Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Hellraiser

Hellraiser

Autor:Pleiades
Korekta:IKa
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Fantasy
Dodany:2007-03-17 10:22:39
Aktualizowany:2008-03-10 20:11:41



Opowiadanie ze zbiorów Inner World of Final Fantasy

umieszczone za zgodą autora.


Notka od autora:

To jest takie głupie "coś", które wpadło mi na myśl, kiedy po raz enty przemierzałam korytarze Galbadia Garden i kompletowałam klucze otwierające drogę ku Edei ( uwielbiam ten moment w grze :) oraz kiedy po raz kolejny stanęłam oko w oko z Cerberusem. No i w tym momencie w mojej głowie zrodziło się pytanie: co tak potężny GF robi na samym środku holu głównego Ogrodu i skąd on się tu wziął? Oto taka moja mała hipoteza...

Niestety, wszystkie wymienione tu miejsca i postacie, łącznie z Death Claw, Tri-Face, Cerberusem, należą do Squaresoftu. Whatta shame....



Cerberus miał zły dzień...

No, przynajmniej on sam tak uważał. Dzień wszakże dopiero się zaczął, płynął sobie leniwie i spokojnie, jak zwykle, ale mimo wszystko Cerberus _wiedział_, że to nie jest najlepszy dzień....

Od samego rana humor popsuła mu wizyta Tri-Face.

Kreatura, nawet w jednym procencie nie dorównująca urodą Cerberusowi, śmiała mu przerywać błogi sen swym wrzaskliwym głosem.

- Cześć! - Tri-Face obojętnie obszedł Cerberusa wokół, siadł na przeciw niego i podrapał się tylną łapą za uchem lewej głowy

- Czego chcesz? - warknął Cerberus. Nigdy nie lubił wdawać się w dyskusje ze śmiertelnymi istotami. A już szczególnie nie w taki dzień jak dziś - Daj mi spokój, chcę spać - dodał z lekkim zrezygnowaniem, widząc, że Tri-Face wcale nie zamierza się wycofać.

Nędzna Kreatura nie tylko nie zamierzała się wycofać, ale również patrzyła na Cerberusa z rysującym się na trzech obliczach rozbawieniem. Świdrującymi, złośliwymi oczkami wpatrzona w rząd zębów wystających z paszczy władcy piekieł, postanowiła kontynuować tę jakże dobrze zapowiadającą się rozmowę.

- Dlaczego się denerwujesz? - spytał Tri-Face - Chcę tylko pogadać....

- Słuchaj, nie lubię, jak ktoś przerywa mi poranny odpoczynek - warknął Cerberus, unosząc nieznacznie głowy, które przed chwilą jeszcze leżały wsparte na łapach. Popatrzył na czerwonego potwora, czując coraz większą złość z powodu bezczelnego rozbawienia śmiertelnika - Lepiej zejdź mi z oczu, bo jak nie, to zaraz zdejmę ten uśmieszek z twoich fałszywych głów... Jesteś nędzną podróbką, Tri-Face...

- Nie pochlebiaj sobie, Cerberusie - odparł potwór - wiesz dobrze, że moje dwie fałszywe głowy potrafią lepiej gryźć niż twoje trzy prawdziwe.

- Wszystko jedno - Cerberus rozdziawił szczęki w szerokim ziewnięciu, demonstrując w całej okazałości nie tylko białe kły, ale i czerwone podniebienie - Mów czego chcesz i znikaj stąd.

Czasem sam się sobie dziwił, że jest taki cierpliwy w stosunku do śmiertelnych istot. Chyba tak naprawdę miał dobre serce. Mimo całej pogardy, z jaką traktował śmiertelników, zawsze wykazywał wobec nich dużą wyrozumiałość. A przynajmniej w stosunku do mieszkańców Galbadia Garden, z którymi na co dzień musiał dzielić zalane mułem, błotem i brudną wodą ogrodowe podziemia.

Nie był to być może luksusowy apartament, ale Cerberusowi podobało się tu. W podziemiach Galbadii nikt go nie niepokoił, nikt nie ścigał go dla jego umiejętności, tak jak to ludzie robili z innymi GFami, które nie uchroniły się przed ludzką chciwością, nawet w takich miejscach jak Dark Cave, czy głębokie puszcze kontynentu Esthar.

