Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Kasownik

Kasownik

Autor:M3n747
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Mistyka, Obyczajowy
Dodany:2007-02-23 10:39:54
Aktualizowany:2007-05-05 13:13:37



Dzień był taki sam, jak zawsze. Pan Tomasz stał na przystanku czekając na poranny tramwaj, który wedle rozkładu miał przyjechać o godzinie 6:03. Czyli dwie minuty temu. Pan Tomasz często nastawiał zegarek wedle wskazań zegarynki, nie było więc mowy aby tramwaj był o czasie a jego zegarek się spieszył. Czas to ważny element w życiu człowieka sukcesu, jakim pan Tomasz chciał być. Jak na razie niezbyt mu to wprawdzie wychodziło, ale wierzył że w końcu los się do niego uśmiechnie. W końcu kiedyś powinien.

Z ostatniej pracy (rachunkowość w pewnej niewielkiej prywatnej firmie) zwolniono go z tytułu redukcji kadr. Firma niezbyt prosperowała, dochody zniżkowały, trzeba było więc ciąć wszelkie niepotrzebne koszta. Który to zabieg, niestety, objął również pana Tomasza.

Mógł jednak pan Tomasz uznać się za fartowną osobę, gdyż już zaledwie cztery dni później udało mu się dostać szansę na posadę w ZKMie. Wprawdzie nie wyjaśniono mu dokładnie, na czym miałaby polegać jego praca, ale właśnie udawał się do lokalnego oddziału tego przedsiębiorstwa by omówić szczegóły. Czy raczej - udawałby się, gdyby tramwaj był na czas. O, ironio!

Niebawem jednak w zakręcie uliczki zamajaczyła podłużna sylwetka tramwaju. Nareszcie. Pan Tomasz odnotował w myśli czas opóźnienia - trzy minuty - i postanowił zwrócić na to uwagę komu trzeba. Kto to widział, dojeżdżać do pracy w ZKMie spóźnionym tramwajem?

Pan Tomasz władował się do zatłoczonej "szóstki" z niejakim trudem. O tej porze zawsze było ciasno, gdyż wszyscy jechali do pracy, ale świadomość tego faktu nijak nie poprawiała mu humoru. Do tego jeszcze jakieś grube babsko musiało mu nadepnąć na stopę. Cóż, tak to jest, jak się nie ma samochodu, a dojeżdżanie do pracy rowerem uznaje się za niepoważne. Zresztą rower i tak był aktualnie uziemiony z powodu przebitej dętki. Pan Tomasz chyba już trzeci miesiąc obiecywał sobie zanieść ją do wulkanizacji, ale zawsze wypadało mu coś ważniejszego.

Gdy tramwaj ruszył, panu Tomaszowi udało się wreszcie dopchać do kasownika. Jako porządny obywatel zawsze kasował bilet, nawet gdy miał do przejechania jeden czy dwa przystanki. A teraz, jako pracownik ZKMu (bowiem pan Tomasz nie wątpił, że dostanie tę posadę), musiał świecić przykładem reszcie społeczeństwa. Wyciągnął zatem z kieszeni bilet z nadrukowaną nań stosowną kwotą i wsunął go w szczelinę kasownika.

- Tfu! Zabieraj mi to świństwo! - dobiegł pana Tomasza głos od strony rzeczonego sprzętu. Zaskoczony, cofnął rękę z biletem i rozejrzał się podejrzliwie, pewien że ktoś ze współpasażerów stroi sobie z niego żarty. Nie dostrzegł jednak potencjalnego żartownisia, wzruszył zatem ramionami i ponownie wsunął bilet do kasownika.

- Coś chyba mówiłem, nie? Głuchy jesteś, czy jak?

To się przestawało panu Tomaszowi podobać. Przyjrzał się uważnie kasownikowi, pewien że musi być gdzieś tam ukryty jakiś głośniczek. Niczego jednakże nie znalazł, za to po raz nie wiadomo który uderzył go w oczy dziwny wygląd tramwajowych kasowników - dwa światełka, zielone po prawej i czerwone po lewej, poniżej wytłoczone okrągłe logo producenta a pod nim pozioma szpara na bilety; nieodparcie kojarzyło się to panu Tomaszowi z twarzą. Widocznie twórcy projektu wydało się to zabawne.

- No i czego się tak gapisz, facet? Kasownika nie widziałeś? - rozległ się ten sam głos.

