Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Niedokończona sprawa

Rozdział 1

Autor:Ramos
Redakcja:IKa
Tłumacz:Aevenien
Serie:Harry Potter
Gatunki:Obyczajowy, Romans
Dodany:2007-10-31 15:32:25
Aktualizowany:2008-03-13 21:17:22


Następny rozdział

Tytuł oryginału - Unfinished Business

Link - Unfinished Business

Autor - Ramos

Zgoda - Jest

Beta - Minamoto (IKa)


- Hermiono - syknął Neville Longbottom - czy twoim zdaniem te kwiaty są w porządku?

- Tak, Neville - odszepnęła dziewczyna, ostrożnie mieszając w ich kociołku i zerkając w stronę profesora Snape’a wiecznie czyhającego na ich najdrobniejszą pomyłkę. - Są identyczne jak te na obrazku w książce, nie sądzisz?

- No tak - zgodził się chłopak - ale coś mi się w nich nie podoba.

- Może chcesz poprosić profesora Snape’a, żeby dał ci inne? Słyszałeś chyba jak mówił, że te kwiaty są bardzo rzadkie i ciężko je zdobyć?

Neville wzruszył ramionami i dodał ususzone płatki do eliksiru. Nie minęła nawet sekunda, kiedy mikstura zmieniła barwę na przezroczysto-niebieskawą. Chłopak zamieszał gęstą, lepką substancję, obserwując, jak opalizująca powierzchnia lekko faluje. Miał nadzieję, że chociaż raz Severus Snape znajdzie sobie inną ofiarę. Niestety to nie był ten dzień.

- Cóż - drwiący głos Snape'a sprawił, że para uczniów podskoczyła nerwowo. - Skończyliśmy już, panno Granger? Z pewnością chcemy się znowu popisać, nieprawdaż?

- Tak, proszę pana, to znaczy nie panie profesorze - jąkała się Hermiona. Nawet teraz, w połowie ich ostatniego roku, Snape nie przepuścił żadnej okazji, żeby uprzykrzyć im życie.

- Jeżeli już skończyliście i zrobiliście wszystko poprawnie, w co szczerze wątpię, to eliksir powinien uśpić was na parę minut. Które z was go wypróbuje?

- Ja - powiedziała Hermiona stanowczo, zanim Snape zaczął znęcać się nad Nevillem. Zaczerpnęła trochę ciemnoniebieskiej mikstury, wzięła głęboki oddech, przysunęła sobie stołek i wypiła eliksir. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyła, zanim straciła przytomność, były czarne oczy Snape’a.

- No cóż, tak właśnie działa ten eliksir - warknął Snape, kiedy Hermiona osunęła się na ławkę, a chochla z brzdękiem potoczyła się po podłodze. Zajrzał do kociołka.

- Jednak Gryffindor traci pięć punktów, kolor jest nieprawidłowy. Eliksir powinien być ciemnogranatowy, a ten ma jedynie granatową barwę. Longbottom, obudź swoją partnerkę i posprzątaj.

- Tak, panie profesorze - odetchnął z ulgą Neville. Wyciągnął rękę i potrząsnął ramieniem Hermiony. Kiedy to nie pomogło, potrząsnął nią trochę mocniej. - Hermiono. Obudź się.

- Nawet tego nie umie pan zrobić prawidłowo, panie Longbottom? - spytał kwaśno Snape. Zacisnął długie palce na ramieniu Hermiony i potrząsnął nią szorstko. - Proszę się obudzić, panno Granger!

Jednak zamiast otworzyć oczy, Hermiona przechyliła się gwałtownie do tyłu i tylko uchwyt Snape’a uratował ją przed rozbiciem głowy o posadzkę.

Nie żeby na dłuższą metę to miało jakiekolwiek znaczenie.


***

- Martwa? Jak to martwa? Ja nie mogę być martwa! - Hermiona podparła się pod boki i tupnęła nogą ze złością.

Nie przyniosło to oczekiwanego efektu, ponieważ jej niematerialna stopa nie wywołała żadnego dźwięku przy uderzeniu.

Szara Dama westchnęła lekko zirytowana.

- Mówiliśmy ci już tyle razy. Otrułaś się ostatnią miksturą Neville’a Longbottoma.

- Ostatni eliksir Neville’a? Czy on też nie żyje?

- Nie - odpowiedział duch Ravenclawu. - Kiedy profesor Snape nie mógł cię obudzić, kazał wszystkim uczniom opuścić salę i zapieczętował klasę.