Natomiast do podziemi Galbadia Garden nikt od wielu lat się nie zapuszczał. Wieść o żyjących tam potworach skutecznie odstraszała zuchwalców. Natomiast ciemne, wilgotne pomieszczenia oraz zardzewiałe metalowe stropy wcale nie przeszkadzały Cerberusowi. Reumatyzmu z pewnością się nie nabawi, w końcu jest przecież nieśmiertelnym GFem...

- Szczerze mówiąc - odezwał się Tri-Face - Chciałem sprawdzić, czy u was wszystko w porządku.

Cerberus z zaciekawieniem spojrzał na potwora wszystkimi trzema parami oczu

- A dlaczego miałoby nie być w porządku? - spytał ze zdziwieniem

- Nie wiem - wyszeptał Tri-Face, rozglądając się nerwowo wokół. - Chodzą plotki, że w ogrodzie źle się dzieje...

- Chyba żartujesz... - zaśmiał się Cerberus. - Mieszkam tu od lat i gdyby coś źle się działo, to z pewnością pierwszy bym się o tym dowiedział..

- Jak to? - spytał potwór

- Mam pewna umowę z szefem ogrodu - odparł Cerberus.. - Co prawda rzadko gościa widuję, ale myślę, że o obietnicy nie zapomniał.

GF nie zamierzał bliżej wyjaśniać Tri-Face, o co chodzi. Nikt nie znał tek historii tak dobrze, jak właśnie ów nieśmiertelny demon oraz właściciel ogrodu.. Jak mu było? Ach tak, Martine... Już przy pierwszym spotkaniu Cerberus doszedł do wniosku, że tak ciekawskiego śmiertelnika już dawno nie spotkał. Wszelkie stworzenia z Centrum Treningowego, a także te żyjące na wolności, nie dorównywały nawet w połowie zdolnościom ludzi pakowania się w kłopoty. Zresztą ludzie od zawsze stanowili dla Cerberusa niezwykłą zagadkę. A tak bliskie mieszkanie obok nich nawet o trochę nie zbliżyło go do zrozumienia ludzkiej natury.

Martine był właśnie przykładem całkowitej przewrotności tejże natury. Deklarujący się jako odważny żołnierz, który już niejednego Malboro i niejedną Chimerę w życiu pokonał, stanąwszy na przeciw Cerberusa wymiękł zupełnie, błagając nieśmiertelne stworzenie o dobrowolne wyniesienie się z Ogrodu, bo ponoć "straszył dzieci" i "działał demobilizująco na studentów". O walce na śmierć i życie nie chciał nawet słyszeć, zwłaszcza gdy Cerberus wyszczerzył rząd białych kłów w nieszczerym uśmiechu. Ale GF miał swój honor i jeśli go o to ładnie poproszono, to był skłonny wynieść się z miejsca, bądź co bądź od zawsze należącego do ludzi. Zwłaszcza że właściciel upomniał się o własne prawa do tych bagnistych pomieszczeń.

A jednak... Cerberus był również sprytny i inteligentny, postanowił więc działać tak, aby obie strony odniosły korzyści.

W końcu doszli do porozumienia. Martine zapewnił mu wyłączność na podziemia, Cerberus obiecał, że nie będzie zbliżać się do poziomu gruntu, a ponadto będzie strzegł swego terytorium przed wszelkimi ludźmi. Jedynie Martine miał prawo się tu pokazywać. Dziwne, właściciel ogrodu nawet mocno ucieszył się na tę propozycję. Wyjawił w końcu, że chcąc nie chcąc GF będzie strzec największego skarbu ogrodu, który właśnie znajduje się tu, w podziemiach.

Cerberusowi nie zależało na dociekaniu, co jest owym skarbem. Nie tęsknił za przygodą. Pragnął tylko spokoju i dobrego snu, przynajmniej na jakieś kilkaset lat..

Gdyby coś jednak było nie tak... Miał być pierwszą..., khm, osobą.. powiadomioną przez Martine'a.

Był więc spokojny i pewny siebie.

- To posłuchaj mnie dobrze.. - powiedział Tri-Face. - Death Claw kilka dni temu poczuł niezwykłą aurę wokół budynku.

Cerberus skrzywił się, słysząc to imię. Jeśli istniało stworzenie jeszcze bardziej znienawidzone od Tri-Face, to z pewnością był nim właśnie Death Claw. Przebrzydły stwór, sprowadzony tu przez ludzi z odległej północy, po to tylko aby służyć za obiekt ataków w Centrum Treningowym. Ta futrzasta wielka kreatura o pysku niedźwiedzia i mózgu wielkości orzeszka z pewnością nie była wiarygodnym źródłem informacji.

