Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball AZ - Dark Kaioshin Saga

Część pierwsza: Umierające Gwiazdy

Autor:
Korekta:IKa
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Cyberpunk, Fantasy, Science-Fiction
Uwagi:Przemoc
Dodany:2007-06-14 22:51:49
Aktualizowany:2007-06-14 22:51:49



Dragon Ball AZ

Dark Kaioshin Saga

Część pierwsza: Umierające Gwiazdy

Rozdział I - Trzy życzenia

Niebo nad Nowym Namek było tego dnia wyjątkowo zielone. Escar i grupa innych Nameczan pracowali sobie spokojnie, sadząc kapusto-podobne roślinki w kilku rzędach. W pewnym momencie usłyszeli potężny huk, jakby odgłos przekraczania bariery dźwięku. Chwilę potem okolicą wstrząsnęła eksplozja. Escar zauważył wybuch, który nastąpił zaledwie około kilometra od niego i jego towarzyszy. Nameczanie czym prędzej podążyli w tamtą stronę. Na miejscu zastali spory krater na środku którego leżała, dymiąc lekko, biaława kula średnicy około trzech metrów. Escar był zbyt młodym Nameczaninem by pamiętać takie pojazdy, których kilka pojawiło się na starej Namek tuż przed jej zniszczeniem.

Kula otworzyła się, ujawniając fakt, że w środku ktoś się znajdował. Osobnik ten wysiadł powoli, rozprostowując kości. Był to wysoki, dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna. Jego fryzura charakterystycznie sterczała nieco, do tyłu. Ubrany był w nieco sfatygowaną zbroję z odstającymi naramiennikami, zaś na lewym uchu miał jakby okular. Najbardziej jednak w jego wyglądzie zwracał uwagę małpi ogon, który lekko kołysał się na boki gdy mężczyzna rozcierał obolałe od siedzenia w jednej pozycji stawy.

- Kim jesteś? - zapytał Escar, przezwyciężając niepokój jaki budził w nim przybysz.

Mężczyzna spojrzał na Nameczan.

- Wygląda na to, że dobrze trafiłem. Czy to aby na pewno jest planeta Namek?

- Tak.

- No to doskonale... - Przybysz wcisnął przycisk przy okularze, który zapikał kilka razy i przejechał wzrokiem po zgromadzonych na miejscu Nameczanach. - Trzysta dziewięćdziesiąt, co? - Mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie, wyciągając dłoń w stronę zielonych mieszkańców Namek.

- Uwaga! - krzyknął jeden z Nameczan.

Było już jednak za późno. Kilkoma mocnymi pociskami ki ciemnowłosy unicestwił całą grupę zielonoskórych. Następnie ponownie kilkukrotnie wcisnął przycisk przy swoim okularze.

- Muszę uważać - powiedział do siebie. - Mają tu wojowników z mocą ponad 30,000. Lepiej, żebym na nich nie trafił. Chyba zacznę szukać tych Smoczych Kul. - Mężczyzna wyciągnął zza pasa charakterystyczne okrągłe urządzenie i kilkukrotnie wcisnął znajdujący się na nim jedyny przycisk.

- Vegeta!!! - Saiyański książę usłyszał słodki głos swej małżonki. - Nie widziałeś gdzieś Smoczego Radaru?

- A po co ci on?

- Po nic, ale nie mogę go znaleźć!

- Zrób nowy, będzie szybciej. W tym domu jest taki bajzel, że nic nie idzie znaleźć.

- A czyja to wina? I nie mów, że moja!

Vegeta przemilczał sprawę.

Ciemnowłosy przybysz na Namek dobił przeciwnika mocniejszym pociskiem ki. Ten zielonoskóry zaskoczył go, kto mógł się spodziewać, że jego moc podskoczy nagle z czterech do jedenastu tysięcy? Tym bardziej nie mógł już ryzykować spotkania z tą dwójką z mocą ponad 30,000. Wcisnął przycisk przy okularze. Zbliżali się, widocznie zostali już zaalarmowani o zagrożeniu. Na szczęście ci idioci zgromadzili wszystkie Smocze Kule w jednym miejscu, co znacznie ułatwiło ich odnalezienie. Teraz trzeba było tylko wypowiedzieć zaklęcie. Mężczyzna ponownie odwołał się do okularu, wyświetlając na nim słowa przywołujące Boskiego Smoka. Powtórzył je, nie rozumiejąc ani słowa - namecki był strasznie dziwny.

Niebo nagle ściemniało, dziwne na tej planecie, która nie znała nocy. Wszystkie siedem kul zabłysło, zmieniając się w smugę energii, która uformowała się w sylwetkę Boskiego Smoka Nameczan, Porungi.

- O, w mordę! - Taki widok wywierał wrażenie.

- Wypowiedz swe życzenia. Spełnię tylko trzy, więc dobrze się zastanów - powiedział charakterystycznym, głębokim głosem smok.

- Trzy? Doskonale, bo akurat mam trzy.

Dende poczuł się nagle bardzo dziwnie. Miał złe przeczucie. Coś było nie tak, ale co?

- Czy wszystko w porządku? - zapytał Popo, widząc nietęgą minę nowego Wszechmogącego Ziemi.

- Tak, wszystko dobrze, Popo.

Ale wcale nie było dobrze.

- Po pierwsze, smoku. Wiem, że na Ziemi żyją potężni Saiyani. Chcę się stać silniejszy niż oni są teraz.

Północny i Zachodni Kaio obserwowali walkę Olibu i Paikuhana. Mimo, że Olibu znacznie się ostatnio wzmocnił, widać było, że z Paikuhanem nie ma szans. Wynik walki był zbyt oczywisty.

- Nuuuuuuudy... - ziewnął zachodni Kaio. - Od czasu jak Goku stąd zniknął nie ma żadnego godnego przeciwnika dla Paikuhana. Marzę o tym, żeby zjawił się tu ktoś mocny.

- Ale to zwykle oznacza niemałe kłopoty.

- Straszny z ciebie zrzęda! Przecież od kiedy pokonaliśmy Buu w kosmosie nie ma już nic groźnego!

- Po drugie. Smoku, słuchasz mnie?

- Tak.

- A więc, po drugie. Chcę, abyś przywrócił do istnienia trzy megagalaktyki zniszczone przez potwora zwanego Buu. Myślisz, że dasz radę?

- Nie ma rzeczy niemożliwych dla Pierwszego Smoka, ale to chwilę potrwa.

- Nie spiesz się, ja mam czas.

Wlecieli do wioski, w której zgromadzono Smocze Kule jednocześnie. Trzech najpotężniejszych wojowników Nowej Namek. Już od dłuższej chwili wiedzieli, że przybyli za późno, nad wioską unosił się znajomy kształt Porungi. Może jednak zdołają zabić najeźdźcę zanim wypowie wszystkie trzy życzenia?

Nie zobaczyli go nigdzie, prawdopodobnie uciekł. Nie byli w stanie wyczuć, czy jest gdzieś w pobliżu.

- Smoku! Ile życzeń spełniłeś?

- Dwa.

- W takim ra... - Nameczanin nie zdołał dokończyć zdania, kiedy czarnowłosy wojownik pojawił się znikąd, miażdżąc mu klatkę piersiową. Drugi z zielonoskórych zaatakował natychmiast, ale po chwili uderzył w ziemię z dymiącą dziurą zamiast głowy.

- Smoku natychmiast przenieś mnie...

- Nic z tego! - krzyknął ciemnowłosy. - SILVER WEDGE!

- ...na Zie... - zdążył powiedzieć Nameczanin, zanim uformowany w długi szpikulec pocisk ki nie przebił go na wylot, zostawiając dziurę wielkości małego arbuza. Martwe ciało spadło na ziemię, obok dwóch pozostałych i wielu innych, należących do Nameczan, którzy mieszkali w tej wiosce.

- He he, dobry jestem. - Uśmiechnął się jego zabójca. - Nigdy nie zadzierajcie z Saiyanami, dupki. - Ciemnowłosy splunął. - Czy spełniłeś już moje drugie życzenie, smoku?

- Tak.

- Mam też trzecie. Chcę, abyś przywrócił do życia pięć osób, mojego ojca oraz... - tu wojownik wymienił cztery imiona, które jemu samemu kompletnie nic mu nie mówiły, ale dla wielu żyjących na Ziemi osób byłyby pewnie bardzo znajome...

Enma był wściekły, z tego powodu większość dzisiejszych dusz trafiała do piekła. Nagle jego gabinetem coś wstrząsnęło.

- Do wszystkich diabłów, co się dzieje!?

- Chyba mamy jakieś kłopoty w piekle.

- No to, zajmijcie się tym! Za co wam płacę?

- Tak jest, już!

- Mam dość tej roboty - wymruczał Enma i zajął się stemplowaniem. - Piekło, piekło, piekło...

Saiyan patrzył jak kule rozlatują się na siedem stron Namek - jakże smutny widok, zwłaszcza, że miał miejsce po raz ostatni...

- Ładna ta planeta, choć pewnie bezwartościowa. Mimo wszystko, prawie szkoda rozwalać...

Kilkanaście minut później Nowa Namek przestała istnieć.

Koniec rozdziału pierwszego.

Rozdział II - Tajemnica mocy

Do dwudziestego dziewiątego Tenkaichi Budokai pozostały już tylko dwa miesiące. Vegeta chodził wściekły po całym Capsule Corp. Ostatnio był tak zdenerwowany gdy przed rokiem okazało się, że Bra przypadkiem łyknęła kilka zmodyfikowanych tabletek wspomagających wzrost roślin i w ciągu czterech dni z uroczej ośmiolatki przeistoczyła się w kapryśną i zdziecinniałą piętnastkę. Procesu nie udało się odwrócić, nawet Shenlong nie był w stanie pomóc, gdyż Bra kategorycznie odmówiła powrotu do dzieciństwa.

Teraz jednak książę był zły z zupełnie innego powodu, właśnie dowiedział się, że Uubu już zgłosił się do turnieju. Vegeta sam nie wiedział czy bardziej rozwścieczyłoby go to, że Goku nie weźmie udziału w turnieju, czy raczej to, że weźmie. Książę wiedział, że w uczciwej walce i tak by nie wygrał. Dodatkowo Goku dysponował czymś, co dawało mu ogromną przewagę, możliwością przemiany w Super-Saiyana trzeciego stopnia. Vegeta już od ponad dwunastu lat próbował osiągnąć SSJ3, jak na razie bezskutecznie. Książę wrzasnął w duchu (tylko, w duchu - kontrolował się by nie krzyczeć w domu, bo Bulma bardzo tego nie lubiła). Musiała być jakaś odpowiedź na to, dlaczego Kakarotto stał się tak potężny, przecież przy urodzeniu dysponował żałosnym poziomem mocy. Dwie jednostki, śmiechu warte. Vegeta, dla porównania, miał poziom mocy równy 338 w dniu narodzin. Goku miał może większy talent - zgoda, ale Vegeta trenował dużo ciężej, a i tak zawsze był w tyle. Co takiego się wydarzyło, że teraz to syn Bardocka był dużo silniejszy?

- Bulmaaaa! - wydarł się Vegeta.

- Czego chcesz? - Bulma była w pokoju obok.

- Muszę z tobą pogadać.

- Dobrze się czujesz? Aha, wiem, popsuła ci się maszyna w sali grawitacyjnej? Mówiłam, że przesadzasz z tymi treningami.

- To nie to, chcę zwyczajnie porozmawiać. Czy to takie dziwne?

- A żebyś wiedział.

- Nie rób sobie żartów, tylko chodź tutaj. Chcę, żebyś mi opowiedziała o Ka... Goku.

- Oszalałeś. - Było to stwierdzenie, nie pytanie.

- Opowiedz mi o nim.

- Co mam ci o nim powiedzieć?

- Wszystko, od początku. Kiedy go poznałaś?

- Kiedy? To było wtedy, kiedy pierwszy raz wyruszyłam na poszukiwanie Smoczych Kul. - Bulma zachichotała - Miałam wtedy 16 lat i chciałam poprosić Shenlonga o chłopaka dla siebie...

- ...i wtedy Ulong poprosił Shenlonga o damskie majteczki...

- ...i wtedy Goku zmienił się w wielką małpę, niszcząc główny budynek Tenkaichi Budokai...

- ...i wtedy okazało się, że Goku sam pokonał Armię Czerwonej Wstęgi...

- ...nadszedł czas finału, Goku walczył przeciwko Tenshinhanowi...

- ...Goku ruszył za demonem, który zabił Kuririna, ale z tego co wiem - przegrał, myśleliśmy nawet, że nie żyje. Dopiero kilka dni później pojawił się znowu i pokonał Piccolo Daimao...

Vegeta, który od dłuższej chwili (ze trzy godzinki Bulma już opowiadała) nie kontaktował, nagle poderwał się z kanapy.

- Możesz to powtórzyć?

- Co? Goku przegrał, ale później wrócił i poko...

- Tak, słyszałem, ale gdzie był przez te kilka dni?

Bulma zamyśliła się.

- W sumie to nie wiem.

- Co? Musisz to wiedzieć!!! To bardzo ważne.

- Po prostu nie wiem! Nie było mnie wtedy z nim.

- A kto był?

- O ile się nie mylę, to... Yajirobee.

- Kto? - Vegeta na pewno słyszał już to imię, ale gdzie?

- Nie pamiętasz go? Odciął ci ogon.

- A, ten... - "Moja największa życiowa porażka" - pomyślał Vegeta. - A gdzie on jest?

- Siedzi pewnie na wieży Karina.

- Karin to ten kot u którego Goku trenował przed walką z Armią Czerwonej Wstęgi?

- Naprawdę mnie słuchałeś! Jestem pod wrażeniem.

- Jego wieża jest pod pałacem Dende'go, tak? To ja lecę, nie czekaj na mnie z kolacją.

- Co? Stóóóój! Dokąd? - krzyknęła za nim Bulma.

Vegeta jednak już jej nie słyszał. W mgnieniu oka znalazł się na zewnątrz i odleciał w kierunku pałacu Dendego.

Kilka chwil później Vegeta wylądował na wieży Karina. Wielokrotnie słyszał o tym miejscu, ale sam był tu pierwszy raz. Było tu bardzo dużo różnych dzbanów, ale Vegeta inteligentnie trzymał się od nich z daleka. Bez trudu odnalazł Karina i Yajirobee grających w karty (na których wszystkie figury były podobiznami Mr Satana).

- Vegeta? Co ty tu robisz? - zapytał Karin, przyglądając się księciu spod przymrużonych oczu.

- Znasz mnie? Świetnie, to mi oszczędzi tłumaczenia. Mam sprawę do Yajirobee.

- D... do mnie? - wyjąkał Yajirobee. Przez myśl przeszedł mu pewien ogon sprzed wielu lat.

- Tak. Mam do ciebie pytanie.

- Pytanie?

- Tak. Przypomnij sobie czasy walki z Piccolo Daimao.

- Aha.

- Podobno byłeś z Goku, kiedy wszyscy myśleli, że zginął.

- Aha.

- Czyli wiesz, co wtedy robił i jak udało mu się wzmocnić, żeby pokonać tego Piccolo?

- Aha.

- Więc przestań "ahować" jak idiota i mów co zrobił!!!

- Z tego co pamiętam przywiozłem go tutaj...

- Tak?

- Tu dostał senzu i... Aha! Napił się Świętej Wody!

- Jakiej wody?

Do rozmowy wtrącił się Karin.

- Goku napił się Świętej Wody, żeby pokonać Piccolo Daimao.

- Co to za woda?

- Śmiertelna trucizna dla każdego, kto nie jest godny się jej napić, ale prawdziwy wojownik kiedy jej skosztuje stanie się o wiele silniejszy.

- Dobra, dobra. - Vegeta uciął zbędne gadki. - Gdzie ta woda?

- Zgaduję, że chcesz się jej napić?

- Nie. Wykąpać. OCZYWIŚCIE ŻE CHCĘ SIĘ JEJ NAPIĆ TY WYLINIAŁY KOCIE!!! - Ksiażę ździebko się wkurzył, co lekko naruszyło konstrukcję wieży Karina.

- Rozumiem. Skoro chcesz, nie będę cię powstrzymywał, musisz jednak wiedzieć, że poza Goku, wszyscy którzy się jej napili, umierali.

- Jeśli on przeżył, to ja też przeżyję... - Nagle jednak Vegetę dopadły wątpliwości. - A jakby co, to mnie wskrzeście Smoczymi Kulami.

- Chciałbym cię też ostrzec, że ta woda jest przeznaczona dla ludzi o czystym sercu i nie wiadomo jak na ciebie podziała.

- Przestań chrzanić i dawaj ją.

- Aha, ostatnia rzecz, żeby napić się tej wody musisz ją najpierw zdobyć.

- Nie rozśmieszaj mnie.

- ...Racja, w sumie równie dobrze mogę ci ją dać od razu.

Wkrótce potem Vegeta trzymał już w dłoni flakonik ze "Świętą Wodą".

"Teraz się przekonamy, czy to dzięki temu jesteś taki mocny Kakarotto." - Vegeta wychylił zawartość fiolki.

Ból rzucił księcia Saiyanów na kolana. Nigdy nie spodziewałby się czegoś tak palącego wnętrzności. Vegeta czuł, jakby coś go rozrywało od środka - zupełnie jak podczas przemiany w Majin Vegetę ponad dwanaście lat wcześniej, ale tym razem było gorzej. Przeszedł w SSJ, co jednak w żadnym wypadku nie złagodziło bólu, wręcz przeciwnie. Z bólu i wściekłości Vegeta przestał panować nad swoją ki, niszcząc spory fragment wieży Karina. Kocur i Yajirobee na szczęście zdołali uciec na drugi koniec konstrukcji. Vegeta zaczął krzyczeć.

- Dende, czujesz tę moc? - zapytał Piccolo. - Niesamowita ki, czy to Goku?

- Chyba nie - odpowiedział Dende. - Ale to gdzieś blisko.

- Polecę sprawdzić. - Piccolo opuścił pałac Dende'go i po chwili dotarł do częściowo zniszczonej wieży Karina. Vegeta właśnie pozbierał się i wyglądał już w miarę normalnie.

- Co tu się stało? - zapytał podejrzliwie Nameczanin, patrząc na uszkodzenia i przestraszonych Yajiego i Karina. - Czy on was terroryzuje? - wskazał palcem księcia.

Vegeta spojrzał na niego spod oka.

- Nigdy nie rozumiałem poczucia humoru Nameczan... - powiedział spokojnie, odzyskując już równowagę fizyczną i psychiczną. - Słuchaj no, masz może zamiar wziąć udział w turnieju?

Koniec rozdziału drugiego.

Rozdział III - Punching machine

Nadszedł dzień 29-ego Tenkaichi Budokai. Jak zwykle turniej połączony był z kiermaszem i festynem na którym sprzedawcy lodów, waty cukrowej oraz podobizn Mr Satana mogli zarobić kupę forsy. Zgłosiło się bardzo wielu zawodników. Na szczęście już od dawna nie przeprowadzano standardowych eliminacji. Dzięki punching machine można było znacznie skrócić czas oczekiwania na prawdziwe walki, z czego organizatorzy byli dumni. Vegeta i Trunks szli wolno, mijając innych zawodników.

- Tato! Patrz, to Goten i Piccolo. - Vegeta z synem podeszli do Nameczanina i młodszego syna Goku.

- Trunks! Zapuściłeś włosy? - zapytał Goten, widząc że włosy jego przyjaciela sięgają teraz do ramion.

- Tak, biorę z ciebie przykład. Dziewczyny na to lecą. Twoja fryzura to jednak przegięcie.

- He he, wiem. Ale w SSJ wyglądam prawie jak tata w "trójce". - Czupryna Gotena niemal dorównywała tej Raditza.

Piccolo miał wyjątkowo ponurą minę.

- Nie wiem dlaczego tak bardzo chciałeś, żebym wziął udział w tym turnieju, Vegeta. To mnie już nie bawi.

- Chciałbym mieć jakiegoś godnego przeciwnika. Bo jakoś nie widzę tu Kakarotto.

- Sprawdzałem, nie zapisał się - powiedział Goten.

- Tato, a mnie i Gotena nie uważasz za godnych przeciwników?

- Sam sobie odpowiedz.

- Hehe, szczerze mówiąc zastanawialiśmy się, czy nie wziąć udziału jako Gotenks, ale uznaliśmy, że to by było za łatwe - zażartował Trunks.

- I tak nie planuję wygrać - stwierdził Goten. - Mam tylko nadzieję, że pokonam Trunksa.

- Chyba w snach!

- Ha!

- Jakie macie numery w eliminacjach? - Vegeta przerwał przekomarzanie się młodzieży.

- Ja mam 65 - powiedział Piccolo.

- Ja 33 - stwierdził Goten.

- Ja i ojciec mamy 87 i 88 - powiedział Trunks. - To dobrze. Większość zawodników zdąży przejść przez eliminacje zanim maszyna zostanie zniszczona.

- A gdzie Gohan? - zapytał Vegeta.

- Nie będzie go na turnieju. Ma jakieś sympozjum czy inny wykład.

- To będzie żałosne - stwierdził Vegeta z ponurym wyrazem twarzy.

Nadeszła chwila eliminacji. Zawodnicy zebrali się przed punching machine.

- No dobrze - powiedział jeden z ekipy organizatorów turnieju, niewysoki Azjata w okularach przeciwsłonecznych. - Nazywam się Mr Hahn i będę kolejno wyczytywał wasze numery. Kiedy ktoś usłyszy swój, niech podejdzie do maszyny i uderzy z całej siły. Piętnastu z najlepszymi wynikami przejdzie do właściwej części turnieju. Oczywiście Mr Satan nie weźmie udziału w eliminacjach. A więc dobrze... Numer pierwszy.

Numer pierwszy, jak zwykle, miał Buu, który z góry zapisywał się na pięć kolejnych turniejów. Podszedł i lekko stuknął punching machine.

- 444. Bardzo dobrze. Następny...

- Chyba nie będziemy na to patrzeć, co? - zapytał Vegeta. - Większość z tych gości nie przekroczy setki.

- Racja, do naszych numerów jeszcze kupa czasu.

Niepełna drużyna Z-Warriors odeszła nieco na bok, gdzie mieli więcej wolnej przestrzeni i spokoju.

- Przy okazji - rzucił Goten. - Nie widzieliście gdzieś Uubu? Chciałbym go zapytać gdzie jest ojciec.

Nikt jednak nie widział Uubu.

Minęło kilka minut. Kolejni zawodnicy podchodzili do punching machine. Do uszu Piccolo i Saiyanów dochodziły tylko strzępki wypowiedzi Mr Hahna. Nic ciekawego. Trunks i Goten z nudów ćwiczyli fusion dance, oczywiście nie używając żadnej energii ki.

- Nigdy bym się na coś takiego nie zgodził - stwierdził Vegeta. - Wygląda się przy tym jak idiota.

- Masz rację. - Piccolo miał podobne zdanie.

Nagle usłyszeli głośniejszą wypowiedź Mr Hahna:

- Zawodnik numer 17... 334 punkty!

- Co? - zapytał Trunks. - Niemożliwe.

- To pewnie Uubu! - rzucił Goten, ruszając w stronę punching machine. Po przepchnięciu się przez tłum zauważył, że wynik 334 osiągnął nie Uubu, ale jakiś ciemnowłosy meżczyzna z chustą zawiązaną na szyi.

- Kto to?

- #17 - stwierdził Piccolo, który także podszedł bliżej.

- Wiem, który ma numer! Ale kim on jest?

- Mówię ci, to #17, Android #17, brat bliźniak żony Kuririna.

- A, faktycznie, ona ma na imię #18. Ale co on tu robi?

- Pojęcia nie mam. Nawet nie wiedziałem, że żyje.

- Nie martwi cię to?

- Nie. Jest silny, ale z nami nie ma szans.

- Aha - powiedział Goten. - Ja tu zostanę, Uubu zgłosił się na zapas, dwa miesiące temu, więc powinien mieć niski numer w eliminacjach.

Piccolo wrócił do Vegety i Trunksa. Zawodnicy numer 18, 19 i 20 nie pokazali niczego ciekawego, nawet z punktu widzenia zwykłych ludzi.

- Zawodnik numer 21.

Nikt się nie zgłosił.

- 21! Zawodnik numer 21! Czy jest tu zawodnik z numerem 21?

- Tak! Już biegnę. - Przez tłum przecisnął się nikt inny tylko Uubu. - Przepraszam, ale, he he, - Uubu uśmiechnął się głupawo, drapiąc się w zakłopotaniu po głowie - zasiedziałem się trochę na stołówce.

Zgromadzeni zawodnicy ryknęli śmiechem. Uubu tymczasem podszedł do punching machine i uderzył lekko, wyświetlił się wynik "273".

- 273, doskonale. Następny zawodnik.

- Uubu! Tutaj! - krzyknął Goten.

- Proszę o ciszę! - upomniał go Mr Hahn.

- Przepraszam.

Uubu przywitał się z Gotenem. Obaj poszli do miejsca, gdzie czekali Vegeta, Trunks i Piccolo.

- Cześć wszystkim i dzień dobry panu, panie Vegeta - przywitał się Uubu.

"Goku nieźle go wyszkolił" - pomyślał Piccolo.

Vegeta prychnął.

- Zamiast chrzanić od rzeczy mów lepiej, gdzie jest Kakarotto!

- Nie wiem. Może gdzieś na widowni? Szczerze mówiąc to nie widziałem go od trzech miesięcy.

- Co?

Uubu wzruszył ramionami.

- Powiedz. Mój ojciec dał ci duży wycisk na treningu?

Uubu znowu uśmiechnął się głupawo.

- Spory. Jest bardzo silny.

Vegeta znowu prychnął.

Po kilku minutach rozmowy Goten musiał na chwilę odejść, żeby wziąć udział w eliminacjach. Wrócił po chwili.

- 221 - powiedział.

- Nienawidzę tej maszyny - stwierdził Vegeta.

- Wolałbyś walczyć w eliminacjach? - zapytał Piccolo.

- Oczywiście!

- Zawodnik numer 35! Tak, proszę uderzyć. 299!

- Hę? - Vegeta był zaskoczony, wynik był zbyt wysoki jak na możliwości zwyczajnych Ziemian. - Kto jeszcze bierze udział w tym turnieju?

- Nie wiem- Nameczanin wzruszył ramionami.

- Może to Kakarotto!

Cały niepełny Z-team przepchnął się przez tłum. Od punching machine odchodził właśnie jakiś potężnie zbudowany, białowłosy mężczyzna ubrany w ciekawy, czerwony strój, przypominający z grubsza saiyańską zbroję, ale z wyglądu nieco lżejszy.

- Zawodnik numer 36!

Do punching machine podszedł kolejny białowłosy. Ten jednak, mimo że wysoki, był bardzo chudy, poza tym miał nieco krótsze włosy, w przeciwieństwie do poprzedniego, któremu luźno opadały na ramiona. Ubrany był podobnie.

Nowy zawodnik odprowadził swojego poprzednika wzrokiem. Następnie zamachnął się i z całej siły uderzył.

- Także 299! Niesamowite! - stwierdził Mr Hahn. - Kolejny zawodnik. Numer 37.

Jeszcze jeden białowłosy, tym razem niski, drobny i bardzo krótko obcięty podszedł do maszyny. Jego strój był nieco inny - luźne białe ubranie.

- Proszę uderzyć.

- He he. Ja na pewno będę miał ponad 300 - stwierdził niski, miękkim, jakby kobiecym głosem, po czym zamachnął się i uderzył lekko.

- 312! Brawo! Zawodnik numer 38.

Do punching machine zbliżył się kolejny dziwny osobnik. Jego skóra miała jasnoniebieski kolor, a włosy były zgniłozielone i postawione w charakterystyczny "punkowski" czub. Bez słowa podszedł do punching machine i uderzył tak lekko, że wydawało się, iż tylko dotknął urządzenia.

- 520! Co za wynik! - gorączkował się Mr Hahn, gdyby nie miał polecenia przepuszczać wszystkich z dziwnymi wynikami, zarządziłby sprawdzenie maszyny, ale to polecenie przyszło z samej góry. - Ko... kolejny zawodnik. Numer 39.

Zawodnik numer 39 miał idealnie białą skórę i czarne włosy tak długie, że mógłby chyba rywalizować na tym polu z Raditzem. Na rękach nosił rękawice podobne do tych Vegety, tylko, że czarne. Uderzył punching machine lekko.

- 403! Świetnie! - Mr Hahn zapisał kolejny wynik. - Numer 40.

Zawodnik numer 40 przepchnął się przez tłum, w którym większość zawodników od dłuższej chwili gapiła się z rozdziawionymi ustami na kolejnych dziwaków osiągających wyniki 300 i większe. Tymczasem zawodnik numer 40 okazał się być małym, łysym, fioletowym stworkiem ze szpiczastymi zębami. Był tak niski, że nie dosięgał nawet do wysokości na której trzeba było uderzać.

- Czy przynieść panu coś do podwyższenia? Zapytał Mr Hahn.

Stworek uśmiechnął się, ukazując zęby, oderwał stopy od ziemi i uderzył lewitując.

- 351! Zawodnik numer 41.

Zawodnik 41 był tak podobny do swego poprzednika, że gdyby poprzedni nie stał obok, można by pomyśleć że to ten sam. Po uderzeniu maszyna wyświetliła wynik "364".

- Zawodnik numer 42... - głos Mr Hahna zaczął się nieco łamać.

Zawodnik numer 42 okazał się być, przynajmniej z wyglądu, zwykłym człowiekiem. Bardzo napakowanym, ale zwyczajnym.

- Proszę uderzyć.

42 skoncentrował się, zaparł nogami w ziemię i uderzył cała siłą jaką mógł włożyć w pojedynczy cios.

- Sto... sto sześćdziesiąt dziewięć... - W głosie Mr Hahna dało się odczuć ulgę, w końcu 169 to nie 300. - 169! Następny proszę!

Kolejni zawodnicy osiągali już zwykłe wyniki, co rozluźniło atmosferę. Dopiero próba Piccolo (195) postawiła wszystkich w stan gotowości. Na szczęście "wysoka seria" się nie powtórzyła i wszyscy zaczęli myśleć, że wysokie wyniki były błędem maszyny.

- To możliwe - stwierdził Trunks. - Mama mówiła mi, że zakłócenie działania takiej maszyny to dla kogoś ze średnimi zdolnościami technicznymi małe piwo. Moim zdaniem ci goście koniecznie chcieli się dostać do finałów. Tylko po co? I tak nie mają szans.

- Jesteś pewien? - zapytał Uubu. - Wyglądali dość dziwnie.

- Na tej planecie jest bardzo dużo dziwnie wyglądających istot.

- Prawda.

- Zawodnik numer 87!

- Moja kolej - stwierdził Trunks podchodząc do maszyny i uderzając lekko.

- 208! - powiedział Mr Hahn, w jego głosie zabrzmiała nutka niepokoju. - Następny. 88.

- Powiedzcie "pa pa" tej maszynie. - powiedział cicho Vegeta podchodząc do miejsca, które właśnie opuścił Trunks. - Odsunąć się, ciołki, jeśli wam życie miłe.

Vegeta wziął lekki zamach i uderzył w maszynę, chcąc ją rozwalić.

Wyświetlił się wynik "611".

Trudno powiedzieć kto zdziwił się bardziej. Mr Hahn tak wysokim wynikiem, czy Vegeta tym, że maszyna przetrwała. Obaj stali z rozdziawionymi ustami nie wiedząc, co powiedzieć.

- Eee... 611... Na... następny proszę...

Na szczęście dla Mr Hahna zostało już tylko kilku zawodników.

- Vegeta chyba się mylił - powiedział Piccolo. - Moim zdaniem to będzie bardzo ciekawy turniej.

Koniec rozdziału trzeciego.

Rozdział IV - Losowanie

Zawodnicy, którzy przeszli przez eliminacje, oraz Mr Satan, znaleźli się na zapleczu, gdzie miano wylosować kolejność walk turnieju. Zawodników było szesnastu, a więc utworzyć miano osiem par. Największym niezadowolonym z eliminacji był Mr Satan, który gdzieś z boku razem z Buu z niedowierzaniem patrzył na wyniki osiągnięte na punching machine.

- 520! 364! Buu! Jacy kosmici brali udział w tych eliminacjach?

- Różni - odparł grubas z uśmiechem.

- Oby to była jakaś pomyłka...

- Czy Satan chce, żeby Buu pomieszał w losowaniu?

- Tak. Zdecydowanie tak! - Satan ściszył głos. - Daj mi tego... no... Niech będzie ten, co miał 169, może z nim wygram. Jakby co, to wiesz co robić?

- Buu go sparaliżuje.

- Dokładnie.

Tymczasem Mr Hahn kończył liczenie zawodników.

- Czternaście, piętnaście i szesnaście. Są wszyscy. Witam was wszystkich na dwudziestej dziewiątej edycji Tenkaichi Budokai. Za chwilę rozpoczniemy losowanie, które ustali kto z kim i w jakiej kolejności będzie walczył. A więc zaczynamy, będę panów wyczytywał alfabetycznie. Proszę podchodzić i losować. Pan #17... ciekawy pseudonim, chciałbym zauważyć.

- To moje imię, kretynie - powiedział Android #17 losując numer. - Mam numer 3.

- Numer 3, druga walka. Zapraszam teraz pana Ariesa.

Aries, mięśniak który osiągnął najniższy wynik w eliminacjach (169) wylosował numer 16.

- Kolejny zawodnik, pan Blady.

- Blade! - stanowczo poprawił wyjątkowo blady mężczyzna, ten od fryzury a'la Raditz.

- Eee... tak, oczywiście, przepraszam. Proszę losować.

Blade wylosował numer 12, co oznaczało szóstą walkę.

- Teraz pan... Blank.

- To ja - stwierdził wysoki i chudy białowłosy losując numer 9.

- Walka piąta... Pan Buu?

Buu podszedł uśmiechnięty i wylosował numer 8.

- Kolejny zawodnik. Pan... Cinna.

- Dokładnie - powiedział miękko niski zawodnik o białej czuprynie. - Intuicja mi mówi, że będę miał numerek szósty... - Cinna wylosował kulkę, na której widniała liczba "6".

- Rzeczywiście. Walka trzecia - stwierdził Mr Hahn z uznaniem. - Teraz pan Edge.

Rosły, niebieskoskóry punk bez słowa wylosował numer 14.

- Dobrze, zapraszam pana Gotena.

- Już lecę. - Goten poprawił fryzurę i wylosował kulkę. - Numer 5!

- Czyli zmierzy się pan z panem Cinną.

- Cinna - poprawił go miękkim głosem białowłosy. - Tego się nie odmienia.

- Rozumiem. Tak czy inaczej teraz pan... czy ja dobrze widzę? Pan K-S-T-R-K?

- KSTRK! - poprawił fioletowy stworek podlatując do Hahna.

- Aha.

KSTRK wylosował kulkę z numerem 1.

- Walka pierwsza. Następny będzie... pan Marcus.

Marcus, czyli najtęższy i najbardziej umięśniony z białowłosych uśmiechnął się przymilnie i wylosował numer 13.

- Zmierzy się pan z Panem Edge'em. Teraz... no nie... znowu... M... D... G... SK... R... tak?

- MDGSKR - poprawił płynnie drugi z fioletowych.

- Oczywiście... Proszę losować.

Drugi z fioletowych miał numer 7, co oznaczało, że będzie walczył z Buu.

- No, teraz poproszę pana Piccolo? Skąd ja znam to imię? A, nieważne...

Piccolo podszedł i wyciągnął kulkę z numerem 2.

- Walka pierwsza. Pańskim przeciwnikiem będzie... zawodnik z numerem 1 - Hahn wybrnął z konieczności powtórzenia imienia KSTRK'a. - Kolejny na liście jest pan Satan.

- Tak, już lecę. Chyba będę miał dzisiaj szczęście, he he - Mr Satan miał numer 15.

- Pan Trunks.

Trunks wylosował numer 10.

- Walka piąta, z panem Blankiem - powiedział Hahn. - Pan Uubu?

- Tak, tak. - Uubu podszedł i wylosował kuleczkę oznaczoną "4".

- Walka druga, z panem #17. Został nam już tylko pan Vegeta, został dla pana numer 11, czyli walka szósta z panem Blade'em. Proszę dla pewności wylosować.

Oczywiście Vegeta miał numer 11.

Układ pojedynków finałowych prezentował się więc następująco:

Piccolo vs KSTRK

#17 vs Uubu

Goten vs Cinna

MDGSKR vs Buu

Blank vs Trunks

Vegeta vs Blade

Marcus vs Edge

Mr Satan vs Aries

- Zapraszam teraz wszystkich do poczekalni a zawodników z numerami 1 i 2 na matę.

- Powodzenia Piccolo! - rzucił Goten.

- Właśnie, powodzenia! - dołączyli się Trunks i Uubu.

Piccolo i jego przeciwnik o dziwnym imieniu KSTRK i jeszcze dziwniejszym wyglądzie, weszli na matę. Fioletowy stworek, do złudzenia przypominający jednego z Saibaimen nie przestawał szczerzyć kłów w uśmiechu.

- Powodzenia, wujku Piccolo! - Nameczanin usłyszał głos Pan, zarówno ona jak i Videl były na widowni, siedziały w pierwszym rzędzie (Satan po znajomości załatwił im te miejsca) obok Kuririna i jego rodziny, była też Chichi i Yamcha oraz oczywiście Bulma i Bra.

