Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Moodswing

Moodswing

Autor:Pleiades
Korekta:IKa
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Fantasy
Dodany:2007-04-09 13:05:08
Aktualizowany:2008-03-13 20:15:06



Opowiadanie ze zbiorów Inner World of Final Fantasy

umieszczone za zgodą autora.


Notka od autora:

Poniższe krótkie opowiadanie powstało na skutek bardzo głupiego pomysłu, jaki wpadł mi do głowy w środku nocy. Tak też postanowiłam napisać tę "wariację na temat", wiedząc oczywiście, że takie wydarzenie nie mogłoby mieć miejsca w prawdziwym świecie Final Fantasy VIII, no ale w moim chorym umyśle wszystko staje się możliwe.

Tytuł jest jeszcze bardziej przypadkowy od treści i nie ma z nią prawie nic wspólnego....

Uwaga - tekst jest wredny. Po prostu :)

Postacie oczywiście należą do Square Softu...


-----


Seifer Almasy, sprawujący zaszczytną funkcję Rycerza, potwornie się nudził...

Siedział w gabinecie Martine'a. No, powiedzmy - w byłym gabinecie Martine'a, gdyż ostatni raz tegoż człowieka widział, jak go osobiście wyrzucał poza bramę ogrodu, nakazując iść w cholerę i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek był dyrektorem Galbadia Garden.

Tak więc Seifer Almasy siedział w gabinecie sam. Kładąc nogi na blacie biurka, odchylił się na krześle nieco do tyłu i z całkowitym zrezygnowaniem stukał palcami w klawiaturę ogrodowego komputera. Przeglądał powoli dane z wyrazem całkowitego braku zainteresowania malującym się na jego bladej twarzy. Ziewnął szeroko. Nie tak sobie wyobrażał opiekę nad najpotężniejszą czarownicą...

Jego wierni przyjaciele, jego Posse, wyruszyli właśnie na rutynowy patrol po Ogrodzie. Jak zwykle pewnie przyniosą z niego wieści o kolejnych szalejących na korytarzach potworach, których teraz już nikt nie pilnuje i które trzeba wybijać, ażeby nie doszły do górnych pomieszczeń zajmowanych przez wiernego Rycerza i jego Panią.

Seifer więc został sam, w towarzystwie cholernie nudnego komputera.

Właśnie przeglądał dane dotyczące konstrukcji ogrodu, jego opancerzenie i wytrzymałość na ataki. Cóż, informacje były przydatne, a w dodatku przedstawiały się optymistycznie. Jeśli już przyjdzie im walczyć z Ogrodem Balamb, powinni dać sobie radę... Rozniosą wrogi ogród w pył.

Kurs był już ustalony i właśnie znajdowali się w połowie drogi do Balamb.

"Rycerzu mój...." w umyśle Seifera zabrzmiał potężny, aczkolwiek ujmujący głos, któremu nie mógł się wprost oprzeć. Wiedział, że to jego Pani go woła.

- Wzywałaś mnie, o Pani? - spytał w progu, kłaniając się w pas, a następnie zanurzając głębię swych zielonych oczu w mroczne oblicze swego największego Marzenia.

Czarownica siedziała nieruchomo na obszernym łóżku. Twarz zwróciła w stronę okna ( ach, te czarne kurtyny.... ), obserwując przesuwające się pod stropami ogrodu bezkresne wody oceanu. Na pogodnym niebie ścigało się kilka olbrzymich albatrosów - chyba najbardziej charakterystycznych ptaków dla okolic Balamb.

Wielkie okno stanowiło kontrastowy dodatek do tegoż całego, jakże mrocznego pokoju. Seifer nie miał pojęcia, kto tu przedtem mieszkał, ale pewien był, iż jego Pani za pomocą magii nieco.. khm.. ubarwiła to miejsce, nadając mu wyjątkowego i niepowtarzalnego nastroju.

Nieświadome magicznej aury drobne, kolorowe heliconiusy uwijały się wśród kwitnących na parapecie ketmii, zbierając długimi rurkami nektar. Zapewne były to wędrowne motyle, które podczas swego lotu przez ocean znalazły to niespodziewane źródło pokarmu, zwiększając tym samym swoją szansę na przetrwanie.

