiła do niczego dopasować tego uczucia w swoich wnętrznościach, nie było to uczucie niebezpieczeństwa ani bardzo ostrzegające, ale z jakiegoś powodu nie chciała temu stawiać czoła. Ale nawet mimo patrzenia wciąż przed siebie wiedziała, że tak łatwo się tego nie pozbędzie, gdy słyszała za sobą drobne kroczki, najpierw spieszące się, by ją dogonić a potem dostosowujące tempo, by zachować pełną szacunku odległość. Nawet kiedy Rei przyspieszyła, obecność za jej plecami dotrzymywała jej kroku.
W końcu zdając sobie sprawę, że łatwej ucieczki nie będzie, zatrzymała się.
„Dlaczego za mną idziesz?” zapytała Rei, nie odwracając się.
„Wyglądasz jak przyjaciółka,” odpowiedział nieśmiało głosik.
Teraz już obróciła głowę, by spojrzeć przez ramię na dziecko, które wciąż obserwowało ją ze strachem lecz także z nadzieją w oczach. „Musisz mnie z kimś mylić. Nie znam cię.”
„Jak masz na imię?”
„Jestem Rei Ayanami,” odpowiedziała automatycznie.
„Ja jestem Aki!” zawołała już weselej dziewczynka. „Teraz się znamy, prawda?”
Rei nie mogła się za bardzo kłócić z tą logiką. Ale chciałaby. „Nie możesz mi towarzyszyć,” wyjaśniła. „Powinnaś poszukać swojego prawnego opiekuna.”
„Piekuna?” najwyraźniej nie zrozumiało definicji dziecko.
„Rodziców albo innej związanej z tobą emocjonalnie postaci, która do tej pory się tobą zajmowała.”
Na te słowa usta Aki znów zaczęły drżeć. „Mamy i taty nie ma,” powiedziała, pociągając nosem. „I nie mogę ich znaleźć.”
„Jeśli się zgubiłaś, powinnaś szukać pomocy u władz.”
„Ty jesteś wadza?” zapytała z nadzieją Aki.
„Miałam na myśli policję albo podobną instytucję, która posiada odpowiednie środki, żeby szukać twoich rodziców.”
Dziecko wciąż nie wydawało się rozumieć, przebierając nerwowo bosymi nogami. „Nie możesz mi pomóc...?” zapytała bojaźliwie.
„Nie znam twoich rodziców ani ich obecnego miejsca pobytu,” powiedziała jej zgodnie z prawdą Rei. Jednakże widok dziewczynki znów zalewającej się łzami przywołał też to niespokojne uczucie, które nękało ją wcześniej. „Mogę... cię jednak zaprowadzić na najbliższy posterunek policji, jeśli sobie życzysz.”
Po raz pierwszy na twarz dziewczynki wpełzł drobny uśmiech, gdy ta skinęła głową, pociągając nosem.
„No to chodź za mną,” powiedziała Rei Aki i zaczęła iść, nie oglądając się za siebie. I tak nie musiała oglądać się na Aki, żeby wiedzieć, że ta i tak zrobi, o co ją poproszono.
„Rei?” dość szybko znów zawołał ją głos dziewczynki tuż za nią. „Jesteś w mojej rodzinie?”
To pytanie zaskoczyło nastolatkę, jako że nie miało dla niej wielkiego sensu. Szanse spotkania nieznanego krewnego w mieście rozmiarów Tokio-3 były raczej nikłe, ale domyśliła się, że dziewczynka była po prostu za mała, by wyliczyć takie szanse. Jako że, zważywszy na podłoże jej stworzenia, nie miała absolutnie żadnej rodziny, odpowiedziała zgodnie z prawdą, „Nie.”
Aki jednakże wydawała się być bardzo zadowolona tą odpowiedzią, jako że jej głos zabrzmiał dużo weselej niż przedtem. „No to jednak jesteś przyjaciółką!”
Zaskoczona Rei... nic nie powiedziała.
*********
Po drodze Rei szybko zarejestrowała to, jak Aki coraz bardziej zmniejszała dystans między nimi. W końcu czuła lekkie pociąganie za bok sukienki, a mała rączka ujęła jej dłoń. Na początku Rei próbowała nie okazywać zaskoczenia tym kontaktem. Ale gdy czuła, jak ciało dziewczynki przyciska się do niej co jakiś czas, nie mogła się powstrzymać przed zerknięciem w dół i zauważyła, że Aki rozgląda się nerwowo, chłonąc otoczenie ciekawskim, acz wylęknionym wzrokiem - i wzdrygając się zawsze, gdy ktoś przechodził.
„Boisz się obcych?” zapytała w końcu Rei, nie do końca rozumiając wyraźny strach, jako że dziewczynka nie okazała wielkiego wahania w podejściu do niej.
Aki potrząsnęła głową. „Jest ich nagle tak dużo. I tak głośno. Nie wiem, czemu. I... mama ani tata nie mogą mi powiedzieć...”
Rei nie była pewna, jak rozumieć to wyjaśnienie, gdy dziecko znów zaczęło pochlipywać na przypomnienie o straconych rodzicach. Główkując nad tym, postanowiła wypytywać dalej, wiedząc, że przyda się to później. „Pochodzisz z wyludnionego regionu?”
Zmiana tematu wydawała się odwrócić uwagę Aki od jej przygnębionego nastroju, ale niepewność w jej oczach, gdy podniosła wzrok na Rei, czyniła oczywistym to, że nie udało jej się w pełni pojąć pytania.
„Pochodzę... pochodzę z domu...?” pochlipywała przepraszająco, poprawnie odgadując, że taka odpowiedź nie była zbyt pomocna.
*********
Były w połowie drogi na najbliższy posterunek policji, kiedy Rei poczuła pociągnięcie za rękę. „E! Czekaj!”
„Czemu?”
Odwróciwszy się, ujrzała, jak dziewczynka przenosi błagalne spojrzenie to na nią, to na dom towarowy, który właśnie mijały. Czy dziecko rozpoznało to miejsce? Była to jedna z gęsto rozsianych filii dobrze znanej sieci, a w jej wieku i tak każdy sklep mógł wyglądać tak samo. Może po prostu nauczyła się, że w środku może być możliwość zrelaksowania się.
„Kredki mi się prawie skończyły! Potrzebne mi nowe!”
Rei obserwowała, jak zachwycona dziewczynka puszcza jej rękę i wparowuje do sklepu, nim ona zdążyła odpowiedzieć. Teraz, kiedy uwaga Aki była odwrócona i zniknęła jej z oczu, Rei mogłaby wreszcie odejść, nie dając jej możliwości dalszego podążania za nią. Mogłaby wreszcie zakończyć to spotkanie, które zajęło zdecydowanie za dużo czasu i o wiele za bardzo zakłóciło już jej zwykłą rutynę.
Ale odkryła, że nie jest w stanie się ruszyć. Prześladowała ją myśl o dziewczynce wesoło wychodzącej ze sklepu ze swą nową własnością, póki nie zauważy, że znów została porzucona, zagubiona i samotna. A Rei nie chciała być przyczyną płaczu, który, jak wiedziała, usłyszy, nawet jeśli już dawno będzie poza zasięgiem słuchu.
W końcu... przyjaciółka by tak nie zrobiła.
Głośne „Ej!” ze środka zakończyło ciąg jej myśli i instynktownie pospieszyła do środka. Jak się niemal spodziewała, znalazła skuloną Aki najwyraźniej bliską łez przed sprzedawcą, który trzymał pudełko kredek.
„Nie możesz tak sobie z nimi wyjść!” powiedział przyjaźnie, acz stanowczo młodzieniec. „Rodzice ci nie mówili, że trzeba najpierw zapłacić?”
„Czy był kłopot?” zwróciła ich uwagę Rei.
Sprzedawca wpatrywał się w nią przez chwilę. „Jesteś jej siostrą?” zapytał, wskazując kciukiem Aki. „Nie pilnowałaś jej? Wiem, że dzieci w tym wieku nie radzą sobie z pieniędzmi, ale muszą się przynajmniej nauczyć, że nie mogą sobie po prostu brać, co chcą.”
Z jakiegoś powodu Rei odkryła, że policzki jej się nagrzewają na wniosek, że jest starszą siostrą dziecka. To nie było raczej ze wstydu, ale...
Szloch obok niej przyniósł szybki koniec jej zakłopotania.
„Przepraszam za to nieporozumienie,” zwróciła się do sprzedawcy Rei, kłaniając się formalnie. „Pokryję koszta.”
*********
Dotarcie na posterunek policji zajeło im kolejnych pięć minut po incydencie w sklepie, który wprawił Aki w wyraźne zakłopotanie. Przez całą drogę była cicho, kurczowo ściskając rękoma pudełko, które kupiła jej Rei, podczas gdy trzymała się nastolatki tak blisko, jak to możliwe, najwyraźniej bojąc się obcych jeszcze bardziej niż przedtem. Spotkanie ze sprzedawcą musiało ją nieźle wystraszyć.
Posterunek był tak naprawdę tylko jednym z małych „punktów” policyjnych, więc znalezienie ledwie jednego funkcjonariusza za ladą, która wypełniała większość wąskiej przestrzeni, nie było zbyt wielką niespodzianką. Podniósł wzrok znad papierów, które wypełniał, gdy weszły, wydając się niemal zaskoczonym na widok wchodzących ludzi.
„O... cześć,” udało mu się powiedzieć, nim doszedł do siebie. „W czym mogę pomóc?”
„Ta dziewczynka najwyraźniej oddzieliła się od rodziców.” Rei nie traciła czasu, nie ruszając się, by usiąść na zaoferowanym krześle. W końcu widocznie zestresowana Aki używała jej ciała jako osłony.
„O?” zauważył też lęk dziecka sierżant Sato, jak Rei mogła przeczytać na identyfikatorze mężczyzny w średnim wieku, i zrobił co w jego mocy, by uformować na ustach rozbrajający uśmiech skierowany do Aki. „Hej, ile masz lat, malutka?”
Ale Aki nie odpowiedziała na pytanie funkcjonariusza. Wpatrywała się w Rei, najwyraźniej szukając wsparcia swojej nowej nastoletniej przyjaciółki po spotkaniu z tym nieznajomym.
„Proszę, odpowiadaj na jego pytania,” powiedziała jej spokojnie Rei. „Inaczej nie będzie w stanie szukać twoich rodziców.”
Wciąż ledwo co patrzyła na wielkiego mężczyznę za biurkiem, ale wyciągneła prawą rękę, pokazując trzy palce. „T-trzy,” wymamrotała, nim nagle zaczęła wyglądać na zszokowaną, jakby sobie coś przypomniała. „Ale niedługo mam urodziny! Wtedy będę mieć cztery!” dodała pospiesznie dumnym głosem, gdy wystawiła jeszcze jeden palec, ale ten wybuch radości nie trwał długo i niemal natychmiast powróciła do kulenia się u boku Rei, może ze wstydu jeszcze bardziej.
„Acha...” zachichotał Sato, gdy coś zanotował.
Spojrzenie Rei było jednak utkwione w dziewczynce i zastanawiała się, czy bardzo często mówiono jej, że niedługo skończy cztery lata, czy też sama do tego doszła. Z tego co wiedziała, nie było częstą rzeczą, żeby dzieci w tym wieku mogły dochodzić do takich wniosków.
„I powiesz mi jeszcze swoje imię?” kontynuował wypytywanie funkcjonariusz.
„Aki...” odpowiedziała bojaźliwie.
„Dobrze, Aki,” powiedział Sato, gdy zaczął pospiesznie zanotowywać tę informację. „A jak masz na nazwisko?”
„Naz-nazwisko?” powtórzyła Aki, zerkając ze zmieszaniem na funkcjonariusza, potem na Rei i z powrotem na podłogę.
„Tak,” skinął głową Sato, przechylając się nieco bardziej przez ladę. „No wiesz, miano rodzinne.”
Niepewna dziewczynka zaczęła przygryzać dolną wargę, wyraźnie wciąż nie rozumiejąc, o co się ją pyta.
„Aki...?” spróbowała, a paluszki jej wolnej rączki zaciskały się i rozluźniały nerwowo.
„Nie, zobacz,” spróbował znowu sierżant, „Chodzi o to, jak inni ludzie nazywają kogoś z twojej rodziny. Jak ludzie nazywają na przykład twojego ojca?”
„Ludzie...?” Aki zatrzęsła się przy Rei, a w oczach dziewczynki zaczęły zbierać się łzy. Te pytania, na które - dla niej - nie można odpowiedzieć, wyraźnie stawały się ponad siły jej i tak zdenerwowanego umysłu. „N-nie wiem...”
„D-dobra, dobra, n-nie trzeba płakać!” szybko próbował uspokoić zdenerwowane dziecko, choć nawet Rei zauważyła, że szło mu to raczej nieporadnie. Najwyraźniej miał niewielkie doświadczenie z dziećmi. „Znasz... znasz przynajmniej jego imię?”
To było najwyraźniej łatwiejsze pytanie, gdy uspokoiła się nieco i odpowiedziała bez wahania „Tata.”
„Nie, zobacz,” ugryzł się w język Sato, by nie poniosła go wyraźnie narastająca frustracja i wymyślił łatwiejszy sposób dla trzylatki. „Jak... jak do niego mówi twoja matka? Oprócz 'tatku' albo 'kochanie' albo coś w tym stylu.”
Tym razem myślenie zajęło Aki trochę więcej czasu, ale jej odpowiedź była tak pewna jak poprzednia. „Baka.”
Sato opadły ramiona. „Co by pasowało mniej więcej do każdego żonatego faceta w tym mieście. To by było na tyle, jeśli chodzi o wyszczególnienie kogoś,” westchnął. „No, jak nie dostaniemy niezbędnych informacji od niej, mógłbym spróbować na odwrót i zerknąć, czy ktoś wypełnił raport o jej zaginięciu.”
Ale gdy stukał w klawisze, zerkając czasem z monitora komputera na Aki, jego mina poważniała z każdą chwilą. W końcu potrząsnął głową. „Przepraszam, ale nie mam opisu, który by do niej pasował.”
Rei zerknęła na dziewczynkę, która z kolei wpatrywała się w nią z zatroskaniem. Zrobiła, co mogła, prawda? A jednak nie zabrzmiało zbyt właściwie, gdy zapytała „Spodziewam się, że wy się nią teraz zajmiecie?”
„Cz-czekaj!” Rei spodziewała się, że Aki wyrazi swój strach, gdy odwróciła się do wyjścia, ale Sato był szybszy od dziecka. „Nie mogę jej tu trzymać. Rozejrzyj się, dziewczyno. Miasto jest ewakuowane i my też. Mało kto, kto nie pracuje dla NERV-u, został i mamy rozkazy nie mieszać się do ich spraw. Obecnie tą dzielnicą zajmuje się troje naszych ludzi. Z czego dwoje jest na patrolu. Nie ma mowy, żebyśmy teraz mogli sobie pozwolić na opiekę nad dzieckiem.” Podrapał się nerwowo po głowie. „Są jakieś pogłoski, że JSSDF jest w drodze, żeby pomóc. Ale na razie muszę jeszcze oficjalnie coś o tym usłyszeć. Do tej pory mogę ci tylko zaproponować sprowadzenie kogoś z opieki społecznej, kto ją zabierze do sierocińca w Gotembie albo Odawarze, ale to by zajęło co najmniej kilka godzin, nie licząc papierkowej roboty. Wątpię, żeby komuś się tak chciało tu jeszcze dzisiaj przyjeżdżać.”
„Chce mi pan powiedzieć, że nie będzie gdzie miała spędzić nocy?” domyśliła się Rei.
„A... kur-” powstrzymał się Sato, gdy jego oczy spoczęły na Aki. „To znaczy... popatrz, mogę mieć poważne kłopoty, że to proponuję, ale...” Funkcjonariusz wzruszył niewyraźnie ramionami, „może ty możesz... albo znasz kogoś, kto może się nią zająć na jedną noc?”
Rei czuła się niczym zapędzona w kozi róg tą propozycją. Nie powinna się jeszcze bardziej wiązać z dzieckiem. Zrobiła, co mogła.
Nie, zrobiła to, czego po niej oczekiwano. Ale nie mogła naprawdę... W innych warunkach major Katsuragi mogłaby wziąć dziecko z Ikarim i Sōryū. Ale obecnie ta opcja nie była dostępna.
Pociągnięcie za jej spódniczkę przypieczętowało decyzję.
„Może... zostać ze mną na noc.”
*********
„Gdzie teraz idziemy?” zapytała natychmiast Aki, gdy wyszła za Rei z punktu policyjnego po tym, jak jej tymczasowa opiekunka zostawiła adres i numer telefonu komórkowego. Przepracowany funkcjonariusz z pewnością poczuł się dużo spokojniejszy o swoją propozycję, kiedy zobaczył jej identyfikator z NERV-u.
Zaskoczona nastolatka zerknęła na chwilę na swą prawą rękę, gdy poczuła jak dziewczynka znów łapie za nią swoją lewą, ale nie powiedziała nic przeciwko temu. „Zmierzamy do mojego mieszkania. Spędzisz tam noc.”
Aki najpierw była cicho, ale dosyć szybko zrobiła się wyraźnie spięta. W końcu ubrała swoje zmartwienia w słowa. „Więc nie mogę już iść do domu...?”