"Głupio byłoby przegrać przy tylu znajomych na widowni" - pomyślał Piccolo. - "Ale pojęcia nie mam, czego mogę się spodziewać po tym stworze."

Jak się okazało Mr Hahn, był też nowym komentatorem-sędzią turnieju, gdyż stary przeszedł na już od dawna zasłużoną emeryturę. W tej chwili wyszedł ze swym bezprzewodowym mikrofonem z poczekalni.

- Paaaanieee i panoooowieee! Mam zaszczyt powitać was na dwudziestej dziewiątej odsłonie turnieju o tytuł Najlepszego pod Słońcem! Zgłosiło się dziewięćdziesięciu jeden zawodników z czego przez eliminacje przeszło piętnastu oraz oczywiście nasz ukochany Mr Satan!!

Na widowni rozległa się wrzawa i oklaski.

- Nie zabierając więcej czasu chciałbym zaprosić na pierwszą walkę turnieju, w której zmierzą się zawodnicy Piccolo oraz KSTRK!

Na widowni rozległy się szmery.

- Piccolo? Czy to ten sam Piccolo, który...

Na szczęście zostały one zagłuszone przez inne...

- Co to za imię KSTRK? Strasznie dziwne.

Rozległ się gong oznaczający początek walki.

KSTRK tylko jakby na to czekał, natychmiast ruszył na Piccolo, taranując go z główki. Nameczanin jęknął, tracąc oddech. KSTRK uderzył go kilkoma błyskawicznymi ciosami w korpus, zanim Piccolo nie opamiętał się i nie odskoczył do tyłu.

"Szybki drań jest" - pomyślał Nameczanin.

KSTRK zaskrzeczał i znowu ruszył na Piccolo, tym razem jednak zielonoskóry nie dał się zaskoczyć. Zniknął tuż przed tym, zanim został trafiony i zmaterializował się za swoim przeciwnikiem uderzając go kantem dłoni w bok głowy. KSTRK'owi oczy wyszły z orbit i uderzył o matę, lekko uszkadzając płytki. Po chwili jednak błyskawicznie poderwał się i zaatakował, próbując ponownie staranować Piccolo i zepchnąć go z maty. Nameczanin, który przewidział ten ruch wzleciał w górę, jednakże KSTRK udowodnił, że potrafi doskonale latać nagle zmieniając kierunek ruchu o dziewięćdziesiąt stopni. Z idealnie poziomego na pionowy. Dogonił Piccolo i wyciągnął ręce w jego stronę strzelając potężnym pociskiem ki przy praktycznie zerowej odległości. Nastąpiła potężna eksplozja i Piccolo niekontrolowanym lotem podążył w kierunku trybun. W ostatniej chwili wyhamował, nie mógł jednak nigdzie dojrzeć swego przeciwnika. Mogło to oznaczać tylko jedno...

KSTRK zaatakował od tyłu ciosem pięścią, jednak trafił tylko w widmo pozostałe po Nameczaninie, który pojawił się nagle z innej strony i potężnym ciosem posłał przeciwnika w kierunku maty. KSTRK wbił się dość głęboko, rozsypując dookoła kawałki gruzu. Nie podnosił się. Piccolo tymczasem wylądował powoli na macie i zaczął poprawiać nadpaloną pelerynę.

- Zawodnik KSTRK nie podnosi się! - krzyknął Mr Hahn. - Zaczynam więc liczenie! Raz... dwa... trzy... cztery... pięć...

W tym momencie KSTRK wyskoczył wysoko w górę, znowu rozsypując gruz dookoła. Będąc na wysokości około dziesięciu metrów wystrzelił potężny pomarańczowy pocisk ki w kierunku Piccolo. Nameczanin uniósł lewą rękę i wystrzelił własny pocisk. Ki-blasty spotkały się w połowie drogi, eksplodując i znacznie ograniczając widoczność.

- MAKANKOSAPPO!!! - stworzony z ki świder przeleciał przez dym pozostały po eksplozji i podążył w kierunku KSTRK'a. Fioletowy Saibaiman dosłownie w ostatniej chwili uciekł na lewo i uniknął przewiercenia. Nie wiedział, że dokładnie na to liczył Piccolo.

Nameczanin znalazł się tuż nad swoim przeciwnikiem złączył ręce w jedną pięść i uderzył go potężnie w plecy. KSTRK bezwładnie poleciał w dół i wbił się w ziemię jakiś metr od maty.

Minęła chwila zanim publika i Mr Hahn zorientowali się co się stało.

- KSTRK wypadł z maty! Zwycięzcą zostaje zawodnik Piccolo!

Na widowni podniosła się wrzawa i oklaski, walka najwidoczniej się spodobała.

Piccolo odetchnął z ulgą, wylądował na macie i wrócił do poczekalni. Na gratulacje Gotena, Trunksa i Uubu reagując tylko lekkim skinieniem głowy. To nie było łatwe zwycięstwo.

Koniec rozdziału czwartego.

Rozdział V - Majin Cell

- Świetna walka! - rzucił Goten. - Jesteś w formie, Piccolo!

Vegeta prychnął.

- Tato, przestałbyś. Piccolo naprawdę pokazał klasę. Ja bym go nie dał rady pokonać, chyba...

- Bo jesteś cienias - stwierdził Vegeta. - I nie ma się czym chwalić.

- Ha! Zobaczymy! - Trunksowi wyraźnie nie podobało się obrażanie go na oczach przyjaciół. - Jeszcze ci pokażę na co mnie stać!

Vegeta uśmiechnął się drwiąco.

- Chciałbym to zobaczyć. Chyba nawet Gotena nie dałbyś rady pobić!

- Jak to, *nawet* Gotena... - wtrącił się Goten, ale został zignorowany, gdyż Trunks zaczął krzyczeć:

- Zamknij się!! Mam dość twoich kpin i uśmieszków! Wiedz, że ja też potrafię walczyć, chociaż nie spędzam połowy życia w sali grawitacyjnej!! To, że ty traktujesz walkę jako całe życie nie oznacza, że ja też muszę tak myśleć! Jesteś żałosny. Trenujesz tylko dlatego, że wciąż przeżywasz porażkę z Goku podczas waszego pierwszego spotkania!

- Zamilcz! - Vegeta stracił panowanie nad sobą, Trunks trafił w czuły punkt. - Jeszcze jedno słowo, a...

- Co? Uderzysz mnie? Lubisz bić słabszych!

- Teraz przegiąłeś Trunks! - Wściekł się Vegeta.

- Mam cię dość! - Trunks odszedł w zupełnie inną część "poczekalni". Zapanowało kłopotliwe milczenie, gdy nasi wojownicy zdali sobie sprawę, że wszyscy na nich patrzą. Na szczęście pojawił się Mr Hahn.

- Tak. Zapraszam na matę zawodników numer 3 i 4. Pana #17 i Uubu.

- To ja lecę - Uubu skorzystał z okazji, żeby się ulotnić z tej ciężkiej atmosfery. Po chwili on i #17 już wchodzili na matę.

- Sprzeczka wśród przyjaciół? - zapytał #17.

- W sumie to ja ich nie znam... - Zakłopotał się Uubu. - To znaczy, głównie ze słyszenia. O tobie także słyszałem, jesteś Android #17, prawda?

- Wolę samo #17. Kto ci o mnie opowiadał?

- Goku.

- Goku? Skąd go znasz?

- To on uczył mnie walczyć.

- Doprawdy? - #17 uśmiechnął się kącikiem ust. - Wiedz, że ze mną nie będziesz miał łatwej przeprawy.

- Liczę na to!

- Paaaanieee i paaaanooowieeee! - produkował się Mr Hahn. - Zapraszam na drugą walkę turnieju! Zmierzą się w niej zawodnik numer #17 oraz Uubu!

Rozległ się gong oznaczający początek walki. Żaden z zawodników nie poruszył się. Trwało to dłuższą chwilę.

- Czekasz na specjalne zaproszenie? - zapytał #17.

- Goku mówił mi, żeby nie atakować na oślep przeciwnika, którego się nie zna. - Uśmiechnął się Uubu.

- Rozsądne - powiedział #17, znikając.

Zmaterializował się tuż przed Uubu wyprowadzając prawy prosty w czoło ciemnoskórego wojownika. Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że trafił w widmo. Uubu zaatakował od tyłu, kopiąc #17 z rozpędu. Impet niemal wyrzucił androida z maty. W ostatniej chwili #17 wyhamował i wzleciał w górę próbując jednocześnie zorientować się, gdzie jest jego przeciwnik. Uubu był jednak o ułamek sekundy szybszy, znalazł się za oponentem i strzelił mu z prawej ręki pociskiem ki w plecy. Android bezwładnie poszybował w stronę maty. O dziwo nie wbił się w nią, ale wyhamował płynnie, odbił się i w powietrzu okręcił jednocześnie posyłając w stronę Uubu żółtawy pocisk ki. Trafił już w widmo.

#17 na oślep strzelił w zupełnie inną stronę. Intuicja go nie zawiodła, właśnie w tym miejscu pojawił się Uubu. Uczeń Goku oberwał prosto w twarz i spadł na matę. Android także wylądował.

- Jesteś bardzo dobry, ale ja mam większe doświadczenie - stwierdził android.

Uubu podniósł się i uśmiechnął głupawo, pocierając oparzony nos.

- Chyba się trochę przeliczyłem, a ciebie nie doceniłem, he he. Mogłem mocniej strzelić tam na górze.

#17 zmarszczył brwi i po chwili zastanowienia wystrzelił obiema rękami potężny pocisk ki w kierunku przeciwnika.

Uubu widział, że jeśli uniknie, ki-blast trafi w publiczność.

- KAMEHAMEHA! - wyrzucił przed siebie strumień ki.

Dwa pociski zderzyły się zalewając wszystko białym światłem eksplozji. Podmuch pozrywał części publiczności nakrycia głowy. Zwiało też kilka transparentów "MR SATAN THE BEST". Po chwili sytuacja wróciła do normy. Zawodnicy nadal stali na przeciwnych krańcach maty.

- To było nie fair - zauważył Uubu. - Mogłeś trafić w publiczność.

- Wiedziałem, że powstrzymasz ten atak. Chciałem tylko sprawdzić jak łatwo ci to pójdzie.

- Hę?

- Widzę, że nie mam szans. Poddaję się.

- Co? Nie rób mi tego! Chcę jeszcze powalczyć!

- Wybacz, ale nie będziesz się zabawiał moim kosztem. - #17 zlewitował z maty. - Mógłbym się skusić, gdybyś od początku walczył na serio, ale ty potraktowałeś mnie jak jakieś dziecko.

Uubu po raz kolejny głupkowato się uśmiechnął i podrapał po głowie.

- Chyba masz rację, przepraszam.

#17 uśmiechnął się i ulotnił z turnieju. Dosłownie. Odleciał, ignorując gwizdy publiczności i głos Mr Hahna.

- Zawodnik #17 wyszedł z maty, co oznacza jego porażkę! Zwycięża zawodnik Uubu.

Uubu, bez specjalnych owacji wrócił do poczekalni.

- Nie udało mi się powalczyć - stwierdził. - A miałem nadzieję na dobry pojedynek.

- Czemu tak nagle uciekł? - zapytał Goten.

- Chyba go uraziłem.

- To nie w stylu #17 - stwierdził Piccolo. - Miałem wrażenie, że chciał się stąd ulotnić przy najbliższej możliwej okazji.

- Ale dlaczego? - zdziwił się Uubu.

- Skąd ja mam to niby wiedzieć? - syknął Piccolo.

- Ale się wszyscy nerwowi zrobili! - powiedział swoim charakterystycznym głosem, podchodząc do Z-Warriors, najniższy z trzech białowłosych wojowników. - Nie, żebym tego nie przewidział, he he.

- Chcesz czegoś? - zapytał Vegeta oschle.

- Tak. Mam sprawę to tego długowłosego - wskazał na Gotena.

- Do mnie? - Goten lekko się zdziwił.

- Teraz nasza walka, nie?

- Ach prawda, mam walczyć z Cinną, to przecież ty!

- Z "Cinna" - poprawił białowłosy z urazą w głosie. - Tego się nie odmienia.

- Nieważne. Mów o co ci chodzi.

- Chciałem ci zaproponować, żebyś się wycofał.

- Co?

- To uczciwa propozycja - tłumaczył Cinna. - Nie zmuszę cię, ale tak będzie dla ciebie lepiej.

- Jak to "lepiej"?

- Walcząc ze mną nie tylko przegrasz, ale też narazisz się na ośmieszenie, a domyślam się, że wolałbyś tego uniknąć.

- Nie bądź taki pewien zwycięstwa! Mogę cię jeszcze zaskoczyć! - rzucił pewnie Goten.

- Jak chcesz. Pamiętaj, że sam będziesz sobie winien. - Cinna odszedł w kierunku wyjścia.

- Zmasakruję go tak, że zapamięta to do końca swego białowłosego żywota! - stwierdził długowłosy Saiyan, także wychodząc na matę.

Gohan był właśnie w połowie sympozjum na temat wpływu reklam z Mr Satanem na życie płciowe ślimaka winniczka, kiedy nagle coś jakby go tknęło.

"Co się dzieje? Mam dziwne uczucie... jakby... Nie, to niemożliwe!!!" - Gohan poczuł ogromną ki, która nie wiadomo skąd pojawiła się w okolicy. Na szczęście nie nadeszła jeszcze pora jego własnego wykładu, więc udało mu się wymknąć pod pretekstem wyjścia do toalety. Błyskawicznie wyszedł z budynku i skoncentrował się w poszukiwaniu posiadacza energii. Nie musiał długo szukać. Sylwetka tamtego unosiła się leniwie nad miastem. Gohan rozpoznał go. Był to Cell! Wyglądał jednak nieco inaczej niż podczas Cell Game. Przede wszystkim odzyskał ogon, który przypominał teraz raczej ogon Freezera niż dawnego Cella. Zrobił się też bardziej jednolicie zielony niż poprzednio. Gohan zbliżył się do niego, został zauważony.

- Aaa! Wiedziałem, że cię tu znajdę! - Cell uśmiechnął się szeroko. - Zmieniłeś się, Gohan.

- Ty także - zauważył Gohan. - Jakim cudem jesteś wśród żywych?

- Tajemnica. - Wyszczerzył zęby Cell. - Możesz mi jednak wierzyć, że spodobałaby ci się ta historia.

Na czole Cell'a widniała duża litera "M".

Zawodników powitały owacje oraz zapowiedź Mr Hahna. Gotena dodatkowo powitał doping ze strony Marron i Bra.

- Nie daj się! Liczymy na ciebie! - Przy takiej publiczności porażka nie wchodziła w grę.

Rozległ się gong. Goten już miał ruszyć na przeciwnika, kiedy ten krzyknął:

- Stój! Jeśli teraz zaatakujesz, potkniesz się i przewrócisz!

- Wolne żarty!

Goten wziął rozbieg, zanim jednak zbliżył się do przeciwnika poplątały mu się nogi i jak długi wyrżnął o matę. Na widowni pojawiły się pierwsze chichoty.

- Ostrzegałem - zauważył Cinna.

Goten podniósł się, był mocno wkurzony.

- Nie atakuj, kiedy jesteś wściekły - pouczył Cinna. - Jak się zdekoncentrujesz to przegrasz.

- Zamknij się! - krzyknął Goten, rzucając się na przeciwnika. Cinna zrobił płynny unik jednocześnie wbijając młodemu półsaiyanowi kolano w brzuch. Goten upadł, oberwał prosto w żołądek, a to bolało.

- Zawodnik Son Goten leży na macie - powiedział Mr Hahn. - Jeden... Dwa... Trzy... Cztery...

- Proszę nie liczyć - rzucił Cinna. - To moja wina, on się zaraz podniesie.

- Co? Hmm. No dobrze.

Goten po raz drugi wstał, nadal lekko słaniając się na nogach.

- Nie zmieniasz się w Super-Saiyana? - zapytał Cell. - Chcesz mi ułatwić zwycięstwo?

- Nie muszę już przyjmować tej postaci, żeby cię pokonać.

- Ach tak?

Gohan zaatakował błyskawicznie, trafiając Cella pięścią w podbródek i poprawiając lewą w korpus. Przy okazji nieco rozdarł trochę przyciasny garnitur. Syn Goku z rozpędu kopnął przeciwnika centralnie w twarz. Cell przeleciał pewien dystans zanim się zatrzymał.

- Nie pokonasz mnie Saiyanie! Nie tym razem! Jestem Majin Cell i na tej planecie nie mam sobie równych! - Cell przybrał pozycję do użycia Kamehamehy.

- Poprzednio przegrałeś pojedynek na Kamehamehy, teraz też tak będzie!

- Wiem! - Cell w ostatniej chwili opuścił dłonie i wystrzelił falę ki prosto w miasto. Zaskoczonego Gohana na ułamek sekundy zamurowało.

- Nie! - Półsaiyan zareagował instynktownie. Zanurkował w powietrzu, wyprzedzając falę ki Cella i blokując ją własnym ciałem zanim dotarła do powierzchni Ziemi. Nic innego nie zdążyłby zrobić.

#17 leciał dość szybko, nie lubił niepotrzebnie tracić czasu. W duchu wyrzucał sobie, że skusił się na udział w turnieju, wcześniej obiecawszy siostrze nie ujawniać się publicznie. Spojrzenie jaki rzuciła mu z widowni wystarczyłoby na zmrożenie Sahary, a na pewno wystarczyło, by pod byle pretekstem zniknął z turnieju.

Nagle nad miastem, które mijał android, pojawiła się potężna eksplozja.

- Co do... ? - #17 po chwili wahania poleciał w stronę eksplozji, w końcu czasami warto wiedzieć kto kogo zabija i dlaczego.

Goten porządnie się wkurzył. Publika zaczynała otwarcie się z niego nabijać.

- Goten! Co z tobą!? - krzyknęła Marron.

Syn Goku lekko poczerwieniał na twarzy. Nie mógł się tak kompromitować na oczach Marron! Postanowił skończyć tę walkę raz na zawsze, skoncentrował ki. Po chwili jego oczy przybrały jasnoniebieską barwę, włosy natomiast nieco uniosły się w górę i zmieniły kolor na złoty. Wyglądał niemal jak Goku na trzecim stopniu SSJ.

Cinna zareagował bardzo gwałtownie. Zdziwił się tak, że wydawało się iż oczy zaraz mu wypadną.

- Jesteś Saiyanem?

- Zgadza się - uśmiechnął się Goten z triumfem.

- Nie mówili mi, że będę walczył z Saiyanem i to złotowłosym!

- Masz pecha! - powiedział Goten przez zaciśnięte zęby.

Saiyan ruszył do ataku, lekko unosząc się nad matą sunął w kierunku przeciwnika.

- Aaaa! Stój!! - panicznie wykrzyknął Cinna, wyciągając ręce w kierunku przeciwnika.

O dziwo Goten zatrzymał się dwadzieścia centymetrów od przeciwnika, jakby nagle sparaliżowany. Zarówno on jak i Cinna wydawali się tym zaskoczeni, ciężko powiedzieć, który bardziej. Cinna otrząsnął się pierwszy. Zniknął, pojawiając się za Gotenem i wystrzeliwując chyba najsilniejszy jaki mógł pocisk ki. Goten uderzył o matę, odbił się i wylądował na ziemi tuż za nią.

- Zawodnik Son Goten jest za matą! Zwycięża zawodnik Cinna! - wykrzyczał Mr Hahn.

Cinna wylądował na macie dysząc ciężko, wystrzelenie tego jednego pocisku wyraźnie go zmęczyło.

- Nie miej żalu, Saiyanie. Gdybym wiedział kim jesteś nie robiłbym z ciebie idioty na początku. - Wyciągnął rękę chcąc pomóc Gotenowi wstać.

Goten miał ponury wyraz twarzy, ale ostatecznie przyjął pomocną dłoń, jednocześnie powracając do normalnej formy Saiyana.

Gohan kaszlnął krwią. Leżał na dachu jakiegoś budynku. Z garnituru zostały tylko strzępki, ale to akurat nie martwiło syna Goku. Bardziej przejmował się faktem, że leżał tu praktycznie bezbronny, nie będąc w stanie choćby ruszyć ręką, a obok lądował właśnie Cell.

- Gdybyś był taki jak ja, wygrałbyś - powiedział Cell. - Ale ty masz te swoje "ludzkie uczucia" i to cię zgubiło.

- Jesteś... jesteś... żałosny - wydyszał Gohan.

- A ty jesteś martwy! - Cell uformował w dłoni pocisk ki i skierował ją w stronę głowy Gohana.

- KIENZAN!

- Co? - zdążył się zdziwić Cell zanim energetyczny dysk nie trafił go ukośnie w klatkę piersiową odcinając głowę i lewe ramię, razem z ręką, od reszty ciała. Cell, w dwóch kawałkach, upadł na podłoże.

- Kto? - zapytał resztkami sił Gohan.

Obok niego pojawił się Android #17, który nie tracąc czasu zaczął pomagać półsaiyanowi wstać.

- Dzięki... - z trudem wycharczał syn Goku.

- Przestań gadać i wstawaj. Musimy się stąd ulotnić zanim on się zregeneruje.

- Racja.

Koniec rozdziału piątego.

Rozdział VI - Kto szuka Smoczych Kul?

Tenshinhan trenował, jak zwykle, na pustkowiu. Trzymał się z dala od cywilizacji od kiedy ta psychopatka, Lunch, zaczęła wszędzie za nim łazić. Później, gdy o Lunch słuch zaginął, Shinhan zdążył sie już przyzwyczaić do otwartych przestrzeni i nawet nie myślał o zamieszkaniu w mieście. Kiedyś był pretendentem do miana najsilniejszego wojownika najsilniejszy na planecie, ale te czasy minęły bezpowrotnie. Można powiedzieć, że jego życie okazało się jedną wielką porażką, dlatego nawet nie rozważał udziału w Tenkaichi Budokai, pomijając to, że o nim nie wiedział.

- Coś nie tak, Shinhan? - zapytał Chaozu.

- Nie, wszystko w porządku - Tenshinhan otrząsnął się z zamyślenia.

Uwagę Tenshinhana i Chaozu przykuł jakiś huk, a także nagły impuls energii. Shinhan zorientował się, że całkiem niedaleko od nich ktoś ostrzeliwał podłoże pociskami ki.

- Zostań tu Chaozu, muszę to sprawdzić.

- Jak mogłeś tak się dać pokonać? - zapytał Uubu Gotena.

- Sam nie wiem. Jakoś tak wyszło... Mówi się trudno, to nie koniec świata. Bardziej dziwi mnie to, że on wiedział o Super-Saiyanach.

- Co? Jesteś pewien? - zapytał Vegeta.

- Tak. Nazwał mnie "złotowłosym" Saiyanem.

- Dziwne.

Tymczasem na matę wstąpili Buu i drugi z fioletowych stworków - MDGSKR.

- Paaanieeee i paaaaanoooowieeee! Zapraszam na kolejną walkę, w której walczyć będzie doskonale znany wam Mr Buu, najlepszy uczeń Mr Satana!!

Rozległy się owacje i wiwaty, kilka transparentów "WE LOVE BUU" zaczęło powiewać w powietrzu.

- Jego przeciwnikiem będzie zawodnik o imieniu MDGSKR. - Mr Hahnowi prawie udało się wymówić to płynnie.

MDGSKR dostał niewielkie oklaski, ale raczej się tym nie przejął, wciąż uśmiechając się drapieżnie, podobnie jak KSTRK przed walką z Piccolo.

Rozległ się gong oznaczający początek walki.

Zielony stworek doskoczył do Buu zaczynając go okładać pięściami i nogami. Wszystkie ciosy jednak wbijały się tylko lekko w miękkie ciało demona, jak w gumę i nie wywierały żadnego poważniejszego efektu.

Zdziwiony MDGSKR odskoczył o pół metra do tyłu. Buu wyciągnął rękę w jego stronę i wystrzelił różowego ki-blasta, trafiając przeciwnika centralnie. Siła była idealnie wyliczona, MDGSKR doleciał prawie do samych trybun i upadł na ziemię.

- Zawodnik MDGSKR wyleciał za matę!!! Zwycięża zawodnik Buu, czego wszyscy się spodziewaliśmy.

Podniosła się ogromna wrzawa i Buu uśmiechnięty zszedł do poczekalni.

- Brawo Buu! To było piękne! - krzyknął Mr Satan.

- Buu mówił, że wygra.

MDGSKR także powrócił do poczekalni najwyraźniej nie przejmując się porażką, gdyż nadal był tak samo uśmiechnięty jak przed walką.

Tenshinhan doleciał do miejsca, gdzie wyczuł potężną ki. Przezornie pozostał niewidoczny. Widok nieco go zaskoczył. Dwie białowłose osoby, mężczyzna i kobieta (naprawdę ładna, musiał przyznać), przeszukiwały okolicę. Czego - nie ulegało wątpliwości, gdyż kobieta miała w ręce Smoczy Radar.

- Gdzie ta przeklęta kula? - potwierdził jeszcze domysły Ziemianina mężczyzna, z wściekłości strzelając pociskiem ki w jakąś skałę, z której została chmura kurzu.

- Uspokój się, Zidane. Musi gdzieś tu być. Ten radar jest dokładny.

Tenshinhan zamarł. Smocza Kula leżała tuż przed nim, tamci nie mogli jej widzieć, gdyż zasłaniała im ją skała za którą krył się trójoki wojownik. Tenshinhan nie wiedział kim są, ale czuł, że nie byłby w stanie się z nimi mierzyć. Musiał jednak zaryzykować...

Do wyjścia na matę szykowali się już drugi z białowłosych wojowników - ten wysoki i chudy, o imieniu Blank, oraz oczywiście Trunks.

- Trunks! Bądź ostrożny - poradził Goten, podchodząc do przyjaciela. - Najlepiej od razu przyjmij postać Super-Saiyana.

- Dzięki za radę, ale poradzę sobie sam. - Trunks nadal nie był w dobrym humorze.

- Dołóż mu, Trunks!!! - rzucił Uubu, kiedy półsaiyan wychodził z poczekalni.

- Masz na imię Trunks, tak? - upewnił się Blank, który także właśnie szedł na matę. - Miło cię poznać.

- Aha - odburknął fioletowowłosy.

Zawodnicy weszli na matę, a Mr Hahn odpowiednio ich zapowiedział, wkrótce rozległ się gong.

Półsaiyan zaatakował. Tym razem nie mógł przegrać, musiał udowodnić wszystkim, ojcu, Gotenowi, a przede wszystkim sobie, że potrafi walczyć. To prawda, że ostatnio niewiele trenował, ale miał dużo innych zajęć - w końcu, jego zadaniem było przejąć wkrótce jedną z największych firm na świecie.

Teraz jednak musiał pokazać, że jest prawdziwym Saiyanem.

O dziwo Blank bez trudu odparował jego atak, podobnie jak kilka następnych. Co więcej, białowłosy nawet nie ruszył się z miejsca po prostu przyjmując ciosy Trunksa na blok. Jego kontratak - prawy prosty w podbródek odepchnął syna Vegety o kilka kroków.

- Chyba jesteś za słaby, żeby ze mną walczyć.

- Jeszcze zobaczymy!! - rzucił Trunks, bez dalszej zwłoki przyjmując postać SSJ, jego bujna fryzura uniosła się w górę i zmieniła barwę, otoczyła go też charakterystyczna żółtopomarańczowa aura.

Oczy Blanka rozszerzyły się znacznie bardziej niż można by sądzić, że były w stanie. Poza tym zdoła jednak zachować pozory spokoju.

- Jak to możliwe? Przecież... twoje włosy! Nie ma fioletowowłosych Saiyanów! - ostatnie zdanie wypowiedział takim tonem, jakby próbował przekonać samego siebie o jego prawdziwości.

Trunks zaatakował, wyprowadzając kilka bardzo mocnych ciosów w korpus przeciwnika i poprawiając kopnięciem z półobrotu. Blank poleciał do tyłu, ale opanował sytuację unosząc się w górę.

Trunks wykonał charakterystyczne ruchy rękoma.

- BURNING ATTACK! - pomarańczowy pocisk ki poleciał w stronę białowłosego, który uniknął go o włos, Trunks jednak wykorzystał ten atak tylko jako odwrócenie uwagi i znalazł się tuż za przeciwnikiem uderzając go w plecy.

Trafił w widmo - Blank nie nabrał się na ten stary numer.

Białowłosy pojawił się nad przeciwległym końcem maty, wykonując bardzo znajome gesty.

- BURNING ATTACK!!!

- Co!? - zdążył się zdziwić Trunks zanim nie trafił go pocisk ki uformowany w znany mu doskonale atak, na szczęście nie dość silny by zrobić mu poważną krzywdę. Po odzyskaniu kontroli nad lotem syn Vegety wylądował na macie, próbując otrząsnąć się z szoku. Blank także opadł na matę.

Trunks chciał coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć słów. Zamiast tego zaatakował. Zdematerializował się w połowie drogi do przeciwnika, pojawił tuż przed nim i zadając potężny cios w szczękę. Następnie podciął Blanka i kopnięciem wyrzucił do góry. Po raz drugi użył swego markowego Burning Attack. Pocisk ki trafił lecącego bezwładnie białowłosego, który dopiero wtedy wyhamował w powietrzu. Trunks zjawił się tuż za nim i uderzył, trafiając oczywiście w widmo. Blank zaatakował z rozpędu, próbując uderzyć przeciwnika łokciem od tyłu, jednak i jego cios przeleciał przez sylwetkę przeciwnika - to także był efekt użycia Zanzoken.

- KAMEHAMEHA! - krzyknął Trunks, posyłając potężną falę ki w plecy rywala. Blank oberwał w powietrzu i, pchnięty strumieniem energii, rozbił się na macie, przy jednoczesnej eksplozji. Półsaiyan wylądował obok. Blank tymczasem nie podnosił się, leżąc wśród nieco zniszczonego pola walki.

- Zawodnik Blank leży. Zaczynam liczenie. 1.. 2... 3... 4... 5... 6... 7... 8... 9...

Białowłosy drgnął, podnosząc się na chwilę na przedramionach, jednak po sekundzie czy dwóch znowu upadł.

- I 10! Przez nokaut zwycięża zawodnik Trunks!!

Trunks uśmiechnął się niepewnie. Nie słysząc nawet wrzawy i oklasków jakie podniosły się na widowni. Dotarł do niego tylko głos jego siostry krzyczącej:

- Widzieliście? To mój brat!

Trunks półprzytomny zszedł z maty. Udało mu się! Udowodnił, że jest prawdziwym Saiyanem!

Tenshinhan złapał Smoczą Kulę i używając maksimum mocy, zaczął uciekać, oczywiście wybierając inny kierunek niż ten, w którym zostawił Chaozu. Białowłosi błyskawicznie zorientowali się w sytuacji i rzucili się w pościg za trójokim. Byli szybsi.

Tenshinhan odwrócił się w ich stronę umieszczając wolną rękę w okolicy głowy.

- TAYOKEN!

Oślepiający błysk światła zalał okolicę pozbawiając Zidane'a i jego towarzyszkę wzroku.

- A to da wam do myślenia! - powiedział Tenshinhan, chowając smoczą Kulę za pasem. - KIKOHO!!!

Potężna fala ki objęła swoim zasięgiem oboje białowłosych, którzy padli na ziemię bez przytomności, Łysy wojownik po raz kolejny udowodnił, że jego Kikoho zdecydowanie jest najpotężniejszym istniejącym atakiem ki.

Trójoki, nie tracąc więcej czasu, podążył w stronę pałacu Dende'go, gdzie spodziewał się zastać Piccolo. Tą Smoczą Kulą musiał zaopiekować się ktoś silniejszy.

- Brawo Trunks! Dałeś mu popalić! - gorączkował się Goten. - Ale skąd on znał twoją technikę?

- Pojęcia nie mam. - Trunks wzruszył ramionami. - Dużo mu ona jednak nie pomogła.

- Strasznie długo się męczyłeś jak na walkę z takim cieniasem - zauważył złośliwie Vegeta.

Fioletowowłosy wyglądał jakby miał się zaraz na niego rzucić, ale między Uubu wszedł pomiędzy nich.

- Spokojnie, musicie się teraz kłócić?

Trunks warknął tylko, a jego ojciec prychnął. Na tym rozmowa się zakończyła.

- Zapraszam na matę panów Vegetę i Blade'a.

Książę odszedł bez słowa, nie reagując na słowa Uubu, który życzył mu powodzenia i wszedł na matę. Jego przeciwnik - wyjątkowo blady, ciemnowłosy zawodnik nie kazał na siebie długo czekać.

- PANIE I PANOWIE!!! - wydarł się do mikrofonu Mr Hahn. - Mam zaszczyt zapowiedzieć kolejną walkę, która rozegra się pomiędzy zawodnikami Vegetą i Blade'em!

Saiyan uśmiechnął się po swojemu, paskudnie. Blade nie pozostał mu dłużny, ci zawodnicy najwyraźniej do siebie pasowali.

Koniec rozdziału szóstego.

Rozdział VII - Śmierć Saiyana

Rozległ się gong. Vegeta i Blade jednocześnie zniknęli ze swoich miejsc. Oczywiście było to tylko wrażenie, zarówno Piccolo jak i Goten, Trunks czy Uubu nadal doskonale ich widzieli, czego oczywiście nie można powiedzieć o większości zgromadzonej publiki.

Vegeta i Blade tymczasem, pojawiając się co rusz w innym miejscu, tłukli się niemiłosiernie. Walka była wyrównana. W pewnym momencie Blade wzleciał w górę, próbując chyba zyskać nieco na czasie, by móc wyprowadzić atak ki. Vegeta jednak nie zamierzał dawać mu chwili wytchnienia i podążył za swym przeciwnikiem jednocześnie wystrzeliwując w niego kilka ki-blastów. Blade uniknął ich znikając i pojawiając się o kilka metrów dalej, a następnie wystrzelił własny pocisk ki, który Vegeta odbił w locie, jednocześnie taranując z główki swego przeciwnika. Uderzony w podbródek Blade odleciał na kilka metrów i chyba mocno się wkurzył, bo nagle przyspieszył, kilka razy skutecznie trafiając Vegetę w twarz. Dokończył uderzając kolanem w brzuch i pięścią w plecy saiyańskiego księcia. Vegeta niekontrolowanym lotem poszybował w dół, wbijając się mniej więcej na dwa metry w i tak już uszkodzoną matę (o dziwo nie naprawiano jej między walkami, chyba uznano, że nie ma to sensu).

Vegeta oczywiście nie miał problemów z tym, by wstać. Na jego twarzy ponownie zagościł znajomy uśmiech. Blade wylądował i także wyszczerzył zęby. Vegeta odezwał się:

- Pokażę ci teraz prawdziwą moc Sa... - zdążył powiedzieć, kiedy wydarzyło się coś nietypowego. Nagle, nie wiadomo skąd, między nim a jego przeciwnikiem pojawił się ktoś trzeci. Po sekundzie książę skojarzył go jako Ariesa, zawodnika, który uzyskał najniższy wynik w eliminacjach. Tego samego, który miał walczyć z Mr Satanem.

- Nie martw się, Ziemianinie - powiedział do Vegety. - Obronię cię.

- Co? - zapytał odruchowo Vegeta.

- Walka dwóch na jednego jest zabroniona! - krzyknął Mr Hahn. - Proszę natychmiast zejść z maty!

- Kim, do diabła jesteś!? - wrzasnął Vegeta. - Dlaczego wtrącasz się w moją walkę!?

- Jeśli nie zejdzie pan z maty, będę zmuszony obu was zdyskwalifikować! - kontynuował Mr Hahn.

- Bez paniki - powiedział Aries do Vegety, ignorując komentatora. - Widzę, że jesteś od niego słabszy, ale jestem tu, żeby cię obronić.

- CO!?!?!?! - wściekł się Vegeta.

- DOŚĆ TEGO!! - Mr Hahn także się wkurzył. - Dyskwalifikuję was!!! Zwycięża zawodnik Blade!

Zawodnik Blade tymczasem, wykorzystując zamieszanie, wstał i wystartował w górę, zaczynając uciekać.

- Coooo??? - Mr Hahn zrobił się czerwony na twarzy. - Ciebie też dyskwalifikuję!! - krzyknął, chociaż Blade nie mógł go już słyszeć.

- Zajmę się nim - powiedział Aries, startując i lecąc za Blade'em.

- Stój!! - krzyknął Vegeta. - Zabiję go!!! - powiedział bardziej do siebie, niż do kogoś innego także unosząc się w górę i znikając za dwoma pozostałymi wojownikami.

W poczekalni wszystkich trochę zamurowało.

- Co się właściwie stało? - zapytał Uubu.

- Nie wiem - odpowiedział Trunks.

- Może powinniśmy za nimi polecieć - zaproponował nieśmiało Goten.

- Chcesz to leć, ja jeszcze jestem w turnieju.

- Eee... ja też - wymigał się Uubu.

- Piccolo? - zapytał Goten. - Może chociaż ty?

Piccolo nie odpowiedział, wolał nie wtrącać się w osobiste sprawy Vegety.

- Sam leciał nie będę - powiedział Goten, starając się nie okazać w głosie ulgi. Jemu także nie uśmiechało się pomaganie księciu, który rzadko odpowiednio doceniał takie starania.