- Dziecko drogie.. - z ust czarownicy popłynął słodki, niski głos. Kobieta zwróciła twarz w stronę swego rycerza, muskając go przez chwilę złotym wzrokiem i obdarzając niezwykle tajemniczym uśmiechem.

Seifer z trudem powstrzymał w sobie chęć podejścia do niej i obdarzenia jej namiętnym pocałunkiem w usta. Zwłaszcza że ona go tak wyzywająco do tego zapraszała...

Cholera, przecież to jest jego dawna Matron.. Co też chodzi mu po głowie?

Przełknął nerwowo ślinę, zaciskając dłoń na rękojeści Hyperiona

Czarownica przymrużyła złote oczy. Na jej twarzy wciąż pozostał niepokojący uśmiech.

- Jak daleko do Balamb? - spytała

Seifer odrywając wzrok od rozmówczyni spojrzał z zakłopotaniem w stronę heliconiusów, próbując pozbyć się niemiłego uczucia, jakie wywołało w sercu hipnotyzujące spojrzenie czarownicy.

- Jeszcze kilka godzin, o Pani - odparł pewnie, może tylko lekko nerwowo...

- Wspaniale.. - rzekła kobieta, z jej ust zniknął niemiły uśmiech - Powiedz swoim przyjaciołom, aby byli gotowi. Jak tylko przybijemy do miasta, mają je dokładnie przeszukać.. Jeśli tam ukrywa się Ellone, to ją znajdziemy.

- Przekażę im twe rozkazy, jak tylko wrócą z patrolu - Rycerz ukłonił się wdzięcznie.

W jego głowie pozostało mnóstwo pytań, które chciał zadać, ale się nie odważył... Po cholerę szukasz Ellone, o Pani? Po co potrzebna ci ta wątła dziewczyna, skoro masz moc i potęgę, o której nikt wcześniej nie mógł nawet marzyć..? Czy nie możemy po prostu wykończyć wszystkich SeeD z Balamb i od tego czasu żyć w spokoju, władając światem..? Tylko ty i ja i nasi wierni Posse?

- Seifer - usłyszał swoje imię. Nikt nie wymawiał jego imienia w tak niesamowity i melodyjny sposób, jak tylko ona potrafiła - Podejdź proszę... - gestem zaprosiła rycerza bliżej siebie.

Podszedł. Powoli, niepewnie. Uklęknął tuż przed jej obliczem, spuściwszy wzrok.

Jej dłoń dotknęła delikatnie jego podbródka. Uniósł głowę i spotkał się z jej niesamowitymi, tajemniczymi oczami. Nie oderwał już od niej wzroku. Patrzył pytająco, czując, jak palce czarownicy delikatnie przeczesują jego gardło, brodę, policzek.. powoli, bez pośpiechu, w cholernie erotyczny sposób...

- Edea. - szepnął ostrzegawczo. Nie, to już zdecydowanie zaszło za daleko.

Czarownica cofnęła dłoń.

- Czujesz się przy mnie niepewnie... - stwierdziła

Już miał otworzyć usta, aby zaprzeczyć.. Chciał nadal być jej rycerzem, bronić ją, ochraniać.. Ale nie był jeszcze gotów na to, czego oczekiwała od niego w tej chwili.. Nie, nie może sobie pozwolić na _taką_ bliskość. To niewłaściwe, prawda? Przecież od czasu, jak powróciły do niego stare wspomnienia nie potrafił o niej myśleć w inny sposób, jak o tamtej dawnej Matron, która go wychowywała..

Nim zdążył którąś ze swych myśli ubrać w słowa i ją wypowiedzieć na głos, usłyszał spokojny i melodyjny głos czarownicy.

- Wciąż myślisz o mnie, jako o tej dawnej kobiecie, którą znałeś... Przypomniałeś sobie przeszłość...

Tak, to właśnie było to. Cienie przeszłości, wciąż nawiedzające młodego Rycerza, nie dające mu spokoju. Silniejsze od teraźniejszości. Od kiedy pozbył się ze swego umysłu ostatniego GFa, te wspomnienia zaczęły go ścigać niczym drapieżcy szukający swych ofiar.

- Ale nie martw się... - uspokoiła go czarownica. Jej dłoń znów na jego policzku.

Cholera....