„Będziesz mogła wrócić, jak tylko znajdziemy kogoś, kto wie, gdzie mieszkasz,” próbowała zapewnić ją Rei.
„Ale ja wiem, gdzie mieszkam...”
To naprawdę zaskoczyło Rei, na tyle, by się zatrzymała i zmierzyła dziecko wzrokiem. „Znasz adres swojego miejsca zamieszkania?”
Mina Aki spochmurniała. „No... nie...”
„No to...”
„Ale znam drogę z powrotem,” przerwała jej szybko dziewczynka.
Rei poczuła lekki ból głowy. „Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniałaś?”
„Nie... nie wiedziałam, że powinnam...” przyznała bojaźliwie Aki.
„Prawdopodobnie twoi rodzice w końcu też tam będą,” wyjaśniła Rei. „Mogłaś tam na nich poczekać.”
Błękitne oczy Aki nerwowo przeskoczyły z Rei na ziemię. „Ale... tam była ta straszna pani...”
„Straszna pani?” powtórzyła Rei.
„Taa, obudziłam się i nie było mamy ani taty, tylko ta straszna pani, więc uciekłam, aż znalazłam ciebie!” wyjaśniła Aki, biorąc głębokie wdechy pomiędzy zdaniami, jakby zapominała o nabieraniu niezbędnego powietrza.
Rei spojrzała po prostu na małe dziecko, nim spróbowała przeanalizować problem na najlogiczniejszy możliwy sposób.
„Ta kobieta mogła być gościem twoich rodziców. Często zdarza się też, że rodzice zatrudniają „opiekunkę do dziecka”, żeby zajmowała się dziećmi, kiedy ich nie ma.” Chociaż musiała przyznać, że, podczas gdy była niedoświadczona w takich sprawach, kazanie komuś opiekować się swoim dzieckiem, jeśli nie poznało ono uprzednio tej osoby, wydawało się niecodzienne. „No to powinnyśmy tam pójść. Jeśli to naprawdę twój dom, prawdopodobnie ktoś tam na ciebie czeka.”
„Ale...” zaczęła protestować Aki, ale potem spuściła głowę, wpatrując się w swe wiercące się stopy. „Ale pójdziesz ze mną...?”
*********
„To mój dom!”
Słońce już zachodziło, kiedy podekscytowana Aki pokazała palcem znajomy dom z wejścia do całkiem dużej posiadłości na obrzeżach Tokio-3.
Wybranie go przez dziewczynkę wydawało się dziwnym zbiegiem okoliczności. Zbyt wielka była pokusa, by nie zadać pytania, które Rei miała na końcu języka. „Jesteś pewna?”
Jej odpowiedź znowu składała się z pary nierozumiejących oczu.
„Jesteś pewna, że to jest miejsce, gdzie mieszkasz?” spróbowała ponownie.
Aki skinęła głową, ale mimo wszystko rozejrzała się raz jeszcze. „Płotu nie ma... Ale wszystko inne jest takie jak zawsze.”
Rei zmarszczyła lekko brwi. Wspomnienia przynajmniej jednej z nich ją zwodziły. I miała pewne wątpliwości, że jej. Ale był tylko jeden sposób, by się upewnić.
Gdy zaczęła iść do drzwi frontowych, zauważyła jednak, że jej dzisiejszy mały cień po raz pierwszy już za nią nie podąża. Obejrzawszy się przez ramię, ujrzała, że dziewczynka wciąż stoi w tym samym miejscu, wiercąc się nerwowo, jakby niepewna czy iść przed siebie, czy uciec. „Nie chcesz iść do domu?”
„A... a co, jak ta kobieta jeszcze tam jest?” chlipała Aki, ciągnąc za swoją żółtą koszulkę. „Ja... ja się jej boję...”
„Nie dowiesz się, jeśli ze mną nie pójdziesz,” oznajmiła Rei i podeszła do drzwi. Pobiegnięcie za nią i uczepienie się spódniczki nastolatki, gdy ta naciskała już dzwonek, zajęło Aki tylko kilka chwil.
Po drugiej stronie wyraźnie słychać było szybko zbliżające się kroki i Rei czuła, jak z każdym małe paluszki coraz mocniej ciągną za materiał. Dziecku wyrwał się głośny pisk, kiedy drzwi wreszcie się otworzyły, a w nich ukazała się starsza siwowłosa kobieta.
„Witam, co mogę...” zaczęła pani Yamadera, nim jej oczy spoczęły na niebieskowłosej pilotce. „Ach, czy my się skądś nie znamy?”
Rei skinęła wyraźnie głową.
„Tak, ty jesteś tą dziewczyną, co zemdlała, jak robiliście sobie z przyjaciółmi pieszą wycieczkę, prawda?” przypomniała sobie emerytka. „Więc co cię tu sprowadza?”
Ale nim Rei zdążyła odpowiedzieć, pani Yamadera zerknęła na bok, najwyraźniej zauważając dziewczynkę, która próbowała schować się za plecami pilotki. „O, przecież to nasza mała włamywaczka,” powiedziała z uśmiechem i przyjaznym tonem, który unieważniał jej oskarżycielskie słowa. Pochyliła się nieco ku Aki, ale spowodowało to tylko, że dziewczynka skuliła się jeszcze bardziej za Rei, chwytając mocno za tył jej spódniczki. „Tak szybko uciekłaś, że nie mogłam nawet z tobą pogadać.”
Po chwili Aki skorzystała z bezpieczeństwa, które, z jej punktu widzenia, zapewniało ciało Rei, by zebrać w sobie odrobinę odwagi. „Gdzie mama i tata!?”
Starsza kobieta zamrugała krótko. „Och, obawiam się, że nie wiem, gdzie jest twoja mama i tata. Znam ich? Jak mi powiesz, jak się nazywasz, to może mogłabym ci pomóc.”
Nastąpiła kolejna przerwa, ale uścisk na mundurku Rei osłabł nieco. „Jestem Aki...” wymamrotała ostrożnie.
„A jak masz...”
„Nie może sobie przypomnieć,” odpowiedziała na niedokończone pytanie Rei. Nie było sensu w powtarzaniu tej rozmowy.
„Och? No, może byście obie wpadły na chwilę i zobaczymy, co się da zrobić? Chyba mi jeszcze zostały jakieś ciasteczka,” dodała z lekkim mrugnięciem w stronę Aki.
Jak się zdawało, wystarczyło to, by dziewczynka zdecydowała, że starsza pani może jednak nie jest taka straszna.
*********
Kilka minut później siedziały przy stole w salonie Yamaderów. Długoletnia pani domu skorzystała z rzadkiej okoliczności przyjmowania gości, by zaproponować herbatę. Rei grzecznie odmówiła, ale i tak znalazła przed sobą na stole pełną filiżankę.
Aki siedziała na kanapie, pochrupując bojaźliwie wielkie ciastko z wiórkami czekoladowymi, które trzymała obiema rękami, a jej cenne kredki leżały obok, sama zaś obserwowała gospodynię wciąż z pewną nerwowością, gdy ta krzątała się, sama nalewając sobie filiżankę.
„Więc jaka jest wasza historia?” zapytała ciekawsko pani Yamadera Rei po tym, jak sama usiadła. „Mała się zgubiła?”
„Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stało,” odpowiedziała spokojnie Rei. „Zobaczyłam ją samą w uliczce i od tej pory za mną chodzi.”
Zdając sobie sprawę, że rozmawiają o niej, Aki przenosiła spojrzenie z jednej starszej kobiety na drugą, ale sama postanowiła się nie odzywać.
„Ale czemu miałaby myśleć, że jej rodzice tu będą? Przyjechali do Tokio-3 w odwiedziny?” Obróciła się na krześle i zniżyła głowę, by zapytać bezpośrednio Aki. „Może mieszkasz gdzieś indziej w podobnym domu do tego? Jechałaś długo samochodem, zanim się rozdzieliłaś z rodzicami?”
Pociągając nosem z powodu przypomnienia jej o rodzicach, brązowowłosa dziewczynka tylko potrząsnęła głową.
„Jesteś pewna? Może spałaś podczas podróży?”
Aki znów potrząsnęła przecząco głową, co nie dziwiło zbytnio Rei. Po tym jak wróciły na uliczkę, gdzie się spotkały, dziewczynka imponująco łatwo znalazła drogę powrotną. Z rzadka tylko miała wątpliwości i szukała charakterystycznych cech, mimo że zawsze rozglądała się ze zdumieniem i strachem. Gdy dotarły do tej okolicy, rozpoznała ten dom jako swój, gdy tylko go ujrzała. Ciężko było uwierzyć, że ktoś tak pewien jednak się pomyli.
„Nie w odwiedziny,” powiedziało małe dziecko z cichym płaczem. „To jest dom.”
Starsza kobieta pokazała jej współczującą minę. „Och, przykro mi, ale to niemożliwe. Ja i mój mąż mieszkamy tu już od dawna.” Przepraszający uśmiech wciąż błąkał się jej na ustach, gdy znów się wyprostowała. „Ale to prawda, czemu ktoś miałby chcieć odwiedzać to miasto w takich czasach, kiedy wszyscy chcą tylko wydostać się z niego. Wszystko poszło na marne, zanim się w ogóle zaczęło.”
Westchnęła, wpatrując się marzycielsko w sufit, gdy dryfowała w strumieniu wspomnień. „Pamiętam jeszcze, jak to były tylko spokojne obrzeża Hakone. Ale jakby Uderzenie nie zrobiło dość szkód, przyjechali swoimi ciężarówkami, koparkami i żurawiami, i zaczęli kopać, jakby szukali jakiegoś ukrytego skarbu. Jak znaleźli tylko tę wielką jaskinię, to myślałam, że się poddadzą, ale zamiast tego postanowili z jakiegoś powodu zbudować tu nową stolicę. Ci tchórze w rządzie pewnie wymyślili te całe wsuwane pod ziemię budynki, żeby uratować sobie d... znaczy się, siebie w razie kolejnej wojny. Wiedziałam, że to tylko zachęci wojnę, żeby właśnie tu wybuchła, ale nie chciałam rezygnować z tego miejsca, które zbudowaliśmy. Nie spodziewałam się, że naszymi wrogami będą jakieś wielkie potwory, ale jednak wiedziałam. A teraz, kiedy jeden robot zniszczył większość miasta, obawiam się, że przyszedł czas, że będziemy się jednak musieli wyprowadzić. Wszystko już przygotowane, żebyśmy przeprowadzili się z najstarszym synem do Tokio-2, ale po przeżyciu tu tylu lat ciężko będzie wyjechać już za kilka dni...”
Teraz kiedy umilkła, zauważyła wreszcie, że nikt jej nie przerwał. „O, przepraszam, znowu paplałam bez ładu i składu. Ostatnio nie mam okazji rozmawiać z wieloma ludźmi. Chciałyście coś powiedzieć?”
„Nie,” oznajmiła Rei. Słuchała najwyraźniej tak samo uważnie jak obserwowana przez nią dziewczynka, która wydawała się być pogrążona w myślach.
„Wiem!” zaskoczyła je obie Aki, gdy nagle podskoczyła z szerokim, pełnym nadziei uśmiechem. „Mogę udowodnić! Przypaliłam... przypaliłam dywan tam w rogu gorącą lampą i mama strasznie się na mnie wkurzyła!”
Pełna energii pospieszyła do miejsca, które wskazała, blisko drzwi prowadzących na werandę. Dwie pozostałe dość ciekawsko podążały za nią.
Ale szeroki uśmiech złamał się, gdy nic tam nie było widać. Łzy zbierały się w oczach Aki, a z jej gardła zaczęło dobiegać ciche łkanie, gdy rozglądała się gorączkowo, by przekonać się, czy nie pomyliła się co do miejsca. Ale niczego nie było. Żadnego śladu po przypaleniu. Tylko czysty, gładki dywan.
Zobaczenie, jak ostatnie nadzieje legną w gruzach, musiało przerastać dziewczynkę, jako że zaczęła płakać coraz mocniej, tak bardzo że jej drobne ciałko się trzęsło.
Najwyraźniej szybko stało się to zbyt przykrym widokiem dla długoletniej matki a może nawet babci. „Och, kochanie, tak mi przykro,” próbowała uspokoić Aki, gdy uklękła, pociągając szlochające dziecko w opiekuńcze objęcia.
Rei nie bardzo wiedziała, dlaczego... ale rozumiała to pragnienie rozproszenia w ten sposób smutku tej dziewczynki... i sama ledwie mogła je w sobie zdusić.
*********
Na zewnątrz było już ciemno, gdy wyszły od Yamaderów. Aki w końcu się uspokoiła, ale od tamtej pory siedziała bardzo cicho. Przyjazna starsza kobieta zaproponowała, że może zaopiekować się dzieckiem na noc, zapraszając także Rei, jako że nie miałaby nic przeciwko odrobinie towarzystwa pod nieobecność w mieście swojego męża, który przygotowywał ich przeprowadzkę i nie był spodziewany w domu do późna w nocy.
Ale Rei odmówiła. W tych czasach nie byłoby mądrze trzymać się tak daleko od NERV-u. A Aki wciąż była zbyt przywiązana do swojej przyjaciółki, żeby zostać zupełnie sama ze starszą kobietą.
Poprzednie uczucia dziewczynki na ulicy wydawały się zmienić na rzecz ciekawości, prawdopodobnie częściowo dlatego, że mało kogo spotykały po drodze. Rozszerzonymi błękitnymi oczyma dziewczynka wpatrywała się w neonowe światła reklam, znaków i sygnalizacji świetlnych. Nawet lampy uliczne wydawały się ją niezwykle fascynować.
Rei z kolei przyłapała się na byciu dziwnie zaintrygowaną zachowaniem brązowowłosego dziecka. Nie wiedziała, dlaczego. Nigdy nie przywiązywała się łatwo do innych ludzi, tym bardziej do dzieci dużo młodszych od siebie. Nigdy nie było powodu. Więc dlaczego teraz? Teraz, kiedy było za późno, by robiło to różnicę?
Wyraźny dźwięk przerwał wieczorną ciszę, przez co Aki znów się odezwała. „Jestem... jestem głodna...” powiedziała nieśmiało towarzyszce, podkreślając swą wypowiedź, kładąc sobie rękę na żołądku. „W brzuszku mi już burczy.”
Rei mierzyła przez chwilę dziewczynkę wzrokiem. „Jadłaś coś dzisiaj oprócz ciasta u pani Yamadery?”
Namysł zajął Aki chwilę, ale zgodnie z przewidywaniami potrząsnęła w końcu głową. Do jej mieszkania był jeszcze kawałek i sama czuła lekki apetyt, więc Rei pozwoliła błądzić swemu wzrokowi, aż dostrzegła otwartą restaurację nieco przed sobą, po drugiej stronie ulicy.
„Tam jest sklep z ramenem,” oznajmiła. „Możemy zjeść tam.”
„Z ramenem?” zapytała ciekawsko Aki.
„Tak,” potwierdziła Rei, ignorując osobliwość, że nie znała jednego z najsłynniejszych elementów japońskiej kuchni. „Zupa z kluskami.”
„A! Wiem!” zawołała na to Aki. „Tata czasem to robił!”
Rei uznała to za zgodę i poprowadziła dziewczynkę do restauracyjki. W zasadzie była jeszcze mniejsza niż stoisko, które odwiedziła całe miesiące temu z Ikarim, Sōryū i major Katsuragi. Tylko kilka stołków przy ladzie. Ale nie wydawało się to raczej mieć wielkiego znaczenia, jako że były tam tylko one.
Kucharz, łysiejący mężczyzna grubo po czterdziestce, najwyraźniej też tak myślał. „O, klientki! Już się zastanawiałem, czy dzisiaj nie zamknąć wcześniej,” przyznał z westchnieniem. „Powinienem być mądrzejszy i nie zostawać, kiedy większość miasta jest albo zniszczona albo pusta.”
Nie czując potrzeby komentowania, Rei pomogła Aki wspiąć się na jeden z wysokich stołków, nim usiadła obok.
Mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie, gdy przechylił się przez ladę, by zwrócić się do słodkiej trzylatki. „No, co dla ciebie, malutka?”
To pytanie wyraźnie zirytowało Aki. „Um... ramen?”
„Taa, ale jaki smak?” próbował dalej.
„Kluski?”
Kucharz odrzucił głowę w tył z serdecznym śmiechem, który trochę trwał, póki nie uspokoił się na powrót. „Mogę ci zrobić rybny, kurczakowy, wieprzowy, krewet...”
„Wieprzowy?” przerwała jego wyliczankę zaciekawiona dziewczynka. „Co to?”
„Nie wiesz?” zapytał przyjazny mężczyzna. „Mięso ze świni.”
„Mięso?” Teraz Aki wydawała się autentycznie zaskoczona. „Łał! Jest dzisiaj jakiś specjalny dzień?”
Kucharz znów zachichotał. „Oczywiście, że jest specjalny dzień! Mam dwie takie urocze młode damy jako klientki!” wytłumaczył. „Więc jeden wieprzowy, rozumiem? A co...?”
„Czosnkowy, bez mięsa.”
*********
„Wygląda tak smutno...” brzmiały pierwsze słowa Aki, gdy się rozejrzała.
