Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Syn magii

Rozdział I

Autor:Red
Korekta:IKa
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Self Insertion
Dodany:2007-06-05 20:39:00
Aktualizowany:2007-06-05 20:39:00


Następny rozdział

Jedna dusza, wśród mroków w jasność się złączy

Jedna krew, w żyłach razem popłynie

Jedno ciało, jak grom, potęgą swą zagrzmi

A nieprzyjaciel cieniem się stanie i w pył rozpadnie...

...dwóch braci tak różnych, teraz jednym będących, u boków swych stanie. Zapiski z XII księgi Authinów


Wstęp

Doven, rozległa kraina leżąca pomiędzy rozwidleniem północnej i zachodniej rzeki krainy Trójrzecza. Za panowania króla Tharifasa panował tu pokój i dobrobyt, elfy, ludzie i orkowie nie mieszali się w swoje sprawy i nie naruszali granic państw. Gdy król zmarł, a rządy objął jego syn Tothen, polityka między krajami zaczęła się źle układać. Młody niedoświadczony książę nie potrafił poradzić sobie z tyloma obowiązkami i kraj zaczął popadać w ruinę. Skorzystał z tego Mathog, król Czerwonej Wieży, fortecy orków. On pierwszy rozpoczął działania wojenne względem Dovenu. Widząc, że w kraju panuje jeszcze chaos po śmierci starego króla, a Tothen nie radzi sobie z kłopotami, zaatakował i zajął twierdzę Lotharię, jeden z trzech ważniejszych punktów strategicznych Dovenu. Atak był wielkim zaskoczeniem dla niczego nie spodziewających się miast, które były szybko niszczone, a każdy mieszkaniec był zabijany aby nie mógł ostrzec innych pobliskich zamków o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Teraz nadeszła pora na Firewind drugą, co do wielkości, twierdzą Dovenu...

Rozdział I

Revon otworzył oczy, jednak natychmiast je zamknął ponieważ promień słońca wpadający przez okno ewidentnie go do tego zmusił. Podniósł się i usiadł na łóżku. Był osiemnastoletnim, wysokim, smukłym mężczyzną, o dość długich jasnych włosach. Świetnie potrafił posługiwać się różnoraką bronią, zarówno mieczem, łukiem jak i bardziej skomplikowanym orężem. Już od najmłodszych lat, rzemiosło wojenne niezwykle go interesowało i czynił wszystko aby poznać je jak najlepiej. Wiedział że w tych trudnych czasach właśnie umiejętność posługiwania się bronią, może uratować mu życie. Ostatnie wydarzenia wywarły na nim olbrzymi wpływ, zmieniając postrzeganie otaczającego go świata i rzeczy na które nigdy nie zwracał uwagi. Sprawiły że przestał wierzyć ludziom, lecz zaczął polegać wyłącznie na samym sobie.

Kątem oka ujrzał niewyraźną postać stojącą przy przeciwległej szafie, natychmiast przetarł swe niebieskie, pogrążone w smutku oczy - postać znikła, równie niespodziewanie jak się pojawiła.

Tej nocy śnił mu się jego ojciec, Gerthod, którego martwe ciało znaleziono dokładnie dwa dni temu, o tej samej porannej porze. Leżąca u bram miasta, zastygła w bezruchu postać jedynego przyjaciela jakiego posiadał chłopak, z ręką wyciągniętą przed siebie, ku miastu, jakby rozpaczliwie chciał wezwać pomoc, która i tak nie nadeszła.

Revon wiedział że Gerthod nie stał się przypadkową ofiarą, jego zabójcy działali bardzo zorganizowanie, co z pewnością wymagało dłuższego planowania. Zatarli też wszelkie ślady, tak że jedyną rzeczą jaka pozostała po ich wizycie było martwe ciało i głęboko pogrążona w piersi strzała.

- Dowiem się kto cię zabił ojcze... - szepnął Revon, starając się odepchnąć od siebie to, co było już tylko dręczącym go wspomnieniem. - I zemszczę... - dodał przez zęby, mocno zaciskając pięści.

Wstał z łóżka, po jego policzku stoczyła się samotna łza i rozprysła na drewnianej podłodze. Podszedł do zawieszonego na ścianie lustra, oprawionego kunsztowną drewnianą ramą. Ujrzał odbicie swego smukłego oblicza, włosy bezładnie opadały mu na twarz. Zgrabnym ruchem ręki zagarnął je w tył i uformował w niewielki kucyk. Nabrał nieco zimnej wody ze stojącego obok wiadra i obmył twarz. Przejmujący chłód przebiegł mu po skórze, powoli otaczając całe ciało. Nałożył swe codzienne, lecz solidne ubranie. Mocne skórzane spodnie, koszula, a na nią gruby podszywany kubrak swego ojca. Następnie zabrał się do przygotowania posiłku.