- Death Claw przede wszystkim powinien zająć się walką o przetrwanie w Centrum Treningowym, a nie próbować interpretować zjawiska, które wychodzą poza granice jego rozumowania - odparł Cerberus

- Właśnie o to chodzi - odpowiedział Tri-Face. - Że Centrum Treningowe opustoszało..

Cerberus z wielkim zdziwieniem malującym się na trzech pyskach zamrugał niepewnie oczami.

- O czym ty mówisz? - spytał

- Od kilku dni nie widzieliśmy już tam ani jednego studenta... Nic, cisza i pustka... Potwory zgromadziły się na najbardziej widocznym placu, powychodziły z ukryć wśród roślinności i nadal nic. Od wielu dni nie mieliśmy ani jednego śmiertelnego przypadku wśród nas...

- Niemożliwe... - mruknął Cerberus. - Centrum Treningowe zawsze było pełne studentów. Co się stało?

- No właśnie o to chodzi, że nie wiemy - Tri-Face polizał z zakłopotaniem przednią łapę. - Sprawdzaliśmy korytarz prowadzący do holu głównego. Stamtąd też nie dobiegają żadne odgłosy. Tak, jakby ogród całkowicie opustoszał...

- Wychodziliście _poza_ Centrum Treningowe? - spytał z niedowierzaniem Cerberus. - A zabezpieczenia? Przecież ogrodzenie elektryczne usmażyłoby was na grzanki...

- Ogrodzenie też nie jest podłączone do prądu - wykrzywił się Tri-Face. - Zresztą do ciebie też dotarłem szybem windy z holu głównego, a nie naszym legalnym przejściem...

Legalnym przejściem potwory nazywały tunel specjalnie stworzony do przemieszczania się zwierząt z Centrum Treningowego do podziemi. Cóż, ludzie byli na tyle.. humanitarni, że uważali, iż potworom również należy się pewna ostoja, miejsce odpoczynku, w formie wilgotnych zardzewiałych pomieszczeń na samym dole budynku.

- Oszaleliście - jęknął Cerberus. - Upał rzucił wam się na mózgi... Jeśli ktoś ze strażników was złapie, to przerobi was na krwawą jatkę...

- Gwarantuję tobie, że jesteśmy bezpieczni.

Cerberus, zniecierpliwiony, wstał z miejsca. Cholernie mu się nie chciało, no ale cóż było robić... Nie można spać, kiedy jakieś ważne wydarzenia przemykają obok, na tyle dyskretnie, ażeby nie obudzić śpiącej czujnie bestii. GF przeciągnął się leniwie, machnął kilka razy ze świstem ogonem w powietrzu i zazgrzytał pazurami o stalową podłogę.

- Okej, Tri-Face. Idziesz ze mną.

- Hej, a dokąd? - spytał potwór, z radością biegając wokół Cerberusa, podskakując niczym spragniony zabawy szczeniak.

- Musimy sprawdzić, czy Death Claw mówi prawdę...

- Nie wierzysz mu? Słuchaj, dobrze wiemy, że nie grzeszy on inteligencją, ale zdolności magiczne z pewnością ma. Jego wyczulone zmysły...

- Jakoś nie wierzę jego zmysłom - przerwał Cerberus, wciągając w płuca pachnące stęchlizną powietrze. Nie, nic podejrzanego, niezwykłego nie dało się w powietrzu wyczuć.

- A co z twoimi zmysłami? Czy one również nie zawodzą? Pomyśl tylko.. Tyle lat leżysz w tym stęchłym powietrzu, nie widząc nawet światła słonecznego, ni roślin, ni kwiatów.. I wciąż uważasz, że z tobą wszystko w porządku?

- Zamknij się wreszcie - zawarczał wściekle demon. - Na wielkiego Phoenixa, zaczynam żałować, że nie pożarłem cię zaraz na początku dzisiejszego dnia... Zaczynasz mnie irytować...

- Już nic nie mówię - pisnął cichutko Tri-Face sam do siebie, kuląc pod siebie ogon i wciskając głowy w barki.