- Nie jestem tą, za którą mnie uważasz....

Zamrugał oczami, starając się zrozumieć sens jej słów

- Edea.... Co masz na myśli? - spytał niepewnie

Uśmiechnęła się. Jakoś tak dziwnie... Tajemniczo i przerażająco zarazem. Ten uśmiech Seiferowi wybitnie się nie podobał. Czując rosnącą magiczną aurę wokół ukochanej Pani wiedział, że swymi zaklęciami czarownica usiłuje wyrwać go ze szponów ogarniającej trwogi i rosnących w umyśle pytań. Seifer poddał się magii, w sercu zrobiło mu się cieplej.

- Nie nazywaj mnie Edea - odpowiedziała czarownica - To nie jest moje imię...

- Co...?

- Mam na imię Ultimecja... - wyszeptała, zbliżając swoją twarz w kierunku twarzy Seifera. Niemal poczuł jej chłodny oddech na własnych ustach - Przybyłam z przyszłości, oby odszukać mego wiernego rycerza...

- N-nie rozumiem... - biedny Rycerz czuł się całkowicie zagubiony w Nowej Rzeczywistości

- Wierny rycerz pomoże mi w wykonaniu mego zadania.. - kontynuowała czarownica - Będzie mnie strzec i się o mnie troszczyć.. Prawda, Seifer? - spytała

Kompletnie sparaliżowany przez złoto jej oczu nie był w stanie odpowiedzieć na zadane pytanie

- Razem doprowadzimy świat do chaosu, gdzie nie będzie istnieć ni czas, ni przestrzeń..- ciągnęła kobieta - Będziemy nim władać wiecznie - ja i ty, mój drogi rycerzu....

Czarownica przymknęła oczy i przybliżyła usta do ust swego wiernego sługi.

Seifer, czując delikatne dotknięcie jej chłodnych warg, nagle jakby ocknął się z zamyślenia. Odepchnął kobietę i skoczył na równe nogi, przyglądając jej się z malującym się na twarzy zaskoczeniem.

- Edea... - znów wypowiedział to przeklęte imię. Czarownica zacisnęła dłonie w pięści, opanowując nagły przypływ gniewu - Ty nie jesteś Edea... - dodał po chwili chłopak

Spojrzała na niego oczami pełnymi wyrzutu i pogardy. Gdyby potrafiła wzrokiem zabijać, z pewnością jej Rycerz nie przetrwałby tej próby. Jednakże on nadal stał w miejscu, jakby był posągiem niemożliwym do powalenia.

- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla takiego Rycerza, jak ty? - spytała, opanowując złość - Czy przeszłość jest dla ciebie ważniejsza od świetlanej przyszłości, którą ci oferuję?

- Co jej zrobiłaś?! - Seifer czuł, jak z każdą chwilą przerażenie w jego sercu ustępuje miejsca gniewowi.

Nie, tak nie powinno być.. To niewłaściwe...

Jest przecież wiernym rycerzem czarownicy.. Kimkolwiek jest jego pani, musi jej wiernie służyć! To jego marzenie! Romantyczne marzenie......

Czarownica wstała i podeszła do okna, przyglądając się bezkresnemu oceanowi i kwitnącym czerwonym kwiatom na parapecie.

- Edea odeszła. Już nigdy nie wróci. Zapomnij o niej - odpowiedziała w końcu chłodno

- Jak to: odeszła? - spytał z rosnącym oburzeniem

- Tak jest. Długo się mi opierała, ale w końcu uległa. Ja teraz rządzę tym ciałem. Edei już nie ma. Istnieję tylko ja, Ultimecja. Lepiej pogódź się z tym, chłopcze.. Nie ma innej drogi, niż ta, którą wybrałeś...

Rycerzem.. Miał być rycerzem....

Dlaczego, u licha, to właśnie on miał pecha stanąć na jej drodze?

- D-dlaczego ja...? - wyszeptał

- Nic nie rozumiesz? - spytała. Odwróciła się w jego stronę. Anielskie oczy Edei, patrzące teraz na niego obco i władczo - Szukałam cię, bo znałam twoje marzenie... Posiadłam nie tylko to ciało, ale i myśli jego dawnej właścicielki..

