Opowiadanie
sin (grzech)
rozdział 13
Autor: | feroluce |
---|---|
Korekta: | Arleen |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Fikcja, Romans, Science-Fiction |
Uwagi: | Erotyka |
Dodany: | 2008-11-23 10:46:41 |
Aktualizowany: | 2008-11-23 10:46:41 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Witam wszystkich Czytelników. Oto przedostatni fragment opowiadania.
Życzę miłej lektury!
41. Morrigaine wyglądała strasznie. Na jej bladozielonej skórze pojawiły się jasne plamy wyczerpania energetycznego. Celeste może i była niezwykle uzdolnioną uzdrowicielką, jednak też wciąż niespełna siedmioletnim dzieckiem. Leczyła Morrigaine, działo się to jednak kosztem sił chorej. Kurowanie tak ciężkich obrażeń było dla małej dużym obciążeniem - nie miała jeszcze na tyle rozwiniętych zdolności do magazynowania energii, by móc się nią dzielić. Musiała korzystać z tej, która należała do rannej.
- Lorra, nie patrz na mnie z taką rozpaczą. Będę żyła. Ta mała samiczka poskładała mnie jak układankę. Niezwykle utalentowane dziecko. Gdyby nie ona, już nigdy nie mogłabym chodzić. Ta małpia Atelicze niemal rozgniotła mnie na papkę. Jak trochę odzyskam siły, dokończy leczenie. Będę jak nowonarodzona.
- Morri… Może dać ci trochę energii? Chętnie się podzielę.
- Tylko bez takich pomysłów! Oszczędzaj ją dla tego, kogo nosisz pod sercem. Teraz zaczyna się dla ciebie krytyczny okres. Nie będziesz mi tu traciła mocy na głupoty!
Uśmiechnęłam się. Cała Morrigaine. Komenderuje nawet przykuta do łóżka! Chyba pomyślała o tym samym, bo obie zaczęłyśmy jak na komendę chichotać.
Nagle Morrigaine spoważniała.
- Lorrelaine… Muszę ci coś powiedzieć…
Zesztywniałam. Odkąd pamiętam tylko ze dwa razy Morri zwróciła się do mnie pełnym imieniem.
- Lorrelaine… Co wiesz o swoim pochodzeniu?
I znowu wypływała ta kwestia. Dobrze pamiętałam, jak intrygowała ona Sina. Wydawało się, że ostatecznie odkrył prawdę, lecz jeśli nawet tak było, nic mi nie powiedział. Wyraźnie uznał, że tak dla mnie lepiej. Bezpieczniej. A ja, tak naprawdę, nie chciałam wiedzieć.
- Jestem mieszanej krwi. Tyle wiem.
- Nic więcej?
Potrząsnęłam głową. Po co ona tak mnie wypytuje?
- Nie pamiętasz swojej matki?
Znowu potrząsnęłam głową.
- Byłam zbyt mała. Wychowała mnie Beatrycze i jeśli kogoś mogę nazywać matką, to właśnie ją.
Morrigaine wyraźnie posmutniała. Jakiś cień przysłonił jej oczy nadając im barwę lipowych liści.
- Musisz koniecznie wiedzieć coś o pani Ish.
- Wszystko, co muszę wiedzieć o tej suce, która cię skatowała, to czy ktoś w końcu da jej porządną nauczkę!
Morrigaine potrząsnęła głowa.
- Musisz wiedzieć jeszcze jedną rzecz. Ish jest twoją młodszą siostrą.
Potrząsnęłam głową i roześmiałam się. No nie, to już kompletna bzdura!
Jednak Morrigaine nie wyglądała, jakby żartowała. Sprawiała wrażenie śmiertelnie poważnej.
Uśmiech na moich ustach zgasł.
- Ty… Ty mówisz serio!
Uświadomiłam sobie, że to możliwe. W końcu, co ja właściwie wiedziałam o swoim pochodzeniu?
To było możliwe, chociaż zakrawało na wyjątkową złośliwość Losu.