Oba potwory, w całkowitym milczeniu doszły poprzez legalne przejście do Centrum Treningowego. Cerberus stwierdził tu pierwszy fakt. A mianowicie to, że faktycznie nie zobaczył ani jednego studenta. Następną niezwykłą rzeczą było to, iż ogrodzenie faktycznie nie było pod napięciem.

Przeskakując zgrabnie metalowe druty Cerberus udał się w kierunku holu głównego. Mniej zgrabnie pełzł za nim Tri-Face, rozglądając się niespokojnie wokół siebie.

Cerberus wytknął jedną z głów zza rogu i ostrożnie wyjrzał na hol.

Słońce stało już wysoko na niebie, do pomieszczenia wpadały niezliczone krocie ciepłych promieni. Mimo rażącego światła, Cerberus był w stanie w stu procentach stwierdzić brak ludzi.. Coś bardzo niezwykłego.

- Co tu się do cholery dzieje? - mruknął

- A nie mówiłem? - szepnął Tri-Face

GF przymrużył oczy, skupiając swe zmysły na nieuchwytnej dla zwykłych istot, aczkolwiek bardzo dla niego wyrazistej aurze, jaka panowała w pomieszczeniu.

- Czuję potężną moc... - szepnął

- A więc Death Claw miał rację... - odpowiedział Tri-Face

- Najwyraźniej tak... Przepraszam, że ci nie uwierzyłem. Cóż, chyba faktycznie zbyt wiele lat przespałem w podziemiach..

- Co to za moc? - spytał potwór

- Jakaś potężna magiczna siła - Cerberus zmarszczył brwi. - Wyrazista i silna. Nigdy przedtem się z niczym takim nie spotkałem - przyznał. - To tak jakby... Z jednej istoty emanowała podwójna moc...

- Jaka istota?

- Nie wiem... Ale jest blisko... Przerażająco blisko.... Czuję też obecność kilku istot ludzkich...

Nastała chwila milczenia. Zapadła drażniąca uszy cisza. Tak głucha i tak bolesna, jak tylko prawdziwa cisza potrafi być...

- Muszę poszukać Martine'a - odezwał się w końcu Cerberus. - Chcę wiedzieć, co jest grane. Być może mamy kłopoty.

Nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż rozległ się lekki szum i buczenie silników. Zaskoczone potwory spojrzały na drugą stronę holu, skąd dobiegał dźwięk. Ujrzały, jak powoli w przeszklonym szybie mknie winda, z pierwszego piętra w dół, prosto do podziemi.

- Cerberus! Podziemia! - krzyknął Tri-Face.

- Cholera jasna! - syknął GF - SKARB OGRODU!

Spojrzał jedną głową w stronę towarzysza

- Zostań tu i pilnuj holu. Ja biegnę na dół!

Ruszył błyskawicznie w drogę powrotną, odbijając się tylnymi łapami od podłogi i wielkim susem dopadając korytarza prowadzącego do Centrum Treningowego. Twarde pazury ślizgały mu się po gładkiej podłodze, tak też na zakręcie prawie wpadł w ścianę, ale odzyskał równowagę i pomknął przed siebie.

- Sprowadzę posiiiiłkiii! - usłyszał jeszcze za sobą piskliwy głos Tri-Face.

W tym momencie nic go bardziej nie obchodziło, jak bezpieczeństwo podziemi.

Z głośnym sapnięciem opadł wreszcie na podłogę w swym błogim i ciemnym domu. Zamarł, nasłuchując.

Przymrużył oczy. Faktycznie, winda stała tu z otwartymi drzwiami. Ktoś _śmiał_ wkroczyć na jego terytorium.

Demon przeszedł niepewnie parę kroków do przodu, ostrożnie stawiając nogi, starając się nie robić hałasu. Musiał zidentyfikować intruzów. Musiał spokojnie przemyśleć, co z nimi zrobić. Zabić? Być może... Wszystko zależało od tego, co oni zamierzali zrobić z _jego_ podziemiami.

Do uszu jego doleciały jakieś stłumione głosy. Były na tyle odległe, że nie potrafił dokładnie zidentyfikować, skąd dochodzą. Poszedł więc przed siebie, kierując się nie tylko słuchem, ale i węchem.

Obcy zapach aż drażnił nos. Był tak wyrazisty, tak _odmienny_ od stęchlizny pomieszczeń, że nie sposób go było nie wyczuć.