Jak pokój miał wyrażać uczucie smutku, przerastało granice pojmowania Rei, ale nie sprzeczała się. „Jest tak, od kiedy tu mieszkam.”
To, że wygląd jej mieszkania nie był zbyt pociągający dla dziecka, raczej nie stanowiło niespodzianki. Nie był dla żadnego z niewielu ludzi, którzy odwiedzali ją przez lata, nawet jeśli większość z nich była zbyt grzeczna, by to przyznać. Jej samej jednakże zawsze wystarczał.
„Ale nie jest ci od niego smutno?” próbowało dalej dziecko. „Potrzebne ci coś, żeby wyglądał bardziej wesoło!”
„Nigdy nie czułam potrzeby zmieniania czegoś.”
„Wiem! Narysujemy sobie obrazki i powiesimy je na ścianach!” zawołała Aki i uniosła swoje nowe pudełko kredek, najwyraźniej nawet nie słuchając. Jej oczy skakały po pokoju w poszukiwaniu czegoś. „Nie masz żadnych... O!”
Szybko podreptała do szafki, gdzie leżał otwarty tornister Rei, i, wydobywszy z niego plik szkolnych wydruków, zbadała pustą drugą stronę każdej kartki. „Możemy użyć tych!” oznajmiła, nie zapytawszy nawet Rei o opinię w tej kwestii.
Ale i tak nie trzeba się było tym przejmować. Już od dawna nie była w szkole. A wkrótce nikogo już nie będzie.
Aki naturalnie nie troszczyła się jednak o takie sprawy, znalazła sobie miejsce na ziemi, gdzie upuściła kartki, położyła obok nich pudełko kredek, opadła na kolana i od razu zaczęła rysować, jakby nawet nie musiała myśleć nad motywem.
Rei obserwowała, jak dziewczynka wypełnia kartkę różnymi kolorami, zmieniając co jakiś czas kredkę, kiedy tuż obok Aki zauważyła coś lśniącego w sztucznym świetle. Po tym, jak straciła ufność w niego - swoją słabą nadzieję na to, że może jednak jest dla niego kimś ważniejszym niż tylko marionetką w jego scenariuszu - zmiażdżyła symbol tej nadziei i po prostu upuściła go na podłogę, gdzie od tamtej pory pozostawał. Nigdy nie zawracała sobie głowy sprzątnięciem go, jako że nie był dla niej żadną przeszkodą, a tym bardziej zagrożeniem. Dzieci w wieku Aki jednakże znane były z nieuświadamiania sobie takiego możliwego niebezpieczeństwa, więc podeszła i ostrożnie podniosła ostre resztki połamanych okularów, a brązowowłosa dziewczynka była najwyraźniej zbyt pogrążona w pracy, by ją zauważyć.
Zaniosła je do rzadko używanego kosza, ale gdy już miała je upuścić, jej ręka nie chciała się ruszyć. Rei nagle zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę tylko obojętność powstrzymywała ją od zrobienia tego wcześniej. Podczas gdy łatwo było udawać ignorowanie okularów, które tak długo były jej tak drogie, gdy leżały na ziemi, zawsze pozostawały na widoku. Teraz przepadną na dobre.
Z pewnością dziwnie było czuć takie przywiązanie do nieożywionego przedmiotu. Czy to wciąż... z jego powodu...?
Połamane resztki opadły ciężko do pustego kosza.
Odwracając się, Rei spodziewała się, że Aki wciąż będzie pracować nad swoim obrazkiem, ale ten leżał samotnie z rozrzuconymi kredkami świecowymi. Zamiast tego dziewczynka zagradzała jej drogę, unosząc ku niej jedną kartkę i ciemnozieloną kredkę.
„Ty też!”
„Nie mam doświadczenia w sztuce.”
Aki przechyliła głowę na bok, co nie wydawało się być znakiem, że zrozumiała. W końcu znów uniosła przybory do rysowania. „Ty też!”
Jako że argumenty były najwyraźniej na nic, Rei wzięła kredkę i kartkę, obserwując Aki, gdy ta natychmiast pobiegła z powrotem do swojego miejsca pracy, by się położyć i znów zacząć rysować chaotycznymi pociągnięciami kredek.
Rei wpatrywała się w pustą kartkę w swojej ręce. Nigdy w życiu niczego nie rysowała, ale nie zastanawiała się za bardzo, jak formować kształty na papierze. Jednakże łamała sobie głowę nad tym, co wybrać jako motyw. Nie chodziło nawet o to, że wybór był zbyt mały, wręcz przeciwnie.
Gdy wpatrywała się w białą przestrzeń, czuła się, jakby ta do niej wołała, dając jej okazję, by wypełnić pustkę wszystkim, co chciała wyrazić, wszystkim, czego inaczej nigdy by nie mogła. Nigdy nie zdawała sobie sprawy, ile tego było. Po prostu nie mogła się zdecydować.
Nucenie cichej melodii wyrwało ją z zamyślenia, a jej spojrzenie powędrowało z powrotem do małej dziewczynki leżącej na brzuchu, której stopy wierzgały bezmyślnie w powietrzu. Jakby z własnej woli zielona kredka w jej ręce zaczęła się poruszać po powierzchni kartki, a linie stawały się kształtami, kształty szczegółami.
„Uaa!” zakończyło pracę jak w transie zdumione zawołanie obok. „To ja?”
Rei zamrugała, po raz pierwszy patrząc na rysunek w całości, i czuła się, jakby to nawet nie ona go stworzyła. „Tak.”
„Strasznie ładny!”
Rzeczywiście był. Przynajmniej z tego, co widziała Rei. Nie wydawało się być błędów w kształcie i proporcjach, cieniowanie tworzyło poczucie głębi, drobne szczegóły dokładnie pokazywały cechy charakterystyczne dziewczynki, tak że, gdyby nie trzymała twarzy pochylonej nad własną kartką, zostałaby natychmiast rozpoznana. Była to tak idealna kopia, jaką można było uzyskać kredką w jednym kolorze.
„Proszę, ja ciebie też narysowałam!” zawołała z dumą Aki, wyciągając jeden z wielu obrazków ze stosu, a potem biegnąc z powrotem do niej. Był to groteskowy patyczkowy ludzik z dzikimi niebieskimi pasmami zamiast włosów, dwoma cienkimi czerwonymi kreskami zamiast oczu i - raczej w przeciwieństwie do swojej prawdziwej odpowiedniczki - szerokim uśmiechem. Zerkając w pełne nadziei oczy dziecka, nie była pewna, na co czekała Aki.
„Jak ci się podoba?” zakończyła w końcu zastanawianie się Rei.
Zaskoczona nastolatka nie odpowiedziała natychmiast. Bycie szczerą najprawdopodobniej zrani uczucia dziewczynki, a Rei tego nie chciała. Ale czy nie zrobi też tego samego, okłamując ją?
Ostatecznie zadowoliło ją: „Odcień... niebieskiego jest dobrze dobrany.”
Najwyraźniej wystarczyło to za komplement dziewczynce, gdy jej uśmiech się poszerzył, nim gorliwie wróciła do swojego miejsca pracy. Rei podążyła za nią cicho, gdyż rozpaliła się w niej odrobina ciekawości, gdy ujrzała, ile obrazków stworzyła już młoda artystka.
„Niebieski to twój ulubiony kolor?”
Nagłe pytanie zaskoczyło ją. „Nie wybrałam koloru, który wolałabym bardziej od innych.”
„Ale ci się podoba?”
Rei zastanowiła się nad tym. Czy kolor miał dla niej jakieś znaczenie? „Jest... kojący.”
„Mój ulubiony kolor to czerwony!” oznajmiła z dumą Aki, nieświadoma konfliktu, w jaki wpędziła gospodynię.
„Czerwony...?”
Mogła nie wybrać ulubionego koloru, ale za to miała awersję do czerwonego. Nie był to świadomy wybór, raczej instynktowny, więc lepiej było nie wyrażać go na głos w obecności tej dziewczynki, która tak go lubiła.
„No! Lubię czerwone rzeczy! Przypominają mi włosy mamy,” ciągnęła Aki, ostatnie zdanie słabszym głosem.
„Włosy twojej matki...?” powtórzyła Rei. „Ta informacja może okazać się użyteczna w znalezieniu twoich rodziców.”
„Hę?” Teraz Aki przestała rysować i podniosła na nią wzrok. „Czemu?”
„Rudy to względnie rzadkie zabarwienie włosów,” wyjaśniła. „Tym bardziej w azjatyckich krajach takich jak ten. Znam tylko jedną osobę o takim kolorze włosów.”
Pochyliła się nad ramieniem dziewczynki, by spojrzeć na jej obecną pracę, i jej oczy ujrzały rysunek czegoś, co wydawało się być rodziną. Nie można było przegapić osoby z krótkimi rudawymi „włosami”. „Czy to przedstawia twoją matkę?”
„No! To jest mama, to jest tata, a to ja!” wyliczała Aki, wskazując na każdą z postaci. „A ja trzymam Kiko!”
Rei nie za bardzo rozumiała uczucie, jakie wywoływał obrazek. Rozpoznanie kogoś na tak prostym rysunku, na którym brakowało wszystkiego prócz najbardziej oczywistych szczegółów, wydawało się niemożliwe, a nawet gdyby był szczegółowy, była pewna, że prawdopodobnie nigdy nie spotkała tych ludzi.
A jednak było w nich coś dziwnie znajomego.
*********
Godzinę później ziewnięcie obwieściło koniec sesji plastycznej. Rei nie mogła wiedzieć, że już dawno minęła pora spania Aki, kiedy dziewczynka zebrała porozrzucane kartki.
„Trzeba je teraz powiesić na ścianie,” oznajmiła, gdy wręczyła stos Rei, teraz dużo mniej energiczna niż przedtem.
„Nie jestem pewna, czy mam coś, żeby przymocować je do ściany.”
„Nie masz taśmy klejącej?” Głos był cichy, ale czy z powodu rozczarowania czy zmęczenia - tego Rei nie wiedziała.
Nie chcąc go pogłębiać, jeśli powodem było to pierwsze, jej spojrzenie wędrowało po mieszkaniu w poszukiwaniu adekwatnej alternatywy. Spoczęło na szczycie lodówki, gdzie leżały jej środki medyczne. Podszedłszy do nich zamaszyście, łatwo znalazła to, czego szukała.
Zyskując pokaźną długość materiału alternatywnego, szukała aprobaty, którą uzyskała w postaci uśmiechu i skinienia głową.
Kwestią minut było, nim wszystkie obrazki zostały rozwieszone na niegdyś opustoszałej ścianie nad łóżkiem, przymocowane za każdy róg plastrami.
Rei wpatrywała się przez chwilę w nieznaną dekorację, w nieznany fakt posiadania w ogóle dekoracji, czegoś, co nie służyło żadnemu innemu celowi prócz sprawiania, żeby pokój wyglądał mniej „smutno”.
I musiała przyznać, że cel został osiągnięty.
*********
Tej nocy Rei nie umiała zasnąć. Nie wiedziała, czy z powodu niepokoju, jaki czuła, czy z powodu dzielenia po raz pierwszy nie tylko pokoju ale i łóżka z inną osobą. Nie była przyzwyczajona do takiej bliskości i nie była pewna, czy było to przyjemne czy odpychające uczucie, ale, tak czy inaczej, nie próbowała przed nim uciekać. W przeciwieństwie do niej Aki aktywnie szukała go we śnie, przysunąwszy się do niej bliżej i wtuliwszy się w nastolatkę.
Gdy tak leżała, Rei obserwowała przyciskające się do niej ciepłe ciało. Blade światło księżyca w pełni oświetlało pokój na tyle, by widzieć każdy szczegół brązowowłosej dziewczynki, łagodne rysy twarzy dziecka, które od czasu do czasu wykrzywiały się przez sen.
'Jak by to było kogoś objąć?' nie mogła się powstrzymać od zastanawiania. Jakby z własnej woli jej prawa ręka sięgnęła do głowy dziecka. Poruszała się tylko powoli, z wahaniem, ale też Rei nie mogła jej zatrzymać, póki niemal nie dotknęła, jeszcze milimetry i...
„Mamo,” wyrwał się nagle dziewczynce cichy pisk, gdy mocniej ścisnęła koszulkę Rei. „Tato...”
Chociaż sama nigdy go nie doświadczyła, widziała, że dziecko najwyraźniej ma niespokojny sen. Już trzeci raz bezwiednie wołała rodziców.
Palce Rei wisiały w powietrzu przez kolejną chwilę... ale potem przejechały ostrożnie po brązowych włosach. I, ku jej zaskoczeniu, wydawało się to wywierać kojący efekt na nie obie. Może po prostu czuła się lepiej, bo Aki nie trzymała się jej już tak kurczowo jak wcześniej, ale widząc schnące łzy błyszczące w świetle księżyca, wiedziała, że chodzi o coś innego: nie lubiła widzieć dziewczynki smutnej.
To dziecko...
Wydawało się takie... czyste.
Gdyby potrzebowała jakiegoś dowodu na to, że Dopełnienie nie było jedyną nadzieją ludzkości na ewolucję, leżał on tutaj. Ludzkość rodziła się na nowo z każdym dzieckiem, które ujrzało światło dzienne. To do ich bliskich należało zapewnienie, żeby nie były zepsute, żeby nie cierpiały bólu samotności.
Do niej...?
*********
W końcu ona również zasnęła, ale sen nie mógł trwać długo. Księżyc wciąż był na miejscu, by świecić jasno przez okna. Ale to nie to ją obudziło.
Czuła to. Wołało ją, głośniej niż kiedykolwiek. Zbliżał się czas, by wypełnić swe przeznaczenie.
Nie wydała żadnego odgłosu, gdy wstała, nie troszcząc się o ubranie czegoś więcej, niż koszulkę, którą miała na sobie, i cicho podeszła do drzwi.
Jeszcze tylko raz chciała popływać, nim on ją wezwie. Potem wreszcie znowu będzie wolna. Wolna od bólu i trosk, które prześladowały ją w tym świecie.
Tak, to był głos, którego miała słuchać. Nie tego, który ją przerażał. Tego, który mówił jej, że sam powód jej istnienia jest zły, że jego samolubne życzenia już nie mają znaczenia. Tego, który ostatnio kazał jej wątpić w słuszność tej drogi dla ludzkości.
Jeśli posłucha tego głosu, nigdy nie będzie w stanie -
„Gdzie idzieeesz?”
Oczy Rei rozwarły się szeroko. Jej ręka nawet nie dotknęła klamki.
Powoli odwróciła się, by ujrzeć zaspaną Aki siedzącą na łóżku. Zawsze wiedziała o konsekwencjach swojego przeznaczenia, że ludzkość wbrew swej woli zatraci siebie z jej ręki. Ludzkość nigdy dla niej wiele nie znaczyła.
Chociaż były wyjątki. Najpierw Komandor Ikari, potem jego syn, major, a nawet Sōryū. Jednakże żadne z nich nie mogło przypomnieć jej o konsekwencjach, przypomnieć, że oni też przepadną wraz z nią. Ale ta dziewczynka, której nie znała nawet jeden dzień, dotarła do jej serca samym byciem przy niej.
Nie mogła. Nie mogła pozwolić, żeby to dziecko zatraciło siebie. Nie mogła pozwolić, żeby zostało skrzywdzone w jakikolwiek sposób.
„Szybko!” poleciła Rei, gdy, pospiesznie podeszłszy z powrotem do łóżka, podniosła ubrania Aki z podłogi i położyła je na materacu. „Wstawaj i ubieraj się! Musimy iść!”
„Teraz?” jęknęła ze zmęczeniem Aki.
„'Teraz' może być już za późno...”
Jako że cokolwiek miało się wydarzyć w nadchodzących godzinach, to miasto będzie dalekie od bycia dla niej bezpiecznym miejscem.
*********
Był to niecodzienny widok o tej porze dnia: dwoje dziewcząt, nastoletnia z niebieskimi włosami w mundurku szkolnym trzymająca za rękę bosą brązowowłosą dziewczynkę w wieku przedszkolnym w zbyt dużym ubraniu, gdy czekały na peronie jedynej linii, która zabierze ich o tej porze na przedmieścia. Ale nikogo, kto mógłby je zobaczyć, nie będzie na tej wyludnionej stacji jeszcze przez kilka godzin.
W pociągu, który wreszcie zjawił się po 38 minutach, nie różniło się wiele. Jeden pasażer leżał, śpiąc na ławce, z gazetą osłaniającą mu oczy przed sztucznym światłem. Jeszcze jeden siedział, ale twarz miał spuszczoną i ukrytą pod czapką bejsbolówką, która była tak brudna jak reszta jego ubrań. Ostry smród alkoholu wypełniał powietrze.
Rei szybko poprowadziła Aki do następnego, pustego wagonu. Siedziały tam w milczeniu, podczas gdy pociąg jechał przed siebie, zatrzymując się od czasu do czasu, ale nikt nie przyłączał się do jazdy. Dziewczynka, która wcześniej była taka energiczna i rozmowna, teraz tylko opierała głowę o bok Rei, bliska przegrania walki o trzymanie oczu otwartych. Jedynym dźwiękiem, jaki się z niej od czasu do czasu wydobywał, było ziewnięcie.