Za pomocą krzesiwa sprawnie rozpalił ogień w kuchni, nastawił wodę na herbatę, a na niewielką osmaloną patelnię położył duży kawałek zakupionego wczoraj mięsa.

Gwizd czajnika przeciął powietrze, odrywając chłopca od jego przemyśleń. Revon, zaskoczony nagłym dźwiękiem, spojrzał na kuchnię. Przez chwilę zapomniał o wszystkim, pogrążając się w pustce - w swoim świecie. Ostatnio czuł się tam całkiem dobrze, sam, wśród ciszy, bez natrętnych ludzi, ciągle starających się go pocieszyć po stracie ojca i wciąż rozdrapując świeże rany na duszy chłopca.

Otrząsnął się i powoli podszedł do kuchni, podłoga zatrzeszczała pod nim cicho. Zaparzył herbatę i postawił kubek na stole, obok kilku czerstwych kromek chleba. Mięso też zaczynało się przypiekać, więc ostrożnie, nożem zdjął je z patelni i położył na talerzu. Usiadł przy stole i przystąpił do śniadania. Rozejrzał się wkoło. Panowała kompletna cisza, chwilami przerywana odgłosami zza okien.

Skończywszy posiłek, sprzątnął po sobie, niegdyś zdarzało się mu o tym zapomnieć i robił to za niego ojciec, a teraz był zdany tylko i wyłącznie na siebie. Przed oczami przelatywały mu obrazy z jego dzisiejszego snu: Kamienny ołtarz, w środku ciemnego lasu, i padający nań promień słońca. W cieniu stał Gerthod i swym ciepłym wzrokiem wpatrywał się w chłopca, jakby bezskutecznie starając się coś mu przekazać...

Haeron - pomyślał Revon. - To najbliższy las, może o to właśnie mu chodzi.

Jeszcze raz rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, sam nie był pewien czego dokładnie szuka, gdy jego wzrok przypadkowo zatrzymał się na jego mieczu opartym o łóżko.

Wtedy w jego głowie pojawiły się wciąż dźwięczące słowa ojca, jakby stał tuż obok niego i szeptał mu na ucho.

Czasy się zmieniły synu, nie pozbawiaj się swojej ostatniej deski ratunku...

Revon schował miecz do pochwy przypiętej u pasa i wyszedł z domu. Przekraczając próg miał dziwne przeczucie, jakby nie dane mu było szybko tutaj powrócić. Jeszcze raz obejrzał się w kierunku domostwa, coś było nie tak...

Wszyscy ludzie w chaosie krzątali się po mieście, każdy zdawał się mieć coś pilnego do zrobienia. Foregise było niewielkim miastem, którego codzienne życie skupiało się wokół rynku. Właśnie dzisiaj przybyli przejezdni kupcy, sprzedający lub skupujący rozmaite towary których nie można było dostać w okolicy. Ludzie zawsze z niecierpliwością oczekiwali tego dnia i każdy śpieszył do centrum aby móc choć obejrzeć egzotyczne dobra, na które i tak ich nie stać.

Jedynie stary Yaroo, jak co dzień, ubrany w obszarpany kubrak i obwisłe na chudych nogach dziurawe spodnie, siedział pod dębem i palił fajkę. Ludzie uważali go trochę za dziwaka, ale to on, jako nieliczny potrafił być wdzięczny za każdy dzień swego życia i dostrzegać piękno otaczającego go świata. Między innymi dlatego też Revon bardzo go lubił.

- Witaj! - wykrzyknął Yaroo wyjmując fajkę z ust.

- Dzień dobry - odpowiedział Revon, zatrzymując się przy starcu.

- Gdzieś się wybierasz młodzieńcze? - zapytał i wypuścił z ust ciemny dym, który uformował się w koło, a następnie rozpłynął w powietrzu.

- Do Haeronu. W nocy miałem sen. Śnił mi się Gerthod. Wydawało mi się że chce coś przekazać, jakąś informację dla mnie... - odrzekł Revon i zamilkł na chwilę, jakby oczekując że Yaroo zaraz go wyśmieje.

Jednak mylił się, mężczyzna przyjął tą wiadomość bardzo poważnie, jego ciemne gęste brwi zmarszczyły się przysłaniając jego brązowe oczy.