Cerberus doszedł do balustrady, oddzielającej metalową platformę od kipiącego kilkanaście metrów niżej błota. Spojrzał w dół.

- Przykro mi, nie wiem, jak to działa... - usłyszał ludzki głos. Wytężył wzrok. Tuż nad powierzchnią błota ujrzał jeszcze jedną, małą platformę, na której stały dwie osoby. Jedną z nich był postawny mężczyzna, ubrany w mundur żołnierza z Galbadii, drugą - drobna kobieta o szarych niczym platyna włosach. Żołnierz właśnie grzebał przy jakichś starych automatach, pokrytych grzybem, pajęczynami i rdzą.

- OGRÓD! POLECIEĆ! - wydarła się ze złością dziewczyna, w drżącej z przejęcia ręce trzymając latarkę i oświetlając miejsce wysiłków rozżalonego żołnierza.

- Robię co w mojej mocy, pani komandor - jęknął żołnierz. - To urządzenie jest kompletnie zniszczone, chyba go nie ruszymy...

- OGRÓD, POLECIEĆ!! - powtórzyła rozkaz dziewczyna, kopiąc przy okazji żołnierza w łydkę.

- Au! Tak jest, pani komandor! Staram się jak mogę! - żołnierz pomasował bolącą nogę i kulejąc podszedł go jednego z paneli, wciskając z determinacją wszelkie możliwe klawisze, jakie się tam znajdowały.

Nagle stała się rzecz niesłychana. Panel zabuczał lekko i pulpit zamigotał różnokolorowymi światełkami.

Dopiero teraz Cerberus pojął, co jest grane.

Nie czekał już dłużej. Jednym wielkim susem skoczył w dół na platformę, utrzymując równowagę za pomocą ogona. Ryknął z wściekłością, utkwiwszy trzy pary swych oczu w jednookie oblicze dziewczyny.

Żołnierz zawył rozpaczliwie. Dziewczyna jednak nie drgnęła, przygotowując się raczej do obrony, niż beznadziejnej ucieczki.

Demon miał właśnie zaatakować przecinków jednym ze swych magicznych zaklęć, kiedy to nagły i gwałtowny wstrząs targnął platformą i całym pomieszczeniem. Zmęczony zawilgocony metal zatrzeszczał żałośnie. Cała platforma poczęła unosić się do góry.

Cerberus nie zdążył zareagować. Stracił równowagę, zachwiał się do tyłu, po czym z głośnym pluskiem wpadł do brudnej wody.

Zawył wściekle, machając beznadziejnie łapami w błotnistej kipieli. Wypłynął błyskawicznie na powierzchnię po to tylko, aby stwierdzić, że platforma z nieproszonymi gośćmi znikła gdzieś w suficie, wybijając się na wyższe piętra budynku.

Wściekły i mokry wygrzebał się w końcu na suchy ląd, sapiąc jak parowóz. Powłócząc nogami pobiegł w kierunku szybu windy.

-----

Tri-Face wdrapał się z wysiłkiem na pierwsze piętro w holu, wyjrzawszy z ciekawością przez okno. Rozdziawił szczęki nie mogąc uwierzyć w to, co widział....

- Tri-Face! - rozległ się potężny głos, a następnie dudniący odgłos dzikiego galopu. Potwór spojrzał zdumiony w dół, widząc jak do holu wpada znajomy GF.

- A, Cerberus... Dobrze że jesteś... Nie uwierzysz, co się stało. Ogród leci! - odparł z wielkim ożywieniem

- Złaź stamtąd natychmiast! - zawył GF - Bo jak nie, to...

- Okej, okej! Już złażę! - jęknął potwór, zeskakując zgrabnie tuż przed Cerberusem i przypatrując się GFowi z zaciekawieniem. - O, jesteś mokry... Co się stało?

- Ruszyli ogród! - warknął Cerberus - Intruzi na pokładzie!

- Kto, gdzie?! - zapytał z przerażeniem Tri-Face

- Nie mogłem ich powstrzymać. Sterują ogrodem gdzieś z góry.

- Chyba żartujesz? - szczęki potwora rozdziawiły się w najwyższym zdumieniu

- Czy wyglądam, jakbym żartował? - ryknął GF. - Pilnuj wraz z potworami holu, ja idę na górę.

- Zaraz, poczekaj... A co z tą mocą, którą czułeś? Jest chyba zbyt potężna, ażebyś mógł się z nią zmierzyć?