Do poczekalni wszedł, nieco uspokojony, Mr Hahn.

- Zapraszam na matę następnych zawodników. Panów... - Hahn poprawił okulary i sprawdził listę. - Marcusa i Edge'a.

Marcus, największy z białowłosych zawodników ruszył na matę. Za nim podążył jeszcze potężniej zbudowany Edge, o niebieskiej skórze i zielonych włosach postawionych w punkowski czub, podobny do tego, który miał Uubu.

- Ten Edge mi się nie podoba - stwierdził Piccolo.

- Fakt. Ładny to on nie jest... - skomentował Uubu.

- Nie o tym mówię! - przypomina mi kogoś, kto kiedyś najechał Ziemię.

- Możesz powiedzieć coś więcej, bo nie kojarzę? - zapytał Goten.

- Nic dziwnego, nie było cię wtedy na świecie. To było jakiś czas po pokonaniu Cella. Ziemia została zaatakowana przez niejakiego Bojacka i kilku jego kumpli. Wykończył ich twój brat. Ten koleś trochę mi ich przypomina.

- Aha.

Zawodnicy wkroczyli na matę. Po odpowiedniej zapowiedzi Mr Hahna rozległ się gong. Białowłosy Marcus natychmiast rzucił się na przeciwnika zaczynając go okładać pięściami i kopać. Edge pozostał jednak niewzruszony, przyjmując wszystkie ciosy "na klatę". Marcus zareagował na to z pewnym zdziwieniem.

- Twardziel, co? - zapytał retorycznie. Edge nie zmienił nawet wyrazu twarzy.

Marcus odskoczył do tyłu i kładąc lewą rękę na prawym przedramieniu wystrzelił w przeciwnika spory, biały pocisk ki. Po opadnięciu kurzu okazało się, że Edge stoi jak stał i nie jest nawet draśnięty.

- Nie daj się Marcus! - krzyknął Blank, chudy towarzysz Marcusa. - Jesteś najlepszy!!

Marcus ponownie cofnął się o kilka kroków. Zaciskając pięści. Zaczął się koncentrować. Minęła chwila...

- AAAAAAAA!!!!!!! - z gradła białowłosego wydobył sie przytłumiony krzyk. Wojownik urósł nagle o dobre dwadzieścia centymetrów, jego mięśnie znacznie się powiększyły, włosy zmieniły kolor na krwistoczerwony a oczy przybrały jednolicie białą barwę.

Piccolo i resztę Z-Warriors z leksza zamurowało. Nameczanin dodatkowo deczko się spocił. Ki, która emanowała od walczacego była sporo większa niż jego własna.

- Zobaczymy co powiesz na to! - powiedział Marcus, rzucając się do ataku.

W mgnieniu oka znalazł się przy swoim przeciwniku zadając błyskawiczny cios mierzony w twarz tamtego. Edge jednakże bez najmniejszego trudu złapał jego pięść w lewą rękę jednocześnie wyciągając prawą przed siebie.

Wystrzelony ki-blast posłał Marcusa wysoko w górę. Czerwonowłosy zawodnik zniknął gdzieś w oddali w błysku jasnego światła. Edge opuścił ręce.

Przez chwilę panowała niczym nie zmącona cisza.

- Hmm - zamyślił się Mr Hahn, przerywając milczenie. - Nie bardzo wiem, co zrobić, ale sądzę, że jeśli zawodnik Marcus nie pojawi się w ciągu minuty to zmuszony będę ogłosić zwycięstwo pana Edge'a.

Marcus nie pojawił się po minucie.

- Zwycięzcą pojedynku zostaje zawodnik Edge. W następnej rundzie zmierzy się z Mr Satanem, którego przeciwnik został zdyskwalifikowany za opuszczenie turnieju.

Mr Satan był w tym momencie wyjątkowo blady.

#17 i Gohan oddalili się już dość daleko od miasta, musieli jednak wylądować, gdyż Gohan czuł się coraz gorzej.

- Zostaw... mnie.... uciekaj... - z trudem powiedział półsaiyan.

- Przestań chrzanić! - syknął #17. - Nie po to cię ratowałem, żeby cię teraz zostawiać!

Gohan uśmiechnął się, jednocześnie krzywiąc się z bólu.

- Właściwie... po... co? - zapytał.

- Zamknij się, bo tracisz siły.

Cell ocknął się opanowując ból. Nie tracąc czasu zregenerował resztę ciała i wstał. Trochę dziwnie było patrzeć na jakby drugiego samego siebie leżącego obok. Mutant zmasakrował "zwłoki" ki-blastem i rozejrzał się, próbując jednocześnie wyczuć jakieś ki w okolicy. Bezskutecznie. Gohan był zbyt osłabiony a #17 był androidem i nie posiadał ludzkiej energii, którą można by wyczuć. Wściekły Cell uniósł się w górę i kilkoma pociskami ki obrócił miasto w stertę gruzu.

- Wiedz, że twoje poświęcenie poszło na marne, Gohan. I dobrze to zapamiętaj.

Nagle w głowie mutanta rozległ się znany mu już głos:

"Cell, ty idioto. Zabroniłem ci się teleportować na Ziemię!"

Twór doktora Gero przełknął ślinę, nie spodziewał się, że tamten tak szybko wróci, miał nadzieję zachować swoją wyprawę w tajemnicy.

"Miałem tu nie załatwioną sprawę..." - odpowiedział.

"Nic mnie to nie obchodzi. Natychmiast wracaj."

"Dobrze" - Cell położył na czole dwa palce i zniknął, wykorzystując technikę teleportacji.

Gohan charknął, nagle tracąc oddech.

- Trzymaj się Saiyanie! - krzyknął #17. - Saiyanie! Chyba mi tu nie umrzesz? Niech to diabli! Zaczekaj, zaraz przyniosę skądś to wasze senzu!

- Powiedz... powiedz... mojej córce... żeby po mnie nie płakała... - były to ostatnie słowa Gohana.

Tak zginął wojownik, który wielokrotnie walczył za ludzkość, ratując ją, choć wiedział, że niemal nikt się o tym nie dowie, a on sam nigdy nie otrzyma za to żadnej nagrody. Zginął Saiyan, który jako pierwszy osiągnął drugi stopień SSJ, Saiyan, który miał potencjalnie największe możliwości ze wszystkich Wojowników Z. Zginął wreszcie naukowiec, który bardzo wiele miał jeszcze do zrobienia na tym świecie. W ten sposób Ziemia poniosła ogromną stratę. Stratę, która miała później zaważyć na jej losach.

- A więc zakończyliśmy jedną ósmą finału - powiedział Mr Hahn do zawodników zgromadzonych w szatni. - Nie powiem, żeby obyło się bez problemów, ale w sumie bilans i tak mamy lepszy niż na dwudziestym piątym Tenkaichi, he he.

Goten i Trunks uśmiechnęli się, pozostałe osoby nie zrozumiały żartu lub, jak siedzący i medytujący w rogu Piccolo, nie były w nastroju do śmiechu.

- W ćwierćfinałach czekają nas trzy walki. W czwartej automatycznie zwycięża pan Trunks, gdyż jego potencjalni przeciwnicy zostali zdyskwalifikowani i opuścili halę turniejową. Tak więc w pierwszej walce zmierzą się pan Uubu i pan Piccolo, w drugiej pan Buu i pan Cinna, a w trzeciej Mr Satan i pan Edge.

Satan głośno przełknął ślinę.

- Tymczasem jednak zapraszam na małą przerwę - powiedział Mr Hahn. - Przez ten czas mata zostanie naprawiona.

Koniec rozdziału siódmego.

Rozdział VIII - Ludzie, kosmici i androidy

Tenshinhan doleciał do pałacu Dendego. Wyjął zza pasa Smoczą Kulę i zaczął szukać kogoś żywego. Na zewnątrz nikogo nie dostrzegł, wpadł więc do właściwego pałacu i krzyknął:

- Dende! Piccolo! Jest tu kto?

- A któż to tak hałasuje? - zapytał nieznany Tenshinhanowi głos, oczom trójokiego wojownika ukazał się dorównujący mu wzrostem mężczyzna ubrany w saiyańską zbroję. Nie tylko zbroja zresztą czyniła z niego Saiyana, miał też kołyszący się lekko na boki ogon, zupełnie taki jak Goku kiedyś. Włosy charakterystycznie sterczały mu do tyłu, a twarz miał równie wredną co Vegeta.

- Bardzo mi się podoba ta planeta - powiedział Saiyan ze złośliwym uśmiechem. - Na Namek musiałem latać i szukać Smoczych Kul, a tu same do mnie przychodzą.

- Kim jesteś? - zapytał Tenshinhan.

Saiyan zignorował pytanie.

- Nie widziałeś gdzieś może gospodarza tego pałacu? Miał tu mieszkać jakiś Nameczanin.

"Czyli Dende i Piccolo żyją" - pomyślał Tenshinhan z ulgą. - "Spadam stąd"

- TAIYOKEN! - Shinhan ponownie odwołał się do swej najczęściej wykorzystywanej techniki i korzystając z tego, że jego przeciwnik czasowo stracił wzrok, ulotnił się.

W poczekalni panowała atmosfera oczekiwania. Ale cóż, nie należało się spodziewać cudów po ludziach z obsługi. Ostatecznie musieli wymienić większość płytek na turniejowej macie. Uubu i Piccolo od dłuższego czasu wpatrywali się w siebie nawzajem.

- Co się tak gapisz? - zapytał Piccolo.

Uubu na swój charakterystyczny sposób głupawo się uśmiechnął i podrapał po głowie.

- Przepraszam, zastanawiałem się nad tym, czy z tobą wygram.

Piccolo nie odpowiedział. Na tym "dyskusja" między wojownikami się zakończyła. Tymczasem Goten i Trunks prowadzili własną rozmowę.

- Martwię się o ojca - powiedział Goten. - Ciekawe gdzie jest i czy wszystko z nim w porządku.

- Kto jak kto, ale Goku chyba sobie poradzi. Niepotrzebnie się gryziesz.

- Pewnie masz rację. Hej, Trunks, mam pytanie.

- Wal.

- Może sfuzjujemy się w Gotenksa do twojej następnej walki? Według moich wyliczeń będziesz walczył z tym całym Edge'em, bo jakoś sobie nie wyobrażam, że Mr Satan go pokona.

- Tak, gość wygląda na twardego, ale numer z Gotenksem nie przejdzie, przecież on nie wygląda tak jak ja.

- No tak, ale może by się udało. - Goten się nie poddawał. Nastawił się cały dzień dobrej walki i nie w smak było mu odpaść tak szybko.

- Poza tym już od dawna nie tworzyliśmy Gotenksa. On już kiedyś był nieprzewidywalny a teraz nie wiadomo czego możemy się po nim spodziewać...

- Przesadzasz, przecież on nie zrobiłby niczego, czego my byśmy nie zrobili.

- No nie wiem.... - powiedział niepewnie Trunks. - A czy ty mi tego nie proponujesz tylko dlatego, żeby sobie jeszcze powalczyć?

- He he - zakłopotał się Goten - No co ty? Za kogo mnie masz? - nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.

Ogoniasty Saiyan, wyleciał z pałacu Dende'go niejako na oślep. Nadal przed oczami latały mu białe plamy

- Zabiję tego triklopa, niech go tylko dorwę - warknął.

Tenshinhana jednak nigdzie nie było widać.

Skauter Saiyana zapikał. Ciemnowłosy wcisnął przycisk przy urządzeniu.

- Zbliżają się dwie ki... - powiedział do siebie. - 42 i 57 tysięcy... Oddala się jedna wykraczająca poza skalę, czyli ponad 500,000 - uśmiechnął się złośliwie i sprawdził Smoczy Radar, dwie kule zbliżały się, a jedna, prawdopodobnie ta którą miał trójoki gość, oddalała. Kolejny triumfujący uśmiech przeszył jego twarz. - Chyba sobie na was zaczekam, robaczki...

Vegeta nie bez trudu dogonił Ariesa, który ciągle leciał za Blade'em - uciekinierem z turnieju.

- Dlaczego mnie gonisz, Ziemianinie? - zapytał Aries, odwracając głowę, jednak nie zwalniając nawet lotu.

Vegeta w odpowiedzi strzelił w niego ki-blastem. Aries uniknął znikając na chwilę i pojawiając się obok, ale zatrzymał się, a o to przecież chodziło.

- Nie widzisz, że ścigam bardzo groźnego osobnika? - powiedział z wyrzutem Aries - Przez twoje zabawy może mi uciec!

- Kim ty do cholery jesteś!? - zapytał wściekły Vegeta. - Jakim prawem wtrącasz się do mojej walki i traktujesz mnie jak jakąś kulę u nogi!? Wiesz kim jestem!?

- Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że przeszkadzasz mi w wykonaniu zadania. Nie rozumiesz, że ścigam go dla waszego dobra, Ziemianinie?

- Przestań mnie nazywać Ziemianinem!!! Jak za dwie minuty nie powiesz mi kim jesteś i co tu się dzieje to będą musieli cię zbierać łyżeczkami z powierzchni najbliższej planety!!!

- Jaki nerwowy - zauważył Aries. - No dobrze. Nazywam się Aries i jestem androidem bojowym z grupy Zeta. Moi przełożeni zlecili mi odnalezienie i wyeliminowanie bardzo niebezpiecznego osobnika...

- Nie traktuj mnie jak dziecka! Chodzi o Blade'a, którego ścigasz.

- Tak. Należy do grupy pewnych kosmicznych bandytów, wołają na siebie "Umierające Gwiazdy". Na takich planetach jak ta zdobywają zwykle niewolników na sprzedaż i czasami nowych rekrutów...

- A ty masz ich powstrzymać?

- Tak, jak już wspominałem: grupa specjalna Zeta, do usług. Byłbym wdzięczny, gdybyś mi nie przeszkadzał.

- Chyba żartujesz. - Uśmiechnął się po swojemu Vegeta. - Lecę z tobą.

- Będziesz się tylko plątał pod nogami!

- Jeszcze zobaczymy. - Vegeta przeszedł w SSJ i ruszył w pościg za Blade'em, Aries podążył za nim, nie mając specjalnych trudności z nadążeniem za Saiyanem.

Dende skosztował herbaty z filiżanki. Kto jak kto, ale Karin to umiał zrobić dobrą herbatę. Co prawda Nameczanie nie musieli pić nic innego niż woda, ale nie oznacza to, że nie mogli. Dende zadał pytanie, które nurtowało go od dłuższej chwili.

- Dlaczego właściwie zaprosiłeś mnie dziś do swojej wieży, Karinie?

- Miałem przeczucie, że w pałacu możesz nie być bezpieczny.

- Tak? - zapytał zdziwiony Dende. - Czy dzieje się coś niedobrego?

"I on się uważa za wszechmogącego tej planety" - Karin westchnął.

- Można tak powiedzieć...

Dwie białowłose postacie, mężczyzna i kobieta, oboje ubrani w coś co przypominało zubożoną wersję saiyańskiej zbroi, zbliżyły się do pałacu Dendego i unoszącego się w pobliżu Saiyana. Przybysze nieco zaskoczeni spoglądali na nową latającą postać.

- Witam! - uśmiechnął się czarnowłosy. - Czyżbyście gonili pewnego łysego posiadacza Smoczej Kuli?

- Skąd wiesz? - zapytała kobieta.

- Ponieważ właśnie zabłysnął i uciekł. - Uśmieszek nie schodził z warg Saiyana.

Białowłosy mężczyzna wyciągnął skądś Smoczy Radar i sprawdził jego odczyt.

"A skąd oni też mają to cudeńko?" - zastanowił się Saiyan.

- Oddala się w kierunku Marcusa i jego grupy - powiedział białowłosy mężczyzna do swej towarzyszki.

- W takim razie zawiadomimy ich, a teraz nie traćmy czasu, musimy znaleźć resztę kul.

- Hola, hola - przerwał im Saiyan. - Nie zapominacie o czymś? A może raczej o kimś? Nie myślcie, że ot tak pozwolę wam odlecieć z moimi Smoczymi Kulami. - Położył znaczny nacisk na słowo "moimi".

Białowłosi popatrzyli po sobie, jednocześnie skinęli głowami i rozmyli się w powietrzu.

Mężczyzna nagle zmaterializował się przed Saiyanem wbijając mu kolano w brzuch i uderzając złączonymi w pięść rękami w plecy. Czarnowłosy poszybował w dół, gdzie został kopnięty przez kobietę i zmienił kierunek lotu z powrotem w kierunku jej partnera. Ten z kolei uderzył go na odlew pięścią. Saiyan lotem koszącym poleciał w stronę pałacu Dendego i wbił się w jego ścianę. Białowłosa para bez chwili zwłoki poleciała dalej.

- Zapraszam zawodników Uubu i Piccolo na matę. Zaczynamy ćwierćfinały.

- Czas na nas - powiedział Uubu.

Piccolo wstał w milczeniu. W czasie przerwy zdążył stworzyć sobie nowe ubranie na miejsce tego uszkodzonego w czasie walki z KSTRK'iem.

- Dajcie z siebie wszystko! - rzucił Goten.

- Tak, chcemy zobaczyć dobrą walkę! - potwierdził Trunks.

"Mam złe przeczucia co do tego pojedynku" - pomyślał Piccolo, ale nic nie powiedział.

- He he - uśmiechnął się głupkowato Uubu. - Oby ta walka potrwała dłużej niż ostatnia.

Marcus, białowłosy zawodnik, którego fryzura podczas turnieju przybrała czerwoną barwę próbował wygrzebać się z krateru, który powstał, kiedy on i wystrzelony przez jego przeciwnika pocisk ki uderzyli w końcu w ziemię. Niestety mięśnie odmówiły Marcusowi posłuszeństwa i nie był w stanie choćby się podnieść.

- Muszę... wszystkich ostrzec... To nie jest... jakiś tam... wojownik... - powiedział słabo Marcus po chwili tracąc przytomność.

Wrzawa, którą wywołały słowa Mr Hahna ucichła już. Rozległ się gong. Uubu i Piccolo natychmiast zniknęli ze swoich miejsc. Po chwili pojawili się nad matą wymieniając serię ciosów i kopnięć, w końcu Uubu uzyskał przewagę uderzając Piccolo swą sporą stopą prosto w twarz. Cios jednak wcale nie ogłuszył Nameczanina i ten zgłówkował z całej siły, uderzając własnym czołem w czoło przeciwnika. Uubu poleciał kilka metrów do tyłu, Piccolo natomiast wystrzelił w jego stronę żółtawy pocisk ki. Przeleciał on przez widmo pozostałe po czarnoskórym wojowniku, który natychmiast pojawił się za Piccolo, z całej siły uderzając go pięścią w turban. Oczy Piccolo na moment znalazły się na granicy wypadnięcia ze swych prawidłowych miejsc, a on sam bardzo szybko poleciał w dół, wbijając się głęboko w matę. Uubu wylądował obok powstałej dziury, która po chwili eksplodowała uwalniając postać Nameczanina. Przeciwnicy stali teraz blisko patrząc sobie prosto w oczy. Na twarzach ich obu gościła determinacja, która u Uubu zamieniła się po chwili na jego charakterystyczny uśmiech.

- Może darujemy sobie rozgrzewkę i zaczniemy walczyć na poważnie - zaproponował.

- Zgoda. - Piccolo także się uśmiechnął, pierwszy raz od rozpoczęcia turnieju.

Uubu zaatakował, wbijając łokieć tuż poniżej żeber Nameczanina, następnie uderzył podbródkowym, a kiedy Piccolo odsłonił się, uczeń Goku zrobił półobrót w powietrzu kopiąc przeciwnika w korpus. Impet odrzucił Nameczanina o kilka kroków.

Piccolo przeszedł do kontrataku, uderzając Uubu w twarz, ten jednak uchylił się przed ciosem, kucając, a następnie wybił z obu nóg trafiając zielonoskórego wojownika z główki w żebra. Piccolo znowu cofnął się o dwa kroki.

- KAMEHAMEHA!!! - krzyknął Uubu, wystrzeliwując falę ki nieco na skos w dół i trafiając w miejsce, gdzie stał Nameczanin. Potężna eksplozja wstrząsnęła całym stadionem i okolicą. Na szczęście dla Piccolo był on już w powietrzu. Nie wiedział jednak, że Uubu także...

Uderzony Piccolo znowu niekontrolowanie spadł na matę, uderzając w nią tuż obok sporej dziury zrobionej przez Kamehamehę jego przeciwnika. Tym razem co prawda nie wbił się, ale i tak uderzenie było dość mocne.

Uubu uśmiechnął się po swojemu.

- He he, chyba nie wygrasz. Obawiam się, że Goku bardzo dużo mi o tobie mówił. Znam wszystkie twoje możliwe sztuczki.

- Czyżby?

- Aha, poza tym jesteś za wolny.

- Jeszcze zobaczymy.

Piccolo zerwał z głowy turban, następnie zdjął pelerynę. Cały strój wyrzucił poza matę, gdzie upadło z głuchym hukiem.

Uubu popatrzył na to trochę zdziwiony, a następnie podrapał się po głowie.

- No tak... Zapomniałem, że nosisz takie ciężkie ubranie - powiedział zakłopotany.

Piccolo nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się po raz drugi na 29-tym Tenkaichi Budokai. Tym razem był to jeden z jego najbardziej szatańskich uśmiechów.

Koniec rozdziału ósmego.

Rozdział IX - Kaioken vs Mafuba

Vegeta, nadal w formie Super-Saiyana, i wyglądający zupełnie jak zwykły (choć nieprzeciętnie umięśniony) człowiek android Aries powoli doganiali już uciekiniera. Blade był od nich wyraźnie wolniejszy, a może specjalnie dawał się dogonić? Nagle zatrzymał się w powietrzu. Saiyan i jego towarzysz dotarli do niego.

- Koniecznie chcesz walki, Zeta? - zapytał Blade Ariesa. - Jeśli tak, będziesz ją miał!

- Nic z tego!! - wrzasnął Vegeta. - Jesteś moim przeciwnikiem i to ze mną się zmierzysz!

- A ty kto? - zapytał Blade.

- Jestem Vegeta, książę Saiyanów!! - krzyknął Vegeta.

- Pierwsze słyszę - złośliwie uśmiechnął się Blade.

Vegeta zaatakował wściekle, jego pięść trafiła w sam środek lewego policzka Blade'a, który poleciał bezwładnie do tyłu. Zanim zdążył odzyskać kontrolę nad lotem Vegeta pojawił się za nim i odkopnął go w przeciwnym kierunku, następnie Saiyan ruszył i lecąc pod nim dogonił przeciwnika, wyciągnął obie dłonie w jego stronę i wystrzelił potężny pocisk ki.

Blade, z licznymi zadrapaniami na ciele, dymiąc lekko odzyskał w końcu kontrolę nad swym lotem.

- Teraz mnie wkurzyłeś! - powiedział przez zaciśnięte zęby. - NUKE SLASH!!! - krzyknął, jednocześnie robiąc w powietrzu poziomy łuk prawą ręką.

Blade wystrzelił coś w rodzaju wachlarza pocisków ki - wiele pocisków równolegle do siebie, a nie jak w przypadku Renzoku Energy Dan jeden za drugim. Vegeta oberwał jednym, co wywołało spory wybuch i zasłoniło saiyańskiego księcia kłębem dymu. Reszta ki-blastów poleciała w stronę powierzchni ziemi, robiąc spore kratery tu i ówdzie.

Piccolo zaatakował kopnięciem w żebra, które podbiło Uubu nieco w górę i spowodowało, że stracił na chwilę oddech. Nameczanin uderzył z półobrotu drugą nogą, co posłało jego oponenta w stronę trybun. Uubu wyhamował nagłym impulsem ki i rzucił się do kontrataku w locie celując w podbródek Nameczanina. Piccolo uchylił się, a kiedy Uubu przeleciał nad nim odwrócił się, wyskoczył w górę i wypuścił z obu dłoni serię pocisków ki, które trafiając w Uubu i matę dookoła niego wywołały serię eksplozji i wzniosły tumany kurzu i dymu.

- KA-ME-HA-ME-! - dał się słyszeć głos Uubu. Piccolo dopiero przy drugim "ME" zorientował się, że nie dochodzi on z kłębu dymu, ale z tej samej wysokości na której i on się znajdował.

- HAAAAAAA!!!!!!!!! - krzyknął Uubu kierując falę ki w stronę swojego przeciwnika. Piccolo dosłownie w ostatniej chwili zniknął, pojawiając się za przeciwnikiem i chwytem unieruchamiając go w charakterystyczny sposób.

- Puszczaj! - krzyknął Uubu.

- Nie wyrwiesz się, jestem silniejszy! - powiedział Piccolo, zacieśniając chwyt.

Uubu wrzasnął z bólu.

- Poddaj się, zanim zmiażdżę ci żebra! - wysyczał Nameczanin.

- Ni... AAAAAŁAAAAA!!!!! ...gdy. - powiedział Uubu. - Nigdy się nie poddam!! KAIOOOKEN!!!

- Co? - zdziwił się Piccolo.

Nagle Uubu otoczyła znana czerwona aura, a on sam wyrwał się z uścisku przeciwnika i uderzył go łokciem w żebra. Następnie wylądował na skraju maty, likwidując aurę i dysząc ciężko. Piccolo wylądował na drugim końcu pola walki nadal trzymając się za miejsce, w które trafił jego przeciwnik.

Dym rozwiał się, ukazując Vegetę, któremu ki-blast przeciwnika nie zrobił absolutnie żadnej krzywdy. Książę Saiyanów unosił się w powietrzu ze splecionymi na piersi rękami.

- Coś słabe to było - powiedział ironicznie. - Chcesz zobaczyć prawdziwy pocisk ki!? - Vegeta wyciągnął rękę w stronę przeciwnika - BIG BANG ATTACK!!!

Okrągły, idealnie biały ki-blast poleciał z ogromną prędkością w kierunku Blade'a, który nawet nie zdążył spróbować uniku. Eksplozja rozerwała bladego, długowłosego wojownika na strzępy.

- He he, żałosny gość - stwierdził Vegeta.

- Jesteś silniejszy niż sądziłem - powiedział Aries. - To dziwne. Przysłano nas tutaj ze względu na to, że według naszych danych na Ziemi nie ma dość silnych istot, żeby odeprzeć atak Umierających Gwiazd.

- Macie jakieś nieaktualne dane.

- Sprzed kilku tysięcy lat.

- Nawet sprzed trzydziestu lat byłyby nieaktualne - uśmiechnął się złośliwie Vegeta. - A właściwie nawet te sprzed dwóch miesięcy, he he.

- Aha... dziwna planeta - stwierdził Aries. - Tak czy inaczej, po pokonaniu Blade'a miałem się zgłosić po następne zadanie do mojej przełożonej.

- To wszystko? Tyle hałasu o jednego bladego hipisa?

- Ach, nie! Jest ich więcej. Moja przełożona powie mi, gdzie mogę szukać następnych.

- Czy ona jest gdzieś w pobliżu? - zapytał Vegeta.

- Tak, całkiem niedaleko.

- W takim razie lecę z tobą. Nie pozwolę wam latać i rozbijać się po mojej planecie. - Vegeta położył nacisk na słowo "mojej". - Sam poradzę sobie z tymi Martwymi Gwiazdami.

- Umierającymi - poprawił Aries.

- Dla mnie są już martwi.

- Znasz Kaioken? - zapytał Piccolo, próbując opanować ból.

Uubu, nadal ciężko dysząc, uśmiechnął się po swojemu.

- Aha. Goku nauczył mnie właściwie wszystkiego co umiał. Poza teleportacją, bo nie starczyło czasu. Kaioken oczywiście trochę ulepszyłem.

Piccolo uśmiechnął się.

"Ten dzieciak jest zupełnie jak Goku. Czerpie z walki samą przyjemność, jego bawi to, że trafił na godnego przeciwnika." - pomyślał. - "Za stary już na to jestem, chociaż teraz czuję się zupełnie jak na 23-cim Tenkaichi... No właśnie..."

- Dobra, kończymy tę walkę - powiedział Piccolo. - Nie masz szans przetrwać następnego ataku, ale ponieważ i tak się nie poddasz to możesz spróbować.

Uubu zrobił zdziwioną minę, ale po chwili uśmiechnął się. Tym razem jednak zupełnie inaczej niż do tej pory. Ten uśmiech był tak podobny do uśmiechu Goku, kiedy ten spotykał poważnego przeciwnika, że Piccolo przez chwilę niemal zobaczył twarz swojego dawnego wroga.

Nameczanin wystrzelił okrągły pocisk ki, który poszybował w kierunku Uubu. Ki-blast nie był specjalnie szybki, więc Uubu nie tracąc przeciwnika z oczu po prostu się uchylił. Wtedy pocisk zawrócił z powrotem w jego kierunku. Uubu przez moment zdziwił się, ale po chwili uniósł się w powietrze, ponownie unikając. Oczywiście pocisk znów podążył w jego stronę, ale Uubu zestrzelił go własnym ki-blastem.

- MAKANKOSAPPO!!! - usłyszał Uubu całkiem blisko.

Świder przeszył na wylot czarnoskórego wojownika, którego sylwetka ta po chwili całkowicie znikła - było to widmo powstałe przy użyciu Zanzoken. Prawdziwy Uubu był zupełnie gdzie indziej, chcąc właśnie wystrzelić pocisk ki w kierunku unoszącego się nad matą Piccolo.

W tym momencie Uubu otrzymał potężny cios łokciem w tył głowy. Oczy niemal wyszły mu z orbit i wpadł w krater, który był na środku maty.

Piccolo tymczasem podleciał do swego sobowtóra i obie ich sylwetki zalśniły na biało i po chwili w tym samym miejscu był tylko jeden Piccolo.

- 1... 2... 3... - zaczął Mr Hahn. W tym momencie Uubu podniósł się i otrząsnął z zamroczenia.

- Zaskoczyłeś mnie - powiedział, tym razem bez uśmiechu. - A myślałem, że ci się nie uda.

- Goku jednak nie dość dobrze cię wyszkolił.

- He he. Chyba dałem ci za dużo swobody - powiedział Uubu. - Moja kolej! PIĘCIOKROTNY MEGA KAIOKEN!

Intensywna czerwona aura otoczyła ucznia Goku, a on sam nagle ruszył ze swego miejsca uderzając Piccolo w twarz. Nameczanin nie zdążył nawet porządnie odlecieć do tyłu, kiedy otrzymał potężne kopnięcie w plecy, najwyraźniej Uubu zdążył w ułamku sekundy okrążyć go. Uczeń Goku jeszcze kilkukrotnie zaatakował uderzając to z tej to z innej strony a na koniec trafił pociskiem ki posyłając Piccolo prosto w publiczność.

Nameczanin wyhamował w ostatniej chwili, jeszcze z metr i w tym miejscu walka by się skończyła. Natychmiast odleciał od trybun i ciężko wylądował na macie, próbując złapać oddech. Uubu także wylądował, rozpraszając aurę Kaioken.

- Kurczę, nie podziałało - powiedział ciemnoskóry. - Ale było blisko.

"Za blisko jak dla mnie" - pomyślał Piccolo.

- Może się wycofasz, co Piccolo?

- Nie rozśmieszaj mnie - powiedział Nameczanin, prostując się. - Myślisz, że jak będziesz robił dobrą minę do złej gry to się nie zorientuję jaki jesteś wyczerpany?

- Heh. Rozpracowałeś mnie - zmartwił się Uubu.

- Jestem pewien, że już nie jesteś w stanie tego powtórzyć.

- Masz rację, ale nie do końca! PODWÓJNY MEGA KAIOKEN!!

- Co???

Uubu zaatakował, kopiąc z półobrotu. Piccolo sparował przedramieniem jednocześnie strzelając przeciwnikowi w twarz ki-blastem przy zerowej odległości. Uubu, odrzucony na kilka metrów, odbił się od maty i skontrował, wbijając Nameczaninowi pięść głęboko w podbrzusze. Piccolo wykrztusił sporo śliny i trochę krwi, a jego oczy znowu znalazły się na granicy wypadnięcia z oczodołów. Nameczanin odbił się w górę, żeby zyskać na czasie. To był błąd. Uubu zniknął i pojawiając się za przeciwnikiem na odlew zdzielił go w plecy. Tym razem Piccolo nie miał szans wyhamować...

Vegeta i Aries dotarli do miejsca, gdzie, jak twierdził android miała się znaleźć jego przełożona. Wylądowali, rozglądając się. Nigdzie jednak nikogo nie było widać.

- Gemini! - nawoływał Aries. - Nic z tego nie rozumiem, Powinna tu być.

Vegeta dojrzał jakąś postać unoszącą się w powietrzu nieco dalej.

- Hej, a może to o... - zaczął, ale po raz drugi już nie dane mu było dokończyć przez Ariesa, tym razem został staranowany. Ułamek sekundy później dokładnie w miejscu gdzie stał Saiyan eksplodował pocisk ki.

- Złaź ze mnie! - krzyknął Vegeta, kopniakiem zrzucając z siebie androida. - Kto śmiał!?

Oczom księcia Saiyanów ukazała się rudowłosa kobieca postać, ubrana w luźny, zielony strój. Po chwili zbliżyła się druga, wyglądająca niemal identycznie, poza tym, że jej strój był niebieski.

- Popatrz jaki ładniutki! - zauważyła ta w niebieskim patrząc na Vegetę.

- I czuję w nim sporą moc - stwierdziła ta druga. - Hej ty, nie rozważyłbyś może wstąpienia do Umierających Gwiazd?

Vegeta uśmiechnął się paskudnie.

- Wasza śmierdząca banda na mnie nie zasługuje. Za to z największą przyjemnością was wykończę.

Uśmiechy na twarzach obu kobiet zamieniły się w grymasy złości.

- Pożałujesz tych słów!

- Pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś!!

Piccolo w locie rozdzielił się na dwie swe kopie, z których jedna odskoczyła, lecąc w stronę maty, a druga nadal miała wypaść poza nią. W tym momencie ta pierwsza kopia, nadal w locie, potężną falą ki rozpyliła swego drugiego klona na atomy, sama spadając na matę.

- Hej! To nie fair! - powiedział Uubu, dysząc.

Piccolo uśmiechnął się, przezwyciężając ból.

- Co jest nie fair? Technicznie nie wypadłem z maty.

- Co właściwie zrobiłeś?

- Musiałem co prawda zabić część siebie, ale nie martw się, już dawno opanowałem tę technikę w takim stopniu by nie musieć rozdzielać się na dwóch równie silnych wojowników. Kopia, którą zniszczyłem zawierała tylko maleńką cząstkę mojej mocy.

- Aha - wydyszał Uubu, lądując na macie. - Nie mam już sił na dalszą walkę.

- Chcesz się poddać? - w oczach Piccolo zalśnił triumf.

- Nic z tych rzeczy! Czuję, że ty także jesteś już na krańcu wyczerpania!

- Masz rację... - przyznał Piccolo, wystrzeliwując znienacka w nogi Uubu pocisk ki. Uczeń Goku oczywiście wyskoczył w górę i pocisk zmasakrował tylko i tak już uszkodzoną matę.

- MAFUBA!!!

- Że jak? - zapytał półprzytomnie Uubu zanim stworzone z ki tornado nie porwało go w powietrze. Piccolo miał teraz przeciwnika w garści.

- Nie... dam... się... - z trudem powiedział Uubu. - MEGA KAIOKEN!!

Jednakże ciało odmówiło mu posłuszeństwa i czerwona aura zalśniła tylko na ułamek sekundy, za krótko by mógł wyrwać się z Mafuby.

- HA! - krzyknął Piccolo, kierując ręce w dół. Uubu uderzył w ziemię dwa metry od maty, wbijając się w nią głową w dół po pas.

Goten i Trunks zareagowali natychmiast, wyciągając przyjaciela z ziemi zanim zdążył się udusić. Mr Hahn także nie próżnował:

- Hmm. Po tym długim i jakże ekscytującym pojedynku mogę w końcu ogłosić: zwycięża zawodnik Piccolo i tym samym awansuje do półfinałów!

Nameczanin, dysząc jak maszyna parowa, uśmiechnął się blado i ruchem ręki stworzył sobie nową pelerynę i turban. Niestety, nie przewidział, że wykorzysta do tego ostatnie resztki energii i pod ciężarem własnego ubrania upadł na matę.

"Chyba sobie tu chwilę poleżę" - pomyślał i tak też zrobił.

Koniec rozdziału dziewiątego.

Rozdział X - Bliźniaczki vs Predator... eee... znaczy się vs Vegeta

- Spaprałem sprawę! - przeżywał swoją porażkę Uubu. - Gdybym użył wcześniej Kaioken x4, nie x5 to zachowałbym dość sił, żeby się wyrwać z Mafuby.

- Nie mogłeś tego przewidzieć - uspakajał go Goten. - Ja pierwszy raz w ogóle słyszę o tej technice.

- A ja słyszałem, ale nigdy bym się nie spodziewał, że Piccolo ją zastosuje!

- Nie popełniłeś błędu - powiedział Piccolo, który na całe szczęście przyniósł na turniej kilka Senzu, dzięki czemu zarówno on jak i Uubu odzyskali już siły. - Po prostu mam większe doświadczenie.

- Zastrzegam sobie prawo do rewanżu!

"Nigdy w życiu!" - pomyślał Piccolo, ale nic nie odpowiedział.