- A więc... To nie był przypadek... - jęknął Seifer - Źe pojawiłaś się w stacji telewizyjnej w Timber

Uśmiechnęła się w odpowiedzi.

Wyciągnęła ramiona w stronę chłopaka

- Chodź do mnie, chłopcze.. - wyszeptała zapraszająco - Chcę ci coś podarować....

Seifer niepewnie przestąpił kilka kroków naprzód. Zbliżył się na tyle, że czarownica mogła jedynie dotknąć jego czoła.

Zrobiła to. Seifer poczuł nagłe ciepło ogarniające jego ciało.

- Co to j-jest..? - spytał

- Nie bój się.. - wyszeptała, skupiając całą swą moc na końcach palców dotykających czoła Rycerza - Nie zrobię ci krzywdy.. Nie mogłabym..

Kilka sekund później do umysłu Seifera zaczęła dopływać nowa świadomość. Z każdą chwilą coraz bardziej rosnąca w siłę, coraz bardziej znajoma.. Taka, do jakich zwykł być przyzwyczajany podczas treningów w Balamb.

Guardian Force??

Nagłym potrząśnięciem głowy zerwał połączenie. Obca świadomość w jego umyśle zniknęła nagle. Chłopak odsunął się na bezpieczną odległość.

- Nie! - krzyknął - Nie potrzebuję GFa!

- Seifer... - cóż, imię chłopaka wypowiadane przez nią wciąż brzmiało magicznie i melodyjnie. Jak takim słowom się oprzeć?

- Nie pozwolę ci, abyś za pomocą GFów wymazała moje wspomnienia. Nie zgadzam się!

- Weź go, Seifer - nalegała - To Alexander. GF Edei. Ona chce, żebyś go wziął.

- Edei już nie ma.. Sama tak powiedziałaś - przerwał chłopak - Zabiłaś ją!

- Seif.... - nie dokończyła wypowiedzi, gdyż jej wierny rycerz odwrócił się, dopadł drzwi i z szybkością huraganu wypadł z jej pokoju.

Rycerz, po raz pierwszy w życiu, zapragnął być jak najdalej od swej Pani..

----

Dopadł biurka Martine'a, o mały włos nie zrzucając na podłogę monitora, o który niechcący zahaczył płaszczem. Zaklął szpetnie, pozbywając się niewygodnego odzienia z ramion. Oparł Hyperion o krzesło, po czym dysząc z wysiłku dopadł z powrotem drzwi, wyglądając ostrożnie na hol.

Cholera jasna.. Gdzie są Fuujin i Raijin...? Nie wrócili jeszcze z patrolu? Sytuacja jest wyjątkowa!

Seifer zacisnął zęby. Wycofał się z powrotem do gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi.

Podszedł do biurka. Drżącymi rękoma zaczął szperać w szufladach

Gdyby chociaż znalazł kod dostępu, numer telefonu.. Cokolwiek, co by pozwoliło mu się skontaktować z Ogrodem Balamb... Musiał ich ostrzec.. Musiał powiedzieć o niebezpieczeństwie zagrażającym całemu światu..

W jego głowie wciąż krążyła ta sama, niespokojna myśl...

To nie Matron.. To nie jest Matron...

Ultimecja... Potworne imię - Ultimecja... Brzmiało... po prostu źle, nie pasowało do tej delikatnej i pełnej uroku sylwetki, do tych jasnych, słonecznych oczu, czarnych niczym krucze pióra włosów.. Do tych wspaniale uśmiechających się ust... Do Edei....

Ultimecja ją zabiła.. Zabiła.......

Komputer odmówił dostępu do sieci bez podania kodu. Seifer z wściekłością wyrżnął pięścią w klawiaturę.

- Cholera jasna! - wrzasnął

Być może gdzieś w szufladach znajdzie coś, cokolwiek... Klucz do znajdującej się poniżej sali komputerowej, kartę magnetyczną dającą dostęp do hangaru... Cokolwiek!

Kolejna przeszukiwana szuflada zdawała się być taka sama jak poprzednie. Sterty niepotrzebnych nikomu białych kartek papieru. Jakichś raportów, statystyk studentów, osobistych listów Martine'a. Gościu był z całą pewnością chory, ale to w tej chwili chłopaka zupełnie nie obchodziło.