- Hmm... ciekawe. Ale uważaj na siebie, ostatnio okolica nie jest już tak bezpieczna jak kiedyś - powiedział z dziwnym przekonaniem w głosie.

Revon nie wziął ostrzeżenia starca na poważnie, wierząc w swoje umiejętności i siłę. Uśmiechając się pod nosem odszedł w kierunku bramy miasta. Minął po drodze kilka drewnianych domów które rzucały przyjemny cień na ulicę którą szedł. Stare, piętrowe domostwa wciąż zdawały się żywe, i pod względem wyglądu mogły konkurować z tymi nowymi.

***

Po jakiejś godzinie drogi stanął przed Hareonem, mrocznym i pełnym nie odkrytych tajemnic, wiekowym lasem. Niektórzy ludzie powiadają że to właśnie tutaj znajduje się krypta w której żywcem został pogrzebany Gyurn, król tyran sprzed około pięciuset lat. Ponoć zbudował on z czaszek zabitych ludzi pokój w którym mieszkał. Jednak prawdopodobnie ludzie wymyślili te wydarzenie, tylko po to, aby lepiej wyrazić okrucieństwo króla. Chłopi i służba nie mogąc znieść jego tyranii sama wymierzyła mu stosowną karę.

Wejście do krypty zostało zasypane, tak aby nikt nigdy nie odnalazł przeklętego miejsca, a wszystkie skarby króla zostały uznane za przeklęte i pogrzebano je razem z nim. Jednak nawet obecnie, jeżeli dobrze się wsłucha w szum wiatru przeciskającego się poprzez spróchniałe konary drzew, można usłyszeć jęki i rozpaczliwe wołanie o pomoc ducha legendarnego króla, który nigdy już nie zazna spokoju.

Revon kroczył wąską ścieżką, która z czasem stawała się coraz to mniej widoczna, czasami zastanawiał się wręcz, czy z niej nie zboczył. Krzaki, gałęzie dosłownie wyrastały z pod ziemi utrudniając mu wędrówkę, jakby las nie chciał, aby szedł dalej. Chłopak czuł obecność Gerthoda, tak jak pochodnia rozświetla nieprzebyte mroki, tak to właśnie uczucie odpędzało od niego strach i lęk, na nowo budząc w nim wielką chęć poznania prawdy, prawdy o ojcu i tajemnicy jego śmierci.

Korony drzew splatały się ze sobą tak ciasno że praktycznie nie przepuszczały światła. Nie widział już ścieżki którą szedł, co jakiś czas potykał się o korzenie z trudem utrzymując równowagę, jednak w duszy wiedział że to właściwy kierunek.

Nagle w oddali ujrzał promyk światła przebijający się przez gęsty, rozpościerający się nad nim baldachim. Promień padał na kamienną płytę, dokładnie tak jak widział to we śnie!

Po chwili dotarł do tegoż miejsca, oświetlonego jasnym, porannym słońcem. Na obrzeżach kamiennego ołtarza były wyryte znaki, jakby runy. Revon uczył się dawnych języków, ale tych nie był w stanie rozczytać. Z kamienia przed ołtarzem wystawała srebrna rękojeść miecza, w kształcie smoka z rozpostartymi skrzydłami. Jego oczodoły były mocno wgłębione, a z nich wystawały dwa małe rubiny. Revon wpatrywał się chwilę w budowlę, dotarło do niego, że jego senna wizja nie była zwykłym snem - była wiadomością zza światów. Wewnętrzna ciekawość pchnęła go aby dotknął miecza, zawahał się chwilę. Co się może stać? - pomyślał.

Chwycił za rękojeść chcąc wydobyć ostrze z kamienia, w tym momencie, czas jakby się zatrzymał, liście, owady, nawet pył, wszystko stanęło w miejscu. Nie słyszał kompletnie nic, oprócz rytmicznego uderzania swego serca. Poczuł delikatne mrowienie, rozchodzące się po jego ciele, a zwłaszcza w prawej ręce, którą chwycił za miecz. W umyśle chłopca rozległ się głos, który przerwał tą przeraźliwą ciszę, to był głos Gerthoda.

Revonie, wiedziałem że ci się uda...

Tato! Czy ja śnię, jak to możliwe, co się z tobą stało, kto cię zabił!? - wykrzyknął rozpaczliwym głosem Revon, jednak jego usta wcale się nie otworzyły, cała rozmowa toczyła się w jego myślach.

Przepraszam że cię zostawiłem ale... widzisz, ja nie byłem zwykłym rycerzem jak ci opowiadałem. Byłem kimś więcej, lecz dla twojego dobra postanowiłem to przed tobą ukryć...