- Więc to nie był jego ostatni eliksir, prawda? - Hermiona wytknęła tę sprzeczność. - On będzie robił jeszcze inne eliksiry.

Szara Dama ponownie westchnęła.

- Na początku zawsze tak jest - powiedział Sir Nicholas do Szarej Damy. - Zmarli zawsze mają małe trudności z przystosowaniem się.

- Zmarli? - prychnęła Hermiona. - Ja nie zdałam jeszcze nawet moich owutemów! Jak mogę być martwa?

- Próbujemy ci to właśnie powiedzieć, Hermiono - mogę cię tak nazywać, prawda? - zostałaś otruta. Przypadkowo, oczywiście, ale mimo to nie możesz się dalej zaliczać do żywych.

- Jesteś teraz jedną z nas - radośnie oznajmił Sir Nicholas. - Będzie naprawdę miło mieć nowego ducha w zamku. Odkąd dołączyła do nas Jęcząca Marta nie pojawił się nikt nowy.

- Ja NIE chcę być duchem! - odpowiedziała Hermiona. - Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia! Nie skończyłam jeszcze szkoły, nie wspominając już o Voldemorcie, który wciąż hula po świecie.

- Wkrótce odkryjesz, że te rzeczy nie są już dla ciebie tak ważne, jak za życia - próbowała uspokoić ją Szara Dama - W końcu to nie są już nasze problemy.

- Ale ja jestem jeszcze dziewicą! - krzyknęła Hermiona i w tym momencie dowiedziała się, że duchy potrafią się rumienić. Szara Dama co prawda uśmiechała się figlarnie, ale policzki Sir Nicholasa pokryły się jakimś dziwnym srebrnym cieniem.

Przewracając oczami, odwróciła się od pary przyjaznych duchów i rozpoczęła wędrówkę przez opustoszałe korytarze. Kiedy dostrzegła światło księżyca wpadające przez wysokie, wąskie okna zdała sobie sprawę, że musiało już być bardzo późno. Nie była do końca pewna, w której części zamku się znajduje, ale z pewnością była w Hogwarcie. Miała uczucie, że już kiedyś, za życia, tędy przechodziła, ale niestety w niczym to jej nie pomagało. Przemierzając jeden korytarz za drugim, w końcu zauważyła zarys schodów, które wydały jej się znajome. Szybko znalazła się w znanym otoczeniu, w szerokim korytarzu przed Wielką Salą.

- Wiesz, teraz możesz przenikać przez ściany - oznajmił radośnie przyjazny głos.

Hermiona podskoczyła i pisnęła. Sir Nicholas wyglądał na lekko urażonego.

- Naprawdę, panno Granger. Chciałem tylko służyć pomocą.

- Przepraszam, Sir Nicholasie. Zaskoczyłeś mnie.

Zmarszczyła brwi, kiedy zorientowała się, że jej praktyczne półbuty znajdują się kilka cali nad podłogą, a ona tak naprawdę unosi się w powietrzu.

Skoncentrowała się i po chwili zaczęła opadać coraz niżej, aż w końcu jej stopy dotknęły posadzki.

- Cóż, jesteś teraz jednym z duchów, młoda damo. Twoim zadaniem jest straszenie innych - jedna z zalet bycia martwym, nieprawdaż?

- Wspaniała - wymamrotała słabo. - W tej chwili, tak naprawdę pragnę jedynie uzyskać kilka odpowiedzi. Ostatnie, co pamiętam, to pracownia eliksirów. Zacznę tam i zobaczę, czego się dowiem.

- Doskonały pomysł panno Granger. Ostatecznie, im szybciej przyzwyczaisz się do nowej sytuacji, tym lepiej się poczujesz. Zawołaj mnie, jakbyś potrzebowała pomocy - wdzięczył się Sir Nicholas, bezmyślnie miętosząc swoją przekrzywioną krezę, i szczerzył się do niej radośnie.

Hermiona zdobyła się na słaby uśmiech i odeszła, woląc nie myśleć, co ten uprzejmy duch właśnie sobie poprawia.

Schody prowadziły w dół, do lochów, ziejących intensywną czernią spotęgowaną jeszcze późną godziną, ale, o dziwo, mimo ciemności Hermiona widziała wszystko bardzo wyraźnie. Wielkim zaskoczeniem było też to, że w ogóle nie przejmowała się zapuszczaniem w nieznane korytarze, tym czy będzie miała co jeść, czy czymkolwiek innym. Niepewność trochę ją irytowała ale nic poza tym.