- Ehem, ehem - odchrząknął Mr Hahn. - Ponieważ podczas tego pojedynku mata uległa sporemu uszkodzeniu musi zostać naprawiona, co oznacza kolejną przerwę.

Trunks westchnął - denerwował się, a czekanie nie sprzyjało uspokojeniu.

- To dziwne - zauważył Goten.

- Co takiego? - zapytał Trunks.

- Kiedy sędzia powiedział, że będzie przerwa ci białowłosi jakby się ucieszyli.

- Nic dziwnego, jeden z nich ma walczyć z Buu. Też bym się cieszył, gdyby to odwleczono.

- To chyba nie to... - Goten miał wątpliwości.

- Też mi się tak wydaje - potwierdził Piccolo. - Zupełnie jakby ta zwłoka była im bardzo na rękę.

- Chcą zyskać na czasie? - zapytał Uubu. - Jaki mają interes w tym, żeby turniej trwał dłużej?

- Pojęcia nie mam... - powiedział Piccolo. - Chyba... chyba, że zależy im na tym, żeby nas tu zatrzymać.

- Ale po co?

Ogoniasty Saiyan wygrzebał się ze ściany Boskiego Pałacu trzymając się za głowę.

- Co jest? - zapytał sam siebie. - Przecież mieli być ode mnie dużo słabsi... Albo z tym skauterem jest coś nie tak, albo ze mną. - Włączył urządzenie. - Hmm. Ciekawe. Trzy bardzo wysokie odczyty w jednym miejscu... i to całkiem blisko... Ciekawe kto to? - powiedział ironicznie uznając, że muszą to być trójoki łysy i dwójka białowłosych.

Saiyan, nie sprawdzając nawet odczytu radaru, aktywował swą aurę i poleciał w kierunku, z którego dochodziły odczyty ki.

Vegeta oberwał kopniakiem w głowę, a następnie został podcięty i, zanim upadł, trafiony pociskiem ki, który rzucił go o kilka metrów. Książę Saiyanów wstał natychmiast, wybijając się z ziemi i otrzymał kopnięcie w plecy od swej drugiej przeciwniczki.

- Już jesteś martwy! - krzyknęła unosząc się w górę. - BLUE LIGHTNING!!

Niebieski, podłużny pocisk ki poleciał w stronę Vegety zbyt szybko by ten mógł się uchylić.

Nagle przed saiyańskim wojownikiem zjawiła się jakaś postać bez trudu blokując ki-blast.

- Ni ci nie jest Ziemianinie? - Vegeta usłyszał kolejny kobiecy głos.

- Gemini! - krzyknął Aries, który zdążył się już podnieść po kopniaku Vegety. - Wiedziałem, że tu będziesz.

- Przepraszam za spóźnienie - uśmiechnęła się Gemini, była to całkiem ładna choć szaroskóra kobieta z burzą niebieskich loków na głowie i bladożółtymi oczami. Wzrostem, co książę Saiyanów zauważył z pewnym niezadowoleniem, przewyższała Vegetę o głowę.

- Masz minusa Aries! - kontynuowała nowoprzybyła. - Nie dość, że ciągniesz tego biednego Ziemianina ze sobą to jeszcze nadal latasz w tym ludzkim kamuflażu.

- Och! - spanikował Aries. - Przepraszam. - W tym momencie zarówno skóra jak i włosy androida przybrały stalowoszarą barwę a twarz nieco zmieniła kształt, teraz nie przypominał już człowieka. - A jeśli chodzi o niego, to sam chciał przylecieć.

- Nic mnie to nie obchodzi! Wiesz przecież, że mamy ochraniać bezbronną ludność!

- Jeszcze raz nazwiecie mnie bezbronnym to... - zaczął Vegeta, ale po raz kolejny nie dane mu było dokończyć.

- Hej, wy tam! - krzyknęła kobieta w niebieskim stroju. - Co to za pogaduchy? Nie ignorujcie Umierających Gwiazd!

- Zaraz się wami zajmę - uśmiechnęła się z triumfem Gemini.

- Z drogi, konserwy!! - krzyknął Vegeta. - Ja tu będę walczył i nie potrzebuję niczyjej pomocy!

- Sama widzisz. - powiedział Aries. - Jest strasznie uparty.

- Ziemiani... - zaczęła Gemini, ale Vegeta ogłuszył ja ki-blastem i padła na ziemię.

- Mówiłem, żebyście mnie tak nie nazywali! Ty, Aries, zabierz ją stąd, a ja zajmę się naszymi uroczymi paniami.

- Ale...

- Spadaj stąd! - krzyknął, a następnie odwrócił się do bliźniaczek. - Moje panie, czy jesteście gotowe?

- Jak najbardziej!

Vegeta skoncentrował ki. Po chwili jego ki i aura eksplodowały, włosy wydłużyły minimalnie i stały bardziej spiczaste, zaś po ciele zaczęły przebiegać wyładowania elektryczne. Vegeta przeszedł w stan SSJ2.

- Czujecie tę potężną ki? - zapytał Karin.

- Tak... Kto to może być? - Dende stał się jasnozielony, wię chyba zbladł. - Nie czułem tak potężnej mocy od czasu... pokonania Hildegarna.

- Mam dziwne wrażenie, że to Vegeta.

- Vegeta? To niemożliwe!

- Którą z was powinienem zabić najpierw? - zapytał Vegeta. - Już wiem! - Wskazał tą ubraną na niebiesko. - Ciebie tymczasowo oszczędzę, bo masz na sobie mój ulubiony kolor!

Saiyan wystartował uderzając drugą bliźniaczkę prosto w twarz i poprawiając kopniakiem z półobrotu. Kiedy poleciała do tyłu wystrzelił w jej stronę kilka pocisków ki.

- BLUE LIGHTNING!! - usłyszał nagle.

Vegeta odwrócił się, przyjmując pocisk na blok. Eksplozja wywołała kłąb dymu, z którego Vegeta wyleciał na pełnej prędkości, łapiąc ubraną na niebiesko przeciwniczkę za stopę.

- Właśnie skróciłaś sobie życie o trzy minuty!!

Saiyański książę poleciał w kierunku ziemi, uderzając rudowłosą niewiastą o podłoże i krusząc je lekko. następnie wyrzucił przeciwniczkę w górę.

- BIG BANG ATTACK!

Okrągły pocisk ki poleciał w stronę kobiety eksplodując potężnie przy trafieniu. Nagle Vegeta otrzymał potężne kopnięcie w plecy od swojej drugiej przeciwniczki. Na szczęście dla siebie zachwiał się tylko lekko, odwracając i strzelając w nią pociskiem ki. Ubrana na zielono Umierająca Gwiazda uniknęła, robiąc salto, i wylądowała na ziemi. Vegeta uśmiechnął się paskudnie.

- BAKUHATSUHA!!! - powiedział książę Saiyanów, unosząc do góry wskazujący i środkowy palec.

Potężna eksplozja wstrząsnęła okolicą, całkowicie niszcząc teren w promieniu jakiegoś kilometra od Vegety i podrzucając jego przeciwniczkę do góry. Vegeta znalazł się tuż nad nią i uderzył w ciało ubranej na zielono kobiety złączonymi pięściami. Rozbiła się bezwładnie o podłoże.

- Trzeba było dwa razy pomyśleć zanim zaatakowałyście Wielkiego Księcia Vegetę! - powiedział Vegeta, triumfując.

- BLUE LIGHTNING!!! - tym razem ojciec Trunksa nie miał szans uniknąć czy zablokować ataku, oberwał ki-blastem prosto w plecy. Przez chwilę wydawało się, że od impetu spadnie lub straci przytomność, on jednak tylko odwrócił się w stronę unoszącej się w powietrzu przeciwniczki.

- Drogo mi za to zapłacisz - wysyczał Saiyan, koncentrując ki w obu, opuszczonych na razie rękach. - FINAL FLASH!!! - wyrzucił ręce jednocześnie przed siebie łącząc je nadgarstkami. Potężny ładunek ki skupił się w dłoniach Saiyana.

- Ciekawe co robi teraz Vegeta? - zapytał Goten.

- Nic mnie to nie obchodzi - odpowiedział Trunks.

- Jakbyście trochę się skoncentrowali zamiast gadać, to byście wyczuli jego ki - rzucił ostro Piccolo.

Obaj półsaiyani posłusznie wykonali polecenie.

- Coś czuję... - zaczął Trunks - ale to nie może być energia ojca, jest za słaba...

Nagle skoncentrowana w dłoniach energia znikła, zaś włosy Vegety opadły i powróciły do czarnej barwy.

- Co się dzieje? - zapytał Vegeta, nic nie rozumiejąc i próbując ponownie przybrać postać SSJ. Bezskutecznie. Coś sprawiało, że nie mógł skoncentrować ki. Zaczął nawet tracić równowagę w powietrzu.

Obie jego przeciwniczki tymczasem pozbierały się i unosiły się teraz obok siebie w powietrzu. Były mocno poobijane, ale nie miały bardzo poważnych obrażeń.

- Nie wiem dlaczego przestałeś nagle atakować... - powiedziała ta w zielonym.

- ...ale oznacza to twój koniec - dokończyła ta w niebieskim.

- DOUBLE LIGHTNING!!! - krzyknęły jednocześnie, strzelając w Vegetę potężnym zielono-niebieskim ki-blastem. Książę Saiyanów w osłupieniu patrzył na zbliżający się pocisk, nie będąc w stanie nic zrobić. Kiedy już wydawało mu się, że to jego koniec został nagle zepchnięty z toru lotu podwójnej błyskawicy. Kątem oka zauważył, że uratował go Aries - stalowoszary android.

Pocisk trafił w Ariesa, rozrywając go dosłownie na strzępy. Fala ki była tak potężna, że większość ciała androida stopiła do postaci płynnego metalu. Vegeta nie miałby szans jej przeżyć.

Książę Saiyanów bezwładnie upadł na ziemię przez chwilę nie mając nawet siły na to, żeby się podnieść. Musiał wstać, ofiara androida odwlekła jego śmierć tylko na moment.

Nagle bliźniaczka w niebieskim stroju trafiona została pociskiem ki, co odrzuciło ją o kilka metrów. Strzelała Gemini, przełożona Ariesa.

- No co, Umierające Gwiazdy? Boicie się przyjąć małego wyzwania od Zeta? Co powiecie na walkę dwie na jedną?

- To będzie twoja ostatnia walka, androidko!

- Jeszcze zobaczymy!

Gemini wystartowała z dużą prędkością, najwyraźniej chcąc odciągnąć bliźniaczki od Vegety, skutecznie, gdyż obie poleciały za nią.

- Głupie androidy - powiedział słabo Vegeta. - Głupie kupy złomu! Jestem Vegeta! Sam sobie poradzę!

Książe Saiyanów po chwili poczuł się trochę lepiej i wstał. Strzelił na próbę ki-blastem w jakąś skałę, niszcząc ją doszczętnie.

- Chyba wszystko wróciło do normy... - Vegeta spróbował przyjąć postać SSJ, co mu się nie udało. - No, prawie wszystko.

Książę Saiyanów uniósł się w górę zastanawiając się czy gonić przeciwniczki i Gemini, kiedy poczuł dużą ki zbliżającą się w jego stronę.

Kilka chwil później Vegeta stanął twarzą w twarz z ubranym w standardowy, choć nieco sfatygowany saiyański pancerz, Saiyanem o posturze Raditza i włosach sterczących do tyłu. Co najbardziej zdziwiło Vegetę miał on ogon, który kiwał się na boki gdy dwaj mężczyźni stali tak w powietrzu naprzeciw siebie.

- Kim jesteś? - zapytał Vegeta.

- Właśnie o to samo chciałem zapytać - odpowiedział jego przeciwnik uśmiechając się charakterystycznie, przez moment Vegecie wydawało się, że patrzy w lustro. - Zgaduję, że jesteś jednym z tych ziemskich Saiyanów. - powiedział przybysz.

- Nie "jednym z" tylko najsilniejszym.

- Ach tak?

- Mam ci to udowodnić?

- O niczym innym nie marzę.

Saiyani zmierzyli się wzrokiem z nienawiścią. Nie wiedzieć czemu obaj kiedy tylko się spotkali poczuli, że w kosmosie nie starczy miejsca dla ich obu. Jeden z nich musiał zginąć.

Koniec rozdziału dziesiątego.

Rozdział XI - Powrót Son Goku

- Zapraszam na matę panów Buu i Cinna - powiedział Mr Hahn.

Buu bez zwłoki poszedł na matę, nieduży wojownik poszedł za nim.

- Powodzenia, Cinna! - krzyknął do białowłosego jego wysoki i chudy towarzysz.

- Powodzenie mu się przyda, jeśli chce walczyć z Buu - uśmiechnął się Goten.

- Tak, he he - potwierdził Trunks. - Biedaczek nie wie na kogo się rzuca.

- Gdybym tylko użył czterokrotnego, nie pięciokrotnego Kaioken... - Uubu nadal nie był w stanie pogodzić się z porażką.

- Przestałbyś już. Pociesz się, że żaden z nas nie wygrałby ani z tobą ani z Piccolo - powiedział Goten.

- Jestem za słaby. Goku mówił, że mam zostać obrońcą Ziemi, ale jak mam to zrobić, skoro taki ze mnie cienias?

Piccolo odchrząknął.

- Nie miałem nic złego na myśli, Piccolo! - zapewnił go natychmiast Uubu.

Vegeta rzucił się na przeciwnika, fatalnie pudłując, najwyraźniej nadal nie odzyskał wszystkich sił. Saiyan z ogonem skontrował, uderzając księcia w brzuch i poprawiając kopnięciem w podbródek. Ziemski wojownik z trudem wyhamował, tylko po to, żeby oberwać pięścią centralnie w twarz.

- Nie masz ze mną szans! - krzyknął nieznajomy. - Jestem najsilniejszym Saiyanem w kosmosie!

- Jeszcze zobaczymy! - powiedział Vegeta koncentrując ki i wyrzucając nagle z siebie dziesiątki małych pocisków, jeden za drugim. Książę był mistrzem Renzoku Energy Dan, więc były one naprawdę szybkie i celne. Seria ki-blastów przyblokowała ogoniastego w miejscu, a kiedy książę zakończył ją jednym większym pociskiem, jego przeciwnika odrzuciło do tyłu.

Wyhamował jednak szybko.

- Efektowne, ale niezbyt efektywne - rzucił pogardliwie. - Patrz na to! KAIJIN BALL!!! - Pocisk niemal bliźniaczo podobny do Big Bang Attack, tyle że czerwony, trafił Vegetę wywołując ogromną eksplozję w kształcie idealnej, ognistej kuli. Książę Saiyanów zdążył tylko w ostatniej chwili zablokować atak rękami, co jak się domyślił, niewiele mogło mu pomóc.

Zawodnicy stanęli na macie. Niski, bo mierzący zaledwie z metr czterdzieści Cinna i całkiem spory, różowy Buu. Oczywiście pojawienie się na macie "najlepszego ucznia Mr Satana" wywołało ogromne owacje i wiwaty na widowni. Grubasek radośnie pomachał swoim wielbicielom, w tym szczególnie małej Pan, która wprost go uwielbiała.

- Powodzenia, wujku Buu! - krzyczała na całe gardło.

- Buu wygra, nie martw się - uspokoił ją różowy demon.

"Jaki pewny siebie" - pomyślał jego przeciwnik.

Rozległ się gong. Żaden z przeciwników nie kwapił się do ataku.

- Hmm - zaczął wreszcie Cinna swym aksamitnym głosem - skoro jesteś takim grubasem, to na pewno musisz być potwornie ciężki. Tak, na pewno jesteś baaardzo cięęężki.

- Możesz sobie darować - powiedział bezpretensjonalnie Buu. - Twój magiczny głos nie działa na Buu.

- Hę?

- Twój magiczny głos jest bardzo silny, ale nie zadziała na Buu. Buu jest odporny na takie rzeczy.

- W takim razie będę musiał załatwić cię tradycyjnymi metodami! - krzyknął karzełek, rzucając się na przeciwnika. Białowłosy kurdupel zaczął okładać demona ze wszystkich stron pięściami i nogami, co oczywiście nie wywarło na różowym żadnego wrażenia. Sam Cinna zadyszał się po chwili.

- Twardziel z ciebie - powiedział z trudem. - Ale zobaczymy co powiesz na to!

Skoncentrował ki, chcąc strzelić w Buu pociskiem, jednak poza małym błyskiem nic nie osiągnął, ze zmęczenia nie był w stanie nawet wytworzyć ki-blasta. - Tylko chwilę odsapnę i zaraz cię załatwię - zagroził, łapiąc oddech.

W tym momencie Buu zniknął, pojawiając się tuż przed przeciwnikiem i jednym ciosem otwartej dłoni w twarz zrzucił go z maty. Sekundy później Mr Hahn ogłosił go zwycięzcą i różowy demon zszedł z pola walki z wiwatami i oklaskami w tle. Cinna, przy pomocy dwóch sanitariuszy i swego przyjaciela Blanka, podniósł się w końcu.

- Mamusiu... gdzie ja jestem?

- Cinna, żyjesz? - zapytał jego wysoki towarzysz poważnie.

- Na pomoc... moja głowa...

- Nic mu nie będzie - zapewnił jeden z sanitariuszy. - Buu na pewno osłabił cios, żeby nie zrobić mu krzywdy.

"Osłabił?" - zastanowił się Blank. - "Jakie potwory żyją na tej planecie? Ot tak załatwili Marcusa... a Cinna padł po jednym ciosie."

Dym wywołany eksplozją Kaijin Ball rozwiał się, ukazując nieco osmalonego, ale żywego Vegetę. Najwyraźniej moc saiyańskiego księcia wróciła już całkowicie.

Uśmiechnął się złośliwie, uświadamiając to sobie.

- Teraz pokażę ci na co naprawdę mnie stać! - zacisnął pięść, nagle wyrzucając przed siebie lewą dłoń. - BIG BANG ATTACK!

Biaława kula ki poleciała w stronę ogoniastego Saiyana, który w ostatniej chwili uchylił się. Vegeta przewidział to i zaatakował, wbijając przeciwnikowi kolano w podbrzusze. Ogoniasty charknął, a uderzony od góry poleciał bezwładnie w dół, wbijając się w ziemię i wzbijając chmurę pyłu. Po chwili wygrzebał się i wstał.

- Teraz mnie naprawdę wkurzyłeś!!! - krzyknął wściekle. - A nikt nie wkurza Saladina bezkarnie! - Saiyan wyciągnął przed siebie obie ręce. - SHENKIDAN!!! - krzyknął, a z jego dłoni wystrzelił potężny ciemnopomarańczowy strumień ki.

- Nic z tego! FINAL FLASH!! - Vegeta skontrował swoim najpotężniejszym atakiem.

Fale ki zderzyły się i przez moment trwały w równowadze, Vegeta skoncentrował się do granic, niestety nadal nie mógł osiągnąć formy Super-Saiyana i dysponował tylko siłami swej "zwykłej" postaci. Jego przeciwnik także włożył w ten atak całą moc. Przez chwilę, która wydawała się wiecznością trwali tak, niczym zawieszeni w czasie i przestrzeni. Dwie energie ścierały się, nie ustępując choćby na milimetr, zupełnie jakby od wyniku tego starcia zależała przyszłość wszechświata. Wtedy to Vegeta uzyskał przewagę, Final Flash przekroczył granicę równowagi i likwidując po drodze Shenkidan trafił Saladina wywołując ogromną eksplozję i grzyb niczym przy wybuchu bomby atomowej.

- Zapraszam na matę panów Satana i Edge'a - powiedział Mr Hahn.

Mistrz był przerażony, chociaż oczywiście starał się tego nie okazać robiąc dobrą minę do złej gry. Ze strachu nie mógł jednak postąpić choćby kroku.

- Mr Satan musi iść na matę - powiedział cicho Buu. - Ludzie czekają.

- On mnie zmasakruje! - wykrzyczał ojciec Videl szeptem.

- Mr Satan nie musi się bać, Mr Satan musi wyjść na matę, a Buu załatwi resztę.

Łzy wzruszenia pojawiły się w oczach Mistrza, rzucił się różowemu demonowi na szyję.

- Naprawdę zrobisz to? Pomożesz mi?

- Buu go sparaliżuje, a Mr Satan wyrzuci go z maty i wszystko będzie w porządku.

Satan, nadal ze łzami w oczach, postąpił w kierunku wyjścia. Kiedy tylko przekroczył próg poczekalni i znalazł się na widoku ludzi przeszedł jakby metamorfozę. Znowu był ulubieńcem tłumów, mistrzem Tenkaichi Budokai, pogromcą Cella i zbawcą ludzkości. W jego oczach widniało zwycięstwo, a w postawie godność prawdziwego czempiona. Przy dźwiękach owacji, wiwatów i skandowania "Satan! Satan!" wkroczył na matę, pozdrawiając wszystkich słynnym "gestem mistrza".

Za nim, bez słowa, wkroczył na matę Edge, ponury niebieskoskóry olbrzym z zieloną fryzurą "na punka". Satanowi zrzedła trochę mina, jednak tylko na moment, gdyż zobaczył, że Buu ląduje na dachu głównego budynku turnieju - sprawy były w dobrych rękach.

- W kolejnej walce zmierzą się, debiutant na Tenkaichi Budokai, zawodnik Edge oraz ten, którego wszyscy znamy i kochamy! Sam mistrz we własnej osobie! Jedyny, Niepokonany i Niepowtarzalny Czempion Ludzkości, MIIIIIISTEEEEEER SAAAATAAAAAN!!!!! - wydarł się na cały głos Mr Hahn, wzbudzając jeszcze żywsze owacje publiczności.

"Ten chłopiec wie, jak zapowiedzieć mistrza" - wzruszył się ojciec Videl. - "Dobrze, że kazałem go zatrudnić. Nawet bardzo dobrze, gdyby nie ja pewnie skończyłby jako DJ w jakimś podrzędnym zespole..."

Rozległ się gong oznaczający początek walki. Mr Satan przyjął pozycję bojową.

Vegeta wylądował na krawędzi krateru, który powstał po jego ataku. Na środku leżał jego przeciwnik, próbując wstać. Vegeta podszedł do niego i chwycił za resztki zbroi na klatce piersiowej, miażdżąc je i podnosząc sporo wyższego od siebie przeciwnika na poziom swej głowy.

- Nic... z tego... nie rozumiem... smok mówił... że będę najsilniejszym Saiyanem... - powiedział z trudem Saladin.

Vegeta popatrzył na niego z politowaniem.

- Poprosiłeś Boskiego Smoka o coś takiego? Jesteś naprawdę żałosny. Próbuję doścignąć Kakarotto od lat, ale nigdy bym się do tego nie zniżył... Z tym większą przyjemnością cię zabiję.

Włosy księcia Saiyanów przybrały złotą barwę, a oczy zmieniły kolor na morską zieleń - Vegeta czuł, że teraz naprawdę jest w formie.

- Teraz... wszystko... rozumiem... - wydyszał Saladin. - Jesteś... tym legendarnym Super-Saiyanem.

- Dokładnie tak - powiedział Vegeta, koncentrując w dłoni ładunek ki. - Powiedz ładnie "dobranoc".

W tym momencie usłyszał znajomy dźwięk, odgłos teleportacji za pomocą techniki Shunkanido. Odwrócił się i dokładnie tak jak się spodziewał ujrzał przed sobą twarz Goku. Za nim jednak, czego już książę nie oczekiwał, stał nikt inny jak sam król Vegeta, jego ojciec. Vegeta na moment osłupiał.

- O... ojcze... - powiedział słabo Saladin. - A więc to prawda, ożyłeś...

Koniec rozdziału jedenastego.

Rozdział XII - Gotenks

W biurze Enmy panowało ogromne zamieszanie, niebieskie diabliki przedzierały się przez stosy dusz, których kolejka była na tyle duża, że praktycznie nie mieściła się na zewnątrz. Enma, pośród stosu ogromnych ksiąg starał się wprowadzić trochę porządku co jednak nie wychodziło mu specjalnie dobrze.

- Imię... - powiedział łamiącym się głosem władca Zaświatów.

Jedna z dusz od dłuższej chwili podskakiwała starając się zwrócić na siebie uwagę Enmy.

- Enma! Tutaj! Tutaj!

- Do kolejki!!! - ryknął Enma.

- Enma! To ja, Gohan! Syn Goku!

- Syn Goku? Tego Goku? - zapytał zdziwiony Enma. - Co ty tu robisz?

- Zaraz ci opowiem, ale przywróć mi najpierw ciało, bo strasznie się głupio czuję jako chmurka.

Enma machnął ręką i na miejscu białawego obłoczka stanął Son Gohan w okularach, absolutnie nieuszkodzonym garniturze oraz, oczywiście, z aureolą nad głową.

- Hej, a co ze mną...? - nieśmiało zapytała dusza, którą Enma pytał o imię przed pojawieniem się Gohana.

- ZARAZ!!!

- Co tu się dzieje? - zapytał Gohan. - Skąd tu tyle nie obsłużonych dusz?

- Dobrze, że jesteś... to znaczy... źle, że tu trafiłeś, ale to dobry zbieg okoliczności... eee... Chodź na zaplecze, tam ci wszystko wytłumaczymy. Enma, ruszył na tyły budynku, zostawiając na biurku notkę "przerwa", czym wywołał oburzenie wśród stojącego w kolejce tłumu chmurek.

Na zapleczu, przy stole i przed małym telewizorem w którym akurat leciała transmisja z Tenkaichi Budokai siedzieli już Rou-Kaioshin oraz czterech Kaio.

- Toż to Son Gohan! - powiedział Rou-Kaioshin.

- Son Gohan? Rzeczywiście!

- Cieszę się, że cię widzę! - powiedział Północny Kaio. - To znaczy, oczywiście, przykro mi, że nie żyjesz, ale...

- Rozumiem - powiedział pojednawczo Gohan. - Powiedzcie co się dzieje.

- Widzisz, mamy straszne zamieszanie w piekle - zaczął Rou Kaioshin. - Tak duże, że musieliśmy je całkowicie zamknąć.

- Nie mogę przecież odsyłać wszystkich do nieba! - powiedział Enma. - Dlatego większość dusz zostaje tutaj.

- Wysłaliśmy Paikuhana, żeby sprawdził co się dzieje - zaczął Zachodni Kaio. - Ale nie wrócił.

- Rozumiem i chcecie, żebym ja tam poszedł? - zapytał Gohan.

Wszyscy energicznie pokiwali głowami.

- Zgoda, ale później mnie wysłuchacie. Na Ziemi dzieje się coś niedobrego.

- Co masz na myśli? - zapytał Północny Kaio zerkając w telewizor.

- A jak myślisz, Kaio? Przecież nie zginąłem w wypadku samochodowym!

- Rzeczywiście, ale opowiesz nam to później, czas nas nagli!

I w ten oto sposób, Gohan po śmierci trafił do piekła.

- Z pewnością masz pietra stając przed wielkim mistrzem Satanem - powiedział Satan, wskazując swego przeciwnika palcem. - To musi dla ciebie być nie lada przeżycie i zaszczyt.

Edge nie odpowiedział, nadal ponuro wpatrując się w przeciwnika.

"Nie rusza się" - powiedział Satan. - "A więc Buu już go unieruchomił swoją mocą".

- UUUUU!!! AAAAA!!! - Mr Satan zaczął "koncentrację". - Teraz pokażę ci prawdziwą siłę mistrza. Nigdy nie przegrałem żadnej walki.

Edge znowu nie odpowiedział, co Mr Satan wziął za zachętę do ataku. Mistrz rozpędził się, dobiegł do przeciwnika i uderzył go kilkukrotnie. Całkowicie bez skutku.

Nie tracąc rezonu Satan chwycił wroga za prawą rękę, chcąc przerzucić go niczym w judo. Edge jednak nawet nie drgnął.

Mr Satan odskoczył zaskoczony, jego przeciwnik natomiast w tym samym momencie odwrócił głowę w prawo, w stronę głównego budynku turnieju, w stronę siedzącego na jego dachu Buu.

- Przeklęty oszust! - powiedział głośno i wyraźnie, choć bardzo ochrypłym głosem Edge, jednocześnie wyciągając rękę w stronę różowego demona.

Następna chwila działa się jakby w zwolnionym tempie. Zielonowłosy wojownik niedbale wystrzelił z dłoni silny strumień ki, który z ogromną szybkością poleciał w stronę Buu i przebił go na wylot, zostawiając w różowym ciele sporą dziurę. Buu spadł z dachu turniejowego budynku. Wszyscy, bez wyjątku, zamarli.

- Coś ty powiedział? - zapytał Vegeta swego przeciwnika. - Jak to "ojcze"?

- Saladin jest moim drugim synem - odpowiedział król Vegeta. - Później ci to wyjaśnimy, Vegeta, teraz nie ma czasu.

Vegeta odrzucił półprzytomnego Saladina gdzieś na bok.

- Nic mnie to nie obchodzi - książę Saiyanów obrócił się w stronę Goku. - Nareszcie się pojawiłeś, Kakarotto. Czekałem na ciebie.

- Vegeta, wysłuchaj nas, musimy...

- Nie! To ty mnie wysłuchaj, Kakarotto! Nie będziesz mi już mówił co mam robić! Odkryłem źródło twojej mocy! Jestem od ciebie silniejszy i zaraz ci to udowodnię.

- O czym ty mówisz? - zapytał Goku.

- Nie zgrywaj durnia!! Dobrze wiesz o czym mówię.

- Vegeta, nie mamy czasu na...

Vegeta zaatakował uderzając Goku prawym sierpowym w twarz, syn Bardocka poleciał do tyłu, uderzając o jakąś skałę.

- Vegeta! - podniósł głos król Vegeta. - Natychmiast przestań!

Vegeta zignorował go, idąc w stronę leżącego na ziemi Goku, który po chwili zaczął się podnosić.

- Vegeta... - powiedział Goku. - Nie chcę z tobą walczyć.

- To bardzo niedobrze... - uśmiechnął się złośliwie Vegeta, wyciągając dłoń w stronę swego największego rywala - ...dla ciebie.

Książę wystrzelił pocisk ki, Goku podskoczył, unikając, i w powietrzu przyjął postać SSJ. W tym momencie Vegeta odbił się od ziemi, błyskawicznie znajdując się przy swym przeciwniku i kopiąc go prosto w twarz. Goku uderzył w ziemię wzbijając tumany kurzu.

- Vegeta! - krzyknął ojciec księcia. - Rozkazuję ci!

- Nie możecie mi rozkazywać!! - krzyknął Vegeta, wokół niego pojawiła się aura ki. - Jestem Vegeta, najpotężniejszy z Saiyanów!! - książę nagle uwolnił swoją ki, na jego ciele pojawiły się wyładowania elektryczne, a włosy stały bardziej spiczaste. Przeszedł w drugą formę Super-Saiyana.

- Dobrze - powiedział cicho, ale wyraźnie Goku, unosząc się powoli w powietrze. - Skoro tak bardzo tego chcesz, pokonam cię. Królu, zabierz stąd Saladina, proszę.

Król Vegeta skinął głową, podchodząc do ogoniastego Saiyana.

- AAAAAAAAAAAA!!!!!!! - krzyknął Goku, koncentrując ki. Przez moment nic się nie działo, ale po chwili ziemia zaczęła lekko drżeć i potężna fala energii, uderzyła od strony syna Bardocka, jego włosy wydłużyły się, a ciało pokryło błyskawicami. - Goku przemienił się w SSJ3.

- Nie wolno atakować zawodników, którzy nie biorą udziału w walce - powiedział Mr Hahn podchodząc do Edge'a. - Bardzo mi przykro, ale jestem zmuszony pana zdyskwalifikować.

Edge strzelił w niego ki-blastem. Gdyby nie szybka reakcja Uubu, który przytomnie zabrał Hahna z linii strzału, kariera nowego komentatora-sędziego w tym miejscu by się zakończyła.

- D... dziękuję - wyjąkał Mr Hahn.

- Dość tej głupiej zabawy!!! - wrzasnął Edge swym ochrypłym głosem. - Zaraz wszystkich was pozabijam i udowodnię kto jest "najlepszy pod słońcem".

- Musimy go stąd odciągnąć! - krzyknął Piccolo. - Będzie za dużo ofiar.

- Ale jak? - zapytał Goten.

W tym momencie do akcji wkroczył Cinna, podlatując do Edge'a.

- Hej ty! Wielki głupku!! Leć za mną, jeśli nadążysz!!!

Cinna wystartował gdzieś w dal, a Edge, o dziwo, poleciał za nim.

- Cinna! - krzyknął Blank, ruszając za swym niskim przyjacielem. - Przecież on pokonał nawet Marcusa, zmasakruje cię!

- Za nimi! - krzyknął Piccolo, także startując.

Uubu i dwaj półsaiyani spojrzeli po sobie nawzajem, wzruszyli ramionami i podążyli za Nameczaninem. Przez chwilę panowała cisza.

- Hmm - powiedział w końcu Mr Hahn, spoglądając na listę zawodników. - O ile się nie mylę, turniej opuścili wszyscy zawodnicy poza... Mr Buu i Mr Satanem. - Buu oczywiście był już na nogach, gdyż bez trudu zregenerował ranę zadaną mu przez Edge'a. - PAAAANIEEE I PAAAANOOOOWIEEEE!!! Ogłaszam, że z powodu kłopotów technicznych musimy odwołać większość walk. Zapraszam teraz państwa na finał, w którym zmierzą się MIIIISTEEEER SAAATAAAN oraz jego najlepszy uczeń, czyli sam BUU!!!!!

Publice nic więcej nie było potrzebne do szczęścia. Owacje były ogromne, ta walka już była hitem 29-ego Tenkaichi Budokai, chociaż jeszcze nawet się nie zaczęła.

Piccolo i jego młodzi przyjaciele dogonili Edge'a i dwójkę tajemniczych białowłosych wojowników, Cinna i Blanka kilka kilometrów od miasta. Cała czwórka rzuciła się na niebioskoskórego olbrzyma, on jednak roztrącił ich niczym kręgle.

- KAMEHAMEHA!! - krzyknął Uubu, strzelając przeciwnikowi w twarz przy minimalnej odległości, fala ki nie spowolniła Edge'a nawet na chwilę, przeleciał on, jakby w ogóle jej nie zauważył i trafił Uubu prosto w twarz, wbijając czarnoskórego wojownika w jakąś skałę.

Goten i Trunks, jak na komendę, przyjęli postać SSJ i jednocześnie zaatakowali, bombardując wroga serią pocisków ki. On jednak i tego niemal nie zauważył, uśmiechając się tylko triumfalnie.

- Niedobrze - powiedział Trunks.

- MAKANKOSAPPO!!! - rozległ się krzyk Piccolo. Świder ki przeszył powietrze, trafiając Edge'a centralnie w plecy. Olbrzym krzyknął z bólu.

- Tak! - krzyknął radośnie Goten. - Załatwił go!

Edge jednak wcale nie był martwy, przeciwnie, atak Piccolo osmalił mu tylko plecy, w ogóle nie raniąc olbrzymiego wojownika.

- Śmiałeś zadać mi ból - powiedział Edge do Piccolo. - Zapłacisz mi za to stukrotnie.

"Wygląda na to, że nie mamy szans" - pomyślał trzeźwo Piccolo. - "Ledwie udało mi się go drasnąć".

- Musimy tu sprowadzić Vegetę albo Gohana! - krzyknął Piccolo. - Sami sobie nie poradzimy!

- Wręcz przeciwnie - powiedział Uubu. - Nie potrzebujemy niczyjej pomocy!

- Co masz na myśli? - zapytał Trunks.

- Do tej pory to zawsze Goku, Vegeta albo Gohan ratowali Ziemię. Jestem za tym, żeby udowodnić im, że my także jesteśmy prawdziwymi wojownikami.

- Tak! - podchwycił Goten. - Co takiego potrafią oni, czego nie potrafimy my?

- To nie jest dobry po... - zaczął Piccolo, ale nie zdążył dokończyć, gdyż przerwał mu Uubu.

- W takim razie ja go zatrzymam na chwilę, a wy w tym czasie stwórzcie Gotenksa!

- Dobra!

- PIĘCIOKROTNY MEGA KAIOKEN!!!! - krzyknął Uubu, atakując z ogromną prędkością. Najpierw kopnął celując w głowę, następnie uderzył w podbródek a zakończył ciosem pięścią od góry.

Wszystkie te ciosy Edge bez problemu zablokował.

- Nie bądź śmieszny, nie masz szans - powiedział Edge, strzelając przeciwnikowi w twarz pociskiem ki. Uubu odleciał na sporą odległość i ponownie zderzył się z jakąś skałą. Jego atak odniósł jednak pożądany skutek, dał Gotenowi i Trunksowi chwilę czasu.

- FU-SION! - dwaj półsaiyani zakończyli taniec fuzji. - HA! - Nastąpiła eksplozja światła i po momencie w miejscu, które przed momentem zajmowali synowie Goku i Vegety stała całkiem nowa postać...

Fuzja była całkowicie udana. Gotenks jednakże różnił się nieco od tego, którego do tej pory tworzyli Goten i Trunks, był oczywiście starszy, miał też dłuższe włosy.

- IIIIIHAAAA!!!! - krzyknął. - Gotenks powrócił!! Nie wiem z kim mam walczyć, ale współczuję mu! Rozpiera mnie energia i hormony, a to oznacza, że ci źli mają przerąbane!!

Koniec rozdziału dwunastego.