Zazwyczaj podczas takiej jazdy Rei jedynie siedziała prosto i wpatrywała się przed siebie, póki nie dojechała na swoją stację, nie zwracając uwagi na otoczenie w pociągu albo na przesuwający się krajobraz. Ale tym razem odkryła, że oczy ma utkwione w drobnym ciałku przyciskającym się do jej ciała.
Pomagało jej to zachować spokój. Ledwo mogła uwierzyć, że naprawdę to robi. Ucieka od samego celu swego życia, ignorując człowieka, który ją stworzył. Raz jeden nie będzie słuchać jego rozkazów. Od teraz będzie musiała sama podejmować decyzje w życiu... dopóki to będzie trwało.
Zerwała więzi, ale zrezygnowała z bezpieczeństwa. Wszystko to tylko dla niej.
Więc normalnie było bycie poddenerwowaną, obawianie się, że popełniło się błąd... prawda?
„Drodzy pasażerowie,” wyrwało ją z zamyślenia ogłoszenie z wewnętrznych głośników pociągu, „z powodu uszkodzenia torów podczas ostatniego ataku ten pociąg zatrzyma się na następnym przystanku w Togendai. Pasażerowie do Gory proszeni są o przesiadkę na linię 14, pasażerowie do Gotemby mogą skorzystać z autobusu do Sengoku. Państwa bilet zostanie tam przyjęty. Przepraszamy za wszelkie niedogodności.”
Rei zmarszczyła brwi, słysząc ogłoszenie. „Tor nie został uszkodzony w walce. Coś jest nie tak,” rozmyślała. Zerkając na Aki, postanowiła zaufać swemu zmysłowi ostrzegawczemu. „Musimy już wysiąść.”
Wstała, pociągając ze sobą Aki, nim potykająca się, zaspana dziewczynka była w stanie zrozumieć sytuację. Złapała za uchwyt hamulca awaryjnego i włożyła całą siłę w jego uruchomienie. Pisk zabolał jej uszy, a Aki też instynktownie zakryła swoje, gdy pociąg zatrząsł się w niezamierzonej próbie zatrzymania się. Ostatni wstrząs niemal zmiótł ją z nóg, ale udało jej się zachować równowagę. Pospieszywszy do następnych drzwi, gdzie Rei otworzyła je awaryjnie, wypadły na zewnątrz tak szybko, jak to możliwe.
„Gdzie idziemy?”
Rei przystanęła na krótko, ale jeszcze nie odpowiedziała dziewczynce, którą za sobą ciągnęła. Jej spojrzenie powędrowało daleko tam, gdzie w światłach stacji widać było kilkoro ludzi, najwyraźniej uzbrojonych. I oczywiście zauważyli oni już przedwczesne zatrzymanie się pociągu. Minie tylko kilka minut, nim dotrą tam, by szukać stojącego za nim powodu.
Jej wzrok powędrował potem ku ciemnym górom, które wyłaniały się nad nimi, wydając się jeszcze większymi tak blisko granic miasta.
„Rei?” zapytała znów Aki, „Gdzie idziemy?”
„Stąd,” odpowiedziała jej. „Tak daleko, jak to możliwe.”
*********
„Jestem zmęczona i stopy mnie bolą,” jęczała Aki ze szczerym dyskomfortem. „Zatrzymajmy się tu.”
Zastanawiając się, Rei spojrzała na wyczerpaną towarzyszkę, sama ciężko oddychając. Nie było tak gorąco jak podczas jej pieszej wycieczki z Ikarim i Sōryū, ale ich długa, stroma droga przez las zebrała obfite żniwo na nich obu. Lecz wiedziała także, że wciąż daleko im było do bycia w bezpiecznej odległości od miasta.
Minęło kilka godzin, od kiedy wyszły z pociągu. Już dawno wstał poranek.
„Być może mądrzej by było znaleźć ci odpowiednie obuwie,” powiedziała dziecku Rei.
„Obuwie?”
„Buty,” sprecyzowała.
„Ja nie lubię butów,” nadąsała się Aki, najwyraźniej mając już za sobą taką rozmowę. „Gorąco mi w nich w nogi i się pocą, i śmierdzą.”
„Chroniłyby podeszwy twoich stóp,” kłóciła się Rei. „Mogłybyśmy ruszać się dużo szybciej.”
Aki wyciągnęła tylko pytająco głowę.
„Nie bolałyby teraz aż tak bardzo,” sprecyzowała pilotka.
„To nie tak. Mogę tu chodzić. Tylko nie tak długo.”
Rei przymknęła oczy, sama próbując złapać oddech. Gdy znów je otworzyła, zauważyła, że dotarły na polankę. Dookoła leżało kilka rozrzuconych głazów, zapraszając, by użyć ich jako naturalnych siedzeń. „Możemy tu odpocząć przez kilka minut,” oznajmiła i poszła usiąść na jednej z płaskich skał, a za jej przykładem poszła Aki, wspinając się na kamień naprzeciw niej.
To właśnie wtedy zauważyła, że może stamtąd zobaczyć miasto Tokio-3.
Tam, w dole, on będzie na nią czekał, spodziewając się, że wypełni swoje przeznaczenie, że zaprowadzi go do tej, na której podobieństwo została zbudowana. Wciąż słyszała zew, który chciał, by wróciła, wydając się tylko narastać, im bardziej się oddalała, brzmiąc tak kusząco, tak ponętnie, tak...
„Coś nie tak?”
Zszokowana Rei z trudem złapała powietrze. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że się trzęsie, a zimny pot miesza się z wydzielonym na skutek wyczerpującego marszu. Jej wzrok ze znużeniem powędrował ku wyglądającemu na zatroskane dziecku przed sobą, wciąż czekającemu na odpowiedź.
„Ja... tak... nie...” potrząsnęła głową Rei. „Nie jestem pewna...”
„Jakby coś było nie tak, to byś wiedziała!” powiedziała pewnie Aki.
Wyczuwając, że tak łatwo nie zadowoli dziewczynki, Rei skinęła głową. „Miałam... coś zrobić. Całe moje życie było poświęcone temu zadaniu. Ale sprzeciwiłam się jemu.”
„Czemu?”
„Mogło przysporzyć wielkiego bólu wielu ludziom,” powiedziała ciekawskiemu dziecku Rei, nie wspominając, że było ono głównym powodem jej decyzji. „A ja nie chcę, żeby to się stało.”
Aki przechyliła głowę na bok. „No to czemu jesteś smutna?”
Smutna? Rei zastanawiała się, czy znowu chodziło po prostu o ograniczone słownictwo dziewczynki - czy też to uczucie rzeczywiście może być w ten sposób opisane. „Rozczarowuję kogoś moim zuchwalstwem,” wyjaśniła. „Kogoś bardzo dla mnie ważnego, kto był przy mnie przez całe życie. Ale... ostatnio... nie potrafię określić swoich uczuć do niego. I kwestionuję jego motywy. Doszłam do wniosku, że nie mogę mu w żaden sposób pomóc. To nie jest słuszne.” Jej trzęsące się teraz ręce pomarszczyły jej sukienkę, gdy się w nią wpiły. „Ale... ale ciągle... czu... czuję...”
Jej drżenie ustało gwałtownie, gdy poczuła jak drobne ramionka luźno oplatają jej talię. Nawet nie zauważyła, jak Aki do niej podchodzi, ale, uniosłszy głowę, ujrzała naprzeciw siebie empatyczną minę małej dziewczynki.
„Nie wiem o tym kimś,” wymamrotała Aki. „Ale i tak cię lubię.”
Na początku Rei nie wiedziała, jak zareagować w obliczu tak szczerej troski. Sposób, w jaki jej żal został złagodzony tymi słowami, wydawał się o wiele za łatwy. Ale wtedy przypomniała sobie, co ma robić w takiej sytuacji.
„Dziękuję,” powiedziała z uśmiechem.
Głośny huk nad nimi zaskoczył je obie, a Aki wskoczyła z wrzaskiem w ramiona Rei. Pierwsze Dziecko natychmiast rozpoznało źródło jako PSL warkoczący nad ich głowami, lecący w stronę miasta. I najwyraźniej nie był to jedyny.
Słuchając uważnie, dosłyszała w oddali odgłosy wybuchów.
„Zaczęło się,” szepnęła sama do siebie, ale Aki usłyszała.
„Co?”
Rei zmierzyła wzrokiem małą towarzyszkę. „To teraz nieważne. Musimy iść dalej,” oznajmiła, pociągając dziewczynkę za sobą. Na polance były zdecydowanie za bardzo na otwartej przestrzeni. Gdyby choć jedna osoba z licznych statków powietrznych spojrzała w dół, łatwo zostałaby rozpoznana, pakując je obie w niebezpieczeństwo.
Ale Aki nie szła za nią, zaparłszy się rękami i nogami. Odwróciwszy się do niej, Rei widziała, że wpatruje się ona w miasto, gdzie dwa znajome olbrzymy pojawiły się, by przyjąć najeźdźców. Dziecko wydawało się być zaskoczone tym widokiem - ale najwyraźniej wcale nie przestraszone.
„To są... zbroje?” zapytała ją z nadzieją w głosie. „Og-ogromne zbroje pobłogosławione... pobłogosławione duszami matek?”
Zaskoczona Rei zmarszczyła brwi, ale Aki już wyjaśniła, niepytana. „Tata raz mi o nich opowiedział!”
„Tak...?”
*********
Słowa Aki chodziły za Rei, gdy szły dalej przez las, próbując zostawić za sobą szalejącą walkę. To mógł być zwykły zbieg okoliczności. Evangeliony były już dobrze znane, więc ojciec mógł wymyślić historię, która była bliższa prawdy, niż mu się wydawało. A może dziewczynce po prostu skojarzyło się z jakąś zupełnie inną bajką.
Ale podejrzenie, które się uformowało, utrwaliło się tylko, gdy pozostawało pytanie: co, jeśli nie?
„Ein Männlein steht im Walde ganz still und stumm,”
Rei zamrugała, gdy ponad miarowymi wybuchami i strzelaniną, które stały się zauważalnie głośniejsze, od kiedy EVA'y przyłączyły się do walki, zabrzmiała melodia, przerywając jej myśli.
„Es hat vor lauter Purpur ein Mäntlein um,”
Odwróciła się do małego źródła, śpiewającego sobie cicho, gdy wspinało się na skałę.
„Sagt, wer mag das Männlein sein,
Das da steht im Wald allein,”
„Aki,” przerwała piosenkę Rei, „proszę, bądź cicho.”
Dziecko wzdrygnęło się, widocznie zszokowane nagłym zakazem. „Ja... ja tylko próbowałam... te głośne dźwięki...” wymamrotała usprawiedliwienie Aki, najwyraźniej myśląc, że zrobiła coś, za co może zostać ukarana.
„Przepraszam,” pospieszyła z wyjaśnieniem Rei. „Ale twój śpiew może kogoś przyciągnąć.”
„A to będzie źle?” zapytała naiwnie Aki.
„Tam są ludzie, którzy mogą... zrobić nam krzywdę, jeśli nas znajdą,” próbowała sformułować to w sposób, jaki najmniej przestraszy dziecko.
Ale następujące po tym milczenie raz jeden przeszkadzało samej Rei. I nie tylko dlatego, że doszła do kolejnego wniosku.
„Te słowa... były po niemiecku, prawda?” zapytała, odwracając się do idącego za nią dziecka.
Aki skinęła głową. „Mama mnie nauczyła. Powiedziała, że jestem lepsza od taty,” zawołała z dumą, ale nastrój jej się zmienił na to wspomnienie. „Jemu to nigdy nie przeszkadzało. Mówił mi wtedy tylko 'To dobrze dla ciebie' i czochrał mi włosy. Ja... ja zawsze mówiłam, że nie lubię, jak tak robi, ale... ale...” Usta jej zadrżały, gdy pociągnęła nosem, a łzy uciekały jej z oczu. „Ale l-lubiłam!”
Zatrzymała się, płacząc teraz otwarcie.
Rei wahała się tylko przez chwilę. Podeszła do zawodzącej dziewczynki i uklękła przy niej, a jej blade ręce ostrożnie ujęły zalaną łzami twarz. Wywarło to pożądany efekt uspokojenia Aki i skłonienia jej do podniesienia na nią wzroku.
„Nie martw się,” powiedziała jej Rei. „Wkrótce znowu zobaczysz rodziców.”
„Naprawdę...?”
Skinęła szczerze głową. „Naprawdę.”
Wielki cień nagle zaciemnił okolicę, a odgłosy olbrzymich skrzydeł sprawiły, że podniosła wzrok, ale ten już zniknął. Była pełna obaw, jako że to coś tak bardzo różniło się od statków powietrznych, jakie znała.
Bez namysłu zaczęła biec sprintem, za nią zaskoczona Aki, póki nie dotarły na kolejną polankę, skąd mogła potwierdzić swą obawę.
„EVA'y seryjne?” szepnęła sama do siebie.
Małe paluszki zadrżały, gdy wpiły się mocno w spódniczkę jej mundurka, wraz z ciałem, które przyciskało się do niej skulone. „One-one zrobiły mamie krzywdę!” chlipała Aki z przerażoną czkawką.
Rei nie spuszczała oczu z dziewięciu białych skrzydlatych stworzeń, gdy te opadały w idealnym kręgu w stronę wyznaczonych im ofiar. W obliczu przewagi liczebnej zaawansowanych technologicznie modeli będzie to ciężka walka dla EVA NERV-u, by zadać kłam temu przypuszczeniu. Szczególnie dla zależnego od kabla Unitu-02, który miał tylko doświadczenie pilotki za realną przewagę nad bezmyślnymi bestiami.
Głośne stąpanie przerwało skupienie Rei. Ziemia trzęsła się, gdy źródło dźwięku zbliżało się gwałtownie. Nawet ona podskoczyła zaskoczona, gdy nagle nad ich głowami przeskoczył kolejny olbrzymi cień, zasłaniając przez chwilę słońce.
Obserwując, jak obszerna masa Jet Alone'a wpada na pole bitwy, gdzie walka już się rozpoczęła, Rei położyła wystraszonej dziewczynce rękę na plecach i przyciągnęła ją do siebie. „Nie,” powiedziała jej cicho. „Nie zrobią.”
*********
Na początku ciężko było zmusić dziecko, żeby szło dalej, jako że trzylatka była zbyt pochłonięta widokiem Evangelionów, ale Rei się to udało, nim walka mogła zacząć się na dobre. Przemierzyły kawał drogi, kiedy drzewa nagle przerzedziły się, odsłaniając pustą drogę.
Rei spojrzała w oba kierunki, by upewnić się, że rzeczywiście jest pusta, nim przeszła przez barierkę i pomogła zrobić to samo Aki. Szybko popędziła je obie do lasu po drugiej stronie. Droga ułatwiłaby im podróż przez górę, ale chociaż odgłosy i wstrząsy powodowane przez walczące olbrzymy były bardzo słabe na tę odległość, nie były jeszcze na tyle daleko od strefy walki, by ryzykować chodzenie po otwartej przestrzeni.
Jednakże przelotne poczucie bezpieczeństwa otaczającego lasu trwało krótko. Droga musiała obrać ostry zakręt, jako że nagle znalazły się na parkingu punktu obserwacyjnego - naprzeciw dżipa patrolowego z trzema równie zdumionymi żołnierzami JSSDF-u, którzy opierali się o pojazd.
Moment zaskoczenia opadł jednak o wiele za szybko, za nic nie dając dość czasu na ucieczkę, gdy żołnierze wymierzyli broń w dwoje dziewcząt. Nie namyślając się dwa razy, Rei przesunęła się w pozie obronnej przed Aki, która wydawała się być przytłoczona sytuacją, kuląc się przy obrończyni.
„Ukryj się,” powiedziała cicho dziewczynce. „Zatkaj sobie uszy i nie oglądaj się, póki nie powiem inaczej.”
„A... a ty?” zapytał przerażony głos Aki.
„Nie martw się o mnie. Teraz idź, szybko. Wkrótce będę przy tobie. Póki co, nie oglądaj się,” powtórzyła raz jeszcze. Minęło jeszcze kilka dręczących chwil, w trakcie których wpatrywała się ostrzegawczo w ostrożnie zbliżających się żołnierzy, póki poddenerwowane dziecko nie podjęło wreszcie decyzji i Rei z ulgą usłyszała małe stópki spieszące z powrotem do lasu.
Nie czuła się zagrożona strzelbami tych ludzi. Nie bała się śmierci. Ale nie chciała, żeby Aki widziała rozlew krwi. Ta czysta istota nie mogła być splamiona. Za wszelką cenę.
„HEJ!” wrzasnął za Aki człowiek, który musiał być dowódcą. „Yoshida, za tą dziewczynką!”
„Nie...” Teraz czuła panikę. Ci ludzie... to, że chcieli zabić ją, było zrozumiałe. Ale to, że byli skłonni ścigać i zabić niewinną istotę, było niewybaczalne. Więc panika stała się iskrą, która rozpaliła uczucie, które ją przerażało, ale także podsycało jej determinację.
„NIE POZWOLĘ WAM JEJ SKRZYWDZIĆ!” Rei wątpiła, że szkoleni do walki żołnierze poczuli się bardzo zastraszeni widokiem nastolatki stojącej tam z wciąż obronnie rozpostartymi ramionami, ale zatrzymali się, gdy podniosła głos we wściekłości.