Jego dłoń dotknęła nagle zimnej, metalowej powierzchni.

Rozchylił stosy dokumentów.

Na samym dnie szuflady spoczywał ciemny, gładki kształt..

Rewolwer...

Seifer ostrożnie pochwycił go w dłoń i podniósł na wysokość wzroku. Obrócił nim delikatnie, obserwując na jego gładkiej, czarnej powierzchni refleksy światła.. Podobne do tych, jakie obserwował na co dzień na ostrzu swego Hyperiona.

Dziwna myśl zaświtała mu w głowie.

Począł szukać nabojów. Nie było trudno je znaleźć. Spoczywały w tej samej szufladzie, w niewielkim tekturowym pudełku.

Rozsypawszy zawartość pudełka na blacie począł drżącymi palcami wkładać naboje w rewolwer.

'Co chcesz zrobić, Seifer?' spytał sam siebie.

Wściekłość.

Ogarniała go coraz większa wściekłość.

Fuujin w takich chwilach po prostu kopała w łydki swoich znajomych i rzucała co lżejszymi meblami, na ogół celnie trafiając we wszystkich, którzy mieli pecha znaleźć się w jej pobliżu. Ale on nazywał się Seifer Almasy i nie wyładowywał złości w bezproduktywny sposób.

A tam gdzieś u góry stąpała osoba odpowiedzialna za zasiany w jego sercu gniew.

Seifer czuł się podle. Czuł się wykorzystany. Nie potrafił poradzić sobie z myślą, że osoba, którą uważał za najdroższą na świecie, okazuje się być po prostu iluzją, cieniem _przyszłości_, nieznanym przybyszem, który wykorzystał jego marzenia i uczucia, który zawładnął nim całkowicie...

Przecież dla niej był nawet w stanie zabić...

Zabić...

Po ogrodzie stąpała osoba, która zabiła kogoś, kogo od dziecka kochał najmocniej na świecie. Ta osoba nie miała skrupułów. Odebrała marzenia, uczucia, myśli i ciało jedynej kobiecie, z jaką Seifer czuł się przez całe życie związany.

Seifer nie należał do osób, które łatwo wybaczają.

Zacisnął dłoń na rewolwerze.

'Co teraz?' spytał ponownie.

Jak to co? Weźmiesz broń i pójdziesz tam. Staniesz oko w oko z dręczącym cię demonem i zakończysz sprawę.

Odbezpieczysz rewolwer, wycelujesz w jej głowę i strzelisz.

Zobaczysz krew...

Będzie dużo krwi. Tego nie unikniesz. Ale będziesz miał pewność, że nie zdąży już ona omamić cię kolejną mrzonką, kolejnym fałszywym zaklęciem...

Tylko że te oczy,... Te gasnące, umierające oczy będą patrzeć na ciebie z wyrzutem... Przypomną ci o osobie, którą kochałeś jak matkę..

Nie, nie możesz zakończyć sprawy w ten sposób...

- A jest inny sposób? - zapytał Seifer na głos, ale nikt nie odpowiedział mu na zadane pytanie. Gabinet wypełniał jedynie delikatny szum komputera oraz odległy pomruk pracujących u stóp Ogrodu silników, przypominających, że z każdą minutą lotu są coraz bliżej celu swej podróży; niedługo zza horyzontu wyłoni się miasto Balamb.

Jeśli teraz rycerz nawali i nie powstrzyma czarownicy, będzie odpowiedzialny za wszystko, co ona uczyni w tym mieście...

Seifer zdawał sobie sprawę, że losy mieszkańców zależą teraz tylko i wyłącznie od jego determinacji.

Ultimecja zabiła Matron... Te jedne, jedyne słowa, wciąż w kółko przemierzały jego umysł.

Wstał od biurka i ściskając broń w ręku, wyszedł na korytarz.

---

Usłyszała jego kroki nim jeszcze mogła go zobaczyć.

Nie bała się. To był jej rycerz. Potrafiła nad nim zapanować, bez względu na okoliczności.

W razie czego posłuży się jego uczuciami. Jak zawsze. Rycerz nie oprze się słodkiemu głosowi i opiekuńczym spojrzeniom matki.

Chłopak jest młody, chłopak jest naiwny. Będzie jej służyć aż do końca świata. I o jeden dzień dłużej.