Rozdział XIII - Brolly

Gohan ostrożnie wkroczył na teren piekła. Starając się pozostać niezauważonym skoncentrował się i sprawdził czy w okolicy nie wyczuje ki Paikuhana. Nigdzie jej nie było, ale Gohan wyczuł skupisko dużych ki i podążył w jego kierunku.

Widok jaki ukazał się jego oczom nie należał do codziennych. Gohan ujrzał drużynę Bojacka (wszyscy z aureolkami), która zabawiała się w coś w rodzaju siatkówki. Z tymi małymi jednak różnicami, że siatki nie było, grajacy używali swobodnie zarówno rąk jak i nóg, a za piłkę służył... King Cold (także z aureolką), ojciec Freezera. Sam Bojack nie brał udziału w zabawie, stojąc obok i obserwując sytuację z uśmieszkiem.

- Odbij to! - krzyknął Bujin, mały niebieski stworek w turbanie, ścinając King Coldem w kierunku Zangyi.

- Prościzna! - Zangya z półobrotu odkopnęła niedawnego władcę galaktyki, który poleciał w stronę Bido.

- AAAA!!! Na pomoc! - krzyknął King Cold.

Bido uderzył od góry i King Cold wbił się w podłoże wzbijając chmurę pyłu. Gohan nagle poczuł jeszcze dwie ki zbliżające się bardzo szybko. Na wszelki wypadek postanowił pozostać niezauważonym.

Moment później na miejscu zjawili się Freezer i Cooler, synowie King Colda, także z obowiązkowymi aureolkami.

- Ty, patrz, znowu biją ojca! - rzucił Freezer.

- Widzę - chłodno odpowiedział Cooler.

- Hej! Patałachy! - krzyknął Freezer do niebieskich kosmitów-piratów. - Natychmiast przestańcie i wynoście się.

"Co oni wyprawiają?" - pomyślał Gohan. - "Przecież nie mają szans z Bojackiem."

Drużyna Bojacka nie zareagowała na nawoływania.

- Dość tego! - powiedział wściekle Freezer. - Braciszku, gotów?

- Gotów!

Dwaj zmiennokształtni stanęli na podłożu w odległości kilku kroków od siebie.

- FU-SION-HA!! - powiedzieli jednocześnie, wykonując znane już Gohanowi kroki i gesty.

Kiedy palce Freezy i Cooli złączyły się nastąpiła eksplozja światła. Tym razem drużyna Bojacka nie pozostała już obojętna, wszyscy jednocześnie odwrócili się w stronę braci. Było to pechowe dla King Colda, który uderzony przez Gokuę przeleciał tuż nad Zangyą i znów uderzył w podłoże.

- O, nie... - Bujin uderzył się w czoło.

- Tylko nie to... - stwierdził Gokua.

- To znowu on - powiedziała Zangya.

- Tak, to on, to Frost - dokończył Bido, kiedy światło zniknęło i na miejscu Freezera i Coolera pojawiła się nowa postać. Był to zmiennokształtny o srebrnej skórze i tego samego koloru oczach, na ustach miał wyjątkowo paskudny uśmiech.

Gotenks nie wiadomo skąd wyciągnął lusterko i przejrzał się w nim.

- Hmm.... Czy ja jestem w SSJ3? - powiedział do siebie. - Niemożliwe. Mam przecież brwi.

- Gotenks! - krzyknął Piccolo. - Liczymy na ciebie!

Gotenks powrócił do rzeczywistości i rozejrzał się zawiedzionym wzrokiem.

- Kurde, żadnej publiki? Absolutnie nikt nie zobaczy jak się rozprawiam z tym cieniasem?

- Co za różnica? Walcz!

- Spadaj! Bez publiki nie walczę!

- Co?

- Słyszałeś! Chcę, żeby mój kunszt i umiejętności zostały odpowiednio docenione!

Stojący obok Edge wyglądał jakby zaczynał powoli tracić cierpliwość.

- Ja i Uubu będziemy widzieć jak walczysz! - powiedział Piccolo.

- Też mi coś...

- Są jeszcze ci dwaj białowłosi! - krzyknął Uubu wskazując na Cinna i Blanka, którzy od dłuższej chwili z zaciekawieniem przypatrywali się całej scenie.

- Nadal za mało!

Niestety dla Gotenksa jego potencjalny przeciwnik nie okazał odpowiedniej tolerancji na jego niechęć do walki i z przytłumionym warknięciem trafił go ki-blastem w twarz. Półsaiyan uderzył w jakąś skałę z impetem. Wstał po chwili, trzymając się centralnie za nos.

- Uszkodziłeś moją cenną twarz! - wrzasnął Gotenks, unosząc się ponownie w powietrze. - Zapłacisz mi za to! - Skoncentrował ki w obu dłoniach. - SHINE SHINE MISSILE!!!

Półsaiyan zaczął wystrzeliwać z rąk dziesiątki i setki małych pocisków ki, które z mniejszą lub większą celnością poleciały w stronę Edge'a wywołując sporą eksplozję w miejscu, w którym tamten unosił się w powietrzu. Po chwili z chmury dymu wyleciał zupełnie nieuszkodzony Edge i z główki staranował Gotenksa, ponownie trafiając go w nos. Długowłosy Saiyan ponownie zarył w tę samą skałę, jednak już po momencie wyleciał z niej wściekle wymachując rękami i nogami, miał lekki krwotok z nosa.

- AŁA!!! - wrzasnął wściekle. - Teraz naprawdę mnie wkurzyłeś!!! Zaraz zrozumiesz, co to znaczy wkurzyć Gotenksa!!! Pożałujesz, że się urodziłeś!!! UUUUUUAAAAAAAA!!!!!! - Gotenks skoncentrował energię, uderzyła od niego fala ki, tak silna, że w ziemi pod nim zrobił się lej. Całe ciało półsaiyana pokryło się wyładowaniami elektrycznymi, a jego brwi zniknęły. Największa jednak zmiana dotyczyła fryzury. Gotenks nie miał już po prostu długich włosów, na jego głowie i plecach była cała burza złotych i spiczastych włosów tak obfita, że dla widzącego go od frontu Edge'a Gotenks wyglądał jakby wisiał w powietrzu na tle złotego dywanu.

- WOW! Ale jazda!! - podniecił się Gotenks. - Teraz to masz brachu przesrane! Uubu!

- Tak?

- Co ty na to, żeby pokazać mu prawdziwą potęgę młodości?

Uubu uśmiechnął się, gotów do walki.

- Jestem za.

Goku zmierzył Vegetę zimnym wzrokiem, wzrokiem, który zwykle mroził krew w żyłach przeciwnikom mającym nieszczęście mierzyć się z Super-Saiyanem trzeciego stopnia. Vegeta jednak nie tylko nie okazał strachu, ale nadal wpatrywał się w przeciwnika z bezczelnym uśmieszkiem na ustach. Po chwili zaatakował, podlatując i uderzając prawym sierpowym, Goku zablokował przedramieniem i uderzył prawym prostym przed którym Vegeta uchylił się kopiąc jednocześnie kolanem. Goku uniknął robiąc salto w powietrzu i kopnął z półobrotu, co z kolei spotkało się z blokiem Vegety. Goku strzelił z lewej pociskiem ki, trafiając Vegetę w głowę. Książę Saiyanów stracił równowagę i zaczął spadać. Trwało to jednak tylko moment, po którym Vegeta wyhamował i strzelił większym ki-blastem z obu rąk. Goku, odrzucony na kilka metrów stracił na moment orientację i to wystarczyło by Vegeta zyskał przewagę. Podleciał do swego największego rywala uderzając go prawym hakiem w podbródek, poprawiając z lewej w brzuch i kończąc kopniakiem z półobrotu. Goku poleciał po paraboli i uderzył o podłoże, podnosząc się po chwili.

- No co? - zapytał Vegeta z uśmieszkiem. - Nie zaatakujesz Kamehamehą? Znowu obchodzisz się ze mną jak z jajkiem, zupełnie jak wtedy, gdy byłem Majin Vegetą dwanaście lat temu. - Vegeta przestał się uśmiechać. - Nie tym razem!! BIG BANG ATTACK!!!

Pocisk ki poleciał w kierunku Goku trafiając go i wywołując sporą eksplozję, kiedy kurz opadł i Goku znów był widoczny, na jego ciele widać było już wiele małych ran, oparzelin i zadrapań. Sytuacja nie wyglądała dobrze.

- Masz, zjedz to - powiedział król Vegeta, wkładając Saladinowi do ust małe ziarenko fasoli. - Przywróci ci siły.

Saladin przełknął senzu i błyskawicznie wstał. Był absolutnie zdrowy.

- Niesamowite! - powiedział. - Czuję się jak nowo narodzony! Co mi dałeś?

- To Senzu, magiczna fasolka z Ziemi. Dał mi ją Son Goku.

Saladin spojrzał w kierunku Vegety i Goku.

- Ci Saiyani są dużo silniejsi niż się tego spodziewałem... To niesamowite! - krzyknął nagle. - Son Goku też jest legendarnym Super-Saiyanem!!

- Mają ich więcej. To długa historia, opowiem ci później. Mamy misję do spełnienia, niestety mojego drugiego syna coś opętało i dopóki go nie powstrzymamy nie ruszymy dalej.

- Ja go załatwię - powiedział Saladin. - Zapłaci mi za to, co mi zrobił. - Zanim jednak wystartował powstrzymał go głos króla:

- Stój! My jesteśmy za słabi! Musimy to zostawić Son Goku.

- Z tego co widzę nie idzie mu najlepiej.

Frost wkroczył do akcji, wpadając w oddział Bojacka jak nóż w masło. Bujin i Gokua nie byli w stanie nawet zareagować na ciosy zmiennokształtnego. Zangya oberwała raz i poleciała gdzieś niekontrolowanym lotem. Najsilniejszy z drużyny, Bido, zdołał zablokować zaledwie jeden cios niezwykle silnego changelinga zanim także padł. W tym momencie do akcji wkroczył Bojack.

Gohan już na pierwszy rzut oka zorientował się, że tym razem Frost nie będzie miał lekkiej przeprawy. No i rzeczywiście, Bojack odparował pierwszy cios i skontrował, posyłając Frosta w kierunku podłoża i strzelając na dokładkę ki-blastem. Frost na pełnej prędkosci wyleciał z wywołanej nim eksplozji i uderzył Bojacka pięścią prosto w podbródek, co wybiło niebieskoskóremu kosmicie kilka zębów. Frost uniósł się w górę unosząc rękę z wyciągniętym w górę palcem wskazującym.

- DEATH BALL!!

Na końcu palca changelinga pojawiła się mała kulka ki, która błyskawicznie powiększyła się do rozmiarów bloku mieszkalnego, Frost rzucił pociskiem w Bojacka. Death Ball eksplodował rozwalając znaczny fragment okolicy. Kiedy pył, kurz i dym opadł poraniony Bojack wygrzebał się z krateru wściekłym wzrokiem spoglądając na Frosta.

- Tym razem przegiąłeś Frost! Taka eksplozja sprowadzi Sam-Wiesz-Kogo!

Frost zrobił takie oczy jakby zobaczył co najmniej SSJ Goku we własnej osobie.

- Nie! Tylko nie on!!

Gohan nie bardzo rozumiał o kim mówią Frost i Bojack, kiedy nagle poczuł ogromną ki zbliżającą się w jego stronę. Gohan znał tę ki, czuł ją już kiedyś i wiedział do kogo należy.

Brolly.

Legendarny Super-Saiyan, już w formie SSJ pojawił się nagle tuż przy Froscie, chwytając zmiennokształtnego za szyję i jednym ki-blastem pozbawiajac go przytomności i dalszej chęci do walki. Bezwładne, poparzone ciało opadło na podłoże. Bojack i jego grupa, niewiele myśląc, pouciekali w różne strony piekła.

Gohan przełknął ślinę. Zauważył coś, co bardzo, ale to bardzo mu się nie spodobało.

Brolly nie miał aureolki, był żywy.

Koniec rozdziału trzynastego.

Rozdział XIV - Niezniszczalny?

- Gotowy!? - zapytał Gotenks, Uubu skinął głową.

- DWUDZIESTOKROTNY MEGA KAIOKEN!!!! - krzyknął uczeń Goku ruszając na Edge'a.

Uderzony z rozpędu w podbródek Edge stracił równowagę i bezwładnie poleciał do tyłu, Uubu wyprzedził przeciwnika i staranował go, uderzając łokciem w plecy. Niebieskoskóry olbrzym niekontrolowanie podążył w kierunku Gotenksa, który uśmiechnął się złośliwie jednocześnie koncentrując ki w rękach złożonych w okolicach prawego biodra.

- SUPER-HIPER-ULTRA-MEGA-GIGA-TERA-TURBO-ULTIMATE-KAMEHAMEHA!!!!!!!!!!!!!! - krzyknął Gotenks uderzając potężną niebiesko-białą falą ki, która objęła całą postać Edge'a i zalała okolicę jasnym światłem. Żadna istota nie miała prawa tego przeżyć. Kiedy błysk światła zniknął nigdzie nie było widać zielonowłosego punka, najwyraźniej rozpadł się na atomy.

Nagle ktoś pojawił się za Gotenksem, chwytając go za szyję i unieruchamiając.

- Nie trafiłeś - półsaiyan usłyszał ironiczny szept Edge'a.

"To niemożliwe, żeby był tak szybki" - pomyślał Gotenks, próbując złapać oddech. - "Chyba, że potrafi się teleportować".

Uubu, nadal otoczony czerwoną aurą, pojawił się za dwójką walczących i strzelił ki-blastem, celując w plecy Edge'a. Niebieskoskóry puścił Gotenksa, robiąc unik, na szczęście półsaiyan także w ostatniej chwili zdążył się uchylić przed pociskiem Uubu.

Uczeń Goku, wykorzystując ogromny wzrost szybkości techniki Kaioken doskoczył do Edge'a i uderzył go kilkukrotnie w korpus i twarz. Olbrzym poleciał do tyłu, chcąc chyba zyskać na czasie. W tym momencie nadział się na kopniak Gotenksa, który zaatakował znienacka. Edge na moment stracił orientację, co wykorzystał Uubu wbijając mu pięść głęboko pod żebra. Niebieskoskóry wypluł sporą ilość śliny i skulił się w bólu. W tym momencie oberwał w plecy mocnym ki-blastem od Gotenksa.

Edge z ogromną prędkością wbił się w ziemię. Uubu dezaktywował aurę Kaioken, dysząc. Obaj młodzi wojownicy uśmiechnęli się.

- Chyba... wygrywamy - powiedział Gotenks, który także miał trochę nierówny oddech.

- Tak, razem możemy go pokonać - potwierdził Uubu.

Na twarzy Piccolo, który obserwował walkę pojawiły się kropelki potu.

"Kaioken x20?" - pomyślał. - "Na turnieju wysiadł po użyciu x5, chyba, że..." - Nameczanin zazgrzytał zębami. - "Drań dał mi wygrać, ja mu jeszcze pokażę."

Obserwujący walkę dwaj białowłosi wojownicy także nie mieli nadzwyczajnych min.

- Ci ziemscy wojownicy są potężni. I to nie tylko ci saiyańscy - powiedział Blank.

- Tak - potwierdził Cinna. - Dobrze, że działamy w ukryciu bo w otwartej walce nie mielibyśmy żadnych szans.

Blank pokiwał głową w milczeniu.

Minęła dłuższa chwila, zanim Edge wygrzebał się z krateru, który powstał przy jego upadku. Nie był ranny, zaledwie osmalony. Wstał powoli, z charakterystycznym chrzęstem rozprostował ramiona i kark a następnie roześmiał się. Początkowo cicho, zaledwie pod nosem, ale po chwili coraz głośniej, aż w końcu ryknął śmiechem na całe gardło. Śmiech ten był tak przejmujący i tak upiorny, że Wojowników Z i ich białowłosych towarzyszy aż przeszły dreszcze. Nie wiedzieć czemu wszyscy nagle zaczęli się bać.

- Śmiej się śmiej, póki możesz oddychać - wymruczał pod nosem Gotenks, ale nie odważył się powtórzyć tego głośno.

Edge spojrzał na niego z ziemi i rozpłynął się nagle w powietrzu.

Gohan nie wierzył własnym oczom... Brolly. Tymczasem Frost wstał nagle i nie zgrywając więcej bohatera ewakuował się w kierunku przeciwnym do tego, w którym stał Brolly.

Legendarny Super-Saiyan tymczasem zabawiał się rozwalając to, co w okolicy nie było jeszcze doszczętnie zniszczone. Gohan zastanawiał się co może w takiej sytuacji zrobić, kiedy nagle usłyszał w głowie głos Północnego Kaio.

"Więc jak, masz jakieś wieści?" - najwyraźniej twórca Kaioken kontaktował się z nim telepatycznie.

"Tak, to Brolly wywołuje całe zamieszanie"

"Brolly? Przecież powinien być martwy i latać jako biała chmurka!"

"Jest żywy, a ja nie sądzę, żebym był w stanie mu dorównać."

Nagle do rozmowy włączył się inny głos, Gohan rozpoznał Rou-Kaioshina.

"Nie chrzań od rzeczy, tylko walcz. Jesteś Mystikiem, czy nie?"

"Ale..."

"Żadnych >>ale<<, i nie daj się zabić, jesteś już martwy!"

"No tak, racja..."

Gohan przerwał kontakt telepatyczny, odetchnął głęboko i wyszedł ze swej kryjówki. Brolly zauważył go niemal od razu.

- Kakarotto? - zapytał niepewnie.

- Blisko, ale nie zgadłeś - odpowiedział Gohan, spoglądając przeciwnikowi prosto w oczy.

Brolly uśmiechnął się niczym dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Nareszcie zanosiło się na dobrą walkę.

Edge zmaterializował się tuż przed Gotenksem uderzając z główki w czoło przeciwnika, półsaiyan zawył z bólu, lecąc bezwładnie do tyłu. Edge doskoczył do niego, koncentrując w dłoni pocisk ki, który wystrzelił z minimalnej odległości. Trafiony Gotenks wyleciał z powstałej eksplozji wbijając się w jakąś skałę i uszkadzając ją lekko, co nie miało znaczenia, gdyż kolejny ki-blast Edge'a zniszczył ją doszczętnie w kolejnym żółtym wybuchu.

Uubu zareagował tak szybko jak tylko potrafił, ponownie koncentrując dwudziestokrotny Kaioken i rzucając się do ataku. Doleciał do przeciwnika uderzając go z całej siły w lewy policzek. Impet odrzucił głowę Edge'a na prawe ramię, gdzie spotkała się z nogą Uubu, który kopnął na poprawkę. Odrzucony lekko do tyłu Edge zacisnął zęby z wściekłości, chcąc chyba skontrować.

Nie zdążył.

Uubu nie zamierzał tracić czasu, wiedział, że dwudziestokrotny Kaioken błyskawicznie pozbawi go energii, musiał pozbyć się przeciwnika jak najszybciej. Zaatakował, z rozpędu uderzając olbrzyma w podbródek, następnie okrążył go błyskawicznie kopiąc w tył głowy. To na chwilę zamroczyło niebieskoskórego olbrzyma i właśnie na to liczył Uubu, który odskoczył i skoncentrował ki.

- DWUDZIESTOKROTNY MEGA KAIOKEN KAMEHAMEHA!!!

Biało-niebieski strumień ki uderzył w Edge'a eksplodując przy trafieniu. Tym razem eksplozja była tak jasna, że wszyscy na moment stracili wzrok, jak przy użyciu Taiyoken. Kiedy sytuacja trochę się uspokoiła Uubu kompletnie opadły ręce. Edge wisiał przed nim w powietrzu. Miał tylko uszkodzone ubranie, jakimś cudem nie był nawet zadrapany.

#17 leciał powoli w kierunku stadionu Tenkaichi Budokai rozmyślając nad sytuacją. Ciało Gohana zniknęło, co oznaczało, że zapewne zostało zabrane do zaświatów. Android nie lubił tej całej zgrai nazywającej siebie "Wojownikami Z", ale musiał ich zawiadomić o śmierci Gohana i tajemniczym pojawieniu się Cella. Co się mogło dziać? Android miał złe przeczucia. Tak czy inaczej, trzeba było o tym powiedzieć Goku i reszcie, dlatego właśnie #17 zmierzał w kierunku turniejowego stadionu. Nagle zobaczył potężną eksplozję, całkiem niedaleko od siebie.

- A to co znowu? - zapytał sam siebie.

Nie potrafiąc przezwyciężyć ciekawości, android poleciał w kierunku eksplozji ki.

Gotenks uniósł się w górę, zatrzymując się tuż obok zmęczonego już Uubu. W przeciwieństwie do swego przeciwnika dwaj młodzi wojownicy byli już bardzo wyczerpani.

- On jest chyba niezniszczalny, nawet moja najsilniejsza Kamehameha go nie zraniła - powiedział uczeń Goku.

- Widzę.

- Masz jeszcze jakieś sztuczki w zanadrzu? - zapytał Uubu.

- Oczywiście, a ty?

- Głupie pytanie. - Uubu uśmiechnął się triumfalnie. - I to więcej niż ty.

- Zobaczymy.

- Mam chyba idealną technikę, ale potrzebuję chwili na regenerację energii, myślisz że zdołasz go zająć na moment?

- Potrafisz tak szybko odnowić swoją ki?

- Mówiłem ci, że mam dużo sztuczek w zanadrzu - uśmiechnął się Uubu. - Zatrzymasz go?

Gotenks w odpowiedzi aktywował swoją aurę. Jego ciało pokryły błyskawice.

- Jeszcze nie macie dość, robaczki? - zapytał Edge.

Gotenks ruszył atakując prawym sierpem, olbrzym bez trudu uchylił się przed ciosem, półsaiyan kopnął więc z półobrotu, co minimalnie odrzuciło przeciwnika do tyłu. Następnie obaj zdematerializowali się zaczynając walczyć na pełnej prędkości. Uubu tymczasem zamknął oczy i przyjął pozycję jakby chciał przejść na postać SSJ, z tym, że on nie był Saiyanem - najwyraźniej koncentrował energię.

#17, po zorientowaniu się w sytuacji ominął pole walki Gotenksa z Edge'em i zbliżył się do obserwującego starcie Piccolo.

Nameczanin lekko się zdziwił jego widokiem.

- Co tu robisz, androidzie?

- Trochę grzeczniej, Nameczaninie.

Przez chwilę patrzyli na siebie nawzajem w milczeniu.

- Chciałem was tylko zawiadomić, że dzieje się tu coś dziwnego - powiedział #17.

- To już wiemy. - Piccolo skinął głową w kierunku walki.

- Właśnie widzę, ale mam inne informacje. Cell żyje.

- Co? - Piccolo zdrowo się zdziwił.

- Właśnie to. Zabił syna Goku, Gohana.

- Co!? - tym razem oczy Piccolo powiększyły się niemal do wielkości arbuzów.

- Widziałem jak Cell go zabił. To nie był zwykły Cell, wyglądał jakoś inaczej i miał literę "M" na czole.

- "M", jak "Majin"?

- No, tak. Wiesz coś o tym?

- Aż za dużo - zmartwił się Piccolo. - Będą kłopoty. Lepiej będzie, jeśli poszukamy Smoczych Kul.

- Jacy "my"? Ja się na to nie piszę.

- Jak chcesz. Na szczęście przynajmniej kule mają zapewnione bezpieczeństwo.

- Co masz na myśli?

- Są zbyt potężne, więc upewniłem się, że nikt nie wykorzysta ich przeciwko nam.

- A to niby jak?

Piccolo uśmiechnął się i znienacka wypluł na dłoń jednogwiazdkową Smoczą Kulę.

- Zawsze ją noszę przy sobie - powiedział.

Blank i Cinna, którzy od dłuższej chwili przyglądali się Piccolo i #17 spojrzeli nagle po sobie i jednocześnie skinęli głowami.

- Daj mi tę kulę! - Piccolo usłyszał nagle charakterystyczny głos, nie mogąc się powstrzymać rzucił Smoczą Kulę w jego kierunku.

Cinna, bo to był on, złapał kulę i błyskawicznie rzucił się do ucieczki. Piccolo nie zdążył otrząsnąć się z sytuacji, kiedy nagle został uderzony przez Blanka i bezwładnie poleciał na jakąś skałę.

#17 nie dał się trafić, miał ułamek sekundy więcej na reakcję.

- Złapię go Piccolo, poradzę sobie!! - krzyknął, startując za Cinna.

Piccolo tymczasem wstał i ponownie stał się obiektem ataku Blanka. Po chwilowej konsternacji opanował jednak sytuację i mocniejszym ciosem posłał przeciwnika do tyłu.

- Kim jesteście i czego chcecie? - wysyczał Nameczanin.

W odpowiedzi Blank wykonał charakterystyczne gesty rękoma.

- BURNING ATTACK!!

Piccolo ki-blastem zneutralizował pocisk przeciwnika, stracił go jednak na chwilę z oczu, a to był błąd. Blank właśnie na to liczył, błyskawicznie przemieszczając się za plecy swego przeciwnika.

- KAMEHAMEHA!!! - usłyszał nagle Nameczanin.

Blank był zbyt blisko, by Piccolo miał szansę na unik. Wąska, ale skoncentrowana fala ki przeszyła korpus Nameczanina na wylot zostawiając w jego ciele dymiącą dziurę.

Koniec rozdziału czternastego.

Rozdział XV - Podwójna porażka

Gotenks i Edge zatrzymali się w powietrzu, naprzeciw siebie. Półsaiyan był mocno poobijany i bardzo zmęczony ciągłą walką na maksimum możliwości. Nie mógł odpuścić nawet na moment, Edge był od niego silniejszy i szybszy. To na jego warunkach odbywało się starcie.

- Widzę, że wkrótce padniesz - powiedział olbrzym. - Bez swojego przyjaciela nie jesteś już taki mocny.

- Heh, mam jeszcze coś w zanadrzu - wydyszał Super-Saiyan trzeciego stopnia.

Gotenks skupił się i po chwili wypluł trzy swoje białe kopie - słynne Super Duchy Kamikaze.

- A to co takiego? - zapytał Edge. - Aha... teraz jest was więcej.

- Do ataku! - krzyknął Gotenks, jeden z duchów poleciał w stronę Edge'a. Olbrzym, kopnął go z półobrotu, co oczywiście zakończyło się potężną eksplozją. Kiedy dym rozwiał się Gotenks z triumfem zobaczył, że nareszcie udało im się zranić przeciwnika. Edge miał pokrwawioną nogę.

- Niemożliwe!! - wrzasnął olbrzym wściekle. - Jakim cudem zniszczyliście moją tarczę ki?

- Jaką tarczę? - zapytał odruchowo Gotenks.

- Gratulacje, naprawdę jesteś wytrwały - wycedził przez zęby Edge. - Doprowadziłeś do sytuacji, w której jesteś już w stanie mnie zranić. To ci niestety nic nie da... jesteś zbyt wyczerpany, a nie dam się drugi raz nabrać na tych białych.

- Aha, rozumiem! - powiedział Gotenks. - Byłeś w jakiś sposób chroniony przed naszymi atakami! To tłumaczy dlaczego nawet Kamehameha Uubu cię nie zraniła. W takim razie... DO ATAKU!!!

Dwa pozostałe Duchy Kamikaze ruszyły na Edge'a, który tym razem nie miał już zamiaru się na nie nadziać. Jednego zestrzelił ki-blastem, a przed drugim uchylił się zręcznie. Duch oczywiście zawrócił w jego kierunku, wtedy Edge, lecąc tyłem, także pozbył się go pociskiem ki.

Gotenks wiedział, że to jego jedyna szansa, przeciwnik nie skupiał na nim uwagi.

Półsaiyan zjawił się na torze lotu Edge'a, ale tuż za jego plecami. Skoncentrował ki...

- KAMEHAMEHA!!! - tym razem zielonowłosy musiał zostać trafiony, nawet jeśli potrafił wykonywać nieziemsko szybkie uniki. Fala ki objęła go całego i wydawało się, że rozerwie jego ciało na kawałeczki. Tak się jednak nie stało. Dymiący i poraniony niebieskoskóry olbrzym spadł na ziemię, był półprzytomny. Gotenks tymczasem, dysząc, nagle zachwiał się w powietrzu, tracąc formę SSJ3 i powracając do "zwykłego" SSJ, najwyraźniej stracił niemal całą energię. Podleciał do niego Uubu, który dla odmiany odzyskał chyba większość ki.

- Hej, najwyraźniej nie potrzebowałeś mojej pomocy.

- He he - wydyszał Gotenks. - Nie ma dobrze. Jest ranny, ale nic więcej. Ty będziesz musiał go dobić.

Edge tymczasem powoli się podnosił, faktycznie nie był w dobrym stanie. Daleko jeszcze mu było do śmierci, ale wydawał się znacznie osłabiony. Raczej nie mógł już się mierzyć z Uubu czy nawet Gotenksem jako SSJ.

- Załatwione. - Uubu skoncentrował ki. - KA-ME-HA-ME-HA!!

Fala ki poleciała w kierunku olbrzymiego wojownika, który nadzwyczajnym wysiłkiem, ale jednak skutecznie odbił ją w kierunku jakiejś skały, oczywiście zmiatając przy tym samą skałę z powierzchni Ziemi.

- Będziesz... musiał... się... bardziej postarać... - wysapał.

Uubu spojrzał na niego z uznaniem.

- Widzę, że trzeba cię doceniać do samego końca - powiedział. - Dobrze, skoro tak...

Uczeń Goku skoncentrował ki, wokół niego pojawiła się znana czerwona aura.

- KA...

- ME...

- HA...

W dłoniach Uubu skoncentrował się nad wyraz potężny ładunek ki, Gotenks patrzył na tę scenę zafascynowany, kiedy coś sobie uświadomił...

Piccolo postąpił kilka kroków, nie padając chyba tylko z powodu szoku. Blank, dysząc, gdyż włożył w Kamehamehę większośc energii, nadal stał w pozycji z której zaatakował, samemu nie wierząc w to co właśnie zrobił. Nie spodziewał się, że ten atak okaże się tak skuteczny.

- Wybacz, musiałem... - wyjąkał.

Piccolo, o dziwo nie przewrócił się, zamiast tego otworzył usta i wydał z siebie nieludzki ryk, którego jednakże ani Uubu ani Gotenks nie mogli słyszeć, gdyż w czasie walki zbyt daleko się oddalili. Po chwili dziura w klatce piersiowej Nameczanina zniknęła, a on sam padł na ziemię.

Blank uniósł brwi ze zdziwienia i podszedł do zielonoskórego wojownika.

- Udało ci się zregenerować taką ranę? - zapytał, mówiąc bardziej do siebie niż do Piccolo. - To niesamowite, musiało cię też kosztować mnóstwo energii. - Zamyślił się na moment. - Ta planeta coraz bardziej mi się podoba.

Blank wystartował za Cinna i Androidem #17. Tutaj nie miał już nic do roboty.

- Stój!!! - krzyknął Gotenks. - Oszalałeś!? Chcesz zaatakować go czymś takim kiedy on stoi na ziemi a ty jesteś w powietrzu? Rozwalisz planetę!

Uubu dezaktywował aurę.

- Masz rację... - uczeń Goku podrapał się po głowie i uśmiechnął głupkowato.

Przez chwilę zapanowało milczenie.

- A... może... pozwolimy mu odejść? - zaproponował Gotenks.

- Właśnie o tym samym pomyślałem, to wielki wojownik, chciałbym go kiedyś pokonać własnoręcznie, bez niczyjej pomocy.

- Ja też, he he.

Zaaferowani rozmową Gotenks i Uubu nie zauważyli, że nagle przy słaniającym się na nogach Edge'u pojawiła się jakaś inna postać, niemal równie wysoka, ale posiadająca na dokładkę ogon.

- Kim... jesteś...? - wysapał Edge.

- Mam na imię Cell - uśmiechnął się przybysz, zerkając na rozmawiających Uubu i Gotenksa. - Jestem tu, żeby ci pomóc.

- Pomóc? - zapytał podejrzliwie Edge.

- Tak. Powiedzmy, że wyeliminowanie tych dwóch tam w górze będzie mi bardzo na rękę. Zjedz to. - Cell podał Edge'owi ziarenko fasoli.

- Co... to jest?

- Zjedz, a zobaczysz. - Powiedziawszy to, zniknął.

Edge zacisnął zęby, nie podobała mu się ta sytuacja. Popełnił błąd niedoceniając tutejszych wojowników. Miał przeczucie, że te dzieciaki, choć same nie stanowiły specjalnego zagrożenia, mogły być dopiero początkiem tutejszych kłopotów. Wyczuwał w fasolce ogromne pokłady energii. Energii, która mogła się mu okazać niezbędna...

Cinna leciał z pełną prędkością, miał jedną ze Smoczych Kul i koniecznie musiał ją dostarczyć na miejsce spotkania. Nagle naprzeciw siebie dostrzegł kogoś lecącego w zupełnie przeciwnym kierunku. Kiedy zbliżyli się do siebie, wyhamowali, zatrzymując się. Cinna ze zdziwieniem patrzył na trójokiego, łysego mężczyznę, który wisiał w powietrzu przed nim, a ten z kolei z nie mniejszym zaskoczeniem patrzył na niego samego. Nagle wzrok każdego z nich podążył w kierunku prawej dłoni tego drugiego, obaj mieli w rękach Smocze Kule.

Przez ułamek sekundy, który wydawał się wiecznością, wisieli tak w bezruchu ze zdziwieniem w oczach i pustką w głowach. Po tym to ułamku sekundy Cinna po raz kolejny udowodnił, że jego refleks nie ma sobie równych. Błyskawicznie doskoczył do przeciwnika, nokautując go i łapiąc w locie Smoczą Kulę, zanim ona lub jej poprzedni właściciel zdążyli upaść na ziemię. Bez chwili zwłoki Cinna ruszył dalej.

"To musiał być ten, który ukradł kulę Zidane'owi i Garnet" - pomyślał, lecąc. - "Wspominali o tym przez komunikator... W takim razie mamy już wszystkie siedem, wkrótce nasze marzenie się spełni, żebym tylko czegoś nie spaprał".

Tuż za nim, o czym jednak Cinna nie wiedział, podążał Android #17.

Edge bez skrupułów połknął Senzu i błyskawicznie jego ciało wróciło do normy. Natychmiast odzyskał formę i energię, a wszystkie rany zabliźniły się. Olbrzym uśmiechnął się paskudnie i powoli uniósł w powietrze. W tym momencie dostrzegli go Uubu i Gotenks. Nie można powiedzieć, żeby spodziewali się takiego widoku, wręcz przeciwnie, oczy niemal wyszły im z orbit.

- Jak to zrobiłeś? - zapytał Gotenks.

- Potrafisz się leczyć? - rzucił Uubu.

- Masz coś w rodzaju Senzu? - zasugerował półsaiyan.

- Jesteś bratem bliźniakiem, tego, z którym walczyliśmy? - zmienił zdanie uczeń Goku.

- Nie jestem w nastroju do quizów - wycedził przez zaciśnięte zęby Edge. - Pocieszcie się, że od początku nie mieliście szans.

- Ka... Me... - zaczął niepewnie Uubu.

- Nie rozśmieszaj mnie - powiedział Edge. - Odzyskałem energię, więc znów działa moja tarcza ki.

- Ha... M... - Uubu przerwał, zrezygnowany.

- Może jednak dasz nam jakieś fory? - zaproponował Gotenks z nadzieją w głosie.

Edge w odpowiedzi zaatakował, celując w głowę półsaiyana, tylko szybka reakcja Uubu uratowała wyczerpanego Gotenksa przed śmiercią. Niestety, zasłaniając towarzysza, Uubu sam naraził się na trafienie, a jego wątły blok nie wystarczył do zniwelowania siły ciosu Edge'a. Uderzony Uubu poleciał bezwładnie do tyłu i zanim zdążył wyhamować Edge znowu zjawił się tuż przy nim, potężnym ciosem posyłając ucznia Goku w kierunku podłoża.

Uubu zdołał spowolnić upadek na tyle, aby nie wbić się w ziemię, ale i tak podłoże pod nim lekko się skruszyło.

"Nie jest dobrze" - pomyślał Uubu, widząc jak Edge rusza w kierunku Gotenksa.

- DWUDZIESTOKROTNY MEGA KAIOKEN!!!

Już otoczony czerwoną aurą, Uubu zaatakował nagle wpadając między Gotenksa i Edge'a, taranując tego drugiego barkiem i odtrącając go nieco od półsaiyana.

- Nie wtrącaj się!! - krzyknął Edge, strzelając w czarnoskórego wojownika ki-blastem.

Uubu jakimś cudem uniknął pocisku, jednocześnie atakując przeciwnika prawym sierpem. Niebieskoskóry olbrzym złapał pięść ucznia Goku swą niemałą lewą dłonią, a z prawej wystrzelił kolejny żółtawy pocisk ki, tym razem bez pudła trafiając Uubu w twarz. Młody wojownik stracił przytomność i bezwładnie poleciał w kierunku ziemi.

W tym momencie znienacka zaatakował Gotenks trafiając Edge'a centralnie w twarz. Cios jednakże nie tylko nie zranił olbrzyma, ale nawet nie zmusił go choćby do drgnięcia.

- Beznadzieja... - powiedział Gotenks do siebie. - Ten koleś jest przegięty...