„A niech to, na serio myślicie, że szkolą przedszkolaków na pilotów tych potworów?” zapytał bardziej poddenerwowany mężczyzna na lewo od oficera. „Tego dzieciaka nie było na liście.”
„Mam to gdzieś!” odszczeknął oficer. „Była z nią, a ONA na pewno jest pilotką. Nie ma wielu dzieciaków z niebieskimi włosami i czerwonymi oczami. To drugie dziecko to pewnie pierwsze z nowej serii, którą hoduje NERV i teraz, jak wiedzą, że jesteśmy tu, żeby pokrzyżować im plany, próbują przenieść je w bezpieczne miejsce, żeby zacząć od nowa za parę lat.”
Rei czuła jak jej irytacja tylko rośnie od tych paranoicznych pomysłów. „Ona nie ma związku z...”
„ZAMKNIJ SIĘ!” uciszył ją poruszony oficer. „Może i nie wiesz, dzieweczko, ale was, pilotów, mamy zabijać, jak tylko was zobaczymy! Ishida!” Uczynił gest w stronę żołnierza po swojej prawej, który powoli skinął głową i wycelował.
Rei zamknęła oczy, próbując uspokoić oddech i przyspieszone bicie serca, które były nadzwyczaj szybkie już na sam widok wycelowanej w nią broni. Skupiła się, przygotowując się na strzał - ale nic się nie stało.
„Na co czekasz?” zażądał ze złością odpowiedzi dowódca oddziału po kilku sekundach, w trakcie których nic się nie działo.
„P...” przełknął z trudem ślinę żołnierz, nim nagle opuścił strzelbę. „Przepraszam, sir, po... po prostu nie mogę zastrzelić nieuzbrojonego cywila.”
Wściekłość oficera zawrzała. „Gdzieś ty do cholery był na odprawach?! Nie możemy sobie pozwolić na żadną litość!”
„Wiem!” odwrzasnął Ishida.
„Powiedzieli, że każdy, kto będzie miał wątpliwości, ma nie brać udziału!”
„WIEM! Miałem, do cholery, powód, żeby zażądać tylko obsadzenia mnie w patrolu!” Odetchnął ze złością. „Cholera jasna, ja też nie chcę końca świata, ale... Kurde, mam córkę w tym wieku!”
Ale dowódca nie okazał zrozumienia. „Jak zaraz nie strzelisz, to cię oskarżę o zdradę!”
„Mam to gdzieś! Przynajmniej będę miał czyste sumienie!”
Oficer prychnął z niesmakiem. „Dobra! No to zrobię to sam!” oznajmił, unosząc broń, by wycelować. „Nigdy nie zrozumiem, jak zdałeś...” Jego zdanie zakończył odgłos wystrzału. Jego mundur ociekał krwią, a jego ciało uderzyło w ziemię.
Ishida odwrócił się na pięcie do drugiego towarzysza, ale Yoshida miał lepszy refleks. Jego zszokowana mina wyraźnie wskazywała na to, że w swojej próbie przeżycia nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi, póki nie zabrzmiał strzał i Ishida padł u jego stóp.
Rei spodziewała się, że będzie to wystarczające zamieszanie, by uciec, ale Yoshida zauważył ją, nim zdołała zrobić więcej niż dwa kroki.
„S-STÓJ!” zawołał głosem tak drżącym jak jego ręce trzymające pokrytą krwią broń, którą teraz znów wycelował w nią. Szok ostatnich kilku chwil uczynił go bladym. Szok wywołany tym, że jeden z nich stał się zdrajcą. Szok wywołany zabiciem rzeczonego kolegi, może nawet wieloletniego przyjaciela.
Ale teraz na pewno nie zawaha się przed zabiciem tej, która jest za to pośrednio odpowiedzialna.
Nigdy mu się to nie udało. Znikąd dobiegł strzał, odrywając z drogi kawałeczek betonu. Kolejny trafił tuż przed panikującym żołnierzem. Aż ostatni wreszcie przeszył mu ramię. Wrzasnął, gdy upuścił pistolet, a potem, sam upadłszy, skulił się z bólu, trzymając się za ranę.
Zdezorientowana Rei rozejrzała się, wreszcie zdając sobie sprawę, że słyszy dźwięk zbliżającego się PSL-u. Gdy obróciła się w jego stronę, ujrzała, że najwyraźniej próbuje on wylądować na drodze w bezpiecznej odległości. Na widok mężczyzn w mundurach obawiała się z początku, że idą na pomoc tym padłym członkom JSSDF-u. Że ostatnie strzały były wycelowane w nią, ale fatalnie zbłądziły. W tej chwili nie została jej żadna nadzieja na ucieczkę.
Ale wtedy zauważyła znajomą twarz przed zbliżającymi się mężczyznami.
„Doceniam pana pomoc, panie Kaji,” przywitała go, kiedy był dostatecznie blisko. To, że miał nie żyć, nie kłopotało jej zbytnio, jako że - wyraźnie - żył.
„Nie ma problemu,” zbagatelizował podziękowania mężczyzna z kucykiem. „Chociaż to na pewno niespodzianka cię tu widzieć.”
„Próbowałam uciec, zanim uderzą” przyznała spokojnie Rei. „Byłam pewna, że w kwaterze głównej nie będzie bezpiecznie.”
Kaji przez chwilę mierzył ją wzrokiem, ale nie czuła pragnienia powiedzenia mu więcej. „Nie mówiłem raczej o środkach bezpieczeństwa...”
„Ja...” Była zaskoczona jego ciągnięciem za język, choć nie było ono zupełnie nieoczekiwane. Wcześniejszy wstyd za swoją zdradę powrócił na krótko, gdy zastanawiała się, ile musi powiedzieć, dopóki go nie zadowoli. „Miałam swoje powody, żeby nie... pomóc Komandorowi...”
Nie wydawał się być do końca zadowolony, ale skinął głową. „No to dobrze, to powinno dużo uprościć sprawy. Sakamoto!” wrzasnął do jednego z towarzyszących mu żołnierzy. „Mamy miejsce dla autostopowiczki?”
„Obawiam się, że już z tymi trzema zrobiłoby się trochę tłoczno!” odpowiedział Sakamoto, wskazując trzech martwych żołnierzy wnoszonych do PSL-u.
Kaji podrapał się po brodzie, a jego oczy spoczęły na dżipie patrolu.
„Myślisz, że możecie to sami dokończyć?” zawołał raz jeszcze.
Skrzywił się lekko, gdy Sakamoto uniósł kciuk, wyraźnie nie taki znowu zadowolony z odpowiedzi.
„No to dobra.” Kaji odwrócił się z powrotem do Rei. „Zabieramy tego dżipa i zawiozę cię, gdzie będziesz chciała, dopóki to się nie skończy.”
Rei skinęła głową, ale nie ruszyła za nim, gdy zaczął iść do pojazdu. Nie spuszczała oczu z pokrytego krwią betonu. „Może pan pojechać na drugą stronę drzew? Nie życzę sobie znów przechodzić przez tę scenę.”
„Um, jasne,” usłyszała go za sobą, gdy zmierzała do lasu, gdzie poszła Aki, „ale czemu nie mogę cię po prostu zabrać teraz?”
Przystanęła na krótko. „Muszę kogoś zabrać,” oznajmiła tylko, nim weszła do lasu.
Wszelkie obawy, że dziewczynka ze strachu ucieknie za daleko, trwały krótko, jako że Rei szybko zauważyła ją „chowającą się” za drzewem, które było właściwie cieńsze od niej. Gdyby coś poszło nie tak, mało prawdopodobne, że by przeżyła. Ale przynajmniej była duża szansa na to, że nie widziała zbyt wiele, jako że kuliła się w przeciwnym kierunku, zaciskając mocno powieki i zakrywając sobie uszy, jak jej kazano.
Działało to tak dobrze, że Rei musiała ją dotknąć po dwóch nieudanych próbach zwrócenia uwagi Aki słownie, a dziecko sapnęło zaskoczone, gdy ręka zetknęła się z jej głową. „Niebezpieczeństwo zostało zażegnane,” powiedziała jej Rei teraz, gdy zwróciła jej uwagę. „Możemy już iść.”
Aki nie pytała o szczegóły. Ujęła cofającą się rękę Rei, by nakłonić nastolatkę, żeby pomogła jej stanąć na nogi, i nie puściła, gdy wyszły z lasu. Jeszcze zacieśniła uchwyt, wzdrygając się, gdy zobaczyła pana Kajiego w dżipie czekającym na nich na drodze.
„Nie martw się,” spróbowała uspokoić ją Rei. „Jest tu, żeby nam pomóc.”
Aki jeszcze raz przeniosła wzrok z niego na Rei, a potem znów na niego, nim wydała z siebie bojaźliwe „Cze...”
Mężczyzna wydawał się być równie skonsternowany na widok nieśmiałej dziewczynki chowającej się za spódniczką drugiej dziewczyny. Dopiero co zapalony papieros został szybko wyrzucony z samochodu, przy czym Kaji nie odrywał oczu od Aki.
„Um... cze?” odpowiedział na powitanie, posyłając Rei spojrzenie, które znała jako szukające odpowiedzi.
„Ma na imię Aki. Poznałam ją wczoraj,” wyjaśniła szybko. „Pomagam jej znaleźć rodziców. Możemy już jechać?”
„Taa, jasne. Wskakujcie,” mruknął, wciąż się gapiąc, ale pokazując już dziecku przyjazny uśmiech. „Nie chciałem cię wystaszyć, malutka. Po prostu... czyżbym znał twoich rodziców?”
„Ja cię nie znam,” odpowiedziała zgodnie z prawdą Aki, gdy Rei pomogła jej się usadowić na tylnym siedzeniu.
Kaji zaśmiał się. „Nie, chyba się nigdy nie spotkaliśmy. Nie zapomniałbym takiej uroczej małej panienki,” powiedział jej troskliwie. „Ale masz w oczach coś, co wygląda znajomo...”
„Jestem pewna, że wkrótce spotkamy jej rodziców,” przerwała Rei, czując potrzebę przypomnienia mu o ciężkiej sytuacji w pobliżu mimo błysku nadziei w oczach Aki. „To jest: jeśli tylko w końcu zaczniemy jechać.”
„Racja.” Kaji obrócił się z powrotem do kierownicy. „Więc gdzie chcesz jechać?”
„Planowałam wyjechanie z miasta tak daleko, jak to możliwe i próbowałam udać się do Gotemby albo Hadano. Ale jeśli rzeczywiście uda wam się powstrzymać atak, nie będzie to już konieczne.”
„Czyli nie masz nic przeciwko, żeby pojechać do NERV-u?”
„Mam,” potrząsnęła głową. „Niech nas pan zabierze do mojego mieszkania. Jeśli najazd na kwaterę główną był tak agresywny, jak się obawiam, nie życzę sobie jej tam teraz zabierać, nawet jeśli skończy się do czasu, gdy się tam zjawimy.”
„No to dobrze,” oznajmił, gdy zmienił bieg, posyłając jedno ostatnie tęskne spojrzenie na unoszący się PSL, który akurat warczał im nad głowami, kierując się w stronę Geofrontu.
Kaji zbliżał się do miasta ostrożniej, robiąc objazdy wyraźnie po to, by uniknąć jakichkolwiek dalszych niebezpiecznych spotkań albo wpakowania się między walczących, póki nie przekonają się, że strzelanina na pewno ustała. Nie wspominając o walce pomiędzy EVA-mi, która mogłaby dosięgnąć ich w kilka chwil, gdyby choć jeden z olbrzymów miał skoczyć w ich kierunku.
Rei co jakiś czas zerkała na Aki. Walka była daleka od bycia niewinną, a żadne z uczestników nie wydawało się nie mieć przynajmniej jakichś krwawych skaleczeń od używanej ostrej broni, brakowało nawet niektórych kończyn. I właśnie teraz wrogie EVA'y zbierały się wokół Jet Alone'a, który z jakiegoś powodu zamarł, rwąc go na strzępy.
Ciężko było powiedzieć, jakie urazy mogłaby ukształtować taka walka na tej niewinnej duszy. Tym bardziej przy jej... osobistej więzi.
Ale, na szczęście, brak snu zbierał wreszcie żniwo na dziewczynce teraz, kiedy czuła się bezpieczna, i jej oczy walczyły ciężej o to, by pozostać otwarte, niż o to, by kłopotać się obserwowaniem potworów na zewnątrz.
Ogłuszający wybuch trafił nagle dżip, potrząsając każdym centymetrem pojazdu. Szybki refleks Kajiego ocalił ich przed przewróceniem się do góry nogami, a samochód obrócił się o połowę, gdy zatrzymał się z piskiem po tym, jak minęła ich fala uderzeniowa.
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie w stronę źródła, by potwierdzić obawy Rei. Ciężko było powiedzieć, czy to jeden z wrogów padł i zabrał ze sobą kilku swych braci, ale to nie miało znaczenia. EVA-02 nie było już na polu bitwy.
Wypełniła ją zgroza, gdy spojrzała na nieświadomą dziewczynkę, która wciąż zakrywała sobie uszy i zaciskała powieki, jakby niepewna, czy przerażające przeżycie już się skończyło czy nie. Kaji oczywiście zrozumiał natychmiast, podobnie jak i Rei. Widziała żal w oczach mężczyzny, gdy napotkały jej spojrzenie. Ale stawał on w obliczu śmierci wystarczająco często, by szok i ból go nie sparaliżował.
„Powinniśmy jechać,” mruknął ponuro.
Rei miała zamiar skinąć głową na znak zgody... ale wtedy ją to uderzyło. Gdy tylko Kaji wrócił dżipem na trasę, nagle przepłynęła przez nią ogromna ilość bólu, rozpaczy i wściekłości, z intensywnościa przekraczającą nawet to, do czego jej zdaniem sama byłaby zdolna, gdyby dobiegały one z niej.
„O nie...”
Pozostali nie wydawali się tego zauważać, dopóki po kilku chwilach głośna burza z piorunami ni stąd, ni z owąd nie zaciemniła nieba. Ale ten dźwięk to nie był grzmot. Był to ryczący wrzask EVA-01, gdy ta rozpostarła skrzydła.
„A niech to licho...” usłyszała, jak Kaji klnie z podziwem, ale ledwie rozpoznała te słowa poprzez paraliżujące uczucia niesione ogłuszającym wrzaskiem.
„Ikari...” błagała cicho, chwytając się za bolącą głowę. „Ikari, nie...”
„Co... co się dzieje?” zapytała ze strachem Aki.
„Przyzywa ją,” mruknęła Rei, sama nie będąc pewna, czy odpowiada, czy tylko określa uczucia, które gwałtownie przez nią płyną. „Przyzywa ją, by zakończyć... by zakończyć wszystko...”
„Kto? Co?” zapytał zatroskany Kaji z fotela kierowcy.
„Ikari!” powtórzyła, niemal wrzeszcząc z bólu. „Szybko! Musimy się z nim skontaktować! Zanim będzie za późno!”
„Wątpię, żebyśmy mogli. Będziemy mieć szczęście, jak znajdziemy chociaż otwartą częstotliwość NERV-u,” sprzeczał się Kaji, ale jednak gmerał już przy radiu jedną ręką.
„Już... już za późno. Nadchodzi...”
„... INJI, PRZESTAŃ JUŻ!” wydarł się nagle znajomy głos poprzez szum komunikatora.
Ból, bezdenny żal z powodu straty nie do zniesienia natychmiast został uśmierzony przez wielką ulgę, co do której Rei nie była pewna, czy jest tylko jego, czy również jej samej. Spoglądając z powrotem na pole bitwy, ujrzała Włócznię Longinusa wymierzoną prosto w rdzeń Unitu-01 - ale była ona bezpiecznie trzymana w jego rękach.
Pasażereczka obok była zdecydowanie za bardzo podniecona czym innym, by to zauważyć. „To...” powiedziała pospiesznie, wskazując na radio. „To była...”
„Tak,” zgodziła się Rei, kiwając słabo głową, „to była ona.”
*********
Nie widzieli końca walki, jako że droga wiodła ich dookoła góry, zasłaniając widok EVA. Ale przy Shinjim dzierżącym Włócznię Longinusa nie było wielkich wątpliwości, że z łatwością wykończy on wrogów, którzy przetrwali autodestrukcję Unitu-02.
Kiedy wreszcie obwieszczono przez komunikator, że wszystkie operacje bitewne mają zostać przerwane, a wszystkim jednostkom rozkazuje się wycofanie i oczekiwanie na dalsze instrukcje, przez dwie osoby znajdujące się w dżipie, które potrafiły zinterpretować tę informację, przepłynęła ulga.
Skończyło się. Podczas gdy nie można było jeszcze stwierdzić, czy będą mogli nazwać to zwycięstwem, na razie byli bezpieczni.
****************
Rei wrzasnęła.
Dopiero co zatrzymali pojazd przed blokiem, w którym mieszkała, ale w chwili, gdy wyszła z dżipa, całe jej ciało wrzasnęło z bólu. Zgięła się, nieświadoma gorączkowego wołania dwojga towarzyszy. Ten ból był inny niż ten, który czuła od Ikariego. To wydawało się dużo bardziej fizyczne. Czuła się, jakby płonęła, jej skóra, a potem mięso pod nią płonęły. I płomienie ustały dopiero wówczas, gdy zmiażdżono je wraz z jej ciałem. Potem...