Wieczność spędzą razem. Tak powinno być, prawda?

Czarownica przywitała swego ukochanego podwładnego ujmującym uśmiechem.

- Przemyślałeś sobie wszystko, co ci powiedziałam? - spytała - Czy już zrozumiałeś, że jestem twoim jedynym przeznaczeniem?

- Zamilcz - odpowiedział Rycerz. W jego głosie dało się słyszeć gniew.

Szepcząc cicho w umyśle kolejne magiczne zaklęcia, otaczające aurą całe pomieszczenie, czarownica powoli przestąpiła kilka kroków naprzód, nie spuszczając wzroku z zielonych oczu Seifera. Dziwne, jego oczy niemal świeciły w ciemności, jak u kota. Były chłodne, były dzikie, były też przerażone.

- Nie bój się - szepnęła - Obiecałam, że nie zrobię ci krzywdy.

- Już mi ją wyrządziłaś - odparł chłodno. Uniósł prawą dłoń do góry. Kobieta dopiero teraz spostrzegła rewolwer w jego ręku - Zabiłaś Matron...

- Czyż nie widzisz, mój drogi chłopcze, że twoja Matron i ja to teraz jedna i ta sama osoba? - spytała bez lęku w głosie - Wyglądam jak ona, prawda? Mam jej ciało... Mam też jej wspomnienia, marzenia.. Dużo o tobie wiem, Seif.

- Nie nazywaj mnie tak - syknął gniewnie - Tylko Matron ma prawo..

- Oddaj rewolwer, chłopcze - wyciągnęła dłoń w jego kierunku

Cofnął się, oparłszy plecy o chłodną ścianę. Powolnym ruchem odbezpieczył broń.

- Przecież i ja i ty wiemy doskonale, że nie strzelisz... - rzekła ze spokojem - Nie zabijesz Edei, prawda?

- Nie jesteś Edeą... - odpowiedział

- Ale to wciąż jej ciało... Chcesz ją zabić i tym samym porzucić nadzieję na jej ocalenie?

Seifer drgnął niepewnie. Dłoń lekko zadrżała. Rewolwer zdawał się być niezmiernie ciężki. Bolała go już ręka.

Spojrzał pytająco kocimi oczami w złote oblicze swej królowej.

- Tak jest... - mruknęła cicho - Dobry chłopiec... Oddaj broń...

- Nie. - zaprzeczył

- Co chcesz przez to osiągnąć? Skażesz ją na śmierć? Chcesz widzieć, jak umiera? Chcesz mieć jej krew na swoich rękach? - spytała.

Wypowiadane w myślach zaklęcia wypełniały pokój.

Niektóre z nich delikatnymi jęzorami magii już dotykały umysłu i serca Seifera.

Nie daj się omamić, Seifer... Nie daj się....

Wciąż powtarzał sobie w myślach te słowa.

Zacisnął zęby. Zmarszczył brwi.

- Nie zapanujesz już nade mną, podła suko! - krzyknął - Zapłacisz mi za wszystko!

Wymierzył.

Strzelił.

Zdążył się jedynie zdziwić, że huk wystrzału jest tak potwornie głośny. Nie zauważył nawet momentu, kiedy zamknął oczy.

Wnet je otworzył. Spojrzał w stronę przeciwniczki.

Trafił ją w klatkę piersiową. Czarownica wydała z siebie stłumiony jęk, skuliła się, chwytając dłonią za ranę uczynioną przez zdradliwą kulę, po czym osunęła się na ziemię.

Podszedł do niej wolno, ostrożnie, przyglądając jej się chłodnymi oczami, gotów do oddania, w razie czego, kolejnego strzału.

Ale walka już była skończona.

Czarownica leżała na plecach, ciężko oddychając. Z rany tuż nad jej lewą piersią wypływała obficie krew, znacząc szkarłatnymi śladami jej bladą skórę, jej atłasową suknię oraz zimną, terakotową podłogę.

Zacharczała, zaciskając kurczowo zęby.

- Muszę znaleźć... kolejną czarownicę - wyszeptała sama do siebie

- Nic z tego. Nie przekażesz już nikomu swej mocy. Osobiście tego dopilnuję - były Rycerz podniósł broń i wymierzył w jej czoło, gotów do oddania kolejnego strzału, zgładzającego Ultimecję raz na zawsze.