Nieświadomie zaczęłam krzyczeć.
- Skąd ty to wiesz?!
Morrigaine mówiła tak cicho, że ledwie dało się ją słyszeć.
- Wiem to, bo znałam twego ojca, Lorrelaine. Twoje imię. To ja ci je nadałam.
Krew odpłynęła mi z głowy. Usiadłam na łóżku czując, że chyba zaraz zemdleję.
- Sin wiedział.
To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy.
- Czemu… Czemu on wiedział wcześniej ode mnie?! Czemu mi nie powiedziałaś?! Czemu wszyscy wiedzieli, tylko ja nie?!
Odwróciła głowę.
- Nikt nie znał prawdy, oprócz pana Sina, który sam się wszystkiego dowiedział. W końcu, było nie było, jest prawnikiem i to dobrym. I oprócz Ish, która wyciągnęła mi tę wiedzę prosto z głowy. Podejrzewam, że to właśnie ta informacja doprowadziła ją do amoku.
Popatrzyłam na swoje dłonie.
- Czemu mówisz mi to teraz?
- Ponieważ wystraszyłam się. Kiedy Ish mnie zaatakowała zrozumiałam, że może zaprzepaściłam swoją ostatnią szansę, by ci powiedzieć. I śmiertelnie się tego wystraszyłam. Już dłużej nie mogę… Przepraszam, Lorra. Powinnam była to zrobić wcześniej. Trzeba oddać sprawiedliwość panu Sinowi - on już od dawna tak twierdził. To na moją prośbę nic ci nie powiedział. Ale ja się bałam. Bałam się jak zareagujesz. W końcu jestem ci właściwie obca…
Parsknęłam, ale nie było w tym złości.
- A jak miałabym zareagować? Najpierw zaskoczeniem, potem być może pozłościłabym się chwilę, a następnie cieszyła jak szalona.
- Wysłuchasz całej historii? Chciałabym byś zrozumiała, czemu musiałam tak postępować.
Skinęłam głową.
- Milczałam, Lorra, bo musiałam. Zostałam zmuszona do wyrzeczenia się ciebie, ale to była jedyna szansa, byś przeżyła. W sumie cała historia może ci się wydać dość trywialna. Ja… Poznałam twojego ojca w posiadłości dalekiego kuzyna pana Sina. Wysłano mnie tam, bo córka pana domu miała zdrowego samca Suni. Który, nawiasem mówiąc, był ciężko zakochany w jednej z Mebli i kompletnie nie zwracał na mnie uwagi.
Przerwała na moment, jak gdyby szukała słów.
- On był oficjalnym narzeczonym córki pana domu. Co mogę powiedzieć? Poznałam go i zakochałam się jak głupia. Całkowicie straciłam głowę. Nie sądziłam, że mnie zauważa, aż do… Nieważne. Zostaliśmy kochankami. Wiedziałam, od samego początku, że to beznadziejny układ. Że pcham się jako ta druga i taki związek nie ma najmniejszych szans na przetrwanie. Że krzywdzę siebie, jego i tę zupełnie niewinną Atelicze, którą dla niego przeznaczono.
Uśmiechnęła się gorzko.
