Opowiadanie
Henshin yo!
Henshin yo!
Autor: | Erica Friedman |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | Grisznak |
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Obyczajowy |
Dodany: | 2007-07-18 09:44:27 |
Aktualizowany: | 2008-02-19 13:30:14 |
Autorką fanfika jest Erica Friedman. Przekład autorstwa Grisznaka/ Fanfic by Erica Friedman. Translation by Grisznak. Oryginał znajduje sią na www.worldshaking.net / original version at www.worldshaking.net
Wszystkie prawa zastrzeżone/All rights reserved
Makoto Kino obudziła się zaskoczona, gdyż zanim jeszcze otworzyła oczy dostrzegła, że stoi obok własnego łóżka... Ciężko oddychając, powoli odzyskiwała przytomność. Po dłuższym zastanowieniu stanęła prosto, rozluźniając swoje zaciśnięte pięści i przełykając przekleństwo, które cisnęło się na jej usta.
Przyłożyła dłoń do czoła, czując gorączkę i zamknęła oczy wobec obrazów, które w nią uderzyły.
- Co za chory sen! - krzyknęła, otwierając ponownie oczy, rozglądając się wokół, z ulgą rozpoznając znajome otoczenie. Zachichotała z absurdu całej sytuacji. Wyobraźcie sobie, ona, Makoto Kino, bohaterską wojowniczką! To było zwyczajnie śmieszne. Jej śmiech odegnał resztki dziwacznego snu.
Czując się lepiej, Makoto udała się do łazienki. Wracając do salonu, z ręcznikiem owiniętym wokół jej mokrych włosów, wstawiła wodę. Ponownie uśmiechnęła się na wspomnienie dziwacznych, niemal całkowicie zapomnianych już obrazów ze snu.
Co to miało być, zastanawiała się. Miała mieć nadludzkie moce... zawsze była silna i nieco za wysoka jak na swój wiek, ale we śnie te rzeczy nie były wadami. I ten atak...
Pijąc herbatę, Makoto wpatrywała się w okno. Był tam jeszcze bizon z końskim warkoczem. Zoisite? Co za kretyńskie imię. Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się tego z własnej wyobraźni. Zdecydowanie, czyta zbyt dużo mang. A ta dziewczyna - Usagi czy jakoś tak, była Czarodziejką z Księżyca? I gadający kot? Makoto po raz kolejny zaczęła się śmiać z tych dziwactw. To pewnie stres wywołany kolejną zmianą szkoły.
Nie było czasu, żeby zastanawiać się dłużej nad tym dziwacznym snem. Czas do szkoły. Wyjęła z szafki swój mundurek i założyła bluzkę. Wkładała spódniczkę gdy wyczuła nagle dłonią coś w kieszeni. Zmarszczyła twarz sięgając tam i wyjmując złoto - zielony przedmiot rozmiarów długopisu.
Krew odpłynęła z jej twarzy.
- O mój Boże - wyszeptała zaskoczona. To był długopis, który Luna dała jej we śnie! - To nie może być prawda... nie może. Przecież nie ma superbohaterów. Jej głos był ledwo słyszalny. Wyglądało na to, że jej sen zaczynał wtłaczać się w rzeczywistość.
- To musi być jakiś żart - powiedziała, patrząc na długopis. Drżąc, patrzyła na siebie w lustrze, jednak nie z próżności. - Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać... - Trzymając długopis, wypowiedziała słowa, które wcześniej kazała jej wymawiać Luna.
- Potęgo Jowisza, przemień mnie! - jej głos rozbrzmiał echem, jakby wszystko to nie działo się w jej małym mieszkaniu.