Spojrzała na niego z błyskiem wściekłości w oczach. Jej głos nagle zmienił się nie do poznania, stał się zupełnie obcy, inny, przerażający...

- PrzeKlęty SeeD - wycharczała - ZKładzę was wszystKich!

Nie chciał już tego słuchać dalej. Palec zadrżał niepewnie na spuście.

- Seif..?

Strzelić, nie strzelić... To bez różnicy... Niech umiera...

- Seif... dziecko drogie... to ty....

Te głos.... Tak znany... Odległe wspomnienie sprzed wielu lat...

Matron?

Otrząsnął się z zamyślenia, spoglądając na łagodną twarz umierającej kobiety.

- Edea... - szepnął. Opuścił rewolwer, padając na kolana obok czarownicy.

Złote, pełne spokoju i opanowania oczy spojrzały na niego.

- Matron! - jęknął rycerz - Wybacz!

Uniosła lekko dłoń, dotykając delikatnie zakrwawionymi palcami jego policzka

- Nie twoja wina.. - wyszeptała - Wyzwoliłeś mnie.. od niej....

- Proszę, nie umieraj! Musisz żyć, Matron. Musisz!

Z panicznym lękiem próbował szukać przy sobie jakichkolwiek zaklęć uzdrawiających. Cury, Curagi, czegokolwiek!

Pokiwała lekko głową, dając do zrozumienia, że wysiłki Rycerza na nic się nie zdadzą.

W oczach Seifera pojawiły się łzy.

Pochylił się nad nią, delikatnie ją obejmując. Zupełnie nie zwracał uwagi na krew wsiąkającą powoli w jego ubranie.

- Dziękuję... - wyszeptała słabo Edea, jej gasnące oczy wciąż pozostające w kontakcie z oczami Seifera - że mogłam cię jeszcze ujrzeć po raz ostatni...

- Proszę... Nie mów tak.. - wyszeptał chłopak, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez, które teraz bezwiednie poczęły spływać po jego policzkach.

- Powiedz... Cidowi... że.. .go.... koch...

Dłoń Edei opadła bezwładnie wzdłuż jej wątłego ciała. Klatka piersiowa kobiety znieruchomiała, wydając ostatnie słabe tchnienie.

Seifer objął jej ciało i mocno przytulił do siebie

- Edeeeeeeaaa! - potężny krzyk wydobył się z jego gardła

A później stała się ciemność....

Po chwili uśmiech...

Uśmiech na twarzy byłego Rycerza.

Położył martwą czarownicę na podłodze. Wstał, wyprostował się dumnie.

- Głupie, bezmyślne, słabe istotKi... - mruknął sam do siebie - Zarówno ona jaK i jej dziecKo.....

Spojrzał z pogardą na ciało Edei

- Cóż za przyKry Koniec.... TaK giną śmiertelnicy... BałaKan, Krew i nic więcej....

Wielce zadowolony z siebie opuścił pokój i udał się w stronę gabinetu Martine'a. Po drodze stwierdził, że trzeba by doprowadzić swoje ubranie do porządku i pozbyć się szkarłatnych śladów zbrodni.


----

- Seifeeer! - potężny głos wydarł się na cały hol - Gdzie jesteś, do diabła?

Właściciel głosu, który okazał się być postawnym, ciemnoskórym mężczyzną, wpadł do gabinetu Martine'a, patrząc nerwowo w stronę biurka.

Seifer poprawił mokre kosmyki włosów opadające mu na czoło i odwrócił się w stronę przyjaciela.

- Tyle razy mówiłem, że masz pukać.. Ale jak zwykle mnie nie słuchasz, Raijin.

- Sorry... - przeprosił, łapiąc z trudem powietrze.

- Gdzie Fuujin? - zainteresował się nagle Seifer

- Już idzie... Słuchaj, Seif....

- Komputer mi się znów zawiesił.. - stwierdził z nutką żalu w głosie były Rycerz

- Głupia maszyna, wiesz? W każdym razie, posłuchaj...

- HEJ, SEIF! - w drzwiach ukazała się nagle drobna dziewczyna o stalowo szarych włosach i przepasce na oku.