Wszystko zniknęło w jednej chwili.
„Rei!” usłyszała zmartwiony głos Aki, gdy podniosła się z chodnika, przyjmując w połowie tej czynności pomoc Kajiego. Dziewczynka otarła sobie pociągający nos ramieniem. „N-nic ci nie jest?”
Musiała spojrzeć na siebie, nim odpowiedziała, zaskakując samą siebie: „Nic.”
„Co się stało?” wypytywał Kaji. „Znowu coś z Shinjim?”
„Nie... myślę, że ciało...” przerwała, gdy znaczenie tej myśli objawiło się w jej umyśle, „ciało Lilith zostało zniszczone.”
„Lilith...? EJ, ostrożnie!” Podtrzymał ją, gdy zrobiła słaby krok grożący jej ponownym upadkiem. „Mam iść z tobą?”
„To nie będzie konieczne,” zapewniła go Rei, której zawroty głowy powoli ustawały. „I rozumiem, że życzy pan sobie udać się do NERV-u tak szybko, jak to możliwe.”
„Okej,” ustąpił Kaji po kilku chwilach namysłu. „Ale ostrożnie. Kto wie, czy nie zostawili jakichś niespodzianek.”
Nie czekały, by go odprowadzić. Ująwszy rękę Aki w swoją, zaprowadziła dziewczynkę po schodach do swojego mieszkania. Zniszczenia były już widoczne, zanim jeszcze weszły - drzwi wytrzymały potężny wybuch, jak pokazywało wielkie wybrzuszenie w metalu. Było jeszcze gorzej, gdy weszły. Żołnierze nie mieli wiele do splądrowania, ale najwyraźniej wzięli, co mogli.
Zostawiając za sobą skonsternowaną jeszcze Aki, podeszła do łóżka, które przewrócono na bok, i usilnie próbowała pociągnąć za ciężką ramę, aż zadziałała grawitacja, pozwalając mu wylądować z hukiem z powrotem na nogach. Głośny dźwięk zwrócił uwagę dziewczynki z powrotem na nią, ale zaoferowana przez nią pomoc, gdy Rei uniosła materac z powrotem, była raczej zbędna, jako że raczej nie mogła ona zapewnić niezbędnej siły. Gdy ustawiono łóżko, choć nie w jego starym położeniu, ale po przekątnej pokoju, zaprosiła gestem Aki, by ta na nie weszła.
„Możesz tu teraz odpocząć. Ja poszukam twoich rodziców.”
„A ja nie mogę... a ja nie mogę z tobą iść?” zapytała nieśmiało dziewczynka, wyraźnie przestraszona myślą o byciu zostawioną samą nawet tylko na krótki czas, którego większość prawdopodobnie spędzi na spaniu.
„Jesteś zmęczona, prawda?” Aki skinęła niechętnie głową. „Wymagana droga może zająć godzinę lub dłużej. W twoim najlepszym interesie jest odpocząć.”
„Ale...” mruknęła Aki, urywając. Najwyraźniej czekała na coś, by kontynuować wyjaśnianie swego problemu.
„Ale?” powtórzyła jako ofertę.
„Ale c-co, jak wrócą źli ludzie?” dokończyła, kuląc się na tę myśl.
Rei mierzyła przez chwilę przerażone dziecko wzrokiem. Argumentowanie, że żołnierze JSSDF-u się wycofują i nie są już zagrożeniem dla ich życia, najprawdopodobniej nie będzie miało sensu. Jej wzrok powędrował ku następnemu pokojowi, zakrytemu częściowo rozdartą zasłoną.
„Jeśli usłyszysz, że ktoś nadchodzi, możesz ukryć się za nią,” poradziła, dobrze wiedząc, że nie zapewniłaby ona żadnego bezpieczeństwa, gdyby ktoś rzeczywiście próbował ją skrzywdzić. Ale Aki zaakceptowała to skinieniem głowy, nim, położywszy się na materacu, wtuliła sobie głowę w dopiero co odzyskaną poduszkę.
Widząc, jak oczy się jej zamykają, Rei odwróciła się do wyjścia. Nie zaszła jednak zbyt daleko. „Rei? Możesz... zostać tu, aż nie zasnę?”
Nie odpowiedziała. Wróciła tylko i usiadła na materacu, gdzie pozostała jeszcze przez dziesięć minut.
*********
Gdy szła przez wyludnione miasto, myśli Rei wciąż szukały wyjaśnienia konkluzji, do której doszła. Wciąż nie wiedziała, jak to możliwe, ale wiedziała, że tak musi być. Pochodzenie matki. Wiedza ojca i dobrze znane słowa. A przede wszystkim poufałość jaką odczuwała wobec tej dziewczynki.
Ostatnie wątpliwości zaczęły się rozwiewać, kiedy Aki rozpoznała EVA'y seryjne wroga, a potem zostały całkowicie usunięte, kiedy zidentyfikowała głos matki.
Podczas gdy nie mogła znaleźć logicznego wyjaśnienia, podczas gdy nie wiedziała, skąd, znała tożsamość rodziców Aki.
Gdy dotarła do przejścia w głąb Geofrontu, przy zdemolowanym wejściu stał wyraźnie wstrząśnięty samotny strażnik ze znękanym wyrazem twarzy. O strzelbie w jego ręce można było powiedzieć wszystko, prócz tego, że trzymał ją pewnie. JSSDF najwyraźniej użyło małej głowicy bojowej albo kilku ładunków wybuchowych, by wejść, jako że tylko gruz i poczerniałe ściany służyły za przypomnienie masywnych bram. To oraz fakt, że był jedynym człowiekiem na stanowisku, które miało zabezpieczać troje ludzi, po takim ataku, wystarczyło, by sam odgłos jej kroków nadmiernie zdenerwował bladego strażnika.
„Stać! Kto...?” Opuścił broń, gdy rozpoznał jej znaki szczególne. „Pilotka Ayanami?”
Nie marnowała czasu na zbędne powitania. „Gdzie mogę znaleźć pilotów Ikariego i Sōryū?”
********************************
Shinji miał niespodziewane szczęście i mógł opuścić izbę przyjęć raczej szybko. Niemal dogonił dziewczyny, gdy dotarły do bloku, ale te weszły, gdy już chciał za nimi krzyknąć. Spiesząc za nimi, wbiegł po schodach, nim zatrzymał się, dysząc przed zdemolowanymi drzwiami „czterysta dwójki”. Miał nadzieję, że Rei zaczekała z tą ważną wiadomością.
Jednakże gdy otworzył drzwi i wszedł, natychmiast wiedział, że wszystko przegapił.
Odkrył, że nie jest w stanie się ruszyć, gdy jego umysł zajął się rozważaniem, czy scena przed nim może rzeczywiście być prawdą, czy też wciąż leży w łóżku na izbie przyjęć, śniąc niemożliwy sen. Lekkie łkania brzmiały w powietrzu z miejsca, gdzie Asuka klęczała na podłodze ze zdrową ręką ciasno owiniętą wokół brązowowłosej dziewczynki, która odwzajemniała uścisk.
Jego brązowowłosej dziewczynki.
„Boli cię coś,” powiedział głos, który przez tak wiele miesięcy pragnął znów usłyszeć, gdy Aki zauważyła bandaże na ramieniu matki, ale Asuka szybko potrząsnęła głową.
„Nie tak bardzo. Już nie,” uciszyła ją, prawdopodobnie kłamiąc po części. Wciąż musiała czuć ból, ale łatwo mógł się domyślić, że był on usunięty daleko w cień przez uczucie trzymania znów córki w ramionach.
„Gdzie byłaś? I czemu tak dziwnie wyglądasz? Masz takie... długie włosy.”
„To długa historia,” na wpół załkała, na wpół zachichotała Asuka. „O-obetnę sobie włosy, jak tylko wrócimy do domu, okej?”
Ale Aki potrząsnęła głową. „Wyglądają ładnie,” powiedziała, cofając się, by zmierzyć matkę wzrokiem. „Smutno ci?”
„Nie,” zaśmiała się Asuka. „Nie, wcale nie.”
„Ale płaczesz...?”
Asuka, ująwszy policzek córki, pogładziła go dwukrotnie, jakby po to, by zapewnić samą siebie o obecności Aki. „Uśmiechaj się, kiedy jesteś wesoła. Płacz, jak ci smutno,” powtórzyła ich starą obietnicę. „I rób i to, i to, jak jesteś szczęśliwa jak nigdy.”
Dziewczynka nie wydawała się do końca rozumieć, ale mimo to skinęła głową. Jego dziewczynka...
„Aki...” udało mu się wreszcie wydyszeć, zwracając na siebie uwagę.
„Tata?” powiedziała, zastanawiając się i wpatrując się w niego jeszcze przez chwilę, nim odsunęła się od matki i podbiegła do niego ze śmiechem, wyciągając ręce, by ją podniósł.
I tak by to zrobił.
Pisnęła, gdy ją podniósł, trzymając ją mocno. To ciepłe ciałko przy jego ciele, ten słodki zapach zalewający mu nozdrza. Nie zapomniał tego, ale nigdy nie wydawało się to tak intensywne. Nie chciał jej już nigdy puścić.
Aki, jednakże, najwyraźniej miała inne plany, gdy nieco się odsunęła. „Ty też śmiesznie wyglądasz!”
„A ty... ty wyglądasz jak aniołeczek, którego pamiętam,” wydyszał Shinji, a głupota jego słów wywołała zawstydzony chichot ze strony dziewczynki w jego ramionach. Jego oczy przelotnie napotkały spojrzenie żony, wpatrujące się w nie z zadowoleniem, gdy niechętnie wstała z podłogi. „Tylko skąd ty się tu wzięłaś?”
Pytanie to było raczej skierowane do niego samego, ale oczywiście postanowiła odpowiedzieć mimo to w przerozentuzjazmowany sposób trzylatki. „Nie wiem, obudziłam się i nie było żadnej mojej zabawki, nawet Kiko, i do tego moich obrazków, a ciebie i mamy nie było, tylko ta straszna pani, co jednak nie była straszna, no bo dała mi ciastka, ale wtedy myślałam, że jest straszna, więc uciekłam, i na dworze wszystko było takie dziwne, i głośne, i było tyle ludzi! Strasznie się wtedy bałam, ale wtedy spotkałam Rei i poszłyśmy do wadzy, co miał taki śmieszny strój, i kupiłyśmy nowe kredki, ale nie dali mi ich tak po prostu, no bo chcieli za nie jakieś papierki, tylko tego przedtem nie powiedzieli!” Wskazała na ścianę. „Zrobiłyśmy te obrazki kredkami! Podobają ci się?”
„Tak,” zaśmiał się Shinji, przyciągając znów do siebie swe energiczne dziecko. W najlepszym wypadku rozumiał tylko połowę jej opowieści, ale to nie miało znaczenia. To było takie dobre uczucie, mieć ją z powrotem w ramionach po tak długim czasie, kiedy obawiał się, że już nigdy nie będzie mógł jej objąć. Wysłucha wszystkiego, co będzie chciała mu powiedzieć, każdy jej rysunek będzie arcydziełem wartym wystawy, nieważne jak prosty albo prymitywny będzie się wydawał innym. „Są super.”
„No nie? Potem poszłyśmy do domu i tam ciągle była ta pani, ale z Rei się nie bałam, i pani dała mi wtedy ciasteczka. Dobre były.” Zniżyła trochę głos. „Ale... ale was ciągle tam nie było. Więc... więc przyszłyśmy tutaj. O, ale najpierw zjadłyśmy ramen! Wiesz, że mają mięso?”
„Naprawdę?” udał zdumienie.
„Ano! A potem przyszłyśmy tutaj i narysowałyśmy obrazki, i powiesiłyśmy je na ścianie, żeby nie wyglądała tak smutno! A potem poszłyśmy spać, ale Rei się obudziła i mnie też, a potem powiedziała, że musimy uciekać daleko przed tymi złymi, i pojechałyśmy ogrooomnym autem! Było takie duże, że nawet nie widziałam, kto prowadzi! A potem szłyśmy baaardzo, bardzo długo przez las, aż mnie rozbolały stopy i Rei powiedziała, że potrzebne mi buty, ale ja ich nie lubię! I widziałyśmy ogromne zbroje tak jak w twoich opowiadaniach, i robiły dużo hałasu. Potem znaleźli nas źli ludzie i strasznie się bałam, ale Rei, i pan Kaji ich odstraszyli! A potem przyjechaliśmy z powrotem tutaj i usłyszałam mamę w aucie, i Rei bardzo bolało, a potem znowu, ale potem już nic jej nie było, i miałam tu spać, jak jej nie będzie, ale ja się ciągle bałam, że źli ludzie wrócą, więc szybko się znowu obudziłam, i potem były jakieś dźwięki, więc się schowałam, ale potem zobaczyłam, że to mama, chociaż na początku nie byłam pewna, czy to ona, no bo teraz tak śmiesznie wygląda!”
„Jejku...” sapnął, próbując nie martwić się za bardzo pewnymi niepokojącymi elementami jej opowieści. W końcu przeszła przez to cała i zdrowa. „Brzmi, jakbyś miała bardzo ekscytujący... dzień...”
Aki skinęła głową, ale to podniecenie najwyraźniej trwało krótko, a brak snu wciąż upominał się o swoje żniwo, gdy zauważył, jak ona przeciera oczy. „Miałam kupę zabawy z Rei!”
„Rei?” zapytał i wszystkie oczy spoczęły teraz na niebieskowłosej nastolatce. Do tej pory stała z tyłu pokoju, w milczeniu obserwując połączenie się rodziny bez wtrącania się. Teraz wydawała się skurczyć pod wpływem nagłego zwrócenia na nią uwagi.
„Rei,” powtórzyła z wdzięcznością Asuka, robiąc do niej kilka kroków, nim zaskoczyła niebieskowłosą dziewczynę, pociągając ją w ciasny uścisk. „Dziękuję...”
Zaskoczona, wydawałoby się, niecharakterystycznym zachowaniem rudej Rei przez chwilę nie reagowała, nim - z wahaniem - odwzajemniła uścisk. „Proszę... bardzo...”
*********
Było niemal tak, jakby czas raz jeszcze wykonał skok do tyłu - albo do przodu. Rodzina, wreszcie znowu zjednoczona, krocząca przez opuszczone miasto. Oczywiście zniszczenia w nim nie były ani trochę tak poważne. A dwoje rodziców, których uśmiechy po prostu nie wyblakną, fizycznie wciąż miało ledwie czternaście lat.
„Jest cięższa, niż pamiętam,” powiedział po drodze Shinji. Aki siedziała mu „na barana” z ramionami instynktownie oplatającymi mu głowę, podczas gdy jej ciało opierało się o nią przez sen, który wreszcie ją ogarnął. Nawet perspektywa czekającej na nią Kiko nie mogła już powstrzymać jej przed zaśnięciem.
„Baka,” złajała go kpiąco Asuka. „Moja dziewczynka nie zrobiła się cięższa. To ty jesteś słabszy.”
„No, chyba tak,” zachichotał, ostrożnie pilnując, by Aki się nie ześlizgnęła. „Nie mam już raczej dobrze wyćwiczonego ciała ciężko pracującego rolnika.”
„No, mogłeś trochę ćwiczyć,” stwierdziła surowo Asuka. Ale to udawanie szybko znów się złamało, gdy obserwowała swą śpiącą córkę. Łzy radości znów groziły uformowaniem się, gdy lekko pogładziła zdrowym ramieniem swoje dziecko po plecach, wciąż potrzebując dotyku, by potwierdzić, że to nie jest tylko sen. „Ona wróciła, Shinji. Ona naprawdę do nas wróciła.”
„I dla niej to był tylko jeden dzień,” zadumał się Shinji, potrząsając głową, gdy weszli do swojego bloku. „Czemu nie wróciła z nami od razu? Kaworu mówił coś o 'nieoczekiwanej radości' i że będzie jeszcze większa niż oczekiwana. Na pewno miał rację,” wyszczerzył się Shinji, rozkoszując się uczuciem spoczywającego na nim ciała swojego dziecka, jego ciepłem, jego ciężarem, paluszkami wczepiającymi mu się we włosy, nawet odrobiną śliny spływającą mu po potylicy, „ale nie wierzę, żeby chodziło tylko o niespodziankę. To dlatego, że my już mieliśmy ciało, a jej też musiało być sprowadzone? A może nie wolno jej było tu być, dopóki nie upewnimy się, że nam się udało? Ale w takim razie czemu wróciła już po śmierci Kaworu a nie po tym, co było dzisiaj?”
„Wiesz, co ci powiem, Shinji?” Na jej twarzy rozciągnął się szeroki uśmiech, podczas gdy wchodzili po schodach. „Mam to gdzieś. Wróciła i tylko to się dla mnie liczy.”
Pozostało mu się tylko z tym zgodzić, lecz przez resztę drogi milczał. Chociaż gdy już przechodzili przez próg mieszkania, z ust śpiącego dziecka dało się słyszeć ciche mamrotanie.
„'ciłam...”