- Nie wiem... Jeśli się z nią spotkam, to będę walczyć - odpowiedział Cerberus - Musimy odzyskać ogród!

Nie czekał już na dalsze pytania Tri-Face. Pobiegł przed siebie, ku schodom prowadzącym na wyższe piętra budynku.

----

Ludzie faktycznie tu byli. Ale żaden z nich nie należał do spokojnych i opanowanych studentów Ogrodu. Wszyscy byli przerażająco obcy. Intruzi, najeźdźcy. Uzbrojeni po zęby. Źli.

Cerberus nie był pewien, co robić...

Zabijać ich? Nie było sensu... W końcu, osłabiony po wielu walkach stanie się ofiarą któregoś z nich. Nie chciał zostać czyimś GFem. A już z pewnością nie chciał przegrać w ten właśnie sposób - pokonany przez własną furię i bezmyślność.

Lepiej więc pozostać anonimowym i nie rzucać się w oczy.

Jedyne, czego pragnął, to odnaleźć tego, który mógł nim pokierować w czasie walki, z rozsądkiem i umiarem. Sprzymierzeńca. Martine'a.

Przymrużywszy oczy obserwował z ukrycia rozwój sytuacji na pobliskim korytarzu.

- Wszystko gotowe? - spytał ciemnoskóry mężczyzna kilku galbadijskich żołnierzy

- Tak jest, panie kapitanie. Wojsko zebrane i gotowe do wymarszu.

- Świetnie. Zbierzcie oddział i dokonajcie ataku. Wraz z komandor Fujin dołączymy do was na lądzie

Żołnierze zasalutowali, po czym zniknęli w pobliskich drzwiach, udając się w bliżej nieznane miejsce.

Mężczyzna został sam w korytarzu, spoglądając z irytacją na zegarek.

A więc on tu jest kapitanem, pomyślał Cerberus. Jeśli dowodzi tą operacją, powinien znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Czas zacząć działać.

Jednym wielkim susem demon wybiegł zza rogu, dopadając mężczyznę. Ten nie zdążył nawet cofnąć się o krok do tyłu, a tym bardziej zacząć się bronić, kiedy potężna łapa zwaliła go na ziemię i przycisnęła do podłogi, unieruchamiając na dobre. Mężczyzna z szeroko otwartymi oczami patrzył z niedowierzaniem na trzygłowego stwora.

- Martine, gdzie?!!! - ryknął Cerberus, szczerząc kły

- Aaa, nie zabijaj mnie! - jęknął mężczyzna - O czym mówisz?!

- Gdzie właściciel ogrodu, baranie jeden? - powtórzył pytanie Cerberus, jeszcze mocniej opierając ciężar ciała na kończynie, którą przytrzymywał chłopaka.

- Au, to boli, wiesz? - zawył 'kapitan'

- Odpowiadaj! - wrzasnął GF

- Nie ma go tu, wiesz? Nie ma!

- Co!?

- Wykopaliśmy go stąd, wiesz? Martine już nie jest szefem ogrodu, wiesz?

Potwór rozeźlił się na dobre.

- Wynoście się z mojego terenu! - zagrzmiał potężnym głosem

- To nie ode mnie zależy!!! - krzyknął rozpaczliwie chłopak. - Ja tylko wykonuję rozkazy!

- Czyje rozkazy?!

- Zejdź ze mnie, bo mi żebra połamiesz, wiesz? Auu...!

Cerberus nieco się uspokoił. Sapnął ze złością, uwalniając chłopaka, nie spuszczając jednak z niego bystrego wzroku. W każdej chwili był gotów nie dopuścić do ucieczki tegoż zuchwałego młodzieńca.

- Odpowiedz na pytanie - warknął Cerberus.

- Musisz pogadać z nowym szefem ogrodu. Ze Seiferem. To on tu teraz rządzi - odparł chłopak, ocierając pot z czoła

- Nowy szef ogrodu?! - w głosie GFa dało się słyszeć oburzenie

- Mnie o nic nie pytaj. Ja tu tylko pracuję, wiesz? Jak chcesz się czegoś dowiedzieć, idź do audytorium. Czy mogę już iść? - spytał błagalnie chłopak.

Cerberus zamrugał oczami, wciągnął ze świstem powietrze.