- To nie jest zabawne! - mruknął pan Tomasz pod nosem, ni to do siebie, ni to do kasownika.

- Na pewno nie dla mnie. Wiesz jak nudno się wisi w jednym miejscu i kasuje bilet za biletem? Zacząłem w końcu kibicować gapowiczom.

Pan Tomasz rozglądał się teraz po pasażerach z wyrazem prawie że desperacji na twarzy. Jechał dostać pracę i chciał się należycie zaprezentować, a tutaj się będzie jeszcze dodatkowo stresował

- Ten łysy z gazetą wysiada na następnym, będziesz mógł usiąść.

- Skąd wiesz? - wyrwało się panu Tomaszowi, zanim zdążył ugryźć się w język. Co ciekawe, zauważył, inni pasażerowie zdawali się nie zwracać na niego uwagi. Ani na kasownik, co było już podejrzane.

- A stąd, że codziennie tam wysiada. I zawsze kasuje bilet półgodzinny, mimo że jedzie trzydzieści pięć minut.

- No dobra, powiedz wreszcie, kim i gdzie jesteś? Nie bawią mnie te twoje żarty.

- Kasownikiem, przed tobą - kasownik zamigał lampkami. - I nie, nie wariujesz. Po prostu nie mam w zwyczaju rozmawiać z każdym, kto się nawinie.

Tramwaj zatrzymał się na przystanku. Łysy mężczyzna złożył gazetę i wstał, po czym zaczął przeciskać się ku wyjściu. Pan Tomasz skorzystał z okazji i usiadł na zwolnionym miejscu.

- Dobra, faktycznie wysiadł. Ale nie spodziewasz się chyba, że uwierzę w te twoje rewelacje?

- Ja ci mówię jak jest, czy uwierzysz, to już twoja sprawa - pan Tomasz wyobraził sobie, że w tym momencie kasownik wzrusza ramionami. Drzwi pozamykały się i tramwaj ruszył z miejsca.

- Zatem, nawet jeżeli to co mówisz jest prawdą, w co nie wierzę, to czemu akurat ze mną zachciało ci się rozmawiać?

Kasownik zapalił czerwoną lampkę, gdy jakiś dzieciak zbliżył się z biletem. Następnie odparł:

- A bo już dość mam tego wiszenia i kasowania. Opuszczam ten lokal i niech sobie techniczni myślą, co chcą. A że dawno do nikogo pyska nie otwierałem, a ty się akurat napatoczyłeś, to...

- Aha - mruknął pan Tomasz. - Rozumiem.

- Wcale nie rozumiesz, ale nieważne. Zaraz przystanek, więc lepiej nie będę tu sterczeć.

Kasownik poruszył się w pociągniętej żółtą emalią metalowej osłonie, mającą w zamierzeniu chronić go przed chuliganami. Następnie wyskoczył zeń i wylądował na czterech nóżkach na podłodze. Akurat na czas, gdyż tramwaj właśnie się zatrzymywał.

- To na razie. Może się jeszcze zobaczymy - zawołał do osłupiałego pana Tomasza i lawirując między nogami pasażerów pomknął ku wyjściu.

Pan Tomasz po prostu siedział tam, niczego nie rozumiejąc. Oto właśnie na jego oczach kasownik ożył i sobie poszedł.

"Jak już załatwię tę pracę, lecę do psychiatry" - pomyślał, gdy tramwaj z lekkim szarpnięciem ruszył w dalszą drogę. - "To jest normalnie niemożliwe, żeby się takie rzeczy działy. Jak nic mam zwidy, albo coś."

Młoda kobieta podeszła do pana Tomasza i wsunęła mu bilet do ust. Ten zacisnął zęby na papierku.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Megami_Mizu : 2007-11-05 11:10:09
    Robi wrażenie

    Kiedy zaczęłam to czytać myślałam, że będzie to kolejny "zwykły" tekst... Bardzo się myliłam! >.< Fantastyczne zakończenie i wykonanie. Gratulacje!

  • Nakago : 2007-10-21 21:45:32
    Nieziemskie

    Jak w tytule. A już zakończenie wymiata zupełnie.

  • Setsuna87 : 2007-02-26 11:24:17
    Bezbłędne...

    Super tekst. Choć krótki to bardzo wesoły.

  • Skomentuj