*********
Rei rozejrzała się wokół siebie, groziło jej przytłoczenie dziwnym uczuciem. Zniszczenia nie kłopotały jej zbytnio. I tak nigdy nie dbała bardzo o to miejsce. Mieszkała tu sama od wielu lat i samotność nie była dla niej niczym obcym. Ale mieszkanie jakoś wydawało się bardziej puste niż kiedykolwiek.
Takie... ciche.
Widok szczęścia na twarzach członków połączonej rodziny był tak przyjemnym uczuciem, może przewyższającym wszystkie poprzednie. Miło było otrzymać tak doskonałe podziękowania, nawet jeśli nie była pewna, czy zasługuje na wdzięczność za coś, co przede wszystkim wydawało się być czystym zbiegiem okoliczności.
Ale teraz, kiedy poszli, po doświadczeniu takiego ciepła, znów poczuła zimno mimo wpadających przez okno promieni słońca. Ich odejście coś jej zabrało, zostawiając pustkę, którą pragnęła z powrotem wypełnić. Myślała, że samotność nie jest dla niej niczym obcym...
Ale była dużo gorsza teraz, kiedy wiedziała, czego jej naprawdę brakuje.
Gdy zrobiła krok w bok, jej stopa o coś potarła. Spuściwszy wzrok, ujrzała kartkę papieru. Zaciekawiona, schyliła się, by ją podnieść. A gdy na nią spojrzała, jej problemy nagle nie wydawały się już takie poważne.
Ostrożnie umieściła ją z powrotem w pustym miejscu na ścianie, upewniając się, że plaster będzie się jeszcze trzymał. Ten w lewym górnym rogu jednak nie będzie, nieważne jak wiele razy przejeżdżała po nim ręką, więc oderwała świeży i zastąpiła go. Po skończonej pracy zrobiła krok do tyłu, a jej spojrzenie wędrowało od obrazka do obrazka.
Większość przedstawiała członków tej samej rodziny, kobietę o rudych włosach, mężczyznę o ciemnobrązowych włosach i dziecko, małą dziewczynkę. Niektóre przedstawiały ich razem, na niektórych było tylko jedno albo dwoje z nich. Niektóre obrazki przedstawiały tylko to, co dziewczynka lubiła. Na niektórych obrazkach była także osoba z czupryną niebieskich włosów i dwoma czerwonymi kropkami, które służyły za oczy. I był rysunek Aki wykonany przez Rei.
W końcu wzrok Rei spoczął z powrotem na obrazku na środku, na tym, który dopiero co powiesiła z powrotem. Mała postać dziewczynki stała na nim obok dziewczyny z niebieskimi włosami, a linie ich rąk były splecione ze sobą. Wszystkie uśmiechały się do Rei.
A Rei odwzajemniła ich uśmiechy.
****************
Wchodząc do swojego mieszkania, Misato czuła się całkowicie zmęczona. Adrenalina, która napędzała ją przez dzień, dawno opadła, zastąpiona czystą satysfakcją, ale nawet radość z ponownego zobaczenia Kajiego wydawała się być obecnie przyćmiona przez radość z rychłego zobaczenia ponownie prysznica.
Wzięła głęboki oddech, gdy drzwi się otworzyły. Wreszcie koniec. Pewnie, że czeka ją jeszcze kupa papierkowej roboty, wiele decyzji, które wciąż trzeba podjąć, na wiele pytań wciąż odpowiedzieć.
Ale walki się skończyły. Oby raz na zawsze.
Zrzuciwszy sobie kopnięciami buty z bolących stóp, nie troszcząc się o odłożenie ich ładnie na bok, weszła, nie zauważając Shinjiego, który stał przed swoim pokojem, póki na niego niemal nie wpadła.
„Shinji!” Znużenie wydawało się natychmiast zniknąć, kiedy, jakby odruchowo, wyrzuciła ramiona, obejmując równie zaskoczonego chłopaka.
„Mi-Misato...” szepnął. „Dobrze cię widzieć, ale...”
„Misato!” syknęła równie cicho jak on Asuka, przerywając mu, gdy wyszła zza rogu, najwyraźniej usłyszawszy jej głośne powitanie. „Ćśś! Cicho...”
Ich opiekunka nie słuchała jednak za bardzo i miast tego zaskoczyła rudą, gdy ją również pociągnęła w ciasny uścisk.
„O Boże, tak dobrze was widzieć!” pisnęła radośnie Misato. „Gdzieście byli? Jak poszłam na izbę przyjęć, to już was nie było.”
„A niech to, ciekawe, co ci tak długo zajęło, żeby tam przyjść,” mruknęła Asuka, podczas gdy próbowała oswobodzić się z niedźwiedziego uścisku, gdy sprawiła, że Misato zarumieniła się na wspomnienie swojego „emocjonalnego” spotkania z Kajim. „Ale cicho już bądź!”
„Cicho? Czemu...?” Misato rozluźniła uścisk, spoglądając z zakłopotaniem najpierw na Asukę, a potem na Shinjiego w poszukiwaniu odpowiedzi. Ale miast tego, jej zaskoczenie wzrosło, kiedy zauważyła pisak w ręce Shinjiego i słabo przypomniała sobie, że korzystał z niego przy drzwiach do swojego pokoju, nim się z nim niemal zderzyła. Ale gdy jej spojrzenie przeniosło się na drewno w poszukiwaniu znaku, mogła tylko odczytać, że jego imię na tabliczce w kształcie serca, którą niegdyś tam zawiesiła, zostało przekreślone i zastąpione czymś innym. Ale co to było, nie zdążyła już przeczytać, jako że drzwi nagle odsunęły się w bok.
„Mamo...?” zawołał zmęczony głosik i teraz ramiona Misato wreszcie wypuściły jej podopiecznych, opadając jej bezwładnie do boków, gdy jej szczęka opadła w zaskoczeniu na widok brązowowłosej dziewczynki, która stała tam, w drzwiach, pocierając jedną ręką zaspane oczy, a w drugiej ściskając rudowłosą lalkę.
Asuka nie wahała się przykucnąć i delikatnie pogładziła dziewczynkę po plecach. „Hej, Schätzchen. Obudziliśmy cię?” zapytała z troską, której Misato nigdy wcześniej u niej nie słyszała. Po otrzymaniu w odpowiedzi skinienia głową, przyciągnąwszy dziecko jeszcze bliżej, kołysała je lekko. „Och, przepraszam. A przynajmniej dobrze spałaś?”
„Mhm...” padła wciąż nieśmiała odpowiedź.
Zdezorientowany umysł Misato ledwie mógł znaleźć słowa, gdy spojrzała na Shinjiego w poszukiwaniu wyjaśnienia. „To... to jest...?”
„No,” odpowiedział wyraźnie, choć jego uśmiech, bez wątpienia najszerszy, jaki kiedykolwiek u niego widziała, byłby już wystarczającą odpowiedzią.
„Misato Katsuragi?” zapytała z przesadną formalnością Asuka, wstając powoli z ręką wciąż na plecach córki, gdy odeszła na bok i zrobiła wolne miejsce między dwiema nieznajomymi, a ciekawskie oczy najstarszej i najmłodszej spotkały się. „Czy mogę pani przedstawić... Aki Ikari?”
********************************
********************************
Nieznajomy sufit.
Bardzo powoli stał się świadom swego otoczenia. Odkrył, że nie jest w stanie się ruszać, nawet mówić. I nie miał w ogóle czucia w prawym ramieniu. Ale wciąż żył...
Więc nie wolno mu nawet było zobaczyć się z nią ponownie w ten sposób? Może naprawdę na to nie zasłużył...
Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że jego uszy ożywiły się, ale nie mógł nawet ruszyć głową, by zobaczyć, kto tam jest i wchodzi na tę salę.
„Naprawdę chcesz to zrobić?”
Ten głos był znajomy. Tak, to była... tamta dziewczyna...
„Czekałem na to dość długo. Nie mogę tego wiecznie odkładać.” To był chłopiec, jego syn. „A Misato przecież nie potrzebuje następnej rączki do trzymania.”
„Kto to?” To był głos, którego nie znał. Wysoki, jakby małego dziecka.
„To mój ojciec,” powiedział Shinji. „Twój dziadek.”
Dziadek? Czyżby minęło już tak wiele czasu?
„On śpi?” Znów młody głos. „To nie jest pora spania. Może byś go obudził?”
„On... on się nie obudzi...” powiedział Shinji niemal z żalem.
„Dlatego tu leży? Jest chory?”
„Nie, on... on był całkiem poważnie ranny.”
W polu jego widzenia nagle pojawiła się twarz brązowowłosej dziewczynki patrzącej na niego ciekawsko.
„Jak on może spać z otwartymi oczami?” zapytała.
Teraz Shinji również wszedł w jego pole widzenia. Bez okularów nie mógł tego stwierdzić na pewno, ale chłopiec właściwie nie wyglądał mimo wszystko na dużo starszego, kiedy położył rękę na ramieniu dziewczynki. „Aki... To nie tak, jak my śpimy kilka godzin. On śpi od dawna.”
Aki? To imię...? To była Aki? Jednak...?
„Ale on tak nie wygląda, żeby się cieszył,” dąsała się, podnosząc wzrok na ojca. „Powinniśmy go obudzić!”
Shinji uśmiechnął się do niej. „Mówię ci, że on się nie obudzi. Lekarze powiedzieli, że nie wiedzą, czy się kiedyś znowu obudzi.”
„Nigdy?” zapytała ponownie i chłopiec potrząsnął głową. Błękitne oczy dziewczynki wyrażały szczerą troskę, gdy zwróciły się ku jego oczom. „Ale to by było smutne.” Znów mignęły ku ojcu. „Są pewni?”
„Obawiam się, że tak.”
Wydawała się rozważać to przez chwilę, nim... uśmiechnęła się promiennie. „Wiem! To tak jak w bajce! Jak mu dam buzi, to się na pewno obudzi!”
Ojciec najwyraźniej próbował ją zatrzymać, tak jak i on sam by uczynił, gdyby był w stanie, ale Aki była szybsza. Jej usteczka odważnie zetknęły się z jego wargami w krótkim buziaczku. „Już nie śpisz?”
Shinjiemu, jak również tej dziewczynie poza zasięgiem jego wzroku, Asuce, wyrwał się niepewny chichot. „Aki,” zawołała, by zwrócić uwagę lekko rozczarowanego dziecka, „chodź, może zostawimy tatę, żeby pogadał z dziadkiem i sprawdzimy, co u cioci Misato?”
Aki raz jeszcze zmierzyła go wzrokiem. „Pa, dziadku!” powiedziała, nim opuściła jego pole widzenia. Wkrótce potem drzwi otworzyły się i znów zamknęły.
Jak to możliwe? Trwał on tylko ułamek sekundy, ale wciąż czuł ten dotyk. Poszła, ale wciąż widział ten uśmiech.
Jak to możliwe? Coś takiego nie wydarzyło się od... niej...
Odgłos skrzeczącego metalu ciągniętego po podłodze przerwał jego myśli.
„To musi być dla ciebie dziwne,” odezwał się Shinji, najwyraźniej usiadłszy na krześle gdzieś obok jego łóżka. „Nawet cię nie zna, a i tak cię kocha tylko dlatego, że jesteś ojcem jej ojca. To coś, czego ty nigdy nie rozumiałeś. Że ktoś może cię kochać, nie mając lepszego powodu niż bycie twoim krewnym. Kto wie, czy by kochała, gdyby cię faktycznie znała...” mruknął pod nosem.
„Z drugiej strony, ciężko sobie wyobrazić, żeby ona kogoś nie lubiła. To z jednej strony śmieszne, że ktoś, kto żył na dobrą sprawę sam, nie znając przez większość życia nikogo oprócz rodziców, mógł się tak szybko przystosować i otworzyć na innych. I do tego jako dziecko dwojga ludzi, co właśnie z tym mieli zawsze tak dużo problemów. Po swoim pierwszym tygodniu w przedszkolu miała więcej przyjaciół niż ja przez całe życie.” Zaśmiał się cicho, a głos przesiąkał mu dumą.
„Mógłbyś się zastanawiać, czemu jeszcze żyjesz. W sumie to wszyscy się zastanawiają. Lekarze próbowali to wyjaśnić, ale chociaż przez kilka lat studiowałem medycynę, ledwo to rozumiałem. Po prawdzie neurologia nie była częścią moich studiów. Ale widocznie coś ci w ostatniej chwili rozproszyło celowanie, może z powodu dygotania rąk, a może nawet zmieniłeś zdanie, jak palec pociągał ci już za spust.
„Chociaż i tak byś umarł, gdyby Ritsuko cię nie znalazła i ci nie pomogła. Na początku zawsze mówiła, że nawet nie wie, czemu to zrobiła. Potem zmieniła to na 'Konieczność życia w takim stanie to dla niego większa kara niż śmierć'. Chociaż ciągle odwiedza cię całkiem często. Nie wiem za bardzo, jak to rozumieć - w sumie to nikt z nas nie wie. Pewnie nawet ona sama.”
Akagi... Ritsuko... to zrobiła...?
„Skoro o odwiedzaniu mowa... Pewnie się zastanawiasz, czemu przyszedłem ze wszystkimi, a jednak siedzę sobie teraz z tobą sam. No, szczerze mówiąc, nie byłeś głównym powodem tej wizyty w szpitalu. Misato jest... no, wygląda na to, że Aki niedługo będzie mieć małego kolegę albo koleżankę.” Shinji znów się roześmiał. „Nieoczekiwanie Kaji oświadczył się prawie od razu, ale ona odmówiła. Chyba chce go tylko przez jakiś czas trzymać w niepewności, żeby mu odpłacić pięknym za nadobne, ale jakoś wątpię, że wytrzyma dłużej niż jeszcze parę miesięcy.
„Z drugiej znowu strony, Asuka i ja niedługo znowu się pobieramy, dokładnie za trzy tygodnie. Myślałem, że dostanie koncesji zajmie dłużej, biorąc pod uwagę nasz fizyczny wiek, ale mam przeczucie, że Misato pociągnęła za sznurki. Chyba powinienem powiedzieć coś w stylu 'chciałbym, żebyś ty też był', ale nie jestem pewien, czy to by było zupełnie szczere,” westchnął.
„Chyba zastanawiasz się też, co z Rei. Jeszcze cię nie odwiedziła, co nie? Powinieneś ją naprawdę zobaczyć, prawie jak inna osoba. No dobra, to trochę naciągane, ale mimo wszystko... Wiesz, że ma talent artystyczny? Chyba nie. Zaczęła, jak poznała Aki. Ale serio, jej rysunki są dość niesamowite. W sumie to widziałem w jej mieszkaniu list z galerii, jak byliśmy w odwiedzinach, ale ona mi o tym nie powie.
„Aki i ona są w zasadzie nierozłączne, jak są razem. To dość fascynujące, patrzeć, jak na siebie oddziałują - ośmieliłbym się nawet powiedzieć 'słodkie'. Choćby tydzień temu byliśmy z nimi pierwszy raz na festynie i obie miały dokładnie tę samą zachwyconą minę, jak gapiły się na diabelski młyn.”
Wtedy jego chichot osłabł. „Rozmawialiśmy trochę, czy będziemy się musieli wyprowadzić czy nie. Dostać nową tożsamość, żeby się upewnić, że będziemy mogli żyć w spokoju. Pewnie, że tak by było bezpieczniej, znaczy się, wszyscy wiemy o tych tam religijnych fanatykach, a potencjalni niezadowoleni zwolennicy SEELE też nie przywitaliby nas przyjaźnie, gdybyśmy ich spotkali na ulicy. Dałoby nam to też idealną okazję, żeby trochę poprawić nasz wiek i załatwić 'oficjalny' akt urodzenia Aki, bo dzięki temu uniknęlibyśmy dużo niezręcznych pytań i formalności związanych z naszą niezwykłą sytuacją rodzinną. W końcu nawet niektórzy, co nas znają, nie wierzyli, że to naprawdę nasza córka, dopóki nie mieliśmy wyników testu DNA.
„Ale Asuka nie chce o tym słyszeć i, muszę przyznać, ja też nie. Nie chodzi tylko o utratę i zaprzeczenie naszych nazwisk i przeszłości. Aki po prostu przyzwyczaiła się do życia tutaj, to nie będzie dla niej nic dobrego, jak ją wyrwiemy z jeszcze jednego świata i od dopiero co poznanych przyjaciół. A SEELE i tak przez jakiś czas nie powinno być zbyt wielkim zagrożeniem.
„Przewodniczącego Keela znaleźli martwego, najwyraźniej dostał ataku serca podczas ich ataku. Uznano, że stres był za duży, żeby wyrównały go jego implanty. Co do pozostałych... No, Kaji jakoś 'zapomniał' wyłączyć swojego robala i narobił kupę zamieszania w polityce na całym świecie. Jeden z wymienionych po nazwisku członków SEELE popełnił samobójstwo, jak wiadomości poszły w świat, inny też próbował, ale znaleźli go, zanim mu się udało. Reszta albo zaprzecza, że była członkiem organizacji albo próbuje zwalić winę na pozostałych członków w nadziei, że łatwo się wymiga. Więc powinni być dość zajęci odrywaniem sobie łbów, zanim przyjdą po nas.