Hermiona zatrzymała się przed drzwiami klasy, chcąc zapukać, i zobaczyła tylko swoją bladą, półprzezroczystą dłoń. Uważnie przyjrzała się swoim rękom i rozpostarła palce; wyglądałyby tak samo jak zawsze, gdyby nie fakt, że mogła przez nie dostrzec ścianę. Na rękawie czarnej szaty nadal widniała plama, przypadkiem zrobiona przez Rona podczas lunchu. Odznaka Naczelnego Prefekta dalej była lekko przekrzywiona, tak jak tego ostatniego poranka. Krytycznie przyjrzała się swojemu mundurkowi i stwierdziła, iż mimo zaistniałych okoliczności, prezentował się w miarę znośnie, pomijając lekko opadniętą skarpetkę. W ogóle jakim cudem skarpetka ducha mogła się zsunąć z nogi?

Wzruszając ramionami Hermiona ponownie uniosła dłoń żeby zapukać.

Jej pięść przeniknęła przez drewno. „No dobra” - mruknęła pod nosem i biorąc głęboki wdech, zamknęła oczy i zanurkowała w drzwi.

Już po drugiej stronie ostrożnie otworzyła oczy. Wymknęło jej się ciche westchnienie ulgi. Klasa była oczywiście pusta, ale zauważyła smugę światła w drzwiach prowadzących do gabinetu Mistrza Eliksirów. Kiedy się do nich zbliżyła, mogła zobaczyć Severusa Snape’a siedzącego przy biurku i przeglądającego papiery. Jego czarne włosy zwisały w strąkach wzdłuż twarzy, a jego nieprzystępna, kanciasta twarz w świetle świecy wyglądała chyba jeszcze bardziej ponuro niż zwykle.

Nie mogąc zapukać w drzwi, Hermiona odchrząknęła.

- Profesorze Snape?

- Jest późno panno Granger i dawno już rozpoczęła się cisza nocna. Wierzę, że ma pani jakiś wyjątkowy powód… - przerwał nagle. - Panna Granger? - zapytał, a jego głos wzniósł się o kilka tonów. Ze zdziwienia potrącił łokciem kałamarz stojący na biurku. Tłumiąc przekleństwo złapał małe srebrne naczynie powstrzymując od sturlania się na podłogę i postawił na blacie.

- Panna Granger - powtórzył już bardziej opanowanym głosem. - Wygląda to na nadzwyczaj nieprzewidziany rozwój wypadków. - Uniósł palce i z niesmakiem spojrzał na kapiący z nich atrament.

- Doprawdy? - odpowiedziała rozdrażniona. - Niech pan sobie wyobrazi jak ja byłam zdziwiona.

Ponure spojrzenie którym ją obdarzył nie zdołało zbić jej z tropu.

- Miałam nadzieję, że pan, panie profesorze, będzie w stanie powiedzieć mi, co się wydarzyło. Jak długo jestem martwa? Co się w ogóle stało?

- Proszę usiąść - powiedział niechętnie, po czym wskazał swoją poplamioną atramentem ręką na drewniane krzesło stojące po drugiej stronie biurka.

Hermiona zbliżyła się z lekką obawą - na szczęście udało jej się usiąść, a nie przeniknąć przez mebel. Uśmiechnęła się z ulgą i popatrzyła uważnie na Mistrza Eliksirów, który właśnie wycierał ręce chusteczka do nosa.

- Odpowiadając na pierwsze pytanie, panno Granger, umarła pani zaledwie tydzień temu. W piątek. Razem z Nevillem Longbottomem pracowaliście wtedy nad eliksirem.

- Krople Błyskawicznego Snu - dodała Hermiona marszcząc czoło, kiedy powróciły wspomnienia. - Ale zrobiliśmy go przecież dobrze! - zaprotestowała.

- Tak, zrobiliście - przyznał niechętnie Snape. - Mniejsza o to. Zamiast zasnąć, umarłaś. Prawie natychmiast, w gruncie rzeczy. Kierując się sugestią pana Longbottoma, poprosiłem profesor Sprout o sprawdzenie kwiatów kapturnika używanych podczas warzenia. Okazało się, że rośliny były zarażone jakimś rodzajem grzyba.