Kim byłeś? - przerwał Revon, nieco zaskoczony że ojciec wcześniej go okłamał.

Miałem nadzieję że nigdy do tego nie dojdzie, że nie będę musiał wciągać cię w ten scenariusz, lecz... Byłem Strażnikiem... jednym z czterech strzegących klucza do twierdzy Ostatniego... - Źrenice Revona raptownie się rozszerzyły, cały zadrżał. Kiedyś słyszał opowiadania o Strażnikach i o bramie za którą uwięziony był demon, lecz traktował to tylko jako legendę opowiadaną małym dzieciom. A tego że Gerthod mógł być jednym z czterech wybrańców, spodziewał się najmniej.

Głos w głowie chłopca kontynuował dalej - Zostaliśmy powołani do służby przez Thora, przywódcę zakonu paladynów na północnym-zachodzie. Każdy ze strażników otrzymał fragment klejnotu, mając wszystkie cztery części kamienia, będzie można go użyć jako klucza, do wrót twierdzy. Jeżeli zostaną one otwarte, Doven i inne krainy czeka zagłada.

Ale kto może chcieć czegoś takiego?!

Nie wiem... ale działa bardzo szybko. Wszystko świetnie zorganizował, rozesłał swoje sługi po całym Dovenie, w jednym celu - odnaleźć klejnoty, rozpoznasz ich po wizerunku półksiężyca na nadgarstku. Jeżeli wrota twierdzy Ostatniego zostaną otwarte, na nasz świat zostanie wypuszczony demon którego kontrolować może tylko osoba która otwarła bramę, ale w zamian za oddanie mu swej duszy. Twierdza jest gdzieś na terenie dzisiejszych gór Tabun. Trzech strażników już nie żyje, pozostał tylko jeden - Vanhor.

Słudzy szukający klucza odnaleźli mnie i zabili, ale mojego fragmentu klejnotu nie zdobyli, ukryłem go w rękojeści smoczego miecza którego widzisz. To bardzo potężny przedmiot, czwarty strażnik rozpozna cię po nim. Proszę cię, nie wracaj do miasta, nie będziesz tam bezpieczny, jedź do Dorass. W tawernie Siedem Dolin porozmawiaj z oberżystą, podaj się za Farrey?a Cotlenna. A teraz szybko! Uciekaj, nie odwracaj się tylko uciekaj, ile sił w nogach, ku światłu!

Głos ojca w głowie Revona powoli zanikał, a czas ponownie zaczął płynąć. Nagle z ciemności wyłoniły się dwa duże cienie i skoczyły na chłopca. Revon wyciągnął smoczy miecz ze skały i uderzył nim jedno ze zwierząt, jednocześnie drugą ręką dobywając swego starego miecza zablokował atak drugiego, jednak ostrze rozprysło się w kawałeczki pozostawiając samą rękojeść. Zwierzęta wiły się na ziemi w ostatnich konwulsjach, powoli rozsypując się w pył i popiół.

W otchłani lasu, chłopak zobaczył kolejne zbliżające się do niego żółte ślepia. Było ich zbyt wiele aby wygrać w pojedynkę. Odwrócił się i biegiem ruszył prosto przed siebie.

Słyszał za sobą głośne sapanie, szelest liści i uderzanie łap o podłoże, jakby goniła go cała armia, biegł i nawet nie ważył się odwrócić. Przebijające się przez gałęzie promienie światła co chwila go oślepiały, jednak zdążył zauważyć że las się przerzedza. Po chwili zaczęło brakować mu oddechu, jego zmęczone płuca nie były już w stanie zaopatrzyć organizm w tlen. W oddali ujrzał przed sobą światło, wyjście z lasu. Ostatnimi, rozpaczliwymi ruchami zmusił swe nieposłuszne nogi, aby biegły dalej.

Wypadł z lasu i przewrócił się na wilgotną trawę, za nim wybiegło stado czarnych wilków, jednak w momencie gdy zwierzęta dotknął promień słońca, ich ciała otoczył jasny niebieski płomień i w mgnieniu oka strawił je pozostawiając jedynie popiół.

Wtedy Revon zrozumiał że nie były to zwykłe zwierzęta, ale twory magii. W głowie natychmiast pojawiły mu się setki pytań. W co ja się wplątałem?! - krzyczał w duszy.