„Kolejny powód, dla którego chcielibyśmy zostać, to to, że Yamaderowie zaproponowali nam, że możemy znowu kupić nasz stary dom, bo oni już zadowolili się mieszkaniem z synem w Tokio-2 i chętnie nam go oddadzą. Spotkaliśmy się z nimi parę ładnych razy od małej przygody Aki, wiesz? Co dziwne, byli jedni z nielicznych, co nam od razu uwierzyli, jak się przedstawiliśmy jako jej rodzice. Będziemy jeszcze się musieli przekonać, jak sobie poradzimy z finansami, ale myśl o wróceniu do domu jest bardziej niż intrygująca, szczególnie przy naszych obecnych warunkach życiowych. Nie chcemy w końcu, żeby Aki jeszcze długo siedziała w moim małym pokoju bez okien, a Kaji i Misato też niedługo będą potrzebować więcej miejsca.”
Shinji po tych wszystkich słowach wziął głęboki oddech i nastąpiła długa przerwa, nim zaczął mówić dalej. „Wie... wiesz, chciałem ci się jeszcze do czegoś przyznać,” mruknął cicho. „Może... może teraz rozumiem cię trochę lepiej. Jak myślałem, że wszystko straciłem, to prawie chciałem wziąć z ciebie przykład. Tylko przez krótką chwilę, ale byłaby ona fatalna. Bo wtedy naprawdę bym wszystko stracił. Może to było jedyne, czego nigdy za bardzo nie rozumiałeś...”
Drzwi znów się otworzyły, kończąc monolog Shinjiego. W jego pole widzenia weszła ruda, niosąc dziecko, które trzymało się jej bluzki. „Hej, skończyłeś już?” zapytała cicho Asuka. „Badanie Misato już się skończyło.”
Shinji spojrzał na niego raz jeszcze, nim powoli wstał z krzesła. „Taa, tak myślę,” odpowiedziała, gdy spotkał się z obiema. Aki wyszczerzyła się szeroko do ojca, natychmiast łapiąc go za ubranie jedną ręką w próbie przejścia na jego ręce, w czym pomógł jej, biorąc ją z ramion Asuki. „Hej, mój aniołeczku. Dobrze się bawiłaś?”
Uśmiech dziecka uformował się w nadąsaną minkę. „Nie pozwolili mi się bawić laleczkami.”
„Chodzi jej o modele płodu w różnych stadiach,” wyjaśniła Asuka na wpół z jękiem, na wpół z rozbawieniem, czochrając córce włosy, dzięki czemu udało jej się przywrócić nadąsaną minkę do jej poprzedniego stanu. Pochyliwszy się ku niemu, złożyła krótki pocałunek na policzku Shinjiego. „Więc co z nim?”
„A, on...”
Ale Gendō nie mógł już dłużej przysłuchiwać się rozmowie. Cicha paplanina odeszła, a zasłona przed jego oczami wydawała się znów powiększać, zostawiając utrzymujące się w jego umyśle wyobrażenie tej rodziny jako ostatnie, nim sen powoli znów go pochłonął.
Rodzina...
Niezauważalnie dla samego siebie uśmiechnął się na tę myśl. Tego zawsze chciał. Niemal zapomniał o tym na drodze, którą obrał na tych ostatnie dziesięć lat, ale... niegdyś oni też tacy byli. Tylko po odejściu Yui brakowało najistotniejszej części, dla której nie widział zastępczyni w nikim prócz niej. Bez niej nie mieli szans na szczęście.
Teraz Shinji miał wszystko, czego on zawsze chciał dla siebie. Życie z ludźmi, którzy niewątpliwie go kochają. Ludzie, z którymi może być szczęśliwy.
Gendō czuł o to zazdrość do syna. Ale przede wszystkim - raz jeden - był z niego tak dumny, jak tylko ojciec może być.
-------------------------------------------
Słowa od Jimmy'ego Wolka: Zęby jeszcze w porządku? Poziom insuliny w normie? Wiem, wiem, to było trochę przedobrzone, zakliszowane szczęśliwe zakończenie. Wszyscy zjednoczeni, wszyscy (dobrzy) szczęśliwi, złymi kolesiami się zajęliśmy... ale zaskarżajcie mnie, ja lubię szczęśliwe zakończenia. I przecież to nie tak, że was nie ostrzegałem. ;P
Czy ten rozdział był aż taki potrzebny? No, tutaj pytacie nie tego faceta, bo autor naturalnie powie, że tak. Nawet jeśli może być postrzegany przez niektórych „tylko” jako nadmiernie długi epilog (mimo że właściwy epilog zawiera na końcu). Ale nie byłaby to raczej wielka frajda, żeby Aki tylko stanęła twarzą w twarz ze wszystkimi dziwactwami, jakie zawiera „normalne” życie, no nie? No i chciałem, żeby Rei jeszcze raz odegrała większą rolę poza „Szesnastym Aniołem”.
Różne uwagi:
myślałem nad kazaniem Aki śpiewać „Hänschen Klein” zamiast „Männlein im Walde”, jako że jego tematem jest wędrówka. Ale piosenka o „kolesiu z fioletowym płaszczem” była zbyt ponętna...
kazanie Aki opowiedzieć cały rozdział po swojemu mogło nie być za bardzo potrzebne, jak sądzę, ale strasznie podobał mi się pomysł kazania jej opisać pociąg jako „ogrooomne auto”. :D
finałowa scena Rei jest osobiście jedną z moich ulubionych w całej historii. Dotarcie do niej było jednakże wrzodem na tyłku. Rei oczywiście nie miałaby w domu przyrządów do rysowania, a i tak nagiąłem już sprawę, że Aki wróciła w ubraniu (to całe „zasnęła w nim”). Pewnie, że, jak mówiłem, chciałem pokazać parę konfliktów między nią a „normalnym” światem, a to, że próbowała wyjść ze sklepu, nie wiedząc, że trzeba zapłacić, jest idealnym przykładem. Ale w ostatecznym rozrachunku te kredki poczyniły pewne szkody... XD
Dwóch moich korektorów zauważyło, że nie jest dość oczywiste, ile czasu minęło między spotkaniem Misato z Aki a jej pójściem do szpitala. Osobiście myślałem, że to oczywiste, że nie było to tylko parę dni, ale też i nie tak długo (lata studiowania medycyny, o których mówi Shinji, oczywiście były tymi w post-TU świecie). Ale celowo chciałem pozostawić to niejasnym, jako że ustalony czas przysporzyłby mi tylko kłopotów z... ach, patrz niżej...
Mowa wieńcząca Jimmy'ego Wolka: No, to by było na tyle. Po ponad czterech latach (właściwie to dokładnie po pięciu w dzień ukazania się tego rozdziału (w oryginale - dop. tłumacz)) „Druga próba”, na pewno na długi czas mój najdłuższy fanfic, wreszcie zostaje ukończona. Po prawdzie, nie były to bardzo spójne cztery (/pięć) lata (/lat). Mimo wszystko przeszedł daleką drogę od pomysłu na tę pierwszą scenę i zastanawiania się, co mogło doprowadzić do potajemnego romansu Asuki i Shinjiego.
Podczas gdy była to zdecydowanie moja najambitniejsza opowieść, z pewnością nie była idealna. Więcej niż często przebijała się przez nią pewna, um... „naiwność”, czy to wcześnie, jak Shinji i Asuka okropnie szybko godzący się z traumatycznymi wydarzeniami TU, ich nowy dom będący w niemal idealnym stanie. Czy to choćby w kilku ostatnich rozdziałach, jak to z tym JA albo Kajim demaskującym SEELE. Pewne rzeczy próbowałem naprawić, albo wyjaśnić później, a pewnych nie. Pewne z ochotą zrobiłbym jeszcze raz, jako że - jak powiedziałem przy okazji „Szesnastego Anioła” - to tylko fanfic. To ma być dla zabawy, nie żeby trafiło na listę światowych bestsellerów.
Chociaż... dla zabawy czy nie, jedną rzeczą, która jakoś nie dawała mi spokoju, było to, jak częstokroć wykorzystywałem Gendō i Misato tylko po to, by ciągnąć dalej wątek i obawiam się, że szczególnie w wypadku Gendō więcej niż raz ucierpiała na tym charakterystyka.
Nie każdy pomysł, jaki mi przychodził do głowy, przedostawał się do fica. W jednej zaniechanej wersji fabuły Asuka miała znowu być w ciąży na krótko przed ich powrotem, ale jeszcze nie powiedzieć Shinjiemu, żeby mu zrobić niespodziankę. Piętnasty użyłby tego jako ostatniego ciosu, pytając ją, jak śmiała czerpać siłę od Shinjiego, skoro „Nigdy nawet nie powiedziałaś mu o mnie?” (jak zapytałby „inny” głos). Wkrótce potem (albo nieco przedtem?) Asuka miała znowu zajść w ciążę, co na koniec - oczywiście - miało być tym drugim dzieckiem, które pozornie straciła podczas skoku czasowego. Ale podczas gdy ciąża byłaby niezłym powodem, żeby sprowadzić Kaworu jako zastępczego pilota, tych ciąż byłoby po prostu zbyt wiele, a drugie dziecko odebrałoby trochę ważności Aki. Jednak ta gadka, że „to już nigdy nie będzie ona” wzięła się z czasu tej drugiej (trzeciej) ciąży.
Wątek „przyjaźni” też można było potraktować nieco inaczej. Myślałem nad daniem Aki niewidzialnej przyjaciółki albo kazaniem jej tak traktować Kiko, a jej rodzice musieliby się martwić o to. Ale ostatecznie bardziej mi się podobało, żeby zamiast tego nie wiedziała (także dlatego, że znalazła tutaj pierwszą przyjaciółkę w Rei).
Kolejnym, nigdy na poważnie nie podchwyconym pomysłem było kazanie Asuce i Shinjiemu rozstać się z jakiegoś powodu po narodzinach Aki i tylko jej zniknięcie po skoku czasowym miało ich z powrotem do siebie zbliżyć. Jak powiedziałem, nigdy na poważnie nie chciałem tego wprowadzać w życie. To tylko coś, co pojawiło się w moich myślach, kiedy pisałem te sceny typu „Shinji wraca z nią z wycieczki”. ^_^;
Muszę przyznać, że o jednym nigdy nawet nie pomyślałem, ale zauważyło to kilkoro czytelników: uczynieniu z samej Aki powodu skoku czasowego. Nigdy tego nie rozważałem, bo: a) zawsze miała być normalną dziewczynką (więc żadnych szalonych Anielskich poUderzeniowych mocy, czy co tam) i b) jej słowa do czerwonego morza w „Wychowaniu”, które wielu najwyraźniej przyniosło na myśl, że to mogło być jej pragnienie dobra rodziców zamiast na odwrót, zostały napisane dużo później po retrospekcji w „Siedemnastym Aniele”, więc chyba byłem tak jakby ślepy na tę opcję. XD
Kolejną rzeczą, nad którą, jak widziałem, zastanawiało się parę czytelników, były dzikie zwierzęta w post-TU świecie. Szczególnie scena z małpami w „Wychowaniu” zabiła paru ludziom ćwieka w głowie, jak się wydaje. Po pierwsze, nie przyszły sobie z zoo, makaki naprawdę żyją w Japonii (ile przetrwałoby Uderzenie/a, to inna sprawa, ale i tak raczej zignorowałem ten problem, więc...). Pytanie brzmi raczej: Dlaczego miałyby próbować porwać Aki... może żeby coś sobie zrekompensować...? *aluzjaaluzja*
W sumie to nigdy nie miała być wielka epopeja o walce z dzikimi siłami natury. Pewnie, że bez ludzi zwierzęta częściej zapędzałyby się do miast, także te niebezpieczne. Ale to wszystko: chciałem tylko pokazać, że jest pewne niebezpieczeństwo czyhające nad poza tym raczej beztroskim post-TU światem, coś, przed czym trzeba chronić Aki. Ni mniej, ni więcej.
Teraz chciałbym wymienić te opowiadania, które mnie do tego zainspirowały. Niekoniecznie po to, byście się teraz nie nudzili i mieli coś „nowego” do poczytania (paru może nawet w najgorszym wypadku nie dać się przeczytać, odkąd filtry ffn zaczęły działać na stare opowiadania), ale myślę, że tak będzie uczciwie. Więc pogralujcie sobie, jeśli dostrzegliście ich wpływ, śmiejcie się ze mnie, kręćcie głowami z niedowierzaniem albo pomrukujcie z irytacją, że znowu widzicie to w podziękowaniach.
Przede wszystkim dobrze znane „Higher Learning” Stike Fissa. Właściwie to przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy z (rażących) podobieństw, ale i tak zasługuje on na miejsce tutaj za samo to, że był fikiem, który zakotwiczył mnie w fandomie Evy.
Po drugie, „Destiny and Time” Locke'a1. Wiele po nim było, odkąd go czytałem, lepszych i gorszych, ale był to (a raczej jego niedokończona druga część) pierwszy „prawdziwy” typ fica o podróży w czasie/drugiej szansie, więc zostaje tu wspomniany.
Wiele z ogólnego pomysłu przyszło po „The Sandman Effect” darksabera, w którym ich błogie post-TU życie jest niczym więcej, jak tylko wywołanym przez Anioła snem. Podczas gdy samo opowiadanie nie należy za bardzo do moich ulubionych, skupiając się bardziej na trójkątach miłosnych i nieporozumieniach, (wyraźnie) strasznie mi się spodobało to założenie. Imię „Aki” właściwie stamtąd właśnie pochodzi (jak również pomysł na rozpoczęcie „Powtórki” prośbą Asuki, by Shinji powiedział jej, że to nie był tylko sen).
I chyba nie powinienem też pominąć ukłonu w stronę słynnej serii dōjinów „RE-TAKE” Kimigabuchiego. Podczas gdy nie miała ona za bardzo wpływu na ogólną fabułę (jako że pierwszy tom wydano lata po tym, jak to wymyśliłem), z pewnością miała pewien wpływ na scenę czy dwie.
I chciałbym też podziękować wszystkim swoim korektorom, nawet jeśli pewnie częściej miałem z nimi więcej problemów niż z całą resztą. :P
Przede wszystkim w tym rozdziale Ericowi Blairowi, Tarage'owi, LD i Williamowi T. Martinowi. Poza tymi czterema: Divine Chaosowi, Bal'ferrinowi, Fool's Goldowi, Novie, Leathal GD Weaponowi, danowi01, Zeroasalimitowi i dennisudowi (który zasługuje na specjalną wzmiankę za to, że w ogóle nakłonił mnie do kontrolowania jakości, za to, co było to warte). Wielkie dzięki, chłopaki, chociaż wielu z was nie jest już aktywnych i pewnie nawet tego nie przeczyta.
Podziękowania idą także do chłopaków, którym to opowiadanie tak się podobało, że tłumaczą/tłumaczyli je, by ich krajanie mogli się nim cieszyć: przeszybkiego L-Vossa (polski) (no, akurat ten rozdział się opóźnił, bo miałem okropny nawał zajęć... fajne określenie, „przeszybki” ;P W każdym razie, cała przyjemność po mojej stronie ^^ Tylko dlaczego niektórzy czytelnicy po tłumaczeniu rozdziału trwającym dłużej niż tydzień mieli pretensje, że się opieprzam? >.> A zapytajcie, cwaniaki, ile czasu zajmuje tłumaczenie „Drugiej próby” innym tłumaczom... nic mi za to nie płacili, a i tak np. teraz jest godzina 5:39 nad ranem, zaś ostatnie 14 godzin bez przerwy siedziałem i tłumaczyłem... <,< oczywiście te słowa nie były do Was, Rozsądni Czytelnicy ^^ - dop. tłumacz), beamknighta87 (hiszpański) i Seppuku/Chada/EvilClone'a(The Breeze'a)/kogo tam jeszcze, kto pracuje nad niemieckim tłumaczeniem, którego z lenistwa mnie się nie chce robić. :P
Największe podziękowania, oczywiście, kieruję do was wszystkich, czytelnicy, którzy trzymaliście się tej historii przez ostatnich pięć lat - i znosiliście niekończące się opóźnienia.
No, i to zamyka sprawę. Mniej więcej. Ciągle chcę przelecieć jeszcze raz przynajmniej przez rozdziały 6 i 7. Ciągle chcę mieć przynajmniej jeden obrazek tam, gdzie jest to możliwe (w polskiej wersji wyłącznie na mojej stronie oraz NGE Chronicle - dop. tłumacz). I w sumie myślę nad zrobieniem wersji z komentarzami... ale jakoś wątpię, że cieszyłaby się wystarczającym zainteresowaniem (chyba większość z was i tak już omija te niekończące się uwagi tutaj. :P).
I jest jeszcze jedna rzecz, która będzie mnie trzymać przy uniwersum DP. Więc zanim dostanę komentarze w stylu „sequel plz!”, „dawaj więcej szczegółów o tym wszystkim, co Shinji gada w zakończeniu!” albo „jak (...) zareagował(a) na Aki?”... no, czekajcie z niecierpliwością na świeże newsy na www.l-voss.prv.pl ;)
Autorem tego fanfica jest JimmyWolk/The author of this fanfic is JimmyWolk
Przetłumaczył go Adrian „L-Voss” Sapija/Translated by Adrian „L-Voss” Sapija
Wszelkie prawa zastrzeżone/All rights reserved
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.