- Wiesz, co było w tym najgorsze? Ja ją naprawdę lubiłam. Jak na Atelicze była bardzo miła. Nie traktowała nas, Suni, przedmiotowo. Była też bardzo samotna i stęskniona za damskim towarzystwem, więc, gdy tylko się zorientowała, że umiem mówić, chętnie ze mną przebywała. Można powiedzieć, że się zaprzyjaźniłyśmy. To ona nas sobie przedstawiła - straszne, prawda? Do tego sprawiała wrażenie zakochanej w swoim narzeczonym. Jednak nawet to nie było w stanie mnie powstrzymać. Pchałam się w ten związek z niemal samobójczą desperacją. Jak się możesz domyślić, nie trwało to zbyt długo. Ktoś nas nakrył. Skandal wisiał w powietrzu; groziło mu zerwanie zaręczyn. Był gotów to zrobić: zwolnić ją ze słowa i pozwolić odzyskać honor; zabrać mnie i zniknąć. Jednak w tym momencie wmieszały się starszyzny obu klanów, którym nie spodobało się takie rozwiązanie. Małżeństwa Atelicze to przede wszystkim układy handlowe, samice tej rasy są towarem drogim i deficytowym. Łatwo można więc zrozumieć, że z powodu zwykłego kaprysu jednego samca rody nie pozwoliłyby zrujnować tak ważnej umowy. Sposób na rozwiązanie dylematu był prosty: Suni narobiła kłopotów, to pozbądźmy się Suni - a problem sam się rozwiąże. Byłam już wtedy w ciąży z tobą. Co mógł zrobić? Ustąpił. Miałam zniknąć, zniknąć miał też dowód przestępstwa - ty. On jednak postawił klanom twardy warunek - obie musiałyśmy przeżyć; inaczej nici z umowy, choćby miał się zabić, by ją zerwać. I tak też się stało. Ja trafiłam do pana Sina z nałożonym na umysł blokadami, by nawet przypadkiem jego imię nie pojawiło się w moich myślach, zaś ty… Ty miałaś pecha. Urodziłaś się z ewidentnymi cechami mieszańca. Dlatego właśnie odebrano mi ciebie tak szybko, jak tylko się dało i sprzedano. Byś nigdy nie poznała ani mnie, swego ojca ani nikogo, kto kiedykolwiek słyszał o tej starej historii.
- Co z nim? Moim… ojcem?
- Zgodnie z umową ożenił się niedługo potem ze swoją narzeczoną. Ją na szczęście utrzymano w nieświadomości, przynajmniej do dnia ślubu. Później pewnie i tak się dowiedziała, lecz było to już bez znaczenia. Więź zmienia Atelicze. Przekształca ich uczucia, uwarunkowuje je, uzależnia od jednej osoby. On był już jej. Poświęcił swoje uczucia, by uratować życie mnie i tobie. O ile mi wiadomo, masz sześciu przyrodnich braci i jedną siostrę.
- Ish.
Przytaknęła.
- Więc poświęcił się, tak?
Musiała usłyszeć zgryźliwą ironię w moim głosie. Znałam Atelicze i doprawdy trudno mi było uwierzyć w „poświęcenie”. Dla mnie był to zwykły skok w bok wciąż jeszcze niezwiązanego więzią samca, który po prostu skorzystał z okazji, skoro ta sama pchała mu się w ręce.
Morrigaine uśmiechnęła się miękko.
- Nie wierzysz mi, prawda? Nie zdziwiło cię, że założono mi blokady? Po co zakładać je Suni? Co by szkodziło, gdybym zaczęła mówić? Tylko dałabym pretekst do wyeliminowania mnie. A ja nie mogę nawet pomyśleć jego imię, o wymówieniu nie wspominając. Czy to nie jest dziwne?
Popatrzyłam na nią zdumiona. To rzeczywiście było niezwykłe. Mógł być tylko jeden powód, by zakładać tak ciężkie restrykcje na umysł Morrigaine.
Pełne imię jest dla Atelicze świętością, kluczem do duszy jego właściciela. Największym darem, jaki mógł dać osobie, którą pokochał.
- Tak. Lorrelaine, poznałam jego pełne brzmienie.
42. - Coś ty, na Świętą Ewolucję, zrobił najlepszego?!
Mai przeczesał dłonią włosy, jak zwykle je rozczochrując.
Co zrobił, to Sin sam wiedział najlepiej.
- Zdajesz sobie sprawę, że w tym momencie powinienem cię oskarżyć i osądzić?
- A także skazać i prawdopodobnie wykonać wyrok. Wiem. W sumie nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś zrobił to ty; ale pewnie rodzina Ish zażąda prawa do zemsty. I je otrzyma. Ona zwariowała, to podchodzi pod naruszenie statusu umysłu. Do tego dochodzi zlikwidowanie wolnej samicy. Za coś takiego sam bym się skazał na przenicowanie.