- Idź.. Ale żebym cię tu więcej nie spotkał - warknął. - Bo następnym razem nie będę już taki łaskawy.

- No to cześć - pożegnał się pospiesznie chłopak, po czym z prędkością huraganu pobiegł przed siebie korytarzem i potykając się dopadł drzwi, za którymi przed chwilą zniknęli również i żołnierze.

Cerberus został sam z własnymi myślami.

-----

Ogród wstrzymał swój kilkugodzinny lot i zawisł w bezruchu na nieznanym wybrzeżu. Przynajmniej Cerberus nie znał tego miejsca, bo i nigdy tu nie był. Nie interesowało go zbytnio, co zamierzają zrobić wojska w majaczącym pod nimi mieście. Wiedział jednak, że cokolwiek by zrobili, winą obarczony zostanie Ogród Galbadia. Jego ogród...

GF nigdy przedtem nie słyszał o człowieku imieniem Seifer. Imię to wywoływało w jego umyśle dziwne poczucie zagrożenia. Sprawiało, że demon czuł się niepewnie na własnym gruncie. Czuł, że konfrontacja będzie przeraźliwie ciężka.

Jakim prawem jakiś zwykły śmiertelnik ma wywoływać w wieczystym demonie takie poczucie zagrożenia?

To nie mogło się dziać naprawdę... Nie, takie rzeczy nie przytrafiają się Cerberusowi...

Cerberus westchnął. Cóż, zaprawdę miał dziś zły dzień...

Audytorium nie było pomieszczeniem zbyt ciężkim do znalezienia. Wystarczyło wspinać się po schodach na tyle długo, aby stanąć całkowicie na ich szczycie. Następnie trzeba było przejść kilka kroków korytarzem i delikatnie zapukać w drzwi sali.

Oczywiście Cerberus nie miał w zwyczaju pukać, a tym bardziej jego łapy nie były do tego przystosowane. Tak też porzucił nadzieję o grzecznym wejściu i po prostu cielskiem oparł się o drewniane drzwi, wpadając chwilę później z impetem do środka, kiedy wątły zamek nie wytrzymał naporu ciężkiego ciała.

Intuicja jak zwykle i tym razem go nie zawiodła. Zwłaszcza, iż podczas całej drogi w górę Ogrodu czuł coraz wyraźniej obecność obcej istoty, dysponującej przeogromną mocą. Czyżby był to właśnie ów nowy właściciel, o którym wspominał chłopak z korytarza, a którego imię wywoływało tak wielki niepokój w sercu demona?

Przeczesał wzrokiem zaciemnione audytorium. Każda para oczu patrzyła w innym kierunku tak, aby nic nie umknęło uwadze potwora.

W końcu prawa głowa dostrzegła majaczącą w ciemności sylwetkę.

Potwór stanął jak wryty. Tak... To jest ta moc, którą czuł tak wyraźnie przez cały czas! Powoli i cicho potwór odwrócił wszystkie swe głowy w tym kierunku, rozstawił szeroko łapy i warknął ostrzegawczo.

Z cienia wyłoniła się kobieta, ubrana w czarną suknię. Miała tak hipnotyzujący wzrok, że Cerberus nie śmiał się ruszyć ni na centymetr, wpatrzony w złote oczy przeciwniczki.

W końcu kobieta wyciągnęła przed siebie dłoń. Zbliżyła się do demona. Z jej ust popłynął niski, pełen wdzięku, melodyjny głos

- Boska istoto - odezwała się - odejdź stąd i nie śmiej wtrącać się we walkę, która cię nie dotyczy. Posłuchaj tego ostrzeżenia, albo zostaniesz przeklęty na wieki.

Dłoń kobiety dotknęła jego czoła. Potwór zaskomlał, kuląc pod siebie ogon. Odwrócił się i błyskawicznie doskoczył do otwartych przed chwilą drzwi, uciekając jak najdalej od demonicznej kobiety.

-----

Tri-Face oraz kilka innych potworów na dobre rozpanoszyło się po holu. Na całym piętrze nie było ani jednego człowieka. Widocznie obszerny hol na nic nie przydawał się latającemu ogrodowi. Prawdziwe życie tętniło dopiero gdzieś powyżej, w okolicach mostka niezwykłego pojazdu.

Odgłos ciężkich kroków, rozlegających się na korytarzu przerwał rozmyślania Tri-Face. Potwór odskoczył od okna, popędziwszy na spotkanie GFa.