Przerwał i zaczerpnął powietrza. - Tak naprawdę panno Granger, dzięki temu, że skończyła i wypróbowała pani eliksir jako pierwsza, koledzy zawdzięczają pani życie. Jeśli wszyscy spróbowaliby mikstury, prawdopodobnie wszyscy umarliby w przeciągu paru minut.

- Och - westchnęła Hermiona z ulgą, że jej koledzy nie zostali wybici co do nogi, ale oczywiście nieco mniej uradowana z powodu ceny, którą przyszło jej za to zapłacić.

- Cóż, mam nadzieję, że pański dostawca dostał to, na co zasłużył - dodała ostrzejszym tonem.

- Można tak powiedzieć - odpowiedział ze zwodniczą uprzejmością. - Przypuszczam, że planuje ufundować stypendium pani imienia.

- O Merlinie! - wykrzyknęła nagle Hermiona, przypomniawszy sobie o czymś.

- Co z moimi rodzicami? I z Harry’m i Ronem? Musieli szaleć z rozpaczy.

- Twoi rodzice byli załamani - odparł Snape. - Otrzymali ciało po nabożeństwie żałobnym w poniedziałek, a pogrzeb odbył się wczoraj po południu. Byli na nim twoi przyjaciele oraz większość kadry.

- Był pan na moim pogrzebie? - spytała zaskoczona.

Snape wyglądał na lekko zakłopotanego. - Umarła pani w mojej klasie. To było właściwe, żebym w nim uczestniczył.

- Jak się mają Harry i Ron? - zapytała, nie będąc do końca pewna czy siedzący naprzeciwko mężczyzna zechce odpowiedzieć na to pytanie. - Nawet nie wyobrażam sobie, jak bardzo mogą być przygnębieni.

- Jak mniemam radzą sobie.

- Muszę iść się z nimi zobaczyć - zadumała się dziewczyna.

- Jest już bardzo późno panno Granger - zauważył Snape. - Może powinna pani zaczekać do rana.

- Och, tak, jasne.... - Hermiona przechyliła głowę, zastanawiając się nad czymś. - Dlaczego jest pan taki miły? - zapytała. - Z reguły jest pan o wiele bardziej nieprzyjemny. - W momencie kiedy to powiedziała, zapragnęła cofnąć czas, przynajmniej dotąd, aż dowie się, czy Gryffindor może tracić punkty przez zachowanie gryfońskich duchów

- Panno Granger, jest pani martwa i tylko dzięki temu cała klasa jeszcze żyje. W tych okolicznościach zapewne rozumie pani moją wyrozumiałość. - Wbrew łagodnie brzmiącym słowom, rozdrażnienie profesora zaczynało być widoczne.

- Tak mi się zdawało - zgodziła się.

- Dobrze. Teraz. Idź precz. Mam dużo rzeczy do zrobienia i żadną z nich nie jest pozwalanie na marnowanie mojego czasu przez ducha, a tym bardziej takiego ducha.

Hermiony nie zaskoczył nagły powrót Snape’a do swojego zwykłego stylu bycia, była raczej zdziwiona, że w ogóle kłopotał się odpowiadaniem na jej pytania. Uniosła się z krzesła, nie zwracając uwagi na to, że jej stopy znajdowały się kilka cali nad podłogą.

- Dziękuję panu. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam za bardzo.

Nie zaszczycił jej odpowiedzią, więc opuściła gabinet, już tylko z lekkim wahaniem zanurzając się w wyjściowych drzwiach. Potem zatrzymała się na zewnątrz zastanawiając się, co ze sobą począć.

Przez pozostałą część nocy i wczesny ranek zajmowała się eksploracją lochów, wtykając w ściany najpierw swoją rękę, a po niej głowę, co rusz odkrywając zapasowy pokój lub jeszcze jeden korytarz.

Dotarła do niej ironia sytuacji. Teraz, kiedy miała praktycznie nieograniczony dostęp do magazynu Snape’a, w żaden sposób nie mogła tego wykorzystać. Kiedy zbierała się na odwagę, żeby zacząć przenikać przez ściany na ślepo, promienie słoneczne zaczęły przesączać się przez małe okna, pozwalając jej stwierdzić, że znajdowała się prawdopodobnie w pokojach Slytherinu. Cóż, obecność zielonych i srebrnych kotar przy wąskich łóżkach rzucała się w oczy.