Stał chwilę oszołomiony, łapczywie łapiąc oddech i wpatrywał się w popiół pozostały po zwierzętach. Nie wiedział do końca, czy to co przed chwilą się wydarzyło to sen czy jawa. Spojrzał na smoczy miecz w jego drżącej ręce, nie było na nim nawet śladu zadrapania czy szczerby, podczas gdy stary miecz rozprysnął się w kawałki!

Usiadł na pobliskim kamieniu, wsparł się na łokciach i wpatrywał się w jasny piasek pod jego stopami. W jego głowie biło się kilka myśli starając wskazać mu tę właściwą drogę. Czy ma wracać do domu, czy też posłuchać rady ojca i iść do Dorass? Ta decyzja mogła zaważyć na jego dotychczasowym życiu i diametralnie je odmienić. Kiedyś słyszał historię o twierdzy Ostatniego, jednak nie traktował jej na tyle poważnie, aby rzucić wszystko i samotnie wyruszyć w podróż, która może okazać się tak bardzo niebezpieczna. Od zawsze był trochę niedowiarkiem, a zwłaszcza kiedy chodziło o magię i tym podobne sprawy, lecz po tym co przeżył w ostatnich chwilach, uwierzył że tym światem żądzą potężne siły o których nie miał dotychczas pojęcia. Wiedział że z pewnością ktoś lub coś będzie starał się mu przeszkodzić, lecz pozostanie tutaj może okazać się równie niebezpieczne. Rozpaczliwie starał się jakoś racjonalnie wytłumaczyć zaistniałą sytuacją, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.

Było koło południa, wszystko lśniło w letnim słońcu, widział w oddali owce pasące się na łąkach, złote kłosy zbóż na polach i wreszcie jego rodzinne miasto Foregise. Jednak już nie potrafił cieszyć się tym widokiem, zbyt wiele myśli przetaczało mu się przez głowę, nieustannie dręcząc go pytaniami.

- Czy mam pozostawić to wszystko i wyruszyć w nieznane? - szepnął wpatrując się w rozciągające się nad nim błękitne niebo. - Samemu mierzyć się z... - Opuścił głowę i dostrzegł jak tuż obok jego stopy przechodzi mrówka, taszcząc za sobą martwego żuka. Był kilkakrotnie większy od niej samej, lecz ona nie poddawała się i brnęła dalej przez zaspy suchego piasku. Nie zważając na przeciwności, uparcie dążyła do wyznaczonego wcześniej celu.

Czy ja mam tak postępować?

Przypomniał sobie o klejnocie ukrytym w rękojeści, pomajstrował przy niej chwilę, odkrył iż łatwo można ją odkręcić, oddzielając od ostrza.

Rzeczywiście, z miecza wypadł fragment błękitnego klejnotu, wielkości oka. Sękaty kamień, nienaturalnie odbijał padające słoneczne promienie i na chwilę oślepił Revona. Chłopak odruchowo zacisnął rękę, od kamienia bił przyjemny chłód.

- Czy ta historia to rzeczywiście prawda, ojcze? - powiedział Revon ściskając klejnot. - Przecież nigdy nie chciałbyś dla mnie źle, przecież... prosiłeś mnie o...

Gwałtownie wezbrało w nim uczucie gniewu i obowiązku, teraz wiedział już kto stoi za zamordowaniem Gerthoda, a więc mógł dokonać zemsty, musiał tylko wykonać ostatni nakaz swego ojca. Nie miał już nikogo bliskiego i jednocześnie nic do stracenia, lub czegoś za czym mógłby później tęsknić.

- Przyrzekłem że pomszczę twą śmierć i dokonam tego. - Ponownie ukrył klejnot w rękojeści miecza.

Odrzucał od siebie wszelkie myśli które uporczywie starały się go zatrzymać w Foregise. Teraz w głowie jaśniał mu nowy cel - wykonać zadanie. Nawet jeżeli miało by to zakończyć się niepowodzeniem, wiedział że stanie na wysokości tak trudnego zadania i zrobi wszystko aby nie zawieść Gerthoda i jego pośmiertnej prośby.

Wstał z kamienia i schował miecz do pochwy, metalowa rękojeść bardzo wystawała na zewnątrz, toteż schował ją pod swą znoszoną koszulą. Jeszcze raz spojrzał w kierunku Foregise, nic już nie czuł. Tęsknota za domem znikła... raz na zawsze... sam stał się dla siebie opoką z której czerpał siłę by iść dalej...

Postanowił ruszyć do Dorass. Sprawdził kieszenie, miał w nich cztery sztuki złota. Wystarczy na nocleg z wyżywieniem - pomyślał. - Do Dorass cały dzień drogi, jutro rano powinienem być na miejscu...

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.