Z dreszczykiem emocji, Makoto poczuła jak zachodzi w niej zmiana. Z całą pewnością, to nie był sen. Coś, co zdarzyło się wczoraj, nie było snem! Ta transformacja, tak nowa dzień wcześniej, teraz wydawała się czymś codziennym. Jej siła, zawsze będąca jej częścią, wzrosła, zaś ciało wypełniło się nowym rodzajem mocy. Pamiętała te wszystkie słowa, które same cisnęły jej się na usta, wezwanie jej opiekuńczej planety, Jowisza i błysk, który lśnił pomiędzy jej palcami. Patrzyła na własne dłonie, które zaczęły świecić i szybko zgasły, zanim musiałaby uwolnić nagromadzoną tam energię w bardziej ekstremalny sposób. "Najwyższy Grzmot?" Czy to aby tak nie brzmiało?
O Boże! Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Choć wyglądała dokładnie tak samo, było w niej coś innego. Praktycznie emanowała mocą i siłą. Przyłożyła dłoń do policzka i odbicie w lustrze uczyniło to samo. Uśmiechnęła się, a odbicie odwzajemniło uśmiech.
Kolejny już raz Makoto zaczęła się śmiać. Tym razem towarzyszył temu dziki taniec radości. Wojowniczka w szkolnym mundurku walcząca o miłość i sprawiedliwość! Podskoczyła i wylądowała w dość prowokacyjnej pozie. Wciąż chichocząc, pomyślała o powrotnej przemianie i w tej samej chwili, jakby to była magia, stała z powrotem w bluzce, majtkach i kolanówkach przed lustrem, trzymając swą spódniczkę i uczesana w swój klasyczny koński ogon. Uśmiech nie opuścił jej ust.
Chwyciła swoją torbę, gotowa już do wyjścia gdy nagle zadzwonił dzwonek u drzwi. Zatrzymała się, rozglądając się wokół, czy aby nie pozostał tu jakiś ślad świadczący o tym, że ona jest, nie, była, Czarodziejką z Jowisza. Nieco rumieniąc się, Makoto otworzyła drzwi.
Uśmiechając się radośnie, z jaśniejącymi oczami, Usagi stała po drugiej stronie drzwi, wsparta ramieniem o dziewczynę z niebieskimi włosami... Ami, Makoto przypomniała sobie. Oczy Ami były nieco poważniejsze, ale także zalśniły uroczo, gdy otwierały się drzwi. Usagi praktycznie wyskoczyła z siebie na ich dźwięk.
- Oh! - krzyknęła i roześmiała się. - Dzień dobry, Mako-chan! Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy, ale pomyślałam, że może chciałabyś razem z nami iść do szkoły.
Makoto napotkała wzrok Ami i skinęła lekko. A więc to była Czarodziejka z Merkurego. W takim razie Czarodziejką z Marsa musiała być tamta dziewczyna, Rei. Patrząc na Usagi, Makoto uśmiechnęła się szeroko. Wyglądało na to, że wszystko zaczynało się układać tak wspaniale, jak jeszcze nigdy w jej życiu.
- Bardzo chętnie, dzięki! - Wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Cała trójka (plus kot) zaczęła rozmawiać o ich zadaniach, tłumacząc Makoto w co dokładnie się wpakowała.
- I nie zapomnijcie - dodała Luna, gdy skończyły. - Spotykamy się dziś po szkole, w świątyni Rei - dziewczyny przytaknęły i udały się do szkoły.
Przy drzwiach Usagi zatrzymała się. Zwracając się ku Makoto, uścisnęła jej dłoń i pobiegła gdzieś korytarzem.
- Do zobaczenia na lunchu, Mako-chan - krzyknęła, zderzając się przy okazji z innym uczniem.
Ami zachichotała i spojrzała na Makoto.
- Muszę iść. - Wskazała na Usagi. - Ale chcę, żebyś wiedziała, iż wszystkie cieszymy się z tego, że jesteś w drużynie. - Pomachała po czym pobiegła w kierunku krzyczącej coś Usagi.
Makoto udała się w kierunku własnej klasy, potrząsając dłonią.
- Co za dziwny sen - po raz kolejny, ostatni już powtórzyła te słowa, po czym z uśmiechem udała się na pierwszą lekcję.
będzie ciąg dalszy ?
jeśli nie
mogę postawić tylko 5