***

Korytarze przemierzali nauczyciele i uczniowie. Hermiona przepływała między nimi, dopóty, dopóki nie dotarła do wieży Gryffindoru.

Dla człowieka przejście przez ducha było uważane za bardzo niegrzeczne i przypuszczała, że w drugą stronę było podobnie. Nie mogła sobie przypomnieć przenikającego przez nią ducha, kiedy jeszcze żyła, ale nigdy nie zwracała na to większej uwagi. Teraz żałowała, że tego nie robiła.

Gruba Dama miała czas tylko, żeby otworzyć usta, kiedy Hermiona zanurzyła się w obrazie i przeszła przez otwór. Kilku Gryfonów było w pokoju wspólnym, ale uczniowie byli przyzwyczajeni do duchów wałęsających się po zamku. Nikt nie podniósł głowy, kiedy przepłynęła obok i nikt nie zauważył, że ich dawna Prefekt Naczelna stała się jednym z nich.

Dormitorium siódmoklasistów znajdowało się na szczycie schodów. Hermiona nie przejmowała się w ogóle pukaniem, tylko po prostu wsunęła się do środka, na co znajdujący się tam właśnie Seamus Finnegan wydał raczej dziewczęcy pisk i pospiesznie zasłonił bokserki szatą.

- Nie ma tu Harry’ego i Rona? - spytała, rozglądając się po prawie pustym pokoju.

- Są na treningu - Seamus złapał oddech i wskazał na boisko do quidditcha, a następnie konwulsyjnym gestem złapał opadającą szatę.

- Nie przejmuj się Seamus - powiedziała Hermiona. - Nie byłam zainteresowana w zeszłym roku i z pewnością nie jestem zainteresowana teraz. - Wysunęła się przez drewniane drzwi, zanim zaskoczony Seamus zdążył cokolwiek odpowiedzieć.

Boisko do quidditcha znajdowało się po zachodniej stronie zamku, którego bryła, widoczna w całej swej okazałości, skąpana była w promieniach wschodzącego słońca.

Hermiona zawahała się na progu, zastanawiając się czy będzie w stanie opuścić zamek, ale nie napotkała żadnego oporu, kiedy stanęła na trawie. Chociaż czuła chłód rosy pod stopami, nie zostawiała za sobą żadnych śladów.

Zauważyła dwóch chłopców niosących swoje miotły na ramionach i wlokących się w posępnej ciszy wzdłuż skraju boiska. Wszystko w nich, poczynając od zgarbionych ramion, do milczenia, które wisiało pomiędzy nimi, mówiło o ich obecnym stanie. Przez moment Hermiona nie chciała im przeszkadzać, ale po chwili zorientowała się, że to ona jest powodem ich załamania.

- Harry? Ron? - zawołała cicho.

Chłopcy zatrzymali się. Popatrzyli po sobie nerwowo i w widoczny sposób zbierali się na odwagę, by się obejrzeć. Ich okrzyki zabrzmiały wyjątkowo zgodnie.

- Oh, na miłość boską! - zbeształa ich Hermiona. - Co jest z wami? Widywaliśmy duchy każdego dnia odkąd przybyliśmy do Hogwartu!

- Her-Her-Her - jąkał się Ron.

- Hermiona - krzyknął Harry.

- Jesteś duchem! - powiedzieli jednocześnie.

Dziewczyna przewróciła oczami. Nadzieja czarodziejskiego świata. Doprawdy.

- Jesteś duchem - powtórzył Ron. - Normalnym, najprawdziwszym duchem!

Chłopcy równocześnie spróbowali ją uścisnąć, co skończyło się wpadnięciem sobie w objęcia, kiedy ich ramiona przeniknęły przez Hermionę.

- Argh - powiedział Ron, wyplątując się z objęć Harry’ego.

Harry poprawił okulary.

- Naprawdę, cieszę się, że cię widzę, nawet jeśli nie mogę cię uścisnąć. Bardzo za tobą tęskniliśmy Hermiono.

- Tak - potwierdził Ron, wzdychając ciężko. - Naprawdę tęskniliśmy. Było okropnie. Cały czas martwiliśmy się o Harry’ego, że zostanie zabity przez Sama-Wiesz-Kogo, a teraz ty tak po prostu umarłaś przez jakieś głupie kwiaty.

- No, przykro mi. Ja też nie jestem zachwycona tą sytuacją.

- Ale jak to się stało? - zapytał Ron. - Ty przecież jesteś martwa!