Mai tylko się skrzywił.
- O ile mi wiadomo, właśnie to zrobiłeś.
Sin spojrzał na niego twardo.
- Jeśli sądzisz, że czuję jakąkolwiek skruchę, to się mylisz. W tej chwili jedyną rzeczą, jaka mnie martwi, jest bezpieczeństwo Lorrelaine i wasze. Ish zniknęła. Może być wszędzie, a w obecnym stanie jest zdolna do wszystkiego.
Dowiedział się w końcu, skąd Ish odgadła, że należy zaatakować tę konkretną Suni w jego posiadłości.
Sam jej to przekazał. Kiedy wymusiła na nim pocałunek, całe wieki temu, nieopatrznie wymknęła mu się myśl o samiczce pachnącej jabłkami… Myślał wtedy o Lorrelaine, ale jakoś nie zauważył, że Morrigaine, jako jej najbliższa krewna, pachnie podobnie. A Ish skojarzyła.
To była czysta loteria, bo mogło paść na każdą inną Suni należącą do Sina - nie tylko Morrigaine i Lorrelaine uwielbiały jabłka. A praktycznie każda miała głowę pełną niebezpiecznej wiedzy. Cena swobody, traktowania jak istotę ludzką. W innych posiadłościach, gdzie Suni pełniły tylko funkcję przedmiotów, w ich pamięci zwykle nie kryło się nic ważnego. Suni nauczyły się tam nie widzieć, nie słyszeć, nie zauważać niczego…
Ale Morrigaine wiedziała najwięcej. A zapach jabłek zaprowadził Ish prosto do niej.
To wywołało lawinę wydarzeń, których finałem była prowadzona w przyśpieszonym tempie ewakuacja posiadłości Mai. Ish wiedziała, gdzie szukać Lorrelaine. A w obecnym stanie psychicznym jej zachowanie było kompletnie nieprzewidywalne.
Lorrelaine jednak poszła w zaparte i powiedziała, że nigdzie się nie ruszy, dopóki nie zobaczy się z Sinem. Mai przyznał jej niechętnie nieco racji, jakkolwiek jej zachowanie było nadal nielogiczne. Suni zasługiwała na wyjaśnienia, a Mai nie uważał się za osobę do tego właściwą. Dramat rozgrywał się między tą dwójką i między sobą musieli go rozstrzygnąć.
Uparta samica okazała się świetnym pretekstem, by ściągnąć tu Sina, a to pozwalało mieć go na oku. W pewien sposób jego przyjaciel był równie nieobliczalny jak ta wariatka Ish.
- Wysłałem Sesi, by znalazła Lorrelaine. Niedługo powinny się zja…
W tym momencie otrzymał telempatyczny przekaz od Sesilije. Kontakt był tak silny, że jego echo dotarło nawet do Sina.
Ses nie znosiła używać telempatii, chociaż dzięki więzi z Mai mogła w ograniczonym zakresie korzystać z niej. Robiła to tylko w sytuacjach krytycznych, gdy nie miała innego wyboru.
Tym razem było to jedno, przesycone trwogą słowo.
„Mai!”
Atelicze, kiedy im na tym zależy, potrafią się poruszać naprawdę szybko. Obaj prawnicy nie bawili się w biegnięcie wszystkimi korytarzami i schodami posiadłości. Po prostu wyskoczyli z okna na trzecim piętrze i popędzili na przełaj przez park w kierunku, z którego dobiegał przekaz.
Bo Sesilije znalazła Lorrelaine.
I Ish.
hm
tym razem trafilo sie pare niezrecznosci stylistyczno-jezykowych, chocby "A ja nie mogę nawet pomyśleć jego imię," - aua. Powinno chyba byc 'nie moge nawet w myslach wypowiedziec jego imienia' czy jakos tak.
Niemniej, ciekawa jestem, jak zakonczysz cala historie:)
pzdr.,
ios.