- I co? Ustaliłeś coś? - spytał ze zniecierpliwieniem

- Przegraliśmy - jęknął Cerberus, opadając zrezygnowany na podłogę na samym środku holu, wzdychając żałośnie.

- Jak to przegraliśmy? - spytał Tri-Face. - Co to znaczy?

- Ogród należy teraz do czarownicy. Najlepszym rozwiązaniem będzie nie wchodzić jej w drogę.

- Co?

- To co mówię. Nie będę walczyć z istotą potężniejszą ode mnie...

-----

Zbliżał się już wieczór, kiedy ociężały i leniwy Ogród postanowił wyrazić własne zdanie i z jękiem osiadł wreszcie na trawiastej przestrzeni, sczepiony z drugim ogrodem, tak samo zmęczonym bezustanną walką.

- Hej, Cerberus - odezwał się Tri-Face. - Tam się dzieją takie ciekawe rzeczy ,a ty śpisz?

- Wcale nie śpię - mruknął GF. - Tylko rozmyślam...

- Niezbyt dobrą porę sobie na to wybrałeś - zauważył Tri-Face. - Twój ogród niemal się rozpada, drży w posadach, a ty nic nie robisz...

- Już ci mówiłem... Nie mam ochoty nic robić.

- Jak to? Chyba zależy ci na ogrodzie, co?

- Owszem, zależy...

- No więc...?

- No więc właśnie dlatego _nic_ nie zamierzam robić...

- Dlaczego?

- Nie wiem, Tri-Face.... Gdy leżę tu biernie, czuję, że zdradzam Ogród, nie dotrzymując przyrzeczenia, jakie dałem Martine'owi. Gdybym jednak walczył z wrogiem, wiedziałbym, że skazuję ogród na totalną zagładę... Póki ogród jest cały, istnieje szansa, że go nam zwrócą... A jak nie to... Cóż, odejdę stąd... Poszukam innej ojczyzny...

- Zadziwiasz mnie czasem, Cerberusie... Zawsze zdeterminowany i godny podziwu dziś tak łatwo się poddałeś.. Chyba masz naprawdę zły dzień... Dlaczego nie walczysz, widząc, że wokół ciebie dzieje się tyle zła?

- Nie wiem już, o co mam walczyć, co jest właściwe...

- Mówisz jak ta jednooka dziewczyna... - zauważył Tri-Face

Cerberus ziewnął szeroko demonstrując, że nie jest zainteresowany kontynuowaniem rozmowy.

Nagle, do jego uszu, wśród odległych huków, wybuchów, szczęku mieczy świadczących o toczącej się na zewnątrz walce, dotarł również dźwięk odległych kroków.

Kroków wyraźnie zbliżających się w jego stronę... Kroków stawianych _wewnątrz_ budynku.

I to z pewnością nie były kroki żadnego z kręcących się tu potworów. Wyraźny stukot butów o posadzkę... Trzy pary nóg...

Trzy ludzkie istoty ingerujące w spokój demona...

Reszta potworów w milczeniu i ze zdziwieniem przypatrywała się, jak z korytarza wyłaniają się trzy całkiem nowe postacie.

Cerberus przymrużył oczy. To byli jacyś nowi ludzie, zupełnie obcy. Wyglądali inaczej, pachnieli inaczej, niż żołnierze Galbadii, czy sługusy czarownicy.

Byli inni, Zdeterminowani, pewni siebie, gotowi na każdą walkę.

Ciemnowłosy chłopak, będący zapewne liderem zespołu, jako pierwszy zauważył siedzącego po środku demona. Bez słowa, ale z malującym się na twarzy zaskoczeniem, podszedł bliżej, wyciągając powoli przed siebie dzierżone w dłoniach metalowe ostrze gunblade'a

- Czy ludzie tu znają GFy? - spytał z niedowierzaniem jego towarzysz, również szykując się do walki

- Ach, po prostu bierzmy go! - odpowiedział pewny siebie lider.

Cerberus warknął, szczerząc zęby w złośliwym uśmieszku, podziwiając zuchwałość przybyszy.

- Cóż za pewność siebie - rzekł do wrogów - Zaraz zobaczymy, jak mnie 'bierzecie'...

Rozpoczęła się walka...


Ciąg dalszy powszechnie jest znany :))

KONIEC

Poznań, 2 maja 2002


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.