- Pokażę ci teraz nasz firmowy atak - stwierdził Edge. - Czuj się zaszczycony, bo używam go bardzo rzadko.

- Już się nie mogę doczekać. - Gotenksowi zebrało się na czarny humor.

Edge zgromadził w dłoniach potężny ładunek ki, tak wielkiej energii Gotenks nie czuł nigdy i prawdopodobnie już nigdy miał nie poczuć, gdyż zanosiło się, że ten atak go wykończy.

- FALLEN STAR!!! - Edge złączył ręce i wystrzelił z nich kometo-kształtny, wielokolorowy pocisk ki, który z ogromną prędkością poleciał w stronę półsaiyana.

Vegeta miał przewagę. Niezdarne próby obrony Goku zdawały się na nic wobec szybkości i siły saiyańskiego księcia. Vegeta nie tyle myślał co po prostu instynktownie reagował, walczył niczym w transie. Liczył się tylko kolejny cios.

Cios, unik, blok, cios, cios, unik, cios, blok, cios.

Vegeta jakby przewidywał ruchy przeciwnika, wiedział co się za chwilę stanie - w jaki sposób Goku zaatakuje, jaki będzie chciał się obronić. Ta informacja rodziła się w mózgu Vegety na moment przed tym zanim przeciwnik zdążył wykonać dany ruch. Księciem owładnął saiyański instynkt walki, zupełnie jak pod postacią wielkiej małpy, kiedy to Saiyani stawali się prawdziwymi maszynami do zabijania. Od lat nie zmieniał się w oozaru, zapomniał już jakie to fantastyczne uczucie. Czysta agresja i moc. Właśnie one teraz owładnęły saiyańskim księciem - agresja... i moc... moc... i agresja, jedno i drugie narastało w nim, zastępując pozostałe odczucia i emocje, Vegecie wydawało się, że te dwie rzeczy mogą w nim rosnąć w nieskończoność, wręcz czuł ich natłok.

Nagle, jakby zachłysnął się własną mocą. Jego ciało w tej formie nie było już w stanie pomieścić przepełniającej go energii, książę krzyknął przeciągle i przejmująco, kiedy zaczął przechodzić transformację. Otoczyła go potężna aura ki, sama z siebie odrzucając jego przeciwnika o kilkanaście metrów, włosy nagle wydłużyły się, a łuki brwiowe zmieniły kształt jakby wchłaniając złote brwi do wnętrza skóry. Potężne wyładowania elektryczne przebiegały po powierzchni ciała Saiyana, przemiana zakończyła się.

W ten właśnie oto sposób oczom Goku, króla Vegety i Saladina ukazał się Vegeta jako Super-Saiyan 3-ego stopnia.

Goku spojrzał na swego przyjaciela i wroga zarazem i jego serce na moment zatrzymało się. Tak zimnego i pustego spojrzenia nie widział u Vegety jeszcze nigdy.

Pocisk Edge'a przeleciał pomiędzy Gotenem i Trunksem nie trafiając na szczęście żadnego z nich. Super-Saiyani, na pół zdezorientowani ruszyli w dwie przeciwne strony. Na szczęście, dzięki naturze fuzji, żaden z nich nie był tak wyczerpany i wypompowany z energii jak Gotenks przed chwilą.

Edge zorientował się, co się stało i ryknął śmiechem.

- Więcej szczęścia niż rozumu - skwitował. - Nieważne. Mogę was pozabijać osobno, mnie tam wszystko jedno. Tylko którego najpierw? - spojrzał najpierw na Trunksa, następnie na Gotena, a potem znów na Trunksa. - Ty! - Wskazał syna Vegety. - Masz przed sobą sekundę życia!!!

Edge nagle znalazł się tuż przy Trunksie, potężnym ciosem miażdżąc półsaiyanowi klatkę piersiową i serce. Włosy syna Vegety powróciły do zwykłej fioletowej barwy kiedy po raz ostatni kaszlnął krwią i bezwładnie opadł na ziemię.

- NIEEEEE!!!!!!!! TRUUUUUNKS!!!!!!! - wrzasnął nieludzkim głosem Goten.

W młodszym synu Goku krew się zagotowała, on zabił Trunksa... Trunksa, z którym Goten przeżył tyle wspólnych przygód, z którym przyjaźnił się od zawsze, od kiedy sięgał pamięcią, który był mu bliski niczym rodzony brat. Minęła dłuższa chwila, zanim myśl ta w pełni dotarła do umysłu Gotena, zanim w pełni uświadomił sobie znaczenie tego stwierdzenia...

Trunks nie żyje...

Aura Gotena eksplodowała, jego moc przekroczyła wszelkie swoje granice, włosy Saiyana uniosły się i wydłużyły, a jego ciało spowiły wyładowania elektryczne. Edge z zaciekawieniem, choć bez emocji, obserwował jego przemianę.

Goten, już jako SSJ2, zaatakował Edge'a bez żadnego zastanowienia. Niestety, nawet w tej formie był zdecydowanie za słaby, by choćby go drasnąć.

Olbrzym bez trudu zablokował cios syna Goku i strzelił w niego pociskiem ki, co spowodowało, że Goten stracił formę SSJ i spadł nieprzytomny na ziemię. Zginąłby pewnie, gdyby nie nagły wzrost mocy po przejściu na drugi stopień Super-Saiyana.

Edge spojrzał na ciało Trunksa i na leżących, nieprzytomnych Uubu i Gotena.

- Wygrałem - powiedział, ruszając powoli w kierunku stadionu Tenkaichi Budokai.

Cinna dotarł do miejsca w którym jego przyjaciele, dwójka innych białowłosych kosmitów - Zidane i Garnet zgromadziła pozostałe pięć Smoczych Kul. Android #17 pozostał w ukryciu nie spodziewając się, że może mieć do czynienia z trzema przeciwnikami.

Kiedy wszystkie siedem kul zostało zgromadzonych razem zaczęły lekko świecić wewnętrznym blaskiem.

- Gotowi? - zapytała Garnet, bardzo ładna kobieta nosząca, jak większość białowłosych kosmitów (poza Cinna), strój przypominający nieco zubożoną wersję saiyańskiego pancerza.

- Jak najbardziej - potwierdził Zidane.

- Przybądź Shen Longu, Boski Smoku i spełń nasze życzenia!!!

Niebo nagle zasnuły chmury i zrobiło się ciemno jakby zaczęła już zapadać noc, siedem Smoczych Kul rozbłysło, przemieniając się w świetlistą smugę, która z kolei uformowała postać potężnego wężowatego smoka. - Shen Longa.

- Wypowiedzcie swe życzenia - powiedział swym charakterystycznym głosem Boski Smok. - Pamiętajcie jednak, że mogę spełnić nie więcej niż trzy...

Koniec rozdziału piętnastego.

Rozdział XVI - Zawodność Kamehamehy

Brolly zaatakował charakterystycznie, na swój sposób, sunąc tuż nad podłożem. Gohan spodziewał się tego - wiedział, że legendarny Super-Saiyan jest przyzwyczajony do znacznej przewagi nad przeciwnikiem. To był jego słaby punkt. Niestety, chyba jedyny.

Syn Goku z trudem zablokował pierwszy cios przedramieniem i skontrował kopniakiem z półobrotu. Brolly, nie nawykły do parowania ciosów przyjął go "na klatę", a ściślej - na twarz. Oberwał tak mocno, że okręcił się wokół własnej osi i niemal upadł. Gohan wyczuł swoją szansę i poprawił sierpem w podbródek oraz kilkoma mocnymi ciosami w korpus, kończąc kombo kopem w twarz. Brolly postąpił bezwładnie kilka kroków do tyłu i upadł.

"Niesamowite" - pomyślał Gohan. - "Naprawdę wygrywam z Brollym, jak więc mogłem dać się zabić temu dupkowi, Cellowi?"

Wielki Saiyan podniósł się, ryknął wściekle i zaatakował ponownie. W tym momencie Gohan odkrył i wykorzystał jego drugi słaby punkt - brak dobrej techniki walki. W końcu, po co pracować nad techniką jeśli jest się legendarnym Super-Saiyanem? Syn Goku zręcznie wywinął się w uniku przed topornym, choć mocnym ciosem, i - przy jednoczesnym skręcie bioder - wbił przeciwnikowi łokieć tuż poniżej łopatki. Brolly zawył i błyskawicznie kopnął z półobrotu na oślep. Tego Gohan się nie spodziewał i nie miał szans uniknąć. Trafiony, poleciał do tyłu, rozbijając się o resztki jakiegoś piekielnego budynku. Zanim zdążył wstać, oberwał zielonym ki-blastem, który zrównał z ziemią wszystko w promieniu kilku metrów. Na szczęście dla syna Goku, dostał tylko jednym pociskiem - szybka reakcja uchroniła go przed kolejnymi. Ki-blasty Brolly'ego były za wolne i ktoś odpowiednio szybki nie miał problemów z ich uniknięciem. Wykorzystał to i ruszył na przeciwnika, uskakując przed zielonymi pociskami. Trzasnął legendarnego SSJ z całej siły w twarz, ogłuszając na moment. Wtedy odskoczył dwa kroki do tyłu i skoncentrował ki.

- KAAA-MEEE-HAAA-MEEE-HAAAAAAAAA!!!

Potężna fala ki trafiła wielkiego Super-Saiyana, wywołując potężną jasną eksplozję od której zachwiały się fundamenty piekła i powstał potężny krater. Tym razem jednak Brolly został najwyraźniej niedoceniony, gdyż - już jako USSJ - wyskoczył z powstałej kuli ognia, potężnym ciosem niemal nokautując syna Goku. Zanim Gohan upadł, oberwał jeszcze ki-blastem...

Vegeta ruszył płynnie, niemal powoli. Kiedy zbliżył się do Goku ten zamachnął się celując sierpem w głowę przeciwnika, trafił jednak w widmo. Vegeta był już za nim i uderzył go wierzchem pięści w tył głowy. Zamroczony Goku poleciał odruchowo do przodu i odwrócił, chcąc zyskać na czasie i zorientować się, gdzie jest jego przeciwnik. Książę był jednak za szybki, wyprzedził go o krok i w momencie gdy Goku wykonywał zwrot, otrzymał potężne uderzenie łokciem w twarz. Kiedy chciał skontrować, Vegeta odbił się od jego, wyrzuconego do zadania ciosu, ramienia i, przeskakując za przeciwnika, strzelił mu w plecy ki-blastem.

Goku poleciał bezwładnie w dół, tylko dzięki swemu doświadczeniu nie wbijając się w podłoże, lecz w miarę płynnie na nie opadając. Jego przeciwnik jednakże też był już na ziemi.

Kopnięty z półobrotu Goku przeleciał kilkanaście metrów i bezwładnie padł. Vegeta spokojnym ruchem wyciągnął dłoń w jego kierunku.

- Big Bang Attack - powiedział niedbale.

Pocisk trafiając Goku wywołał tak silną eksplozję, że wstrząsnęła ona całą okolicą, Saladin i król Vegeta z trudem utrzymali równowagę.

- Ten twój Son Goku przegrywa - rzucił sucho Saladin. - Może powinienem mu pomóc?

- Nie jesteś w stanie się z nimi mierzyć - skwitował to król.

- Mam jeden sposób. - Młodszy Saiyan skoncentrował w dłoni spory, okrągły pocisk ki.

- Czy to...?

Saladin pokiwał głową.

Vegeta tymczasem podniósł swego przeciwnika za ubranie. Goku dyszał ciężko i widać było, że tej walki już nie wygra. Stracił zbyt wiele energii.

- Uważałeś się za lepszego ode mnie - powiedział książę. - I jak się teraz czujesz? Jesteś zdziwiony, że aż tak się wzmocniłem? - zapytał retorycznie. - Zawsze wyprzedzałeś mnie o krok, a ja nie wiedziałem dlaczego. No i proszę, wystarczyło tylko odkryć tajemnicę twojej mocy i stałeś się żałosnym robakiem, którego wystarczy zdeptać, by nie psuł swoją obecnością krajobrazu.

- Nie... mam pojęcia... o czym mówisz... Vegeta... - powiedział Goku.

- Dla ciebie "książę Vegeta". - Głos niskiego Saiyana nadal był spokojny, zbyt spokojny. - Nie zgrywaj większego idioty niż jesteś. Mam na myśli Świętą Wodę, którą wypiłeś. Dlatego tak żałosny smieć jak ty był w stanie pokonać mnie, elitarnego wojownika.

Goku zdziwiły te słowa, ale nie miał teraz czasu się nad nimi zastanawiać. Vegeta był zdekoncentrowany i należało to wykorzystać.

Na oślep wystrzelił z obu rąk pociski ki mniej więcej tam, gdzie znajdowała się twarz księcia. Syn Bardocka odskoczył do tyłu i skoncentrował ki.

- KAMEHAMEHA!!!!! - krzyknął, używając całej pozostałej w nim energii do stworzenia fali ki, która trafiła jego przeciwnika. Tym razem Goku wykorzystał do ataku nawet najgłębsze rezerwy swego ki swego organizmu i była to zdecydowanie najpotężniejsza Kamehameha jaką kiedykolwiek wystrzelił. Biało-niebieska eksplozja o promieniu dobrych stu metrów wstrząsnęła okolicą. Puszczona bardziej w kierunku powierzchni bez najmniejszych wątpliwości w jednej chwili zniszczyłaby Ziemię. Goku jednak zaatakował mniej więcej poziomo, a nawet nieco pod kątem, w górę. Gdyby ktoś obserwował planetę z kosmosu dostrzegłby jak strumień ki opuszcza atmosferę i znika gdzieś w czeluściach wszechświata.

Goku podparł się rękami, nie był w stanie utrzymać choćby pierwszej formy Super-Saiyana, po dłuższej chwili, kiedy dym i kurz rozwiał się, syn Bardocka dostrzegł, że Vegeta leży na dnie krateru poobijany.

"Chyba trochę przegiąłem, mam nadzieję, że go nie zabiłem" - pomyślał. - "Zaraz wykituję jak nie zjem jakiejś Senzu".

Gohan podniósł się tak szybko jak mógł. Teraz po prostu musiał liczyć na szybkość, gdyż Brolly jako USSJ miał zbyt dużą przewagę mocy. Legendarny Super-Saiyan leciał właśnie w kierunku syna Goku. Pół-Ziemianin zręcznie wyminął szarżę przeciwnika i strzelił mu ki-blastem w plecy. Brolly odwrócił się i zamachnął trafiając Gohana w podbródek. Jakimś cudem syn Goku nie został ogłuszony i skontrował kopiąc z wyskoku w twarz przeciwnika, a następnie poprawił kopniakiem z półobrotu. Brolly został odrzucony o kilka metrów, to wystarczyło Gohanowi.

- MASENKO!!!

Pomarańczowa fala ki trafiła legendarnego Super-Saiyana, zamraczając go na chwilę. Gohan nie przerwał ataku, zaczynając wystrzeliwać dziesiątki małych pocisków ki w kierunku syna Paragasa. Co prawda nigdy nie był zbyt dobry w Renzoku Energy Dan, ale z tej odległości po prostu nie mógł nie trafiać. Atak trwał dobre pół minuty, po którym to czasie zmęczony Gohan ciężko dysząc usiadł na podłożu. Dym i kurz opadły, ukazując leżącego w nieregularnym kraterze Brolly'ego, który powrócił do ciemnowłosej formy Saiyana.

Gohan odetchnął z ulgą.

"Kaio, jesteś tam? Pokonałem Brolly'ego..."

Eksplozja ataku Goku rozproszyła uwagę Saladina i jego własny pocisk zniknął. Po chwili król Vegeta i jego syn podlecieli do potarganego Saiyana, który wyglądał jakby miał zaraz upaść.

- A więc wygrałeś - powiedział sucho król Vegeta. - To dobrze.

- Jak to się stało, że obaj jesteście Super-Saiyanami? - zapytał Saladin.

- To dłu... - zaczął Goku, kiedy nagle tknięty jakimś przeczuciem spojrzał w kierunku leżącego Vegety.

Książę Saiyanów wstał jednym szybkim ruchem i rzucił rywalowi wściekłe spojrzenie.

- Widzę, że nadal walczysz do końca!!! - Goku z pewną ulgą usłyszał w głosie Vegety wściekłość, ten poprzedni spokój był zbyt nienaturalny. - Dobrze, w takim razie to już naprawdę twój koniec!!!

Książę zaczął unosić się w powietrze, jednocześnie aktywując aurę ki.

- Co on chce zrobić? - zapytał król.

- Ma chyba zamiar zniszczyć Ziemię!!! - krzyknął Goku, zaczynając szukać swojej sakiewki z Senzu, kiedy już ją znalazł okazało się, że została niemal całkowicie spopielona w jednym z ataków Vegety. - Królu, masz jeszcze jakieś fasolki?

- Hę?

Vegeta skoncentrował ki.

- FINAL FLASH!!

Android #17 z ukrycia obserwował trójkę białowłosych wojowników, którzy właśnie wezwali Boskiego Smoka. Zdawał sobie sprawę, że tylko on może ich powstrzymać, ale wyraźnie widział też, że interwencja równałaby się samobójstwu.

- No, Cinna - powiedziała kobieta z uśmiechem. - Tylko dzięki tobie zebraliśmy Smocze Kule, więc to do ciebie należy zaszczyt wypowiedzenia życzeń.

Cinna uśmiechnął się krzywo.

- Zaufacie takiemu podłemu przestępcy jak ja? - zapytał ironicznie.

- Mów do smoka, nie do nas - rzucił drugi z mężczyzn, Zidane.

- Dobrze. A więc, smoku, chciałbym abyś przywrócił do istnienia naszą ojczystą planetę, Yasan i wskrzesił wszystkich jej mieszkańców.

- Dobrze - powiedział Boski Smok, a jego oczy zabłysnęły charakterystycznie. - Zrobione. - powiedział po chwili.

- Skąd mamy wiedzieć, że nie kłamiesz? - zapytał niepewnie Cinna.

- Shen Long nigdy nie kłamie - odpowiedział Boski Smok, urażony.

- Dobrze już, dobrze. Mam drugie życzenie. Chciałbym, żebyś przeniósł na Yasan wszystkich Lanfa-jin... - przerwał na moment. - Poza mną.

- Co? - zapytała Garnet, ale zanim Cinna mógł odpowiedzieć, zniknęła, a tuż po niej rozpłynął się także Zidane, drugi białowłosy.

- Załatwione - powiedział Shen Long. - Czy masz trzecie życzenie?

- Hmm, niech no się zastanowię...

- To nie będzie konieczne - przerwał mu Android #17, wychodząc z ukrycia. - Ja bardzo chętnie skorzystam.

Nastąpiło coś, czego nikt chyba się nie spodziewał. W miejscu, gdzie w powietrzu wisiał Vegeta nastąpiła potężna eksplozja ki, z której saiyański książę wypadł bezwładnie, spadając na grunt. Jego włosy miały czarna barwę.

- Co to było? - zapytał Saladin.

- Nie wiem - odpowiedział Goku, podbiegając do Vegety, który nagle skulił się, jakby w bólu i krzyknął przeciągle.

- Synu, co się z tobą dzieje!? - krzyknął król.

Vegeta po raz kolejny wrzasnął, czuł się jakby ktoś od wewnątrz rozrywał mu wnętrzności.

- Szybko, dajcie mu Senzu! - podpowiedział Goku.

- Masz, synu zjedz to. - Król Vegeta włożył księciu do ust ziarenko fasoli i zmusił go do przełknięcia.

Rany Vegety zabliźniły się, ale Senzu tylko złagodziło ból. Saiyan przestał co prawda krzyczeć, ale nadal nie był nawet w stanie normalnie mówić.

- Kakarotto... wygrałeś...

- O czym ty gadasz Vegeta?

- To coś... mnie zabija... czuję to...

Koniec rozdziału szesnastego.

Rozdział XVII - Powrót z Zaświatów

Podczas gdy złożona z różnych diabłów ekipa zaczynała sprzątać zrobiony przez Brolly'ego i innych złych wojowników bałagan, Gohan rozmawiał z Północnym Kaio i Rou-Kaioshinem.

- Świetnie sobie poradziłeś - pochwalił półsaiyana Kaio.

- Dzięki, nie myślałem, że mi się uda.

- Miałeś szczęście - stwierdził Rou-Kaioshin. - Jesteś sporo słabszy niż podczas walki z Buu, gdybyś trenował nie miałbyś żadnych problemów z tym brutalem.

- Ależ, Kaioshinie, ja mam na głowie rodzinę i karierę naukową! Nie mogę cały czas trenować.

- Ale trochę mógłbyś...

- Prawie wszystko już doprowadziliśmy do porządku - powiedział Kaio. - Znaleźliśmy Paikuhana, czuje się dobrze. Nie wiemy tylko gdzie są Babidi, Gero, Cell i Ginyu Force, pewnie ukrywają się gdzieś w czeluściach piekła...

- Cella i Babidiego pewnie nie znajdziecie. To właśnie Cell mnie uśmiercił, był żywy i miał na czole znak "Majin".

- Naprawdę? - Rou-Kaioshin zamyślił się.

- Nie martw się, wzmocnisz się tutaj i go pokonasz - stwierdził Kaio.

- Nic z tego, nie zamierzam tu zostawać. Muszę się skontaktować z ojcem, żeby zebrał Smocze Kule i mnie wskrzesił. Mam przeczucie, że na Ziemi są duże kłopoty.

- Tak, wiemy - potwierdził Rou-Kaioshin. - Obserwowaliśmy Tenkaichi Budokai.

- A co się dzieje na Tenkaichi Budokai?

- To ty nic nie wiesz? Pojawił się tam bardzo silny wojownik. Pokonał już Piccolo, Trunksa, Gotena i Uubu. Enma szuka duszy Trunksa... niestety zginął.

- Że co!? - zapytał nagle Gohan, nie usłyszawszy nawet ostatniego zdania. - Na turnieju!?

- Tak, no prawie, odciągnęli co prawda go od stadionu... ale zdaje się, że teraz tam wraca.

- A co z moim ojcem i Vegetą? Nie reagują?

- Vegeta walczy chyba z jakimś innym kosmitą, a z tego co wiem Goku nie ma na Ziemi.

- KAIO!!! - wrzasnął na cały głos Gohan. - Natychmiast muszę wracać na Ziemię!!!

- Co? Dlaczego? Dopiero to przybyłeś...

- Przecież na tym turnieju są Pan i Videl!!

- Rozumiem... ale będziesz musiał poczekać aż reszta zbierze Smocze Kule.

- Dajcie mi taką samą przepustkę jak ojcu na 25-ty turniej!!! Ja muszę tam wrócić!!!

Rou-Kaioshin pokręcił głową i powiedział:

- I tak sobie nie poradzisz. Jesteś słabszy niż kiedyś, a nawet Gotenks przegrał...

- Nic mnie to nie... - zaczął Gohan. - Wiem!!! Zabiorę ze sobą jego! - Gohan wskazał Brolly'ego.

Cinna był zaskoczony nagłym pojawieniem się #17, tylko dzięki swemu refleksowi zdążył zareagować i spróbować uniku przed ciosem androida. Niestety na próbie się skończyło. Uderzony Cinna padł nieprzytomny na ziemię. Android natomiast wylądował w pobliżu Boskiego Smoka.

- Nie wiem, czy jest sens już teraz wypowiadać życzenie... - powiedział sam do siebie. - Może lepiej poczekać na koniec tego zamieszania.

- KAMEHAMEHA!!! - usłyszał nagle.

Fala ki trafiła androida odrzucając go na kilkanaście metrów. Osmalony #17 wstał i ujrzał przed sobą Blanka - chudego i wysokiego przedstawiciela białowłosych Lanfa-jin.

- Co ty tu robisz? - zapytał android. - Wyraźnie słyszałem jak ten niski wszystkich was odesłał na jakąś inną planetę.

- A więc udało się, odtworzyli Yasan?

- Owszem - powiedział #17. - Odtworzyli i wszystkich tam odesłali, dlatego nie rozumiem co tu ty robisz.

- To długa historia - uśmiechnął się Blank.

- Tak czy inaczej - kontynuował #17. - Trzecie życzenie należy do mnie, przykro mi, jest mi potrzebne.

Blank zdziwił się nieco.

- Jasne, możesz je sobie zatrzymać. Nam były potrzebne tylko dwa.

Android starał się nie okazać zaskoczenia.

- Czyżby?

- Tak - powiedział Blank, podchodząc do Cinna. - Niepotrzebnie atakowałeś biednego Cinna, mogłeś mu zrobić krzywdę.

- Czy wypowiecie trzecie życzenie? - zapytał Boski Smok, wyraźnie zniecierpliwiony.

- Za chwilę - uspokoił go android.

- Hej, Cinna, żyjesz?

Cinna jęknął, wstając powoli.

- Saiyani... różowe potwory... zielone potwory... androidy... - powiedział słabo. - Co jeszcze?

- Nic ci nie jest?

- Blank? - zapytał nieco przytomniej Cinna. - Co ty tu... wybacz... zapomniałem, że ty nie jesteś Lanfanem...

- Nie szkodzi - wyszczerzył zęby w uśmiechu Blank. - I tak chciałem tu zostać.

- CO!? - krzyknęli jednocześnie Kaio i Kaioshin.

- We dwóch mamy większe szanse - wyjaśnił Gohan.

- Oszalałeś!? Dlaczego!? Po co!? Przecież on was pozabija!? - wrzasnął Kaio.

- Nie sądzę. Jestem w stanie go pokonać, a on może się nam przydać. Zresztą, tutaj i tak go nie zatrzymacie, bo jest żywy i wkrótce zorientuje się, że jego nie zatrzymają te chmury.

- Niby jak chcesz go zmusić do współpracy!? To psychopata! - krzyknął Rou-Kaioshin.

- Nie sądzę, wydaje mi się tylko, że ma jakąś obsesję na punkcie mojego ojca. Zresztą, zaraz zobaczycie...

Gohan podszedł do Brolly'ego i ocucił go kilkoma klepnięciami w policzek. Legendarny Super-Saiyan otworzył oczy. Na jego twarzy zagościł wyraz nienawiści. Zamachnął się na Gohana, który jednak bez trudu złapał pięść osłabionego Saiyana.

- Hej, Brolly. Jak się czujesz?

Legendarny Super-Saiyan syknął tylko.

- Chciałem ci tylko powiedzieć, że na Ziemi jest ktoś, kto uważa się za silniejszego od ciebie.

Brolly spojrzał na niego pytająco.

- Pokonał nas tak jak ty dwadzieścia lat temu. Wygląda na to, że nawet ty jesteś od niego słabszy.

- Żaden śmieć mi nie dorówna!! - podniósł głos Saiyan.

- Udowodnij to. Wybierz się ze mną na Ziemię i pokonaj go, jeśli jesteś taki pewny siebie.

- Zgoda!!

Gohan odwrócił się w kierunku Kaio i Rou-Kaioshina.

- Kaio, mógłbyś go wyleczyć? Ojciec mówił mi, że potrafisz.

- Jesteś pewien, że tego chcesz?

- Tak, ale... najpierw sprowadźcie tu Uranai Babę, niech nas zabierze na Ziemię.

Edge powoli leciał w kierunku turniejowego stadionu, zastanawiając się:

"Tych kilku wojowników, których pokonałem nie mogło być głównymi obrońcami planety. Prawdopodobnie najsilniejszy jest ten, którego tak podziwiały tłumy na Tenkaichi Budokai, Saton czy jakoś tak... Dziwne... Nie wyczułem w nim wiele mocy, pewnie na co dzień maskuje ją... Musi doskonale panować nad ki, może nawet lepiej niż ja? Nawet kiedy mnie atakował jego moc nie podskoczyła, taka kontrola energii to wręcz niemożliwe. Gdyby nie reakcja tłumów nigdy bym nie wpadł na to, że to wielki wojownik... Czyżbym nareszcie odnalazł jego...?"

- Senzu nie pomogło - zauważył król Vegeta. - Masz jeszcze jakiś pomysł Son Goku?

Goku zamyślił się i po chwili powiedział:

- Tylko jeden. Jeśli Senzu nie zadziałało, to nic go nie wyleczy, poza... Boskim Smokiem.

- To ta sprawa Smoczych Kul o których opowiadałeś? - zapytał król.

- Tak. Jednak, żeby je znaleźć potrzebujemy Smoczego Radaru...

- Ja mam Smoczy Radar - powiedział znienacka Saladin.

Goku i król Vegeta jednocześnie unieśli brwi ze zdziwienia.

- Skąd go masz? - zapytał Goku.

- Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia - odpowiedział Saladin, podając radar.

Saiyan włączył urządzenie, Saladin tymczasem spróbował uruchomić swój skauter, który jednakże zaiskrzył tylko i wypuścił smużkę dymu - najwyraźniej zniszczył się podczas walki.

- Hmm, dziwne... - powiedział syn Bardocka. - Wygląda na to, że wszystkie kule są zgromadzone w jednym miejscu...

- Czy to źle? - zapytał król Vegeta.

- Zależy... - Goku spojrzał w niebo, które miało nietypowo ciemną barwę, wcześniej zaaferowany walką nie zauważył tego. - Raczej źle, wygląda na to, że ktoś już wezwał Boskiego Smoka.

- Ale kto? - zaciekawił się Saladin.

- Nie wiem. Czy macie jeszcze jakieś Senzu?

- Tylko jedno - król Vegeta oddał ziarno fasoli Goku, który zjadł je natychmiast, błyskawicznie odzyskując siły.

- Dobrze - Goku położył dwa palce na czole. - Złapcie się mnie...

Król Vegeta położył dłoń na ramieniu syna Bardocka, Saladin, nie bardzo wiedząc ci się dzieje, zrobił to samo.

Goku skoncentrował się, szukając jakiegoś źródła energii w miejscu, gdzie radar wskazał Smocze Kule, po chwili znalazł, nawet dwa.

- Vegeta! - Goku wyciągnął lewą dłoń w stronę saiyańskiego księcia. - Chwyć mnie za rękę.

Vegeta syknął z bólu, ale posłuchał. Chwilę później cała czwórka zniknęła.

- Mam was przenieść na Ziemię? - zapytała sceptycznie Uranai Baba. - Ciebie i... to coś? - wskazała na świeżo uleczonego Brolly'ego, który zabawiał się strasząc pracujące diabły.

- Dokładnie - uśmiechnął się Son Gohan.

- A masz pozwolenie Enmy i Dai Kaio na opuszczenie zaświatów?

- Rou-Kaioshin już je załatwia. Pospiesz się, nie mamy czasu!

- Dobrze, ale to na twoją odpowiedzialność.

- Brolly! Lecimy! - krzyknął Gohan.

- Zaczekaj chwilę - powiedział Kaio. - Rou-Kaioshin kazał ci to dać. - Król Zaświatów wręczył półsaiyanowi dwa kolczyki. - To ostatnia para, która przetrwała, może ci się przydadzą, tylko ich nie uszkodź...

- Dzięki!

- Pamiętaj też, że jeśli zginiesz, zostaniesz unicestwiony i nie da się już cię przywrócić do życia. Bądź więc ostrożny.

- Będę - poważnie potwierdził Gohan. - Videl mnie zabije, znowu zniszczyłem garnitur... Mógłbyś mi dać jakiś odpowiedniejszy strój?

- Załatwione. - Kaio przemienił ubiór Gohana w taki, jak zwykle nosił Goku, tylko, że ze znakiem "Kaio" na plecach.

Brolly podszedł do Gohana i Uranai Baby.

- Gotowy? - zapytał Gohan.

Brolly nie odpowiedział. Po chwili wszyscy byli już na Ziemi, jakiś kilometr od miasta, w którym odbywał się Tenkaichi Budokai.

- Bawcie się dobrze, ja znikam - powiedziała Uranai Baba, znikając.

Goku, król Vegeta i jego synowie zmaterializowali się się nagle tuż obok #17, który odskoczył zaskoczony.

- Nie pojawiaj się tak nagle! - krzyknął android. - Chcesz żebym dostał ataku sztucznego serca!?

- Co tu się dzieje? - zapytał Goku. - Kim są ci dwaj? - Wskazał Blanka i Cinna.

- Uwierz mi, to naprawdę długa historia... - #17 mocno zaakcentował słowo "naprawdę".

- Nieważne!!! - wydarł się niespodziewanie Vegeta. - Żadnych historii!!

- Właśnie - potwierdził Goku. - Zostało jakieś życzenie? - wskazał Boskiego Smoka.

- Tak, właśnie o tym musimy porozmawiać...

- Żadnych rozmów!!! - wrzasnął Vegeta, który odczuwał coraz większy ból.

- Ten smok jest zupełnie inny niż ten nameczański... - pomyślał na głos Saladin.

- A skąd ty znasz nameczańskiego Smoka? - zapytał Goku. - I skąd miałeś radar?

- No cóż, to dłu...

- AAARRRGGHHHH!!! - wrzasnął Vegeta, przezwyciężając ból i łapiąc Goku za ubranie na piersi. - Nic ostatnio nie słyszę, tylko "to długa historia"!!! Nie obchodzą mnie żadne historie!!! Ja tu do wszystkich diabłów umieram!!! Wypowiedzcie to przeklęte życzenie!!!

- Słusznie - kiwnął głową Goku, pomagając Vegecie usiąść. - Smoku, chcę żebyś...

- Son Gohan nie żyje - wypalił znienacka #17.

Goku urwał w pół zdania i spojrzał na androida.

- Coś ty powiedział?

Koniec rozdziału #17.

Rozdział XVIII - Edge vs Brolly

29-ty Tenkaichi Budokai powoli zbliżał się już ku końcowi. Było już po finale, w którym zgodnie z przewidywaniami, po długiej i widowiskowej walce zwyciężył Mr Satan. W tym właśnie momencie mistrz odbierał nagrodę z rąk wzruszonego i przejętego Mr Hahna. Widownia wyrażała swe uznanie wiwatami i oklaskami, no prawie cała...

- Za każdym razem kusi mnie, żeby jednak wziąć udział i skończyć tę maskaradę... - powiedział Kuririn.

- Buu i tak byś nie pokonał - uśmiechnął się Yamcha, który był zadowolony ze swojej posady trenera drużyny baseball'owej i nie tęsknił do życia wojownika. - A uwierz mi, w losowaniu trafiłby ci się właśnie on...

- Wiem, przecież oszukują...

- Nie ma co narzekać - powiedziała #18, która od początku turnieju była w złym humorze. - Satan przecież jest mi winny tyle forsy, że do końca życia będzie nas spłacał.

- Nie chodzi o pieniądze... - westchnął Kuririn.

- Tato, nie wiesz gdzie polecieli Goten i Trunks? - zapytała Marron.

- Nie mam pojęcia. Swoją drogą, mam nadzieję, że wszystko z nimi w porządku... Gdybyśmy byli silniejsi moglibyśmy polecieć za nimi...

- Przecież już dawno obiecaliśmy Goku, że nie będziemy ryzykować - przypomniał Yamcha. - Jesteśmy za słabi, tylko byśmy przeszkadzali...

- Racja.

- Ale ja nie jestem słaba! - krzyknęła Pan. - Chcę lecieć za nimi!

- Nic z tego! - zabroniła jej Videl. - Oni sobie doskonale poradzą bez ciebie.

- A jak nie?

- To pomoże im tata, albo dziadek Goku.

- No i gdzie ten twój niesamowity wojownik? - zapytał Gohana zniecierpliwiony Brolly.

- Nie bądź taki w gorącej wodzie wodzie kąpany, czuję że się zbliża.

Rzeczywiście, Edge wkrótce znalazł się w polu widzenia dwóch Saiyanów. Brolly i Gohan unieśli się w powietrze, blokując mu drogę.

- A wy kto? - zapytał Edge.

- Nie myśl, że polecisz dalej - rzucił Gohan. - Twoja podróż w tym miejscu się kończy.

- Aha - uśmiechnął się Edge. - Zgaduję, że to wy mnie powstrzymacie?

- Dokładnie.

- Nie powinieneś tak szarżować. Widzę, że raz już trafiłeś na silniejszego od siebie. - Edge wskazał aureolkę Gohana.

- Niech to cię nie martwi.

- Dość tego gadania!!! - zniecierpliwił się Brolly, przyjmując postać SSJ, co zatrzęsło lekko okolicą. - Teraz giniesz!!

Legendarny Super-Saiyan ruszył w stronę Edge'a z charakterystyczną dla siebie pewnością zwycięstwa, najwyraźniej porażka z Gohanem niczego go nie nauczyła.

Niebieskoskóry olbrzym bez najmniejszego problemu zablokował cios legendarnego Super-Saiyana.

- Mieszkańcy tej planety są wyjątkowo uparci - wycedził przez zęby Edge. - To dobrze...

Brolly ryknął atakując ponownie, tym razem kopniakiem, jednak i ten jego cios został bez trudu zablokowany. Syn Paragasa cofnął się, nieco zdezorientowany, do tej pory to zawsze on miał przewagę i nie bardzo wiedział co zrobić w takiej sytuacji.

- Czuję w was obu sporą moc... - powiedział Edge. - Myślę, że mógłbym was przetestować...

- Przetestować? - zapytał Gohan.

- Tak... zrobimy to w ten sposób... jeśli pokonacie dwójkę moich wojowników to opuścimy tę planetę, a jeśli nie... hmm... zniszczymy ją.

- Zgoda - bez namysłu wypalił Gohan. - "To nam daje trochę czasu, poza tym jego znajomi chyba nie będą tak silni jak on..."