- Według Szarej Pani mam jakąś niedokończoną sprawę, więc wróciłam jako duch.

- Niedokończoną sprawę? - zapytał Harry.

- Wiesz, przez ostatnie parę tygodni miałam chyba lekką obsesję na punkcie moich owutemów.

- Chyba miesięcy - mruknął Ron.

- Więc - oto jestem. - Hermiona rozpostarła ramiona, tym gestem jakby prezentując swoją przezroczystą osobę.

- Tak bym chciała móc was uściskać - przyznała się.

- Ja też - powiedział Harry. - Ale i tak dobrze mieć cię tu z powrotem… To już nie boli tak bardzo.

- Taa. Nadal jest okropnie, ale cieszę się, że wróciłaś - powiedział Ron, a cień uśmiechu rozjaśnił jego twarz. Harry także wyglądał na zadowolonego. Hermiona rozpromieniła się w odpowiedzi, zachwycona, że może ponownie być razem z przyjaciółmi.

- Myślicie, że moglibyście napisać za mnie do moich rodziców? Mam teraz małe problemy z trzymaniem pióra, ale chciałabym im wysłać wiadomość.

- Jasne - zgodził się Harry. - Tylko nie wiem czy to im jakoś pomoże. I tak przecież nie możesz ich odwiedzić przecież to wiesz, prawda?

- Nie? - Hermiona zdumiała się głośno. - Duchy nie mogą podróżować? Czy nie są w stanie?

- Merlinie. Jest martwa i nadal zadaje pytania - jęknął Ron i rozanielony wyraz zagościł na jego twarzy.

- Przypuszczam, że jak zwykle, będziesz chciała sprawdzić to w bibliotece, nie?

- Oczywiście - odpowiedziała Hermiona uśmiechając się szeroko. - Mam masę rzeczy do przeczytania.

Z boiska rozległ się czyjś głos, wołający chłopców.

- Już idziemy - odwrzasnął Ron.

- Musimy iść - powiedział Harry pośpiesznie. - Już przegapiliśmy dwa treningi i jeśli opuszczę trzeci, będę musiał zrezygnować z funkcji kapitana.

- Spotkamy się w bibliotece po lunchu - powiedział Ron. - Naprawdę dobrze cię wiedzieć Hermiono. Cieszę się, że nadal będziesz w pobliżu.

Hermiona pomachała im, kiedy odbiegli w stronę boiska, a jej serce rosło, kiedy widziała ożywienie w ich krokach - już wiedzieli, że wróciła. Może nie do końca w tej samej postaci, ale wciąż jako ich przyjaciółka i powierniczka. Uśmiechając się do siebie wróciła do zamku, zauważając, że samo przebywanie w środku tej potężnej, kamiennej budowli sprawia, że czuje się wygodnie i bezpiecznie.

Kiedy ponownie udała się do wieży Gryffindoru, pamiętała żeby powiedzieć „przepraszam” Grubej Damie, zanim przeniknęła przez jej portret. Nie miała pojęcia jakie jest hasło i szczerze mówiąc, nie obchodziło jej to. Jak zwykle w sobotę, pokój wspólny był pusty. Inni Gryfoni byli albo na śniadaniu, albo jeszcze spali.

Gdy znalazła się na górze była trochę zaskoczona, widząc tylko dwa łóżka w pokoju, który zajmowała przez ostatnie sześć lat razem z Parvati Patil i Lavender Brown. W miejscu, gdzie kiedyś stało trzecie, leżało tylko kilka pudeł, z których jedno zawierało jej podręczniki. Żadnego śladu po kufrze, ubraniach, zniknęła nawet miska Krzywołapka. Wolała nie myśleć, co stało się z kotem, który był jej towarzyszem przez ostatnie pięć lat, mogła tylko mieć nadzieję, że rodzice zabrali go ze sobą do domu.

Przez uchylone drzwi dotarły do niej głosy koleżanek i Hermiona wyprostowała się, ciesząc w myślach na wylewne powitanie swoich przyjaciółek. Zamiast tego, dwie dziewczyny które weszły do pokoju nie przerywając rozmowy, zobaczywszy Hermionę w jej nowej postaci, natychmiast upuściły na podłogę niesione właśnie przybory toaletowe i zaczęły krzyczeć.

- Och, zamknijcie się obydwie na chwilę - zażądała gniewnie.