- Fuu-chan, dobrze że jesteś.

- PATROL, PRZEDŁUŹONY.. - próbowała wyjaśnić

- Oki, nie przejmuj się - odparł lider Posse

- Hej, Seifer.... - zaczął Raijin

- Będę chciał z tobą porozmawiać, Fuu, więc zostań na chwilę.

- Seifer...

- O CZYM? - spytała dziewczyna

- Ważna sprawa - wyjaśnił chłopak

- Seifer!!! - wydarł się ciemnoskóry towarzysz.

- O co chodzi? - spytał podirytowany Seifer.

- Możesz nam coś wyjaśnić?

- Co....?

- Na przykład... dlaczego siedzisz sobie spokojnie w gabinecie, podczas gdy Edea leży martwa u siebie w pokoju, z przestrzelonym sercem, w kałuży krwi??

- Ach tak... - odparł obojętnie Rycerz - Edea nie żyje..

- CO? - zdziwiła się Fuujin

- Nieważne. Słuchaj, Raij, idź się tym zająć. Wynajmij jakiś żołnierzy, albo co.. Niech posprzątają bałagan..

- Seifer...?

- To rozkaz, więc leć czym prędzej, nim się zdenerwuję!

- Aj, tak jest , wiesz? - Raijin zasalutował i wybiegł z pokoju

- Fuujin... - zwrócił się do dziewczyny Seifer

- Co tu się u licha dzieje? - spytała Fuujin swym normalnym głosem, rezygnując na moment z monosylabicznych wypowiedzi

- Słuchaj... - Seifer nie zwracał uwagi na pytania przyjaciółki. Gestem zaprosił ją bliżej siebie - Masz już doświadczenie w pracy z GFami, prawda?

- PANDEMONA, DOBRY. - odpowiedziała

- Świetnie. Bo tak się składa, że mam tu Alexandra i sądzę, że bardzo by wam pomógł w Balamb. No wiesz, w razie kłopotów...

- DOŁĄCZYSZ? - spytała

- Tak, właśnie chciałem cię prosić, czy byś go nie wzięła ze sobą. Ja nie umiem wykorzystać jego mocy..

- DOBRZE - zgodziła się Fujin.

Seifer uśmiechnął się tajemniczo. Podszedł blisko dziewczyny, tak, że dzieliło ich od siebie zaledwie pół metra. Wystarczająca odległość, aby mógł dotknąć ręką jej dłoni.

- Dobra dziewczynKa... - wyszeptał

Fuujin spojrzała na niego szkarłatnym okiem.

'FITHOS'

W głowie usłyszała głos. Potężny, wyraźny, obcy głos.

- To potrwa chwilKę - zapewnił Seifer

- SEIF? - nie mogła zrozumieć co się dzieje.

'LUSEC'

Nie, ten głos nie należał do GFa.....

- Nie uniKniesz sweKo przeznaczenia...

- CO ROBISZ? - spytała przerażonym głosem.

'WECOS'

Jakaś dziwna siła nie pozwoliła jej się ruszyć ani na centymetr... Jedyne, co mogła robić, to patrzeć swym czerwonym okiem w jego zielone.

- DosKonale... Młode, silne ciało....

'VINOSEC'

Seifer padł nieprzytomny na podłogę gabinetu.

- To na czym sKończyłam? - mruknęła Fuujin - Ach tak.... Muszę szuKać Ellone..... DzięKi niej sKompresuję czas.....


KONIEC ( och, tak mi przykro :)


Heheh..... A mówiłam, że będzie nietypowo i wrednie?

Tak to jest, jak w głowie same z siebie rodzą się chore pomysły...

Mam nadzieję, że się text podobał :)

Jeszcze małą sprawa dotycząca Ultimecji - otóż trudno w języku polskim oddać jej charakterystyczną wymowę, którą się posługuje, myślę, że taka forma, jaką tu przedstawiłam, odzwierciedla mniej-więcej styl jej oryginalnych wypowiedzi.

Skoro już przy sprawach przekładu na j. polski jesteśmy - słowa Posse z premedytacją nie tłumaczę, bo bardzo mi się podoba w oryginalnej formie.

To by było na tyle.

Śpijcie dobrze....


Poznań, 2 czerwca 2002


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.