- Zaczekajcie więc chwi... - Edge nie dokończył, gdyż przerwał mu ryk Brolly'ego, najwyraźniej legendarny Super-Saiyan miał inne zdanie co do oferowanego przez Edge'a testu.

Brolly, już jako USSJ, rzucił się na niebieskiego olbrzyma, ciosem odrzucając go o kilkanaście metrów. Następnie strzelił zielonym ki-blastem, który eksplodował, zasłaniając Edge'a kłębem dymu, z którego olbrzym wyleciał na pełnej prędkości trafiając Brolly'ego pięścią poniżej żeber. Syn Paragasa wykrztusił trochę śliny i po kolejnym ciosie, tym razem w plecy, wbił się w ziemię.

- Zmarnowaliście swoją szansę... - powiedział przez zęby Edge, patrząc wściekle na Gohana.

Niebieskoskóry olbrzym, już miał się rzucić do ataku, kiedy powstrzymał go narastający pomruk, ziemia poniżej niego i Son Gohana zaczęła drżeć. W tym samym momencie syn Goku poczuł pod sobą ogromną ki, potężniejszą niż czuł kiedykolwiek wcześniej, nawet licząc walkę z Hildegarnem...

W tym momencie grunt eksplodował uwalniając postać Brolly'ego. Legendarny Super-Saiyan wyglądał jednak inaczej niż kiedykolwiek dotąd, nie był tak umięśniony jak przed chwilą, jego zielonkawożółte włosy dłuższe i postawione były bardziej na sztorc a całe ciało pokryte błyskawicami - najwyraźniej Brolly z wściekłości osiągnął SSJ2. Gohan zdziwił się jak łatwo mu to przyszło, ale w końcu był to Brolly...

"Właśnie na coś takiego liczyłem" - pomyślał syn Goku, uśmiechając się pod nosem. - "Teraz mamy szansę..."

Niestety, Gohan stracił nieco dobrego samopoczucia, kiedy Edge odezwał się:

- Znowu ta sama sztuczka? Dłuższe włosy i odrobinę większa moc? - powiedział ironicznie Edge. - Już paru dzisiaj tego próbowało, mieli nawet dłuższe włosy...

"Odrobinę?" - pomyślał Gohan. - "Według jakiej skali ocenia ten koleś?"

Brolly syknął, powoli unosząc się w powietrze.

- Możesz to powtórzyć? - zapytał Goku.

- Oczywiście - odpowiedział #17. - Twój syn, Son Gohan, nie żyje. Zabił go Cell.

- Kto!?

- Jakimś cudem Cell wstał z martwych, stał się silniejszy od twojego syna i zabił go na moich oczach - wyjaśnił android. - Przy okazji zniszczył jakieś miasto.

- Miasto? - zapytał nieprzytomnie Goku, który poczuł jak cały świat wali mu się na głowę. - Zaraz, zaraz. Ile życzeń nam zostało?

- Tylko jedno.

- Smoku - zaczął syn Bardocka. - czy możesz jednocześnie wskrzesić ofiary Cella i uratować Vegetę?

- Nie - odpowiedział Shen Long. - Vegeta został zatruty bardzo mocną i do tego magiczną toksyną, jego uzdrowienie wymaga mocy pełnego życzenia, podobnie jak wskrzeszenie tylu osób.

- Wiedziałem... - wydyszał Vegeta. - Zabiję tego zapchlonego kota, niech go tylko dorwę...

Goku zaczął nerwowo chodzić tam i z powrotem, nie wiedząc co robić.

- Przekichana sprawa - powiedział cicho Saladin, tylko Cinna i Blank to usłyszeli. - Ja na jego miejscu wiedziałbym jakie życzenie wypowiedzieć.

- To znaczy? - zaciekawił się Cinna.

- Ma do wyboru, przywrócić do życia swego syna, albo uratować tego co tam leży i który przed chwilą próbował zniszczyć tę planetę - Saladin pogodził się już z tym, że to nie on wypowie życzenia przed ziemskim smokiem. Czasami się wygrywa, czasami nie.

- Aha.

- Jakie więc jest twoje życzenie? - zapytał Boski Smok.

Goku milczał.

Legendarny Super-Saiyan zaatakował identycznie jak poprzednio, ciosem w podbródek odrzucił Edge'a o kilkanaście metrów i poprawił strzelając ki-blastem. Tym razem natarcie odniosło większy skutek niż poprzednio i Edge nie kontratakował, lecz wyleciał z powstałego kłębu dymu bezwładnie, w kierunku gruntu. Brolly dopadł do niego jeszcze w powietrzu, chwytając za szyję, błyskawicznie pikując w dół i wbijając olbrzyma w ziemię. Następnie odkoczył w górę i strzelił kolejnym pociskiem, wywołując sporą eksplozję i tworząc niemały krater.

Brolly uśmiechnął się triumfalnie. Ten niebieski śmieć nie był dla niego odpowiednim przeciwnikiem...

Zanim jeszcze dym w kraterze rozwiał się Edge powoli wyleciał z niego pionowo w górę z niedbale skrzyżowanymi na piersi rękami, zaledwie osmalony.

- Zupełnie nieźle - powiedział. - Ale, jak już mówiłem, byli i tacy z dłuższymi włosami i też przegrali.

Brolly ryknął wściekle, znowu nacierając. Tym razem Edge uniknął zręcznie i płynnie odleciał do tyłu. Brolly ponowił atak, ale niebieskoskóry olbrzym wyraźnie bawił się z nim, uchylając się przed kolejnymi ciosami. To jeszcze bardziej rozwścieczyło legendarnego Super-Saiyana, który strzelił, a raczej rzucił silniejszym ki-blastem. Trafił w widmo Edge'a, który natychmiast zjawił się tuż przed Saiyanem i zadał mu trzy ciosy w twarz tak szybkie, że Gohan raczej sie ich domyślił niż zobaczył. Brolly odleciał kilka metrów do tyłu i złapał się za krawawiący nos, następnie spojrzał na dłoń, na którą ścieknęła krew.

- Krew... moja krew... Jak śmiałeś mnie zranić!? - zapytał wściekle. - Jestem Brolly!!

- Dość już tej zabawy, straciłem cierpliwość - powiedział Edge, nie uśmiechając się już. - Na dłuższą metę wy, Ziemianie, jesteście męczący.

Brolly ryknął wściekle i uderzyła od niego niesamowita fala energii. Unoszący się w pobliżu w powietrzu Gohan został niemal zdmuchnięty, Edge także zachwiał się. Legendarny Super-Saiyan nie przestawał krzyczeć, w gruncie pod nim zaczął wyżłabiać się lej, zaś wszystkie chmury w okolicy, utworzyły nad Brolly'm okrąg. Wokoł jego postaci pojawiła się bardzo intensywna żółta aura, przecinana co chwilę wyładowaniami elektrycznymi. Wydawało się, a może nie było to tylko wrażenie, że cała planeta zaczęła drżeć.

Edge był wyraźnie zaciekawiony.

- Co za energia!! - krzyknął olbrzym. - Czyżby to był on!? - powiedział na głos nieświadomie. - Czy wreszcie go spotkałem!?

"O kim on mówi?" - pomyślał Gohan.

Tymczasem moc Brolly'ego nadal rosła, Gohan zaczął się bać, że jak tak dalej pójdzie, to zniszczy Ziemię samą aurą, ale na szczęście tak się nie stało. Włosy Brolly'ego wydłużyły się, a brwi zniknęły. Przez moment, może przez sekundę, może trochę dłużej, Brolly był w formie SSJ3, jednak po tej krótkiej chwili nagle fala mocy urwała się, włosy syna Paragasa powróciły do czarnej barwy i bezwładnie spadł on na ziemię. Sytuacja uspokoiła się.

- Co to było? - zapytał Blank. - Czuliście tę moc!?

- Tak - potwierdził Goku. - Niesamowita.

- A, właśnie - powiedział #17, przypominając sobie. - Twoi przyjaciele walczyli z jakimś wyjątkowo silnym wojownikiem. Może to on?

- Nie, to moc Brolly'ego - powiedział Goku.

- Brolly'ego!? - zapytał król Vegeta. - A skąd on się tu wziął!?

- Kto to jest Brolly? - zainteresował się Saladin, nie otrzymał jednak odpowiedzi.

- Wygląda na to, że dzieje się tu dużo dziwnych rzeczy - rzucił android. - Czas działa na naszą niekorzyść.

Nikt nie odpowiedział.

- Goku - kontynuował #17. - Nie mamy czasu, musisz podjąć decyzję. Wypowiedz życzenie.

- Son Goku - odezwał się król. - Rozumiem twoją sytuację. Nie mogę oczekiwać, że wybierzesz życie mojego syna, kiedy drugą opcją jest życie twojego. Zwłaszcza, że Vegeta niedawno próbował cię zabić.

- Właśnie... - powiedział Vegeta, którego głos był coraz słabszy. - Kakarotto... Wiesz jakie życzenie wypowiedzieć... Nie chcę twojej litości...

- Vegeta... - zaczął Goku, ale urwał, kiedy książę spojrzał mu prosto w oczy.

- Nie myśl... - powiedział Vegeta resztkami sił - że... kiedy wrócę z zaświatów... to dasz radę mnie pokonać... nie... myśl... - Vegeta nie potrafił dłużej zachować przytomności, osunął się bezwładnie na ziemię.

- Niestety - powiedział Edge. - To był tylko chwilowy wzrost mocy. A już miałem nadzieję...

- Nadzieję na co?

- Nieważne - uciął olbrzym. - Pospiesz się i kończmy już to.

- Słucham? - Gohan był wyraźnie zbity z tropu.

- Zmień kolor włosów i walczmy, bo zaczynam się nudzić.

- He he - uśmiechnął się Gohan. - Ja nie używam takich sztuczek.

- Naprawdę? Przecież w tej formie nie masz absolutnie żadnych szans.

"Wiem, gram na czas" - pomyślał Gohan, ale odpowiedział coś zupełnie innego:

- Zaraz zobaczymy.

- Mam dość - powiedział zielonowłosy zamykając oczy.

Gohan nie wiedział co się dzieje, ale postanowił nic nie robić, każda sekunda zwłoki była mu na rękę. Moment później zorientował się w sytuacji - chyba Edge skontaktował się z kimś telepatycznie, bo nagle znikąd pojawiły się dwie nowe osoby. Najwyraźniej do teleportacji użyły techniki Shunkanido, gdyż obie w momencie materializacji miały palce wskazujący i środkowy na czołach.

Były to dwie kobiety, a może raczej dziewczyny, wyglądały niemal identycznie. Różniły się tylko kolorami strojów. Jedna miała niebieski, a druga zielony. Obie wyglądały jakby już tego dnia doświadczyły nieco walki, ale nie były poważnie ranne.

- Sabre, Dagger - zaczął Edge. - Przedstawiam wam... jak się nazywasz?

- Eee... Gohan. Son Gohan.

- Przedstawiam wam Sona Gohana. Bawcie się dobrze.

Obie bliźniaczki uśmiechnęły się drapieżnie. Gohan przełknął ślinę.

Goku podniósł głowę, w jego oczach widać było determinację.

- Shen Longu - powiedział wyraźnie, choć niezbyt głośno Son Goku. - Oto moje życzenie: chcę abyś uleczył Vegetę.

Koniec rozdziału osiemnastego.

Rozdział XIX - Bliźniaczki vs Gohan

- Spójrz no tylko na niego - powiedziała bliźniaczka w niebieskim. - Też niebrzydki, zupełnie jak tamten.

- Widzę. Ciekawe czy wszyscy ziemscy wojownicy są tacy?

- Jeśli tak, dobrze trafiłyśmy.

- Dobra, dość gadania, walczymy.

Gohan poczuł, że ma szansę na przedłużenie tej walki.

- Nie byłoby zabawniej, gdybyśmy zmierzyli się w pojedynku jeden na jedną?

Bliźniaczki spojrzały na niego jak na idiotę.

- Nie.

- To głupie.

- Dlaczego miałybyśmy rezygnować z przewagi?

Gohan nie bardzo wiedział co mógłby odpowiedzieć, sposób myślenia jego przeciwniczek był zdecydowanie nie-saiyański...

Bliźniaczki zaatakowały, pierwsza na Gohana rzuciła się ta w zielonym, kopiąc na wysokości głowy. Syn Goku sparował przedramieniem, obrywając jednocześnie drugim kopniakiem, od drugiej siostry. Poleciał bezwładnie do tyłu, a Sabre i Dagger ruszyły za nim. Półsaiyan wyhamował nagle, kontratakując i trafiajac tę ubraną na niebiesko w podbródek. Wykorzystując impet lotu Gohan odwrócił się i wystrzelił pocisk ki w drugą przeciwniczkę, co odrzuciło ją dość daleko by syn Goku miał czas dopaść pierwszą i ciosem w plecy, a nastepnie kopniakiem w kark posłać ją w kierunku gruntu.

Trafiona wcześniej ki-blastem bliźniaczka skontrowała, celując w głowę. Gohan chwycił ją za nadgarstek i wyrzucił w powietrze, następnie złączył dłonie nad głową.

- Masenko!!

Fala ki trafiła ubraną na niebiesko wojowniczkę posyłając ją w jakąś skałę, niczym kometę z ognistym ogonem. Półsaiyan tymczasem odwrócił się, mając przeczucie, że druga z jego przeciwniczek już wraca do walki. Saiyański instynkt go nie zawiódł, zawiódł go refleks. Gohan był o ułamek sekundy za wolny, oberwał potężnym ciosem w podbródek, a potem drugi raz kopniakiem w klatkę piersiową. Odrzucony nieco do tyłu półsaiyan nie zdążył wyhamować, kiedy oberwał po raz trzeci, tym razem ki-blastem.

- GREEN LIGHTNING! - krzyknęła Dagger, strzelając zieloną, nieregularną falą ki w kłąb dymu, w którym był son Gohan. Pocisk przeleciał, nie trafiając nikogo, Gohan był już za swoją przeciwniczką.

- Masenko! - tym razem syn Goku przeliczył się. Ubrana w zielony strój dziewczyna zniknęła z toru lotu fali ki taranując półsaiyana łokciem w bok głowy, Gohan z trudem wyhamował, w głowie mu huczało.

- BLUE LIGHTNING!! - niebieska fala ki nadleciała od niespodziewanej strony trafiając półsaiyana w środek pleców. Syn Goku poleciał bezwładnie w dół, nie doleciał jednak do gruntu, nadziewając się na kolano drugiej z bliźniaczek. Wypluł trochę krwi i śliny i oberwał sierpem w pdobródek, co zmieniło kierunek jego lotu na przeciwny. Na krótko. Trafiony nogą w plecy wbił się w ziemię ze sporym impetem. Bliźniaczki wyciągnęły dłonie w kierunku gruntu i zaczęły ostrzeliwać okolicę Renzoku Energy Dan. Wiele eksplozji pokryło grunt w okolicach miejsca przymusowego lądowania Gohana, bliźniaczki nie grzeszyły celnością, ale we dwie miały aż nadto wystarczającą sporą "siłę ognia". Gohan miał duże kłopoty.

Videl nie zdołała utrzymać Pan w rękach, mała Saiyanka nagle wyrwała się jej i Yamchy i poleciała w tym samym kierunku co wcześniej Piccolo, Trunks, Goten i Uubu.

- Pan! stój!

- Spokojnie Videl, przyprowadzimy ją! - krzyknął Kuririn, startując. - Yamcha! Na co czekasz? - ojciec Marron poleciał za córką Videl.

- Tak, już lecę... - Yamcha uniósł się w powietrze, podążając za swym niskim przyjacielem.

- Co za idioci! - syknęła #18. - Przecież nie mają szans choćby jej dogonić! - Androidka także ruszyła za swym mężem i Yamchą.

Videl, Marron, Bra i Chichi zostały na widowni same.

- Chyba lepiej zawiadomić mamę - powiedziała Bra, wyciągając telefon komórkowy, - Nie darowałaby sobie, gdyby przegapiła jakąś ważniejszą akcję...

Oczy Boskiego Smoka zabłysnęły.

- Spełniłem wasze życzenia, teraz odchodzę.

Smok, przemienił się w smugę światła, która rozdzielając się na siedem mniejszych poleciała w różne strony świata.

- Ale... dlaczego? - zapytał król Vegeta.

Goku usiadł ciężko, nie odpowiadając, najwyraźniej sam nie wiedział co odrzec na to pytanie.

- Goku, twoi przyjaciele tam walczą. Nie mamy czasu na bezczynne siedzenie.

- Trening - powiedział Goku.

- Co?

- Trening. - Goku odwrócił się w kierunku króla Vegety - Mój syn nie trenował ostatnio, jest zbyt słaby. Vegeta bardziej nam się przyda w walce.

nikt tego nie skomentował.

- Musimy ruszać - powiedział Goku. - niech wszyscy się mnie złapią.

- Saiyanie, ty... Son Goku - zaczął Cinna. - Wybacz, to my wykorzystaliśmy dwa pozostałe życzenia.

- Później o tym porozmawiamy, złapcie się mnie, teleportujemy się stąd.

Przelecenie dystansu do miejsca walki Gohana z bliźniaczkami zajęło Pan zaledwie chwilę. Pośród postrzelanego pociskami ki, pokrytego lejami krajobrazu dostrzegła ojca, który próbował podnieść się choćby na przedramiona, niestety był tak osłabiony, że nawet to było ponad jego siły. Pan wylądowała przy ojcu, próbując mu pomóc, miała łzy w oczach.

- Tato! Podnieś się! Tato!!

- Pan? Uciekaj stąd... słyszysz? - powiedział słabo Gohan. - Uciekaj...

- Tato!

- Pan... proszę... uciekaj...

- Piękna scena - usłyszała nagle Pan, słowa te wypowiedziała ubrana na niebiesko bliźniaczka, unosząc się zaledwie kilka metrów nad Gohanem i jego córką.

- Właśnie - potwierdziłą druga. - Szkoda, że nie wzięłam aparatu, aż żal zabijać.

Siostry jednocześnie skoncentrowały pociski ki w wyciągniętych w stronę Gohana i pan dłoniach.

- Stop - uciął nagle Edge, podlatując. - Zostawcie go w spokoju... i tak już nie żyje.

Bliźniaczki posłusznie rozproszyły ki i uniosły się wyżej w powietrze.

Pan spojrzała na Edge'a z determinacją i wściekłością obecnymi, obok łez, w oczach.

- Nie wolno ci krzywdzić mojego taty!! - krzyknęła, a jej aura eksplodowała mocą.

- Twój tatuś sam chciał ze mną walczyć, przykro mi mała.

- Nie jestem mała!!! - Pan krzyknęła nagle, a jej włosy przyjęły złotą barwę, jednocześnie unosząc się nieco w górę. Młoda Saiyanka zniknęła materializując się tuż obok Edge'a i uderzając go piąstką w lewy policzek. Olbrzym nawet nie drgnął.

- Niesamowita moc, jak na dziecko - zauważył Edge. - Jest dużo silniejsza, niż wy w jej wieku. - powiedział do bliźniaczek.

- Masz coś konkretnego na myśli? - zapytała sucho Sabre, ta ubrana na niebiesko.

- Nie, nic - uśmiechnął się olbrzym. - Gdzieżbym śmiał... - Edge wyciągnął rękę w kierunku Pan i uformował pocisk ki.

Odgłos teleportacji powstrzymał olbrzyma przed wystrzeleniem ki-blasta. Na ziemi, obok leżącego Gohana pojawiła się niespodziewanie całkiem spora grupa osób.

- No proszę - powiedział Edge. - To chyba jeszcze nie koniec...

- Dziadku! - krzyknęła Pan, rzucając się Goku na szyję. - Dziadku, oni skrzywdzili tatusia.

Goku spojrzał na leżącego obok Gohana, postawił wnuczkę na ziemi i podszedł do niego.

- Synu, co ty tu robisz?

Gohan uśmiechnął się słabo.

- Wróciłem... z zaświatów... - powiedział z trudem, najwyraźniej miał połamane żebra. - Chciałem ich zatrzymać... zanim dotrą do stadionu... Udało się...

- Tak, świetnie się spisałeś - powiedział Goku dziwnym głosem. - Teraz musisz odpocząć.

- Tato... te bliźniaczki... są groźne... a ten olbrzym... jest dużo silniejszy... pokonał wszystkich... nawet Brolly'ego...

- Nic już nie mów, wszystkim się zajmę.

Goku podniósł półprzytomnego Gohana i podszedł do króla Vegety.

- Czy mogę liczyć na to, że zaopiekujesz się moim synem przez chwilę?

- Oczywiście - król wziął bezwładnego Gohana i odleciał z nim nieco dalej, w kierunku miasta.

- Saladinie - Goku zwrócił się do drugiego księcia. - Vegeta nadal nie odzyskał przytomności, będę potrzebował twojej pomocy.

- Dobrze.

- Lepiej będzie, jeśli reszta z was zrobi nam miejsce i nie będzie się wtrącać - powiedział Saiyan do Cinna, Blanka i #17. - Zabierzcie też Vegetę.

- Zrobione - powiedział android, podnosząc nieprzytomnego księcia. - Za mną, Lanfani, kiedy Goku walczy lepiej mu nie przeszkadzać.

- Pan, ty także leć z nimi.

- Ale...

- Bez dyskusji - uciął Goku chłodno. - Byłaś bardzo dzielna, ale teraz zostaw wszystko w moich rękach.

Białowłosi i Pan polecieli za #17. Goku i Saladin zostali sami, nie licząc oczywiście Edge'a i dwóch bliźniaczek.

Edge z zaciekawieniem obserwował całą scenę, ale nie interweniował, podobnie jak bliźniaczki.

- Wygląda na to, że jesteś kimś w rodzaju głównego obrońcy tej planety, tak? Cieszę się, że w koncu cię spotkałem...

Goku zignorował go.

- Bliźniaczki pokonały mojego syna, więc są bardzo mocne - powiedział do Saladina. - A według słów Gohana ten Edge jest jeszcze potężniejszy, pokonał nawet Brolly'ego, legendarnego Super-Saiyana.

- To nie ty ani Vegeta?

- Nie, w porównaniu do Brolly'ego jesteśmy "zwykłymi" Super-Saiyanami.

- Nieważne - przerwał Saladin. - W takim razie jak chcesz go pokonać?

- Jeszcze nie wiem.

- Więc zostaw go mnie - uśmiechnął się książę.

- Słucham? - zdziwił się syn Bardocka.

- Zaufaj mi, pokonam go. Ty zajmij się bliźniaczkami.

Goku odpowiedział dopiero po chwili:

- Zgoda.

- Skończyliście pogaduszki? - zapytał Edge.

- Jak najbardziej.

Goku przyjął formę SSJ2, unosząc się w powietrze. Po raz kolejny los planety był w jego rękach.

Koniec rozdziału dziewiętnastego.

Rozdział XX - Nowe oblicza nowych znajomych

Edge ironicznie spojrzał na lewitujących przed nim Saladina i Goku.

- Czy wy, Ziemianie nigdy się nie poddajecie?

- Nie mam pojęcia, nie jestem Ziemianinem - odpowiedział Saladin z uśmiechem.

- Nieważne. Jesteście za słabi. Nie będę z wami walczył. Sabre! Dagger!

Bliźniaczki błyskawicznie znalazły się przed olbrzymem.

Goku zaatakował błyskawicznie, trafiając ubraną na zielono bliźniaczkę w podbródek i drugą kopniakiem w brzuch. Była to tylko prowokacja, gdyż zaraz potem rzucił się do ucieczki, a obie wojowniczki podążyły za nim. Edge i Saladin zostali sami nad postrzelanym wcześniej ki-blastami terenem.

- Wygląda więc na to, że nie uniknę walki z tobą - powiedział Edge zniechęcony. - Dobrze. Zginiesz zanim zdążysz się zorientować.

- Nie sądzę - odpowiedział Saladin, koncentrując w dłoni pulsującą kulę ki, drugą ręką zaś zdejmując skauter.

- No dobrze - uśmiechnął się złośliwie Edge. - Dam ci szansę. Pozwolę się raz zaatakować zanim cię zabiję.

- Doskonale - Saladin rzucił pocisk ki w powietrze, on zaś eksplodował, zalewając okolicę jasnym światłem. W miejscu wybuchu w powietrzu unosiła się spora kula energii, sprawiając, że było znacznie jaśniej niż powinno.

- I co to miało być? - zapytał Edge, kiedy nagle Saladin zaczął przechodzić przemianę. Saiyan urósł, jego ciało pokryło się futrem, a twarz przemieniła w pysk małpy. Na szczęście saiyańska zbroja, dzięki swej elastyczności nie pękła.

Saladin-oozaru spojrzał na Edge'a swymi jednolicie czerwonymi oczami. Poza poczuciem potęgi forma oozaru znacznie podosiła też poziom agresji wojownika. W tym momencie syn króla Vegety nie miał ochoty na nic innego poza rozszarpaniem przeciwnika na strzępy. Jak najmniejsze.

"Ogromna moc" - pomyślał Edge, tutejsi wojownicy naprawdę potrafią zaskoczyć.

Saladin rzucił się na Edge'a trafiając go pięścią. Od impetu ciosu olbrzym poleciał bezwładnie i wbił się w ziemię. Oozaru błyskawicznie dopadł do tego miejsca i kiedy tylko niebieskoskóry wojownik pojawił się na powierzchni, został po raz kolejny trafiony, tym razem otwartą dłonią lewej ręki. Z trudem wyhamował w powietrzu, strzelając w oozaru ki-blastem. Eksplozja nie zasłoniła nawet wielkiej małpy, która błyskawicznie rzuciła się do kolejnego ataku, skacząc i całym ciałem przygniatając Edge'a do gruntu.

Kurz nie zdążył nawet opaść, kiedy nagle oozaru drgnął i jakby zaczął się podnosić. Zamiast jednak wstać, on po prostu uniósł się w powietrze i to nie z własnej woli, podniósł go Edge.

- Nie myśl, że możesz sobie ze mnie drwić, małpo! - krzyknął niebieskoskóry olbrzym ciskając jednocześnie Saladinem o grunt. Ziemia jęknęła, gdy ogromne cielsko, po półobrocie w powietrzu, uderzyło o jej powierzchnię.

- Żaden małpiszon nie pokona Umierających Gwiazd! - ryknął Edge, koncentrując ki. - FALLEN STAR!!!

Wielokolorowa kometa poleciała w stronę wielkiej małpy, która nagle rozdziawiła paszczę, jakby ze strachu.

Nie był to strach.

Fala ki wystrzelona z pyska Oozaru uderzyła w pocisk Edge'a. Ki-blast przez moment opierał się jej naporowi, ale już po chwili został rozproszony. Niebieskoskóry olbrzym nie miał żadnych szans uniknąć ataku.

Goku zatrzymał się, by siostry mogły go dogonić. Nie odleciał zbyt daleko - nie chciał tracić z oczu ani Edge'a ani Saladina. Ciekawiło go, co też ogoniasty Saiyan ukrywa w zandrzu. Miał się tego wkrótce dowiedzieć, ale tymczasem czekały go inne problemy. Dwa.

- Co sądzisz o tym? - zapytała ta w zielonym.

- Też niebrzydki, chociaż wolałam tego z czarnymi włosami.

- Zgadzam się, chcociaż mnie się najbardziej spodobał ten ze spiczastą fryzurą.

- Ten pierwszy?

- Tak.

Goku wykorzystał tę chwilę czasu na koncentrację i transformację w Super-Saiyana drugiego stopnia. Bliźniaczki wyglądały na nieco zmęczone, więc uznał, że chyba nie będzie konieczna przemiana w SSJ3. Goku wolał zachować energię na później, miał przeczucie, że się przyda. Z drugiej strony, nie należało ich lekceważyć.

W tym momencie Saladin przeszedł w formę oozaru i zarówno Goku jak i bliźniaczki przez chwilę kompletnie zatrzymali się, oszołomieni niesamowitą mocą, która pulsowała od syna króla Vegety. Na swoje szczęście Saiyan otrząsnął się pierwszy.

Goku zniknął, materializując się tuż przy Sabre i uderzając ją potężnym prawym sierpowym. Ubrana na niebiesko wojowniczka poleciała do tyłu bezwładnie, Saiyan zaś zaatakował drugą siostrę kopniakiem z półobrotu. Dagger wywinęła się zręcznym unikiem i strzeliła w przeciwnika pociskiem ki z bardzo bliska. Ki-blast przeleciał przez sylwetkę syna Bardocka, który znalazł się za plecami oponentki, potężnym kopnięciem posyłając ją w kierunku ziemi.

- BLUE LIGHTNING!! - usłyszał nagle Goku.

Saiyan obrócił się błyskawicznie i sparował nieregularną falę ki jednym pociskiem.

- To niemożliwe! - krzyknęła zaszokowana Sabre. - To był mój najsilniejszy atak!

- Silny, ale bardzo chaotyczny - zauważył Goku, znikając i materializując się tuż obok niej z jednoczesnym ciosem pięścią. Odziana w niebieski strój bliźniaczka zablokowała uderzenie, ale tylko jedno. Trafiona lewym sierpem poszybowała do tyłu niekontrolowanie. Goku zaczął koncentrować ki.

- KA... ME... HA... ME...

W tym momencie Sabre została zasłoniona przez swą siostrę, która wystrzeliła w kierunku Goku z obu rąk falę ki.

- HAAAAA!!! - krzyknął Saiyan, Kamehameha zderzyła się z pociskiem Dagger i zdmuchnęła go bez większych problemów, obie siostry zostały objęte niebieskawobiałym strumieniem energii. Kiedy Goku zakończył atak, bliźniaczki, dymiąc, opadły na ziemię.

Saiyan odetchnął z ulgą, ocierając kilka kropel potu, które pojawiły się na jego czole. nie przemienił się co prawda w SSJ3, ale walczył wykorzystując maksimum możliwości swej drugiej formy Super-Saiyana. Na szczęście walka wyglądała na zakończoną. Bliźniaczki, wcześniej i tak wyczerpane, teraz nie stanowiły już dla niego zagrożenia.

Edge w ostatniej chwili zdołał zasłonić się przed strzałem Saladina. Kiedy dym powstały po eksplozji rozwiał się, olbrzym miał na ciele wiele powierzchownych ranek, zadrapań i oparzeń.

- Ta planeta ma więcej energii niż myślałem. Już po raz drugi dzisiaj niszczą moją tarczę ki.

Saladin tymczasem wstał i powoli uniósł się w powietrze - forma oozaru nie przeszkadzała mu latać. Nareszcie czuł prawdziwą moc. Dopiero teraz uwierzył, że naprawdę jest najsilniejszym Saiyanem. Obserwując złotowłosych Goku i Vegetę czuł się oszukany - ci ziemscy Saiyani wbrew słowom Boskiego Smoka wydawali się od niego o wiele potężniejsi, a przecież żaden z nich nie był legendarnym Super-Saiyanem. Ten cały Brolly, miał być jeszcze mocniejszy. W tej jednak chwili Saladin był pewien, że dałby radę całemu tuzinowi legendarnych SSJ.

Oozaru ryknął triumfalnie.

- I czego się tak drzesz? - zapytał Edge. - Wydaje ci się, że wygrywasz?

Saladin zarechotał.

- Nie jesteś w stanie dorównać oozaru, kosmito. To twój koniec.

Edge uśmiechnął się, ukazując zęby.

- Mógłbym ci pokazać trochę prawdziwej mocy, małpko, ale...

- Ale?

- Szkoda czasu - powiedział Edge posyłając niebieskawy ki-blast w kierunku sztucznego księżyca, który trafiony eksplodował bezgłośnie i zniknął.

Saladin błyskawicznie zaczął tracić masę. Po chwili unosił się w powietrzu już jako zwykły Saiyan.

- Ja... jak to? Nie można zniszczyć sztucznego księżyca!

- Naprawdę? - ironizował Edge. - Nie bądź śmieszny, dla kogoś kto panuje nad ki tak dobrze jak ja, to aż za proste.

- Niech cię diabli! - krzyknął Saiyan, wkurzony faktem, że jego taktyka okazała się fiaskiem.

Edge przestał się uśmiechać, zniknął pojawiając się tuż przed Saladinem i wbijając mu pięść w brzuch. Saiyan zakaszlał krwią i śliną, zaś od jego zbroi odłamały się liczne małe fragmenty. Niebieskoskóry olbrzym złapał przeciwnika za szyję, cisnął nim w kierunku ziemi i strzelił na dokładkę ki-blastem. Pocisk trafił Saladina tuż po tym jak uderzył on o grunt. Potężna eksplozja stworzyła duży krater w i tak już postrzelanym podłożu.

- Jednego mniej - Edge rozejrzał się po okolicy zauważając porażkę bliźniaczek. Nie spiesząc się podążył w tamtą stronę.

Goku już w momencie zniszczenia sztucznego księżyca wiedział, że Saladin przegra. Saiyan odczekał do odpowiedniego momentu i kiedy tylko Edge wystrzelił pocisk ki w lecącego prosto w dół księcia użył Shunkanido, by znaleźć się dokładnie w przewidywanym miejscu eksplozji i teleportować się wraz z synem króla Vegety. Zdążył.

Syn Bardocka położył Saladina na ziemi tuż obok Brolly'ego i teleportował się z powrotem, zanim Edge lub ktokolwiek inny zdołał zorientować się co się stało. Akcja była tak szybka, że dla postronnego obserwatora Goku tylko na sekundę zniknął ze swego miejsca.

Niebieskoskóry olbrzym zbliżył się do Saiyana, obserwując leżące na gruncie bliźniaczki.

- Zupełnie nieźle - powiedział. - Pokonałeś dwie wojowniczki z naszego elitarnego oddziału.

- Nie było to takie trudne - odpowiedział Goku. - Były już wyczerpane.

- Tak, wiem. Gdyby były w pełni sił nie pokonałbyś ich z tak żałosnym poziomem mocy.

Goku uśmiechnął się głupawo i podrapał po głowie, zupełnie jak Uubu, ale w tym wypadku raczej należałoby powiedzieć, że to Uubu uśmiechał się jak Goku, a nie odwrotnie.

- Cóż, to nie jest maksimum mojej mocy - powiedział Saiyan.

- Domyślam się, pewnie możesz mieć dłuższe włosy.

- Tak jakby.

- Rozumiem. W takim razie nie będę z tobą walczył.

- Nie? - zdziwił się Goku.

- Straciłem już tarczę ki. Mógłbyś mnie zranić, a ja tego strasznie nie lubię.

- Nie bardzo rozumiem - powiedział Saiyan. - Nie widzę nikogo innego z kim miałbym walczyć, czy zamierzasz się poddać?

- Nie. Odwróć się za siebie.

Goku odwrócił się naiwnie, ale Edge nie zaatakował go znienacka, czego można by się spodziewać. Za swoimi plecami Saiyan ujrzał lewitujące bliźniaczki.

- Jeszcze nie macie dość?

Siostry w odpowiedzi odwróciły się do siebie twarzami łącząc jednocześnie dłonie na wysokości barków. W tym momencie obie zniknęły używając techniki teleportacji.

Potężna eksplozja światła wstrząsnęła okolicą dokładnie w miejscu w którym zniknęły bliźniaczki. Goku na moment stracił równowagę, ale na szczęście nie dał się zdmuchnąć.

Kiedy blask zniknął Goku ujrzał przed sobą jedną kobiecą postać, wyglądającą dokładnie jak jedna z bliźniaczek. Prawa część jej stroju była niebieska, a lewa zielona, poza tym Goku czuł od niej znacznie większą energię niż od którejkolwiek z sióstr wcześniej.

- Czyżby to była... fuzja?

Koniec rozdziału dwudziestego.

Rozdział XXI - Krótki powrót Vegety

- Czemu się tak dziwisz? - zapytał Edge. - Myślałem, że wy, Ziemianie, znacie technikę fuzji.

- Tak, ale nie tego rodzaju.

- Cieszę się, że nareszcie udało nam się was zaskoczyć. Do tej pory to raczej wy zaskakiwaliście nas.

- He he - uśmiechnął się Goku. - Tacy już jesteśmy.

- Dobra, dość śmichów-chichów - powiedział Edge. - Miło było cię poznać, ale z naszą uroczą Sagger nawet ja przegrywam, więc w tym miejscu cię pożegnam.

Edge rzeczywiście odwrócił się i odleciał na dość sporą odległość.

- No dobrze - powiedział Goku. - Pokaż swoją moc Sagger, czy jak ci tam.

Dziewczyna zniknęła pojawiając się tuż przy Goku i uderzając go tak silnie, że Saiyan z ogromną prędkością poleciał na skos w kierunku gruntu i wbił się w niego dość głęboko. Chwilę trwało zanim się wygrzebał, trzymając się za trafioną szczękę.

- O Kaio, to bolało - powiedział cicho. - Tak jak myślałem... nareszcie dobra walka.

Goku skoncentrował ki powodując lekkie drżenie gruntu w okolicy. Z gardła Saiyana wydobył się krzyk i po chwili przyjął postać SSJ3.

Na wargach Sagger pojawił się drwiący uśmieszek.

- To naprawdę maksimum twojej mocy? To nawet nie będzie walka. To będzie masakra.

Goku uśmiechnął się, koncentrujac ki do granic możliwości.

- DWUDZIESTOKROTNY MEGA KAIOKEN!!! - krzyknął, atakując.