W przeciwieństwie do Rona i Harry’ego, dziewczyny zaczęły krzyczeć jeszcze głośniej, obejmując się kurczowo, dopóki nagle nie przypomniały sobie, że mają nogi i nie rzuciły się z powrotem do drzwi.

Jednak hałas zwrócił uwagę innych Gryfonów, wracających właśnie ze śniadania. Zaciekawiony tłum zaczął się gromadzić w korytarzu.

- Widzicie? Nie oszalałem! - oświadczył Seamus, już w pełni ubrany. Wskazał na Hermionę - Mówiłem wam, że ją widziałem! - Stojący obok niego Neville i Dean przytaknęli.

- Co ma znaczyć to całe zamieszanie? - zapytał ostry głos, a uczniowie niechętnie zrobili przejście swojej Opiekunce Domu. Profesor McGonagall ponagliła szóstoklasistów do szybszego zejścia jej z drogi i zatrzymała się na progu pokoju.

- Na Merlina - wykrzyknęła, kiedy zobaczyła Hermionę stojącą obok swoich książek.

- Dzień dobry pani profesor - powiedziała ta grzecznie.

Usta McGonagall otworzyły się i zamknęły trzy razy, zanim profesor była w stanie coś powiedzieć.

- Dzień dobry. Jesteś duchem Hermiony Granger?

Zdziwiona tymi słowami Hermiona skinęła głową.

- Rozumiem - powiedziała starsza czarownica. - Jakie są twoje zamiary?

- Nie mam żadnych - odpowiedziała zakłopotana Hermiona. - Ja tylko się obudziłam, albo zmaterializowałam, czy jak tam to się nazywa. Chciałabym wiedzieć co straciłam. - Wskazała na książki, które towarzyszył jej przez całą szkolną karierę. - Najwyraźniej jednak przybyłam zbyt późno, żeby to miało jakiekolwiek znaczenie.

- Martwisz się o swoje książki? - zapytała szorstko profesor McGonagall. - Czy masz jakieś życzenia, co się ma z nimi stać?

Powoli zaczynając czuć irytację, Hermiona skrzyżowała ramiona.

- Nie za bardzo. Chyba, że Ginny Weasley by je chciała.

- Panno Weasley - zawołała przez ramię McGonagall. - Możesz tu podejść na chwilę?

Ładna rudowłosa dziewczyna pojawiła się w drzwiach i pomachała im energicznie.

- Cześć Hermiono. Jak się czujesz?

- Martwa, oczywiście - odpowiedziała Hermiona uśmiechając się. Ginny także odpowiedziała uśmiechem, choć według Hermiony nieco wymuszonym.

- Chciałabyś moje książki? Nie będziesz ich potrzebować, aż do następnego roku, ale chciałabym ci je dać. Najwyraźniej moi rodzice… - głos się jej załamał, ale zmusiła się, żeby mówić dalej - moi rodzice nie chcieli ich wziąć.

Ginny skinęła głową i machnęła różdżką, a książki uniosły się i poszybowały za nią. Tłum stojący za McGonagall rozstąpił się by ją przepuścić.

Kiedy odeszła, Opiekunka Gryffindoru rzuciła Hermionie swoje słynne spojrzenie - A co z resztą rzeczy?

- Nie obchodzi mnie to - powiedziała Hermiona. - Chociaż… Co się stało z moją różdżką? - Przeszukała swoje szaty, ale mała kieszeń w jej mundurku była pusta.

- Twoja różdżka została spalona podczas pogrzebu - powiedziała nauczycielka. - Czy jest jeszcze coś, o co chciałabyś zapytać?

Chciałabym wiedzieć czemu zachowujesz się tak dziwnie - pomyślała Hermiona, ale nie powiedziała tego na głos. Potrząsnęła tylko głową.

- W takim razie, panno Granger, muszę pani przypomnieć, że duchy Hogwartu nie mogą przebywać w pokojach wspólnych i dormitoriach uczniów. Możesz przebywać w całym zamku, oprócz wieży Gryffindoru.

Hermiona poczuła się jakby została spoliczkowana. Gorzej, czuła się jakby się jej wyparto. Widziała surową, nieprzejednaną twarz McGonagall i nerwowe ruchy zażenowanych kolegów i koleżanek, odkryła, że nikt nie śmie nawet na nią spojrzeć.

- Rozumiem - wyszeptała. Nie będąc do końca pewną, jak to zrobiła, Hermiona rozpłynęła się w powietrzu…


C.D.N.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.