Tenshinhan obudził się z potwornym bólem głowy. Dał się zaskoczyć temu białowłosemu kosmicie jak jakieś dziecko. Od razu jego uwagę zwróciła potężna ki, którą wyczuwał w kierunku stadionu Tenkaichi Budokai. Energia ta była tak ogromna, że aż trudno było ją sobie wyobrazić.

"Czyżby ktoś zebrał Smocze Kule i poprosił Shen Longa o nieskończoną moc?"

Nagle poczuł jeszcze jedną ki, niemal równie dużą, która jednak po chwili zmalała. - "Co tu się dzieje?" - wojownik poleciał w stronę z której wyczuł obie moce.

Goten otworzył oczy, nie odzyskując jednak do końca przytomności. Wyraźnie słyszał jakieś głosy? A może tylko mu się zdawało?

"...nie żyje... ...tych dwóch... ...duża moc... ...a tamten?... ...zbyt słaby..."

Syn Goku ponownie pogrążył się w mroku. Nie czuł się dobrze, musiał odpocząć.

Edge obserwował atak Goku ze zdziwieniem.

"Ten niepozorny Ziemianin ma w sobie więcej energii niż sądziłem" - pomyślał. - "Chyba nawet jest silniejszy od tej wielkiej małpy... Czemu mnie to nie dziwi?".

Tak, on zdecydowanie był głównym obrońcą tej planety.

Goku nie trafił, jego przeciwniczka, była szybsza. Aura Kaioken rozproszyła się. Saiyanowi bardzo trudno było utrzymywać koncentrację Kaioken przy jednoczesnej formie SSJ3, ale wiedział, że Super-Saiyan 2-ego stopnia nie wystarczy. Miał tylko jedną szansę. Ponownie skoncentrował ki, a jego ciało otoczyła intensywna czerwona aura.

Vegeta wstał powoli. Miał pustkę w głowie. Przez moment nie mógł uwierzyć, że nie znajduje się w zaświatach. W końcu uświadomił sobie co się stało.

Goku go uratował. Poświęcił życie Son Gohana, żeby go wyleczyć.

- Vegeta, wszystko w porządku? - zapytał go ojciec.

Książę go zignorował. Czuł energię Son Goku. Zapewne syn Bardocka po raz kolejny samotnie walczył broniąc Ziemi. Jak zwykle.

Vegeta skoncentrował ki, przemienił się od razu w SSJ2. Skoncentrował ki jeszcze bardziej. jego aura zdmuchnęła stojacych obok króla Vegetę i Yamchę (który wraz z Kuririnem i #18 dotarł już na miejsce), ale książę pozostał na drugim stopniu Super-Saiyana. Przerwał koncentrację i spojrzał w kierunku Goku i jego przeciwniczki. Syn Bardocka przegrywał, choć Vegeta doskonale wyczuwał, że jego największy rywal jest od niego o wiele silniejszy.

"Znowu to samo. Goku walczy, a ja nie jestem w stanie mu pomóc."

- Vegeta, słyszysz mnie? - pytał dalej król.

"Walcząc ze mną nie wykorzystał pełni mocy. Znowu. Dlaczego nie traktuje mnie jak prawdziwego przeciwnika?"

Po ciele Vegety zaczęły przebiegać wyładowania elektryczne. Wszyscy dookoła czuli jak moc księcia rośnie, chociaż on sam jej nie koncentrował, wyglądało na to, że nawet nie zdawał sobie sprawy z potęgi własnej ki.

"Nie, Goku. Nigdy więcej nie pozwolę ci walczyć za mnie."

Frustracja Vegety przekroczyła w tym momencie wszelkie możliwe granice. Jego włosy najzwyczniej w świecie wydłużyły się, a brwi zniknęły. Vegeta przeszedł na trzeci stopień SSJ tak łatwo i naturalnie, jakby była to dla niego codzienna rutyna. Nie było żadnych dodatkowych efektów, ani aury ani czegokolwiek innego i książę mógłby nawet nie domyślić się przemiany, gdyby nie reakcja wszystkich zebranych.

- Ve... Vegeta... ty jesteś SSJ3! - wyjąkał Kuririn.

- Naprawdę? - zdziwił się książę, dotykając dłonią tyłu głowy i wyczuwając bujną fryzurę. - Rzeczywiście... - powiedział. - Kakarotto. Trzymaj się! Lecę do ciebie.

Przed startem Vegetę powstrzymał głos Son Gohana.

- Vegeta... zaczekaj.

- Gohan? - Vegeta dopiero teraz zorientował się, że syn Goku tu jest. - Miałeś nie żyć.

- I nie żyję... - blado uśmiechnął się Gohan. - Nieważne... weź to... - półsaiyan podał księciu dwa kolczyki.

- Czy to kolczyki Potara?

- Tak... ostatnia para... nie zniszczcie ich...

Vegeta uśmiechnął się i wystartował w kierunku miejsca, gdzie jego przyjaciel i największy rywal zarazem walczył o los planety.

Sagger zaatakowała serią szybkich ciosów wymierzonych w twarz przeciwnika, a nastepnie złączonymi pięściami uderzyła go od góry. Goku w ostatnim momencie skoncentrował Kaioken, dzięki czemu złagodził cios na tyle, by nie wbić się w ziemię. Zdołał wyhamować.

"Nie jestem w stanie nawet jej zranić, muszę użyć najsilniejszego ataku, Kamehamehy wzmocnionej dwudziestokrotnym Mega Kaioken".

Saiyan złączył dłonie nadgarstkami w okolicach prawego biodra.

- KA... ME...

- Możesz przestać się wygłupiać, Kakarotto - Goku usłyszał głos Vegety, książę był absolutnie zdrowy, nie wspominając już o tym, że był w SSJ3.

- Vegeta!

Sagger spojrzała na nowego przeciwnika.

- Ja cię skądś znam... - powiedziała.

- Ja ciebie... a raczej was też.

- Aha, to ty! Ten pierwszy przystojniak! Jednak przeżyłeś!

Na ustach Vegety pojawił się charakterystyczny pół-uśmiech.

- Vegeta, ja... - zaczął Goku.

- Nic nie mów Kakarotto. Nie chcę tego słuchać.

- Vegeta...

- Przybyłem ci pomóc tylko z jednego powodu - kontynuował Vegeta. - Gdyby zostawić cię samego wygrałbyś pewnie zmieniając się w jakąś nową formę SSJ, rzuciłbyś Genki Damę, albo wymyślił coś równie głupiego, a na to ci nie pozwolę.

- Rozumiem - uśmiechnął się Goku. - Nowa forma Super-Saiyana by się przydała. Nie chcę cię martwić, ale nawet we dwóch nie mamy szans wygrać. Za duża różnica mocy.

- Nie bierz mnie za idiotę którym sam jesteś. Łap. - Vegeta rzucił Goku jeden z kolczyków.

- Skąd masz kolczyki Potara?

- Nie pytaj się głupio, tylko wepnij go do lewego ucha - książę sam wpiął swój kolczyk do prawego.

- Jesteś pewien?

- Oczywi... - Vegeta trafiony nagle nogą w bok głowy nie dokończył zdania, Sagger nie przerwała ataku kopiąc Goku w twarz. Impet ciosu nie tylko przewrócił Saiyana, ale także wytrącił kolczyk z jego dłoni. Sagger błyskawicznie podniosła przedmiot.

- Myślicie, że nie wiem co to jest? - powiedziała. - Sądzicie, że dam wam okazję na fuzję?

Goku zamiast odpowiedzieć błyskawicznie skoncentrował Kaioken i rzucił się w kierunku kolczyka, Sagger jednak była szybsza, odepchnęła go na kilkanaście metrów ki-blastem. Saiyan padł ciężko na ziemię. Vegeta spróbował jeszcze kontrataku, ale Sagger z dziecinną łatwością uniknęła ciosu i kopnęła go w plecy.

- Jesteście żałośni - Sagger popatrzyła uważnie na kolczyk leżący na jej otwartej dłoni. - Ten kolczyk jest trochę inny od tych, które znam...

Odgłos teleportacji za jej plecami sprawił, że Sagger odwróciła się. Ujrzała przed sobą dwie zupełnie nieznane jej białowłose osoby, jedna z nich miała skoncentrowaną w dłoniach ki.

- HAAAAAAAA!!!!!!!!!!! - krzyknął Blank, bo to był on, Cinna w tym samym momencie krzycząc do Sagger "Nie ruszaj się!" rzucił się w kierunku kolczyka, łapiąc go na ułamek sekundy przed tym jak Kamehameha trafiła w wojowniczkę.

Obaj białowłosi odskoczyli jak najdalej od eksplozji, która nastąpiła.

- Kocham tę technikę - powiedział Blank, Cinna tymczasem podleciał do Goku wciskając mu kolczyk do ręki.

- Nie wiem, co chcecie zrobić, ale pospieszcie się.

Goku skinął głową wpinając sobie kolczyk do ucha. W tym momencie potężna siła pociągnęła go w kierunku Vegety, dwaj Saiyani zderzyli się z jednoczesną eksplozją energii.

Tenshinhan doleciał na miejsce akurat w momencie fuzji Vegety i Goku, kiedy błysk światła zakończył się trójoki wojownik ujrzał coś, co naprawdę zrobiło na nim wrażenie. Nie tyle sam wygląd, co niesamowita, przyćmiewająca wszystko w okolicy energia.

Ziemia była uratowana. Do akcji miał wkroczyć Vegetto w trzeciej formie Super-Saiyana.

Koniec rozdziału dwudziestego pierwszego.

Rozdział XXII - Starcie fuzji

- Co to było? - zapytał król Vegeta. - Co się stało z moim synem?

- Spokojnie - powiedział Kuririn. - Goku i Vegeta scalili się za pomocą kolczyków Potara, dzięki temu ich moc znacznie wzrosła. Teraz bez trudu zwyciężą.

- O tym Son Goku mi nie opowiadał... - powiedział król - Mówił, że wojownicy łączą się jakimś tańcem.

- Zwykle tak, ale Vegeta nigdy by się na nie zgodził, bo to strasznie śmiesznie wygląda - powiedział Kuririn z uśmiechem. - Dlatego właśnie połączyli się kolczykami. Zresztą już drugi raz.

- Wtedy w walce z Buu, czy jak mu tam, też?

- Też.

Król Vegeta milczał przez chwilę, zastanawiając się nad czymś, w końcu powiedział:

- Skoro te kolczyki są takie wygodne to dlaczego wszyscy ich nie używają?

- Chyba dlatego, że jest ich za mało... A może dlatego, że fuzja jest na stałe.

- Na stałe?

- No tak, ale Buu ma zdolność do jej rozłączania.

- Rozumiem.

- Ciekawe gdzie się wszyscy podziali? - zastanawiał się na głos Mr Satan, siedząc w swym luksusowym mieszkaniu na stadionie turnieju. - Chciałbym zobaczyć się z Pan...

- Wszyscy polecieli - odpowiedział Buu. - Pewnie niedługo wrócą.

- Oby.

Nagle usłyszeli znajomy skądś dźwięk. Teleportacja?

W drzwiach pokoju stał nikt inny jak Cell.

Przerażony Mr Satan, którego oczy niemal wypadły z orbit z niesamowitą prędkością znalazł się nagle przy przeciwnej do drzwi ścianie dokładnie za plecami Buu. Ze strachu nie był w stanie normalnie mówić.

- C... C... Cell? T... Ty... Ty nie żyjesz!!

Cell zignorował go podchodząc do stojącego na środku pokoju, nieco zdziwionego sytuacją Buu.

- Słynny Buu, jak sądzę?

Buu nagle stracił swój dobrotliwy wyraz twarzy, marszcząc czoło - zauważył znak "M" na czole Cella.

Różowy demon zamachnął się na zielonego mutanta, ten jednak bez trudu zablokował jego cios.

- Nie wiem jakim cudem mogli uznać cię za silniejszego ode mnie - powiedział Cell.

Mutant wyrzucił przed siebie prawą dłoń i falą ki urwał głowę wicemistrzowi Tenkaichi Budokai. Fala przebiła także ścianę wybijając w niej sporą dziurę. Szczęśliwie dla Mr Satana nie była to ta ściana pod którą on się schował.

Cell wbił lewą dłoń w korpus Buu, przytrzymując go w miejscu i uniósł ogon z którego końcówki wyrosło nagle nieprzyjemnie wyglądające żądło. Mutant wbił ogon w różowe ciało demona.

- Pozdrowienia od Babidiego - uśmiechnął się paskudnie.

Buu nagle zaczął maleć, Mr Satan przez chwilę nie orientował się co się dzieje, zrozumiał jednak kiedy spojrzał na pulsujący ogon Cella. Mutant najwyraźniej wsysał różowego wojownika.

Satan wściekle rzucił się na Cella zadając mu na oślep kilka ciosów, jednak jego przeciwnik nawet tego nie zauważył.

Buu zniknął ostatecznie, Cell wessał go całego. Najdoskonalszy twór doktora Gero zachwiał się nagle, z trudem łapiąc równowagę. Po chwili uderzyła od niego fala ki tak silna, że zrównała cały budynek Tenkaichi Budokai z ziemią. Odepchnięty Mr Satan wylądował dopiero na trybunach, które na całe szczęście były już niemal puste.

Z gruzów, które pozostały po turniejowym budynku powoli wyleciała jakaś postać. Najwyraźniej był to Cell, jednak przypominał go tylko w niewielkim stopniu. Był znacznie bardziej masywny, nie miał ogona, a jego skóra miała ciemnoczerwoną barwę. Rozejrzał się powoli, jakby zastanawiając się czy zniszczyć wszystko w zasięgu wzroku. Zrezygnował jednak, położył dwa palce na czole i zniknął.

Buu zginął, co oznaczało, że nie będzie sposobu na rozdzielenie fuzji Goku i Vegety. Wojownicy Z jednak jeszcze o tym nie wiedzieli.

- Hej... Vegetto?! - krzyknął Tenshinhan, podlatując do Saiyana. - Widzę, że masz pełne ręce roboty.

- Tenshinhan! Ty tutaj?

- Tak, nie chcę ci przeszkadzać, ale wydaje mi się, że jacyś kosmici zbierają Smocze kule.

- Heh - uśmiechnął się Vegetto. - Czy masz ich na myśli? - wskazał Cinna i Blanka.

- Tak - Shinhan zmarszczył czoło. - Dokładnie ich. Znasz ich?

- Powiedzmy. Później porozmawiamy, teraz muszę wygrać walkę. Gdzieś tam są wszyscy, zaczekaj z nimi.

- Rozumiem - Tenshinhan. - Do zobaczenia - najsilniejszy człowiek świata poleciał w kierunku króla Vegety i reszty. Cinna i Blank teleportowali się.

Vegetto spojrzał na swoją przeciwniczkę.

- Zostaliśmy sami. Sądzę, że czeka nas dobra walka. Mam tylko nadzieję, że twoja fuzja nie skończy się za parę minut.

Sagger nie odpowiedziała, tylko lekko syknęła. Nie czuła się zbyt pewnie przed tym pojedynkiem.

Vegetto zaatakował uderzając prawym sierpowym w twarz i poprawiając lewym hakiem w podbródek. Sagger poleciała nieco w górę, Saiyan zjawił się tuż nad nią i uderzył złączonymi pięściami. Umierająca Gwiazda z ogromną prędkością poleciała w dół, wbijając się z ogromnym impetem w ziemię. Otrząsnęła się błyskawicznie, startując i uderzając Vegetto pięścią, trafiła w widmo, Saiyan pojawił się za jej plecami, kopnęła z półobrotu, ponownie chybiając. Vegetto zaczął bawić się z przeciwniczką bez trudu unikając jej ciosów i pojawiając się tuż za nią lub obok. Trwało to dobre kilka minut, póki Vegetto nie znudził się i nie skończył zabawy strzelając ki-blastem i odpychając przeciwniczkę o kilkanaście metrów.

- To zbyt proste - powiedział z uśmiechem. - Może powinienem przejść na SSJ2? Walka potrwałaby trochę dłużej...

- RAINBOW LIGHTNING!!! - krzyknęła w odpowiedzi Sagger, wystrzeliwując z obu rąk dwie fale ki wirujące spiralnie wokół siebie. Atak ten przypominał trochę Makankosappo, ale w tym wypadku obie fale wirowały, nie jedna. Pocisk mienił się wszystkimi kolorami tęczy.

Atak był bardzo szybki, Vegetto uchylił się przed nim w ostatniej chwili. Nie był to wcale koniec, Sagger wykonała lekki ruch ręką i fala zawróciła ponownie w stronę Saiyana. Vegetto nie miał szans jej uniknąć, było tylko jedno wyjście.

- KAMEHAMEHA!! - Saiyan wystrzelił falę ki w nadlatującą Rainbow Lightning, ataki zderzyły się. O dziwo, fala Sagger miękko wbiła się w Kamehamehę, rozbijając ją i trafiając Vegetto w wyciągnięte dłonie.

Zgromadzeni niedaleko król Vegeta i Wojownicy Z, zobaczyli potężną eksplozję, której podmuch nawet z tej odległości niemal przewrócił Yamchę, Kuririna czy Shinhana.

- Co to było? - zapytał król Vegeta, osłaniając oczy, eksplozja była jasna niczym słońce. - Czuję tę energię nawet bez skautera.

- Pewnie Vegetto przeszedł do ataku - powiedział Tenshinhan. - Możemy się spodziewać więcej takich atrakcji.

- Oby tylko nie rozwalili planety - powiedział Kuririn.

Król Vegeta przełknął ślinę. Naprawdę nie spodziewał się aż takiej potęgi. Trudno było to sobie wyobrazić...

Chmura pyłu i dymu rozwiała się. Vegetto nadal tkwił w tym samym miejscu w powietrzu, cały osmalony, miał dziwną, bezmyślną minę.

- Uff... - wypuścił z ust obłoczek dymu. - Ale zadyma...

Sagger, która najwyraźniej odteleportowała się z miejsca eksplozji na moment przed trafieniem Rainbow Lightning w Vegetto pojawiła się z powrotem, zaledwie zmarszczeniem brwi okazując zdziwienie faktem, że Vegetto żyje.

- Gratulacje - powiedział Saiyan. - Wygląda na to, że po fuzji nie tylko wzrosła wasza moc, ale także kontrola ki... Ten atak był doskonały, pod względem konstrukcji o niebo przewyższał Kamehamehę.

Sagger zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła, najwyraźniej komplement zaskoczył ją na tyle, że nie zdołała utrzymać zaciętego wyrazu twarzy.

- Dzięki... To jeszcze nie wszystko na co mnie stać.

- Mam nadzieję! - ucieszył się Vegetto, w myśli rezygnując z pomysłu o przejściu na SSJ2, potrzebował przewagi mocy, pod względem techniki walki był słabszy. - Nie spotkałem jeszcze godnego siebie przeciwnika.

- Naprawdę? - Sagger zatrzepotała rzęsami. - W tej części kosmosu muszą żyć strasznie słabe istoty...

- Być może. Może powinienem wybrać się tam skąd ty pochodzisz?

- Może... - Sagger nie dokończyła, gdyż ktoś jej przerwał:

- "Może" skończcie te pogaduchy - Sagger i Vegetto usłyszeli głos Edge'a, który jak się okazało nadal był w pobliżu. - Mieliście chyba walczyć.

- He he - Vegetto uśmiechnął się. - No tak, racja. - Saiyan przybrał pozycję bojową. - Gotowa? - zapytał Sagger.

- Oczywiście.

Przeciwnicy jednocześnie zniknęli, przynajmniej dla oczu potencjalnych obserwatorów. W rzeczywistości walczyli poruszając się niesamowicie szybko. Walka zeszła na nieco niższy poziom niż przed chwilą, teraz Vegetto i Sagger walczyli raczej zachowawczo, czekając na błąd przeciwnika.

Błąd popełnił Vegetto. Podchodząc do starcia zbyt pewnie uderzył szerokim sierpem, który przeleciał nad głową Sagger. Wojowniczka zanurkowała pod ręką Saiyana, wbiła mu pięść głęboko pod żebra a następnie poprawiła kopniakiem w okolice krocza. Na szczęście Vegetto zdołał kopniak częściowo sparować kolanem. Nie uchroniło go to jednak przed trafieniem dwoma złączonymi pięściami w kark. Saiyan poleciał bezwładnie w dół, ale zdołał wyhamować przed uderzeniem w ziemię. Nie zdążył jednak zrobić uniku przed falą nadlatujących pocisków ki. Sagger zaatakowała Renzoku Energy Dan. Fala eksplozji zasłoniła sylwetkę Vegetto, Sagger uniosła dłonie w górę.

- TACHYON BALL!!! - krzyknęła, nad jej rękami pojawiła się potężny, nieregularny i pulsujący energią pocisk ki, który wojowniczka cisnęła w chmurę pyłu powstałą po jej wcześniejszym ataku.

Eksplozja wstrząsnęła okolicą, w miejscu lądowania Vegetto pojawiła się wielka kula ognia stworzona ze skoncentrowanej ki. Taki atak musiał zostawić trwały ślad na każdym... jeśli ktoś by to przeżył.

- Brawo, bardzo dobrze - powiedział Vegetto, bijąc lekko brawo. - Tylko trochę za wolno... - dokończył zawiedzionym tonem.

Sagger, oddychając ciężko, spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Jak... tak... szybko? - wydyszała.

- He he. Szybki jestem, nie?

- To... to...

- Niemożliwe? - zapytał Vegetto, przestając się uśmiechać. - Czas na prawdziwą walkę!

- Prawdziwą? To nie była walka na serio?

Vegetto zaatakował błyskawicznie, kopiąc przeciwniczkę w szyję, Sagger straciła równowagę i poleciała nieco w dół. Saiyan ruszył ponownie, szykując się do ciosu pięścią, Sagger skrzyżowała przedramiona w bloku, ale Vegetto zamiast zaatakować wyminął ją i kopnął z rozpędu w plecy. Tym razem impet ciosu był dużo większy i Sagger poleciała bezwładnie w stronę przeciwną do przeciwnika.

- KA... ME... HA... ME... - zaczął Vegetto, ale nagle zmienił zdanie - Albo nie... - skoncentrował ki w obu opuszczonych dłoniach nagle wyrzucając je przed siebie, jakby chciał użyć techniki Final Flash, złączył jednak nadgarstki pionowo, nie poziomo. - FINAL KAMEHAMEHA!!! - krzyknął, wyrzucając z siebie potężną jaskrawozieloną falę ki, która objęła postać Sagger, a przynajmniej tak się wydawało.

Vegetto nie trafił. Sagger zdążyła teleportować się za jego plecy.

- RAINBOW LIGHTNING!! - powiedziała strzelając falą ki.

Trafiony bezpośrednio plecy Vegetto wrzasnął z bólu i poleciał w dół bez przytomności. Ten atak to było za dużo, nawet dla niego...

Koniec rozdziału dwudziestego drugiego.

Rozdział XXIII - Najsilniejszy wojownik w kosmosie

Edge obserwował lecącego bezwładnie w stronę ziemi Vegetto. Do tej pory ziemscy wojownicy mile go zaskakiwali, tym razem jednak było wręcz przeciwnie. Jak na moc, którą posiadał, ten tutaj walczył naprawdę słabo. Można by się spodziewać, że walka trochę potrwa, a tymczasem on już padł... żałosne.

Edge nie wiedział jednak, że nieprzytomni Saiyani tracą formę SSJ.

Ku zdziwieniu Edge'a i Sagger Vegetto nagle zniknął. Błyskawicznie znalazł się nad przeciwniczką i zrobił w powietrzu salto kopiąc ją od góry w kark. Sagger poleciała błyskawicznie w dół, nie dotarła jednak do powierzchni ziemi, gdyż Vegetto był szybszy. Znalazł się na torze lotu wojowniczki i szerokim zamachem odbił ją z powrotem w górę.

- KA... ME... - zaczął Saiyan.

Sagger panicznie starała się wyhamować. Impet ciosu był jednak zbyt duży.

- HA... ME...

Wojowniczka skoncentrowała całą ki na próbie odzyskania kontroli nad lotem. Bezskutecznie.

- HAAAAAAAA!!!!!!!!! - potężny strumień poleciał w kierunku lecącej nadal bezwładnie Umierającej Gwiazdy. Nie miała szans przetrwać tego ataku.

Vegetto zakończył atak. Na torze lotu Kamehamehy nie było nikogo, najwyraźniej przeciwniczka Saiyana rozpadła się w pył.

- FALLEN STAR!!! - usłyszał nagle Vegetto, głos należał do Sagger.

Potężny pocisk ki trafił Saiyana eksplodując i zasłaniając go kłębem dymu. Sagger czekała cierpliwie, wiedząc chyba, że ten atak nie mógł zabić jej oponenta. Rzeczywiście, Vegetto był co prawda nieco bardziej osmalony niż przed chwilą, ale poza tym w porządku. W ubraniu na plecach miał sporą dziurę po wcześniejszym trafieniu.

- Zaskoczyłaś mnie. Zapomniałem o teleportacji - powiedział Saiyan.

- Ty mnie także, jesteś silniejszy niż mi się wydawało. Dużo silniejszy.

- A ty za to masz świetnie opanowane techniki. Bardzo szybko strzelasz silnymi pociskami.

- Ty za to niesamowicie szybko się poruszasz - odpowiedziała Sagger.

- Tak, ale jakimś cudem udaje ci się obrócić wszystkie moje akcje na swoją korzyść.

- Co nic mi nie daje, bo nie jesteś nawet ranny.

Edge po raz kolejny zniecierpliwił się, przerywając dialog.

- Czy wam się wydaje, że jesteście na randce? Walczcie zamiast... - Edge przerwał spoglądając na wyraz twarzy Sagger.

"Ale ze mnie idiota" - pomyślał. - "Ona jest na skraju wyczerpania i próbuje sobie kupić trochę czasu. Nie powinienem się wtrącać."

- A zresztą - powiedział niebieskoskóry olbrzym. - Róbcie co chcecie... - odleciał nieco na bok.

Vegetto uniósł lekko łuki brwiowe ze zdziwienia.

- A jemu co? - zapytał. - Obraził się?

- Nieważne - uśmiechnęła się Sagger.

- Właśnie - Saiyan także wyszczerzył zęby. - Świetnie mi się walczy, ale chyba trochę za długo to trwa. Czas kończyć walkę.

Sagger przełknęła ślinę.

"Za wcześnie" - pomyślała.

Vegetto zaczął koncentrować ki. Potęga jego ki uderzyła jego przeciwniczkę niczym młot.

"On nadal ma tyle energii? To niemożliwe!".

Grunt zaczął nieco drżeć, wydzielana przez fuzję Goku i Vegety energia wywołała też spory wiatr, zdmuchując gdzieś daleko okoliczne chmury. Wiatr ten przemienił się wkrótce niemal w huragan.

Zgromadzeni nie tak blisko przecież Wojownicy Z wyraźnie odczuwali wpływ ogromnej ki.

Najsłabszy w grupie król Vegeta padł nieprzytomny na ziemię, Yamcha nie zdołał utrzymać się na nogach i podpierając się rękami na klęczkach próbował złapać oddech.

- Co za ki... - zdołał wyjąkać Kuririn. - Zaraz rozsadzi mi głowę...

- Zbliżcie się wszyscy do mnie! - krzyknął android #17. - Stworzę osłonę, lepiej nie wystawiać się na tą energię.

Wszyscy zbliżyli się do androida, nieprzytomnych Gohana i króla Vegetę, także zbliżono. #17 stworzył półprzezroczystą osłonę ki wokół całej grupy. Błękitna sfera migotała niepewnie, mimo odległości z trudem opierając się mocy Vegetto. Sytuacji wcale nie poprawiało to, że osłona musiała być dużo większa niż wokół jednej osoby, a co za tym idzie, była trudniejsza do podtrzymania.

- Oby to się zaraz skończyło! - powiedziała #18, przekrzykując wycie wiatru. - Długo tak nie wytrzymamy!

"To zdecydowanie najpotężniejszy wojownik w kosmosie" - pomyślał Tenshinhan. - "Dobrze, że jest po naszej stronie."

Ogromna aura Vegetto zmniejszyła się nagle, jednocześnie ciemniejąc. Stała się tak ciemnożółta, że aż niemal pomarańczowa. Ki, którą było od niego czuć nie była już tak wszechogarniająca, wręcz przeciwnie, była jakby przytłumiona, a może po prostu bardziej skoncentrowana?

- Masz ostatnią szansę - powiedział do Sagger, przez jego twarz przebiegło wyładowanie elektryczne. - Jeśli się teraz poddasz, pozwolę odejść tobie i twojemu przyjacielowi.

Sagger o niczym innym nie marzyła... poddać się i odejść... Wojowniczka uśmiechnęła się ponuro. Poddać się, brzmiało to niemal jak bajka... nie mogła tego zrobić. Umierające Gwiazdy nie poddają się. Nigdy.

Vegetto zrozumiał sytuację.

Saiyan zaatakował wystarczająco wolno by Sagger miała margines czasu na reakcję, zbyt szybko jednak by zdołała ciosu uniknąć. Wojowniczka przyjęła prawy prosty przeciwnika na skrzyżowane przedramiona. Pięść Vegetto zmiażdżyła jej kości prawej ręki, Sagger jęknęła z bólu. Nic więcej nie zdążyła zrobić. Kolejne dwa ciosy, już nie tak silne, trafiły ją odpowiednio w szczękę i pod żebra, następnie Saiyan posłał przeciwniczkę bezwładnie w powietrze kopnięciem z lekkiego półobrotu.

- BIG BANG ATTACK!! - okrągły pocisk ki wystrzelony z dłoni poleciał w stronę Umierającej Gwiazdy.

Tym razem nie było mowy o teleportacji, odruchowy ruch dłoni w kierunku czoła spowodował u Sagger jedynie falę bólu w połamanych kościach.

Ten atak nie mógł nie trafić.

Edge był pod wrażeniem.

"Gdyby ten facet nie był efektem fuzji pomyślałbym, że to jego szukam... szkoda..."

Sagger wykonała unik jednocześnie w obie strony, dokładniej w jedną stronę poleciała ubrana na zielono Dagger a w drugą odziana w niebieski strój Sabre. Pocisk Vegetto poleciał gdzieś w kosmos, nie czyniąc nikomu krzywdy.

Siostry zatrzymały się w powietrzu. Sabre miała złamaną prawą rękę.

Vegetto, nadal skoncentrowany, uśmiechnął się lekko.

- Wygrałem - powiedział. - Z tą ręką nie zdołasz się ponownie scalić z siostrą - rzucił do Sabre. - Koniec walki.

Ubrana na niebiesko bliźniaczka spiorunowała go wzrokiem.

- Masz rację - powiedziała. - Ale tylko w połowie.

- To znaczy?

- Nie zdołamy przeprowadzić fuzji ponownie, ale to nie koniec walki.

Vegetto wybuchnął śmiechem, rozluźniając się nieco, a co za tym idzie tracąc nieco skoncentrowanej energii.

- Chcecie walczyć osobno? To śmieszne!

- Nie - usłyszał nagle zza pleców Saiyan. - One już nie będą walczyć. - To był głos Edge'a.

- Hmm? - zdziwił się Saiyan.

- To co słyszałeś... Chcę ci tylko powiedzieć, że rzadko jestem do tego zmuszany, więc powinieneś czuć się w pewien sposób zaszczycony...

Edge uwolnił z siebie nagły impuls ki, trwało to ułamek sekundy, w którym to momencie jego mięśnie powiększyły się nagle, twarz wydłużyła w nieco zdeformowany koci pysk, uzębiony niczym piła tarczowa. Całą skórę Edge'a porosła krótka zielonkawa szczecina. Źrenice olbrzymiego wojownika zmieniły się w pionowe żółte szparki.

Najwyraźniej Edge także potrafił się przemieniać. Właśnie to udowodnił.

- Przez chwilę wydawało mi się, że poczułem drugą ogromną ki - powiedział Kuririn.

- Mnie też - potwierdził Tenshinhan. - Ale to był moment.

- Ciekawe co się dzieje?

Vegetto nie wydawał się być przerażony pokazem Edge'a, wręcz przeciwnie, z jego ust nie schodził lekko kpiący uśmieszek.

- To, że teraz wyglądasz jak uciekinier z ZOO wcale nie sprawia, że nagle zdołasz mnie pokonać - powiedział Saiyan.

- Nie radzę ci mnie lekceważyć - wycedził powoli Edge, z trudem artykułując słowa. - Jestem najpotężniejszym wojownikiem wszechświata.

- Chyba śnisz - Vegetto zniknął, tym razem atakując z maksymalną prędkością, nie dając przeciwnikowi czasu na reakcję.

Edge zablokował cios przeciwnika łapiąc jego pięść lewą dłonią.

Lekko zdziwiony Vegetto na szczęście dla siebie łączył bojowe doświadczenie Goku i Vegety, nie dał się zatrzymać i kopnął celując w kark.

Edge sparował przedramieniem.

Vegetto cofnął się o kilka metrów, zbity nieco z tropu.

- Jak to możliwe? - zapytał. - Nie czuję od ciebie tak dużej mocy.

- To dlatego, że panuję nad swoją ki lepiej niż ktokolwiek inny - powiedział powoli Edge. - Ze mną nie wygrasz.

- Zobaczymy! - Vegetto złożył nadgarstki w okolicach prawego biodra. - KA... ME... HA... ME...

Edge zamierzał chyba przyjąć atak, gdyż nawet nie drgnął.

- HAAAAAAA!!!!! - Vegetto posłał falę ki w przeciwnika z niedowierzaniem zauważając, że jego bardzo szybki atak trafia ona tylko w widmo kotopodobnego olbrzyma.

"To niemożliwe... Nie może być tak szybki!"

Edge niespodziewanie zaatakował od tyłu uderzając kantem dłoni w kark Saiyana. Vegetto poleciał na kilka metrów, opanowując jednak lot i odwracając się w kierunku przeciwnika.

- BIG BANG ATTACK!!!

Kula ki poleciała w kierunku Edge'a, który po prostu wystrzelił w jego kierunku zwykły ki-blast.

Pocisk ki kosmity bez trudu rozbił atak Vegetto, trafił jego samego i popchnął go w kierunku podłoża. Eksplodował kiedy Saiyan dotarł do powierzchni ziemi. Wybuch nie był bardzo duży, ale za to niezwykle skoncentrowany.

Vegetto nie zamierzał się poddawać. Na pełnej prędkości wyleciał z chmury dymu wystrzeliwując kilka ki-blastów w przeciwnika, który gładko uchylił się przed wszystkimi. Vegetto oczywiście przewidział to, znikając w tym momencie.

Edge był szybszy.

Kiedy Saiyan pojawił się, żeby zadać cios przeciwnik ubiegł go o krok wbijając mu łokieć w twarz i łamiąc nos. Super-Saiyan 3-ego stopnia poleciał bezwładnie gdzieś w powietrze.

- Fallen Star! - Edge wystrzelił z wyciągniętych przed siebie dłoni charakterystyczny wielokolorowy pocisk. Zamroczony Vegetto nie miał szans na unik.

Pocisk ki eksplodował potężnie, impet wybuchu rzucił pokrwawionego i nieprzytomnego Saiyana na ziemię. Jego włosy były czarne.

Walka była zakończona.

Edge powrócił do swojej pierwszej formy, lądując obok przeciwnika.

- Jesteś niezły - powiedział bardziej do siebie niż do Vegetto, gdyż Saiyan nie mógł go słyszeć - Gdybyś miał całą energię i był skoncentrowany może miałbyś jakąś szansę... może...

Sabre i Dagger wylądowały obok.

- No cóż, moje panie... To była ciekawa wycieczka, ale czas się zbierać, prawda?

Obie bliźniaczki jednocześnie skinęły głowami.

- Więc jaka decyzja? - zapytał Edge. - Rozwalamy tę planetę?

- Tak - odpowiedziała Sabre.

- Nie - powiedziała w tym samym momencie Dagger.

Edge uśmiechnął się pod nosem.

- A więc jednak doczekałem się tej chwili... Wy się w czymś nie zgadzacie... - przerwał na moment. - Cóż, skoro tak... - Tu uśmiechnął się bardzo szeroko ukazując wszystkie zęby. - Żegnaj, planeto Ziemio...

Koniec rozdziału dwudziestego trzeciego.

Koniec części pierwszej.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze
  • czesio0404 : 2011-06-13 17:21:47

    Stary bardzo Pr0 świetne!!! Bardzo mi się podobało

  • Rince : 2011-03-22 03:02:07

    Całkiem niezłe opowiadanie, ale jak dla mnie nieco za długie, i nieco za wiele zwrotów akcji i wątków. Niemniej jakość jest niezła;)

    A tak BTW. Dagger i Zidane to ukłon może w kierunku FF IX?

  • Kestrel : 2011-01-15 21:07:50

    Jedno pytanie...gdzie będzie i kiedy kolejna część? Zakończenie treści zdaniem "koniec części pierwszej" za bardzo intryguje i nie można się doczekać kolejnych historii...

  • Jedfox : 2010-07-12 19:13:59

    Jak na razie najlepsza opowieść fanowska o Dragon Ball jaką widziałem. Dorównuje (a nawet prześciga) poziomowi oryginału.

    Tak trzymać! Czekam na kolejne.

  • PaTiSia : 2010-05-02 12:49:42
    extra

    Ssuper ;d

    Po prostu extra, bez porównania !!

    Czekam na resztę...

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze